-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
-
ArtykułyBracia Grimm w Poznaniu. Rozmawiamy z autorkami najważniejszego literackiego odkrycia tego rokuKonrad Wrzesiński2
-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać5
Biblioteczka
2014-11-28
2014-11-27
Ciężko jest mi oceniać książkę, która jest idealna. Serio.
Rzadko się zdarza, aby jakaś powieść bądź seria zawładnęła moim sercem i umysłem na dłużej niż dwie godziny. Inaczej było w przypadku "Syna Neptuna", czyli drugiej części znanej na całym świecie serii
"Olimpijscy herosi" R. Riordana.
Owszem, skończyłam czytać tę książkę trzy dni temu, ale cały czas przyłapuję się na rozpamiętywaniu najciekawszych i najzabawniejszych momentów.
Ale od początku.
Książka rozpoczyna się w momencie, w którym Percy Jackson ( nasz stary przyjaciel z wszystkich poprzednich książek o rzymskich i greckich herosach) trafia do Obozu Jupiter, czyli jedynego miejsca, w którym rzymscy półbogowie są bezpieczni. Rzymscy. Nie greccy.
Percy utracił pamięć w wyniku knowań pewnej bogini, więc nie wie kim jest, nie pamięta swoich przyjaciół ani domu. W jego umyśle pozostało jedno, jedyne słowo...Annabeth.
Po jakimś czasie chłopak poznaje realia rzymskiego obozu ( który jest ukryty przed obozowiczami greckimi) i zaprzyjaźnia się z Hazel i Frankiem - sympatyczną dwójką, która wyraźnie ma się ku sobie..:)
Percy nie może długo nacieszyć się spokojem i bezpieczeństwem. Wraz z przyjaciółmi musi niezwłocznie wyruszyć w podróż na odległą Alaskę, aby uratować bardzo ważną dla każdego boga, herosa czy potwora postać. Po drodze na Percy'ego, Hazel i Franka czeka wiele niebezpieczeństw, ale też nieoczekiwanych zwrotów akcji i niespodziewanych spotkań. A, i jeszcze jedno.
Na podróż z San Francisco na Alaskę i z powrotem, a przy okazji uratowanie kogoś przyjaciele mają jedynie cztery dni. Czy im się uda? Tego już wam nie zdradzę, nie ma tak dobrze :)
Zakochałam się w tej książce, no. A zwłaszcza w Percy'm. To dziwne, bo w poprzednich częściach nie przypadał mi za bardzo do gustu, był taki zwykły, papierowy. A teraz... Od dziś do grona moich książkowych chłopaków dołącza i Percy.
Pozostali główni bohaterowie, tzn. Hazel i Frank zachwycili mnie w prawie takim samym stopniu jak Percy. Byli tacy prawdziwi, mieli swoje wady, problemy, nie byli "nadmuchani". Hazel, która ma dość interesującą przeszłość nie może odnaleźć się w teraźniejszości. Co dziwne, jej brat jest bohaterem, którego dobrze znają czytelnicy poprzednich części.
Frank natomiast jest niezdarny, zakompleksiony ale za to oddany i wierny. Poświęciłby swoje życie za przyjaciół, w tej ksiażce pokazał to kilkakrotnie.
Z każdą kolejną książką styl Riordana się widocznie polepsza. Zakochałam się w opisach, które pozwoliły mi na przeniesienie się niemal w 100% do herosowego świata. Wraz z Hazel przenosiłam się do lat 40, Frank zabrał mnie do domu swojej babci, a Percy walczył wraz ze mną z potworami. Czułam się prawdziwym półbogiem, z krwi i kości. Byłam częścią epickiego świata Riordana, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna.
Kocham , kocham, kocham.
Tyle.
Pełna wersja recenzji na blogu
i-am-ready-for-reading.blogspot.com
Ciężko jest mi oceniać książkę, która jest idealna. Serio.
Rzadko się zdarza, aby jakaś powieść bądź seria zawładnęła moim sercem i umysłem na dłużej niż dwie godziny. Inaczej było w przypadku "Syna Neptuna", czyli drugiej części znanej na całym świecie serii
"Olimpijscy herosi" R. Riordana.
Owszem, skończyłam czytać tę książkę trzy dni temu, ale cały czas przyłapuję...
Obserwując polskiego i amerykańskiego Booktube'a nie sposób nie natknąć się na rozentuzjazmowanych (ale trudne słowo) i zachwyconych "Akademią Wampirów" ludzi. Oczywiście z wypiekami na twarzy polecają, wręcz zmuszają oni do przeczytania tej serii każdego, kto dziwnym trafem jeszcze tego nie uczynił.
Mi jednak za bardzo się nie spieszyło. Owszem, naoglądałam się dziesiątek recenzji i filmów na temat twórczości Richelle Mead, dokładnie znałam bohaterów książki,ale nie sięgnęłam po lekturę. Miałam "na głowie" wiele innych pozycji, które w tamtym momencie wydawały mi się ciekawsze. Kiedy jednak zobaczyłam, że na blibliotecznej półce stoją sobie (bardzo trudno u nas dostępne) dwie pierwsze części AW, bez zastanowienia chwyciłam je i pół godziny później zanurzyłam się w lekturze pierwszej części.
Przeniosłam sie do ponurego świata dampirów, morojów i strzyg. Jeśli jeszcze nie czytaliście AW, to te nazwy zapewne nie mówią wam nic, no ale od czego są blogi książkowe...
Otóż tak: dampiry to pół ludzie, pół wampiry. Są oni opiekunami i strażnikami morojów, czyli pełnokrwistch wampirów. Strzygi natomiast to zbuntowane moroje, które przeszły na ciemną stronę mocy i są złe, okrutne, nikt ich nie lubi i tak dalej.
Rose Hathaway, główna bohaterka serii jest dampirem. Ma siedemnaście lat, a z jej zachowania wywnioskować można, że nie boi sie niczego i niegroźne jej dzikie imprezy i przyjęcia. Poznajemy ją w momencie, w którym daje się złapać strażnikom Akademii św. Władimira (nie, nie Putina :D) i wraz z morojką Lisą - jej najlepszą przyjaciółką trafiają do szkoły, z której jakiś czas temu uciekły. Rose czuje się odpowiedzialna za Lisę, mimo tego, że nie jest jej oficjalną opiekunką. Dziewczyny połączone są ze sobą niesamowitą więzią, otóż Rose czuje wszystkie emocje i uczucia targające Lisą.
Jak już jesteśmy przy Lisie, muszę dodać, że była NIESAMOWICIE denerwująca. Taka totalna sierota. Rose jest dla niej ogromną pomocą. Lisa nie umie poradzić sobie ze swoim depresyjnym charakterem, to przyjaciółka jest dla niej podporą. UGH. Nie cierpię jej z całego serca.
Z kolei Rose była nienajgorsza. Nawet przypadła mi do gustu, taka niereformowalna, niegrzeczna dziewczyna. Widać, że zna swoją wartość, nie boi się wyzwań i jest gotowa poświęcić woje życie drugiej osobie. Swoim zachowaniem i wyglądem wzbudza zainteresowanie chłopców, co umiejętnie wykorzystuje do przeróżnych celów.
- Rose jest twarda. Poradziłaby sobie.
- Nie widziałeś, jak cierpiała – odparła z uporem. –
Płakała.
- I co z tego? Wszyscy czasem płaczą. Ty również.
- Ale nie ona.
Serce Rose skrada jednak osoba, która mojego nie skradłaby w żadnym wypadku. Dymitr Bielikow. Ja nie wiem o co tu chodzi, ale jego postać wogóle mi się nie podobała. Cichy, wiecznie skryty Rosjanin, dampir, trener sztuk walki, oczywiście perfekcyjny w każdym calu. Bardzo się zdziwiłam, kiedy uświadomiłam sobie, że chyba po raz pierwszy nie spodobał mi się książkowy chłopak, do którego wzdychają wszystkie inne czytelniczki. Już o wiele bardziej zauroczył mnie Christian, młodzieniec, który kręci się w pobliżu Lissy. Był taaaki słodki i kochany :)
Reasumując, "Akademia Wampirów nie zaskoczyła mnie. Nie oczekiwałam od niej dużo i jak się spodziewałam, dużo nie otrzymałam (ale rymy!).
Recenzja z bloga
i-am-ready-for-reading.blogspot.com
Obserwując polskiego i amerykańskiego Booktube'a nie sposób nie natknąć się na rozentuzjazmowanych (ale trudne słowo) i zachwyconych "Akademią Wampirów" ludzi. Oczywiście z wypiekami na twarzy polecają, wręcz zmuszają oni do przeczytania tej serii każdego, kto dziwnym trafem jeszcze tego nie uczynił.
więcej Pokaż mimo toMi jednak za bardzo się nie spieszyło. Owszem, naoglądałam się...