-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz2
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant3
Biblioteczka
2018-02-16
2016-08-11
Przez większą część mojego życia wyznawałam przekonanie, że nie ma na świecie literatury dorównującej literaturze rosyjskiej. Obecnie literatura wschodnia stała się dla mnie niezjadliwa (za bardzo przegadana, przesadnie patetyczna i przed wszystkim niestrawnie depresyjna). Zdecydowanie preferuję Włochów.Ale jako że nic nie potwierdza zasady tak trafnie jak wyjątek, to jedną z najlepszych KSIĄŻek Z ZAKRESU LITERATURY PIĘKNEJ, JAKĄ PRZECZYTAŁAM W MOIM ŻYCIU SĄ "BRACIA KARAMAZOW" Dostojewskiego.
Po Dostojewskiego sięgnęłam po raz pierwszy w pierwszej klasie liceum i teraz wiem, że to było za wcześnie. Zraziłam się.
Teraz wiem, że ta książka może być w pełni odebrana dopiero z bagażem zachwytów teologicznych i z wieloletnią praktyką prawniczą. Bez tego Dostojewskiego odbierałabym może w 10 %. Dlatego "Braci" polecam pw. duchownym, prawnikom lub kryminalistom :)
Z takim nastawieniem z przeszłości, że Dostojewski jest ciężki i czeka mnie męka porównywalna z F. Kafką, tylko że dziewięciokrotnie dłuższy, zabrałam się do czytania "Braci Karamazow"...
... I przeżyłam największe czytelnicze zdziwienie..., ponieważ okazało się, że ten autor, którego przez 20 lat odbierałam jako niedostępnego dla mnie i ciężkiego okazał się geniuszem, piszącym dokładnie i precyzyjnie w mój gust i to na tematy żywotnie mnie zajmujące.
Od pierwszych stron przecierałam oczy ze zdziwienia jak podróżnicy, stawiający pierwsze kroki na nieodkrytych lądach i wychodziłam ze zdziwienia, że ktoś mógł napisać coś tak dokładnie w moim stylu, coś czego się nie czyta, ale pochłania, zasysa jak smok rzekę, co się czyta po kilka razy, przecierając oczy ze zdumienia, że ktoś myślał jak ja i to o rzeczach tak bardzo mnie zajmujących. Cały odbiór tej książki i jej czytanie to magiczna, piękna przygoda i duchowa rozkosz nie do opisania.
Nie chcę pisać o treści, ponieważ ja nie znając fabuły miałam szaloną radość móc się niepokoić przebiegiem akcji i tego też życzę innym czytelnikom.
Żeby zachęcić tych, którzy "Braci" z różnych względów nie czytali podam tylko powody, dla których warto moim zdaniem sięgnąć po tę książkę:
1. Książka została uznana przez Alberta Einsteina za najwybitniejsze dzieło światowej literatury. I takim jest.
2. Wspaniała lektura dla lubiących literaturę duchową. Jak napisał na LC czytelnik Samson Miodek: "Bracia Karamazow bardziej mnie przekonują do istnienia Boga niż sama Biblia, bo czy ktoś po przeczytaniu tej powieści, wątpi jeszcze w to, że człowiek ma duszę?" W tym zdaniu wyrażone jest świetnie, jak głęboko ta książka poraża wartościami.
Nie pamiętam, aby w literaturze pięknej z jakiegoś innego autora do tego stopnia emanował świat nadprzyrodzony. Jest to coś doprawdy niesamowitego i rozdzierającego duszę.
3. Jako prawnik praktykujący na salach sądowych i uwielbiający moje zajęcie muszę przyznać, że zawsze ilekroć czytam nawet wysokich lotów literaturę z akcją w sądach czy więzieniach, to mam ochotę książkę podrzeć i wyrzucić na śmietnik. ZAWSZE muszę czytając o sądach stoczyć ze sobą walkę i przekonać się, żeby podchodzić na luzie i odbierać treść jako jeszcze jedną z bajek. Atmosfera i istota sal rozpraw mają się do rzeczywistości sądowej zazwyczaj jak piernik do wiatraka. Nawet najlepsi autorzy i to nawet pisarze prawnicy tworzą sobie fikcję, której nie ma; obraz procesu znany z książek i filmów funkcjonuje tylko na kartach książek i na ekranach TV. Jest to bajka.
"Bracia Karamazow" natomiast to pierwsza i zdecydowanie JEDYNA książka, która oddaje według mnie w pełni i naturę przestępcy i zachowanie podsądnego i cały przewód sądowy.
Wielokrotnie czytając o procesach sądowych na kartach literatury - wbrew historii prawa - zastanawiałam się w przypadku genialnych pisarzy, czy może ten proces karny stał się teraz całkowicie inny w odbiorze niż był kilkaset lat temu? Nieprawda. Teraz wiem na 10000000 %, że on był dokładnie taki jak teraz (w sensie wydźwięku, a nie niuansów- poszczególne elementy są oczywiście różne w różnych procedurach i okresach, ale chodzi mi tu o istotę, o odbiór ogólny, o zachowania ludzi). Zresztą tu wszystko się zgadza, najmniejsze szczegóły jak dziennikarstwo sądowe czy kariery prawników.
W "Braciach Karamazow" nic mnie nie razi z prawniczego punktu widzenia, wszystko jest takie realne i prawdziwe, chwytające najmniejsze atomy rzeczywistości.
Nie na darmo Dostojewski czytał kroniki sądowe, artykuły prasowe, nie na darmo sam był sądzony i skazany.
Mowy sądowe (choć w procesie nie mają wcale takiego znaczenia jak tutaj)są genialnym zarysowaniem interpretacji psychologicznej i zdradzają geniusz psychologiczny autora. Jeżeli tak Dostojewski przemawiał 6.6.1880 r w czasie odsłonięcia pomnika Puszkina, to nie dziwię się, że - jak podają źródła - słuchacze mdleli z wrażenia.
4. Postać Dymitra jest wprost genialna!!! Uchwycenie tego typu osobowości jest bezcenne (jest tak prawdziwe, że sama zetknęłam się z z jednym takim nawet niedawno...). Zarysowanie tej postaci udowadnia mi, że nic nie jest tak pasjonujące jak prawda i rzeczywistość. Przecież Dymitr istniał w rzeczywistości - Dostojewski poznał go w czasie odbywania kary. Był to zdymisjonowany oficer carski, podporucznik Iliński.
5. Zarysowanie postaci jest na takim poziomie, że nawet ich nie ocenię (no może Alosza jest zbyt cukierkowy, ale nosi on imię zmarłego w toku pisania ukochanego synka Dostojewskiego, więc rozumiem co odcisnęło piętno na tej konstrukcji).
Książka bez zakończenia. Miało być, ale autor zmarł. Jednak z mojego punktu widzenia, brak kontynuacji jest zaletą. To co mamy tutaj to sama prawda, w dalszych losach zaczęłaby się fikcja.
Dużo jeszcze by pisać, ale i tak geniuszy tego opisać nie zdołam.
Przez większą część mojego życia wyznawałam przekonanie, że nie ma na świecie literatury dorównującej literaturze rosyjskiej. Obecnie literatura wschodnia stała się dla mnie niezjadliwa (za bardzo przegadana, przesadnie patetyczna i przed wszystkim niestrawnie depresyjna). Zdecydowanie preferuję Włochów.Ale jako że nic nie potwierdza zasady tak trafnie jak wyjątek, to jedną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-15
Uwaga: Kto nie czytał niech przed przeczytaniem tej opinii najpierw sięgnie po tę genialną rzecz, żeby nie stracić przyjemności bycia zaskoczonym!
Książki nie da się odłożyć. Nie pije się, nie je, nie odbiera telefonów, generalnie zawiesza się funkcje życiowe aż się skończy. A że jest króciutka i czyta się ją w dwie godziny, to jej wciągająca właściwość jest całkowicie nieszkodliwa.
Ludzie piszą, że to bajka. Dla mnie to nie tyle bajka, co łamigłówka, stworzona przez niezwykle inteligentnego autora, opisana genialnym czarnym humorem, prowadząca do zaskakującej ale pięknej prawdy.
Przyznam, że po raz pierwszy w życiu autor książki mnie tak kompletnie zaskoczył. Czytałam sobie tę niby bajkę, żeby dopiero jakieś 5 minut po przeczytaniu ostatniego zdania zrozumieć, że to jest książka całkowicie o czymś innym, niż myślałam kiedy ją czytałam. Niesamowita inteligencja autora, który tez szanuje czytelnika, ponieważ nie mówi mu rzeczy jak krowie na rowie, łopatologicznie. Autor toczy swoją inteligentną grę z czytelnikiem i zaskakuje.
W książkach dużą uwagę zwracam na początek, to jest na pierwszą stronę. Jak pierwsza jest genialna, to reszta często też. A tu pierwsza strona jest genialna w swojej prostocie, czarnym humorze i uzależniająca.
Wprowadzając w treść powiem, że w pierwszych zdaniach widzimy dwóch jeźdźców, zmierzających na koniach na pole bitwy. Nisko nad ziemią polatują bociany, których białe stada prują mgliste, nieruchome powietrze.
- Skąd tyle bocianów pyta jeden z nich?
- Lecą na pobojowiska odpowiada drugi.
Przylot bocianów w tych krajach uważany jest za dobrą wróżbę pomyślał pierwszy. Chciał okazać, że cieszy się z ich widoku. Mimo woli poczuł się jednak jakoś nieswojo.
- Cóż może zwabiać te ptaki brodzące na pola bitew? - zapytał pierwszy
- Jedzą ludzkie mięso odkąd nieurodzaje wyjałowiły pola - odpowiedział drugi
Czyż nie genialne? Genialne, zwłaszcza że dialog jest znacznie ciekawszy, bo aby nie cytować całej strony skróciłam ją na kilku zdań.
I tak jest całe dwa pierwsze rozdziały - genialne obrazy i genialny humor. Obrazy z przerysowaniu są dziecinne - co tworzy genialną całość z rozwiązaniem łamigłówki.
Potem jest cały środek. Cała zawartość, poprzez którą autor prowadzi czytelnika do prawdy. Autor przekazuje swoje myśli nie łopatologicznie ale przez zabawę z czytelnikiem i udawanie przez pół książki, że pisze się zupełnie o czymś innym.
Całość ciągnie się nie wiadomo o czym i nagle w ostatnim rozdziale jest rozwiązanie.
Dokładnie jak u A. Christie!!!
Konstrukcja tej książki jest taka, że autor rzuca nam wskazówki, jak połówki przedmiotów, które mają doprowadzić do wniosków ukrytych w ostatnim rozdziale. Książka jest jak wyprawa dworzan po śladach Złego przepołowionego, kiedy pierwszy raz opuścił swoje komnaty. Idą po śladach jakie zostawia. Tu mamy ślady, które prowadzą do wniosków. Bajecznie świetnie wymyślone.
Kluczem do zagadki jest ostatni rozdział, gdzie pojawia się jakby wyjaśnienie o czym myśli autor.
Ostatni rozdział bowiem wychodzi z tonu bajki i padają kluczowe słowa:
-I człowiek ruszył zajadle przeciwko sobie mając obie ręce uzbrojone w szpady
-Stał się znowu całkowitym człowiekiem ani złym ani dobrym, mieszaniną złego i dobrego
- Bywa, że człowiek jest niepełny, a jest po prostu tylko młody
- Siedziałem ukryty w lesie i opowiadałem sobie bajki, kiedy dowiedziałem się, że jest już za późno.
- ostatnie zdanie życie to składowa odpowiedzialności i świetlików.
I nagle po przeczytaniu tej opowieści, dopiero po zakończeniu jej nagle olśniewa, że ta książka jest o czymś zupełnie innym, niż się wydawało przez całą książkę!
Dopiero w ostatnim rozdziale się NAGLE SPAJAJĄ TE DWA RÓWNORZĘDNE, CAŁKOWICIE ODMIENNE WĄTKI, JAKIMI SĄ MŁODOŚĆ I PRZEPOŁOWIENIE. BO TO JEST KSIĄŻKA WŁAŚNIE O niedojrzałości: MŁODOŚCI, w której wszystko jest albo białe albo czarne, albo dobre albo złe (mimo, że w życiu nie ma uczynków tylko dobrych albo tylko złych: wszystko ma swoje uwarunkowania i można myśleć o sobie, ze jest się dobrym a w istotnie być głupim matołem, który tego nie widzi i każe głodującym żebrakom paść całym swoim wartościowym pokarmem swoją oślą szkapę, która mogłaby się najeść byle jaką trawą - czy to jest dobro czy żałosność?).
W TRAKCIE DOJRZEWANIA (o ile komuś dane jest dojrzeć, bo niektórzy nie dostępują tej łaski przez 90 lat życia)DOCHODZI DO DOROŚNIĘCIA - OWEGO ZESPOJENIA. I DORASTAJĄC CZŁOWIEK STAJE SIĘ całkowitym człowiekiem ani złym ani dobrym. Mieszaniną złego i dobrego. Człowiek jest niepełny, zanim dojrzeje, gdy PRZESTAJE BYĆ MŁODY, może stać się całością.
Ale do tego zespolenia potrzebna jest walka, wysiłek. Do tego jest potrzebne, żeby samemu z sobą stoczyć bój!!!
ŻEBY TYLKO TEN CZŁOWIEK ZDĄŻYĆ DOROSNĄĆ PÓKI NIE UMRZE. ŻEBY NIE BYŁO TAK, ŻE BĘDZIE SIEDZIAŁ CAŁE ŻYCIE W LESIE I OPOWIADAŁ SOBIE BAJKI, KIEDY DOWIE SIĘ, ŻE PRZYSZEDŁ KRES, a on wszystko przespał (jak napisano w ostatnim rozdziale). Przespał życie które mogło być zachwycające tak, że się to nie mieściło w głowie.
I widząc, że to książka o młodości i o stawaniu się pełnym, pięknym, zamiast żałosnym pośmiewiskiem całej wsi - wiemy skąd ten przerysowany czarny humor. Toż przecież on jest dziecinny! Tak jak dziecinna jest połowiczność (mimo że ubrana w tajemniczą czarna szatę). Wszystko komponuje się w bardzo kompatybilna całość.
Natomiast druga prawda z tej książki, która mnie powaliła, bo wierzę w nią całą sobą to to, że JAK DOJRZEJEMY, TO wcale nie utracimy radości i pasji. Całkowicie nie! BO ŻYCIE JEST PIĘKNE nawet dla człowieka dojrzałego. Czasem jednak człowiek nie widzi piękna (piękno obrazowane przez statek z kapitanem Cookiem), bo opowiada sobie bajki w lesie, bo traci czas!
w ostatnim zdaniu książki autor pisze, że ŻYCIE JEST PASJONUJĄCĄ MIESZANINĄ OWYCH NIESAMOWICIE PASJONUJĄCYCH ŚWIETLIKÓW oraz Odpowiedzialności (świetliki zresztą przejawiały się niby bez sensu w treści..., a znaczą tyle co pasja, porywające, zachwycające tajemnice)
W książce tej jest tyle myśli, że analizować ją można na więcej liter niż zawiera sama książka. Nie ma tu zdań bez sensu.
bardzo ciekawa jest drugoplanowa postać lekarza. Narrator zachwyca się lekarzem, który goni za świetlikami i który jest dobrym człowiekiem, ale ucieka przed odpowiedzialnością (mimo, że umie, to nie leczy ludzi. Człowiek myśli, że on nie jest lekarzem, w pewnym momencie człowiek zastanawia się czy on może nie jest oszustem podającym sie za lekarza, że on nie umie leczyć, a on po prostu nie chce, nie czuje się za nic odpowiedzialny. Mimo ze, jak się okaże, jest geniuszem na polu medycyny. Przez to, ze nie chce być odpowiedzialny wzbudza obrzydzenie i ludzie od niego odchodzą (odchodzi narrator). Odchodzą zresztą do sekt, do złodziejaszków. Ale jak lekarz staje się odpowiedzialny i zaczyna dawać z siebie, to nie tylko narrator wraca do niego z przyjaźnią i bez wypominania, ale przede wszystkim lekarz dochodzi do pełni szczęścia: lekarz wsiada na swój okręt z kapitanem Cookiem! Piękna scena. Widzimy bowiem jak realizują się jego marzenia które są tak piękne, że są całkowicie nierealne, a one się jednak realizują. Czytelnik przez całą książkę uwierzył, że kapitan Cook to coś czego nie ma. A on jest. To też piękny przekaz; zapewnienie autora do dojrzewających: nie dajcie sobie wmówić, że Wasze pragnienia się nie zrealizują.
PRZEPOŁOWIENIE JEST PRZEPIĘKNĄ, IDEALNĄ W SWOJEJ PROSTOCIE ALEGORIĄ. cZY może być coś bardziej żałosnego niż człowiek przecięty na pół? Pośmiewisko dla wszystkich. Postrach. Książka nie jest bajką - jest alegorycznym i inteligentnym doprowadzeniem czytelnika do myśli, żeby nie być żałośnie przepołowionym, żeby nie być żałosnym, gdy można być szczęśliwym, o ile człowiek stoczy ze sobą walkę i podejmie się odpowiedzialności. Po podjęciu wysiłku całe piękno życia stanie przed człowiekiem otworem - nawet to piękno, które jest tak piękne, że aż nierealne. A ono realne jest.
Uwaga: Kto nie czytał niech przed przeczytaniem tej opinii najpierw sięgnie po tę genialną rzecz, żeby nie stracić przyjemności bycia zaskoczonym!
Książki nie da się odłożyć. Nie pije się, nie je, nie odbiera telefonów, generalnie zawiesza się funkcje życiowe aż się skończy. A że jest króciutka i czyta się ją w dwie godziny, to jej wciągająca właściwość jest całkowicie...
2000-06
Wśród ponad tysiąca książek, które przeczytałam od lat pacholęcych są arcydzieła literackie, psychologiczne i religijne oraz jest Dzienniczek - książka nie do porównania z żadną inną, jedyna która według mnie zasługuje na 10 *.
Książka która zmienia. Łazi człowiek po świecie i nagle łup, jakby go piorun strzelił. I potem historia życia dzieli się na dwie: przed i po przeczytaniu. Gdybym tego nie przeżyła, to nie wierzyłabym, że jedna książka może mieć takie rażenie, tak wszystko poprzewracać, a co więcej życie uczynić cudowną przygodą, która trwa i trwa tyle już lat.
A najzabawniejsze jest to, że dla wielu niezwykle mądrych ludzi, którzy są daleko bardziej ode mnie oczytani i elokwentni ta książka to zwykły bełkot analfabetki.
Wysławiam Cię Ojcze, że te rzeczy zakryłeś przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. A jeszcze bardziej Cię wysławiam za to, że uczyniłeś mnie takim wielkim prostaczkiem, który dał się całym sercem uwieść tą książką!
Po ludzku rzecz biorąc 20 zł na tę książkę wydane 16 lat temu to mój interes życia! 20 zł za prawie już 20 cudownych, szczęśliwych lat; to się opłaca.
Wśród ponad tysiąca książek, które przeczytałam od lat pacholęcych są arcydzieła literackie, psychologiczne i religijne oraz jest Dzienniczek - książka nie do porównania z żadną inną, jedyna która według mnie zasługuje na 10 *.
Książka która zmienia. Łazi człowiek po świecie i nagle łup, jakby go piorun strzelił. I potem historia życia dzieli się na dwie: przed i po...
*) Opinia dot. 2 i 3 tomu trylogii złodziejskiej
Z biegiem lat coraz trudniej mi zachwycić się książką. I kiedy przyznałam sobie w duchu, że przy osiągniętym stopniu zblazowania nic mnie już nie zachwyci … pojawił się Sergiusz Piasecki.
Jeszcze nigdy nie przeżyłam czegoś takiego! Wróciłam skonana z podróży po dniu, który wykończył mnie fizycznie i psychicznie. Wieczorem położyłam się ledwo żywa z książką w ręku nie licząc, że zdołam przeczytać więcej niż kilka stron i … czytałam bez żadnej przerwy do 13:00 następnego dnia. Pochłonęłam na raz dwa tomy od pierwszej do ostatniej strony bez 5 minutowej przerwy. Sama jestem w szoku, że fizycznie to jest możliwe. Co za czad! Nie ma nikogo, kto tak potrafi pisać!
Dziś zrobiłam przetasowanie w ocenach: poodejmowałam gwiazdki F. Dostojewskiemu, M. Puzo itd.
Pomyślicie – "oszalała". Możliwe, że ktoś zacznie się śmiać: "zdziecinniała", ewentualnie może stwierdzić - "zawsze była dziunia mało inteligentna". Bo jak można odejmować geniuszom literatury światowej i stawiać ponad nimi autora, którego nikt nawet nie nazwie klasykiem literatury, który nawet dobrze po polsku nie mówił, który nie dosięga wielkim mistrzom pióra do pięt, a pisał nędzne czytadła.
Tak. To nawet będzie racjonalny zarzut, jeżeli ktoś mi go postawi, ale ja nigdy nie byłam racjonalna, a za to zawsze byłam szczera do bólu i nie było we mnie fałszu. I jeżeli mam ocenić szczerze i zgodnie z moimi odczuciami, a nie opiniami innych ludzi i uczonych krytyków, to muszę odebrać Dostojewskiemu oraz Puzo i dać Piaseckiemu!
A skąd ten mój obłęd się wziął? Skąd to moje całkowite zakochanie w Piaseckim?
W. Bolecki, pisząc o Piaseckim, posłużył się cytatem z św. Jana: „Spititus flat ubi vult”, co znaczy „Duch objawia się gdzie chce”. I jak ów duch ujawnia się w dziwnych miejscach, tak talent literacki zakorzenia się w osobach, których nikt by o to nigdy nie podejrzał.
Bo czy ofiary przestępstw kradzieży, czy pospolitego bandytyzmu - jakimi zawodowo trudnił się S. Piasecki przez swoje dorosłe życie aż do wydania na niego wyroku śmierci – pomyślały: „Ach jak miło. Straciłem wszystko i dostałem w czachę, ale ten gość, co mnie obrobił, to przynajmniej literacki geniusz?”. Nie sądzę. Raczej goście wygrażali mu w myślach, wyzywali od mętów, szumowin, ludzi niegodnych, aby chodzili po tym świecie bożym, narkomanów, wrednych kanalii, wyrzutków, zasługujących jedynie na śmierć. Tak. Takiego sobie znalazłam idola! I dla takiego idola zrzuciłam z podium Dostojewskiego. Pomyślicie – kretynka jak nic.
Kwestia tylko taka, że gdy w więzieniu ów bandyta nauczył się pisać i czytać po polsku, gdy poznał po raz pierwszy to narzędzie zabawy literami, to nie stało się ono bezużyteczne jak u milionów ludzi na świecie, którzy czytają / piszą, a zdaje się to jak psu na budę, ale zaczął go trawić głód pisania. To było jak ból porodu, jaki napiera na rodzącą kobietę. To był szał, trochę podobny do tego, o którym pisał Reymont w swoich listach.
Kiedy z więzienia wydawnictwo pozytywnie oceniło rękopis Piaseckiego i poprosiło, żeby coś o sobie im zdradził, to Sergiusz napisał: "Piszę, bo pisać muszę. Jest to po prostu moją potrzebą organiczną, nieodzowną i niezwalczoną.[…] Rozsadza mi to umysł. […] Jak przykro rozkładać pracę na miesiące, lata, gdy się chce ją wykonać zaraz … aby mieć spokój”.
Publikacja już pierwszej książki Piaseckiego stała się przebojem wydawniczym. Liczba wydań polskich i zagranicznych – ogromna. Po międzynarodowym sukcesie podobno jury Nagrody Nobla rozpatrywało w 1938 r. kandydaturę Piaseckiego.
Nagrody oczywiście nie dostał, zaszufladkowano go jako pisarza czytadeł. Dodatkowo w związku z jego obłędną i bezwarunkową nienawiścią do bolszewików został w PRL i całym bloku komunistycznym skazany na nieistnienie. A gdy rodacy się go wyparli, któż miał go promować?
Ale to nieważne jak go szufladkują. Ja znalazłam u niego prawdę na miarę Cormac McCarthy czy Dostojewskiego. On nie pisze o niczym. Pisze o istocie życia. Prawda, jaką wyraża przewyższa świetną narrację. To jest dokument życia. I kupuję nawet ten liryzm i sentymentalizm, które wydawać się mogą trochę śmieszne, ciut przesadzone, a może i lekko tandetne. A czemu kupuję? Bo w swoim czasie zdarzyło mi się poznać kilku chłopaków z poprawczaka i wnikając w ich psychikę znalazłam dokładnie to, o czym pisze Piasecki. Znalazłam tu w tej powieści tych samych ludzi. Z tymi wadami i zaletami oraz tym właśnie nierealnym liryzmem i sentymentalizmem. A jak coś staje się prawdziwe, to nie może być tandetne. Kiedyś znałam jednego chłopaka, który całe życie spędził na marginesie życia, wszyscy się go bali, a ja wiedziałam, że jest to jedyny człowiek, którego gdybym poprosiła o pomoc, to zrobiłby wszystko. Znałam też dziewczynę, prostytutkę z domu dziecka, co do której czasem się zastanawiam, czy kiedyś będę tak dobra jak ona na pewnych płaszczyznach życia. Kurde, znam te typy! Oczywiście nie mówię - co podkreśla też Piasecki - że każdy kryminalista jest szlachetny, bo są tam też męty jakich mało, z okrucieństwem i spaczoną psychiką, ale zdarzają się wśród nich też bohaterowie prosto z książek Piaseckiego.
I za tę prawdę, za ten klimat, za tę zabójczą narrację, która rozbudziła mnie ledwo żywą i trzymała w pobudzeniu, bez 5 minut przerwy, całą noc i następny dzień (na szczęście był weekend, bo nie wiem, co by było, gdyby był tydzień roboczy) pokochałam tę literaturę całym sercem i duszą.
*) Opinia dot. 2 i 3 tomu trylogii złodziejskiej
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZ biegiem lat coraz trudniej mi zachwycić się książką. I kiedy przyznałam sobie w duchu, że przy osiągniętym stopniu zblazowania nic mnie już nie zachwyci … pojawił się Sergiusz Piasecki.
Jeszcze nigdy nie przeżyłam czegoś takiego! Wróciłam skonana z podróży po dniu, który wykończył mnie fizycznie i psychicznie. Wieczorem...