Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

“Ladies and gentlemen, it is my pleasure to announce that I’m officially running for President of the United States of America.”

W dobie kampanii prezydenckiej w USA (a właściwie już jej finiszu), książka Katy Evans wpisuje się jak ulał.

Historia przedstawiona w tej pozycji to dosyć klasyczny hollywoodzki romans. On - pierwszy playboy Ameryki i ona - słodka córka senatora. To opowieść o rodzącym się uczuciu osób, którym nie jest pisane być razem, a przynajmniej czas jest nieodpowiedni. Wszystkie ich schadzki narażone są na wybuchnięcie skandalu, który zagrozi kandydaturze na prezydenta. A tego oboje nie chcą.

Poza tym, że jest to głównie współczesny romans, nie można nie odnaleźć ciekawych aspektów politycznych. Autorka podała nam naprawdę dobry pomysł na prowadzenie kampanii wyborczej. Brak nudnych sloganów wyborczych i system alfabetu - poprawa wszystkich aspektów kraju od A do Z.
A - Arts,
B - Bureaucracy,
C - Culture,
D - Debt,
E - Education,
F - Foreign relations policies...

Interesujące. Right?!

"We've met with hundreds of thousands of people. You get to see all the varieties, all the ethnicities that now make up Americans. You get to see courage, suffering, hope, politeness, rudeness, anger, despair - all of that is America. Sadness is when you don't listen to those in pain until they're crying. You don't listen to those suffering because sometimes they're the ones most silent."

Książka ma tylko 280 stron, czyta się ją szybko, ale nie jest to standalone. 11 stycznia można oczekiwać tomu drugiego. Część pierwsza nie kończy się jakimś znaczącym cliffhangerem, można domyśleć się, jak potoczą się losy bohaterów. Sam tytuł tomu drugiego - Commander in Chief - daje dużą podpowiedź. I oczywiście, warto wspomnieć, że w moim przekonaniu, nie jest to historia z happy endem. Przynajmniej nie na razie.

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

“Ladies and gentlemen, it is my pleasure to announce that I’m officially running for President of the United States of America.”

W dobie kampanii prezydenckiej w USA (a właściwie już jej finiszu), książka Katy Evans wpisuje się jak ulał.

Historia przedstawiona w tej pozycji to dosyć klasyczny hollywoodzki romans. On - pierwszy playboy Ameryki i ona - słodka córka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"This story will make YOU smile.
This story will make YOU angry.
This story will make YOU crazy.

I hope YOU love it, baby."

OMG! K. Webster, what have you done?!

Myślałam, że tom pierwszy tej serii był "okropny", ale TA książka przebiła wszystkie dotychczas mi znane z tego gatunku. Uwielbiam ją i nienawidzę!
A jest to bardzo bardzo ciemny rodzaj literatury, nie dla każdego odpowiadający z uwagi na wulgarne słownictwo, dużą ilość przemocy i seksu.
Sama autorka na pierwszej stronie upomina, że przeczytanie tej książki nie będzie dla każdego komfortowe.

"I've always had an addictive personality. And I'll gladly inject her into my soul for the rest of my life."

Po przeczytaniu ostatniego rozdziału, na usta cisnęło się tylko WHAT THE F*CK!!
Bo u pani Webster sielanka bohaterów nie może trwać zbyt długo.

Autorka ostrzegała, że lektura tej książki wywołuje wiele sprzecznych emocji.
You know what? Miała rację!
Ugh!!!

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

"This story will make YOU smile.
This story will make YOU angry.
This story will make YOU crazy.

I hope YOU love it, baby."

OMG! K. Webster, what have you done?!

Myślałam, że tom pierwszy tej serii był "okropny", ale TA książka przebiła wszystkie dotychczas mi znane z tego gatunku. Uwielbiam ją i nienawidzę!
A jest to bardzo bardzo ciemny rodzaj literatury, nie dla...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach: , ,

Seria o Harrym Potterze kojarzy mi się dzieciństwem, bo to właśnie wtedy zaczęły pojawiać się książki z polskim przekładem.
Jako wielka fanka nie mogłam nie sięgnąć po najnowsze dzieło.

I wiecie co??

Spodziewałam się czegoś innego, czegoś więcej.
Jestem naprawdę zawiedziona poziomem tej lektury.
I strasznie mi żal, że nie dorównuje ona poprzednim pozycjom.

Seria o Harrym Potterze kojarzy mi się dzieciństwem, bo to właśnie wtedy zaczęły pojawiać się książki z polskim przekładem.
Jako wielka fanka nie mogłam nie sięgnąć po najnowsze dzieło.

I wiecie co??

Spodziewałam się czegoś innego, czegoś więcej.
Jestem naprawdę zawiedziona poziomem tej lektury.
I strasznie mi żal, że nie dorównuje ona poprzednim pozycjom.

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“We’re all ugly, Ryen. The only difference is, some hide it and some wear it.”

Najnowsza powieść P. Douglas, o dość nietuzinkowym tytule "Punk 57", opowiada historię dwójki młodych ludzi, którzy 7 lat wcześniej zostali partnerami korespondencyjnymi. Przez siedem lat wysyłali sobie listy, pisząc o swoich problemach i szczęśliwych chwilach. Powoli stali się swoimi najlepszymi przyjaciółmi i ze zniecierpliwieniem wyczekiwali kolejnych listów. Ale co ciekawe, ta dwójka mieszkająca od siebie w odległości zaledwie 30 minut drogi, nigdy nie spojrzała sobie w oczy, nigdy nie usłyszała głosu, nigdy nie wygooglowała tej drugiej osoby.
Aż do momentu, kiedy w końcu znaleźli się w tym samym miejscu, w tym samym czasie.

I mogłaby to być piękna historia - miłość od pierwszego wejrzenia. Ale autorka postanowiła wykrzesać trochę więcej.

Penelope Douglas napisała historię o odnajdywaniu siebie i zrozumieniu, że nie warto zważać na opinie innych. Wystarczy być tym, kim czuje się w sercu, że się jest. Nie warto udawać, oszukiwać siebie i innych, bo to podwaja tylko nasze zagubienie.
Każdy jest piękny na swój sposób.
I może Ty tak nie uważasz, ale w końcu ktoś zauważy Ciebie.
Bo jesteś wspaniały, taki jaki jesteś.
Nigdy o tym nie zapominaj.
Nie musisz udawać.
Uwierz w siebie.

"It gets better, you are important, and you can't be replaced. Hang on. You'll fing youre tribe."

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

“We’re all ugly, Ryen. The only difference is, some hide it and some wear it.”

Najnowsza powieść P. Douglas, o dość nietuzinkowym tytule "Punk 57", opowiada historię dwójki młodych ludzi, którzy 7 lat wcześniej zostali partnerami korespondencyjnymi. Przez siedem lat wysyłali sobie listy, pisząc o swoich problemach i szczęśliwych chwilach. Powoli stali się swoimi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"To want to be someone's hero when they're faced wwith villains. To want to be the one who saves them. To be their wonderwall."

Kiedy zostałam wybrana do przedpremierowej recenzji książki jednej z moich ulubionych autorek - byłam podekscytowana.
Kiedy zaczęłam czytać - byłam ogromnie szczęśliwa.
Kiedy byłam w połowie czytania - byłam zrozpaczona.
A pod koniec - byłam rozanielona.
Przekrój emocji. Takie właśnie są pozycje Jay McLean.

W Polsce Jay jest słabo znaną autorką (o ile w ogóle), ale zdecydowanie zasługuje na poznanie.
Mam za sobą wszystkie [naprawdę wszystkie] pozycje tej autorki, dlatego też z lekkim niepokojem podchodziłam do lektury tej najnowszej, bo co jeśli będzie ona beznadziejna? Dodatkowo "Lucas" to standalone, ale też spin-off poprzedniej serii JayMac, którą uwielbiam /More Than Series/.

I okazało się, że moje obawy były bezpodstawne, bo "Lucas" jest niesamowity [i książka, i postać].

Lucas jest najstarszym bratem Lucy ["More Than Forever"]. Mieszka w domu rodzinnym Prestonów i pomaga zajmować się swoim rodzeństwem [Leo, Logan, Linc, Liam, Lachlan]. Jest to naprawdę ogromnie ciekawa postać - uwielbia swoją rodzinę, opiekuje się braćmi, jest dobrym przyjacielem, pomaga innym, traktuje życie, swoje i innych, bardzo poważnie. Nie udaje mu się jednak uniknąć kilku błędów, ale stara się postępować właściwie.

Do grupy chłopaków nieoczekiwanie dołącza Lois Sanders [też na L], córka nowego pracownika Toma Prestona. I tak zaczyna się przyjaźń. Lois [nazywanej Lane, łapiecie? Lois Lane ;)] to dobra dziewczyna, której przydarza się coś złego. Ale Lois jest silna, jest w stanie przetrwać najgorsze.

Miałam ogromne oczekiwania, co do tej pozycji, i nie zawiodłam się. Jay, jak zwykle dała z siebie wszystko. Więc, jeśli macie ochotę na chaos emocji, sięgnijcie po tę książkę.

Premiera 01.11.2016 Pre-order: http://amzn.to/2dfAmpT

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

"To want to be someone's hero when they're faced wwith villains. To want to be the one who saves them. To be their wonderwall."

Kiedy zostałam wybrana do przedpremierowej recenzji książki jednej z moich ulubionych autorek - byłam podekscytowana.
Kiedy zaczęłam czytać - byłam ogromnie szczęśliwa.
Kiedy byłam w połowie czytania - byłam zrozpaczona.
A pod koniec - byłam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Where there is ruin, there is hope for treasure.”
Pierwszy tom serii Emmy Scott - "Full Tilt" traktuje o dwójce młodych ludzi, którzy za sprawą różnych zbiegów okoliczności zakochują się w sobie. Jednak czas, który dane jest im spędzić razem okazuje się nie być zbyt długi. Na przeszkodzie ich szczęścia staje choroba.
Zakończenie części pierwszej daje nam dosyć spore wyobrażenie tego, co będzie motywem przewodnim tej drugiej - "All In". I tak, mamy tutaj piękną historię o walce z bólem utraty ukochanej osoby, o poczuciu winy z powodu chęci dalszego życia, o rodzącej się miłości dwóch cierpiących osób, o wielkiej przyjaźni, o układaniu sobie życia na nowo, o przebaczeniu.

"Don't let another moment go by without telling her how you feel, Theo, and ask her how she feels. It's both the simplest and hardest thing you'll ever do, but ask her. Ask her as if no one is watching. Because in the end, it's your life and hers"

Sam tytuł - All In - nawiązuje do terminu stosowanego w rozgrywkach pokerowych, kiedy to gracz "kładzie wszystko na jedną szalę", wykłada wszystkie swoje żetony i może wygrać, bądź przegrać.
Taka właśnie jest ta historia.
Kacey i Theo po wielu burzliwych momentach zaczynają grać o wszystko, o własne życie i szczęście.

Czy im się udaje?? :)
...

I żyli długo i szczęśliwie...

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

“Where there is ruin, there is hope for treasure.”
Pierwszy tom serii Emmy Scott - "Full Tilt" traktuje o dwójce młodych ludzi, którzy za sprawą różnych zbiegów okoliczności zakochują się w sobie. Jednak czas, który dane jest im spędzić razem okazuje się nie być zbyt długi. Na przeszkodzie ich szczęścia staje choroba.
Zakończenie części pierwszej daje nam dosyć spore...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

[...] słowo "historia" jest wspaniale niejednoznaczne.

Autorka - Anna Moczulska - prowadziła (bo już dawno nie ma nowego postu) bloga Kobiety i historia, na którym przedstawiała losy różnych kobiet. Oprócz tych oczywistych wyborów, jak królewny i księżniczki, możemy też poczytać o pierwowzorze Ani Shirley, o mezaliansach w historii, o pierwszych sportsmenkach, o tym, co jadły, jak się ubierały. Naprawdę bardzo dużo szczegółów, nad którymi mogliśmy się kiedyś zastanawiać.
Duże zainteresowanie treściami na blogu skłoniło autorkę do zawarcia tych historii w postaci książki. I tak powstały "Bajki..."

Pozycja ta jest napisana w dość nietypowy sposób, bo podzielona jest na 5 części, z których każda odnosi się do jednej z powszechnie znanych baśni. I tak mamy: Kopciuszka, Śpiącą Królewnę, Księżniczkę na ziarnku grochu, Piękną i Bestię oraz Królewnę Śnieżkę. W każdym rozdziale znalazły się historie, które pasują tematycznie i skojarzeniowo do tych baśni, z tym że, wydarzyły się naprawdę.
Poczytać możemy o słynnej carycy Katarzynie, która zanim wydała się za cara Piotra, była zwykłą chłopką, która pięła się po szczeblach drabiny społecznej wykorzystując do tego swoje ciało.

"Bo nie oszukujmy się, miłość miłością, caryca carycą, ale to jeszcze nie znaczy, że jej wolno tylko co jemu!"

Fascynująca jest historia Zofii Chotek, ubogiej czeskiej hrabianki, w której zakochał się arcyksiążę Franciszek Ferdynand. Jednak książęce małżeństwo z miłości, w dodatku z kobietą o niskim statusie zostaje uważane za hańbę i pomimo tego, że w końcu dochodzi do owych zaślubin, Zofia wcale nie jest traktowana, jak na żonę arcyksięcia przystało. Ich historia kończy się nadzwyczaj smutno - kochali się naprawdę, ich życie w społeczeństwie było bardzo trudne, a ich los został przypieczętowany zamachem, w którym oboje stracili życie. A później była wojna - i ta historia jest już bardziej znana.

"Trumna Franciszka Ferdynanda stała wyżej, Zofii niżej, o całe dwadzieścia pięć centymetrów. [...] W oczach świata wciąż byli nierówni. Nawet po śmierci."

Książka ta zawiera wiele naprawdę ciekawych i wartych uwagi historii kobiet. Warto pochylić się nad ich losem i czasem nawet współczuć. Bo przecież marzeniem prawie każdej z nas w dzieciństwie było zostać królewną. Po przeczytaniu tej pozycji, spojrzenie na życie królewien diametralnie się zmienia. Wiedząc to, co teraz wiem, nigdy w życiu nie chciałabym być na ich miejscu. Bo właściwie, ich życie sprowadzone było do bycia kartą przetargową pomiędzy walczącymi o władzę i wpływy rodzinami. Nie miały żadnego wyboru, w żadnej kwestii swojego życia. Z pokorą i dumą miały przyjmować podejmowane za nie decyzje dotyczące ich losów, a te którym ich silny charakter bronił się podporządkować były skazywane na śmierć, wygnane albo zamknięte w wysokiej wieży. Jak w bajce...

Ta książka opowiada historie kobiet, ale również pokazuje świat mężczyzn, którzy nimi rządzili. I w większości okazuje się, że byli to sami tyrani, despoci, z wyolbrzymionym poczuciem własnej wartości, z chęcią dominacji, nie znający ani krzty miłości i dobroci. Nawet nasz Kazimierz okrzyknięty Wielkim, dopuścił się haniebnych czynów, które zostały później zatuszowane przez historię.

Wszystkie historie przedstawione w książce, są ogromnie intrygujące, pozwalające na chwilę zanurzyć się w dawnych czasach i poznać kobiety, które wiodły swoje ciężkie życiu u boku i w cieniu wielkich historycznych władców.
Większości z nich należą się brawa i wielkie uznanie, że pomimo trudnych sytuacji potrafiły wykrzesać odrobinę szczęścia w swych nieszczęsnych czasach.

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

[...] słowo "historia" jest wspaniale niejednoznaczne.

Autorka - Anna Moczulska - prowadziła (bo już dawno nie ma nowego postu) bloga Kobiety i historia, na którym przedstawiała losy różnych kobiet. Oprócz tych oczywistych wyborów, jak królewny i księżniczki, możemy też poczytać o pierwowzorze Ani Shirley, o mezaliansach w historii, o pierwszych sportsmenkach, o tym, co...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Sempre fidelis"

"[...] and my actions will always, always, speak louder than my words."

Jak można ocenić piękno?

“There’s no emotion greater than fear. No ache greater than grief. No sound greater than silence.”

Dylan, to kolejna postać stworzona przez Jay McLean. Od samego początku wydaje się być osobą twardo stąpającą po ziemi, kiedy już się odzywa - wszyscy go słuchają i baczą na jego słowa. Wydaje się być typem samotnika, nieszczęśliwego człowieka, który stara się za wszelką cenę robić dobrą minę do złej gry. Stara się dopasować, znaleźć swój sens w życiu, swoje miejsce wśród rodziny, wspaniałych przyjaciół, kochającej go dziewczyny. Ale to mu nie wystarcza. Pragnie więcej...

Riley, to nowa postać, nie znana do tej pory. Dziewczyna z sąsiedztwa, z domu obok. Z ciężarem ogromnej tragedii i winy, duszącej ją od środka. Bo przez nią ktoś stracił życie, bo ona jest przyczyną tragedii, przez co, jej życie staje się swoistą tragedią. Jak można otrząsnąć się z czegoś takiego? Jak można żyć z uczuciem nieustającej winy i rozczarowania? Jak wstać każdego ranka z łóżka? Jak zasnąć i nie śnić?

“Because sometimes you need to have nightmares to appreciate the dreams.”

Ogromnie trudno mi napisać cokolwiek o tej pozycji.
Nie jestem w stanie ubrać w słowa chaosu moich myśli po lekturze. Chaosu myśli, ale też chaosu uczuć. Bo nie da rady spotkać się z tą książką i nic nie poczuć.
Jakieś 9 miesięcy temu, przy okazji mojego spotkania z "More Than Forever", zaklinałam się po wsze czasy, że nie można napisać już nic lepszego. I, że żadna książka nie potarga moich uczuć tak bardzo, i nie wyciśnie tylu łez.
Jak cudownie się mylić!

[...]

Całym sercem, całą duszą, moim jestestwem zachęcam, nie!, zaklinam!, sięgnijcie po tę książkę. Sprawcie sobie przyjemność spotkania się z miłością nie mającą granic.

więcej na: http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

"Sempre fidelis"

"[...] and my actions will always, always, speak louder than my words."

Jak można ocenić piękno?

“There’s no emotion greater than fear. No ache greater than grief. No sound greater than silence.”

Dylan, to kolejna postać stworzona przez Jay McLean. Od samego początku wydaje się być osobą twardo stąpającą po ziemi, kiedy już się odzywa - wszyscy go...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziewczyna, o której wiemy jedynie tyle, iż spotkała ją ogromna tragedia, której ślady stale nosi na sobie. Chłopak, którego życie od najmłodszych lat naznaczone jest śmiercią.
Dwie różne osoby, dwie różne historie, aż do momentu ich spotkania, kiedy to odrębne historie zaczęły łączyć się w jedną.

"I live in a world without magic or miracles. A place where there are no clairvoyants or shapeshifters, no angels or superhuman boys to save you. A place where people die and music disintegrates and things suck. I am pressed so hard against the earth by the weight of reality that some days I wonder how I am still able to lift my feet to walk."

Od pierwszych stron niewiele wiemy o głównej bohaterce, ale właśnie to jest jednym z powodów, dlaczego chcemy brnąć dalej, dotrzeć do końca, do prawdy. Nastya to niezwykle barwna postać - pomimo tego, iż w jej garderobie króluje czerń. Jej zachowanie, styl, osobowość pokazują nam, że z pewnością nie można określić jej mianem normalnej, zwykłej dziewczyny. Wszystko, co jej dotyczy aż krzyczy, że jest ona niezwykła.

Poznaje chłopaka, który podobnie jak ona, też jest niezwykły. Sądzi on, zresztą tak jak i wszyscy inni, że otacza go aura śmierci, dzięki której nikt nie chce z nim zadzierać w obawie przed nieuniknionym.
Pomimo tego, iż tych dwoje kreują się na osoby sine, niezależne, nie dbające o opinie innych, w rzeczywistości to dwie nękane cierpieniem dusze, które potrzebują pomocy.
I znajdują ją w sobie nawzajem.

“I can be your other hand when you need it.”

Książka ta, to jedna, wielka opowieść o miłości naznaczonej bólem, cierpieniem, tęsknotą, śmiercią. To, co przydarzyło się bohaterom jest niemożliwe do zrozumienia, jeśli samemu nie spotkało się z taką tragedią. Nie jest się w stanie wiedzieć, co czuje dziewczyna, której całe życie nagle się skończyło, marzenia legły w gruzach, albo chłopak, który stracił wszystkie bliskie mu osoby. Nie można pojąć takiego ogromu tragedii. I można tylko dziwić się, jak oni dawali radę dalej żyć.

“There are so many things that can break you if there's nothing to hold you together.”

Zanim zaczęłam czytać tę pozycję, przejrzałam jej stronę na Goodreads.com. Wysoka ocena ogólna, multum pozytywnych, wychwalających pod niebiosa, komentarzy. Nawet Colleen Hoover oceniła na 5 gwiazdek. Dlatego też moje oczekiwania były naprawdę duże. Może nawet ogromne.
No i dotarłam do ostatniej strony. I świat się nie skończył, mój dom dalej stoi, nic się nie zmieniło. Nie czuję książkowego kaca. Nie mam problemu z sięgnięciem po kolejną lekturę. Przyznaję, że jest to naprawdę piękna i smutna historia, ale nie zawładnęła mną. Proces czytania był naprawdę przyjemny, z niecierpliwością zmieniałam strony na Kindle, żeby tylko dowiedzieć się prawdy, ale, szczerze, czuję lekki zawód. Liczyłam na to, że zostanę rażona piorunem i nie będę mogła się pozbierać, że będzie mi przykro, że ta przygoda już się skończyła. A tak nie jest...

Mimo wszystko bardzo cenię sobie tę historię (stąd też 5/5, głównie za piękne porównania i barwny język autorki), na pewno zapamiętam ją na dłuższy czas, choć nie jestem pewna, czy kiedyś jeszcze do niej wrócę.

Więcej na:
http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

Dziewczyna, o której wiemy jedynie tyle, iż spotkała ją ogromna tragedia, której ślady stale nosi na sobie. Chłopak, którego życie od najmłodszych lat naznaczone jest śmiercią.
Dwie różne osoby, dwie różne historie, aż do momentu ich spotkania, kiedy to odrębne historie zaczęły łączyć się w jedną.

"I live in a world without magic or miracles. A place where there are no...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“We try so hard to hide everything we're really feeling from those who probably need to know our true feelings the most.”

Przyznaję, czytam dużo. Jak twierdzą niektórzy – za dużo. I myślała, że w literaturze, a konkretnie w formie powieści, nic mnie już nie zaskoczy. A jednak :)
Jakiś czas temu książka „Hopeless” należąca do gatunku NA/YA, napisana przez Coolen Hoover, byłą wychwalana na wszelkich blogach książkowych i zbierała pochlebne recenzje. Osobiście, zakochałam się w twórczości autorki, uwielbiam jej język, który wcale nie jest jakiś szczególny, ale jednak coś w sobie ma, bohaterów, którzy wydają się żywi, mieszkający obok nas i zakończenie, które jest zazwyczaj oczywiste, jednakże wydarzenia do niego prowadzące, już nie zawsze.
Moje zamiłowanie do C. Hoover zmusiło mnie do sięgnięcia po „Maybe Someday”. Oczekiwałam, jak zawsze, wciągającej lektury, która pochłonie mnie na cały dzień i niestety szybko się skończy. Otóż, nie :) Wprawdzie przebrnęłam przez kolejne strony bardzo szybko [nie byłam tego dnia przykładną studentką, wykłady wyglądały raczej tak, że byłam jedynie ja i mój kindle], ale coś mnie zaskoczyło i to ogromnie.

„Maybe Someday” opowiadane jest z dwóch punktów widzenia – co strasznie uwielbiam! Mamy Sydney, dziewczynę, której dotychczasowe życie legnie w gruzach i Ridge’a, mieszkającego naprzeciwko niej chłopaka, który codziennie o tej samej porze gra na gitarze na swoim balkonie. Ich losy zaczynają się splatać w momencie, gdy dziewczyna zostaje przyłapana na śpiewaniu do granej melodii i zostaje poproszona o przesłanie swojego tekstu. I tak zaczyna się ich historia.
Co ciekawe i zaskakujące po raz pierwszy, nie podejrzewałam, że główny bohater „jest taki jaki jest” :) [nie chcę spolerować]. Z taką sytuacja spotkałam się już w powieści „Tall, tatted and tempting” Tammy Falkner i tak jak wtedy, teraz również uwielbiam postać głównego bohatera wraz z jego wszystkimi „niedoskonałościami”, które w rzeczywistości sprawiają, iż właściwie jest doskonały.

„This Guy Has it. He’s confident and talented. I’ve always been a sucker for musicians, but more in a fantasy way. They’re a different breed. A breed that rarely makes for good boyfriends.”

I tutaj dochodzimy do punktu numer dwa mojego uwielbienia do tej pozycji – muzyka. Nie jestem w stanie słowami wyrazić ile ona dla mnie znaczy. Właściwie jest ona w moim życiu cały czas i pomimo tego, iż nie gram na żadnym instrumencie i nie śpiewam „dobrze” – bo śpiewam cały czas, cały dzień, ale nie wiem czy „dobrze” [chociaż ostatnio dowiedziałam się od profesjonalisty, iż trafiam w dźwięki, więc może jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja ]. Całkowicie i kompletnie utożsamiam się z powyższym cytatem, muzycy mają coś w sobie, co do nich przyciąga i powoduje, iż tak często są czynieni obiektem fantazji wielu kobiet.
Po trzecie, moim zdaniem, Sydney jest jedną z lepszych bohaterek, z jakimi się spotkałam. Jest miła, nie dąży po trupach do celu, docenia to, co ma i to czego niestety nie może, pragnie bycia szczęśliwą i kochaną. Jest, jak większość z nas, ta dobra większość, bo są też te złe, jak Tori. Sydney pomimo tego, iż ogromnie pragnie spełnienia swoich marzeń, w momencie, kiedy wie, że swoimi pragnieniami może zniszczyć czyjeś życie – wycofuje się. Nie jest okrutna, nie chce niszczyć innych dla swojej satysfakcji.

„[…] I realize there can’t be anymore maybe someday between us. There will never be a maybe someday. He loves her and she obviously loves him, and I can’t blame them, because whatever they have is beautiful. The way they look at each other and interact and obviously care about each other is something I didn’t realize was missing between Hunter and me. Maybe someday I’ll have that, but it won’t be with Ridge, and knowing that diminishes whatever ray of hope shone through the storm of my week. Jesus, I’m so depressed. I hate Hunter. I really hate Tori. And right now, I’m so pathetically, I even hate myself.”

Oczywista oczywistość, iż to co jest głównym wątkiem tej historii to wątek miłosny rozgrywający się pomiędzy bohaterami, jednak wszelkie prowadzące do happy endu momenty zasługują na uznanie, bo są naprawdę wartościowe i pokazują wszelkie odcienie prawdziwego życia, wraz z cierpieniem z powodu złamanego serca jak i z trudem radzenia sobie ze świadomością, iż nasze życie nie będzie tak długie jakby nam się mogło wydawać, gdyż są niezależne od nas czynniki, które to utrudniają. To książka również o obietnicy, którą składa się innym ale też samemu sobie i staranie się, pomimo wszystko, dotrzymania jej.

„Don’t thank me, Sydney. You shouldn’t thank me, because I failed miserably AT trying not to fall In love with you.”

I po czwarte, a zarazem najważniejsze, dlaczego właśnie ta książka zagości w moich myślach na długo jest to, iż właśnie do tej pozycji stworzony został oryginalny soundtrack. I nie mam tu na myśli listy piosenek umieszczonych na ostatniej stronie, którymi często inspirują się autorzy podczas procesów twórczych. „Maybe someday” ma swój własny soundtrack stworzony przez Griffina Patersona, którego od dziś darzę ogromną sympatią. I są to piosenki, które rzeczywiście znajdują się w książce, bo są to utwory tworzone przez głównych bohaterów, ich myśli i uczucia przelane na papier. Co niezwykłe w tym przypadku, czytając kolejne rozdziały i odnajdując w tekście słowa piosenek, możemy uraczyć się również melodią i pięknym głosem wokalisty. Dzięki czemu mamy możliwość większych doznań podczas lektury, bo angażujemy nie tylko nasz wzrok, ale również słuch. I szczerze, uwielbiam całym moim [ostatnio usłyszałam określenie – lodowatym] sercem ten pomysł i mam nadzieję, iż więcej autorów wpadnie na tak iście genialny pomysł, by do książki przemycić muzykę, którą rzeczywiście możemy usłyszeć i delektować się nią. Dlatego też, tak adekwatny jest tekst C. Hoover w przedmowie:

„”Maybe someday” is more than Just a story. It’s more than just a book. It’s an experience…”

“We try so hard to hide everything we're really feeling from those who probably need to know our true feelings the most.”

Przyznaję, czytam dużo. Jak twierdzą niektórzy – za dużo. I myślała, że w literaturze, a konkretnie w formie powieści, nic mnie już nie zaskoczy. A jednak :)
Jakiś czas temu książka „Hopeless” należąca do gatunku NA/YA, napisana przez Coolen Hoover,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“I want to be the first one to show you everything and to be the one you’ll always remember for the rest of your life.”

Powieści NA lub też YA, zalewają aktualnie rynek literacki. I właściwie jest to uzasadnione, gdyż takie właśnie jest zapotrzebowanie rynku, czytelnicy chcą romantycznych historii z nieziemskim wątkiem erotycznym, grzeczną dziewczyną i[najczęściej] wytatuowanym chłopakiem. Motyw stale się powtarza. Znają się już w dzieciństwie, bądź też poznają na studiach, wybucha jak wulkan wielka miłość, jednak żadne z nich się do tego otwarcie nie przyzna. Tutaj następuję czas trudny dla bohaterów, muszą walczyć ze swoimi myślami i pragnieniami, ale w końcu dochodzą do wniosku, że żadne przeciwności losu nie są w stanie pokonać ich uczucia. I jest happy end. Ten opis nie zachęca do sięgnięcia do sięgnięcia po tego typu książki. Ale pomimo tego, iż motyw stale się powtarza, czasem może nas coś zaskoczyć. Zdarzają się historie, które pomimo czytania wielu pozycji, na jakiś czas zapadają w pamięci i z przyjemnością się do nich wraca. I tutaj właśnie trafiamy na powieść Penelope Ward – Stepbrother Dearest.
Czytałam już dużo YA, ale brata przyrodniego jeszcze nie miałam przyjemności spotkać. I muszę wam powiedzieć, że ten pierwszy raz był bardzo przyjemny. Ta pozycja ma to co uwielbiam w książkach – kąśliwy język; dużo problemów, z którymi muszą radzić sobie bohaterowie, dzięki czemu nie są nudni; bohaterów, z którymi można się w jakiś sposób utożsamić; głównego bohatera, który aż prosi się o wyjęcie go z książki i zamieszkanie razem z nami. To pozycje lekkie, przyjemne, które pochłania się w mgnieniu oka [zazwyczaj zajmują mi jeden dzień], bohaterowie są prawdziwi, są ludźmi, którzy mogą żyć obok nas. Jedynym problemem jest to, iż ich nie dostrzegamy.

“Greta…fate gave you an opportunity. Don’t fuck it up,”

Greta dostrzegała swojego nieznośnego, aczkolwiek strasznie pociągającego przyrodniego brata. Sprawiło to, iż chłopak zamknięty w sobie zaczął „czuć”, odczuwać emocje, których wcześniej nie znał. I wtedy, gdy emocje sięgnęły zenitu, przekroczyli granicę. Nie widzieli się siedem lat, starali się żyć, jednak czegoś brakowało. Kiedy w końcu się spotkali, ukryte emocje powróciły ze zdwoją siłą i z każdym spojrzeniem, coraz trudniej było nad nimi zapanować. I wtedy przyszedł czas na wybór.

“You’re the only girl in the entire world that’s forbidden, and fuck me if
that doesn’t make me want you more than anything.”

Oczywiści historia ta kończy się jak najbardziej pozytywnie. Bohaterowie odjeżdżają razem w stronę zachodzącego słońca z uśmiechem na twarzach i wszyscy, no może większość, jest szczęśliwa. Bo takie właśnie są te książki, pokazują, iż pomimo trudności, nasze szczęście zawsze nas odnajdzie.

więcej na: http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

“I want to be the first one to show you everything and to be the one you’ll always remember for the rest of your life.”

Powieści NA lub też YA, zalewają aktualnie rynek literacki. I właściwie jest to uzasadnione, gdyż takie właśnie jest zapotrzebowanie rynku, czytelnicy chcą romantycznych historii z nieziemskim wątkiem erotycznym, grzeczną dziewczyną i[najczęściej]...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“We can't change out pasts. All we can change is the future.”

Jest taki zespół, coraz bardziej znany (niestety), który wylansował niesamowitą piosenkę. Mowa o Awolnation i ich utworze „Sail”. Ale dlaczego przy okazji recenzji książki zaczynam od piosenki? Otóż właśnie dzięki pierwszemu tomowi serii Sylvain Reynard miałam okazję zapoznać się z tym utworem, kiedy jakaś osoba umieściła fanowski trailer do „Piekła Gabriela”. I jest to przykład tego, iż czytanie książek daje nie tylko nową wiedzę, przyjemność czytania, mile i efektywnie spędzanie czasu ale także pozwala poznać utwory z innej dziedziny niż literatura.
Wzięłam w ręce nowy tom i z ogromnym podnieceniem rozpoczęłam lekturę spodziewając się podobnego, jak nie lepszego, poziomu, które prezentowały tomy poprzednie. Kilka stron minęło i moje podniecenie zmalało. „Coś tu jest nie tak” – mówiłam do siebie (tak! zdarza mi się), nie bierze mnie ta książka, ale ok., może dalej będzie lepiej. No i czytałam dalej, przewracając dalej kartki szukałam czegoś, co mnie poruszy, bo strasznie wierzyłam w tę książkę i czekałam na jej premierę.

Po kilkunastu rozdziałach nasuwał mi się jeden wniosek: tym razem napisy na okładce nie kłamią – jest to erotyk. I to dosyć lichy. Szczerze? Jestem trochę zawiedziona. Historia mogła zakończyć się na „Ekstazie…” i byłoby ok, a tak czuję pewien niedosyt, brakuje mi czegoś w całej trzeciej części. Jest taka jakaś nijaka. Właściwie chodzi tylko o to, czy Emersonowie są gotowi powiększyć swoją rodzinę. Najpierw Gabriel chce, ale Julia nie, później Gabriel ma wątpliwości lecz Julia go przekonuje, jednak chce poczekać do końca studiów. I w końcu bum! Szokująca niespodzianka?! Trochę ten motyw oklepany, gdzieś się już z tym spotkałam, stąd też moje zaskoczenie było naprawdę znikome. Dodając do tego melodramatyczne zakończenie... hmm…
Sama nie wiem, niby chciałam przeczytać, żeby wiedzieć, jak to się zakończy, ale teraz, po lekturze, wolałabym nigdy jej nie zaczynać. Moje odczucia są dosyć niekonkretne, stąd też tak chaotyczna wypowiedź. Bo niby wszystko było: on, ona, wielka miłość, jak na erotyk przystało – śmiałych scen seksu również nie zabrało. Ale brakuje jakieś iskierki, która sprawiłaby, żeby czytelnicy po przeczytaniu stanęli w płomieniach.

Co nie zawodzi, to język autorki. Jak w poprzednich tomach barwnie opisuje nie tylko rzeczywistość, ale też dzieła Dantego, cudowne miasta, muzea. Jak dla mnie trochę za dużo odnośników religijnych, ale rozumiem to, gdyż wynikało to z przekonań głównych bohaterów. Ale było też kilka momentów godnych komika, przykładowo scena, w której dzieci uważają Gabriela za Supermena :)

Podsumowując, nie do końca rozumiem zachwyt wielu czytelników na Goodreads czy Lubimy czytać, bo tak serio ta książka jest nijaka (przepraszam wszystkich fanatycznych wielbicieli). I na razie nie znajduję jakichś wyszukanych słów, by ją opisać. Niemniej zachęcam do lektury, by wyrobić sobie własną opinię.

więcej na: http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

“We can't change out pasts. All we can change is the future.”

Jest taki zespół, coraz bardziej znany (niestety), który wylansował niesamowitą piosenkę. Mowa o Awolnation i ich utworze „Sail”. Ale dlaczego przy okazji recenzji książki zaczynam od piosenki? Otóż właśnie dzięki pierwszemu tomowi serii Sylvain Reynard miałam okazję zapoznać się z tym utworem, kiedy jakaś osoba...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Whatever. I’ve never understood what the big deal is about reading.” He shuts the door and locks it, turning for the stairs. “Going to another place. Getting lost in time. Pretending that you’re living a different life.” He heads down the stairs and I follow him. “What’s not to love?”

“The Temptation of Lila and Ethan” jak sam tytuł sugeruje jest o przyjaciołach bohaterów z tomu I i II serii „The Secret”. Warunkiem dotarcia do tej pozycji jest zapoznanie się z tomami uprzednimi, gdyż cała historia jest ze sobą powiązana. A historia ta jest całkiem ciekawa i wciągająca, dlatego też warto poświęcić odrobinę swojego czasu na lekturę tej serii.

Zdaję sobie sprawę, że niektórych zniechęca fakt, iż nie ma wersji polskiej tej książki i osoby, które nie znają angielskiego nie mają możliwości jej przeczytania. No cóż… tak to jest z naszym rynkiem wydawniczym. Wiele bardzo dobrych książek nie jest i nie zostanie nigdy wydane w Polsce. Dlaczego? Za pewne chodzi o sprawy związane z funduszami, ale czasami naprawdę szkoda niektórych pozycji, bo możliwość ich poznania mają jedynie nieliczni.

Jessica Sorensen znana polskim czytelnikom nie jest chyba w ogóle. A jest to jedna z lepszych autorek New Adult. Na popularnym gryzoniu :) można odnaleźć fanowskie tłumaczenia niektórych części, ale jak wiadomo tłumaczenie trwa dość długo i chcąc przeczytać całą książkę i dowiedzieć się co się stało dalej (a uwierzcie mi, chęć odkrycia prawdy jest ogromna) nie ma innego wyboru niż sięgnąć po oryginał.

Część skupiająca się na Lila i Ethanie jest równie dobra, jak jej poprzedniczki. Może nawet ciut ciekawsza z tego powodu, iż Lila od początku wydawała się być dosyć pozytywną osobą śmiało idącą przez życie, radząca sobie z problemem trudnych, niemogących zaakceptować jej wyborów, rodziców. Ale tu moi mili, wielkie zaskoczenie, bo Lila nie jest taka idealna jakby to się mogło wydawać. Jej demony przeszłości sięgają dni, kiedy miała czternaście lat i od tamtego momentu zaczęła powoli tonąć w swoich problemach. Problemy te są dość podobne do tych, które ma Ethan. Wywodzi się on z domu, w którym ojciec bił matkę, a ona przyzwalała na to. Ma za sobą historię związaną z narkotykami i dziewczyną, którą wydawało mu się, że kochał – London, będąca jednym z jego problemów. Bo dziewczyna ta dalej jest, istnieje, ale nie jest taka sama, jak kiedyś. Tej London, którą znał, już nie ma. A doprowadziła do tego tragedia, która wywróciła jego życie do góry nogami.

Lila i Ethan stali się przyjaciółmi od momentu, kiedy Ella – współlokatorka Lily, postanowiła wrócić do rodzinnej miejscowości na wakacje, gdzie pozostawiła swojego przyjaciela Micha, który z biegiem czasu stał się jej chłopakiem, później narzeczonym. Lila i Ethan zmuszeni spędzać ze sobą czas, pomimo wielu różnic odkryli w sobie nawzajem pewne podobieństwa, zdradzili sobie swoje niektóre sekrety i tak narodziła się ich przyjaźń. Przyjaźń między facetem a kobietą zazwyczaj nie ma racji bytu, dlatego też nic dziwnego, że po pewnym czasie zaczęła ona ewoluować w coś silniejszego. Ta zmiana nie obyła się jednak bez kilku dramatów, eksmisji, próby gwałtu, niepamiętania kilku wieczór i nocy. Ale jak można się domyślać bohaterowie są w stanie pokonać wszelkie kłody rzucone pod nogi, bo razem można dokonać niemożliwego.

“Ethan is perfection in a strange sort of way, if I really look at it, because he’s real with me and I love him. He’s not artificial and not what I’m supposed to have. In fact, if my mother were here, she’d tell me a thousand reasons why he’s wrong for me, from the fact that he had tattoos to the fact that he’s poor. He’s the opposite of everything I was, but not what I am now, and that’s all that matters.”

Mała dygresja: nie wiem, co jest z książkami z gatunku NA, ze główni bohaterowie są pokryci tuszem. Nie żebym narzekała, o nie! Jestem tym aż nazbyt ukontentowana. Po prostu zastanawia mnie ten zabieg, może chodzi tu o zachęcenie większej ilość osób płci pięknej do zakupu książki, bo wiadomo, że tatuaże działają na niektóre z nich. Na mnie z pewnością! :)

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

“Whatever. I’ve never understood what the big deal is about reading.” He shuts the door and locks it, turning for the stairs. “Going to another place. Getting lost in time. Pretending that you’re living a different life.” He heads down the stairs and I follow him. “What’s not to love?”

“The Temptation of Lila and Ethan” jak sam tytuł sugeruje jest o przyjaciołach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wampiry to temat dość kontrowersyjny w literaturze. Bo przecież większość z nas, kiedy usłyszy to niecne słowo, od razu ma przed oczami błyszczącego w słońcu Edwarda. Ale są jeszcze takie pozycje, które pomimo wampirycznych motywów są książkami wartymi uwagi. Rachel Caine w 2006 roku wydała pierwszą z książek serii „Wampiry z Morganville”. Osiem lat później na polskim rynku wydawniczym pojawił się tom nr 15. A zarazem ostatni. Historia Morganville kończy się i jak twierdzi autorka, teraz od czytelników zależy, jakie będą dalsze losy bohaterów. Bo przecież wyobraźnia ludzka nie ma granic.

„Światło dnia” przedstawia Morganville po pewnych dość drastycznych zmianach. W mieście nie żądzą już wampiry na czele z Amelie, a ludzie i ich Fundacja Światło Dnia. Samozwańczy przywódca Rhyss Fallon ma dalekosiężny plan podboju i zagłady „krwiopijców”. Jego charyzma, elokwencja i metody zastraszania odnoszą skutki i pociąga on za sobą wielu mieszkańców miasteczka. Więzi wszystkie wampiry w jednym miejscu, jednak nie ma takiego miejsca, z którego Myrnin by nie uciekł. Claire, Shane i Eve starają się uwolnić swoich przyjaciół, a w szczególności Michaela. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż pojawia się dodatkowy problem. Fallon zamierza „wyleczyć” wampiry podając im lek, dzięki któremu on sam stał się ponownie człowiekiem. Problem w tym, że lek ten w ok. 70% powoduje nie wyleczenie a wręcz przeciwnie – zgon. Nad Michaelem i innymi wampirami zawisa groźba pożegnania się ze światem. Ale mieszkańcy Domu Glassów nigdy się nie poddają. Walczą do ostatniej kropli krwi.

„Wampiry…” to seria, o której mogłabym pisać poematy i wychwalać ją pod niebiosa. Między innymi dlatego, że wampiry są prawdziwe. Przeraźliwe, terroryzują mieszkańców, biorą wszystko, co chcą bez żadnego pytania, są królami i nie dadzą sobie tego przywileju odebrać. Wcale nie błyszczą w słońcu, a palą się, nie są przyjazne, ludzi uważają jedynie za torebki z krwią. Wampiry „z krwi i kości”. Rodem z horroru.
Główni bohaterowie, też niczego sobie. Mała Claire Bear, która na kartach powieści dorasta, poznaje wartość prawdziwej przyjaźni i odkrywa miłość. Shane…, oh Shane – z buntownika szukającego kolejnej bójki przeistacza się w odpowiedzialnego młodego człowieka, choć nie rezygnuje z bijatyk zupełnie. Michael, który staje się duchem, następnie wampirem, żeby ponownie wrócić do swojego człowieczeństwa. I Eve, która właściwie, wcale się nie zmienia. Każdy inny, a jednak wszyscy jednakowo fascynujący. Niewątpliwie jednak, to Clear przechodzi największą przemianę i pomimo wielu irytujących sytuacji z nią w roli głównej jest bohaterką, której nie da się nie podziwiać. No i jest jeszcze Myrnin, którego szalone pomysły przechodzą najśmielsze oczekiwania i nie powstydził by się ich najlepszy maniak.
W tej części, autorka poszła trochę dalej z istotami nadprzyrodzonymi występującymi w Morganville. Na myśli mam wyjaśnienie konsekwencji ugryzienia Shane’a przez zmutowanego psa w poprzednim tomie. Wyjaśnienie to jest dość zaskakujące. Ale nie ma takiej rzeczy, której błyskotliwy umysł Claire nie rozwiąże.

Aż szkoda, że to już koniec. Że historia Morganville jest ukończona. A koniec, łatwo się domyśleć, jest dobry. Dobry dla wszystkich, zarówno dla mieszkańców Domu Glsassów jak i wampirów. W końcu czas na szczęśliwe zakończenie w Morganville. Mała podpowiedź, w finale, główną rolę gra biała suknia. Coś Wam to mówi?

Rachel Caine przez piętnaście tomów „Wampirów z Morganville” ani razu nie zawiodła swoich wiernych fanów, wręcz przeciwnie, stale zaskakiwała swoją pomysłowością i rozwojem wydarzeń w miasteczku. Chyba nie popełnię błędu, jeżeli pokuszę się o stwierdzenie, iż jest to jedyna seria, która nie pretenduje do miana popkulturowego kiczu i pomimo bohaterów gustujących w „płynnej diecie” nie jest tandetna.

Zdecydowanie polecam! Nie tylko fanom fantasy, chociaż im szczególnie przypadnie do gustu, ale czytelnikom nie koniecznie lubującym się w tym gatunku również, bo może właśnie Morganville przekona Was do wkroczenia do niezwykłego świata, w którym wyobraźnia nie ma granic.

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

Wampiry to temat dość kontrowersyjny w literaturze. Bo przecież większość z nas, kiedy usłyszy to niecne słowo, od razu ma przed oczami błyszczącego w słońcu Edwarda. Ale są jeszcze takie pozycje, które pomimo wampirycznych motywów są książkami wartymi uwagi. Rachel Caine w 2006 roku wydała pierwszą z książek serii „Wampiry z Morganville”. Osiem lat później na polskim rynku...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Tak trudno jest być dobrym dla świata, który przez całe życie darzył nas wyłącznie nienawiścią. Tak trudno jest widzieć dobro w świecie, który zawsze budził w nas strach.”

Uwielbiam takie książki. Takie, które wciągają w swoją historię, sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Pomimo bólu oczu, pomimo ogarniającego zmęczenia. Tahereh Mafi bezsprzecznie trafia na listę moich ulubionych autorów.
„Sekret Julii” to pozycja, co do której miałam niewielkie oczekiwania. Pierwsza część była ok. Ale tylko ok. Zaś druga… Czasami lubię nie mieć racji. Tom drugi, to jak dla mnie, mistrzostwo. Bogactwo fenomenalnych i zachwycających metafor, osobiste przemyślenia głównej bohaterki, barwni bohaterowie. Naprawdę od dawna nie czułam się tak… tak… zaabsorbowana książką. I dlaczego, och dlaczego?! trzeba jeszcze tyle czekać na tom kolejny? W międzyczasie, do 4 lutego 2014, żeby umilić sobie czas zagłębię się w lekturę „Destroy Me”, która z niewiadomych powodów nie została przetłumaczona na język ojczysty, polski.

I okładki… Boże, jak ja kocham te okładki. Są niesamowite, oszałamiające. Same okładki przekazują swoją historię. Dołączają do klubu moich ulubionych.
Historia przedstawiona w tej części jest kontynuacją historii przerwanej w poprzednim tomie. Julia i Adam przybywają do Punktu Omega, miejsca stworzonego dla ludzi z różnymi mutacjami genów, posiadających niezwykłe umiejętności. I właśnie tam Julia dowiaduje się, jaki jest prawdziwy dar Adama. I jakie są związane z nim konsekwencje.

I jest jeszcze Waren…
Aaron.

Który nie jest takim potworem, jak mogłoby się wydawać z wcześniejszego tomu. Ma swoją historię, przeszłość, która go ściga i dopada w najmniej odpowiednim momencie. Lektura „Sekretu Julii” pozwala także dowiedzieć się, co wspólnego mają Adam i Waren. Dlaczego jedynie oni obaj mogą dotknąć Julii. Rozwiązanie tej zagadki jest interesujące. I będzie mieć wpływ na dalsze losy bohaterów.

„- Chcę być tym przyjacielem, w którym się beznadziejnie zakochasz. Tym, którego weźmiesz w ramiona i do swojego łóżka, i do osobistego świata w swojej głowie. Takim przyjacielem chcę być - mówi. - Takim, który zapamięta rzeczy, które mówisz, i kształt twoich ust, kiedy je mówisz. Chcę znać każdą krzywiznę, każdy pieg, każde drżenie twojego ciała, Julio [...] Chcę wiedzieć, gdzie cię dotykać - mówi - Chcę wiedzieć, jak cię dotykać. Chcę wiedzieć, jak cię przekonać, żebyś stworzyła uśmiech tylko dla mnie. [...] -Chcę być twoim przyjacielem - mówi - Chcę być twoim najlepszym przyjacielem.”

Pani Mafi ma niezwykłą lekkość pióra. Zakochałam się w jej metaforach. Wyraziła ona słowami to, z czym ja mam problem. Ubrała w słowa moje myśli. To naprawdę… zadziwiające. Niezwykłe.

„Nie mam szafy pełnej hmmów i wielokropków, które wystarczy wstawić na początku i na końcu zdania. Nie umiem być czasownikiem ani przysłówkiem. Jestem na wskroś rzeczownikiem. Nafaszerowanym ludźmi, miejscami, rzeczami i myślami, których nie potrafię uwolnić ze swojej głowy. Nie umiem rozmawiać. Chciałabym komuś zaufać, ale na myśl o tym ogarnia mnie paniczny strach”

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

„Tak trudno jest być dobrym dla świata, który przez całe życie darzył nas wyłącznie nienawiścią. Tak trudno jest widzieć dobro w świecie, który zawsze budził w nas strach.”

Uwielbiam takie książki. Takie, które wciągają w swoją historię, sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Pomimo bólu oczu, pomimo ogarniającego zmęczenia. Tahereh Mafi bezsprzecznie trafia na listę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Even if you can take the girl out of Morganville, you can’t take Morganville out of the girl.”

Claire, by odnaleźć siebie i sprawdzić czy potrafi żyć bez Morganville przenosi się do Bostonu. Zaczyna studiować na MIT i współpracować z dr Anderson, która jest zaznajomiona z sekretami Morganville. I właściwie wszystko mogłoby się dobrze potoczyć, gdyby nie fakt, że Claire jest jak magnes, przyciągający wszelkie zło.

W poprzedniej części „Wampiry z Morganville. Księga 9: Gorycz krwi” Claire pracowała nad rządzeniem potrafiącym sterować instynktami wampirów. Jej zamierzeniem było zniwelowanie instynktu karzącego wampirom atakować ludzi tak, by ci ludzie mogli się bronić. Niestety udało jej się uzyskać zupełnie przeciwny efekt. Urządzenie to zwiększało uczucie, jakie w danym momencie czuł wampir.

Opuszczając Morganville, Claire zabrała urządzenie – VLAD – Vampire Levelling Adjustment Device – ze sobą, które stało się obiektem zainteresowania jej akademickiej opiekunki dr Anderson. Jej zainteresowanie nie budziło wątpliwości ( była ona przecież tak jak Claire asystentką Myrnina) aż do pewnego czasu. Bo dr Anderson nie jest osobą, za która się podaje. Na mapie pojawia się organizacja zmierzająca do wyeliminowania wampirów – Daylight Foundation.

Na ratunek Claire przybywają Shane, Eve, Michael, Myrnin i Oliver. Wraz z rudowłosą wampirzycą Jessie próbują odzyskać skradzione urządzenie i nie stracić przy tym życia. Jak zwykle walka wydaje się nie do wygrania, jednak nic nie powstrzyma rozwścieczonych wampirów i błyskotliwego umysłu Claire. Chyba nie będzie wielką tajemnicą jeśli zdradzę, że bohaterowie wracają do Morganville, bo przecież można się było tego spodziewać. Ale tu zaskoczenie. Morganville, nie jest już tym samym Morganville.

Jestem po lekturze dwóch najświeższych rozdziałów z kolejnego tomu noszącego tytuł „Daylighters”. Nie trudno jest się domyśleć, że to właśnie tytułowa fundacja będzie odgrywała kluczową rolę w kolejnej części. I tak też jest. Początkowe rozdziały dają przedsmak tego, co będzie się działo. A dzieję się dużo. Z ogromną niecierpliwością czekam na to, jak potoczą się dalsze losy zmienionego drastycznie Morganville i jaki udział w tej zmianie będą mieć główni bohaterowie. Szczególnie interesuje mnie postać Shane’a, bo zapewne tak jak ja, nie mieliście złudzeń, że ugryzienie zmutowanego psa pozostanie bez żadnych dalszych skutków. Początek „Daylighters” rzuca trochę światła na tę sprawę, powodując, że z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem nie mogę się doczekać, kiedy ta książka wpadnie w moje ręce. Premiera 05.11.2013.

http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

„Even if you can take the girl out of Morganville, you can’t take Morganville out of the girl.”

Claire, by odnaleźć siebie i sprawdzić czy potrafi żyć bez Morganville przenosi się do Bostonu. Zaczyna studiować na MIT i współpracować z dr Anderson, która jest zaznajomiona z sekretami Morganville. I właściwie wszystko mogłoby się dobrze potoczyć, gdyby nie fakt, że Claire...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„You made me stay.”

Każdy wybór, jakiego dokonamy ma swoje konsekwencje w przyszłości. Druga powieść Gayle Forman, która zagościła na mojej liście pozycji ulubionych to „Where she went”. Niestety, jak dotychczas nie przetłumaczona na ojczysty język polski. Jednak dla osób zapoznanych z językiem angielskim nie stanowi to żadnego problemu.

Akcja tej pozycji toczy się trzy lata po zakończeniu „Jeśli zostanę”. Oczywiście przez ten czas zaszły pewne zmiany w życiu bohaterów. Adam i jego zespół stali się sławni, zdobyli podwójną platynę, statuetki Grammy i wiele innych wyróżnień. Mia to wschodzącą wiolonczelistka, znana w sferach muzyki klasycznej. Ich życie toczy się dalej, wydają się szczęśliwi. Jednak nie są szczęśliwi razem.

Zaraz po wyjeździe Mii do NY, jej kontakt z Adamem się urwał. I zostało tak do pewnego wieczoru, kiedy przez przypadek Adam natrafia na plakat informujący o występie absolwentki Juilliard School – Mii Hall. I znowu pojawia się „wybór”. Adam decyduje się pójść na występ i jest to wybór, który wszystko zmienia. Wybór, który pozwala mu poznać odpowiedź na dręczące go pytanie „Dlaczego odeszłaś?”.

Co niezwykle ciekawe w tej książce to to, że jest ona pisana z perspektywy Adama. To on jest narratorem. Dzięki temu możemy poznać jego myśli, jego lęki, a jest on naprawdę intrygującym bohaterem. Dodatkowo zażdy rozdział rozpoczynają słowa zaczerpnięte z piosenek zespołu Adama, które odnoszą się do sytuacji panującej między bohaterami, dodają one książce smaku.

„It would’ve been easier to die. It ’s not that I want to be dead now. I don’ t. I have a lot in my life that I get satisfaction from, that I love. But some days, especially in the beginning, it was so hard. And I couldn’t help but think that it would’ve been so much si mpler to go with the rest of them. But you —you asked me to stay. You begged me to stay . You stood over me and you made a promise to me, as sacred as any vow.”

Historia Mii i Adama to historia warta poznania i pomimo, iż (podobno) są to pozycje skierowane do młodzieży, każdy czytelnik, nawet dorosły, z pewnością będzie delektował się każdą pojedynczą stroną, smakował ją.

Polecam :)
http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

„You made me stay.”

Każdy wybór, jakiego dokonamy ma swoje konsekwencje w przyszłości. Druga powieść Gayle Forman, która zagościła na mojej liście pozycji ulubionych to „Where she went”. Niestety, jak dotychczas nie przetłumaczona na ojczysty język polski. Jednak dla osób zapoznanych z językiem angielskim nie stanowi to żadnego problemu.

Akcja tej pozycji toczy się trzy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Co warta jest miłość, która niesie ze sobą tyle zła?”

Saga burzliwych losów rodu Dollangangerów kończy się na tomie czwartym. Trzy poprzednie części przeprowadzały nas – czytelników - przez życie głównych bohaterów od ich wczesnej młodości do wieku średniego, bo w Kto wiatr sieje” Cathy i Christopher mają już po ponad 50 lat. Są mocno doświadczonymi przez życie ludźmi z dwójką synów w dojrzałym wieku i przybraną córką nastolatką.

Ich życie nigdy nie było usłane różami i nadal nie jest. Wszędzie, gdziekolwiek pójdą, ciągnie się za nimi przeszłość, ich kazirodczy związek uważany przez jednego z ich synów za niewyobrażalny grzech.
Co się dzieje w „Kto wiatr sieje”?
Cała rodzina przeprowadza się do odnowionej posiadłości Foxworth Hall, gdzie chwilę przed nimi wprowadził się Joel Foxworth – wuj Cathy i Chrisa, brat Corinne – ich matki. Był on uznawany za zaginionego, jednak Bartowi udało się do odnaleźć i przyjął go pod swój dach. Ale czy Joelowi – religijnemu fanatykowi można zaufać? Czyny Joela namieszają w całej rodzinie, będzie on przyczyną wielu kłopotów. Poza tym Bart i jego problemy związane z religią, grzechem, kazirodczym związkiem jego „rodziców” doprowadzą do wielu awantur.

A drugi z synów – Jory?

Jego historia jest niezwykle smutna. Traci on wszystko. Wszystko, co jest dla niego ważne. Jednak los potrafi płatać figle i coś złego może przerodzić się w coś całkiem dobrego. I tak jest też z Jorym i jego losem.

Historia kończy się pozytywnie, czy też negatywnie? Nie umiem tego określić. Pewne elementy z historii Cathy i Chrisa zataczają koło, powtarzają się. I nie są to pozytywne wydarzenia.

Rodzina Foxworth została doświadczona przez los bardzo dotkliwie. Nie wiem, czy główną przyczyną był grzech popełniony przez Cathy i Chrisa, a wcześniej przez ich matkę i jej przyrodniego wuja. Coś uwzięło się na ich rodzinie i sprowadziło na nią wszelkie możliwe plagi.

Cathy i Chris nie mieli wyboru. Żyjąc oddzielnie nie mogliby żyć pełnią życia. Byli uzależnieni od siebie od momentu, kiedy zostali zmuszeni do życia przez lata na strychu, samotnie. Nie potrafili prawdziwie pokochać nikogo innego, nikt nie był ważny w ich życiu.

Miłość między bratem i siostrą. Prawdziwa miłość. Czy to grzech?

To nie był grzech. To tragedia. Tragedia ich życia. Jeśli tylko będąc razem mogli odnaleźć spełnienie, to czemu ma to być złe. Miłość nie jest zła.

List Cathy kończący „Kto wiatr sieje” zakończył serię.
„Skończyła się saga Dollangangerów.”

więcej na:
http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

„Co warta jest miłość, która niesie ze sobą tyle zła?”

Saga burzliwych losów rodu Dollangangerów kończy się na tomie czwartym. Trzy poprzednie części przeprowadzały nas – czytelników - przez życie głównych bohaterów od ich wczesnej młodości do wieku średniego, bo w Kto wiatr sieje” Cathy i Christopher mają już po ponad 50 lat. Są mocno doświadczonymi przez życie ludźmi z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Fascynująca, wciągająca opowieść o próbie ucieczki przed demonami dręczącymi człowieka, który, folgując swoim żądzom i realizując wymyślne fantazje seksualne, jednocześnie w głębi duszy pragnie wybaczenia i prawdziwej miłości.”

Nie za bardzo rozumiem powyższy opis, znajdujący się na tylnej okładce książki. Jeśli oczekujecie kolejnego erotyka z Christianem Grey’em w roli głównej to bardzo mi przykro, ale się rozczarujecie. To zdecydowanie NIE JEST EROTYK. Nawet nie jest blisko do erotyku. Ta książka to najprawdziwszy romans. I to naprawdę piękny romans. Wymyślne fantazje? Przykro mi, ale w tej książce tego nie znajdziecie. Ciekawi mnie, czy osoba, która pisała ten opis przeczytała książkę, bo coś mi się wydaje, że nie do końca. Aczkolwiek może to jest jedynie taki chwyt marketingowy. Bo jak dobrze wiadomo, wystarczy napis „lepsza od Grey’a”, czy też „najlepszy erotyk”, „nr 1. na liście Amazon” na okładce i niezwykle wzrasta liczba sprzedanych książek. Ta książka zasługuje na swój własny szum medialny, nie będąc porównywaną do tytułów, które czyta teraz większość kobiet na świecie dlatego, ze sama w sobie jest naprawdę piękna.

Niemożliwością jest nie wspomnieć o niezwykłych cytatach, które można wyodrębnić z tej książki. A jest ich naprawdę wiele.

“Why not think that sometimes—just sometimes—you can overcome evil with silence? And let people hear their hatefulness in their own ears, without distraction. Maybe goodness is enough to expose evil for what it really is, sometimes.”

“She is not my equal, she is my better. She is my sticky little leaf.”

Dużo z tych cytatów to teksty z krótkich listów, notatek, które Gbariel pisał do Julii i były one naprawdę piękne.

Kolejna część „Gabriel’s Rapture” ma pojawić się na polskim rynku w marcu 2013. Jednakże nie byłam w stanie czekać jeszcze tych kilkunastu, bądź też kilkudziesięciu dni i przeczytałam ją w wersji angielskiej. Jest tak samo piękna.

Ogromnie, ogromnie polecam :)

więcej na :
http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

„Fascynująca, wciągająca opowieść o próbie ucieczki przed demonami dręczącymi człowieka, który, folgując swoim żądzom i realizując wymyślne fantazje seksualne, jednocześnie w głębi duszy pragnie wybaczenia i prawdziwej miłości.”

Nie za bardzo rozumiem powyższy opis, znajdujący się na tylnej okładce książki. Jeśli oczekujecie kolejnego erotyka z Christianem Grey’em w roli...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Miłość się kończy. Ludzie potrafią bez niej żyć, dochodzą do siebie po jej utracie. Miłość można stracić i odnaleźć ponownie.”

Sylvia June Day w swojej kolejnej powieści z cyklu ”Crossfire” pt. „Płomienie Crossa” przedstawia dalsze losy Evy i Gideona Crossa – mega przystojnego milionera, który prowadzi wielomilionową firmę i jest w posiadaniu połowy budynków w NY. A osiągnął to wszystko w niezwykle młodym wieku 28 lat. Niemożliwe jest nie porównanie go do Christiana Grey’a – młody, przystojny, bogaty, lubujący się w kontrolowaniu wszystkiego i wszystkich, z niezwykłymi upodobaniami w sprawach łóżkowych. Podobieństw jest wiele, ale znajdzie się też kilka znaczących różnic.

W „Płomieniach Crossa” Eva i Gideon przechodzą gorsze i lepsze chwile. Aż do momentu, w którym Eva, nie radząc sobie z trudnościami podejmuje decyzję o rozstaniu. Co na to Cross? Jego życie ma wiele mrocznych tajemnic, włącznie z tą, co stało się z Nathanem – człowiekiem zamordowanym w pokoju hotelowym, człowiekiem, który w przeszłości zniszczył życie Evy i
po wyjściu z więzienia próbował to zrobić jeszcze raz.

Czy to sprawka Gideona?

Nic na to nie wskazuje, śledztwo zostaje umorzone, jednak Eva i tak dowiaduje się prawdy.

Jaka ona jest??
„Dla ciebie mógłbym nawet zabić, oddałbym wszystko, co mam... ale ciebie nie oddam”

„Płomienie Crossa” czytało się bardzo przyjemnie. Lepiej niż „Fifty Shades of Grey” (nie lubię polskich tytułów tej serii, nie wspomnę już o beznadziejnym tłumaczeniu – Szary?! – litości).
Do Grey’a mam sentyment, bo to on, jako pierwszy wprowadził mnie w świat literatury „dla dorosłych” i zawsze wszelkie książki erotyczne i z elementami BDSM będę (niestety) porównywać do „Fifty …”, jednak Gideon Gross przemawia do mnie bardziej. Te dwie postaci, tak podobne, różni zasadniczy fakt, że Cross traktuje Evę jako swoją partnerkę, a nie jak to w przypadku Grey’a i Anastasii – jak dziecko. Cross pozwala jej na swobodę, niewielką ale jednak. Poza tym dużym plusem – brak świerzbiących rąk i wewnętrznej bogini, które zostały już wyśmiane wielokrotnie.

Eva vs Anastasia? Zdecydowanie Eva. Jest pewna siebie, wie, czego chce, potrafi się przeciwstawić, ma swoje zdanie.

Wydaje mi się, że śmiało można już stwierdzić, że era wampirów, wilkołaków i innych nadprzyrodzonych stworzeń już się skończyła. Teraz na listach bestsellerów i w domach większości czytelników króluje literatura erotyczna. Dzięki idealnie rozreklamowanej serii „Fifty…” inne książki tego typu mają szanse się wybić. Szkoda tylko, że już zawsze będą one porównywane do książki, od której wszystko się zaczęło. Pomimo, że niektóre z nich zostały napisane przed pojawieniem się na salonach i w sypialniach Christiana Grey’a.

więcej na:
http://un-amante-de-los-libros.blogspot.com/

„Miłość się kończy. Ludzie potrafią bez niej żyć, dochodzą do siebie po jej utracie. Miłość można stracić i odnaleźć ponownie.”

Sylvia June Day w swojej kolejnej powieści z cyklu ”Crossfire” pt. „Płomienie Crossa” przedstawia dalsze losy Evy i Gideona Crossa – mega przystojnego milionera, który prowadzi wielomilionową firmę i jest w posiadaniu połowy budynków w NY. A...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to