rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Interesująca legenda - powtarzalne ilustracje

Interesująca legenda - powtarzalne ilustracje

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mylący tytuł i opis okładkowy - zamiast, jak się spodziewałem, biografii Symona Petlury - przeczytałem książkę w 90% poświęconą tematowi pogromów Żydów w Ukrainie. Mimo tego rozczarowania treść książki okazała się całkiem zajmująca.

Mylący tytuł i opis okładkowy - zamiast, jak się spodziewałem, biografii Symona Petlury - przeczytałem książkę w 90% poświęconą tematowi pogromów Żydów w Ukrainie. Mimo tego rozczarowania treść książki okazała się całkiem zajmująca.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozczarowanie. Ta książka nie wnosi niczego nowego w stosunku do poprzednich biografii J.R.R. Tolkiena (zwłaszcza tych autorstwa: Carpentera, Durieza i Gartha), które jedynie przepisuje innymi słowami. Wydawanie takich książek to mnożenie bytów ponad potrzebę i nabieranie (naciąganie) fanów Tolkiena.

Rozczarowanie. Ta książka nie wnosi niczego nowego w stosunku do poprzednich biografii J.R.R. Tolkiena (zwłaszcza tych autorstwa: Carpentera, Durieza i Gartha), które jedynie przepisuje innymi słowami. Wydawanie takich książek to mnożenie bytów ponad potrzebę i nabieranie (naciąganie) fanów Tolkiena.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka powinna zostać przetłumaczona i być czytana w każdym kraju europejskim. Stanowi jasny i dostateczny dowód na to, że z Putinem nie można negocjować.

Ta książka powinna zostać przetłumaczona i być czytana w każdym kraju europejskim. Stanowi jasny i dostateczny dowód na to, że z Putinem nie można negocjować.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka ta jest dowodem na to, że za ciekawym człowiekiem, który ma ciekawe rzeczy do opowiedzenia, powinien stać dobry redaktor, który poukładałby tekst tak, by był czytelny. Za fakty z historii Bieszczad i zdjęcia: 10/10, za sposób przekazania treści: 2/10 - średnia 6.

Książka ta jest dowodem na to, że za ciekawym człowiekiem, który ma ciekawe rzeczy do opowiedzenia, powinien stać dobry redaktor, który poukładałby tekst tak, by był czytelny. Za fakty z historii Bieszczad i zdjęcia: 10/10, za sposób przekazania treści: 2/10 - średnia 6.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaletą książki napisanej przez Grottę jest to, że podaje ona w sporej ilości informacje wykraczające poza „kanoniczną” (autoryzowaną) biografię Tolkiena autorstwa H. Carpentera. Późniejsze biografie autorów takich jak: Michael White, Joseph Pearce, czy Colin Duriez rzadko to czynią. Z tego powodu warto pokonać niechęć wywołana okropną okładką. Pewną ciekawostką jest parokrotne cytowanie wypowiedzi Przemysława Mroczkowskiego, polskiego filologa, który poznał Tolkiena studiując w Oksfordzie, a później korespondował z nim.

Zaletą książki napisanej przez Grottę jest to, że podaje ona w sporej ilości informacje wykraczające poza „kanoniczną” (autoryzowaną) biografię Tolkiena autorstwa H. Carpentera. Późniejsze biografie autorów takich jak: Michael White, Joseph Pearce, czy Colin Duriez rzadko to czynią. Z tego powodu warto pokonać niechęć wywołana okropną okładką. Pewną ciekawostką jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dogłębna i profesjonalna analiza tolkienowskiej mitologii z perspektywy religioznawczej. Najlepsza pozycja na ten temat na polskim rynku wydawniczym. Gdyby została przetłumaczona, książka ta z pewnością zyskałby także międzynarodowe uznanie, a Szyjewski dołączył do grona wybitnych tolkienologów (obok T.A. Shippeya i J. Gartha). Pozostaje żałować również tego, że od 2004 roku nie doczekaliśmy się (papierowego) wznowienia/uaktualnienia tej pozycji.

Dogłębna i profesjonalna analiza tolkienowskiej mitologii z perspektywy religioznawczej. Najlepsza pozycja na ten temat na polskim rynku wydawniczym. Gdyby została przetłumaczona, książka ta z pewnością zyskałby także międzynarodowe uznanie, a Szyjewski dołączył do grona wybitnych tolkienologów (obok T.A. Shippeya i J. Gartha). Pozostaje żałować również tego, że od 2004...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dużą zaletą wspomnień leśnika Jerzego Miliszewskiego jest różnorodność podejmowanych tematów. Oprócz wspomnień na temat trudności życia (w tym rodzinnego) w odległej od cywilizacji leśniczówce w Darowie i związanych z tym problemów i niebezpieczeństw; opowieści o rozwoju kariery leśnika (od stażysty do leśniczego zajmującego różne wyższe stanowiska); a także ważnych dla autora opowieści łowieckich (polowaniach własnych - na wilki, rysie, kuny itd., dewizowych i zbiorowych); znajdziemy tu informacje o: organizacji Leśnictw w Beskidzie Niskim, o polityce Lasów Państwowych w czasach PRL-u, o związkach zawodowych leśników, o przygodach związanych z pracą leśnika, o ludziach lasu, takich jak: smolarze/węglarze, drwale, wozacy/zrywkarze, a także pracujący w okolicznym OZ-cie skazanych; o zwierzętach dzikich, gospodarskich, o pszczelarstwie, o spotkaniach z dawnymi łemkowskimi mieszkańcami Darowa (przytacza bardzo ciekawa historię jednej z kapliczek), Surowicy i Polan Surowicznych, o ataku UPA na żołnierzy WOP w Jasielu, o powstaniu rezerwatu „Bukowica”, a nawet przepis na „firmową” nalewkę żurawinową. Jednym zdaniem: są to wspomnienia leśnika, który prowadził barwne i bogate życie zawodowe i osobiste w leśniczówce położonej na prawdziwym odludziu. Wspomnienia, które są warte przeczytania przez każdego, kto interesuje się tematyką leśną i łowiecką lub/i jest miłośnikiem Beskidu Niskiego. Temu drugiemu rodzajowi odbiorców może zgrzytać jedynie dość zero-jedynkowe podejście autora do ekologów (nazywanych zawsze pseudo-obrońcami przyrody, w przeciwieństwie do prawdziwych jej obrońców – pracowników LP), wobec których autor żywi stereotypowe (dla pracowników LP i myśliwych) uprzedzenia, wrzucając wszystkich miłośników dzikiej przyrody nie zgadzających się z polityką LP, do jednego worka „pseudo-ekologii”, czyniąc z nich kategorię ludzi, z którymi nie warto dyskutować. (Jest to podejście zaskakujące z tego powodu, że autor wydaje się być człowiekiem empatycznym w innych kwestiach – odczuwa nawet rodzaj „żalu zmieszanego z zażenowaniem” [s. 222] wobec zabijanych zwierząt).

Dużą zaletą wspomnień leśnika Jerzego Miliszewskiego jest różnorodność podejmowanych tematów. Oprócz wspomnień na temat trudności życia (w tym rodzinnego) w odległej od cywilizacji leśniczówce w Darowie i związanych z tym problemów i niebezpieczeństw; opowieści o rozwoju kariery leśnika (od stażysty do leśniczego zajmującego różne wyższe stanowiska); a także ważnych dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydawałoby się, że autor decydujący się na napisanie kolejnej biografii Tolkiena w 2012 roku, posiadający dostęp do: oksfordzkich archiwaliów biblioteki Bodleian, Tolkien Estate, do 12 tomowej „The History of Middle-Earth”, czy bardzo obszernej „Tolkien Companion and Guide”, a także do kilku nowych, świetnych i drobiazgowych opracowań (jak choćby: T.A. Shippey „Tolkien pisarz stulecia” [2000], J. Garth „Tolkien i pierwsza wojna światowa” [2003], czy J.D. Rateliff „The History of the Hobbit” [2007]), mógłby w nowej biografii łatwo i z powodzeniem wykroczyć poza informacje podawane w klasycznej biografii H. Carpentera „Tolkien. Biografia” (1977!), czy nowszych: J. Pearce „Tolkien. Człowiek i mit” (1998), czy M. White „Tolkien” (2003). Nie rozumiem, dlaczego tak się jednak nie dzieje. Kto czytał Carpentera może z czystym sumieniem dać sobie spokój z czytaniem książki Durieza. Duriez nie tylko niemal zupełnie nie korzysta z nowszych książek (choć umieszcza je w przypisach), ale wręcz niejednokrotnie spłyca przekaz Carpentera, Pearca itd. (jego parafrazy fragmentów z tamtych biografii czasem wręcz gubią sens tego, co przepisuje!) Właściwie na tym stwierdzeniu mógłbym poprzestać, gdyby nie to, że czuję się w obowiązku dodać, że polskie tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia – mam wrażenie, że tłumaczka nie znała książek Tolkiena ani przyjętego w Polsce nazewnictwa. Redakcja nie zdawała sobie sprawy, że większość cytowanych tekstów została wydana w Polsce. Na korektę polskiemu wydawnictwu również szkoda było pieniędzy. Cóż, z całej książki na uwagę zasługuje jedynie ładna okładka…

Wydawałoby się, że autor decydujący się na napisanie kolejnej biografii Tolkiena w 2012 roku, posiadający dostęp do: oksfordzkich archiwaliów biblioteki Bodleian, Tolkien Estate, do 12 tomowej „The History of Middle-Earth”, czy bardzo obszernej „Tolkien Companion and Guide”, a także do kilku nowych, świetnych i drobiazgowych opracowań (jak choćby: T.A. Shippey „Tolkien...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Beskid Niski Agnieszka Nowak, Damian Nowak
Ocena 5,5
Beskid Niski Agnieszka Nowak, Da...

Na półkach:

Tytuł nieco mylący - album przedstawia głownie faunę i florę Beskidu Niskiego (Magurskiego Parku Narodowego).

Tytuł nieco mylący - album przedstawia głownie faunę i florę Beskidu Niskiego (Magurskiego Parku Narodowego).

Pokaż mimo to


Na półkach:

Warsztat fotograficzny autora, wybór, układ i jakość fotografii, a do tego grubość albumu - 10 na 10.

Na minus: nieznośna stylizacja językowa opisów - oto próbka:
"Ilekroć miewamy okazję podglądać z bliska dzikie żubry, pamiętajmy, że jesteśmy absolutnymi szczęśliwcami, którzy w XXI wieku, w pełni świadomie mogę przeżywać tę osobliwą ekscytację na skutek uratowania jednego z największych polskich mocarzy jako gatunku. Szczególnie wtedy, gdy ci dostojnicy swobodnie stąpają po bieszczadzkiej ponowie, w bajkowym anturażu prawdziwej, białej zimy, z widoczną pokorą i opanowaniem, acz i swoistą wdzięcznością" (s. 271).

Warsztat fotograficzny autora, wybór, układ i jakość fotografii, a do tego grubość albumu - 10 na 10.

Na minus: nieznośna stylizacja językowa opisów - oto próbka:
"Ilekroć miewamy okazję podglądać z bliska dzikie żubry, pamiętajmy, że jesteśmy absolutnymi szczęśliwcami, którzy w XXI wieku, w pełni świadomie mogę przeżywać tę osobliwą ekscytację na skutek uratowania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobra książka dla zupełnie "początkujących" bieszczadzkich turystów, którzy niewiele jeszcze wędrowali i którzy nie czytali jeszcze nic lub bardzo niewiele na ten temat. Po przeczytaniu, dajmy na to, paru bardzo popularnych pozycji, takich jak: przewodnik wyd. Rewasz, 3 tomy "Bieszczad w PRLu", czy książki Stanisława Krycińskiego, czytelnik z książki Markowskiego nie dowie się zupełnie niczego. Niewątpliwym plusem książki jest zachęta do powolnego i uważnego odkrywania tych gór, minusem zaś trzymanie się najbardziej popularnych szlaków (co trochę przeczy tytułowi). I choć bardzo bliskie jest mi podejście głoszące, że największą atrakcją Bieszczad są Bieszczady - czyli samo chodzenie po górach - to straciłem zaufanie do autora, gdy przeczytałem, że szczytowi Tarnicy "uroku dodaje krzyż"...

Dobra książka dla zupełnie "początkujących" bieszczadzkich turystów, którzy niewiele jeszcze wędrowali i którzy nie czytali jeszcze nic lub bardzo niewiele na ten temat. Po przeczytaniu, dajmy na to, paru bardzo popularnych pozycji, takich jak: przewodnik wyd. Rewasz, 3 tomy "Bieszczad w PRLu", czy książki Stanisława Krycińskiego, czytelnik z książki Markowskiego nie dowie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Rozmyślania o fajce i tytoniu Michał Morawski, Michał Morawski
Ocena 5,5
Rozmyślania o ... Michał Morawski, Mi...

Na półkach:

Dziwi mnie powstanie i wydanie takiej książki w 2019 roku... Zastanawiam się, po co i dla kogo została ona napisana? Pomijając już tytuł, obiecujący jakieś rozmyślania, zamiast których dostaje się suche i bardzo dobrze znane, w świecie fajczarskim, fakty, rzekłbym – wiedzę elementarną na poziomie Wikipedii (którą autor zresztą cytuje), książka pomimo swojej małej objętości, zawiera przestarzałe a nawet potencjalnie szkodliwe informacje, które można było wybaczyć, piszącemu dziesięciolecia temu pionierowi tematu – Zbigniewowi Turkowi, a których obecnie nie wypada już powielać nikomu palącemu fajkę, a tym bardziej autorowi starającemu się przekazać fajczarską wiedzę, kolejnemu pokoleniu palaczy… Mam tu na myśli drugą, poradnikową część książki – a właściwie książeczki. Lepiej by się stało, gdyby autor po krótkim wprowadzeniu historycznym pochwalił się fajkami ze swojej kolekcji (opisał je i na tym poprzestał), co jak mi się zdaje, było bezpośrednim powodem jej napisania. Zaskakujące jest już choćby to, dlaczego autor nie używa wypracowanej przez dziesięciolecia i obecnie powszechnie przyjętej nomenklatury fajkowej – co to są „fajki marszczone”, czy aby na pewno warto radzić początkującym fajczarzom „przepalanie fajki” zamiast „opalania jej”? Każdego, nieco doświadczonego fajczarza, sfrustruje to: jak można polecić osobie poczatkującej 17 milimetrowy komin?; jak można radzić, by w celu nawilżenia tytoniu wrzucić (bezpośrednio) do niego kawałek jabłka lub ziemniaka – toż to pewny sposób na powstanie pleśni! Dlaczego autor zamiast wspomnieć o frezach do fajki, doradza scyzoryk? Zdaje się zupełnie nie wiedzieć, że ilość posiadanych fajek zależy również od ilości rodzajów palonego tytoniu, czy nie wspomina o, najpowszechniej dziś używanych, słoikach na tytoń – kto dziś trzyma tytoń w metalowym pudełku lub w woreczku albo – na miłość boską – wytrzepuje fajkę o podeszwę buta? Gdyby książeczka ta powstała w latach 70. czy 80., mogłaby stanowić jakieś wprowadzenie dla osoby zaczynającej przygodę z fajką – obecnie zdecydowanie lepiej postąpi ten, kto zajrzy na http://www.fajka.net.pl/ i skorzysta ze znajdującego się tam poradnika. Nie muszę chyba dodawać, że do wiedzy fajczarzy choćby trochę obeznanych z tematem, książeczka ta nie wniesie zupełnie nic nowego, ani wartościowego – no może poza kilkoma zdjęciami fajek z kolekcji autora.

Dziwi mnie powstanie i wydanie takiej książki w 2019 roku... Zastanawiam się, po co i dla kogo została ona napisana? Pomijając już tytuł, obiecujący jakieś rozmyślania, zamiast których dostaje się suche i bardzo dobrze znane, w świecie fajczarskim, fakty, rzekłbym – wiedzę elementarną na poziomie Wikipedii (którą autor zresztą cytuje), książka pomimo swojej małej objętości,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć książka (wydanie trzecie) została wydana bardzo starannie, miłośnikowi Beskidów trudno się będzie od niej oderwać, ze względu na treść. Sam przeczytałem ją od początku do końca w jeden wieczór. Przede wszystkim opowieści te nie są monotonne. Znajdują się pośród nich zarówno opisy zabawnych zdarzeń towarzyszących pracy leśnika/inspektora leśnego, jak i poważniejsze rozdziały opisujące Bieszczady w pierwszych latach po wojnie ("W głąb martwej pustki"). Najbardziej uniwersalna wydaje mi się opowieść "Żony 'wysokich' mężów" - dokładnie w ten sam sposób zachowuje się obecnie większość turystów odwiedzających Bieszczady. Wymuszając na miejscowych "dostosowanie się do wymagań klienta", oczekującego z roku na rok coraz to wymyślniejszych udogodnień, za nic nie potrafią się dać przekonać, że największą atrakcją Bieszczad są... same Bieszczady.

Choć książka (wydanie trzecie) została wydana bardzo starannie, miłośnikowi Beskidów trudno się będzie od niej oderwać, ze względu na treść. Sam przeczytałem ją od początku do końca w jeden wieczór. Przede wszystkim opowieści te nie są monotonne. Znajdują się pośród nich zarówno opisy zabawnych zdarzeń towarzyszących pracy leśnika/inspektora leśnego, jak i poważniejsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka z pewnością zainteresuje każdego miłośnika Bieszczad - porusza rzadko podejmowany temat bieszczadzkich PGRów oraz pionierów lat pięćdziesiątych. Oprócz historii rodziców autora, znajdują się w niej ciekawe opowieści o innych "ludziach lasu" (mogło być ich więcej). (Zdecydowanym minusem utrudniającym odbiór tekstu są częste powtórzenia - autor nierzadko powtarza trzy razy to samo zdanie w innym szyku - zabrakło edytora).

Książka z pewnością zainteresuje każdego miłośnika Bieszczad - porusza rzadko podejmowany temat bieszczadzkich PGRów oraz pionierów lat pięćdziesiątych. Oprócz historii rodziców autora, znajdują się w niej ciekawe opowieści o innych "ludziach lasu" (mogło być ich więcej). (Zdecydowanym minusem utrudniającym odbiór tekstu są częste powtórzenia - autor nierzadko powtarza trzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wspaniały album pozostawiający wielki niedosyt - jakże szkoda, że nie ma dwa albo i trzy razy więcej stron...

Wspaniały album pozostawiający wielki niedosyt - jakże szkoda, że nie ma dwa albo i trzy razy więcej stron...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Oj nie była to spokojna wędrówka Bieszczadzkimi szlakami sprzyjająca refleksji, ba! nie była to nawet przejażdżka powolną Bieszczadzką kolejką wąskotorową, która pozwala przyjrzeć się mijanym widokom - autor w swej narracji pędził po Bieszczadzkich polnych drogach nowiutkim SUVem, zostawiając za sobą tumany kurzu, przez które ledwie można było rozpoznać jakieś powierzchowne kształty. Wnerwiałem się i dostawałem zadyszki, ale czytałem dalej, bo nie za bardzo było na czym się zatrzymać. No może poza dość interesującymi rozdziałami dotyczącymi Słowackiej części Bieszczad, o której w polskiej literaturze nie nie napisano zbyt wiele. Najbardziej rozczarowywał i zawodził mnie tym, że za każdym razem, gdy pomiędzy nawiązaniami do innych książek podróżniczych, czy stenograficznymi streszczeniami popularnych książek o Bieszczadach (np. wywiad z Krycińskim powtarzał tylko to, co on sam opisuje w swoich książkach itd.), rozpoczynał jakiś zaciekawiający wątek, rozbudzając nadzieję, że oto za chwilę wreszcie dowiem się czegoś (np. gdy dochodzi do słynnej Dydiówki), porzucał rozdział i gnał dalej, by w następnym znów naszkicować kolejny początek bez rozwinięcia. Mam wrażenie, że autor za bardzo ufał swoim informatorom (w tym książkom), przez co: po pierwsze rzadko zgłębiał temat zadowalając się tym, co dostał od "pierwszej napotkanej osoby" (o samej "Chacie na Końcu Świata" można by napisać nie jedną książkę), nie drążył (nie potrafił pociągnąć za język Victoriniego); po drugie nie dawał sobie czasu na doświadczenia i przemyślenia, nie ustosunkowywał się do tego, co czytał, widział, słyszał i czuł, nie grzebał w sobie, nie wypracowywał własnych opinii, a może po prostu niewiele doświadczył albo też o tych doświadczeniach nie potrafił napisać. W rezultacie czego, nierzadko całymi stronami, czytałem potoki słów o niczym, choć chyba w zamierzeniu miała to być proza na miarę Chatwina.

Oj nie była to spokojna wędrówka Bieszczadzkimi szlakami sprzyjająca refleksji, ba! nie była to nawet przejażdżka powolną Bieszczadzką kolejką wąskotorową, która pozwala przyjrzeć się mijanym widokom - autor w swej narracji pędził po Bieszczadzkich polnych drogach nowiutkim SUVem, zostawiając za sobą tumany kurzu, przez które ledwie można było rozpoznać jakieś powierzchowne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krzysztof Bross jako bieszczadzki osadnik - człowiek, który zawdzięcza niemal wszystko sile własnych mięśni, wiedzy technicznej, a przede wszystkim niezwykłemu wręcz uporowi/sile przebicia, to niewątpliwie postać nietuzinkowa i godna uwagi – wręcz imponująca, a jego historia jest historią wartą opisania. Niestety, Krzysztof jako autor nie sprawdza się już tak dobrze. W swej książce opisującej pierwsze lata osadnictwa i walki o zakup dzierżawionej ziemi, skupia się przede wszystkim na stronie urzędowej swych zmagań. Co gorsza, po dwustu stronach śledzenia historii, czasem bardzo szczegółowo opisywanych, kolejnych urzędowych odwołań, o długo wyczekiwanym zwycięstwie dowiadujemy się w króciutkim i niejasnym dopisku dołączonym do drugiego wydania (w trzecim wydaniu brak uzupełnienia czy rozszerzenia tej kwestii). Szkoda. Nie to jest jednak największym brakiem tej książki. Spraw urzędowo-sądowych i tak jest w niej zbyt wiele w porównaniu z opisami życia codziennego. Ton książki jest zdecydowanie zbyt sprawozdawczy, przez co wiele ciekawych wątków zostaje jedynie naszkicowanych. Uderza brak opisów przeżyć wewnętrznych. Zdaje się, Krzysztof nie jest człowiekiem zbyt wylewnym. Można się jedynie domyślać, co bohaterowie myślą, czują, jakie dramaty przeżywają, jakie relacje ich łączą, jakie motywacje nimi kierują (zwłaszcza w przypadku partnerki Krzysztofa – Anny o której niemal niczego się nie dowiadujemy, podobnie jak o dzieciach). Postaci są wprowadzane do książki bez wyjaśnień, kto jest kim, jak gdyby było to oczywiste. Wątki urywają się. Wiele trzeba się domyślać z kontekstu – nie wszystkiego się da. Inną poważną trudnością w czytaniu jest język autora – nierzadko trudny do zrozumienia. Gramatyka zdań kuleje i czasem bywa nie do ogarnięcia. Cóż, najpewniej zawinił nawyk radzenia sobie ze wszystkim samemu i nie radzenia się nikogo. Książka byłaby znacznie ciekawsza, gdyby jej autorem był ktoś, kto umiałby przepytać Brossa – sprowokować go podczas wywiadu do opowiedzenia o rzeczach ciekawych dla czytelnika, a nie tylko dla samego Brossa. Oby taka książka zdążyła jeszcze powstać!

Krzysztof Bross jako bieszczadzki osadnik - człowiek, który zawdzięcza niemal wszystko sile własnych mięśni, wiedzy technicznej, a przede wszystkim niezwykłemu wręcz uporowi/sile przebicia, to niewątpliwie postać nietuzinkowa i godna uwagi – wręcz imponująca, a jego historia jest historią wartą opisania. Niestety, Krzysztof jako autor nie sprawdza się już tak dobrze. W swej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor zajmująco opowiada o tym, czym w polskich realiach lat 70-80, było "być hipisem". Historia jest oryginalna i cenna, gdyż trudno w polskiej literaturze o podobne. Choć z perspektywy lat razi naiwność ideologiczna polskich hipisów (podczas, gdy w USA buntowano się przed powołaniem do walki w Wietnamie, w Polsce np. robiono akcje, by dzieci nie bawiły się plastikowymi pistoletami... i to w stanie wojennym) oraz religijna (powierzchowne i chaotyczna odniesienia do Wschodu, jakieś próby przeszczepiania New Age, a do tego to podszycie ruchem charyzmatycznym i pielgrzymkowym). Przerażają historie o zabójczych, wytwarzanych chałupniczą metodą narkotykach... To, mimo to podziwiać można determinację ówczesnych hipisów do bycia wolnym, odwagę bycia bezdomnym, bezrobotnym, długowłosym, kolorowym - innym w czasach powszechnej szarości i „równości”. A przede wszystkim to, że kontestacja była brana przez starych hipów na serio, z pełną gotowością na śmierć. Cóż, czasy się zmieniły i hipisi zmienili się wraz z nimi...

Autor zajmująco opowiada o tym, czym w polskich realiach lat 70-80, było "być hipisem". Historia jest oryginalna i cenna, gdyż trudno w polskiej literaturze o podobne. Choć z perspektywy lat razi naiwność ideologiczna polskich hipisów (podczas, gdy w USA buntowano się przed powołaniem do walki w Wietnamie, w Polsce np. robiono akcje, by dzieci nie bawiły się plastikowymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając książkę "Niedźwiedzica z Baligrodu..." podążamy za sympatycznym leśniczym Kazimierzem, który zna i przemierza swe leśnictwo niczym Tom Bombadil swoją krainę, i na którego w leśniczówce zawsze czeka Złota Jagoda... Ów Bombadil może i nie śpiewa, za to uraczy niejedną opowieścią i chętnie podzieli się swoją fotograficzną i filmową pasją. Książka stanowi ciekawą i pogodną opowieść o Bieszczadzkiej przyrodzie i o zafascynowanych nią ludziach.

Czytając książkę "Niedźwiedzica z Baligrodu..." podążamy za sympatycznym leśniczym Kazimierzem, który zna i przemierza swe leśnictwo niczym Tom Bombadil swoją krainę, i na którego w leśniczówce zawsze czeka Złota Jagoda... Ów Bombadil może i nie śpiewa, za to uraczy niejedną opowieścią i chętnie podzieli się swoją fotograficzną i filmową pasją. Książka stanowi ciekawą i...

więcej Pokaż mimo to