Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Ukłony za podjęcie tematu trudnych stron macierzyństwa, duży minus za poświęcanie bohaterkom zaledwie kilku stron i przeskakiwanie z tematu do tematu. Domyślam się, że taka miała być konwencja, bo każda z tych historii pokazuje zupełnie inne wyzwania związane z posiadaniem potomstwa, ale chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej nie tylko o samych bohaterkach, ale o przyczynach różnych zdarzeń (niektóre rozdziały miały tę warstwę bardziej rozbudowaną).

Ukłony za podjęcie tematu trudnych stron macierzyństwa, duży minus za poświęcanie bohaterkom zaledwie kilku stron i przeskakiwanie z tematu do tematu. Domyślam się, że taka miała być konwencja, bo każda z tych historii pokazuje zupełnie inne wyzwania związane z posiadaniem potomstwa, ale chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej nie tylko o samych bohaterkach, ale o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która najbardziej nie mogła się doczekać spotkania z bohaterami, ale konstrukcja „Dawno temu w Warszawie” uniemożliwia swojego rodzaju szybki recap – dopiero po kilkuset stronach spotykamy się z Jackiem, choć jego postać oczywiście pojawia się w opowieści Paziny. Narracja podzielona między trzech bohaterów ma swoje plusy, bo w pewnych miejscach pozwala znakomicie uzupełniać informacje, ale objętość poszczególnych części sprawia, że akcja wytraca tempo i dynamikę.

I tutaj jest clou: jako rozszerzenie uniwersum "Ślepnąc...", uwzględniając nietypowe warunki pandemii, dekadę oczekiwania - a zatem i dekadę zmian w warsztacie, doświadczeniach i umiejętnościach autora - nadal najbardziej ubolewam nad zupełnie niewykorzystanym potencjałem postaci, które giną w natłoku niezbyt interesujących wewnętrznych monologów innych bohaterów. Jacka, mam wrażenie, w ogóle w tej książce nie było; stał się miałkim wspomnieniem zdystansowanej, ale doskonale kalkulującej i niejednoznacznej postaci. Pazina ledwo wychyla głowę zza swojej misji i przekonań, z każdą kolejną akcją stając się coraz bardziej karykaturą samej siebie. Subtelne nawiązania do przeszłości, na plus na pewno wplecenie wątku Beaty - chyba liczyłam na więcej takich ukłonów w stronę tej przejażdżki po bandzie, na którą zabrał mnie pierwszy tom serii.

Bardzo trudno jest mi jednak znaleźć dobry argument uzasadniający objętość tej książki: jest tu niemożliwa wprost ilość treści oddalających czytelnika od meritum, opisów Warszawy wydającej agonalne tchnienia, wewnętrznych monologów prowadzących bohaterów donikąd i skutecznie powstrzymujących fabułę przed pójściem naprzód. Od powieści liczącej osiemset stron liczę jednak, że w okolicach 300 już się w nią mocno zaangażuję - co, jak się zapewne domyślacie, tutaj po prostu się nie wydarzyło.

Może tutaj najboleśniejsze było nie spotkanie z brzydką Warszawą, na którą wolę popatrzeć z bezpiecznej odległości półokiem i dalej udawać, że takie rzeczy to nie my i nie na naszym podwórku, a jednak minięcie z własnymi oczekiwaniami. A przede wszystkim, gdybym sięgnęła po tę książkę raz jeszcze (ale nie sięgnę), nie traktowałabym jej jak części uzupełniającej "Ślepnąc od świateł". To dwie bardzo różne powieści, o kompletnie innym ciężarze, spójne językowo, ale nie sposób ich do siebie przyrównać.

Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która najbardziej nie mogła się doczekać spotkania z bohaterami, ale konstrukcja „Dawno temu w Warszawie” uniemożliwia swojego rodzaju szybki recap – dopiero po kilkuset stronach spotykamy się z Jackiem, choć jego postać oczywiście pojawia się w opowieści Paziny. Narracja podzielona między trzech bohaterów ma swoje plusy, bo w pewnych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pablo Trincia przywołuje nieco mniej nostalgiczną i uroczą stronę lat 90. – tę, w której boimy się subkultur, dyskotek, ufo i szatana. „Diabły z Bassa Modenese” to efekt wieloletniego śledztwa autora w sprawie, która zaczęła się od porażających historii opowiadanych przez sześcioletniego chłopca. Spokój małej społeczności chwieje się w posadach, gdy Dario zaczyna mówić o rytualnych mordach, wykorzystywaniu, nocnych wyprawach na cmentarz i satanistycznym obrządkom. Z czasem dołączają do niego inne dzieci, a pracownicy miejscowej pomocy społecznej rozpoczynają masową akcję odbierania dzieci rodzicom i umieszczania ich w rodzinach zastępczych.

Autor stara się dotrzeć do ofiar, a także do pracowników służb społecznych, wymiaru sprawiedliwości i lekarzy biorących udział w postępowaniu. Dominuje tu dowód anegdotyczny, bo Trincia opiera się przede wszystkim na informacjach uzyskanych przy bezpośrednich spotkaniach z rozmówcami, dopiero na późniejszym etapie w tej historii pojawia się kluczowa dla przebiegu śledztwa dokumentacja na filmie. Ogromnym plusem jest neutralny język, w którym autor nie sięga ani po barokowe epitety, ani po tanią grę na emocjach. Sama ta opowieść ma tak niesamowity ładunek emocjonalny, że wybór prostej komunikacji jest tu najlepszą opcją.

Dużym minusem jest jednak chaotyczny początek, wprowadzenie jednocześnie bardzo wielu postaci o podobnych imionach. Rozpracowanie powiązań między bohaterami nie jest łatwe, zwłaszcza że ich historie cały czas się przeplatają, powracają, a konkretne osoby są przywoływane na różnych etapach śledztwa. Wystarczyłby krótki spis osób ze zwięzłą informacją, co ułatwiłoby umieszczenie ich w tej historii.

Pablo Trincia przywołuje nieco mniej nostalgiczną i uroczą stronę lat 90. – tę, w której boimy się subkultur, dyskotek, ufo i szatana. „Diabły z Bassa Modenese” to efekt wieloletniego śledztwa autora w sprawie, która zaczęła się od porażających historii opowiadanych przez sześcioletniego chłopca. Spokój małej społeczności chwieje się w posadach, gdy Dario zaczyna mówić o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Fajny pomysł, fatalne wykonanie. Może nie spodobała mi się dlatego, że w opisie nikt nie wspomina o tym, o czym ta książka tak naprawdę jest? 🤡

Po okładkowym opisie spodziewałam się raczej ciepłej historii osadzonej w Nowej Anglii, kilku perypetii (duże nadzieje wobec szopów), elementu rywalizacji związanego z konkursem i wizytą influenserki, fajnie ogranego motywu fake dating.

Tymczasem 80% tej książki to opisy fantazji i przeżyć erotycznych bohaterki, dostarczanych czytelnikowi z zabójczą precyzją i ze wszystkimi szczegółami (jak ktoś ma alergię na słowo "majteczki" to tym bardziej nie polecam). Gdyby ktoś mi napisał, że nie jest to obyczajówka ani dobrze napisany romans, ale po prostu erotyczny fanfik, to chyba dwa razy zastanowiłabym się, czy naprawdę mam ochotę to przeczytać.

Klimatu świątecznego praktycznie nie stwierdzam, bohaterowie dramatycznie płascy i definiowani głównie przez problemy rodzinne, postaci poboczne wprowadzane tylko po to, żeby popchnąć fabułę do przodu, mgliście zarysowane. Przeszczep fabuły potrzebny na cito, bo jakiekolwiek interesujące wątki giną tu w wewnętrznym monologu głównej bohaterki.

Fajny pomysł, fatalne wykonanie. Może nie spodobała mi się dlatego, że w opisie nikt nie wspomina o tym, o czym ta książka tak naprawdę jest? 🤡

Po okładkowym opisie spodziewałam się raczej ciepłej historii osadzonej w Nowej Anglii, kilku perypetii (duże nadzieje wobec szopów), elementu rywalizacji związanego z konkursem i wizytą influenserki, fajnie ogranego motywu fake...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dopiero zaczynam zgłębiać ten temat, więc w moim przypadku książka bardzo dobrze się sprawdziła jako nieprzeładowane źródło informacji, które sprawnie kreśli zakres i mechanizmy działania Watykanu. Myślę, że jest dobrym wyborem jako pierwsza książka dla osób dopiero przyglądających się bliżej tym kwestiom. Być może to bardziej zarys problemu niż zagłębianie w szczegółowe informacje, ale czegoś takiego potrzebowałam na początek i nie oczekiwałam od tej książki wiele więcej.

Dużo informacji o działalności i oficjalnych podróżach JPII sprzed samego papiestwa lub w początkowych latach - a o czym, mam wrażenie, nie mówi się wiele, wznosząc pomnik z ostatnich lat i przywołując postać dobrotliwego starszego pana.

Ciekawe spojrzenie na otoczenie Wojtyły, przetasowania zwolenników i układy sił zmieniające się z upływem lat. Sporo refleksji nad wpływem wybranego przez kardynała stylu papiestwa na zarządzanie Kościołem jako instytucją i korporacją. Autor stawia pytania, niektóre pozostawia otwarte, niemniej na wiele w satysfakcjonujący sposób udziela odpowiedzi. Na pewno po przeczytaniu jest sporo do przemyślenia.

Dopiero zaczynam zgłębiać ten temat, więc w moim przypadku książka bardzo dobrze się sprawdziła jako nieprzeładowane źródło informacji, które sprawnie kreśli zakres i mechanizmy działania Watykanu. Myślę, że jest dobrym wyborem jako pierwsza książka dla osób dopiero przyglądających się bliżej tym kwestiom. Być może to bardziej zarys problemu niż zagłębianie w szczegółowe...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niech dajcie się wyprowadzić tytułowi na manowce; „Smutki wszelkiej maści” to może i zbiór opowiadań w tonie lekko nostalgicznym i melancholijnym, ale jednak niosący całkiem sporo nadziei. Jest to forma zupełnie inna niż „Sen o okapi”, ale Leky świetnie odnajduje się w krótkich opowiadaniach zainspirowanych – jak sądzę – jej własnymi doświadczeniami i pozornie nieznaczącymi gestami, spotkaniami i wymianami uprzejmości na ulicy.

Wspólnym mianownikiem wszystkich tych historii jest główna bohaterka, w której orbicie pojawiają się członkowie jej rodziny, sąsiedzi, ale też ludzie spotkani przypadkiem w rozmaitych sytuacjach. Wiele z tych spotkań staje się punktem wyjścia dla refleksji nad naszymi emocjami, trudnościami, napięciami – i chociaż autorka ubiera swoich bohaterów w cały garnitur życiowych zmagań, lekki (ale nie trywialny!) ton narratorki pozwala na podsumowanie ich historii w sposób lekki, błyskotliwy i niezwykle trafny.

Trudno powiedzieć, ile w narratorce jest samej Mariany Leky, ile z tych spotkań wydarzyło się naprawdę, ilu bohaterów ma swoje pierwowzory w rzeczywistości; jakkolwiek jednak nie było, autorka obserwuje wnikliwie obserwuje otaczającą ją rzeczywistość i znajduje miejsce na wrażliwość, czułość i wyrozumiałość tam, gdzie tak często ich brakuje. Może te opowiadania nie pozostawiają zbyt wiele miejsca na własne refleksje, ale wejście do tego magicznego mikrokosmosu jest doskonałą propozycją na ucieczkę przed jesienną nostalgią.

Niech dajcie się wyprowadzić tytułowi na manowce; „Smutki wszelkiej maści” to może i zbiór opowiadań w tonie lekko nostalgicznym i melancholijnym, ale jednak niosący całkiem sporo nadziei. Jest to forma zupełnie inna niż „Sen o okapi”, ale Leky świetnie odnajduje się w krótkich opowiadaniach zainspirowanych – jak sądzę – jej własnymi doświadczeniami i pozornie nieznaczącymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

5/10 za fantastyczne, nostalgiczne i świetnie skomponowane zdjęcia. Jako album rewelacyjna. Od warstwy tekstowej odbiłam się zupełnie.

5/10 za fantastyczne, nostalgiczne i świetnie skomponowane zdjęcia. Jako album rewelacyjna. Od warstwy tekstowej odbiłam się zupełnie.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabularny debiut Radka Kotarskiego to piętnaście opowiadań o codzienności - tej mijanej, dziejącej się tuż obok nas, rozlewającej się na postronnych obserwatorów bezbrzeżnym smutkiem osobistych dramatów i onieśmielającą celebracją radości. Bohaterowie tych przewrotnych historii to barwne grono spektakularnie zróżnicowanych postaci, których interpretacje rzeczywistości pozwalają nam spojrzeć na podobne miejsca i zdarzenia z odmiennych perspektyw.

✈️ Wspólnym mianownikiem wszystkich tych historii jest szeroko pojęte lotnictwo, od historii rozgrywających się na lotnisku (które takim przypadkowym muśnięciom historii sprzyja jak żadne inne miejsce), przez bohaterów związanych z awiacją zawodowo, aż po tych, których życie mimochodem zmienia się diametralnie w podróży; ja niewymowną przyjemność czerpałam z odkrywania drobnych powiązań między bohaterami, z przewracania kartek, szukania podrzucanych tropów.

W niektórych opowiadaniach czegoś mi może delikatnie zabrakło, miałam wrażenie, że chętnie zagłębiłabym się w temat dalej, miałam niedosyt, przechodząc do następnej historii. Z drugiej strony, to czytało się tak dobrze, pozornie lekko, a jednak skłaniając do przemyśleń w perspektywie szerszej niż spojrzenie na ten krótki wycinek czyjegoś życia, którego możemy być świadkami.

Te opowiadania zostawiły mnie z taką refleksją, że każdego dnia mijamy dziesiątki, setki takich historii, a czasem mamy szansę stać się w tej cudzej opowieści czymś więcej niż chwilą i mgnieniem oka. Sęk w tym, żeby się odnaleźć w tej siatce powiązań i dostrzec, że wszyscy plączemy się w tej samej, nieprawdopodobnie ciasnej przestrzeni, ciągle orbitując na obrzeżach cudzego życia.

I jako obowiązkowy element uzupełniający odsyłam Was do odcinka podcastu Podsiadło & Kotarski „Częściowo udane samobójstwo”. To było doskonałe.

Fabularny debiut Radka Kotarskiego to piętnaście opowiadań o codzienności - tej mijanej, dziejącej się tuż obok nas, rozlewającej się na postronnych obserwatorów bezbrzeżnym smutkiem osobistych dramatów i onieśmielającą celebracją radości. Bohaterowie tych przewrotnych historii to barwne grono spektakularnie zróżnicowanych postaci, których interpretacje rzeczywistości...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Rów mariański” to moje kolejne podejście do niemieckiej literatury balansującej na pograniczu realizmu i magii. Po niezwykle udanym spotkaniu ze „Snem o okapi” spodziewałam się czegoś podobnego; ciepłej, głębokiej opowieści przetykanej nostalgią. Nie do końca tak było, ale książka Jasmin Schreiber jest ciekawą wędrówką po żałobie, która pomimo prób usystematyzowania wymyka się utartym stereotypom, mieszcząc w sobie i ogromny żal, i chwile pełne czystej radości.

Wyobraźcie sobie najbardziej eklektyczny duet, którego pozornie nic nie łączy: to właśnie Paula i Frank. Choć dzieli ich praktycznie wszystko, od różnicy wieku po podejście do życia, łączy ich głębokie zrozumienie jednego z najtrudniejszych doświadczeń – obydwoje przeżywają stratę bliskich osób. Jeden zupełnie abstrakcyjny zbieg okoliczności sprawia, że ich ścieżki się przecinają i w dalszą drogę dziarski starszy pan wyrusza już ze swoją towarzyszką.
Ich podróż jest jednocześnie komedią pomyłek i chwilami bezbrzeżnej rozpaczy. Niezwykła wymiana energii między Frankiem i Paulą napędza tę historię, a przez „Rów mariański” mknie się naprawdę błyskawicznie; niestety, mankamentem tej narracji jest dość pobieżne dotykanie trudnych tematów. Jest to literatura piękna, ale raczej adresowana do młodszego odbiorcy, może nieco mniej wymagającego, niezrażającego się delikatnym banałem w miejscach, gdzie zdecydowanie był potencjał na głębszą refleksję.

Bardzo udanym zabiegiem jest natomiast metafora głębokiego smutku przyrównanego do Rowu Mariańskiego, konsekwentnie stosowana w całej treści książki i w tytułach rozdziałów. Polubiłam wspomnienia o osobach, które stracili Paula i Frank, pozwalające zbudować wielowymiarowy obraz dwojga bohaterów w oparciu o relacje, które ich ukształtowały.

„Rów mariański” jest po prostu… w porządku. Ma lekki awanturniczo-podróżniczy klimat podobny do tego ze „Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął”, trochę życiowej mądrości, dość przewidywalną fabułę i postaci niewymykające się niestety stereotypom. Poleciłabym ją zwłaszcza młodszym, nastoletnim czytelnikom, dopiero oswajającym całą paletę złożonych uczuć towarzyszących stracie.

Mam też wrażenie, że w historii pobrzmiewa dużo wątków autobiograficznych i w postaci Pauli odbija się wiele cech autorki; główny temat książki też jest ciasno spleciony z jej doświadczeniami, co sprawia, że ciężko jest mi tę książkę oceniać, nie mając poczucia, że w jakimś sensie naruszam sferę, której nigdy nie zrozumiem.

Ponownie zachwyca natomiast przekład autorstwa Agnieszki Walczy.

„Rów mariański” to moje kolejne podejście do niemieckiej literatury balansującej na pograniczu realizmu i magii. Po niezwykle udanym spotkaniu ze „Snem o okapi” spodziewałam się czegoś podobnego; ciepłej, głębokiej opowieści przetykanej nostalgią. Nie do końca tak było, ale książka Jasmin Schreiber jest ciekawą wędrówką po żałobie, która pomimo prób usystematyzowania wymyka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Debiuty zawsze są pewnego rodzaju ryzykiem; sposobów opowiadania historii jest całe mnóstwo, a czytanie debiutanckiej książki jest jak spotkanie z kimś zupełnie nowym, kogo zwyczaje dopiero przyjdzie nam poznać. Pierwsza powieść Katarzyny Franus przyciągnęła mnie tematyką, obietnicą historii o poszukiwaniu bratniej duszy wśród ogromnej samotności. "Osobni", osadzeni dodatkowo w realiach nostalgicznego Beskidu Żywieckiego, wydawali się być idealną lekturą na lato.

Wiele dzieli trójkę głównych bohaterów tej opowieści, ale łączy ich coś dotykającego wyjątkowo głęboko ludzkiej duszy. Kinga, Mateusz i Tymek, choć pozornie nie mają ze sobą wiele wspólnego, wszyscy doświadczają poczucia osamotnienia. I nawet jeśli trudno przyrównać te trzy rodzaje samotności, bo czym innym jest utrata najbliższej osoby, a czym innym nostalgia za utraconą relacją, splot wydarzeń sprawia, że ścieżki tej trójki przecinają się, a oni sami zaczynają wspólnie oswajać własne, niełatwe doświadczenia.

Dzieje się tu dużo, bo w tle personalnych kłopotów bohaterów przewija się i temat sierocej samotności, pasji do biegania, dość ciekawy wątek budynku starej szkoły, życiowych zmian w wieku, w którym szuka się stabilizacji - i trochę szkoda, że nie poświęcono im choć nieco więcej miejsca. Plusem jest szersze nakreślenie przeszłości bohaterów, co pozwala choć nieco lepiej zrozumieć ich obecne motywacje.

O ile zagubione chwilowo wątki i zapomnianych bohaterów jestem w stanie wybaczyć, z "Osobnymi" zazgrzytało nam głównie w warstwie językowej. Szorstki, ostry początek przypisałam chęci scharakteryzowania opisywanego bohatera - agresywnego pracownika korporacji z dużymi ambicjami, nieprzejmującego się nikim i niczym poza własnymi pieniędzmi. Najtrudniej jednak było mi przebrnąć przez wszystkie wątki okołoseksualne. Można tę sferę opisać w naprawdę świetny sposób i dobrze napisanych scen erotycznych w literaturze nie brakuje, ale tutaj jest niepokojąco dużo rozważań o związku kształtu męskich pośladków z mocnymi pchnięciami i nadzwyczaj częste rozważania o rżnięciu i pochodnych, zawsze w równie wysublimowanych słowach. Z powodu języka byłam bardzo bliska odłożenia jej na półkę, czego nie robię praktycznie nigdy: w pewnym momencie byłam już jednak zmęczona wulgarnością Kingi.

To jest historia o dużym potencjale, poruszająca niejeden istotny temat - szkoda tylko, że niektóre kwestie go przesłaniają.

Debiuty zawsze są pewnego rodzaju ryzykiem; sposobów opowiadania historii jest całe mnóstwo, a czytanie debiutanckiej książki jest jak spotkanie z kimś zupełnie nowym, kogo zwyczaje dopiero przyjdzie nam poznać. Pierwsza powieść Katarzyny Franus przyciągnęła mnie tematyką, obietnicą historii o poszukiwaniu bratniej duszy wśród ogromnej samotności. "Osobni", osadzeni...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Mistrzowie opowieści. Skandynawskie lato Naja Marie Aidt, Hans Christian Andersen, Kjell Askildsen, Mikkel Bugge, Stig Dagerman, Tove Ditlevsen, Sophie Elkan, Karin Fossum, Lars Gustafsson, Jónas Hallgrímsson, Tove Jansson, Elísabet Kristín Jökulsdóttir, Juha-Pekka Koskinen, Selma Lagerlöf, Halldór Kiljan Laxness, Rosa Liksom, Astrid Lindgren, John Ajvide Lindqvist, Merethe Lindstrøm, Bodil Malmsten, Harry Martinson, Dorthe Nors, Cora Sandel, Raija Siekkinen, Amalie Skram, Hjalmar Söderberg, Tarjei Vesaas, Kjell Westö
Ocena 7,0
Mistrzowie opo... Naja Marie Aidt, Ha...

Na półkach: ,

Jeśli opowiadania nie są Wam szczególnie bliską formą, ten zbiór ma szansę to zmienić. „Skandynawskie lato” to doskonały wybór opowiadań powiązanych jednym wspólnym tematem: tymi kilkoma tygodniami w roku, gdy słońce nigdy nie zachodzi do końca, a wspólne wyjazdy są źródłem i wielkich uczuć, i trudnych konfliktów.

Na pewno polecam ją wszystkim osobom interesującym się kulturą Skandynawii - oprócz krótkich form znanych autorów, które pozwalają poznać ich mniej popularne dzieła, w zbiorze są też utwory norweskich, duńskich, islandzkich, czy szwedzkich autorów, których nazwiska nie są w Polsce aż tak rozpoznawalne.

Wybrane historie są wspaniałą okazją do zanurzenia się w tym niezwykłym zjawisku, jakim jest skandynawska celebracja lata i czasu, kiedy wszystko może się wydarzyć. Momenty rozgrywające się pod bladym z upału niebem, w letniskowych domkach w głębi lasu i nad brzegiem jezior skrywających tyle samo tajemnic, co odwiedzający ich co roku ludzie.

Wśród tych opowiadań znajdzie się coś i dla czytelników szukających przygód z kryminalnym dreszczem, i dla tych, którym zależy przede wszystkim na odkryciu tego, co skrywa ludzka dusza.

Warto jeszcze nadmienić, że w tym zbiorze spotykają się nie tylko autorzy, ale też grono wspaniałych tłumaczy, którzy wykonali kawał świetnej roboty, doskonale zachowując w tekstach ten subtelny, pozornie nieuchwytny skandynawski pierwiastek.

Jeśli opowiadania nie są Wam szczególnie bliską formą, ten zbiór ma szansę to zmienić. „Skandynawskie lato” to doskonały wybór opowiadań powiązanych jednym wspólnym tematem: tymi kilkoma tygodniami w roku, gdy słońce nigdy nie zachodzi do końca, a wspólne wyjazdy są źródłem i wielkich uczuć, i trudnych konfliktów.

Na pewno polecam ją wszystkim osobom interesującym się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybym mogła sama wymyślić reportaż idealny, nie znalazłabym lepszego combo tematów niż te poruszone przez autorkę „Kronik małej Polski”. Jest tu Nowy Jork. Jest trochę historii Brooklynu, najpierw obrzucanego pogardliwymi spojrzeniami z Manhattanu, potem obdarzanego coraz bardziej pożądliwą uwagą. Są emigracyjne historie – pozornie tak podobne, a jednak zupełnie różne. Świetnie prowadzona narracja, stopniowe odsłanianie kolejnych lat z życia bohaterów, odkrywanie powiązań między postaciami opowiadającymi swoje historie: widać tu świetny reporterski warsztat, a autorka oddaje głos rozmówcom, nie wygładzając ich wypowiedzi.

Są tu historie z happy endem, są te zupełnie zwyczajne, są te, które kończą się rozczarowaniem i wielką stratą. W „Kronikach małej Polski” emigrancka rzeczywistość odbija się z całym trudem, którego po drugiej stronie oceanu nie widać: tułaczką po tymczasowych miejscach zamieszkania, ciągłą ostrożnością przed byciem oszukanym, ludźmi z elastycznym kręgosłupem moralnym i powrotami do Polski, które czasami nie przydarzają się nigdy. I to jest w tej książce najpiękniejsze. Rozczarowania splatają się tu z dumą, osiągnięciami. Ale widać też, że to nie jest droga do sukcesu na skróty, ale raczej naokoło.

Bardzo Wam polecam ten reportaż – jest doskonałą podróżą w świat emigranckiej Ameryki, w którym jak w lustrze przeglądają się aspiracje, lęki i pragnienia, a tęsknota za ojczyzną towarzyszy codzienności tak samo często jak obawa przed powrotem.

Gdybym mogła sama wymyślić reportaż idealny, nie znalazłabym lepszego combo tematów niż te poruszone przez autorkę „Kronik małej Polski”. Jest tu Nowy Jork. Jest trochę historii Brooklynu, najpierw obrzucanego pogardliwymi spojrzeniami z Manhattanu, potem obdarzanego coraz bardziej pożądliwą uwagą. Są emigracyjne historie – pozornie tak podobne, a jednak zupełnie różne....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moonshot to książka, o której wiele powie Wam jej podtytuł: to jest dokładnie historia o tym, jak Pfizer w dziewięć miesięcy dokonał niemożliwego (z naciskiem na Pfizer). Nie można odebrać firmie kolosalnego osiągnięcia, jakim było opracowanie tego preparatu w rekordowo krótkim czasie, ale jeśli interesuje Was bardziej ta medyczno-naukowa strona, „Moonshot” to zwięzły i dobrze napisany opis procesu decyzyjnego, który doprowadził ostatecznie do wprowadzenia szczepionki na rynek. To historia opowiedziana przez dyrektora generalnego korporacji i ta perspektywa jest tu wyraźnie zauważalna; trochę więcej dowiemy się tutaj o strukturze i działaniu Pfizera, nieco mniej o technicznej stronie pracy nad preparatem (tutaj lekkim rozczarowaniem była dla mnie skromna obecność BioNTechu w książce).

Plusem jest niewątpliwie fakt, że książka ma szansę dotrzeć do szerokiego grona odbiorców: nie jest ani zbyt naukowa, ani nadmiernie skupiająca się na emocjach. Odsłania ludzi, którzy znacząco przyczynili się do powstania szczepionki (choć bez wstawek dotyczących rodziny pana Bourli pewnie mogłabym żyć), nadając ludzki wymiar sytuacji, z którą mierzyliśmy się wszyscy, ale której rozwiązania oczekiwaliśmy od garstki ludzi z całego świata. To właśnie oni grają tu główną rolę.

💉Książkę czyta się ekspresowo, jest też ciekawym zapisem sytuacji, w której żyliśmy, a która przecież przejdzie do historii. I czasem tylko trudno mi uwierzyć, że dwa bardzo trudne lata można będzie kiedyś podsumować w podręczniku w kilku zdaniach…

Moonshot to książka, o której wiele powie Wam jej podtytuł: to jest dokładnie historia o tym, jak Pfizer w dziewięć miesięcy dokonał niemożliwego (z naciskiem na Pfizer). Nie można odebrać firmie kolosalnego osiągnięcia, jakim było opracowanie tego preparatu w rekordowo krótkim czasie, ale jeśli interesuje Was bardziej ta medyczno-naukowa strona, „Moonshot” to zwięzły i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Siostrzane dzwony” to rozsnuta wokół legendy opowieść o mieszkańcach norweskiej wioski Butangen. Lars Mytting czaruje słowem, odzwierciedlając dziewiętnastowieczne realia, doskonale łącząc elementy turpizmu i baśniową narrację w historii pełnej trudności, ale i przebłysków nadziei. Wśród bohaterów równie istotną rolę co trójka głównych bohaterów odgrywa kościół słupowy. To właśnie on, a w szczególności jeden z jego elementów – tytułowe siostrzane dzwony - staje się przyczyną ogromnych zmian w tej hermetycznej społeczności.

Powieść jest nie tylko sprawnie poprowadzoną narracją o ludzkich losach; jej sercem jest konflikt między tradycją a nowoczesnością, która coraz śmielej zagląda do nieprzystępnej norweskiej wioski. Decyzja podjęta przez młodego pastora, Kaia Schweigaarda, wprawia w ruch ogromną machinę zmian; jej konsekwencją jest też pojawienie się niemieckiego architekta, Gerharda Schönauera, będącego dla lokalnej wspólnoty pierwszym kontaktem z człowiekiem pochodzącym tak bardzo spoza ich społeczności, porozumiewającym się innym językiem. Natomiast Astrid, miejscowa dziewczyna z rodu Hekne, w pewnym sensie łączy te dwie postaci; jej niezależność i niespokojny, poszukujący umysł sprawiają, że niechętnie zadowala się losem, który jest jej pisany.

Budując nić porozumienia między Kaiem, Gerhardem i lokalną społecznością, to właśnie Astrid pozwala czytelnikowi zobaczyć wszystko, co kryje się pod podszewką z misternie splecionych legend, przekonań i wierzeń. Doskonale poprowadzony wątek tej bohaterki zostawia czytelnika z refleksją nad wpływem postępu na życie i zasiewa ziarno wątpliwości, czy pogoń za nowością zawsze jest najlepszym wyborem.
Norweska proza ma pewną niepowtarzalną cechę: łączy w idealnych proporcjach lokalny folklor, naturę i charaktery bohaterów. Subtelna, niespieszna narracja odsłania niezwykłe zależności między człowiekiem a przyrodą, tradycją i zobowiązaniem wobec rodziny i lokalnej społeczności.

Zakończenie pierwszego tomu trylogii Larsa Myttinga spina najważniejsze wątki, ale pozostawia czytelnika z niedosytem i chęcią powrotu do Butangen. Pozostaje tylko ubolewać, że na następną część trzeba teraz poczekać, bo najchętniej już teraz dowiedziałabym się, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów.

„Siostrzane dzwony” to rozsnuta wokół legendy opowieść o mieszkańcach norweskiej wioski Butangen. Lars Mytting czaruje słowem, odzwierciedlając dziewiętnastowieczne realia, doskonale łącząc elementy turpizmu i baśniową narrację w historii pełnej trudności, ale i przebłysków nadziei. Wśród bohaterów równie istotną rolę co trójka głównych bohaterów odgrywa kościół słupowy. To...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przez trzy tygodnie w październiku nasłuchałam się tyle Chopina i tyle o Chopinie, że udało mi się jakoś załatać tę tęsknotę po sześciu latach bez konkursu i ponad roku bez koncertów. Ale ciągle mi było mało, a książka Magdy Knedler przywędrowała ze mną w listopadowe popołudnia.

Podchodziłam do tej opowieści trochę nieufnie; bo jak to jest wejść w czyjąś duszę, napisać wspomnienia? Teraz mogę powiedzieć tylko jedno: pięknie to zostało napisane. I jak dobrze było to przeczytać.

Na przestrzeni lat postać Chopina została odarta z tajemnic; jego dzieła od lat są poddawane nowym interpretacjom, a dokumenty i wspomnienia są ciągle analizowane pod kątem nowych elementów układanki, która mogłaby się złożyć na pełniejszy obraz jego życia prywatnego. Autorka podejmuje w "Narzeczonych Chopina" bardzo ciekawą próbę - przedstawienia tej historii z perspektywy czterech niezwykłych, bardzo różnych kobiet szczególnie bliskich sercu pianisty. Chopin zatem jest w tej historii wszechobecny, splata ścieżki wszystkich tych czterech postaci, ale pozostaje raczej nieuchwytnym motywem niż centralną postacią powieści.

Osadzona solidnie w faktach historia pulsuje jednak emocjami przeplatanymi nostalgiczną tęsknotą, a w każdej z tych czterech historii odbija się też burzliwe tło historyczne. Na szczególną uwagę zasługuje narracja, której subtelne zmiany odzwierciedlają charakter bohaterek. Jest więc i wyniosłość Marii Wodzińskiej, i wyzwolona dojrzałość George Sand. Ciekawym akcentem były nawiązania do poszczególnych utworów, często nadające dodatkowego kontekstu okolicznościom ich powstania.

Z tych opowieści wyłaniają się sylwetki czterech kobiet i mężczyzny, który jest tak odmienny od anemicznego, chuderlawego Fryderyka, do którego przywykliśmy na lekcjach muzyki. Jeśli jeszcze się wahacie… sięgnijcie po nią. Warto. Dla doskonale poprowadzonej narracji i pięciu znakomicie opowiedzianych historii.

Przez trzy tygodnie w październiku nasłuchałam się tyle Chopina i tyle o Chopinie, że udało mi się jakoś załatać tę tęsknotę po sześciu latach bez konkursu i ponad roku bez koncertów. Ale ciągle mi było mało, a książka Magdy Knedler przywędrowała ze mną w listopadowe popołudnia.

Podchodziłam do tej opowieści trochę nieufnie; bo jak to jest wejść w czyjąś duszę, napisać...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam w tym roku wyjątkowe szczęście do dobierania sobie lektur idealnie w czasie i "Pszczoły i grom w oddali" nie są tu wyjątkiem - kiedy w tle toczył się Konkurs Chopinowski, na kartach tej książki znalazłam odbicie tej rzeczywistości: jest tu muzyka, jest konkurs, rywalizacja i wielkie emocje.

„Pszczoły i grom w oddali” to opowieść o czwórce uczestników konkursu pianistycznego w Yoshigae. Ciekawym jest wybór właśnie takiego środowiska i tak specyficznego wydarzenia jako głównej osi fabularnej - Riku Onda zagląda do hermetycznego światka artystów i próbuje trochę zaklinać tę brutalną rzeczywistość, która czasem bezwzględnie odziera z marzeń. Słuchając w tle Konkursu trudno było nie zasugerować się, że może są tu jakieś podobieństwa, ale też - choć może to tylko moje odczucia - czytając tę książkę trudno było mi się oprzeć wrażeniu, że kreując swoich bohaterów, Riku Onda inspirowała się sylwetkami znanych pianistów.


Fabuła skupia się wokół czwórki uczestników – to Kazama Jin (tajemniczy Książę Pszczół), Masaru Carlos Levy Anatolu, Takashima Akashi (amator pracujący w sklepie muzycznym) i Eiden Aya – postać-enigma, powracające na scenę cudowne dziecko. Onda, choć czwórka głównych bohaterów odwołuje się do mocno wyeksploatowanych klisz, wychodzi z tej potyczki obronną ręką. To solidny, liczący ponad 400 stron tom, w którym obszerne opisy burzliwych emocji towarzyszących muzykom przeplatają się z nostalgiczną refleksją nad życiem, talentem i kreatywnością. Niewiele jest tu spektakularnych zwrotów akcji, rozczarowani będą ci, którzy sięgną po nią, oczekując potu i łez; autorce zdecydowanie łatwiej przychodzi jednak sięganie do wzniosłych uczuć i sztuki jako źródła wyłącznie dobrych emocji.


Z jednej strony ta konkursowa rzeczywistość jest mocno wygładzona, obserwuje pozytywne zjawiska i ogromne wzruszenia, skutecznie pomijając gorycz rozczarowania – z drugiej rozmach, z jakim Riku Onda najpierw rozsnuwa tę historię, a potem ją splata w kulminacyjnym punkcie, jest naprawdę godzien podziwu. Czytałam ją, w tle słuchając Konkursu, tak, jakby świat poza kartkami książki nie istniał.


Książka doczekała się też ekranizacji zatytułowanej „Listen to the Universe”, a na okładce książki można znaleźć kod QR prowadzący do playlisty z utworami opisanymi w fabule. Można się w tej historii zatopić kompletnie 😉

Mam w tym roku wyjątkowe szczęście do dobierania sobie lektur idealnie w czasie i "Pszczoły i grom w oddali" nie są tu wyjątkiem - kiedy w tle toczył się Konkurs Chopinowski, na kartach tej książki znalazłam odbicie tej rzeczywistości: jest tu muzyka, jest konkurs, rywalizacja i wielkie emocje.

„Pszczoły i grom w oddali” to opowieść o czwórce uczestników konkursu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Duże pozytywne zaskoczenie - poradnik o jasnej, dobrze rozplanowanej strukturze, przybliżający wiedzę o WKO w stopniu pozwalającym na zyskanie wystarczającej wiedzy w temacie, ale bez przytłaczania czytelnika naukowymi faktami.
Autor najwięcej uwagi poświęca praktycznemu zastosowaniu posiadanej wiedzy, tj. wychwytywaniu niepokojących sygnałów na pierwszych etapach znajomości, rozwiązywaniu konfliktów oraz, ewentualnie, technikom stosowanym w kontakcie z osobą wysokokonfliktową.

Bill Eddy emocjami i konfliktami zajmuje się zawodowo, a jako mediator poświęcił ostatnie trzydzieści lat swojej pracy na pomoc w rozwiązywaniu nieporozumień. Eddy wyróżnia pięć osobowości, przy których powinniśmy zachować szczególną ostrożność: typ borderline, narcystyczny, paranoidalny, antyspołeczny lub histrioniczny. Każdy z nich jest po krótce scharakteryzowany, ale w rozdziałach znajdują się też praktyczne wskazówki dotyczące rozpoznania pewnych cech charakterystycznych dla tej osobowości, a także postępowanie w kontakcie i ewentualnie zakończenie danej relacji. Plusem książki jest przystępny język i brak mentorskiego tonu, a Eddy wyposaża czytelnika w umiejętności nie tylko pozwalające mu odciąć się od WKO, ale także zatroszczyć się o siebie w sytuacji, gdy nie możemy takiej relacji rozwiązać.

Jak wspomina sam autor, w kontekście tła historycznego żyjemy w czasach, gdy mamy nadzwyczaj wysokie szanse spotkania osobowości wysokokonfliktowych na swojej drodze. Dlatego warto sięgnąć po ten poradnik - by wiedzieć, jak postępować, mądrze stawiać granice i przede wszystkim zadbać o siebie.

Duże pozytywne zaskoczenie - poradnik o jasnej, dobrze rozplanowanej strukturze, przybliżający wiedzę o WKO w stopniu pozwalającym na zyskanie wystarczającej wiedzy w temacie, ale bez przytłaczania czytelnika naukowymi faktami.
Autor najwięcej uwagi poświęca praktycznemu zastosowaniu posiadanej wiedzy, tj. wychwytywaniu niepokojących sygnałów na pierwszych etapach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najbardziej amerykańska ze wszystkich książek z Serii Amerykańskiej - i dlatego bardzo hermetyczna. To ten rodzaj reportażu, który ciężko się przyjmuje na innym gruncie, bo po prostu jest bardzo mocno osadzony w realiach określonego kraju. Przez liczne odwołania do postaci z amerykańskiej sceny medialnej, stacji i programów bywa mało zrozumiała, a dokładna analiza poszczególnych sytuacji bez posiadania wiedzy o szerszym kontekście (mogę wygooglować nazwisko prezenterki, ale to nie sprawi, że będę posiadać jakąś opinię o tej osobie - tak, jak ma to miejsce w przypadku prezenterów z polskich stacji) sprawia, że bez tej wiedzy chwilami książka się dłuży.

A szkoda, bo pomiędzy tym wszystkim jest trochę uniwersalnych treści o medialnych chwytach, które są stosowane ponad granicami krajów. Taibbi pisze dużo o manipulacji a także o dziennikarskich pomyłkach, które wpłynęły na losy świata. Ciężko się ją czyta, kiedy ma się świadomość, że każdego dnia media dążą nie do przekazania informacji, ale doprowadzenia do skrajnego rozłamu społeczeństwa i wzajemnej nienawiści.

Nie każdemu przypadnie też do gustu język książki, ale Taibbi pisuje dla magazynu Rolling Stone, więc raczej dużo tu komunikatów krótkich i przekazanych w żołnierskich słowach. Jeśli czytaliście coś Charliego LeDuffa, to jest to ten kierunek operowania językiem.

Najbardziej amerykańska ze wszystkich książek z Serii Amerykańskiej - i dlatego bardzo hermetyczna. To ten rodzaj reportażu, który ciężko się przyjmuje na innym gruncie, bo po prostu jest bardzo mocno osadzony w realiach określonego kraju. Przez liczne odwołania do postaci z amerykańskiej sceny medialnej, stacji i programów bywa mało zrozumiała, a dokładna analiza...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zrozum" trzyma stabilnie poziom i dostarcza nie tylko naukowych faktów, ale też fantastycznej rozrywki. "Od ucha do ucha" to pozycja, w której wyniki badań naukowych przeplatają się z żartami i anegdotami, a wszystko to podane jest w doskonale wyważonych proporcjach.

Autor dostarcza czytelnikom trochę wiedzy teoretycznej, a potem ilustruje ją przykładami z życia lub opisanych eksperymentów. Z książki dowiemy się czegoś więcej o społecznym znaczeniu śmiechu, jego rodzajach i o tym, jak są one postrzegane przez odbiorców, o tym, kto woli rozśmieszać, a kto być za te żarty docenianym - kobiety czy mężczyźni? ;)

Książka ma wyraźnie zaznaczoną strukturę, a ogromnym plusem są ćwiczenia na końcu każdego rozdziału, pozwalające dodatkowo utrwalić wiedzę. Bardzo ciekawy zabieg, w przypadku książek z tej serii zdecydowanie przydatny!

"Zrozum" trzyma stabilnie poziom i dostarcza nie tylko naukowych faktów, ale też fantastycznej rozrywki. "Od ucha do ucha" to pozycja, w której wyniki badań naukowych przeplatają się z żartami i anegdotami, a wszystko to podane jest w doskonale wyważonych proporcjach.

Autor dostarcza czytelnikom trochę wiedzy teoretycznej, a potem ilustruje ją przykładami z życia lub...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciekawe i inne spojrzenie na Stany, przedstawione przez pryzmat postaci mniej i bardziej znanych, splecione z własnymi doświadczeniami autora. Portret Ameryki w globalnym i jednocześnie personalnym ujęciu, oferujący szansę spojrzenia na kraj tylko pozornie doskonały, w rzeczywistości toczony głębokimi konfliktami i pielęgnujący broczące od wielu lat rany.

Poszczególne rozdziały poświęcone są jednemu, dominującemu zagadnieniu, a autor w szeroki, ciekawy sposób porusza problemy współczesnej Ameryki - gentryfikację, systemowy rasizm, bezdomność, kwestię drugiej poprawki do konstytucji. Autorowi udaje się wskazać wiele społecznych problemów, przywołując wydarzenia przełomowe dla licznych mniejszości mieszkających w Ameryce.

Treść tej książki bardzo mi się spodobała - jest nieprzegadana, pozwala w przystępny sposób zrozumieć problemy, które Ameryka próbowała latami ignorować, nie wychylając się poza rozlewające się coraz dalej przedmieścia. Nieco gorzej na początku szło mi z formą, bo narracja była dla mnie dość chaotyczna. Rozdziały są jednocześnie rozsnute na dwóch płaszczyznach czasowych, często jest w nich wielu bohaterów, aż gęsto tu od akcji, za którą chwilami trudno nadążyć. Do niektórych fragmentów wracałam, bo na przykład zignorowałam wśród kilku przywołanych sylwetek tę, która potem okazywała się mieć największe znaczenie.

Nadal jednak uważam, że jest to książka zdecydowanie warta uwagi, szczególnie jeśli chcemy spojrzeć na Stany bez zachwytu kierowanego w stronę tej wspaniałej Ameryki, którą tak łatwo było się zachwycać, gdy jej kolorowe okruchy wędrowały w paczkach przez ocean do Polski.

Ciekawe i inne spojrzenie na Stany, przedstawione przez pryzmat postaci mniej i bardziej znanych, splecione z własnymi doświadczeniami autora. Portret Ameryki w globalnym i jednocześnie personalnym ujęciu, oferujący szansę spojrzenia na kraj tylko pozornie doskonały, w rzeczywistości toczony głębokimi konfliktami i pielęgnujący broczące od wielu lat rany.

Poszczególne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to