Książka jest rzadkim dla mnie przypadkiem, w którym posłowie zmieniło moje odczucia w stosunku do niej. Gdyż pozwoliło mi dostrzec, że pewne zabiegi autora, które wydawał mi się dyskusyjne były absolutnie świadome i miały swoje racje.
Wielu tutejszych Komentujących podchodzi do "Chamstwa" jako do książki naukowej, tymczasem ja nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z esejem. Owszem niezwykle erudycyjnym, popartym bogatą literaturą przedmiotu, wykorzystującym metodologię antropologiczną, pisanym przez doktora habilitowanego, ale jednak esejem - proponującym subiektywne spojrzenie na opisywane zagadnienie, wyciągającym różne jednostkowe związki językowe i memy w sensie Dawkinsowskim (ojczyzna-pańszczyzna, chytrze bydlić itp.)i bawiącym się nimi, rozciągającym je na różne aspekty rzeczywistości i wyciągającym z tego implikacje. Nieuprawnione są więc przywołane z tyłu okładki krindżowe zachwyty publicystów liberalnych mediów podchodzące do książki jako prawdy historycznej i, co gorsza, prawdy objawionej, nie dającej się w ogóle podważyć.
Tymczasem, choć z zasadniczej części książki to nie wynika, autor nie pretenduje do wyłączności na prawdę. W posłowiu pisze, że wcale celowo przedstawia momentami obrazy skrajne, uproszczone, drastyczne; celowo wydaje walkę filisterskiemu kultowi krzywej Gaussa i wierze, że tylko to co uśrednione, jest prawdziwe. Wszystko w imię oddania głosu niewysłuchanym, sprowokowania dyskusji i wezwania do zrewidowania naszego oglądu historii jako łańcuszka dat i nieuniknionych wydarzeń. I ja to jestem w stanie uszanować.
Plusy:
+ niewątpliwa erudycyjność, czerpiąca także z nieoczywistych źródeł spoza naszego kręgu kulturowego
+ przywoływanie źródeł i ogólnie tej części historii, której w szkolnej narracji historycznej próżno szukać
+ Fakt, że książka prowokuje do myślenia, w moim przypadku takoż do obfitego niezgadzania się z nią
Minusy:
- przy przywoływaniu opracowań naukowych i innych tekstów pozaźródłowych Pobłocki uporczywie używa konstrukcji "Historyk pisze", "Antropolog wyjaśnia", dla mnie to jest przykład zaciemniania rzeczywistości. No bo postronny czytelnik, któremu nie będzie się chciało każdorazowo zerkać do bibliografii nie będzie wiedział, czy za określeniem "Historyk" kryje się prof. Janusz Tazbir, czy jakiś historyk z okresu głębokiego stalinizmu czy może Wojtek Drewniak. I jak tu na bieżąco oceniać wiarygodność źródła? Moim zdaniem jest to nieuczciwe intelektualnie. Na etapie, gdy autor zaczął pisać o "angielskim literacie" zamiast prosto z mostu wyjaśnić, że chodzi o George'a Orwella, szlag mnie trafił.
- Podobnie określanie I Rzeczypospolitej mianem Polszczy za którymś razem przekroczyło w moich oczach poziom kompulsywności.
- Tyle miejsca autor poświęcił przemocy wobec pańszczyźniaków, a zabrakło mi choćby próby porównania z przemocą na innych polach: w szkole, wojsku, w systemie prawnokarnym, wobec dzieci, wobec innych członków rodziny, w karczmach. Ta dziura jest tym wyraźniej ziejąca, że pod sam koniec książki pada cytat źródłowy z Andrzeja Świętochowskiego, który mówi dokładnie o tym, który jednakowoż nie staje się przyczynkiem do żadnego szerszego wywodu.
- Wydaje mi się, że Pobłocki nie docenia roli religii w życiu przednowoczesnych społeczeństw, a postawiona przezeń teza o pierwotnym ateizmie warstwy ludowej wydaje mi się za słabo uargumentowana i zbyt lekko potraktowana.
- Wreszcie ni słowa nie ma o roli Żydów w systemie folwarczno-pańszczyźnianym, przewija się ino mimochodem w przywoływanych z innej okazji źródłach. Ta ziejąca wyrwa to być może największy mankament książki.
- Jeszcze jedno kuriozum na koniec - gdy autor pisze o konstytucji Zamojskiego, jak to została w sposób histeryczny wieczyście odrzucona przez stany sejmujące; gdy Pobłocki o tym pisze, nie wymienia jej z nazwy. Ja to odbieram jako próbę umniejszenia warstwie szlacheckiej, że to z niej potrafił mimo wszystko wyjść jakiś projekt zniesienia pańszczyzny, że lepiej jak postronny czytelnik nie zakoduje takiej informacji, bo to zepsuje dychotomiczną narrację. Może przesadzam, ale był to dziwny fragment, zwłaszcza, że gdy Pobłocki później się do niego odnosi, wymienia z nazwy, że chodziło o konstytucję Zamojskiego.
Książka jest rzadkim dla mnie przypadkiem, w którym posłowie zmieniło moje odczucia w stosunku do niej. Gdyż pozwoliło mi dostrzec, że pewne zabiegi autora, które wydawał mi się dyskusyjne były absolutnie świadome i miały swoje racje.
Wielu tutejszych Komentujących podchodzi do "Cham...
Rozwiń
Zwiń