-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać285
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Biblioteczka
moja ocena: 8/10
Wahałam się między 7, a 8. Prawda jest taka, że w książce są fragmenty, które tylko przelatywałam wzrokiem, ale są też takie, w których się zaczytywałam, zapominając o reszcie świata.
A miałam ku temu możliwość. Powieść ma 640 stron. Jest monumentalna i od początku widać, że wymagała setek godzin studiowania temat(ów). W liczbie mnogiej!
Bo czego my tutaj nie mamy! Mamy obraz Nowego Jorku w czasie II Wojny Światowej. Ale też Pragi.
Mamy ucieczkę Żyda z Europy do bezpiecznego kraju, jakim są USA
Mamy tematykę sztuczek magicznych, ze szczególnym wskazaniem na ucieczki (wiecie: z łańcuchów, skrzyń itp.)
Mamy bazę na biegunie polarnym i próbę przeżycia w niej.
Mamy środowisko artystyczne Nowego Jorku (impreza z Dalim? A proszę bardzo)
A przede wszystkim mamy obraz branży komiksowej, w czasach gdy pojawił się Superman i Batman, a każde dziecko w Stanach Zjednoczonych się w nich zaczytywało. Wydawnictwa z kolei starały się na siłę produkować superbohaterów, by zarobić na nich kokosy.
Ten ostatni temat jest opisany fantastycznie i diabelnie wciąga coś, co tak szczerze powiedziawszy interesuje mnie średnio. Współczesne komiksy-powieści graficzne tak. Superbohaterowie? W ogóle nie.
Dodam, że powieść obecnie jest uznawana, za jedno z najważniejszych dzieł amerykańskiej literatury XXI wieku.
Polecam.
moja ocena: 8/10
Wahałam się między 7, a 8. Prawda jest taka, że w książce są fragmenty, które tylko przelatywałam wzrokiem, ale są też takie, w których się zaczytywałam, zapominając o reszcie świata.
A miałam ku temu możliwość. Powieść ma 640 stron. Jest monumentalna i od początku widać, że wymagała setek godzin studiowania temat(ów). W liczbie mnogiej!
Bo czego my tutaj...
Książki o matkach mają to do siebie, że większość osób przejdzie wokół nich obojętnie, a nawet z pobłażaniem. Bo to nie jest poważny temat na reportaż. Nie taki jak wojna, nacjonalizm, głód na świecie, niepełnosprawność, prawa LGBT czy niesprawiedliwa praca.
Aha.
Tylko że "Znikając" opowiada o matce, która jest głodna. Opowiada o dzieciach, które mają niepełnosprawność, albo o matce, która ją ma. Opowiada o matce dzieci transpłciowych, o matce, która nie może wrócić na rynek pracy.
Opowiada też o ochronie dziecka przed bijącym ojcem, o adopcji i rodzinie zastępczej. o dostępie do antykoncepcji, o matce szóstki dzieci, która ma glejaka, o samobóstwie nastolatka.
Każdy z tych tematów już jest poważny. I każdy łączy to, że dotyczy matki.
Nie przeczytałabym tej książki, gdybym nie uczestniczyła na Kraków Non-fiction w spotkaniu z autorką. Nie wiedziałabym, że napisała tak rewelacyjną rzecz, której nie da się odłożyć. Każdy rozdział to opowieść napisana na podstawie wywiadu z jedną z matek, a następnie jest ona opatrzona statystykami i zarysowaniem tła.
Każdy rozdział tak naprawdę mógłby być początkiem zupełnie innego zbioru reportaży.
Rewelacja! Oby takie książki docierały do jak najszerszego grona odbiorców. Po ilości ocen na lubimyczytać ze smutkiem stwierdzam, że tak się niestety nie dzieje. Dobrze że chociaż autorka udziela się w mediach, pisze artykuły do magazynów i chociaż tak dotrze do mas.
Książki o matkach mają to do siebie, że większość osób przejdzie wokół nich obojętnie, a nawet z pobłażaniem. Bo to nie jest poważny temat na reportaż. Nie taki jak wojna, nacjonalizm, głód na świecie, niepełnosprawność, prawa LGBT czy niesprawiedliwa praca.
więcej Pokaż mimo toAha.
Tylko że "Znikając" opowiada o matce, która jest głodna. Opowiada o dzieciach, które mają niepełnosprawność,...