rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , , , ,

Piszę drugi raz tę recenzję, więc mogło mi coś uciec...

Wzięłam się w końcu za kolejną część tego pasożyta. Jakże cieszę się, że to powoli kończy się... Cóż, zalety - ten, kto czytał wcześniejsze, wie, jak pani Andrzejczuk pisze, więc może wyciągnąć wnioski. A wady? Tutaj skupię się na nich... dużo się dzieje.
Po pierwsze, nagromadzenie wszystkiego w jednej książce. To znaczy, błędów ortograficznych, jakichś literówek (mój ulubiony - "Rzucaliśmy do dzieci piłkę i wymienialiśmy kolory: czerwony, żółty, zielony, FLETOWY"), błędy interpunkcyjne. No i jeszcze wstawiła 2-3 razy "-", jakby prowadziła w dalszym ciągu dialog, a to tylko opis tego, co dziewczyny porabiały.
Po drugie, pani Andrzejczuk nadużywa słowo "być". To jest strasznie denerwujące. Doliczyłam się powtórzeń (tego czasownika) i przykładowo znalazło się:
- na jednej stronie około 9,
- na pół strony 6 lub 7,
- w jednym zdaniu 3.
Toż to szaleństwo! Początkujący pisarze zmagają się z tym problemem i próbują, żeby nie powtarzało się. Robią wszystko, aby zmienić, ale pozostawić sens zdania. Nie rozumiem, jak taka doświadczona pisarka może coś takiego robić. Takie coś raziło w oczy.
I po trzecie, zdaje mi się, że Beacie Andjrzejczuk pojawił się w głowie pomysł, a potem spisała to na kolanie. Pomysł, okej, ale realizacja, może nie jest fatalna, ale daje dużo do życzenia. NIE MA TUTAJ KOREKTY. Czy pracujący nad tą powieścią spali? Tak w ogóle przeczytali to kiedykolwiek? Nastolatkowie nie są tacy głupi, a ambitniejsi będą się czepiać o to, bo mają do tego prawo. Zresztą, nie trzeba być jakimś bystrzakiem, żeby nie zauważyć tych rażących błędów. Ponadto, ta seria jest ogromna. Istny pasożyt. Mam wrażenie, że ta autorka jest damskim wcieleniem Remigiusza Mroza, która pisze obyczajówki...
Wspomnę tylko o tej kłótni Julii i Eliasza. Temat jest absurdalnie głupi: wolontariat ważniejszy od niej, błagam... Nic lepszego nie dało się wymyślić?

Piszę drugi raz tę recenzję, więc mogło mi coś uciec...

Wzięłam się w końcu za kolejną część tego pasożyta. Jakże cieszę się, że to powoli kończy się... Cóż, zalety - ten, kto czytał wcześniejsze, wie, jak pani Andrzejczuk pisze, więc może wyciągnąć wnioski. A wady? Tutaj skupię się na nich... dużo się dzieje.
Po pierwsze, nagromadzenie wszystkiego w jednej książce. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , ,

Pierwszą część przeczytałam w wieku około 14 lat. Bardzo podobała mi się pierwsza, więc postanowiłam, że nie skończę z serią po jednym tomie. Niecały miesiąc temu wypożyczyłam sobie ją (oraz kolejne trzy książki), ale miałam zaległości, więc sięgnęłam ją później.
Pamiętałam, że wcześniej nie potrafiłam szybko ich czytać. Pomimo że gabaryty obu tomów nie są duże, zorientowałam się, że nadal tak mam. Musiałam sobie robić długie przerwy, żeby doczytać to do końca. Zostało mi około 150-200 stron i dopiero wtedy porwało mnie i powiedziałam sobie "Jeszcze dziś to skończę". Udało się, o 1 w nocy.
Chociaż potrzebowałam przerw, uważam, że ta książka jest naprawdę dobra. Świadomość, że ja zostałabym z moim rodzeństwem sama (bez rodziców, bez żadnych dorosłych, a dzieciaki od 15 roku życia znikają), mając zaledwie 14 lat, a do tego musimy próbować to przeżyć... nie wyobrażam tego sobie. To jest doskonały pomysł. Zastanawiam się tylko, jak wyglądałoby to w Polsce. Chętnie przeczytałabym tę wersję.
Ostatnie 100 stron ciągle płakałam. Pierwsza łza spłynęła mi, gdy został zraniony Edilio. O Sama nie martwiłam się, bo wiedziałam, że jakimś cudem przeżyje, ale gdy nasz Meksykanin dostał... rozryczałam się, a później to już leciała ogromna fala. To jest chyba jeden z moich ulubionych bohaterów w tej książce. Edilio i Astrid, a później dopiero jest Sam.
Naprawdę cieszę się, że wróciłam do tej serii. Polecam gorąco!

Pierwszą część przeczytałam w wieku około 14 lat. Bardzo podobała mi się pierwsza, więc postanowiłam, że nie skończę z serią po jednym tomie. Niecały miesiąc temu wypożyczyłam sobie ją (oraz kolejne trzy książki), ale miałam zaległości, więc sięgnęłam ją później.
Pamiętałam, że wcześniej nie potrafiłam szybko ich czytać. Pomimo że gabaryty obu tomów nie są duże,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , ,

Mój trzeci kryminał w życiu. Będę wracać do niego, bo spodobał mi się sposób napisania. Jest też specyficzna i, dla mnie początkującego, nieprzewidywalna oraz zaskakująca. Oczywiście nie skończę na tej jednej książce, którą napisał Fitzek.

Mój trzeci kryminał w życiu. Będę wracać do niego, bo spodobał mi się sposób napisania. Jest też specyficzna i, dla mnie początkującego, nieprzewidywalna oraz zaskakująca. Oczywiście nie skończę na tej jednej książce, którą napisał Fitzek.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Kolejna lektura szkolna mojej siostrzyczki. Tylko kilka słów: miła, dobra dla dziecka, przyjemna w czytaniu.

Kolejna lektura szkolna mojej siostrzyczki. Tylko kilka słów: miła, dobra dla dziecka, przyjemna w czytaniu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Nie wiem czy jakaś opatrzność nade mną czuwała, ale cieszę się, że kupiłam "Hamleta" i przeczytałam przed maturą. Dosłownie. Poszłam spać chyba o pierwszej w nocy, a następnego dnia o 9 i 14 miałam maturę z j. polskiego (i oczywiście wykorzystałam). Dlatego będzie dobrze kojarzyć mi się, choć tak naprawdę nie powinna.
Ten dramat mocno porusza. Kiedy odłożyłam ją, aż ręce mi się trzęsły. Co takiego Shakespeare miał w głowie? Ale dzięki temu wiem, że muszę koniecznie przeczytać kolejne jego dzieła. Ten twórca nie jest niepotrzebnie nazywany "wybitnym".

Nie wiem czy jakaś opatrzność nade mną czuwała, ale cieszę się, że kupiłam "Hamleta" i przeczytałam przed maturą. Dosłownie. Poszłam spać chyba o pierwszej w nocy, a następnego dnia o 9 i 14 miałam maturę z j. polskiego (i oczywiście wykorzystałam). Dlatego będzie dobrze kojarzyć mi się, choć tak naprawdę nie powinna.
Ten dramat mocno porusza. Kiedy odłożyłam ją, aż ręce mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Potrzebowałam wrócić do tej książki. Ma w sobie coś fajnego. Ania jest jedną z tych bohaterek, z którą szybko utożsamiłam się prawie w całości. Było bardzo przyjemnie i nie żałuję. Tylko czekam, aż moja siostra troszkę dorośnie, to podrzucę jej to. :D

Potrzebowałam wrócić do tej książki. Ma w sobie coś fajnego. Ania jest jedną z tych bohaterek, z którą szybko utożsamiłam się prawie w całości. Było bardzo przyjemnie i nie żałuję. Tylko czekam, aż moja siostra troszkę dorośnie, to podrzucę jej to. :D

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , ,

To jest kolejna książka, którą znalazłam na półce mojej koleżanki (a wspominam tylko o jednej). Ona czyta głównie romanse, w których ja nie gustuję. Jednakże czasem trafiały się w jej "zbiorze" perełki. W tym też ta.
To nie jest nie wiadomo jak wyśmienita powieść, ale na pewno bardzo dobra. Spełniła swoje zadanie. Jestem usatysfakcjonowana.
Główna bohaterka, Merit, mocno przeżywa to wszystko, co zadziało się w jej życiu. Jeszcze do tego ten nowy chłopak jej siostry, Sagan, w którym zakochała się szybko. Jest do tego związany w żenującą sytuację. Musiała dorzucić do swojej kolekcji nowy puchar za coś takiego - bo zbiera je, gdy przytrafi się w jej życiu coś okropnego. Zakochała się pierwszy raz od dłuższego czasu, a nie może nawet o nim zapomnieć... Poza tym, sytuacja rodzinna nie jest tęczowa. Każdy ma jakichś sekret, a ona... cóż. To wszystko skumulowało się w niej, że nie dziwię się, że ta bańka pękła. W końcu musiało do tego dojść, zwłaszcza że dużo przeszła.
To, co brakowało mi w "Wieczorze filmowym", to myśli bohaterki. Ona naprawdę myśli! Czasem błędnie, to prawda, ale nie bądźmy święci. Brakowało mi opisów, w których znalazłabym postrzeganie świata bohatera, dłuższe historie sprzed kilku lat, opis wyglądu, itp. Tego brakowało mi mocno, ale tutaj na szczęście jest. Pluję sobie tylko w brodę, że mój wybór padł najpierw na to, a później na rozczarowanie tego roku, a nie odwrotnie.
Merit to taka postać, która początkowo spodobała mi się. Potem zaczęła robić dziwne rzeczy, racjonalne (z boku musiało to wyglądać idiotycznie), ale dla mnie zrozumiałe. Moja sympatia do niej powoli spadała, a później znowu polubiłam. Ma to swoje wytłumaczenie. Uważam, że to bardzo ciekawa postać.
Sagan podobnie. Kto chciałby mieć takie "wymyślne" tatuaże, jak toster? Jednak z całej tej popapranej rodziny to on wygląda na zdrowo myślącego.
Nie mam raczej żadnych zastrzeżeń. Niektóre rzeczy nie odpowiadały mi, ale to moje preferencje, które innym osobom mogą nie przeszkadzać, więc nie wymienię ich.
Cieszę się, że znalazłam książkę, w której jest poruszana tematyka depresji nastolatków, młodych ludzi, którzy wchodzą pełną parą w życie. Potrzebowałam tego.
Żałuję, że muszę oddać mojej koleżance to, bo chętnie zatrzymałabym ją. :D

To jest kolejna książka, którą znalazłam na półce mojej koleżanki (a wspominam tylko o jednej). Ona czyta głównie romanse, w których ja nie gustuję. Jednakże czasem trafiały się w jej "zbiorze" perełki. W tym też ta.
To nie jest nie wiadomo jak wyśmienita powieść, ale na pewno bardzo dobra. Spełniła swoje zadanie. Jestem usatysfakcjonowana.
Główna bohaterka, Merit, mocno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , ,

Przeglądając książki mojej koleżanki, natknęłam się na tę. Zainteresowała mnie okładka, no i opis. "Friendzone? Ciekawe, jak to się skończyło?" pomyślałam. Pożyczyłam na chyba 2 miesiące i w końcu przeczytałam ją. Wierzcie mi lub nie, ale to była mordęga. Prawie usnęłam przy niej. To było tak nudne, tak denerwujące i tak przewidywalne... JEZU!
Możecie (już po samym opisie!) zorientować się, jakie będzie zakończenie. No, cóż. A jak bohaterowie? Kiedy myślę "bohater" to jest on nietuzinkowy, ciekawy. Zróbmy jednak z drugiej strony: dlaczego nie wpisać tutaj jakichś stereotypów? Przecież one są tak śmieszne, fajne i na topie... NIE! Myślałam, że wydłubię sobie oczy. To nie ma nawet 300 stron! Hanna (jedna z głównych postaci), Trixie, Laura i Vashti (bodajże tak miała na imię - nie chce mi się tego już sprawdzać, jeden pies... pozdrawiam kumatych), a i Lizzie, to były takie przyjaciółeczki kochane, że gdyby była okazja, to wrzuciłyby się wzajemnie chyba pod koła i jeszcze do tego wyśmiewały się, robiąc sobie selfie ("Zobacz, co z niej zostało!", "Hahaha", "LOOool XDDDD") i to specjalnie dla niewiernego, aroganckiego, bezmózgiego goryla-chłopaka. Zdradzały nie tylko siebie, ale też chłopców na potęgę... Na szczęście dwie z nich oprzytomniały się i zrozumiały, że ich grono jest jak kosz żmij (wystarczy, żeby jakiś PRZYSTOJNIAK zagwizdał *grał na flecie* a one są już gotowe przy nim tańczyć), jedna większa i groźniejsza od drugiej. Odseparowały się od nich, w tym także od tego kretyna.
Sol podobał mi się. Miał kompleksy, ale też mózg, w porównaniu do reszty, więc odpowiadało mi. Matki nie zna, a wychowują go dwoje gejów, co też było okej. Uwielbiał filmy (jak Hanna, co nie dawało wiele, żeby odróżnić ją od tych krwiożerczych jaszczurek), ale także tworzył je. Oczywiście to on zakochał się w swojej przyjaciółce (HANNA). I nie, niech was opis nie zmyli: to nie Sol zaproponował wieczór filmowy, a Hanna, bo spiła się, a on myślał, że ona kocha go czy coś takiego. Nie pamiętam.
Coś jeszcze...? Aaa, już wiem! CZY ONI, DO JASNEJ CHOLERY, NIE MAJĄ DO SIEBIE SZACUNKU?! WIEDZĄ CZYM ON JEST?! Skąd to pytanie? Bo wszyscy pieprzą się już po kilku dniach znajomości, mając 17-18 lat. Ogółem, ten debil macha swoim sprzętem do każdej dziewczyny w liceum, odrzucając po kilku dniach, a one po nim ryczą, jakby był koniec świata, bo "ON JEST SEKSI, ON JEST WART WSZYSTKIEGO, GÓWNO OBCHODZI MNIE MÓJ SZACUNEK, CHCĘ WRÓCIĆ DO NIEGO I PIEPRZYĆ SIĘ DO BIAŁEGO RANA".

Z czym to mi się przypomina? Hmmm. "After". Tak.
Nienawidzę takich książek. Dlaczego kobiety "tworzą" takie badziewia i pokazują, że kobiety to niedorozwinięte suki (wyzwisko i porównanie), którym wydasz polecenie, one to zrobią, bo są głupie, a faceci to bezmózgie palanty, bogaci i "weź nie sprzeciwiaj mi się, bo nikt mi się nie sprzeciwia, chodź mała teraz do łóżka", itd., którzy mają władzę nad dziewczynami? To jest tak szkodliwe, że to nie mieści mi się we łbie. I to młodsze ode mnie dziewczyny (DORASTAJĄCE) mają czytać?!

I poleciał hejt. Niechcący, tak naprawdę. Nie uważam, że osoby, którym spodobała się ta powieść, są gorsi. Nie są w najmniejszym stopniu, po prostu inaczej na to patrzą. Ja mam wyrobiony gust, wolę fantastykę, psychologiczne, ostatnio biorę kryminały i horrory, czasem wezmę coś innego. I pierwszy raz od kilku lat przeczytałam obyczajówkę z głównym wątkiem miłosnym, a który nie wpadł w moje gusta. Zdarza się. Co nie zmienia faktu, że zawiodłam się i pisałam tę recenzję pod wpływem emocji, zdenerwowana, że są tam te cholerne stereotypy i według mnie krzywdzące rozwiązania bohaterów. Przykładowo ta smutna i żenująca scena, w której jeden z bohaterów zostawił... no, nie zdradzę. Mimo to boli. To jest prosta książka. Ja lubię takie, które pozostaną ze mną, czegoś nauczą mnie, pozwolą mi zastanowić się nad tematem, ruszę swój "zardzewiały" mózg w obroty. Nadal twierdzę, że nie jest warta polecenia ani swojej ceny, lecz jeśli ktoś chce przeczytać - nie zrazi się, gdy zapozna się z moimi wynurzeniami. Czytajcie, co chcecie. Ja musiałam tylko zrzucić kamień z serca.

Przeglądając książki mojej koleżanki, natknęłam się na tę. Zainteresowała mnie okładka, no i opis. "Friendzone? Ciekawe, jak to się skończyło?" pomyślałam. Pożyczyłam na chyba 2 miesiące i w końcu przeczytałam ją. Wierzcie mi lub nie, ale to była mordęga. Prawie usnęłam przy niej. To było tak nudne, tak denerwujące i tak przewidywalne... JEZU!
Możecie (już po samym opisie!)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

„Pamiętnik nastolatki” bardzo dobrze kojarzę i to była jedna z moich ulubionych serii za dzieciaka. Teraz czuję, że albo ja jestem już na tyle (hmmm, jakiego tu słowa użyć...?) dojrzała...? Nie. Teraz czuję, że albo jestem na tyle stara (!), że takie rzeczy spływają po mnie jak po kaczce (nie wszystko, np. sytuacja Pauliny, problem z samoakceptacją, wolontariat, itp.), tak problemy sercowe są według mnie tak dziecinne, tak dziwne i przez to wychodzi później tak głupio... że po prostu nie chciało mi się tego czytać (a trwało to 3 dni). Koleżanka (prawie 18 lat) stwierdziła, że to jej ulubiona seria, uwielbia Beatę Andrzejczuk i chce jej podziękować... ale ja tego nie podzielam.
Wcześniej jakoś nie zwracałam na to uwagi, być może przez to, że ta koleżanka zraziła mnie później do wszelkiego rodzaju romansów. Lecz zachowanie Eliasza nie doprowadzało mnie do szewskiej pasji, jak Julia. Wkurzała mnie niesamowicie, bo po tym, jak zobaczyła, że przytula się z drugą wolontariuszką, a ona tak o, po prostu, ucieka sobie - okej, przymknęłam na to oko... Jednak do jasnej cholery, jak on wytrzymał z nią i próbował dogadać się przez kilka miesięcy, skoro nie chciała: 1. rozmawiać z nim, 2. widzieć się z nim tylko, dlatego że widziała ich przytulających się (!), a mogło to oznaczać wszystko, przykładowo to, że składali sobie życzenia i dziękowali sobie (?), 3. spotkać się, więc odizolowała się od niego, zaprzepaszczając tyle ich czasu, 4. wyjaśnić, co widziała, 5. dowiedzieć się, jak było naprawdę i w końcu, żeby każdy miał święty spokój... Nie, niech przez 1/3 książki, jak nie więcej, pisze o tym, jak ona cierpi przez swoją głupotę! Pal licho ją, a Eliasz?! On jest niczego nieświadomy! A związek opiera się na zaufaniu, a także, może was zaskoczę... na szczerości i rozmowie! Chyba że ja mam jakiś inny, błędny obraz postrzegania związku. Jakiś mam, bo dożyłam 19 lat. Może mało, ale zawsze coś.
Druga rzecz, która raziła mnie niemiłosiernie: Maksym i Eliasz. Ale o co ci chodzi? Skupmy się na zaletach tego pierwszego.
1.Przystojny
2.Mądry, inteligentny
3.O świetnej budowie ciała
4.Kochający, wierny, pomocny – tak w ogóle, to doskonały przykład doskonałego chłopaka i męża w związku
5.O bardzo dobrym poczuciu humoru
6.Jak znasz takiego człowieka od razu stajesz się wyjątkowy
7.Czujesz się przy nim wyjątkowo
8.Umie grać na gitarze, pisze wspaniałe piosenki
9.Doświadczony życiowo, więc mówi cudowne rady
10.Majętny…
…I wiele innych na pewno jeszcze znajdzie się, ale czy tylko ja dostrzegam, że coś jest tutaj nie tak? A wady…? Podchodzi zbyt emocjonalnie? Trochę zazdrosny…? Czy na tym to się kończy? W każdym razie skupmy się na jego ostatniej cesze. To jego bogactwo jeszcze doprowadzało mnie do złości z tego powodu, że Julka (na szczęście nie jest wyidealizowana, jak Maksym) dostaje ciągle na pocieszenie lub z byle jakiej okazji jakieś drogie prezenty: sukienki, wyjazd na wyspę, jakieś inne jeszcze pierdoły, o której każdy inny człowiek mógłby na to wszystko zbierać kilka lat, a ona dostaje w mgnieniu oka. Prawdopodobnie pokazuję w ten sposób naszą ojczystą cechę „cebuli”, jak to ostatnio nazywają, ale kurde, gdyby nie to siano nie byłoby już tak pięknie. Dlaczego nie mogła autorka pokazać ją w zwyczajnej sytuacji, w jakiej była dotychczas? Dlaczego dowartościują naszą bohaterkę przez RZECZY, które lada moment mogą zniszczyć się? Oczywiście, mają jeszcze wspomnienia, zdjęcia (Natalia o to dba), ona otrzymuje jeszcze miłość, ale to znika w natłoku tych drogich przedmiotów. Przez drogie RZECZY widzi, że faktycznie jest wartościowa (nie wliczam w to tej sytuacji z zamkiem dwóch księżniczek, bo to była inicjatywa Natalii, nie jej męża). Tak naprawdę nie pamiętam niczego, czego zawdzięczałaby mu Julia (poza tymi radami, bo są naprawdę cenne, ale oprócz tego, to szasta pieniędzmi na prawo i lewo, co przypomina mi niestety „365 dni”).
Praktycznie na jedno kopyto został stworzony Eliasz! Ten chłopak miał jeszcze problemy z prawem, a tak mamy praktycznie to samo niemal kropka w kropkę. Nawet mieli podobne problemy.
I wróćmy do tej miłości. Niesamowicie irytowała mnie Julia za każdym razem, gdy usiłowała wyciągnąć od niego słowa „Kocham cię” i cały czas chce je usłyszeć. On praktycznie to samo mówi, innymi słowami „jesteś dla mnie bardzo ważna”, ale nie, to nie jest wystarczające. Czy ja jestem dziwna? Kurczę, to jej drugi chłopak, ma 15 lat, a wyobraża sobie już, co będzie w przyszłości. JA, 19 lat, nie mogę dopuścić myśli, że chłopak do mnie powie „Kocham cię”. To jest dla mnie nierealne i za każdym razem dziwnie czuję się. Ja mam zawsze z tyłu głowy myśl, że w końcu to może skończyć się. Po rozstaniu jest łatwiej pogodzić się z tym, dlatego nie oczekuję od chłopaka, żeby mówił mi takie słowa. Może ja jestem jakaś dziwna…
Poza tym Julka pisze tak mądrze, naprawdę jakby miała nie 15, a więcej, jednakże zachowuje się dziecinnie. Przykład? Taki, jak wcześniej: nie powiedziała od razu, co zobaczyła w stowarzyszeniu i unikała konfrontacji ze swoim chłopakiem przez kilka miesięcy...
Poza tymi wadami, to żadnych już chyba nie dostrzegam. Może z tego powodu, że za bardzo raziły mnie powyższe, a reszta powoli zaczęła zanikać i zapomniałam o nich. Tak czy owak, patrzę na te książki z dużego sentymentu, bo na nich wychowywałam się (do 14-15 roku życia). Teraz nie odczuwam, że są dla mnie aż tak potrzebne, ale miło powspominać, jak to bywało. Humor był fajny, pośmiałam się wiele razy, zapłakałam chyba raz i pomimo 3 dni czytania, spędziłam je bardzo miło (pomińmy te wady).

„Pamiętnik nastolatki” bardzo dobrze kojarzę i to była jedna z moich ulubionych serii za dzieciaka. Teraz czuję, że albo ja jestem już na tyle (hmmm, jakiego tu słowa użyć...?) dojrzała...? Nie. Teraz czuję, że albo jestem na tyle stara (!), że takie rzeczy spływają po mnie jak po kaczce (nie wszystko, np. sytuacja Pauliny, problem z samoakceptacją, wolontariat, itp.), tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Ja zerknęłam sobie tylko na oceny poniżej i widzę, że książka odnotowuje (na samej górze) niskie noty. No, cóż. Mieciu Mietczyński - taki ma format w swoich filmach, który chciał przestawić w tejże formie. Jego humor jest tak prosty, że przystępny i czyta się to bardzo szybko. Potrzebowałam na to zaledwie dwóch dni (co można podciągnąć do jednego, bo wcześniej potrzebowałam chyba trzech godzin i zrobiłam sobie przerwę, żeby ostatecznie dzisiaj skończyć). Ja z ogromną przyjemnością czytywałam i przypominałam sobie luźno podane fakty o każdej kolejnej epoce oraz twórcy. To takie z przymrużeniem oka - jak na okładce - przedstawienie tego, co otrzymujemy w szkole.

Ludzie, naprawdę, przestańcie spinać się o to, że ktoś napisał w taki, a nie inny sposób o waszych kochanych twórcach. Moi oczywiście także zostali skrytykowani, ale to czytało się DOBRZE. Jednakże jeżeli macie się ze mną kłócić, zastanówcie się, ile my, uczniowie, musimy spędzać czasu przy tej makulaturze tekstów. Toż to nieraz jest samobójstwo! Ile razy zagłębiałam się w jakiś artykuł, aby potem zasnąć ze zmęczenia - z powodu siedzenia 7-8 godzin w szkole, odrabiania lekcji, niedospania, stresu oraz uczenia się i powtarzania wszystkiego do matury - nie zliczę! A z tego powodu, że to ma taką dawkę humoru, wulgaryzmów, ironii, a także czasem potocznego języka, młody czytelnik nie zachłyśnie się z nudów. No i nie targnie się na swoje życie ze względu na to, że nic nie pamięta z tego, co przed chwilą czytał, a jutro oczywiście jakaś kartkóweczka lub sprawdzianik...

Ja zerknęłam sobie tylko na oceny poniżej i widzę, że książka odnotowuje (na samej górze) niskie noty. No, cóż. Mieciu Mietczyński - taki ma format w swoich filmach, który chciał przestawić w tejże formie. Jego humor jest tak prosty, że przystępny i czyta się to bardzo szybko. Potrzebowałam na to zaledwie dwóch dni (co można podciągnąć do jednego, bo wcześniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , ,

Nie żałuję, że czytałam to od deski do deski. To dobrze się czyta, pomimo suchych faktów. Jednakże to uzupełniają ilustracje, obrazy, rzeźby i czasem też architektura. Najważniejsi artyści są wymienieni, a ich nazwiska wytłuszczone, po kilka razy pojawiają się w rozdziale, a także przy dziełach i do tego są napisane ich zasługi. Na poszczególnych przykładach zostały wymienione ich preferencje, zainteresowania i miłości (w ogólnym tego słowa znaczeniu), opinie, poglądy. Na początku każdego działu i również przy niektórych rozdziałach jakieś fragmenty tekstów określające dany styl, kierunek.
To prawda, nie skończyłam tego, ale to nie jest żaden wstyd. To tylko sprawia, że tym bardziej będę chciała wrócić do tej książki. Historia i sztuka to piękne nauki. ♥

Nie żałuję, że czytałam to od deski do deski. To dobrze się czyta, pomimo suchych faktów. Jednakże to uzupełniają ilustracje, obrazy, rzeźby i czasem też architektura. Najważniejsi artyści są wymienieni, a ich nazwiska wytłuszczone, po kilka razy pojawiają się w rozdziale, a także przy dziełach i do tego są napisane ich zasługi. Na poszczególnych przykładach zostały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , ,

W końcu ją przeczytałam!
Książka nie była u mnie od razu. Jest już troszeczkę poniszczona ze względu na to, że pierwsze 2-3 tygodnie przebywała u mojej koleżanki, która przeczytała... 38 stron. Nie mogłam się doczekać, gdy w końcu będę mieć ją w rękach, wiedziała dobrze o tym, a ona przeczytała 38 stron i powiedziała, że naprawdę chętnie czyta, że podoba się jej, że jest takie prawdziwe, że takie dobre, itp, itd. Wściekłam się, ale na szczęście emocje opadły.
Ja zaczęłam wczoraj około 17 i na początku robiłam sobie około pół godzinne przerwy po 2-3 rozdziałach. Naprawdę to pokazywało mnie, ale w tej gorszej sytuacji. Jestem chyba równie zamkniętą osobą, co tytułowy Evan, ale ja nie biorę leków (przynajmniej jeszcze) na swoje lęki. Łatwo utożsamiłam się z nim. Z Connorem, którego później poznajemy, również łatwo udało mi się znaleźć nić porozumienia. Gdyby tak połączyć kawałek podejścia Connora (nie palę, nie piję, nie biorę) i kawałek obaw oraz strachu Evana, włączając jeszcze do tego samotność, to macie krótki i niedokładny opis mnie. Podobnie jak Evan - znalazłam coś wspólnego.
To jest wspaniała powieść (musical na pewno jeszcze lepszy!) o stracie, przyjaźni, bólu, samotności, ciągłego poczucia winy i beznadziei, chęci zrozumienia, o życiu, o rodzinie. I możecie wierzyć mi (lub nie), ale ledwo wstrzymuję łzy, a gardło mocno zaciska mi się.
Chciałabym, żeby wszyscy przeczytali tę książkę i zastanowili się, rozejrzeli. To kilka godzin, ale pełne emocji. Pokazuje, że to, co wydaje się nam głupie, dla drugiego okaże się albo bolesne, albo cenne. Te absurdalnie przesadzone reakcje Evana (Connora też, ale zwłaszcza Evana) są prawdziwe. Może nie każdy tak postąpiłby, ale... dlaczego nie? Każdego kiedyś paraliżuje strach, tylko on wie kiedy i jak. Ja wiem, co on czuje. Może warto byłoby dowiedzieć się, co takiego siedzi w takim człowieku - zamkniętym?, pustym?, samotnym?, smutnym?

W końcu ją przeczytałam!
Książka nie była u mnie od razu. Jest już troszeczkę poniszczona ze względu na to, że pierwsze 2-3 tygodnie przebywała u mojej koleżanki, która przeczytała... 38 stron. Nie mogłam się doczekać, gdy w końcu będę mieć ją w rękach, wiedziała dobrze o tym, a ona przeczytała 38 stron i powiedziała, że naprawdę chętnie czyta, że podoba się jej, że jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Książka jest bardzo przyjemna w czytaniu. Literki są duże i dziecku jest łatwiej śledzić tekst. Pamiętam, że gdy ja miałam jakieś lektury, to one miały dość małą czcionkę i były grube (jak "Dzieci z Bullerbyn") i nie chciało mi się ich czytać (jednakże tę lekturę wspominam miło). Czytałam "Pierwszaków z kosmosu" mojej siostrze i podobało się jej.

Książka jest bardzo przyjemna w czytaniu. Literki są duże i dziecku jest łatwiej śledzić tekst. Pamiętam, że gdy ja miałam jakieś lektury, to one miały dość małą czcionkę i były grube (jak "Dzieci z Bullerbyn") i nie chciało mi się ich czytać (jednakże tę lekturę wspominam miło). Czytałam "Pierwszaków z kosmosu" mojej siostrze i podobało się jej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Jestem bardzo rozczarowana. Spodziewałam się niesamowitych informacji. Tajemnic prawie brak, informacje napisane i potraktowane po macoszemu. A architektura? Myślałam, że tam będzie najwięcej, a tu nic... To piękny zamek, dlaczego?
No i co mnie uderzyło, to błędy ortograficzne, chyba cztery. Serio? Wiem - jesteśmy ludźmi - ale nie traktujmy tego za coś nieważnego, bo to rzuca się w oczy.

Jestem bardzo rozczarowana. Spodziewałam się niesamowitych informacji. Tajemnic prawie brak, informacje napisane i potraktowane po macoszemu. A architektura? Myślałam, że tam będzie najwięcej, a tu nic... To piękny zamek, dlaczego?
No i co mnie uderzyło, to błędy ortograficzne, chyba cztery. Serio? Wiem - jesteśmy ludźmi - ale nie traktujmy tego za coś nieważnego, bo to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , ,

Kitty Logan popełniła poważny błąd - jako dziennikarka sławnego programu „Trzydzieści minut”, napisała artykuł i przedstawiła go dla pół miliona ludzi o Colinie Maguire (niegdyś nauczyciel wf-u i jeden z ulubionych wychowawców) o molestowanie dwóch dziewczyn, która jedna z nich miała dziecko... lecz okazało się to całkowitą bzdurą. Została wyrzucona z programu, jej życie zmieniło się o 180°, pozostało jej tylko wydawnictwo „Etcetera”.
Główną bohaterkę poznajemy w sytuacji, gdy unikała konfrontacji ze swoją najlepszą przyjaciółką, Constance Dubois, co więcej, umierającą. Miała się z nią spotkać miesiąc wcześniej, ale Kitty odwlekała to jak najbardziej, byle nie pójść do przeklętego szpitala. W końcu dochodzi do niego, a bliskie zaczęły rozmawiać ze sobą jak niegdyś, zanim Constance wylądowała w tym tragicznym miejscu, drocząc się, żartując i śmiejąc. Nie ominął ich jeszcze wykład o tym, jak pisać dobre artykuły: te, które pochodzą z samego serca, oryginalne i wyjątkowe, napisane całą duszą.
Swoją drogą, Constance to jest niezwykła i nietuzinkowa osoba - szczerze! Bo kto chowa z mężem pieniądze w czajniku? Albo książki w szafkach na naczynia, czy jakieś zapasy typu kawa, ciastka, słoiki? Mimo że jest szaloną osobą (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznała i mogła poznać Kitty, jej mąż, Bob, czy wiele innych osób.
Constance przekonała Kitty, żeby przyniosła dla niej teczkę z jej notatkami. Niestety, spóźniła się... 52-latka umarła na raka, a jej przyjaciółka nie zdołała się dowiedzieć o czym miał być artykuł. Jednak postanowiła go napisać, ostatni jakiego sobie zażyczyła umierająca. Znalazła tam tylko listę 100 imion i nazwisk - nic więcej. Mimo że Kitty nie widziała żadnego sposobu ogarnięcia wszystkiego w dwa tygodnie (bo tylko tyle czasu otrzymała od swojego przełożonego na artykuł na cześć Constance), coś podpowiadało jej, żeby tego nie zostawiać i nie poddała się.
Od dnia podjęcia wyzwania, zaczęła się walka z czasem i z nią samą. Zmieniła się diametralnie, jej życie oraz wielu innych, których włączyła do tej jak ważnej sprawy.
100 imion - co ich wszystkich łączy? Tylko Constance to wiedziała. Czy Kitty też się uda?

Książkę kupiłam za 10 złotych w Biedronce. Zainteresowała mnie okładką, ponieważ miała śliczne kolory, wzory i przy tym była tak prosta, że śliczna. Lecz niewolno oceniać po okładce, nieprawdaż? W tym przypadku to się nie sprawdza, gdyż powieść jest cudowna, jedyna w swoim rodzaju. WYJĄTKOWA. Piękna okładka, fascynująca historia.
Zaczęłam ją czytać chyba tydzień temu, ale przestałam po zaledwie kilku stronach - 3-4? Ale coś mnie ciągnęło do niej od dłuższego czasu. W końcu stwierdziłam, że czemu nie? Zaczęłam dziś rano gdzieś o dwunastej godzinie i zatraciłam się w niej do wieczora, skończyłam po dwudziestej trzeciej.
Głównym wątkiem jest oczywiście szukanie materiałów; rozmawianie z ludźmi z listy, czy szukanie o nich informacji na różne sposoby - przez innego człowieka, wujka Google, itd. Drugim, istotnym wątkiem, jest życie poza zawodem Kitty, co się takiego tam dzieje. Przykład? Proszę bardzo! Ze względu na to, co ona zrobiła temu mężczyźnie, jego bliscy mszczą się na niej na przeróżne sposoby, chociażby wysmarowanie jej drzwi psią kupą... Tak bardzo dojrzałe, ale zdaje egzamin, bo ją to doprowadza do białej gorączki, nie może żyć sama ze swoim sumieniem, które cały czas ją zżera, a do tego nie dają jej chwili spokoju. Oczywiście, właścicielowi też się to nie podoba.
Niestety, na sam koniec znalazłam tam kilka, chyba 3, błędy ortograficzne. Nie pamiętam jakie to były, ale mnie raziły. Szkoda.
To, co ważne jest w tej książce, jest miłość (musi być). Ja nie lubię, gdy ona jest jedną z najważniejszych rzeczy w utworze, ale tutaj mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, dopingowałam, żeby jakoś się ułożyło.
Plusem tej powieści jest dobre poczucie humoru oraz jeszcze inne. Początkowo nie potrafiłam zrozumieć go, ale później przyzwyczaiłam się i śmiałam.
Pierwszy raz od dłuższego czasu płakałam (nie przy filmie, piosence, grze, itp.), ale właśnie przy książce. Nie pamiętam też już jaka książka ostatnio mnie tak wciągnęła od samego początku (nie wliczając mojej pierwszej próby). No i spowodowała, że poczułam... wiarę? Nadzieję? Tylko w co? No, właśnie. Ta powieść jest uniwersalna, każdy może ją zinterpretować jak chce.
Uwielbiam ją. Kocham.

Kitty Logan popełniła poważny błąd - jako dziennikarka sławnego programu „Trzydzieści minut”, napisała artykuł i przedstawiła go dla pół miliona ludzi o Colinie Maguire (niegdyś nauczyciel wf-u i jeden z ulubionych wychowawców) o molestowanie dwóch dziewczyn, która jedna z nich miała dziecko... lecz okazało się to całkowitą bzdurą. Została wyrzucona z programu, jej życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , ,

Niezwykle ciekawa historia, humor i fantastyka... coś, co lubię!


Sonea została Czarnym Magiem, a jej syn, Lorkin, przysparzający w przeszłości (jako nowicjusz) kłopotów, wyrusza, wbrew woli matki, do Sachaki razem z Ambasadorem Dannylem (podoba mi się to imię). Młody mag zostaje jego asystentem. Ich celem jest poszukiwanie i uzupełnianie luk w historii Kyralii oraz poznanie nieznanej im magii, jak nazwali „białej magii”.

Niestety, po jakimś czasie Lorkin zostaje przyłapany z kobietą-służącą w łóżku - chociaż przez długi czas nie chciał tego robić - która chce zabić go specjalną metodą, dostępną jedynie dla kobiet, tak zwanej „śmierci kochanków”. Uniemożliwia jej tego inna służąca. Okazuje się, że Tyvara, ta kobieta, która go uratowała, złamała zakaz i oboje są zagrożeni: ona, bo zabiła Zdrajczynię, którą także jest oraz on, ponieważ inni Zdrajcy, jedna grupa, oczekuje jego śmierci, ponieważ jego rodzice zabili kilku Sachakan. Dwudziestolatek postanawia wyruszyć razem z nią do Azylu, żeby oczyścić ją z kilku zarzutów.

W Kyralii natomiast interes kwitnie... gnilem, nilem lub też po prostu narkotykiem. Pochłania go każdy: ludzie ze slumsów, Złodzieje, a nawet magowie i nowicjusze. Kto to rozpoczął? Czy jest szansa, że gnil zostanie zakazany i przestaną nim handlować? Sonea zajmuje się tym, ponieważ do jej lecznicy przychodzą ludzie z poważnym uzależnieniem.

Dodatkowo jest jeszcze coś... ktoś morduje Złodziei. Nieszczęście spotkało także Cery'iego, przyjaciela Sonei, który zastał w swojej kryjówce zamordowaną rodzinę. Targany żalem i rozpaczą postanawia zdemaskować i zemścić się na Łowcy Złodziei. Jednak kto nim może być? Razem z zaufanym przyjacielem i ochroniarzem, Golem, oraz z jedyną córką, Anyi, która także go chroni, aby zapewnić jej bezpieczeństwo, poszukuje go... lub ją. Okazuje się, że ma poważny problem, ponieważ w Imardinie żyją dzicy, ludzie z talentem magicznym, którzy nie należą do Gildii. Jest ich dwie... a może i więcej? Sonea i Regin, którego ona nie znosiła w czasie studiów, a także Rothen pomagają Złodziejowi.

Czy Lorkin zdoła dojść do Azylu, cały i zdrowy? Czy Tyvara zostanie skazana na egzekucję za zamordowanie Zdrajczyni? Czy Sonea znajdzie sposób na gnil i wyleczenie poszkodowanych? Czy Cery znajdzie sprawcę zabójstwa rodziny? Kto za tym stoi?

Niezwykle ciekawa historia, humor i fantastyka... coś, co lubię!


Sonea została Czarnym Magiem, a jej syn, Lorkin, przysparzający w przeszłości (jako nowicjusz) kłopotów, wyrusza, wbrew woli matki, do Sachaki razem z Ambasadorem Dannylem (podoba mi się to imię). Młody mag zostaje jego asystentem. Ich celem jest poszukiwanie i uzupełnianie luk w historii Kyralii oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Czytałam tą książkę troszkę sceptycznie. Na początku troszkę nudziłam się, jakieś igraszki tam występowały, itp. Dopiero rozkręciłam się w połowie, a już na dobre, gdy Violette, Jeremy i Barth weszli do Wieży Eiffla nieproszeni jako szukający aktorki do filmu, oszukując przy tym troszkę głupiutką Fifties. Już wtedy czułam, że będzie zabawnie. Koniec rozdziału rozbawił mnie, prawie do łez i przez to MUSIAŁAM przeczytać do końca. Udało się.
Bardzo fajna książka. Przyjemnie się czyta i nie żałuję, że rozpoczęłam przygodę z Oskarem. Polecam. :)

Czytałam tą książkę troszkę sceptycznie. Na początku troszkę nudziłam się, jakieś igraszki tam występowały, itp. Dopiero rozkręciłam się w połowie, a już na dobre, gdy Violette, Jeremy i Barth weszli do Wieży Eiffla nieproszeni jako szukający aktorki do filmu, oszukując przy tym troszkę głupiutką Fifties. Już wtedy czułam, że będzie zabawnie. Koniec rozdziału rozbawił mnie,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Tej książki nigdy nie zapomnę. To dzięki niej moją pasją jest pisanie. To dzięki tej książce doszłam do wniosku, że warto pisać, że to coś wspaniałego.
Właściwie mogłam dojść do tego, czytając inną powieść, ale to na nią wypadło. :)

Tej książki nigdy nie zapomnę. To dzięki niej moją pasją jest pisanie. To dzięki tej książce doszłam do wniosku, że warto pisać, że to coś wspaniałego.
Właściwie mogłam dojść do tego, czytając inną powieść, ale to na nią wypadło. :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , ,

Ta powieść wycisnęła mi łzy pod koniec. Boże, jak ja płakałam... Dwa słowa: to piękne. Jedynie to mogę napisać.

Ta powieść wycisnęła mi łzy pod koniec. Boże, jak ja płakałam... Dwa słowa: to piękne. Jedynie to mogę napisać.

Pokaż mimo to

Okładka książki Martynka jest chora Gilbert Delahaye, Marcel Marlier
Ocena 7,3
Martynka jest ... Gilbert Delahaye, M...

Na półkach: , , , ,

Cudowna książka z dzieciństwa...

Cudowna książka z dzieciństwa...

Pokaż mimo to