rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kolejna porcja bardzo ciekawej wiedzy, która wyszła spod pióra Stanisława Wanatowicza. Tym razem możemy dowiedzieć się czegoś na temat osób pochowanych na cmentarzu parafialnym w Mielcu. Cmentarz ten jest obecnie najstarszym istniejącym cmentarzem katolickim w mieście, na którym - dodajmy - wciąż odbywają się pochówki. Historia cmentarza sięga połowy XIX w., zatem czytając o osobach tam pochowanych, możemy - śledząc ich życiorysy - dowiedzieć się nowych rzeczy o Mielcu.

Kolejna porcja bardzo ciekawej wiedzy, która wyszła spod pióra Stanisława Wanatowicza. Tym razem możemy dowiedzieć się czegoś na temat osób pochowanych na cmentarzu parafialnym w Mielcu. Cmentarz ten jest obecnie najstarszym istniejącym cmentarzem katolickim w mieście, na którym - dodajmy - wciąż odbywają się pochówki. Historia cmentarza sięga połowy XIX w., zatem czytając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka godna polecenia mielczanom, którzy chcą dowiedzieć się więcej o swoim mieście - szczególnie o jego najstarszej części, która kryje wiele tajemnic i historii często nieznanych osobom wychowanym w innych częściach miasta, albo tym, którzy przybyli do Mielca np. za pracą. Spacerownik na pewno również zainteresuje każdego, kto chciałby poznać Mielec - zarówno teoretycznie poprzez lekturę, jak i praktycznie, spacerując z książką w ręku po mieście.

Książka godna polecenia mielczanom, którzy chcą dowiedzieć się więcej o swoim mieście - szczególnie o jego najstarszej części, która kryje wiele tajemnic i historii często nieznanych osobom wychowanym w innych częściach miasta, albo tym, którzy przybyli do Mielca np. za pracą. Spacerownik na pewno również zainteresuje każdego, kto chciałby poznać Mielec - zarówno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pismo Święte właściwie nie może podlegać ocenie, ale dałem 7. Dlaczego? Bo to wersja protestancka, czyli niepełna z perspektywy katolickiej.

Pismo Święte właściwie nie może podlegać ocenie, ale dałem 7. Dlaczego? Bo to wersja protestancka, czyli niepełna z perspektywy katolickiej.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Obyś cudze dzieci uczył” - właściwie to przekleństwo rzucane na kogoś, komu chcemy życzyć bardzo źle mogłoby starczyć za podsumowanie tej książki. Z kartek opowieści Kamili Czul wylewa się jedna wielka patola, w którą główna bohaterka wrzucona została przekraczając progi jednej z placówek oświatowych w Leeds. Co gorsza, na szkole się nie skończyło. Oto - jak głosi napis na okładce - opowieść polskiej emigrantki.

Co zatem znajdziemy w opowieści Pani Kebab? Książka składa z dwóch części. Z kolei każda z nich to zbiór króciutkich, dwu- lub trzystronicowych historyjek poświęconych różnym osobom, z którymi zetknęła się Pani Kebab oraz sytuacjom, w których się znalazła. W pierwszej części trafiamy z bohaterką do szkoły w Beeston w Leeds, gdzie oprócz dzieci lokalsów, często z patologicznych rodzin, uczą się też dzieciaki imigrantów z Europy Środkowej. Pani Kebab zostaje ich nauczycielką, bo skoro jest z Polski, to przecież bez problemu nawiąże nić porozumienia z tymi wszystkimi dziećmi - nieważne czy to dzieci polskie, czeskie czy cygańskie. System działa jak szwajcarskie zębatki w szwajcarskim zegarku, który upadł na beton i przejechał po nim autobus. Towarzyszymy zatem Pani Kebeb w jej trudzie codziennym w brytyjskiej szkole i nie można powiedzieć, żeby było to przyjemne. Obraz tej szkoły jest daleki od przeciętnej szkoły w Polsce, ale nie mam wątpliwości, że są i u nas dzielnice, gdzie dzieją się podobne rzeczy. Część druga to przygody Pani K. po odejściu ze szkoły. Tym razem towarzyszy różnym osobom w ich kontaktach z państwem brytyjskim. I tu nie jest lepiej, bo ludzie, z którymi ma do czynienia stanowią szeroki wachlarz postaci - od honorowego dresiarza, poprzez dziwki i gościa zmuszanego do niewolniczej pracy, po człowieka skazanego za zabójstwo. Czyli do wyboru, do koloru.

Książkę czyta się dobrze i szybko. To zaleta takich krótkich opowiastek, że łyka się je w kilka minut i nawet nie wiadomo, gdy jesteśmy w okolicach tylnej okładki. Z drugiej strony, niektóre z historii są takie, że trzeba po nich chwilę odpocząć (osobiście wymiękłem po historii o Piotrusiu). Jeżeli ktoś lubi styl Masłowskiej z „Wojny polsko-ruskiej”, to będzie czuć się bardzo dobrze czytając tę powieść. Czul prowadzi narrację w bardzo podobny sposób, który według mnie dobrze pasuje do treści zawartych jej książce. Niektóre z opisanych sytuacji są tak dalekie od standardowego, codziennego „żywota człowieka poczciwego”, przynajmniej dla mnie, że zwyczajny, standardowy język po prostu by się nie sprawdził. Nie przedłużając - warto poświęcić „Pani Kebeb” trochę czasu chociażby po to, żeby przekonać się, że gdzieś tam istnieje rzeczywistość, w której nie chcielibyśmy się znaleźć. A także po to, żeby zrozumieć, że właściwie wszędzie na świecie jest tak samo - są dobrzy i źli ludzie, są tacy, którym żyje się miło i przyjemnie oraz tacy, którzy wegetują lub po czubek głowy siedzą w syfie, jakim jest ich życie. Przeczytajcie, co do opowiedzenia ma „Pani Kebab”.

„Obyś cudze dzieci uczył” - właściwie to przekleństwo rzucane na kogoś, komu chcemy życzyć bardzo źle mogłoby starczyć za podsumowanie tej książki. Z kartek opowieści Kamili Czul wylewa się jedna wielka patola, w którą główna bohaterka wrzucona została przekraczając progi jednej z placówek oświatowych w Leeds. Co gorsza, na szkole się nie skończyło. Oto - jak głosi napis na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ile znacie osób, które są prawdziwymi pasjonatami czegoś. Czegokolwiek. Ja mogę policzyć tego rodzaju ludzi, wkręconych w jakiś temat na maksa, na palcach jednej ręki. Takich, co to się rzeczywiście w coś angażują, są w tym dobrzy, mogą zainspirować innych tym co robią i co osiągają. Cała masa innych… nie wiem - siedzą przed telewizorem albo piszą głupoty po internetach. Gdybyście znali Bruce’a Dickinsona, to starczyłoby za kilku pasjonatów i może nawet trzeba by użyć drugiej ręki do liczenia.

Każdy kto chociaż raz otarł się o muzykę metalową, wie kim jest Bruce Dickinson. Dla tych, co się nie otarli - jest wokalistą Iron Maiden, jednej z największych kapel w świecie heavy metalu. Maideni to już właściwie żywa legenda i to z Brucem Dickinsonem (bo mieli jeszcze innych wokalistów) osiągnęli największe sukcesy. Jednak bycie frontmenem „Ajronów” to tylko czubek góry lodowej, bo jak już wspomniałem wyżej, Dickinson swoimi zainteresowaniami mógłby obdzielić wiele osób. W końcu jest też artystą solowym z dorobkiem kilku albumów („Accident of Birth” nigdy mi się nie znudzi), autorem muzyki i tekstów, scenarzystą, szermierzem, pilotem, piwowarem. Nie wiem, czy czegoś nie pominąłem, ale sporo tego. Jest też oczywiście autorem, bo oprócz opisywanej tu książki napisał też kilka części przygód Lorda Ślizgacza.

W „Do czego służy ten przycisk?” Dickinson prowadzi nas od czasów swego dzieciństwa w Worksop, gdzie początkowo wychowywali go dziadkowie, przez lata szkolne, występy z pierwszymi zespołami, po wielki sukces na scenie muzycznej i zwycięską walkę z nowotworem. Sześćdziesiąt lat życia na 360 stronach. Jeśli jednak spodziewacie się opowieści o życiu gwiazdy rocka, o tonach wciągniętego koksu i zaliczonych tabunach groupies, to się zawiedziecie. Rockandrollowe momenty są, ale to tylko tło dla człowieka wielu zainteresowań. Nie ma też właściwie nic o życiu prywatnym Bruce’a - jedyny wyjątek to jego walka z rakiem - ani zbyt wielu historii zza kulis Maidenów. Dickinson poświęca za to wiele miejsca szermierce i przede wszystkim lataniu, bo te dwie pasje pozwoliły mu osiągnąć wewnętrzną równowagę podczas pracy jako muzyk.

W „Autobiografii” przeszkadza mi dość mocno styl pisarski Dickinsona. Niektórzy może lubią taką narrację, ale dla mnie jest ona strasznie chaotyczna. Niby czyta się szybko i bezproblemowo, ale autor skacze z tematu na temat, czasem wraca do wcześniejszych historii, pisze krótkimi akapitami, które mnie nie pozwalały należycie wciągnąć się w lekturę. Ciągle miałem wrażenie ślizgania się po powierzchni jak Lord Ślizgacz (kozackie porównanie, brawo ja). Przeszkadzało mi też nieco tłumaczenie, które jest nierówne. Chwilami było dobrze, ale czasem tłumacz nie wysilał się albo bez żenady kalkował z angielskiego. Wiele osób może tego nie zauważyć, ale ja to od razu widzę i razi mnie to (inną sprawą jest praca tłumaczy literackich, ich pozycja na rynku i traktowanie przez wydawców, co czasem usprawiedliwia marny przekład).

Kończąc zachęcę Was do sięgnięcia po książkę Dickinsona i sprawdzenie do czego służy ten czy inny przycisk. Warto poznać historię nietuzinkowego człowieka, który podąża za swoimi pasjami i odnosi sukcesy. Miłego czytania.

Ile znacie osób, które są prawdziwymi pasjonatami czegoś. Czegokolwiek. Ja mogę policzyć tego rodzaju ludzi, wkręconych w jakiś temat na maksa, na palcach jednej ręki. Takich, co to się rzeczywiście w coś angażują, są w tym dobrzy, mogą zainspirować innych tym co robią i co osiągają. Cała masa innych… nie wiem - siedzą przed telewizorem albo piszą głupoty po internetach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tydzień z życia dilera

Dzień dobry, oto Jacuś. Jacuś przyjechał do Warszawy na studia, ale wyszło tak, że został dilerem i bandziorem. Nie byle jakim dilerem, lecz kolesiem, który sprzedaje kokę gwiazdom showbiznesu, celebrytom, hipsterom, znudzonym, bogatym żonom biznesmenów i innym takim, którzy zaludniają stolicę i mają za dużo hajsu albo chcą mniej lub bardziej odkleić się od rzeczywistości. Jacuś zaprasza nas do swojego poukładanego świata, gdzie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. Spędzimy z nim jeden grudniowy tydzień, zajrzymy w jego życie. Szkoda tylko, że każdy precyzyjny mechanizm szlag trafia, gdy dostanie się do niego ziarenko piasku, a Jacuś chyba o tym zapomniał.
O „Ślepnąc od świateł” mogę powiedzieć jedno - pierwszy raz od dłuższego czasu przeczytałem powieść, która mnie nie zdegustowała, nie znużyła, nie była pełna debilnych pomysłów oraz wyjętych z dupy zwrotów akcji. Postacie są wiarygodne w swoim postępowaniu i decyzjach, nie wykonują jakichś dziwacznych szarpnięć i podskoków, których ludzie zazwyczaj w danej sytuacji nie wykonują. Tutaj wszystko trzyma się kupy, jedno wynika z drugiego. Nie ma naciąganych wydarzeń i pomysłów mających skleić sypiącą się fabułę. Co więcej, historia Jacka naprawdę wciąga. To jedna z tych książek, gdzie chcesz dowiedzieć się, co będzie dalej. Jeszcze tylko parę stron, jeden rozdział, mimo że północ minęła, a ty musisz wstać o szóstej rano.
Podoba mi się jak Żulczyk pisze o Warszawie, która jest tłem fabuły, ale też w pewnym sensie bohaterem powieści. Jest jak wielki, żywy organizm, który funkcjonuje własnym trybem - to usypia, to budzi się i pulsuje jakimś podskórnym rytmem. Jest jak jezioro, które z wierzchu połyskuje światłem odbitym od szklanej tafli biurowców, a w głębi jest mroczne i muliste. Wielkomiejski blichtr i syf mieszają się w nim tworząc tkankę metropolii. Żulczyk wprowadza nas w mroczne zakamary swojej Warszawy, w gęstą atmosferę, gdzie pieniądz robi pieniądz oraz ludzi, albo ich niszczy. Tam gdzie ciągle toczy się binzes i trwa walka o pozycję. To wszystko jest bardzo dobrym otoczeniem dla głównego bohatera i tłem jego historii.
Oprócz tego mamy naszego Jacka, z którym podążamy jego krętymi ścieżkami. Pominę jego przygody milczeniem, aby nie spojelrować. Mamy też umysł Jacka, jego przemyślenia, analizy rzeczywistości, w której się znajduje i koszmary, które go dręczą. Zwłaszcza jeden powtarzający się sen, który jest odbiciem jego losów. Losów, których punkt krytyczny, linia demarkacyjna znajdują się w piwnicy domu Daria.
Na koniec łyżeczka dziegciu do tej beczki miodu. To co mnie uwiera i sprawia ból mojej duszy i rozumowi, to ogólny obraz świata i człowieka, który prezentuje Żulczyk. Nie dam się przekonać, że nie ma już dobrych ludzi, a każdemu zależy tylko na władzy, pozycji i pieniądzach. Nie ze mną takie numery. Wolałbym się dowiedzieć, że mimo tego całego gnoju jest zawsze gdzieś ktoś, kto ma w sobie jakieś dobro, chociaż może relacja Jacka i Paziny jest takim promykiem nadziei.
Nie przedłużając - warto sięgnąć po „Ślepnąc od świateł”, bo jest to rzeczywiście porządna, wręcz dobra książka. Beletrystyka ma dostarczać rozrywki, a „Ślepnąc …” właśnie to robi. Powąchaj, spróbuj i Ty - też się wciągniesz.

Tydzień z życia dilera

Dzień dobry, oto Jacuś. Jacuś przyjechał do Warszawy na studia, ale wyszło tak, że został dilerem i bandziorem. Nie byle jakim dilerem, lecz kolesiem, który sprzedaje kokę gwiazdom showbiznesu, celebrytom, hipsterom, znudzonym, bogatym żonom biznesmenów i innym takim, którzy zaludniają stolicę i mają za dużo hajsu albo chcą mniej lub bardziej odkleić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Sernovitza to poradnik, jak skorzystać z najtańszej i zarazem bardzo skutecznej formy marketingu. Nie jest odkrywcze stwierdzenie, że jeśli ludzie polecają twoją firmę, twoje usługi czy produkty innym, szczególnie znajomym, to twoja baza klientów rośnie. "Marketing szeptany" to jednak nie tylko opowieści o oczywistych oczywistościach, lecz również wskazówki, jak skorzystać z szeptanki. Jeśli prowadzicie jakąkolwiek działalność i chcecie skuteczniej docierać do odbiorców, przeczytajcie tę książkę. Na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc.

Książka Sernovitza to poradnik, jak skorzystać z najtańszej i zarazem bardzo skutecznej formy marketingu. Nie jest odkrywcze stwierdzenie, że jeśli ludzie polecają twoją firmę, twoje usługi czy produkty innym, szczególnie znajomym, to twoja baza klientów rośnie. "Marketing szeptany" to jednak nie tylko opowieści o oczywistych oczywistościach, lecz również wskazówki, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawno nie czytałem tak wymagającej książki. Właściwie każde zdanie niesie ogromną ilość treści, która wymaga przemyślenia i przetrawienia, każdy akapit to wyzwanie. Dlatego też chyba przeczytanie tych ok. 150 stron zajęło mi jakieś cztery miesiące. Obserwacje Ranciere'a oraz jego analiza współczesnego społeczeństwa demokratycznego oraz tego "nie-systemu", w którym przyszło nam żyć, są świetne, klarowne, argumentacja przekonuje i po prostu czuć, że intelekt autora jest ostry jak brzytwa. Polecam bardzo, choć nie będzie to łatwa lektura.

Dawno nie czytałem tak wymagającej książki. Właściwie każde zdanie niesie ogromną ilość treści, która wymaga przemyślenia i przetrawienia, każdy akapit to wyzwanie. Dlatego też chyba przeczytanie tych ok. 150 stron zajęło mi jakieś cztery miesiące. Obserwacje Ranciere'a oraz jego analiza współczesnego społeczeństwa demokratycznego oraz tego "nie-systemu", w którym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawniej to pisano przyjemne książki dla dzieci. Nie dość, że samemu chce się je znów przeczytać, to jeszcze szczególnie własnym dzieciom. "Wakacje..." to jedna z super pozytywnych książek mego dzieciństwa. Polecam każdemu - dużemu i małemu :)

Dawniej to pisano przyjemne książki dla dzieci. Nie dość, że samemu chce się je znów przeczytać, to jeszcze szczególnie własnym dzieciom. "Wakacje..." to jedna z super pozytywnych książek mego dzieciństwa. Polecam każdemu - dużemu i małemu :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie spodziewałem się, że powieść o wyborze nowego papieża może być aż tak zajmująca. Gdy umiera nienazwany z imienia następca Św. Piotra - w domyśle Franciszek I - rozpoczyna się "Konklawe", a wraz z nim wzmaga wewnętrzna walka w kolegium kardynałów oraz zakulisowe rozgrywki przypominające watykańskie "House of Cards". Tymczasem Kościół znajduje się pod presją czasu i mediów - kardynałowie wiedzą, że muszą szybko wybrać nowego papieża, aby zapobiec medialnym pogłoskom o wewnętrznym rozłamie i podziale na zwalczające się frakcje. Gdy wydaje się, że wszystkie figury zostały już ustawione na szachownicy i rozgrywka zaraz się rozpocznie, niespodziewanie pojawia się nowo mianowany, znany wyłącznie z opowieści kardynał Benitez. Przed Dziekanem Kolegium kardynałów Lomelim, na którego spada obowiązek przewodniczenia konklawe, staje niełatwe zadanie.
Przyznaję, że wciągnęła mnie ta opowieść - polityczny thriller w świętym mieście. Nawet pomimo - jak dla mnie - nieco przewidywalnego i rozczarowującego zakończenia uważam, że warto sięgnąć po powieść Harrisa.

Nie spodziewałem się, że powieść o wyborze nowego papieża może być aż tak zajmująca. Gdy umiera nienazwany z imienia następca Św. Piotra - w domyśle Franciszek I - rozpoczyna się "Konklawe", a wraz z nim wzmaga wewnętrzna walka w kolegium kardynałów oraz zakulisowe rozgrywki przypominające watykańskie "House of Cards". Tymczasem Kościół znajduje się pod presją czasu i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Matylda Quentin Blake, Roald Dahl
Ocena 7,4
Matylda Quentin Blake, Roal...

Na półkach:

"Matylda" jest prawie rewelacyjna. Właściwie już mógłbym skończyć, ale napiszę jeszcze, że to pierwsza książka, którą podprowadziłem mojemu dziecku :) Zaczęliśmy czytać wspólnie, ale wczoraj stwierdziłem, że muszę się dowiedzieć co dalej, więc sobie "Matyldę" wypożyczyłem i skończyłem tego samego wieczora. To właściwie powinno zastąpić wszelkie rekomendacje.
Dodam tylko, że druga część książki jest troszkę słabsza i odniosłem wrażenie, jakby Dahl zakończył powieść w pośpiechu. Mimo tego zachęcam do przeczytania historii o niezwykłej dziewczynce.

"Matylda" jest prawie rewelacyjna. Właściwie już mógłbym skończyć, ale napiszę jeszcze, że to pierwsza książka, którą podprowadziłem mojemu dziecku :) Zaczęliśmy czytać wspólnie, ale wczoraj stwierdziłem, że muszę się dowiedzieć co dalej, więc sobie "Matyldę" wypożyczyłem i skończyłem tego samego wieczora. To właściwie powinno zastąpić wszelkie rekomendacje.
Dodam tylko, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Przekrój" trwa w dobrej formie, którą pokazał w pierwszym numerze wskrzeszonego czasopisma. Niestety redakcja ma mocno lewe, liberalne poglądy, co odbija się dość wyraźnie na charakterze "Przekroju", lecz warto ten lewoskręt jakoś przełknąć i spojrzeć na niego przez palce, bo w numerze roi się od świetnych artykułów, które naprawdę warto przeczytać. Polecam mimo wszystko.

"Przekrój" trwa w dobrej formie, którą pokazał w pierwszym numerze wskrzeszonego czasopisma. Niestety redakcja ma mocno lewe, liberalne poglądy, co odbija się dość wyraźnie na charakterze "Przekroju", lecz warto ten lewoskręt jakoś przełknąć i spojrzeć na niego przez palce, bo w numerze roi się od świetnych artykułów, które naprawdę warto przeczytać. Polecam mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie ma Meryl Streep -> nie ma Mirandy Priestly -> nie ma w książce tego czegoś, co sprawia, że film ogląda się tak dobrze.

Nie ma Meryl Streep -> nie ma Mirandy Priestly -> nie ma w książce tego czegoś, co sprawia, że film ogląda się tak dobrze.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przekrój powrócił w wielkim stylu. 150 stron mega ciekawych artykułów. Mam nadzieję, że poziom zostanie utrzymany. Stronę graficzną pomijam - nie w moim guście, ale teksty sprawiły, że i tak nie widziałem nic poza literami (i fotografiami).

Przekrój powrócił w wielkim stylu. 150 stron mega ciekawych artykułów. Mam nadzieję, że poziom zostanie utrzymany. Stronę graficzną pomijam - nie w moim guście, ale teksty sprawiły, że i tak nie widziałem nic poza literami (i fotografiami).

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pomocnik hisotryczny jak zwykle trzyma wysoki poziom. Ten numer to nie tylko biografia jednego z ostatnich cesarzy Europy, ale obraz całej epoki. To droga, którą ze swoim władcą pokonała Austria od feudalnej monarchii absolutystycznej roku 1848 do 1916, gdy w dobie industrializacji, nacjonalizmów, demokracji i socjalizmu wykrwawiała się na frontach I Wojny Światowej. Z pewnością warto sięgnąć po wydanie Pomocnika poświęcone przedostatniemu cesarzowi Austrii, bo jak zawsze w przypadku tej serii to po prostu przyjemna i pouczająca lektura.

Pomocnik hisotryczny jak zwykle trzyma wysoki poziom. Ten numer to nie tylko biografia jednego z ostatnich cesarzy Europy, ale obraz całej epoki. To droga, którą ze swoim władcą pokonała Austria od feudalnej monarchii absolutystycznej roku 1848 do 1916, gdy w dobie industrializacji, nacjonalizmów, demokracji i socjalizmu wykrwawiała się na frontach I Wojny Światowej. Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kulisy powstania Polskiej Partii Robotniczej, Gwardii i Armii Ludowej oraz agenturalna przeszłość właściwie wszystkich osób odpowiedzialnych za założenie PRL oraz rządzących nią w pierwszej fazie. Autor przestawia wszystkich 'ojców założycieli' komunistycznej Polski, z których każdy - ponoć oprócz Gomułki - był na sznurku NKWD lub GRU. To właściwie podsumowanie pierwszej połowy tej książki. Druga jest jeszcze lepsza, gdyż nie brakuje w niej niesamowitych historii o dokonaniach agentów sowieckich nieco niższych rangą, ale przeprowadzających zadziwiające akcje. Pojawia się nawet pierwowzór Hansa Klossa. Z książką warto się zapoznać, chociażby po to, aby przekonać się, że PRL była zbudowana na kłamstwie i grze agentów. I tylko pytanie na koniec - co i ile się do dziś zmieniło?

Kulisy powstania Polskiej Partii Robotniczej, Gwardii i Armii Ludowej oraz agenturalna przeszłość właściwie wszystkich osób odpowiedzialnych za założenie PRL oraz rządzących nią w pierwszej fazie. Autor przestawia wszystkich 'ojców założycieli' komunistycznej Polski, z których każdy - ponoć oprócz Gomułki - był na sznurku NKWD lub GRU. To właściwie podsumowanie pierwszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie wiem, co myśleć o "Trylogii nowojorskiej". Chwilami nie mogłem się od niej oderwać, szczególnie czytając trzecią część - "Zamknięty pokój". Chwilami chciałem ją odłożyć. Chwilami czułem się jakbym oglądał "Lost Highway", ale to były krótkie i rzadkie chwile. Jednak cały czas czułem jakiś niedosyt i stąd moja ocena.
P.S. Być może moje wrażenia spowodowane były tłumaczeniem. W wielu miejscach użyte zwroty nie pasowały mi w danym kontekście, jakoś tak za bardzo skalkowane z angielskiego, a jednocześnie nasuwały mi się pomysły innego tłumaczenia.

Nie wiem, co myśleć o "Trylogii nowojorskiej". Chwilami nie mogłem się od niej oderwać, szczególnie czytając trzecią część - "Zamknięty pokój". Chwilami chciałem ją odłożyć. Chwilami czułem się jakbym oglądał "Lost Highway", ale to były krótkie i rzadkie chwile. Jednak cały czas czułem jakiś niedosyt i stąd moja ocena.
P.S. Być może moje wrażenia spowodowane były...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czekolada - ona dostaje 11/10. A teraz nie marnować czasu, tylko robić te czekoladowe cudeńka do jedzenia!!! :)

Czekolada - ona dostaje 11/10. A teraz nie marnować czasu, tylko robić te czekoladowe cudeńka do jedzenia!!! :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając "Pieniądze" powtarzałem sobie jak mantrę jedno zdanie - "Gdyby więcej było takich księży jak ksiądz Stryczek". "Pieniądze" zawierają naprawdę ciekawe spojrzenie, poprzez pryzmat Ewangelii, na tytułowe pieniądze w życiu człowieka, chrześcijanina, a że są napisane bardzo przystępnym językiem, tę mądrość łatwo się przyswaja. Cieszę się, że pojawił się duchowny, który umie rozsądnie i ciekawie opowiedzieć o kwestii tak drażliwej w kontekście Kościoła. Daleko mu do biskupów jeżdżących przysłowiowymi "maybachami", co tak wielu ludzi kole w oczy. Nie usłyszymy też potępienia pieniędzy i bogactwa, co często wydaje się być jednym z filarów bycia "dobrym" chrześcijaninem. Co przeczytamy o bogaceniu się i mamonie? Tego niech każdy dowie się sam czytając tę książkę.
Mnie osobiście "Pieniądze" bardzo się podobały - zapewne z racji podobnych poglądów na prowadzenie biznesu czy rolę pieniądza w społeczeństwie i życiu człowieka jakie przedstawia ks. Stryczek. Dla mnie jest on autorytetem i jestem przekonany, że wie o czym mówi, bo, w przeciwieństwie do wielu teoretyków, czynem udowodnił swoją skuteczność. Wystarczy spojrzeć na sukces Szlachetnej Paczki czy Akademii Przyszłości. Zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki.

Czytając "Pieniądze" powtarzałem sobie jak mantrę jedno zdanie - "Gdyby więcej było takich księży jak ksiądz Stryczek". "Pieniądze" zawierają naprawdę ciekawe spojrzenie, poprzez pryzmat Ewangelii, na tytułowe pieniądze w życiu człowieka, chrześcijanina, a że są napisane bardzo przystępnym językiem, tę mądrość łatwo się przyswaja. Cieszę się, że pojawił się duchowny, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Początkowo odłożyłem i przeczytałem dopiero za drugim podejściem. Początkowo pomyślałem - co to za porąbana książka? Jeśli coś zaczyna się od historii o generale amerykańskiej armii, który usiłuje przeniknąć przez ścianę, to musi być porąbane. Dalej jednak zrobiło się o wiele ciekawiej i o wiele straszniej. "Człowiek, który gapił się na kozy" to opowieść o tym w jakie zakamarki rzeczywistości udają się umysły wojskowych oraz agentów służb, aby zrobić kuku drugiemu człowiekowi. Aż strach pomyśleć, co jeszcze kryją wojskowe bazy, laboratoria i archiwa.
"Człowiekowi..." warto poświęcić trochę czasu. Historia to wciągająca, a jeżeli jesteście fanami teorii spiskowych (które niekoniecznie nimi są) - spodoba Wam się.

Początkowo odłożyłem i przeczytałem dopiero za drugim podejściem. Początkowo pomyślałem - co to za porąbana książka? Jeśli coś zaczyna się od historii o generale amerykańskiej armii, który usiłuje przeniknąć przez ścianę, to musi być porąbane. Dalej jednak zrobiło się o wiele ciekawiej i o wiele straszniej. "Człowiek, który gapił się na kozy" to opowieść o tym w jakie...

więcej Pokaż mimo to