Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nawet małe dziecko wie, że jak się planuje jakiś występek, trza to robić w rękawiczkach. No chyba, że ktoś bardzo chce zostawić swoje odciski palców i zaprosić do domu osoby w mundurach. I nie chodzi mi o pracowników poczty bynajmniej.

A kiedyś to złoczyńcy mieli klawe życie. Napadali, rabowali i zabijali a o ślady nikt się nie martwił. Wystarczyło, że świadek powiedział: "panie... to nie on. To ten drugi", po czym ręką wskazywał na boga ducha winnego człowieka. A policjant podrapawszy się w głowę stwierdzał, że faktycznie mogło tak być i cyk, prawy obywatel lądował w więzieniu.

A jak taki mąż np. chciał żonę wymienić na nowszy model? Nic prostszego! Wystarczyło podać truciznę i poczekać aż zejdzie z tego łez padołu. Później wezwać medyka i wycisnąwszy ze 3 łzy z oka ponarzekać, że tak się źle biedactwo ostatnio czuło. I lekarz wpisywał w akt zgonu naturalną przyczynę śmierci.

Tych przykładów można by wymienić tyle, że limit znaków by się wyczerpał. Bo i wyobraźnia ludzka nie zna granic w wymyślaniu sposobów na pozbycie się bliźniego.
Na całe szczęście mądre głowy jęły interesować się śladami biologicznymi, traseologią, toksykologią i innymi dziedzinami nauki o takich nazwach, że aż się boję o nich pisać w obawie, że kogoś mogę obrazić.

Autor wprowadza nas w świat odkryć ale nade wszystko walki, którą naukowcy musieli toczyć z uprzedzeniami i strachem przed nowym. Bo kto to widział, żeby stosować jakieś szarlatańskie wynalazki? Ileż doświadczeń trzeba było wykonać żeby udowodnić tezę to głowa mała. Ale dzięki temu każdy może sobie zbadać grupę krwi czy tam porównać DNA w razie potrzeby. No i rękawiczki trzeba zakładać. ;)

Nawet małe dziecko wie, że jak się planuje jakiś występek, trza to robić w rękawiczkach. No chyba, że ktoś bardzo chce zostawić swoje odciski palców i zaprosić do domu osoby w mundurach. I nie chodzi mi o pracowników poczty bynajmniej.

A kiedyś to złoczyńcy mieli klawe życie. Napadali, rabowali i zabijali a o ślady nikt się nie martwił. Wystarczyło, że świadek ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Komisarz "Trupia czaszka" powraca. Nie jest to jednak powrót z przytupem a jedynie z nieśmiałym szurnięciem. Jakiś ten Zakrzewski się ugrzeczniony zrobił. Wcześniej niczym James Bond wyrywał wszystkie panny w zasięgu wzroku, pijał alkohol w dużych ilościach i nawet kaca nie musiał leczyć. Teraz wraca spokojnie do domu, pilnuje języka i zastanawia się, czy aby na pewno pogoda jest odpowiednia do jazdy motocyklem. Serio? Ja wiem, że ludziom w okolicy czterdziestki włącza się slow motion, ale to jest postać fikcyjna! Wolałam tego zdecydowanego, pewnego siebie i błyskotliwego Marcina. Ten to taki trochę wujek z wesela - tylko mu wąsa brakuje.
Jedno w Zakrzewskim zostało po staremu - przyciąganie problemów. Tym razem dorobił się Anioła Stróża. Takiego, co to broni i eliminuje wszystkie problemy. A, że najczęściej problematyczni bywają ludzie, to ich się pozbywa. Pierwszym do odstrzału (dosłownie) jest Parol, który nieco w życiu komisarza namieszał. I, jak się okazuje namiesza jeszcze trochę. I to zza grobu! Bo i tym razem rozwiązanie całej zagadki tkwi w przeszłości. Będzie budowanie napięcia, zwroty akcji i cały wachlarz emocji towarzyszący śledczym. Czyli to, w co autor potrafi doskonale. Bo to naprawdę fajna książka jest. I nawet jeśli p. Gorzka postanowi, że w kolejnym tomie Zakrzewski dozna objawienia i zamieszka w klasztorze, to też będę czytać. Tak się chyba zachowują psychofani. ;)

Komisarz "Trupia czaszka" powraca. Nie jest to jednak powrót z przytupem a jedynie z nieśmiałym szurnięciem. Jakiś ten Zakrzewski się ugrzeczniony zrobił. Wcześniej niczym James Bond wyrywał wszystkie panny w zasięgu wzroku, pijał alkohol w dużych ilościach i nawet kaca nie musiał leczyć. Teraz wraca spokojnie do domu, pilnuje języka i zastanawia się, czy aby na pewno ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cierpię na bardzo wkurzającą przypadłość, która nie pozwala mi porzucić książki. Muszę doczytać do końca i już. Niestety... Ile bym dała, żeby tę lekturę przerwać już po pierwszym rozdziale... Wydaje mi się, że czegoś równie złego nie zdarzyło mi się jeszcze przeczytać. Próbowałam doszukać się jakichś pozytywów, ale nie podołałam pomimo szczerych chęci. Gdyby porównać do czegoś "Ostatnie życzenie" to byłby to jeden z seriali paradokumentalnych typu "Trudne sprawy". Dialogi sztywne jak mokre kalesony wystawione na mróz. Na uwagę zasługuje fakt, iż autor używa słów, których znaczenia chyba nie rozumie. Bo jak wytłumaczyć to, że "dom zbliżał się diametralnie" czy "obgadywanie za plecami było dziecinną jatką"? Takich smaczków jest więcej. Bo pani pielęgniarka prosi głównego bohatera o "okazanie godności", (co jak się okazuje było wylegitymowaniem się), "para swobodnie sunie ku nozdrzom" a żona podchodząc do męża "zatapia głowę w jego klatce piersiowej".
Można odnieść wrażenie, że książka była tłumaczona z innego języka przez pierwszy z brzegu internetowy translator, bo nie wierzę, że ktoś może coś takiego napisać z własnej, nieprzymuszonej woli. Istnieje też możliwość, że autor ma duże zaufanie do wydawnictwa, ale korektor akurat w tym terminie postanowił wyjechać do Chin i wtopić się w tłum.
Polecam jako grę towarzyską - kto znajdzie więcej błędów leksykalnych wygrywa.

Cierpię na bardzo wkurzającą przypadłość, która nie pozwala mi porzucić książki. Muszę doczytać do końca i już. Niestety... Ile bym dała, żeby tę lekturę przerwać już po pierwszym rozdziale... Wydaje mi się, że czegoś równie złego nie zdarzyło mi się jeszcze przeczytać. Próbowałam doszukać się jakichś pozytywów, ale nie podołałam pomimo szczerych chęci. Gdyby porównać do...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos Artur Nowak, Małgorzata Szewczyk-Nowak
Ocena 7,0
Żeby nie było ... Artur Nowak, Małgor...

Na półkach: ,

Książka porusza ważny i kontrowersyjny temat, jakim jest pedofilia w kościele. Podzielono ją na 3 części: wspomnienia ofiar, wypowiedzi ekspertów oraz podsumowanie autorów. Niby wszystko gra, ale odczuwam lekkie zgrzyty. Po przeczytaniu wydaje mi się, że ci tzw. "specjaliści od pedofilii" mają znacznie więcej do powiedzenia niż osoby pokrzywdzone. I nie bynajmniej dlatego, że te drugie nie chcą rozmawiać. Nie! Rozmowy choć wstrząsające są prowadzone w jakiś dziwny sposób. Jakby pytania były odczytywane z kartki i nic, co wychodzi poza ramy scenariusza nie jest mile widziane. Odniosłam wrażenie, głównym tematem było wyjaśnienie roli fundacji, która pomaga poszkodowanym a nie ich realna krzywda.
Bo czy książka, która już w tytule oddaje ofiarom głos nie powinna się skupić stricte na nich?

Książka porusza ważny i kontrowersyjny temat, jakim jest pedofilia w kościele. Podzielono ją na 3 części: wspomnienia ofiar, wypowiedzi ekspertów oraz podsumowanie autorów. Niby wszystko gra, ale odczuwam lekkie zgrzyty. Po przeczytaniu wydaje mi się, że ci tzw. "specjaliści od pedofilii" mają znacznie więcej do powiedzenia niż osoby pokrzywdzone. I nie bynajmniej dlatego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autor odbył długo wyczekiwaną podróż do Ziemi Świętej. Opisał swój pobyt i szczerze mówiąc obawiałam się, że będzie to książka moralizatorska, ewangelizująca i bardzo uduchowiona. Na szczęście okazuje się, że Eric Emmanuel Schmitt ma bardzo fajne podejście do swojej wiary. Jako człowiek, który doświadczył nawrócenia, nie epatuje swoją religijnością. Nie namawia nas do modlitwy i nie podkreśla na każdym kroku jak bardzo jest pobożny.
Dopuszcza nas do swoich przeżyć, jednak kiedy, ktoś wspomina o "syndromie jerozolimskim" -zaburzeniu, które u części turystów wywołuje urojenia z pokorą mówi, że z pewnością to jego przypadek.

Jerozolima jako miejsce ważne dla 3 monoteistycznych religii dla wielu jest podróżą życia. My widzimy ją oczami autora: brzydką, skomercjalizowaną i niekoniecznie liczącą się z duchowymi przeżyciami pielgrzymów. Ważne, żeby sprzedać kolejną figurkę sprowadzoną z Chin.
Jest też w książce aspekt duchowy - przeżycia, myśli i sny autora. Dzieli się tym z czytelnikami tak subtelnie, że nawet ktoś, kto jest daleko od kościoła będzie ukontentowany.

Autor odbył długo wyczekiwaną podróż do Ziemi Świętej. Opisał swój pobyt i szczerze mówiąc obawiałam się, że będzie to książka moralizatorska, ewangelizująca i bardzo uduchowiona. Na szczęście okazuje się, że Eric Emmanuel Schmitt ma bardzo fajne podejście do swojej wiary. Jako człowiek, który doświadczył nawrócenia, nie epatuje swoją religijnością. Nie namawia nas do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka to opowieść o życiu. Opowiedziana a raczej wyszeptana przez Błażeja, który jest a jakby go nie było. Zamknięty wewnątrz siebie mieszka z bratem i jego żoną w budynku starego dworca. Siedzi pod palmą i obserwuje codzienność. Zabiera nas w podróż do przeszłości, pokazując dawne życie - matkę wypruwającą sobie żyły i ojca, po którym zostały tylko widokówki za szybą meblościanki. "Głupszy brat" milcząc, przemawia całym sobą. Pokazuje, jak ulotne jest życie. To, co wczoraj miało wielką wartość, dziś jest jedynie gnijącą zawartością jelit. A i nią zachwycą się ludzie jeśli dobrze zostanie zaprezentowana. Błażej wie, że życie jest ulotne i wie również, że nie ma na to wpływu. Pogodził się z tym, bo w końcu jest "tylko Błażejem".

Książka to opowieść o życiu. Opowiedziana a raczej wyszeptana przez Błażeja, który jest a jakby go nie było. Zamknięty wewnątrz siebie mieszka z bratem i jego żoną w budynku starego dworca. Siedzi pod palmą i obserwuje codzienność. Zabiera nas w podróż do przeszłości, pokazując dawne życie - matkę wypruwającą sobie żyły i ojca, po którym zostały tylko widokówki za szybą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy przeczytałam gdzieś, że autor "Doliny szpiegów" jest porównywany do Ludluma czy Folletta, zaśmiałam się półgębkiem i pomyślałam: "taaaa... z pewnością". Zaczytywałam się ich książkami i byłam przekonana, że nikt już tak nie pisze. No właśnie - byłam. Bo już nie jestem.
Jakaż ta książka jest dobra! Samo nazwanie głównego bohatera von Wedel jest puszczeniem oka przez autora. Bo gdzie ktoś, kto kojarzy się z czekoladą (przynamniej mi) nadaje się na agenta wywiadu? No gdzie? A jednak okazuje się, że ta czekolada nie jest mleczna i słodka. Ta ma charakter! To jak dodatek chili, które powoduje przyspieszenie krążenia i wyostrza smak. Gdyby Carl von Wedel współpracował z Klossem, wojna by trwała znacznie krócej. Ba! Może nawet by nie wybuchła! Bo obaj panowie są ulepieni z tej samej gliny. Obaj czarujący i piekielnie skuteczni.
Chciałabym dozować sobie przyjemność czytania i podelektować się atmosferą książki, ale akcje są tak skonstruowane, że się nie da. Czuje się wewnętrzny przymus, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej.
I wydawać by się mogło, że pod koniec akcja zwolni. A skąd! do ostatniej strony coś się dzieje. Obawiam się, że jeśli pan Michniewicz będzie pisał dalej, rzucę spanie. Albo ograniczę. W końcu Napoleon też sypiał po 3 godziny i dawał radę.

Kiedy przeczytałam gdzieś, że autor "Doliny szpiegów" jest porównywany do Ludluma czy Folletta, zaśmiałam się półgębkiem i pomyślałam: "taaaa... z pewnością". Zaczytywałam się ich książkami i byłam przekonana, że nikt już tak nie pisze. No właśnie - byłam. Bo już nie jestem.
Jakaż ta książka jest dobra! Samo nazwanie głównego bohatera von Wedel jest puszczeniem oka przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady, mówili... Będzie fajnie, mówili...By choć słowem wspomnieli, że ukrywa się tam Igor Brudny, natentychmiast bym spakowana była. Pieszo bym w ramach trekkingu doszła. Noż przecież dwa lata łzy wylewam, tęsknie w księgarniane witryny spozieram i próbuję być spokojna niczym ten kwiat lotosu głaskany wiatrem. I cóż się okazuje? Pan Brudny się w górach zadekował! By przynajmniej jakiś cynk dał, że "zara bede" czy cóś. Ale nie... Nieładnie, oj nieładnie...

Trzeba przyznać, że miejsce sobie cudne znalazł, skubany. Takie, gdzie ptaki i sarny na wyciągnięcie ręki a po Jamesona trza się do wiejskiego sklepu kopsnąć. I byłby tak ex-komisarz dziczał w tej głuszy gdyby nie to, że sprawa do rozwiązania jest. KRYMINALNA!
I bardzo dobrze, bo do takich historii z drugim a nawet trzecim dnem trzeba fachowca. Bo nie jest łatwo szybko zgadnąć, kto robi za łotra. Szczwany jest niezmiernie i długo nie ujawnia swoich prawdziwych zamiarów. Ale nie z Brudnym takie numery! By chłop wcześniej research dobry zrobił, to sam by się w ręce sprawiedliwości oddał miast z osławionym komisarzem walczyć. Tym bardziej, że do ukrycia jest wiele...

Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady, mówili... Będzie fajnie, mówili...By choć słowem wspomnieli, że ukrywa się tam Igor Brudny, natentychmiast bym spakowana była. Pieszo bym w ramach trekkingu doszła. Noż przecież dwa lata łzy wylewam, tęsknie w księgarniane witryny spozieram i próbuję być spokojna niczym ten kwiat lotosu głaskany wiatrem. I cóż się okazuje? Pan Brudny się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zawsze po przeczytaniu książki spoglądam sobie na notkę o autorze. O p. Ludwiku (swoją drogą fajne imię) przeczytałam, że jest introwertykiem. I było to pierwsze ze słów, które go określały. Od razu pomyślałam, że świetnie, bo nie będzie tracił czasu na jakieś pitu-pitu, tylko przejdzie od razu do konkretów. I co? Miałam rację! Przy okazji mam wrażenie, że prokurator Grab, czyli główny bohater, jest ulepiony na wzór swojego stwórcy. Ale to tylko moje gdybanie.

Jak kryminał, to i zwłoki być muszą. I to nawet niejedne, ale o tym na razie ciiii... No!
Młodzież w imprezowych nastrojach znajduje na polanie pakunek, a w nim, zamiast prezentu odkrywają najprawdziwsze zwłoki. Martwe na amen! W związku z tym wydarzeniem formuje się grupa, która ma za zadanie wyśledzić kto jest czarnym charakterem. I kto pogrywa z organami ścigania, jakby jutra miało nie być. Do pierwszej ofiary dołącza następna i następna... I wszystkie łączy COŚ. Zespół bierze się ostro do działania, a jego członkowie robią to na różne, nie zawsze konwencjonalne sposoby. Ten zły też pogrywa sobie, niczym Jackie Chan w szczytowej formie. Uderza, robi unik a następnie rozmywa się we mgle. I do końca nie wiadomo kim jest.
Czy zostanie złapany? Jakie są jego pobudki? Tego się dowiecie po przeczytaniu. A zakończenie wcale nie będzie proste ani łatwe. Ba! Nawet przyjemne nie będzie.
Takimi to atrakcjami raczy nas lektura. I jak nie przeczytać, ja się pytam. No jak?

Zawsze po przeczytaniu książki spoglądam sobie na notkę o autorze. O p. Ludwiku (swoją drogą fajne imię) przeczytałam, że jest introwertykiem. I było to pierwsze ze słów, które go określały. Od razu pomyślałam, że świetnie, bo nie będzie tracił czasu na jakieś pitu-pitu, tylko przejdzie od razu do konkretów. I co? Miałam rację! Przy okazji mam wrażenie, że prokurator Grab,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Diabelska góra Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,4
Diabelska góra Lincoln Child, Doug...

Na półkach: ,

Będąc dzieckiem fascynowałam się archeologią. Do tego stopnia, że zaczytywałam się w literaturze, niekoniecznie przeznaczonej dla dzieci, a traktującej o klątwach i takich tam różnych smaczkach. Nieco później pojawił się serial "Z archiwum X", który zawładnął mym sercem. Zresztą... niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie gnał na złamanie karku do domu, żeby obejrzeć kolejny odcinek.

I oto dziś wypuszczam z objęć książkę, która łączy wykopaliska z pozaziemską cywilizacją a doprawiona jest sprawą kryminalną. W pierwszej chwili pomyślałam: "UFO? Phi! O zielonych ludzikach będę czytać?"
Ale kiedy zaczęłam się wgryzać w lekturę, przed oczami stanęli mi znowu Mulder i Scully. Pojawiła się ta sama ekscytacja, co niegdyś. Znowu mogłam widzieć (oczyma wyobraźni, żeby nie było wątpliwości) jak archeolodzy delikatną pracą pędzelka odkrywają kolejne warstwy ziemi a znaleziska niekoniecznie są tym, czego szukali.
I może nie jest to książka, która dostanie milion nagród w różnego rodzaju plebiscytach, ale uważam, że jest fajna.
Tak zwyczajnie.

Będąc dzieckiem fascynowałam się archeologią. Do tego stopnia, że zaczytywałam się w literaturze, niekoniecznie przeznaczonej dla dzieci, a traktującej o klątwach i takich tam różnych smaczkach. Nieco później pojawił się serial "Z archiwum X", który zawładnął mym sercem. Zresztą... niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie gnał na złamanie karku do domu, żeby obejrzeć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam duży problem z tą książką. Bo z jednej strony jest w niej wszystko, co lubię: szpiedzy, zaginione artefakty i międzynarodowe towarzystwo. Z drugiej jakoś to wszystko się nie klei. Czytając ma się wrażenie, że siedzi się na karuzeli. Czujesz ekscytację czekającą Cię przygodą, widzisz z góry twarze ludzi oraz napawasz się pięknymi widokami, które pojawiają się przy wznoszeniu. Kiedy jednak zaczynasz się kręcić, obraz się rozmywa. Nie jesteś w stanie rozróżnić twarzy poszczególnych osób a krajobraz staje się jedną kolorową linią. Skąd takie odczucie? Ano stąd, że "Ostatni azyl" jest jak dla mnie powieścią o zbyt wielu wątkach. Mnogość bohaterów sprawia, że łatwo jest zagubić się w gąszczu intryg i tego, o co tak naprawdę "biega". Ale to moje prywatne zdanie. Może dla kogoś innego poznanie tak wielu bohaterów w jednej powieści będzie właśnie tym, czego szukał. Tym bardziej, że okoliczności przyrody opisywane w lekturze są bajeczne, żeby nie powiedzieć rajskie.

Mam duży problem z tą książką. Bo z jednej strony jest w niej wszystko, co lubię: szpiedzy, zaginione artefakty i międzynarodowe towarzystwo. Z drugiej jakoś to wszystko się nie klei. Czytając ma się wrażenie, że siedzi się na karuzeli. Czujesz ekscytację czekającą Cię przygodą, widzisz z góry twarze ludzi oraz napawasz się pięknymi widokami, które pojawiają się przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po raz pierwszy miałam przyjemność przeczytać coś p. Janiszewskiej. Tak, przyjemność! Bo inaczej nie można tego nazwać.
Autorka przenosi nas do Sinic - niewielkiej miejscowości na Podlasiu, gdzie rodzice zgłaszają zaginięcie swojej nastoletniej córki. Miejscowa policja rozpoczyna śledztwo. Okazuje się, że w miejscu, gdzie ludzie najbardziej boją się opinii sąsiadów, każdy ma swoje tajemnice. Sekrety, których nie znają nawet najbliżsi.

Wielokrotnie można usłyszeć, że jakaś książka "wciąga". Ta istotnie to robi. Czytając wpadamy w tunel, który pochłania cały czas i uwagę. Odciąga od codziennych zajęć i osadza się głęboko w umyśle, nie pozwalając aby cokolwiek innego zajęło jej miejsce.
To książka, z cyklu "przeczytam jeszcze tylko jeden rozdział" po czym okazuje się, że za oknem nastał świt a Wy zastanawiacie się, jak to możliwe.

Po raz pierwszy miałam przyjemność przeczytać coś p. Janiszewskiej. Tak, przyjemność! Bo inaczej nie można tego nazwać.
Autorka przenosi nas do Sinic - niewielkiej miejscowości na Podlasiu, gdzie rodzice zgłaszają zaginięcie swojej nastoletniej córki. Miejscowa policja rozpoczyna śledztwo. Okazuje się, że w miejscu, gdzie ludzie najbardziej boją się opinii sąsiadów, każdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się wiele po tej książce. Bo czymże zaskoczyć może historia pomocy domowej, która zamieszkuje w domu bogatych państwa z których jedno jest niezrównoważone?
Czytając okładkowy "zachęcacz" odkładałam lekturę z dnia na dzień. Aż w końcu nadszedł jej czas. Zaczęłam czytać i się zdziwiłam. Delikatnie mówiąc. To tak, jakby ktoś patrząc na p. Makłowicza z góry uznał, że niczego dobrego nie można się po nim spodziewać. Bo "Pomoc domowa" jest właśnie jak pan Robert - zaskakująca, intrygująca i pełna niespodzianek. Potrafi stworzyć ciekawy klimat i tak pokierować narracją, że kapcie spadają z nóg. Czy tam lacie, jak kto z innej części Polski jest.
Gdyby autorka byłą Polką, już bym pisała do ministerstwa kultury, żeby wpisać ja na listę dóbr narodowych.
Bo to zaiste wielka sztuka, żeby z banalnej na pozór historii utkać tak doskonałą opowieść. Ze zwrotem akcji, którego się zupełnie nie spodziewałam. I dzięki któremu zarwałam noc. Bo jak to przerwać lekturę w pół zdania? No jak?

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się wiele po tej książce. Bo czymże zaskoczyć może historia pomocy domowej, która zamieszkuje w domu bogatych państwa z których jedno jest niezrównoważone?
Czytając okładkowy "zachęcacz" odkładałam lekturę z dnia na dzień. Aż w końcu nadszedł jej czas. Zaczęłam czytać i się zdziwiłam. Delikatnie mówiąc. To tak, jakby ktoś patrząc na p....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wielkokrotnie słyszałam, że na podstawie tej powieści nakręcono całkiem dobry film. Kiedy więc lektura wpadła mi w ręce, postanowiłam ją natentychmiast przeczytać. Tym bardziej, że miał to być thriller, a to jak wiadomo, tygryski lubią najbardziej.
Zaczęłam czytać i mniej więcej do połowy zastanawiałam się, czy obiecywanego w książce napięcia mam szukać w rozmowach, piciu dżinu czy też kupnie lodówki? Bo za cholerę akcja nie przypominała mi typowego dla thrillerów klimatu. Ot, grupa znajomych spędza miło czas na południu Europy. Brnęłam przez treść z pewnym znużeniem, bo ileż można czytać o wakacyjnych planach, doborze garderoby czy przechadzkach po mieście.
Na szczęście w pewnym momencie następuje zwrot akcji, co faktycznie zmienia nieco charakter snutej opowieści.

Autorka mocno skupia się na wewnętrznym życiu głównego bohatera. Na jego potrzebach, wyobrażeniach i lękach. A, że Tom Ripley do najbardziej stabilnych psychicznie nie należy, widzimy całą gamę zachowań, których z pewnością nie chcielibyśmy obserwować u innych ludzi. Zwłaszcza tych bliskich.
Nie wiem, czy to zamierzony skutek, ale po lekturze wiem, że nie lubie głównego bohatera i nie chciałabym, żeby kiedyś stanął mi na drodze. Bo z takimi typami mi nie po drodze

Wielkokrotnie słyszałam, że na podstawie tej powieści nakręcono całkiem dobry film. Kiedy więc lektura wpadła mi w ręce, postanowiłam ją natentychmiast przeczytać. Tym bardziej, że miał to być thriller, a to jak wiadomo, tygryski lubią najbardziej.
Zaczęłam czytać i mniej więcej do połowy zastanawiałam się, czy obiecywanego w książce napięcia mam szukać w rozmowach, piciu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książkami o dżentelmenie-włamywaczu zaczytywałam się będąc jeszcze dzierlatką. Biegałam do biblioteki, przynosiłam kolejne tomy i czytałam z wypiekami na twarzy. Po wielu latach powróciłam do lektury, chcąc przeżyć podobne uniesienia.

Bo Arsene Lupin to taki superman swoich czasów.
- Trzeba wyciągnąć brylanty z niedostępnego miejsca? Proszę bardzo
- wydostać się ze strzeżonego więzienia? Potrzymaj mi piwo
- oczarować towarzystwo? Ach, tylko poprawię melonik...

I jak przejść obojętnie wobec takiego uroku i dobrego wychowania? No po prostu się nie da!
Ale niestety po latach karmienia się opowieściami o innych supergościach (niekoniecznie w krótkich gaciach i z peleryną) muszę ze smutkiem przyznać, że blask sławnego włamywacza nieco przygasł. Ale nic to! Pewnie sięgnę po kolejne tomy, bo taka lektura jest wyśmienita do miłego spędzenia czasu.

Książkami o dżentelmenie-włamywaczu zaczytywałam się będąc jeszcze dzierlatką. Biegałam do biblioteki, przynosiłam kolejne tomy i czytałam z wypiekami na twarzy. Po wielu latach powróciłam do lektury, chcąc przeżyć podobne uniesienia.

Bo Arsene Lupin to taki superman swoich czasów.
- Trzeba wyciągnąć brylanty z niedostępnego miejsca? Proszę bardzo
- wydostać się ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wrocław w końcówce lat 90. nie różnił się niczym od innych polskich miast. Jeżdżące ulicami polonezy ( z debiutującym wówczas polonezem Atu - istnym majstersztykiem inżynierii), opary papierosowego dymu i wolność, którą jeszcze się zachłystywaliśmy. Pomimo tak widocznych przemian, były miejsca, gdzie lepiej samemu się nie zapuszczać. I to właśnie w jednym z nich znalezione zostają zwłoki. A denatem nie jest byle kto. To jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów. Taki, który nie schodzi z pierwszych stron gazet. U śledczych następuje dysonans poznawczy. Bo skąd w lepiącej się od brudu i cuchnącej ludzkimi wydzielinami melinie znalazł się ktoś taki?

Zanim technicy policyjni zdążyli ogarnąć miejsce zbrodni, już w pobliskim pustostanie zostają odnalezione zwęglone szczątki nieletniego, czyli tytułowego Nielata. Okazuje się, że obie ofiary łączy bardzo dużo.

Do sprawy przydzielony zostaje komisarz Andrzej Nawrocki, zwany chartem. Wraz z grupą śledczych zanurza się w śledztwo, którego efekty wyciągają na światło dzienne głęboko skrywane wynaturzenia ludzkie. Powoli idziemy drogą, która doprowadziła do śmierci dwóch osób.

Autor równolegle z postępami akcji pokazuje nam życie nastolatka, który miał nieszczęście urodzić się w złej rodzinie. Widzimy nieudolnie działającą pomoc społeczną, znieczulicę
i następstwa wieloletnich zaniedbań.
Najbardziej wstrząsające jest zakończenie. Nie tego się spodziewałam! I choć wiem, że to tylko fikcja literacka, ciężko przyjąć do świadomości taką podłość.

Wrocław w końcówce lat 90. nie różnił się niczym od innych polskich miast. Jeżdżące ulicami polonezy ( z debiutującym wówczas polonezem Atu - istnym majstersztykiem inżynierii), opary papierosowego dymu i wolność, którą jeszcze się zachłystywaliśmy. Pomimo tak widocznych przemian, były miejsca, gdzie lepiej samemu się nie zapuszczać. I to właśnie w jednym z nich znalezione...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W Londynie przypadkowi przechodnie odnajdują ludzkie szczątki. Początkowo wydaje się, że ofiara jest jedna, jednak bardzo szybko okazuje się, że rozrzucone po mieście części ciała należą do 2 osób. Kiedy na ich okaleczonych członkach śledczy odkrywają tajemnicze symbole, sprawa zaczyna być intrygująca. Takimi znakami naznaczał swoje ofiary Peter Olivier, ale on odbywa karę dożywocia. I nic nie wskazuje na to, że w ostatnim czasie opuszczał więzienne mury. Sprawą zajmuje się komisarz Henley, która przyczyniła się do złapania Oliviera. Ma nawet pamiątkę po tym wydarzeniu w postaci blizny na brzuchu... Rozpoczyna się walka z czasem, bo do zidentyfikowanych już ofiar dołączają kolejne. Rodzi się pytanie, czy w mieście pojawił się naśladowca? A może to Peter nie dział sam a teraz jego wspólnik kontynuuje dzieło? W odpowiedziach na te pytania może pomóc wizyta w więzieniu. Ale czy Henley jest gotowa na spotkanie z osobą, która ją okaleczyła? I czy Olivier będzie skory do pomocy? Pytań jest tak dużo a czas płynie. Tik, tak, tik, tak...

W Londynie przypadkowi przechodnie odnajdują ludzkie szczątki. Początkowo wydaje się, że ofiara jest jedna, jednak bardzo szybko okazuje się, że rozrzucone po mieście części ciała należą do 2 osób. Kiedy na ich okaleczonych członkach śledczy odkrywają tajemnicze symbole, sprawa zaczyna być intrygująca. Takimi znakami naznaczał swoje ofiary Peter Olivier, ale on odbywa karę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy w jeleniogórskim lesie odnalezione zostają zwłoki, opinia publiczna jest zszokowana. Tym bardziej, że ofiarami są dwie dziewczynki, które nie dość, że zostały wykorzystane seksualnie, to jeszcze okaleczono je po śmierci poprzez dekapitację.
Tak wygląda początek książki. Mam wrażenie, że autorka wzięła sobie do serca słowa Hitchcocka, że akcja musi zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma rosnąć. I tak się mniej więcej dzieje, bo okazuje się, że martwe dziewczynki nie są jedynymi ofiarami a na terenie Jeleniej Góry działa zorganizowana grupa przestępcza. Śledztwo prowadzi Olga Balicka wraz z przybyłym z Warszawy Kornelem. Odkrywają fakty, które są bardzo niewygodne dla osób wpływowych. Okazuje się, że wiele owieczek to tak naprawdę wilki w przebraniu. Tylko jak ich zdemaskować? Komu ufać?
Śledczy podejmują niebezpieczną grę, ale czy wyjdą z niej cało..?

Kiedy w jeleniogórskim lesie odnalezione zostają zwłoki, opinia publiczna jest zszokowana. Tym bardziej, że ofiarami są dwie dziewczynki, które nie dość, że zostały wykorzystane seksualnie, to jeszcze okaleczono je po śmierci poprzez dekapitację.
Tak wygląda początek książki. Mam wrażenie, że autorka wzięła sobie do serca słowa Hitchcocka, że akcja musi zaczynać się od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po sprawie Postracha Gleba zostaje przeniesiona do Stalowej Woli. W zasadzie nie przeniesiona - ją zesłano! Tak to przynajmniej widzi policjantka. Bo cóż robić w mieście, gdzie największym problemem jest zjedzenie mięsa w piątek a policjanci własną piersią bronią papieskiego murala? Prowincjonalnym przestępcom też daleko do tych wielkomiejskich. Kiedy więc zostaje zabity jeden z bezdomnych, Gleba rzuca się na sprawę niczym Reksio na świąteczną szynkę. I okazuje się, że sprawa ma drugie dno. Bo ci, którzy mieszkają na ulicy kiedyś mieli normalne życie. Nawet, jeśli go nie pamiętają, jak Dziwisz - jeden z bohaterów, cierpiący na zaniki pamięci. Czasem jednak, przedzierając się przez alkoholowe opary i luki w pamięci przeszłość wraca. I nie zawsze jest miła niczym letni dzień na polanie. Czy bezdomni mają się czego obawiać? Na to pytanie odpowiedź musi znaleźć Gleba. I robi to w swój niepokorny sposób, nie spodziewając się, że rozwiązanie zagadki tak ją zaskoczy.

Po sprawie Postracha Gleba zostaje przeniesiona do Stalowej Woli. W zasadzie nie przeniesiona - ją zesłano! Tak to przynajmniej widzi policjantka. Bo cóż robić w mieście, gdzie największym problemem jest zjedzenie mięsa w piątek a policjanci własną piersią bronią papieskiego murala? Prowincjonalnym przestępcom też daleko do tych wielkomiejskich. Kiedy więc zostaje zabity...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy podczas wojny możliwa jest miłość? Jak przeżyć, kiedy wokół oszalał świat a głód nie pozwala zasnąć?
Odpowiedź na te niełatwe pytania znajdziemy w "Słowiku".

W przededniu opanowania Francji przez wojska niemieckie poznajemy dwie siostry. Jedna z nich to Vianne - matka, żona i przyjaciółka. Druga, Isabelle to zupełne jej przeciwieństwo. Zbuntowana trzpiotka, która jest wydalana z każdej szkoły, do której wysyła ją ojciec. Siostry mają ciężkie relacje, ale ze względu na nasilone działania wojenne, zamieszkują razem. Nie jest jednak łatwo mieszkać pod jednym dachem z kimś, kto ma zupełnie inne priorytety. Konflikt się nasila, kiedy w domu Vianne zakwaterowany zostaje niemiecki oficer.

Autorka pokazuje nam straszny świat. Taki, w którym głód zabija godność. Gdzie sąsiad sąsiadowi wilkiem. Ale też i taki, gdzie ludzie narażają swoje własne życie, żeby pomóc innym. Obie siostry pomagają w zupełnie inny sposób. Isabelle z rozmachem, głośno i na dużą skalę, Vianne lokalnie i po cichu. Przy tym wszystkim przeżywają straty i upokorzenia. Zima wydziera z ich ciał ciepło zaś głód jest stałym elementem dnia. Strach miesza się z radością, drobiazgi urastają do rangi wydarzeń. I niewiarygodnym wydaje się fakt, że w imię ideologii człowiek człowiekowi potrafi zgotować piekło.

"Słowik" to książka o emocjach. Nie zawsze łatwych i nie zawsze zauważalnych. O tym, że warto być człowiekiem. I o tym, że nie zawsze wiemy o bliskich wszystko. Czasem mogą nas zaskoczyć.

Czy podczas wojny możliwa jest miłość? Jak przeżyć, kiedy wokół oszalał świat a głód nie pozwala zasnąć?
Odpowiedź na te niełatwe pytania znajdziemy w "Słowiku".

W przededniu opanowania Francji przez wojska niemieckie poznajemy dwie siostry. Jedna z nich to Vianne - matka, żona i przyjaciółka. Druga, Isabelle to zupełne jej przeciwieństwo. Zbuntowana trzpiotka, która...

więcej Pokaż mimo to