-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
Większość twierdzi, że „Zmierzch” nie jest horrorem. A ja będę oryginalna i powiem, że jest. Przecież mamy tu mnóstwo strasznych - mało powiedziane - elementów: grafomania, nijaka bohaterka, „wampiry”, banalne dialogi.
Bella jest tak irytującą postacią, że książka przez nią była w poważnym niebezpieczeństwie - groziło jej wylądowanie za oknem. Te jej ciągłe narzekania, powtarzanie, że nie dorasta Edwardowi do pięt... Jest to chyba najgorsza główna bohaterka, z jaką się spotkałam. Miałam wrażenie, że jej w ogóle nie ma. Jest odludkiem, nie ma żadnych przyjaciół, zainteresowań, cały jej świat kręci się wokół Edwarda. Tak na marginesie - podobno jest to romans - w książkach Lucy Maud Montgomery znalazłoby się więcej romantyzmu.
Kiedy dowiedziałam się, że Edward jest wampirem straciłam cierpliwość. Co to za wampir, który błyszczy się w słońcu, nie śpi i nie ma kłów?! Dracula się w grobie przewraca! Nie, nie, nie! Pani Meyer przesadziła. Upokorzyła całą instytucję p r a w d z i w y c h wampirów. Zaraz wsiadam w samolot jadący do Phoenix - czy gdzie tam ta pseudo-pisarka mieszka - i wygarnę jej, co o tym sądzę.
Jeśli chodzi o akcję, to niemal w ogóle jej tu nie ma. Przyjazd do Forks, biologia, zakupy - to wszystko to kropelki w morzu „rozmyślań” Belli. Trochę się rozkręca pod koniec, podczas ucieczki przed Jamesem. Przy okazji, bohaterka znów udowadnia swoją głupotę i naiwność.
Czuję się oszukana. Takie coś znalazło się na szczycie listy bestsellerów New York Timesa? To straszne. Jednak ostatecznie polecam, bo jest to całkiem niezła komedia - kłótnie o to, czy Edward jest niebezpieczny czy nie, sprawiały, ze wybuchałam histerycznym śmiechem. W ogóle cała ta książka doprowadziła mnie do histerii.
Większość twierdzi, że „Zmierzch” nie jest horrorem. A ja będę oryginalna i powiem, że jest. Przecież mamy tu mnóstwo strasznych - mało powiedziane - elementów: grafomania, nijaka bohaterka, „wampiry”, banalne dialogi.
Bella jest tak irytującą postacią, że książka przez nią była w poważnym niebezpieczeństwie - groziło jej wylądowanie za oknem. Te jej ciągłe narzekania,...
„Cień wiatru” przeczytałam dość dawno, lecz mimo tego zażyczyłam jej sobie pod choinkę. Pragnęłam jeszcze raz odwiedzić Cmentarz Zapomnianych Książek i Mglistego Anioła, jeszcze raz poczuć niezwykły klimat Barcelony. I warto było.
Na początku odczułam taką eteryczną atmosferę, emanującą kurzem, bielą, arystokracją. To właśnie wtedy poznajemy Daniela i obserwujemy jego uczucie do Klary, która przypominała mi kruchą, porcelanową laleczkę. A potem rozpoczyna się poszukiwanie Caraxa i akcja zaczyna nabierać tempa. Oprócz tego pojawia się wątek miłości Beatriz i Daniela. Siostra Tomasa z niewyjaśnionych powodów kojarzyła mi się z dziwką, może ze względu na jej pończochy i makijaż.
Momentami - dobra, niemal na każdej stronie - zaskakiwała mnie wyobraźnia autora. Czytałam historię Mariseli i omal mi gały z orbit nie wyskoczyły, ale szybko, jak na mój świetny refleks przystało, wsadziłam je z powrotem do oczodołów. No i miłość Juliana i Penelope, tak tragiczna, a zarazem piękna. Wiele rzeczy w tej książce skłoniło mnie do refleksji. Najwięcej czasu poświęciłam na rozmyślanie o inspektorze Fumero (przypominał mi nieco kapitana z filmu „Labirynt fauna”), zgłębiałam jego zachowanie i jego pełne upokorzeń dzieciństwo.
A właśnie, skoro już mowa o bohaterach, to z całego serca pokochałam Nurię Monfort. W mojej wyobraźni jawiła się jako piękna aktorka z czarno-białych filmów (bardzo podobna do Audrey Hepburn), z papierosem w dłoni i smutnym uśmiechem. Łzy spływały mi po policzkach podczas lektury ostatniej strony jej zapisków. Bo czyż ona swojego życia nie przegrała...?
Kocham tę powieść, za emocje, jakie u mnie wyzwoliła. Za atmosferę, za chwile dreszczyku, za łzy, za genialnych bohaterów, za wszystko. I chciałabym podziękować autorowi za tę przepiękną książkę.
„Cień wiatru” przeczytałam dość dawno, lecz mimo tego zażyczyłam jej sobie pod choinkę. Pragnęłam jeszcze raz odwiedzić Cmentarz Zapomnianych Książek i Mglistego Anioła, jeszcze raz poczuć niezwykły klimat Barcelony. I warto było.
Na początku odczułam taką eteryczną atmosferę, emanującą kurzem, bielą, arystokracją. To właśnie wtedy poznajemy Daniela i obserwujemy jego...
Przeczytałam tylko pierwszy rozdział, więcej nie mogłam. To było takie ciężkie, nudne...
Przeczytałam tylko pierwszy rozdział, więcej nie mogłam. To było takie ciężkie, nudne...
Pokaż mimo to