-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać58
Biblioteczka
Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza. Seryjny morderca? Jest. Wymyślne sposoby popełniania zbrodni? Nawet kilka. Intrygujący detektyw? Gotowy do pracy! A jednak "Koronkowa robota" to duże rozczarowanie. Może moje oczekiwania były zbyt wysokie po wszystkich entuzjastycznych recenzjach i komentarzach na okładce przekonujących, że mamy do czynienia z kryminałem na miarę skandynawskich klasyków. A z całą pewnością nie mamy. Książka w ogóle nie wciąga i pozostawia czytelnika obojętnym. Było mi właściwie wszystko jedno kto zabija i czy zostanie w końcu ujęty, a tego autorowi wybaczyć nie mogę, chociaż doceniam jego pomysłowość z poprowadzeniem niektórych wątków.
Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza. Seryjny morderca? Jest. Wymyślne sposoby popełniania zbrodni? Nawet kilka. Intrygujący detektyw? Gotowy do pracy! A jednak "Koronkowa robota" to duże rozczarowanie. Może moje oczekiwania były zbyt wysokie po wszystkich entuzjastycznych recenzjach i komentarzach na okładce przekonujących, że mamy do czynienia z kryminałem na miarę...
więcej mniej Pokaż mimo toPo mocno rozczarowującej "Koronkowej robocie" mam wrażenie, że Pierre Lemaitre w końcu zaczął zmierzać we właściwym kierunku. W "Alex" serwuje nam kilka pierwszorzędnych zwrotów akcji i wprowadza bohaterkę, która działa na wyobraźnię czytelnika. Uczciwie przyznaję, że trochę kartek przerzuciłam, bo autor lubuje się w zwalnianiu akcji w jak najmniej odpowiednich odpowiednich momentach, ale sama intryga była bardzo sprawnie skonstruowana. Niestety, tempo książki mocno spada, kiedy dowiadujemy się kim jest piękna Alex. Za dużo też w niej niezbyt ciekawych migawek z życia samego detektywa, które obraca się wokół kota, sprzedaży obrazów zmarłej matki i tragicznie utraconej żony. Czy warto poświecić swój czas na przeczytanie "Alex"? Tak, chociaż na tle współczesnych klasyków wypada nieco blado.
Po mocno rozczarowującej "Koronkowej robocie" mam wrażenie, że Pierre Lemaitre w końcu zaczął zmierzać we właściwym kierunku. W "Alex" serwuje nam kilka pierwszorzędnych zwrotów akcji i wprowadza bohaterkę, która działa na wyobraźnię czytelnika. Uczciwie przyznaję, że trochę kartek przerzuciłam, bo autor lubuje się w zwalnianiu akcji w jak najmniej odpowiednich odpowiednich...
więcej mniej Pokaż mimo toDo trzech razy sztuka! Niestety, Pierre Lemaitre nie uczy się na własnych błędach. "Ofierze" znacznie bliżej do "Koronkowej roboty" niż do całkiem dobrej "Alex". Trzeci kryminał z serii jest po prostu nudny jak flaki z olejem. Autor pisze potwornie chaotycznie, desperacko próbuje przykuć uwagę czytelnika i ponosi sromotną klęskę. Pewnie więcej kartek przerzuciłam niż przeczytałam, ale po prostu nie dało się inaczej. Dialogi? Fatalne. Emocje? Brak. Akcja? Nużąca. Szkoda, wielka szkoda. To zdecydowanie moje ostatnie spotkanie z twórczością Pierre'a Lemaitre.
Do trzech razy sztuka! Niestety, Pierre Lemaitre nie uczy się na własnych błędach. "Ofierze" znacznie bliżej do "Koronkowej roboty" niż do całkiem dobrej "Alex". Trzeci kryminał z serii jest po prostu nudny jak flaki z olejem. Autor pisze potwornie chaotycznie, desperacko próbuje przykuć uwagę czytelnika i ponosi sromotną klęskę. Pewnie więcej kartek przerzuciłam niż...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie wiem co takiego ma w sobie Bernard Minier, że wybacza mu się więcej niż innym pisarzom.
Pierwsze 200 stron "Paskudnej historii" zasługują na max. 5 gwiazdek. A to za sprawą potwornych dłużyzn, koszmarnie rozbudowanych opisów ( co mnie interesuje kształt liści na drzewach albo rozmieszczenie towarów w sklepie!) i bardzo wolnej akcji. Nie bardzo też przekonał mnie wybór nastolatka na głównego bohatera. Gdyby to nie była książka Bernarda Miniera to pewnie rzuciłabym ją w diabły, ale wcześniejsze lektury nauczyły mnie, że warto dotrwać do końca. Drugie 200 stron to już znakomicie napisany thriller, który spokojnie zasługuje na 9 gwiazdek. Stąd też skromne 7 gwiazdek za całość. A rozwiązanie zagadki? Cóż, prawie słyszałam szyderczy śmiech autora, kiedy czytałam ostatnie strony "Paskudnej historii". Znowu wystrychnął wszystkich na dudka. Ze mną na czele...
Nie wiem co takiego ma w sobie Bernard Minier, że wybacza mu się więcej niż innym pisarzom.
Pierwsze 200 stron "Paskudnej historii" zasługują na max. 5 gwiazdek. A to za sprawą potwornych dłużyzn, koszmarnie rozbudowanych opisów ( co mnie interesuje kształt liści na drzewach albo rozmieszczenie towarów w sklepie!) i bardzo wolnej akcji. Nie bardzo też przekonał mnie wybór...
Przewrotna historyjka o wszystkim i o niczym, którą można spokojnie przeczytać w jeden wieczór. Na początku książki dzieje się naprawdę niewiele. Ot, znużony swoją pracą Gerard postanawia poprzeglądać jakieś materiały na chybił trafił. Tak trafia na historię tajemniczego Gasparda Languenhaerta. Od tego momentu autor serwuje nam cała masę przezabawnych anegdot z życia filozofa, bo jak się okazuje - to zawód podwyższonego ryzyka. Nawet właściciel lokalu, w którym odbywają się spotkania tytułowej sekty dochodzi w końcu do wniosku, że "wolałby raczej prowadzić spelunkę dla przemytników niż zebrania filozofów". Nie można nie docenić subtelnego humory Schmitta i jego talentu do formułowania "chwytliwych" sentencji, tj. "Bóg jest sierotą od urodzenia". Dodatkowa gwiazdka za scenę w kościele, bo wprowadziła mnie w świetny nastrój.
Polecam, chociaż to książka, która z pewnością trafi w gust zdecydowanej mniejszości czytelników.
Przewrotna historyjka o wszystkim i o niczym, którą można spokojnie przeczytać w jeden wieczór. Na początku książki dzieje się naprawdę niewiele. Ot, znużony swoją pracą Gerard postanawia poprzeglądać jakieś materiały na chybił trafił. Tak trafia na historię tajemniczego Gasparda Languenhaerta. Od tego momentu autor serwuje nam cała masę przezabawnych anegdot z życia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przejmująca lektura.
Mniej znaczy więcej.
Kto nie czytał, niech żałuje.
Przyznaję się bez bicia: nie słyszałam wcześniej o Charlotte Salomon. Wstyd. Po prostu wstyd. Pora nadrobić zaległości.
Mam wrażenie, że w "Charlotte" nie ma ani jednego zbędnego słowa.
David Foenkinos chwyta czytelnika za gardło/serce i nie puszcza aż do ostatniej strony.
Bardzo chciałam wybrać jakiś cytat i przytoczyć go w tej opinii, ale po prostu się nie da - musiałabym przepisać pół książki.
Wybór jest niemożliwy.
Przejmująca lektura.
więcej Pokaż mimo toMniej znaczy więcej.
Kto nie czytał, niech żałuje.
Przyznaję się bez bicia: nie słyszałam wcześniej o Charlotte Salomon. Wstyd. Po prostu wstyd. Pora nadrobić zaległości.
Mam wrażenie, że w "Charlotte" nie ma ani jednego zbędnego słowa.
David Foenkinos chwyta czytelnika za gardło/serce i nie puszcza aż do ostatniej strony.
Bardzo chciałam wybrać...