-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant7
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2024-04-29
2024-04-25
Muszę przyznać, że zapowiedź książki Edwarda Ashtona, która dotyczyła całego pojęcia wymienialności, bardzo mnie zaintrygowała. Dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po Mickey7 i o zgrozo, moja ekscytacja postawiła temu tytułowi chyba odrobinę za wysoko poprzeczkę.
Umieranie to żadna frajda… ale pozwala zarobić na życie.
Mickey7 jest wymienialnym: narażonym na wielokrotną śmierć pracownikiem ekspedycji mającej na celu skolonizować planetę Niflheim. Gdy tylko zadanie okazuje się zbyt niebezpieczne dla zwykłych ludzi czy nawet maszyn, otrzymuje je Mickey. Po śmierci danej wersji ciała wytwarza się nowe z wszczepioną tą samą kopią mózgu. Po sześciu zgonach Mickey7 rozumie już, dlaczego był jedynym kandydatem, który zgłosił się na to stanowisko.
Podczas rutynowego zwiadu zaginiony w akcji Mickey7 zostaje uznany za martwego. Kiedy dzięki pomocy miejscowych form życia wraca do kolonii, okazuje się, że spisano go już na straty, a do pracy zgłasza się nowy klon, Mickey8. Zwielokrotnianie wymienialnego jest zabronione i w razie wykrycia obaj zapewne trafią do odzyskiwacza białka. Mickey7 musi więc utrzymać swego sobowtóra w tajemnicy przed resztą kolonii. Ostateczny los zarówno tubylców, jak i kolonizatorów zależy od Mickeya7. Oczywiście, jeśli uda mu się nie umrzeć na dobre…
Mickey jest głodny.
Po wstępniaku strasznie się nakręciłam na tę historię i niestety trochę się zawiodłam.
Styl pisania autora jest lekki, więc jako sam twór, czytało się w sumie lekko, szybko i przyjemnie.
Niestety nie doczekałam się rozwinięcia całego konceptu. Bo w zasadzie po wpadce z zadaniem, kiedy to wszyscy myślą, że Mickey7 nie żyje i automatycznie tworzą Mickey8, rozpoczyna się książka o cięciu kalorii i o tym, jak Mickey7 i 8 są głodni.
Obaj panowanie też w tym całym zamieszaniu, nie do końca potrafią się dogadać, w kwestiach życia i pracy, więc to, jak w sumie próbują ukrywać, że jest ich dwóch, jest odrobinę grubymi nićmi szyte. Ponadto wszystko, co robią Mickey7-8 jest bez jakiejkolwiek emocji. Normalnie, jakbym miała do czynienia z wydmuszkami, które są głodne.
Jeżeli chodzi o resztę fabuły, to kręci się wokół dygresji o tym, jak Mickey dostał pracę wymienialnego, jak przebiegały jego wcześniejsze reinkarnacje i jak inne kolonie radziły sobie na różnych światach.
W sumie pomysł fajny, ale miałam wrażenie, że autorowi zabrakło koncepcji, jak to wszystko zgrabnie połączyć i sprzedać, żeby czytelnik, odkładając książkę, powiedział po prostu WOW.
https://unserious.pl/2024/04/mickey7-edward-ashton/
Muszę przyznać, że zapowiedź książki Edwarda Ashtona, która dotyczyła całego pojęcia wymienialności, bardzo mnie zaintrygowała. Dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po Mickey7 i o zgrozo, moja ekscytacja postawiła temu tytułowi chyba odrobinę za wysoko poprzeczkę.
Umieranie to żadna frajda… ale pozwala zarobić na życie.
Mickey7 jest wymienialnym: narażonym na...
2024-04-07
Ulepszenia genetyczne, które mają potencjał dodania nam nowych umiejętności, a być może nawet przedłużenia życia o kilka lat, zawsze stanowią fascynujący temat na książkę. Dlatego też zaintrygował mnie tytuł Upgrade. Wyższy poziom autorstwa Blake’a Crouch’a, który został wydany w ostatnim czasie przez wydawnictwo Zysk i S-ka.
Zhakowany genom Logana.
Logan Ramsay ma szansę stać się następnym krokiem ludzkiej ewolucji. Z początku nie jest pewien, czy cokolwiek się zmieniło. Czuje się jedynie… bystrzejszy. Lepiej się koncentruje.
Sprawniej wykonuje równoległe zadania. Czyta nieco szybciej, lepiej zapamiętuje, potrzebuje mniej snu. Wkrótce zaczyna się coś dziać z jego mózgiem. A także ciałem. Zaczyna postrzegać świat i otaczających go ludzi – w tym swoich najbliższych – całkiem inaczej.
Prawda jest taka, że zhakowano genom Logana. To, że właśnie on stał się celem tego wprowadzenia na wyższy poziom, nie jest przypadkiem. Powodem jest przerażające rodzinne dziedzictwo. Co gorsza to, co się z nim dzieje, jest jedynie pierwszym etapem znacznie szerzej zakrojonego planu, który wywoła takie same zmiany u dużej części ludzkości – straszliwym kosztem. Logan jest jedyną osobą na świecie zdolną powstrzymać ten proces, nawet jeśli ceną jest utrata człowieczeństwa…
Na dwoje babka…
Trudno mi ocenić tę książkę.
Pomysł z samym udoskonaleniem genetycznym i przemianą samego Logana w gościa, który zyskuje nadnaturalne zdolności, jest całkiem w porządku. Wizja przyszłości, jaką wykreował przed moimi oczami autor — też trzymała się kupy.
Na każdym kroku też dało się odczuć, że autor sam jara się tematyką genetyki i próbuje w najdrobniejszych szczegółach sprzedać ją czytelnikowi.
Co z jednej strony jest fajne, ale z drugiej powodowało w mojej głowie niesamowity przesyt i chaos myślowy.
Tak samo było z głównym bohaterem. Gościu wydawał się całkiem sympatyczny. Jego przeszłość, rodzinne koligacje i to brzemię, które musiał dźwigać na swoich barkach, dawały wiele do myślenia. Jednak kiedy wpadał w trans rozmyślań, w których stawiał na piedestale tylko swój tok rozumowania i stawiał siebie wręcz w roli Boga, to ciężko było mi go czytać.
Sama akcja nie była najgorsza. Owszem na początku przymulała strasznie, ale jak się już rozkręciła, to z zaciekawieniem obserwowałam losy Logana. Choć muszę przyznać, że z końcówką, to autor mocno popłynął. ;)
Reasumując. Upgrade. Wyższy poziom Blake’a Crouch’a to lektura, która ma swój styl, koloryt i naukowo — filozoficzny klimat. Osobiście nie przypadła mi całkowicie do gustu, ale jeśli interesujecie się tematyką genetyki, myślę, że mogłaby Wam się spodobać.
https://unserious.pl/2024/04/upgrade-wyzszy-poziom/
Ulepszenia genetyczne, które mają potencjał dodania nam nowych umiejętności, a być może nawet przedłużenia życia o kilka lat, zawsze stanowią fascynujący temat na książkę. Dlatego też zaintrygował mnie tytuł Upgrade. Wyższy poziom autorstwa Blake’a Crouch’a, który został wydany w ostatnim czasie przez wydawnictwo Zysk i S-ka.
Zhakowany genom Logana.
Logan Ramsay ma szansę...
2024-03-31
Mimo kilku zbędnych zapychaczy, które pojawiły się w drugim odcinku Dzieci Starych Bogów Agnieszki Mieli, muszę przyznać, że nie mogłam się doczekać, jak zakończy się ta wielowątkowa powieść fantastyczna, pełna mroku i magii. Powieść, w której bohaterowie mnie zachwycili i doprowadzili do ostatniej odsłony cyklu pod tytułem Krew Wilka.
Aine i Bertram.
Gorszy od milczenia bogów jest czas, gdy ponownie przemówią.
Ziemie Kerhalory pogrążąją się w mroku. Karmazynowe Bractwo, ślepo posłuszne woli Jarlego, nieświadomie realizuje jego plan, przyspieszając moment uwolnienia się Fenrira. Wystarczy jeszcze, by Żyjący w Przejściu pokierował odpowiednio mocą Ziaren Relenvel, a świat, który wszyscy tak dobrze znali, na zawsze odmieni swoje oblicze.
Aine i Bertram zmuszeni są ostatecznie zmierzyć się z przeznaczeniem, którego nici upletli dla nich Starzy Bogowie. Tym razem nie mogą już przed tym uciec, a za każdą z podjętych przez siebie decyzji przyjdzie im zapłacić najwyższą cenę. Jak wiele będą gotowi poświęcić, by zawalczyć o to, co dla nich najważniejsze? I jaką rolę odegra w tym Cathbad?
Nadchodzi czas, kiedy ten, którego nazywają tchórzem, będzie zmuszony opowiedzieć się po którejś ze stron konfliktu, zaś demony odkryją przed ludźmi swe prawdziwe oblicze.
Zbliża się era nowych bogów.
Brutalnie i mrocznie.
Nie spodziewałam się, że Krew Wilka Agnieszki Mieli, tak emocjonalnie mnie sponiewiera.
Myślałam, że w drugim odcinku ilość mroku osiągnęła właściwą dla tej serii wartość. Jednak już od pierwszego pacnięcia w czytnik, wiedziałam, jak bardzo się pomyliłam. Gdyż atmosfera wokół bohaterów nie tylko ociekała, ale wręcz przesiąknięta była beznadzieją, boleścią i szarością.
I to właśnie w tych piekielnych, pełnych niedomówień, demonów i tajemnic warunkach Aine i Bertram dojrzewali i na własnej skórze mogli przekonać się, że życie nie jest bajką, a nieustannym tańcem ze śmiercią, przesiąkniętym mrokiem, boleścią i napięciem.
Tę pełną brudu, frustracji i beznadziei fabułę napędzała dynamiczna akcja, która grała na moich uczuciach, jak na najlepszych organach i nie pozwalała mi nawet na chwilę wytchnienia.
Podsumowując. Krew Wilka to brutalna i mroczna powieść fantasy, która pokazuje, iż nie każdemu pisane jest szczęśliwe zakończenie, a bohaterowie i klimatyczny świat zachwycają konstrukcją oraz rozwojem.
Gorąco polecam wszystkim poszukiwaczom prawdziwej mrocznej opowieści.
https://unserious.pl/2024/04/krew-wilka/
Mimo kilku zbędnych zapychaczy, które pojawiły się w drugim odcinku Dzieci Starych Bogów Agnieszki Mieli, muszę przyznać, że nie mogłam się doczekać, jak zakończy się ta wielowątkowa powieść fantastyczna, pełna mroku i magii. Powieść, w której bohaterowie mnie zachwycili i doprowadzili do ostatniej odsłony cyklu pod tytułem Krew Wilka.
Aine i Bertram.
Gorszy od milczenia...
2024-03-25
Miałam okazję wypić z Arturem Dentem Pangalaktycznego Gardłogrzmota, więc teraz czas pójść o krok dalej i pokusić się o jakąś kolację. A tę, oczywiście, należy spożyć w Restauracji na końcu wszechświata, która ponoć serwuje najlepsze i najbardziej wykwintne jedzenie, a szefem kuchni jest sam Douglas Adams. Restauracja na końcu wszechświata
Gdzie jest najlepsza kuchnia?”
Kilka sekund przed zniszczeniem Ziemi w celu przygotowania terenu pod budowę drogi szybkiego ruchu Arthur Dent zostaje zabrany z Ziemi przez swojego przyjaciela Forda Prefecta, specjalistę od badań terenowych nowego wydania encyklopedii Autostopem przez Galaktykę, który ostatnie piętnaście lat spędził na Ziemi, udając bezrobotnego aktora. Dynamiczna para zaczyna wspólną podróż w przestrzeni kosmicznej, wspomagana przez pełne humoru cytaty z encyklopedii oraz masę innych podróżników.
A kiedy zostaną już rozwiązane wszystkie problemy dotyczące przestrzeni, czasu, materii oraz istoty życia, pozostanie pytanie: ,,Gdzie jest najlepsza kuchnia?” Restauracja na końcu wszechświata oferuje niepowtarzalne wrażenia gastronomiczne, zwłaszcza że nie ma co martwić się o dzień jutrzejszy…
Pomieszanie z poplątaniem. ;)
Pomieszanie kolorów i smaków. Tak w sumie mogłabym określić danie, jakie zaserwowała mi Restauracja na końcu wszechświata Douglasa Adamsa. ;)
Gdyż logicznie nie da się wytłumaczyć tych wszystkich cudów i innych wywijasów, które dzieją się na planszy. Trzeba podejść do nich z odpowiednim humorem, by docenić chociażby przewrotność rozmowy ze zwierzęciem, które samo chce być zjedzone.
Tak, iście montypythonowski humor robi robotę, a pędząca do przodu akcja, która po drodze zalicza liczne, niekontrolowane wygibasy, jednocześnie czerpiąc ze znanych motywów science fiction, nie pozwala nawet na minutę wytchnienia.
Dodatkowo bohaterowie nadal mają w sobie to coś, choć przyznaję, że Marvin odrobinę za dużo marudzi, a Ford i Trillian po prostu są.
Dlatego jeżeli macie ochotę na odrobinę angielskiego humoru, albo po prostu chcielibyście wstąpić do osławionego klubu 42, to koniecznie musicie przeczytać Restaurację na końcu wszechświata Douglasa Adamsa. Myślę, że wśród tej ilości absurdu możecie znaleźć coś dla siebie, albo po prostu dobrze bawić. ;)
Polecam!
https://unserious.pl/2024/03/restauracja-na-koncu-wszechswiata/
Miałam okazję wypić z Arturem Dentem Pangalaktycznego Gardłogrzmota, więc teraz czas pójść o krok dalej i pokusić się o jakąś kolację. A tę, oczywiście, należy spożyć w Restauracji na końcu wszechświata, która ponoć serwuje najlepsze i najbardziej wykwintne jedzenie, a szefem kuchni jest sam Douglas Adams. Restauracja na końcu wszechświata
Gdzie jest najlepsza...
2024-03-23
Elryk z Melniboné Michaela Moorcocka — brytyjskiego pisarza tworzącego zarówno w gatunku science-fiction, jak i fantasy — uchodzi za klasyczną, mroczną powieść fantasy, która miała istotny wpływ na rozwój tego gatunku. Dlatego nie mogłam sobie odmówić przyjemności sprawdzenia jej, zwłaszcza że seria została wznowiona właśnie przez wydawnictwo Zysk i Sk-a.
Białowłosy Elryk.
Oto niezwykłe przygody Elryka, ostatniego cesarza imperium Melniboné, oraz jego rozumnego wampirycznego miecza, Zwiastuna Burz, który potrafi wysysać dusze i siłę pokonanych przeciwników. Potęga Melnibonian, starożytnej rasy władającej światem przez dziesięć tysięcy lat, chyli się ku upadkowi, atakowana przez sąsiadujące ze Smoczą Wyspą ludzkie królestwa.
Zasiadający na Rubinowym Tronie Elryk to wyjątkowy bohater – choć o słabym ciele i uzależniony od narkotyków podtrzymujących jego siły witalne, to jednak dzięki odziedziczonym po przodkach mocom jest potężnym czarnoksiężnikiem potrafiącym przyzywać demony, władającym żywiołami i do tego korzysta z ciągłej pomocy Władców Chaosu.
Białowłosy i szkarłatnoooki Elryk z Melniboné samotnie kroczy wśród światów multiwersum, budząc strach wśród wrogów i przyjaciół, rywalizując ze swym podłym kuzynem Yrkoonem o panowanie nad baśniową krainą.
W tomie:
Elryk z Melniboné
Perłowa forteca
Żeglarz na Morzach Przeznaczenia
Klątwa białego wilka
Prosto i do celu. ;)
Informacja o tym, że Elryk z Melniboné jest mroczną powieścią fantasy — jest odrobinę przesadzona.
Bardziej powiedziałabym, że to taka prosta powieść składająca się z powiązanych osobą głównego bohatera historyjek. Te nie są nadmiernie wymagające, ale mają w sobie takiego klasycznego ducha przygody doprawionego odrobiną baśniowości i heroizmu.
Konstrukcja tych historyjek jest niezwykle prosta, zawiera klasyczne motywy i wiedzie bohatera od punktu A do punktu B, bez podejmowania nadmiernie skomplikowanych decyzji (wręcz powiedziałabym, że wszystko, co jest czarne, pozostaje czarne, a białe jest białe), ale z próbami filozoficznego „liźnięcia” etycznych dylematów.
Sam Elryk, jest w zasadzie jak odciśnięty z szablonu, ale żeby nie było różowo, ma też swoje wady (notabene też dość szablonowe ;)), które oczywiście rozmywają się przy jego rycerskości i chęci niesienia pomocy.
Akcja poszczególnych historii, jest przyzwoita, fabuła nie zaskakuje nagłymi zwrotami akcji, więc czyta się w sumie lekko i przyjemnie.
Wiec jeżeli macie ochotę spędzić miło czas, przy lekkiej, klasycznej powieści fantasy, to Elryk z Melniboné Michaela Moorcocka powinien się Wam spodobać.
https://unserious.pl/2024/03/elryk-z-melnibone/
Elryk z Melniboné Michaela Moorcocka — brytyjskiego pisarza tworzącego zarówno w gatunku science-fiction, jak i fantasy — uchodzi za klasyczną, mroczną powieść fantasy, która miała istotny wpływ na rozwój tego gatunku. Dlatego nie mogłam sobie odmówić przyjemności sprawdzenia jej, zwłaszcza że seria została wznowiona właśnie przez wydawnictwo Zysk i Sk-a.
Białowłosy...
2024-02-15
2024-01-31
Johna Behringera — psychopatycznego Szerfa — poznałam dzięki emocjonującemu, mocnemu debiutowi Z. D. Wittner pod tytułem Droga do Little Star. Historia została zamknięta, nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę o panu Behringerze. Dlatego możecie sobie wyobrazić, jak ogromne było moje zaskoczenie, gdy po czterech latach autorka powróciła z bohaterem, aby zgłębić jego trudną przeszłość w powieści zatytułowanej Drugie życie Johna Behringera.
Psychopatyczny Szeryf i jego przeszłość.
John Behringer, znany czytelnikom powieści „Droga do Little Star” jako bezwzględny i psychopatyczny Szeryf, powraca w kolejnej książce, która pozwala prześledzić jego losy od wczesnego dzieciństwa aż do momentu pojawienia się w Little Star i zasiania zamętu w spokojnym życiu jego mieszkańców. Kim był, zanim stał się Szeryfem?
Co wpłynęło na to, że jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej? I jakie były jego dalsze losy po wydarzeniach w Little Star? Szalona podróż po Ameryce w towarzystwie człowieka uznawanego przez niektórych za wcielenie samego diabła. Czy masz wystarczająco dużo odwagi, by się w nią udać?
Przeszłość i teraźniejszość.
Sięgając po Drugie życie, nie wiedziałam czego do końca spodziewać się po tej książce i przede wszystkim, czy postać psychopatycznego Szeryfa, może wzbudzić jeszcze moje zainteresowanie i inne, niż negatywne emocje.
Jednak muszę przyznać, że autorce udało się mnie zaskoczyć.
Oczywiście, gdzieś w głębi oczekiwałam, że aby zdobyć przychylność czytelnika, powieść rozpocznie się od trudnego dzieciństwa Johna. W Drodze do Little Star dało się wyczuć, że pewien pakiet zachowań, które uskuteczniał psychopatyczny Szeryf, został „wyniesiony wprost z rodzinnego domu”.
Jednak sposób, w jaki autorka przedstawiła późniejsze życie Johna, wprawił mnie w konsternację i zdumienie, ale także w zachwyt nad analizą dewastacji osobowości jednego człowieka.
Gdyż dalsza droga przez burdele i inne podrzędne amerykańskie speluny pozwoliła mi głębiej spojrzeć na jego postać. Zmienić perspektywę patrzenia, zobaczyć całokształt jego postępowania i może nie polubić, ale minimalnie postarać się go, choć odrobinę zrozumieć.
Więc jeżeli macie ochotę zaskoczyć się i zagłębić w ciekawej, mocno pokiereszowanej osobowości, to polecam Wam Drugie życie Johna Behringera Z. D. Wittner. To mocna i godna uwagi lektura.
https://unserious.pl/2024/02/drugie-zycie-johna-behringera/
Johna Behringera — psychopatycznego Szerfa — poznałam dzięki emocjonującemu, mocnemu debiutowi Z. D. Wittner pod tytułem Droga do Little Star. Historia została zamknięta, nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę o panu Behringerze. Dlatego możecie sobie wyobrazić, jak ogromne było moje zaskoczenie, gdy po czterech latach autorka powróciła z bohaterem, aby...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-25
Mimo że moje pierwsze spotkanie z Mahit Dzmare i Trzy Trawą-Morską w pierwszej części cyklu Teixcalaan nie należało do najłatwiejszych, to postanowiłam sięgnąć po drugą odsłonę serii, zatytułowaną Pustkowie zwane pokojem. Kreacja świata, bohaterowie i koncepcja Imago zrobiły na mnie tak dobre wrażenie, że postanowiłam przymknąć oko na drażniące mnie drobiazgi i zasiąść do lektury.
Negocjacje.
Na granicach teixcalaanlijskiej przestrzeni czai się tajemnicze zagrożenie. Nikt nie potrafi porozumieć się z obcymi, żadna broń nie jest w stanie ich zniszczyć, a kapitan Dziewięć Hibiskus wydano rozkaz wygrania wojny z nimi. Rozpaczliwie poszukując dyplomatycznego rozwiązania, kapitan floty wysłała po emisariuszkę, która ma nawiązać kontakt z tajemniczymi najeźdźcami.
Mahit Dzmare i Trzy Trawa-Morska, które nadal nie wróciły do równowagi po ostatnich wydarzeniach w Imperium, stają przed niewiarygodnie trudnym zadaniem — muszą podjąć próbę negocjacji z wrogo nastawionym jestestwem, nie doprowadzając przy tym do zguby siebie samych i całego Imperium. Ich sukces bądź porażka na zawsze zmienią oblicze Teixcalaanu.
Ślimacze tempo akcji i obca rasa.
Czytając ostatnie zdanie Pustkowia zwanego pokojem Arkada Martine’a, do mojej głowy wkradła się myśl, że podobnie jak przy Pamięci zwanej Imperium, jestem mocno zaintrygowana, ale samą książkę jako twór jest dość „ciężka”, przez co również mi ciężko ją ocenić.
Gdyż pięknie skonstruowany i bogaty świat międzyplanetarnego Imperium wręcz zapiera dech w piersiach, a postacie – począwszy od ich imion, przez umiejscowienie w społeczeństwie, aż po ich różnorodne zachowania – są spektakularne i zupełnie odmienne od wielu znanych mi bohaterów. Fabuła — choć mocno polityczna — dotyka niesamowicie ważnych i bardzo trudnych kwestii, z którymi borykamy się na co dzień (imigracja, uchodźstwo, kolonizacja).
Problem pierwszego kontaktu z tajemniczymi najeźdźcami, to też mocny punkt „programu”. Te próby siłowego, ale przede wszystkim dyplomatycznego nawiązania kontaktu, gdzie Mahit Dzmare i Trzy Trawa-Morska współpracowały i potrafiły nie tylko skupić się na rozwiązaniu postawionego zadania, ale także rozbudowywać własny związek, były mocno interesujące.
Niestety mimo fajnych momentów — do których zaliczam również wszystko, co tyczy się Imago — autorka znowu „zamuliła” wszystko. Tempo akacji, podobnie jak napięcie i klimat, jawią się w tej powieści jako terminologia obca. Inny punkt widzenia, nie jest mile widziany. A te wszystkie „niedoróbki”, ma przykryć niezwykle barwny, poetycki styl pisania.
Reasumując. Pustkowie zwane pokojem Arkady Martine, to ciekawy, świeży i oryginalny koncept, który daje bardzo wiele do myślenia. Ciekawe postacie i pięknie skonstruowany świat przyciągają, ale akcja ma tę wadę, że nie bardzo chce posuwać się do przodu. Dlatego jeżeli macie ochotę na poznanie ciekawej, choć nie łatwej w odbiorze powieści, z dużym zapleczem politycznym, to rozważcie sięgnięcie po cykl Teixcalaan Arkady Martine. Jest specyficzny, ale myślę, że wielu osobom sposób przedstawiania problemów oraz gmatwania wątków zastosowany przez autorkę może się spodobać.
https://unserious.pl/2024/01/pustkowie-zwane-pokojem/
Mimo że moje pierwsze spotkanie z Mahit Dzmare i Trzy Trawą-Morską w pierwszej części cyklu Teixcalaan nie należało do najłatwiejszych, to postanowiłam sięgnąć po drugą odsłonę serii, zatytułowaną Pustkowie zwane pokojem. Kreacja świata, bohaterowie i koncepcja Imago zrobiły na mnie tak dobre wrażenie, że postanowiłam przymknąć oko na drażniące mnie drobiazgi i zasiąść do...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-03
Po Diunę Franka Herberta planowałam już sięgnąć przynajmniej ze dwadzieścia razy, ale ciągle odkładałam czytanie tej klasycznej epopei scenice fiction w czasie. W końcu dzięki #przestrzeniowewyzwaniescifi zmobilizowałam swe siły i sięgnęłam po melanż. ;) Diuna
Substancja, która wydłuża życie.
Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu – substancji przedłużającej życie, umożliwiającej odbywanie podróży kosmicznych i przewidywanie przyszłości.
Z rozkazu Padyszacha Imperatora Szaddama IV rządzący Diuną Harkonnenowie opuszczają swe największe źródło dochodów. Planetę otrzymują w lenno Atrydzi, ich zaciekli wrogowie. Zwycięstwo księcia Leto Atrydy jest jednak pozorne – przejęcie planety ukartowano.
W odpowiedzi na atak połączonych sił Imperium i Harkonnenów dziedzic rodu Atrydów, Paul – końcowe niemal ogniwo planu eugenicznego Bene Gesserit – staje na czele rdzennych mieszkańców Diuny i wyciąga rękę po imperialny tron.
Wyróżniające postacie, intrygująca fabuła.
Oczekiwałam monumentalnej powieści i po dość niemrawym, wręcz przydługim „początku”, właśnie taką powieść dostałam.
Powieść, w której świat przyszłości zachwyca rozmachem i spójnością, a wizja społeczeństwa dotkniętego licznymi krwawymi wojnami jest przemyślana i doskonale dopasowana do przedstawionych realiów.
ntensywna akcja, nasycona licznie rozwiniętymi politycznymi intrygami, pościgami, spiskami i walkami, nie należy jednak do najłatwiejszych. Wszystko to za sprawą tego, że autor często odbiega od „głównego tematu” i wplata w fabułę liczne dygresje dotyczące takich kwestii jak narodowa świadomość, religia, ekologia czy eugenika.
Bohaterowie Diuny (nie będę ich tu wymieniać) są, jak na tę powieść przystało, wykreowani w wytworny i niesamowicie charakterny sposób. Mimo ich ilości wyróżniają się w tłumie i nie sposób przejść obok nich obojętnie.
Reasumując. Pierwszy tom Kronik Diuny to genialne, choć trudne wprowadzenie do uniwersum, które złożonością świata oraz kreacją bohaterów przyciąga jak magnes i zachęca do sięgnięcia po kolejne jego części.
Polecam!
https://unserious.pl/2023/12/diuna/
Po Diunę Franka Herberta planowałam już sięgnąć przynajmniej ze dwadzieścia razy, ale ciągle odkładałam czytanie tej klasycznej epopei scenice fiction w czasie. W końcu dzięki #przestrzeniowewyzwaniescifi zmobilizowałam swe siły i sięgnęłam po melanż. ;) Diuna
Substancja, która wydłuża życie.
Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu – substancji...
2024-01-10
Pierwsza odsłona słodko-słonej historii licealistów autorstwa Artura Tojzy okazała się sympatyczną, ciepłą opowieścią o dorastaniu, miłości i akceptacji samego siebie. Z tej właśnie przyczyny z przyjemnością oraz sporą dozą ciekawości postanowiłam sięgnąć po drugą część tego cyklu, zatytułowaną Słona wanilia. Tom 2.
Mikołajki.
Minął miesiąc od burzliwych wydarzeń z końca wakacji. Głowę Amandy zaprząta wiele trosk. Problemy sercowe przyjaciół, zbliżająca się osiemnastka i związane z nią oficjalne wejście w dorosłe życie. Jednocześnie udaje jej się stopniowo zbliżyć do Tomka, który wyraźnie zmienił się w ostatnim czasie. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nieoczekiwane zagrożenie w postaci dziewczyny, której chłopak również wpadł w oko. Czy przyjaźń członków Klubu Pomocników przetrwa kolejną nawałnicę?
Ocena wyglądu i nadmiar emocji.
Pierwszy tom słodko-słonej młodzieżowej powieści skupił się na dorastaniu, miłości i akceptacji samego siebie. Drugi tom, równie ciepły i zabawny, porusza kolejne istotne kwestie dla młodzieży, takie jak ocenianie ludzi na podstawie wyglądu, statusu społecznego i podziałów społecznych. Ten może nie jest jakoś specjalnie „wskazywany paluchem”, ale gdzieś tam w trakcie czytania powieści da się wyczuć kontrast między zwykłymi śmiertelnikami a bogatymi ludźmi.
Bohaterowie rozwijają się w interesujący sposób, choć czasami można odnieść wrażenie, że autor nieco za mocno podkreśla i przerysowuje pewne aspekty życia nastolatków, co sprawia, że niektóre fragmenty tracą na autentyczności. Niemniej jednak nie przeszkadza to w pełni delektować się lekturą. Szczególnie że Artur Tojza doskonale ukazał typowe intrygi nastolatków, zwłaszcza w kontekście nowej obecności Diany. Wzbogacił też dynamiczną relację Tomka i Amandy odrobiną zazdrości i wyzwań, a także „pobudził do życia” Tomka z Anną.
Dzięki zawiłościom między postaciami, przedstawionym w humorystycznym tonie, problemy nastolatków nie przytłaczają podczas czytania, lecz skłaniają do refleksji nad obecną rzeczywistością. To sprawia, że powieść czyta się szybko i lekko.
Podsumowując: Słona wanilia. Tom 2 Artura Tojzy, to bardzo sympatyczna, pełna emocji podróż przez młodzieńczy świat, która z dużą dozą humoru porusza ważne, nie tylko dla młodzieży, tematy i pokazuje, że zazdrość w odpowiednich ilościach może być potrzebna i będzie stałym elementem naszego życia, czy nam się to podoba, czy nie.
https://unserious.pl/2024/01/slona-wanilia-tom-2/
Pierwsza odsłona słodko-słonej historii licealistów autorstwa Artura Tojzy okazała się sympatyczną, ciepłą opowieścią o dorastaniu, miłości i akceptacji samego siebie. Z tej właśnie przyczyny z przyjemnością oraz sporą dozą ciekawości postanowiłam sięgnąć po drugą część tego cyklu, zatytułowaną Słona wanilia. Tom 2.
Mikołajki.
Minął miesiąc od burzliwych wydarzeń z końca...
2023-12-27
Nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po książki amerykańskiej pisarki Cassandry Clare, choć (stoją u mnie na półce) słyszałam i czytałam o nich dużo dobrego. Dlatego, przy zapowiedziach recenzenckich Wydawnictwa Zysk i S-ka postanowiłam skorzystać z okazji, by zapoznać się ze stylem autorki i sięgnęłam po jej najnowszą powieść pod tytułem Strażnik miecza.
Kal i Lin.
W tętniącym życiem mieście-państwie Castellane bogatych szlachciców i zdeprawowanych przestępców łączy jedno: dążenie do bogactwa, władzy i rozrywek. Zabrany z sierocińca Kel zostaje Strażnikiem Miecza, sobowtórem następcy tronu Conora Aureliana. Wychowuje się u boku księcia, ćwiczy sztuki walki, uczy się tajników rządzenia państwem, ale Kel wie, że jego przeznaczeniem jest umrzeć za księcia. Żadna inna przyszłość nie jest możliwa…
Lin Caster pochodzi z małej społeczności Ashkarów, której członkowie mają magiczne zdolności. Wkrótce Lin i Kel zbliżają się do siebie, wciągnięci w sieć utkaną przez tajemniczego Króla Szmaciarza. Kiedy wkraczają do podziemnego świata intryg i mroku, odkrywają potężny spisek, który może doprowadzić do upadku królestwa…
Opisów moc.
Muszę przyznać, że początek książki mnie nie porwał.
Nie mogłam przekonać się do tego mozolnie i dość niezgrabnie budowanego świata do tego stopnia, że prawie zasypiałam nad książką. Na szczęście tak po 30% -40% książki akcja zaczyna się rozkręcać i ten żmudnie budowany świat (wciąż pełen luk i niedopowiedzeń), w końcu zaczął nabierać właściwych kolorów, a polityczna intryga okazała się soczysta niczym najlepsza, dojrzała pomarańcza.
Bohaterowie, mimo tego, że wciąż są jeszcze mocno dziecinni, to jednak mają coś w sobie. Nie piszę tu o księciu Conorze, który jest typowym rozpieszczonym księciuniem, choć jego relacja z Kelem i zmiana dynamiki tejże relacji w trakcie trwania powieści jest pasjonująca.
Pisze o Lin i Kelu. Ta dwójka naprawdę robi robotę i widać na nich odciśnięte piętno oczekiwań oraz środowiska, w którym musieli się wychowywać. Piętno i niesprawiedliwość świata, które jako dojrzewający młodzi ludzie zaczynają dostrzegać i starają się je „zrzucić z własnych barków”, by podążać drogą zgodną z własnymi marzeniami, pragnieniami i sumieniem.
Bardzo fajnie tej dwójce wtórują postacie drugoplanowe, które w różny sposób motywują ich do działania i tym samym nadają ich celom oraz zmaganiom wiarygodności.
Jeżeli chodzi o magię, to w pierwszym tomie, nie uświadczymy jej zbyt wiele. Romantyka, to typowe YA wraz z epatowaniem seksualnością bohaterów. Na szczęście w tej materii autorka też nie poszalała, więc jest znośnie.
Reasumując. Strażnik miecza Cassandry Clare spowodował moje zaintrygowanie, ale bez hurra optymizmu. Czekam jednak z ciekawością, jak historia się rozwinie, bo zakończenie sugeruje, że będzie się działo.
https://unserious.pl/2024/01/straznik-miecza/
Nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po książki amerykańskiej pisarki Cassandry Clare, choć (stoją u mnie na półce) słyszałam i czytałam o nich dużo dobrego. Dlatego, przy zapowiedziach recenzenckich Wydawnictwa Zysk i S-ka postanowiłam skorzystać z okazji, by zapoznać się ze stylem autorki i sięgnęłam po jej najnowszą powieść pod tytułem Strażnik miecza.
Kal i Lin.
W...
2023-12-17
Czy jako dzieci pisaliście listy do Świętego Mikołaja? Ja, oczywiście, od momentu, gdy tylko osiągnęłam odpowiedni wiek, starałam się przenieść na papier moje pierwsze marzenia, najpierw w formie rysunkowej, a później już w formie pisemnej. Listy Świętego Mikołaja
Niestety, nie było mi dane otrzymać listu zwrotnego od Pana w czerwonym kubraczku. Niemniej jednak, wspomnienia związane z wyobraźnią moich rodziców i kreatywnym sposobem, w jaki dostarczali potajemnie prezenty, wciąż wywołują uśmiech na mojej twarzy.
Niedźwiedź Polarny, Elfy, gobliny i Człowiek z Księżyca.
Nie zmienia to jednak faktu, że troszkę zazdroszczę dzieciom J.R.R. Tolkiena, który wcielał się w postać Świętego Mikołaja i pisał do swoich pociech niesamowite, intrygujące, pełne wrażeń historie wprost z Bieguna Północnego.
Wszystkie te zmagania z niezdyscyplinowanym Niedźwiedziem Polarnym czy walka z rozrabiającymi, żądnymi mechanicznymi kolejek goblinami, są tak pasjonujące, że zapewne nie tylko wywoływały uśmiech na twarzy młodych Tolkieniątek, ale również łagodziły ich rozczarowanie z powodu braku oczekiwanych prezentów, szczególnie w czasie wojny.
Musicie wiedzieć, że poza rozbrajającymi historyjkami, w których się zakochałam, Tolkien nie zapomniał też o odpowiedniej oprawie swoich listów. Wszystkie są napisane dziwnym, trzęsącym się charakterem pisma i zawierają piękne, kolorowe rysunki lub niesamowite szkice.
Reasumując: Listy Świętego Mikołaja J.R.R. Tolkiena są po prostu rewelacyjne i mogą stać się nie tylko inspiracją na wspaniały prezent, ale także drogowskazem, jak wspaniale wprowadzić najmłodszych w magiczny świat Świąt Bożego Narodzenia i samego Świętego Mikołaja.
Polecam gorąco!
https://unserious.pl/2023/12/listy-swietego-mikolaja/
Czy jako dzieci pisaliście listy do Świętego Mikołaja? Ja, oczywiście, od momentu, gdy tylko osiągnęłam odpowiedni wiek, starałam się przenieść na papier moje pierwsze marzenia, najpierw w formie rysunkowej, a później już w formie pisemnej. Listy Świętego Mikołaja
Niestety, nie było mi dane otrzymać listu zwrotnego od Pana w czerwonym kubraczku. Niemniej jednak,...
2023-12-14
Bardzo cenię klasyczne angielskie kryminały, dlatego nie mogłam odmówić sobie przyjemności spędzenia czasu przed Świętami z rozchwytywanym i lubianym przez wszystkich wujkiem Willym, co skłoniło mnie do sięgnięcia po Poświąteczne morderstwo Ruperta Latimera.
Bakaliowe babeczki.
Stary dobry wujek Willie, nienasycony łakomczuch i epickie utrapienie w jednym, przybywa na wieś, aby spędzić z krewnymi święta. Traf chce, że w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia zostaje znaleziony martwy w śniegu w stroju Świętego Mikołaja. Wygląda na to, że ktoś mógł zatruć jego czekoladkę… A może chodziło o babeczkę?
Policja zaczyna krążyć po domu, a potomkowie Williego, dawni przyjaciele i dalecy krewni zostają wciągnięci w zagmatwane śledztwo. Kto mógł zyskać na jego śmierci? Nadinspektor Culley, próbując dociec, co się dokładnie wydarzyło, napotyka przeróżne komplikacje…
Początek w tempie żółwia.
Muszę przyznać, że początek powieści dość mocno mnie rozczarował. Był niesamowicie rozwleczony i po prostu nudny. Choć muszę przyznać, iż zawarł wiele szczegółowych informacji o wiekowym, zamożnym Wujaszku, koligacjach rodzinnych i wyjaśniał poniekąd zagadkę, dlaczego wszyscy jednocześnie uwielbiając go, chcą go zabić.
Dopiero morderstwo starszego pana rozruszało atmosferę i towarzystwo. ;)
Dzięki obecności wielu postaci fabuła nabiera rumieńców, a liczba potencjalnych sprawców zmienia się z minuty na minutę. Zwroty akcji są zaskakujące, a subtelny brytyjski humor, który jest delikatnie wplatany w poszczególne sytuacje, nadaje zagadce wiarygodności i spójności.
Choć muszę przyznać, iż są momenty, w których pantomima prowadzona przez poszczególnych bohaterów, jest wręcz niewiarygodna, a postawa komisarza, który zamiast mordercy, szuka alibi dla poszczególnych podejrzanych, odbiega od pewnych standardów.
Nie zmienia to jednak faktu, że książka była ciekawym doświadczeniem i ma swój specyficzny kryminalny urok.
Polecam szczególnie fanom klasycznych, brytyjskich kryminałów.
https://unserious.pl/2023/12/poswiateczne-morderstwo/
Bardzo cenię klasyczne angielskie kryminały, dlatego nie mogłam odmówić sobie przyjemności spędzenia czasu przed Świętami z rozchwytywanym i lubianym przez wszystkich wujkiem Willym, co skłoniło mnie do sięgnięcia po Poświąteczne morderstwo Ruperta Latimera.
Bakaliowe babeczki.
Stary dobry wujek Willie, nienasycony łakomczuch i epickie utrapienie w jednym, przybywa na...
2023-12-08
Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, więc postanowiłam poczuć „magię tych świąt”, sięgając po klasyczny brytyjski kryminał osadzony w odpowiedniej, świątecznej scenerii o intrygującym tytule Morderstwo w Theatre Royale autorstwa Ady Moncrieff.
Grudzień 1935 roku.
Objazdowy spektakl Opowieści wigilijnej w reżyserii Chestera Harrisona ma za sobą trudny okres. Kiedy kilka dni przed Bożym Narodzeniem trupa dociera do ostatniego przystanku – londyńskiego Theatre Royale – napięcia wśród obsady sięgają zenitu.
Wieczór otwarcia przynosi katastrofę: aktor grający Scrooge’a umiera na scenie, najwyraźniej z powodu ataku serca. Obecna na sali dziennikarka Daphne King, najbardziej znana z pisania porad w kolumnie „Droga Susan”, podejrzewa, że mogło dojść do przestępstwa. Postanawia wykorzystać swoje umiejętności detektywistyczne, aby odkryć prawdę…
Ciekawa zagadka i intrygująca bohaterka.
Może Ada Moncrieff nie ma tak dopracowanego pióra i takiego polotu, jak największa gwiazda brytyjskiego kryminału – Agatha Christie – ale potrafi tworzyć całkiem intrygujące kryminały.
rzykładem tego jest Morderstwo w Theatre Royale, gdzie autorka, oprócz przyzwoicie wykreowanej zagadki kryminalnej, zafascynowała mnie, strojami, Londynem i świetnie oddanym klimat lat 30. XX wieku.
Sama bohaterka, próbująca udowodnić swoje umiejętności poza pisaniem porad dla gospodyń domowych, robi całkiem niezłą robotę. Pozostali bohaterowie również są dobrze wyprofilowani i doskonale wkomponowują się swoimi charakterami w epokę oraz tło powieści.
Reasumując Jeśli jesteście zainteresowani solidnym, klimatycznym kryminałem z Bożym Narodzeniem w tle, to Morderstwo w Theatre Royale Ady Moncrieff powinno spełnić Wasze oczekiwania.
Gorąco polecam zwłaszcza na długie, grudniowe wieczory!
https://unserious.pl/2023/12/morderstwo-w-theatre-royale/
Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, więc postanowiłam poczuć „magię tych świąt”, sięgając po klasyczny brytyjski kryminał osadzony w odpowiedniej, świątecznej scenerii o intrygującym tytule Morderstwo w Theatre Royale autorstwa Ady Moncrieff.
Grudzień 1935 roku.
Objazdowy spektakl Opowieści wigilijnej w reżyserii Chestera Harrisona ma za sobą trudny okres. Kiedy...
2023-11-24
Wojciech Wójcik — zamieszkały w okolicach Warszawy pisarz, politolog, rowerzysta i zapalony żeglarz — swoimi wcześniejszymi powieściami na stałe zapewnił sobie miejsce na mojej czytelniczej półce. Półce, którą właśnie uzupełnia najnowsza powieść autora pod tytułem Bilet dla zabójcy.
Trepanator.
W mrocznym labiryncie tajemnic W podziemiach Dworca Centralnego policjanci znajdują zwłoki mężczyzny z rozbitą czaszką. To nie pierwsze tego typu zabójstwo – w podobny sposób w ciągu ostatnich miesięcy zginęły trzy inne osoby. Zamordowanych łączy tylko jedno. Wszyscy regularnie podróżowali tym samym pociągiem relacji Działdowo-Warszawa.
Do zespołu śledczego dołącza Olga Bojko z komisariatu kolejowego policji. Wkrótce odkrywa szereg podobieństw między sposobem działania sprawcy ochrzczonego przez media mianem Trepanatora oraz innego seryjnego zabójcy z terenów kolejowych, ujętego ćwierć wieku temu. Człowiek ten przebywa obecnie w „ośrodku dla bestii” i teraz ma dla policji zaskakującą wiadomość. Tylko… czy można mu uwierzyć?
Nowym członkiem załogi feralnego pociągu zostaje Kacper Słubicki, który w rodzinnym Działdowie dorobił się opinii wyrzutka Praca na kolei ma sprawić, że stanie na nogi, ale wkrótce wszystko się komplikuje.
A Trepanator jest bliżej, niż mogłoby się wydawać…
Ola Bojko i Kacper Słubicki.
Mimo, iż Bilet dla zabójcy Wojciecha Wójcika, to dość obszerna powieść, to jednak czyta się ją relatywnie szybko.
Wszystko dzięki temu, iż poszczególne wątki zgrabnie się przeplatają, a sama intryga i zbudowana na jej bazie fabuła, sięgająca swymi mackami do odległej przeszłości, dość sprawnie popychają akcję do przodu.
Bohaterowie, którzy są niezwykle ważną częścią powieści, wyróżniają się indywidualnymi cechami, a ich przeszłość i niejednokrotnie przecinające się ze sobą losy, powodują wzrost napięcia i ciekawość, jak te stopniowo odkrywane z ich życia epizody, wpłyną na resztę fabuły.
Dodatkowo przy okazji bohaterów, autor porusza bardzo wiele aktualnych tematów społecznych. Takich jak bezdomność, alkoholizm, zaborczość w związku, ostracyzm społeczny, wykorzystywanie w pracy, depresja czy dyskryminacja ze względu na pochodzenie.
Wszystko to daje niezwykle spójną całość i powoduje, że na planszy dzieje się naprawdę wiele. Sama zaś zagadka, jest na tyle skomplikowana, że w zasadzie do ostatniej strony nie jesteśmy w stanie wskazać zabójcy.
Dlatego jeżeli lubicie powieści z dobrą intrygą i świetnie zarysowanym tłem społecznym, to wsiadajcie w ten pociąg, kupcie Bilet dla zabójcy i przygotujcie się na ekscytującą podróż, w którą zaprasza Was Wojciech Wójcik.
Polecam!
https://unserious.pl/2023/11/bilet-dla-zabojcy/
Wojciech Wójcik — zamieszkały w okolicach Warszawy pisarz, politolog, rowerzysta i zapalony żeglarz — swoimi wcześniejszymi powieściami na stałe zapewnił sobie miejsce na mojej czytelniczej półce. Półce, którą właśnie uzupełnia najnowsza powieść autora pod tytułem Bilet dla zabójcy.
Trepanator.
W mrocznym labiryncie tajemnic W podziemiach Dworca Centralnego policjanci...
2023-10-21
Jak mieliście okazję przekonać się niejednokrotnie, nie unikam debiutów, zwłaszcza jeśli zawierają one elementy fantastyki, które pozwalają mi zaprezentować książkę szerokiej publiczności w ramach wyzwania #polskafantastykafajnajest. Dlatego gdy Michał Jankowski zaproponował mi przeczytanie jego debiutanckiej powieści Czas Wielkiej Wody, odpowiedziałam oczywiście twierdząco. I mogę ponownie stwierdzić, że warto czytać debiutantów. :)
Sargyba, Strażnik Puszczy i zdrada.
W tej epickiej opowieści o władzy, honorze i przeznaczeniu poznajemy bezimiennego Strażnika – bohatera, którego los związany jest z walką o tron. Gdy przyjaciel, wygnany książę pragnie odzyskać swoje dziedzictwo, Strażnik zostaje wciągnięty w grę bogów, gdzie ludzie stają się pionkami na ich krwawej szachownicy.
Średniowieczny klimat i bohaterowie.
Myślę, że stwierdzeniem „warto czytać”, które zawarłam we wstępie, powiedziałam już wszystko. ;) Dlatego, zanim przejdę do punktów, które szczególnie urzekły mnie w Czasie Wielkiej Wody, pozwolę sobie zacząć od dwóch drobiazgów (pomijając poprawki redaktorskie), które można by poprawić.
Pierwszym z nich jest „niekorzystny balans” opisów w stosunku dialogów. Fajnie, że dzięki opisom dowiadujemy się sporo o tle całej powieści, ale jakby je troszeczkę skompresować i wrzucić ich część w dyskusje, to myślę, że powieść otrzymałaby takiego „dodatkowego kopa”.
Drugim elementem, który trochę mnie zabolał były, a raczej napisałabym, że był jeden przeskok czasowy. O ile przy jednotomowej powieści rozumiem, że pewne sprawy trzeba nieco przyspieszyć, to zabrakło mi trochę pochylenia się nad pobytem i treningiem Sargyby wśród ludów pustyni. Wydaje mi się, że ten motyw był na tyle ważny dla fabuły, że powinien być nieco bardziej rozwinięty.
Pomarudziłam, więc teraz już będę pisać o rzeczach przyjemnych. ;) A zacznę od klimatu, który „zalatuje” odrobinę średniowieczem, ale idealnie pasuje do tła, roślinności i zachowań poszczególnych bohaterów. Jakkolwiek to nie zabrzmi, klimatu powieści dodaje też religia i bogowie, którzy „bawią się” bohaterami niczym pionkami w grze.
Jak już wymieniłam słowo bohater, to z przyjemnością spieszę poinformować, iż niewielkie spektrum postaci jest wykreowane konkretnie, z przeszłością i charakterkiem pasującym do ich roli.
Spoglądając na akcję, to współgra ona z prowadzoną bez niedopowiedzeń fabułą i licznymi intrygami. Na początku może wydawać się nieco chaotyczna, ale jak już pojawi się kilka ważniejszych szczegółów, to całość nabiera rumieńców i kształtów, dzięki czemu łatwiej wkręcić się w intrygę i kibicowanie bohaterom.
Reasumując. Czas Wielkiej Wody Michała Jankowskiego to fajny debiut, w ciekawie wykreowanym świecie z dobrze wykreowanymi bohaterami i rozwiązaniami, których nie powstydziłby się sam George R.R. Martin. ;)
Polecam czytaczom fantastyki i czekam na coś obszerniejszego! ;)
https://unserious.pl/2023/10/czas-wielkiej-wody/
Jak mieliście okazję przekonać się niejednokrotnie, nie unikam debiutów, zwłaszcza jeśli zawierają one elementy fantastyki, które pozwalają mi zaprezentować książkę szerokiej publiczności w ramach wyzwania #polskafantastykafajnajest. Dlatego gdy Michał Jankowski zaproponował mi przeczytanie jego debiutanckiej powieści Czas Wielkiej Wody, odpowiedziałam oczywiście...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-18
Jeżeli chodzi o powieści historyczne, to jestem absolutną fanką brytyjskiego pisarza i historyka Bernarda Cornwella i sposobu, w jakim snuje on opowieści. Dlatego nie mogłam oprzeć się pokusie i ostatnio sięgnęłam po Rycerza, czyli pierwszy tom wznowionej przez Wydawnictwo HI:STORY Trylogii świętego Graala. Rycerz
Wielkanoc 1342 roku, początek wojny stuletniej.
Wioska Hookton zostaje doszczętnie zniszczona przez wojska francuskie, a tajemniczy czarny rycerz kradnie z miejscowego kościoła cenną relikwię – włócznię Świętego Jerzego. Z krwawej rzezi uchodzi tylko jeden człowiek: osiemnastoletni łucznik Thomas. Przyłącza się do oddziałów angielskich, by w ich szeregach walczyć na kontynencie. Zamierza pomścić śmierć swoich bliskich i odzyskać zrabowaną relikwię.
Krocząc po śladach złodzieja, Thomas zaczyna odkrywać zagadkę swojego pochodzenia i dowiaduje się o istnieniu Świętego Graala. Postanawia, że odnajdzie legendarny kielich. Jednak zanim wyruszy na poszukiwania, przeznaczenie prowadzi go na pole bitwy pod Crécy…
Epickie bitwy z buławą i łukiem w tle.
Cornwell wie, jak budować napięcie i odpowiednio podkręcać atmosferę.
Rozpoczyna już od pierwszej strony wielkim tąpnięciem, a dalej już tylko umiejętnie podgrzewa atmosferę, którą ubarwia licznymi historycznymi faktami, a także wspaniale odmalowanymi bitwami. Więc przygotujecie się na krew, pot, łzy, czarny łuk i buławę tańczącą nad głową. Bo Bernard Cornwell nie pudruje rzeczywistości, ale odmalowuje ją taką, jaka jest. Pełną brudu, krwi, strachu i cierpienia.
Brutalność i wspaniale oddana dynamika bitew, nie są jedynym ciekawym punktem powieści. Autor świetnie odmalowuje również zdarzenia po samej walce. Nie gloryfikuje zwycięzców, ale pokazuje, jak dzięki wygranej zdobywają oni kolejne wojenne łupy, które przeplatają dla rozrywki z pijaństwem, samosądami, mordami i gwałtami.
Jeżeli chodzi o kreację bohaterów, to Cornwell również w tej materii spisuje się wyśmienicie. Wszystkie postacie, które spotykamy na kartach Rycerza, są jak żywe, a dzięki ich przywarom i popełnianymi przez nich błędom, czujemy, że są zwykłymi, śmiertelnymi ludźmi. Ludźmi, których chcemy wspierać i przeżywamy ich losy niemal jak swoje.
Spoglądając na historyczny aspekt powieści, to muszę przyznać, że przedstawienie bez ubarwień, tego niezwykle ciekawego okresu w historii Anglii i Francji było intrygujące, a sama bitwa o Crécy, to był prawdziwy majstersztyk.
Reasumując. Rycerz Bernadra Cornwella, to kolejna niesamowita historyczna powieść w dorobku autora, którą nie tylko przeczytałam z przyjemnością, ale wręcz na każdym kroku miałam wrażenie, że wraz z jej bohaterami uczestniczę w jednej z największych bitew wojny stuletniej.
Gorąco polecam powieść wszystkim miłośnikom dobrych powieści historycznych!
https://unserious.pl/2023/10/rycerz/
Jeżeli chodzi o powieści historyczne, to jestem absolutną fanką brytyjskiego pisarza i historyka Bernarda Cornwella i sposobu, w jakim snuje on opowieści. Dlatego nie mogłam oprzeć się pokusie i ostatnio sięgnęłam po Rycerza, czyli pierwszy tom wznowionej przez Wydawnictwo HI:STORY Trylogii świętego Graala. Rycerz
Wielkanoc 1342 roku, początek wojny stuletniej.
Wioska...
2023-10-15
Nie jestem wielką fanką biografii. Może dlatego, że do tej pory w moim żywocie przeczytałam aż jedną (słownie jedną ;)), która była nudna niczym flaki z olejem. Dlatego odpychałam od siebie możliwość sięgania po tego typu literaturę, aż do momentu, w którym powiedziałam sobie, że w sumie darzę dużą estymą J.R.R. Tolkiena i w zasadzie poza kilkoma detalami z Wikipedii nie wiem nic o jego życiu. Postanowiłam więc się przemóc i sięgnęłam po właśnie wydaną biografię autora (podobno najlepsiejszą) autorstwa Humphrey Carpentera. J.R.R. Tolkien. Biografia
Od Afryki do Oksfordu.
Prawdziwa gratka zarówno dla tych, którzy przeczytali Hobbita dwadzieścia razy, jak i dla tych, którzy dopiero usłyszeli o skromnym profesorze Oksfordu.
Tolkien przedstawiony przez Carpentera jest człowiekiem z krwi i kości: z pasją bada i tworzy nowe języki, w roztargnieniu sprawdza prace studentów, a wieczorami chadza na piwo z C.S. Lewisem i innymi tzw. „Inklingami”. Carpenter sięga do dzieciństwa Tolkiena, spędzonego na południu Afryki, a następnie śledzi dalsze losy chłopca: stratę rodziców, okopy I wojny światowej, aż do poznania przyszłej żony Edith i zamieszkania w Oksfordzie. Znakomita książka, dająca poczucie realnego obcowania z kultowym autorem.
Lekki język i rzeczowość.
Patrząc przez pryzmat mojego marnego doświadczenia z biografiami, spodziewałam się zalewu faktów i dat już od pierwszej strony. Zaskoczyłam się pozytywnie, bo Carpenter w bardzo lekki, acz rzeczowy sposób podszedł do przedstawiania najważniejszych faktów z życia J.R.R. Tolkiena.
Dowiedziałam się tradycyjnie, gdzie autor się urodził, jak spędził dzieciństwo, jakie talenty przedstawiał jako młodzieniec i w jakich okolicznościach poznał swoją przyszłą małżonkę.
Te informacje, które oczywiście można znaleźć na każdej stronie o Tolkienie, nie były dla mnie nowością. Na szczęście Humphrey Carpenter „między wierszami” dorzucił coś jeszcze. I właśnie to coś, było dla mnie najważniejszą częścią tej biografii.
Mianowicie z ciekawych wzmianek dowiedziałam się, w jakich okolicznościach powstały takie dzieła jak Silmarillion, Hobbit i Władca Pierścieni. Jak wiele wysiłku i wyrzeczeń kosztowało autora — perfekcjonistę — stworzenie tych dzieł i jak niebanalny wkład w ich tworzenie miała miłość do literatury i języków.
Proces tworzenia książek, to wciąż jednak tylko ułomek biografii Tolkiena. Carpenter poświęcił w książce również sporo miejsca na to, co działo się po wydaniu książek. Zwrócił uwagę na zaangażowanie autora w proces ciągłej redakcji i poprawy swoich dzieł. Pokazał, jak dbałość o detale pochłaniała Tolkiena, przez co ten nie był w stanie przelewać na papier dalszych pomysłów i kontynuować innych swoich dzieł.
Reasumując. J.R.R. Tolkien. Biografia autorstwa Humphrey Carpentera, to kawał fajnie opisanej historii jednego z najbardziej rozpoznawalnych i szanowanych pisarzy fantasy na świecie. Jeżeli lubicie piesze wędrówki z Hobbitami, a całe Śródziemie jest dla Was krainą pełną życia i niesamowitych bohaterów, to myślę, że powinniście zainteresować się biografią Tolkiena i poznać proces tworzenia Śródziemia i jego mitologii.
Polecam!
https://unserious.pl/2023/10/j-r-r-tolkien-biografia/
Nie jestem wielką fanką biografii. Może dlatego, że do tej pory w moim żywocie przeczytałam aż jedną (słownie jedną ;)), która była nudna niczym flaki z olejem. Dlatego odpychałam od siebie możliwość sięgania po tego typu literaturę, aż do momentu, w którym powiedziałam sobie, że w sumie darzę dużą estymą J.R.R. Tolkiena i w zasadzie poza kilkoma detalami z Wikipedii nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-06
O kanadyjskim pisarzu fantasy — Guy Gavriel Kay — który tworzy fikcyjne krainy przypominające prawdziwe historyczne miejsca, słyszałam wiele dobrego. Dlatego postanowiłam przyjrzeć się jego najnowszej powieści wydanej przez Wydawnictwo Zysk i S-ka pod tytułem Dawno temu blask.
Syn krawca, uzdrowicielka i Adria Ripoli.
W komnacie, której okna wychodzą na kanały morskiego miasta, pewien człowiek wspomina młodość i ludzi, którzy ukształtowali jego życie. W młodości Danio Cerra został przyjęty do renomowanej szkoły, mimo że był tylko synem krawca. Podjął służbę na dworze panującego hrabiego i wkrótce przekonał się, dlaczego jest on nazywany Bestią. Los Dania odmienił się w chwili, kiedy pewnej nocy rozpoznał Adrię Ripoli, która weszła do komnaty hrabiego z zamiarem zabójstwa. Urodzona do sprawowania władzy, Adria zamiast wygodnego życia wybrała życie wolne i pełne niebezpieczeństw…
Miłość, ambicja, nienawiść i renesansowe Włochy w tle.
Guy Gavriel Kay oprócz bardzo plastycznego tworzenia światów przypomnających historyczne miejsca, ma jeszcze jedną ważną zaletę. Potrafi snuć historie niczym najlepszy gawędziarz świata.
Od pierwszej strony wręcz „zatopiłam się” w historię i chłonęłam otoczenie oraz rozkoszowałam się niesamowitym klimatem.
Rozkoszowałam się również niespiesznie poprowadzoną akcją, dzięki której mogłam skupić się na śledzeniu losów wszystkich bohaterów, wyłapywać pojawiające się „smaczki”, liczyć na misternie skrojone polityczne potyczki, a także opisy walk i koneksji między bohaterami.
A tych Ci w powieści dostatek. Począwszy od biednego syna krawca, który otrzymuje szansę na lepsze życie, przez biorącą los w swoje ręce uzdrowicielkę, którą los splata z dwójką najemnych wojowników i lekkomyślnym dziedzicem fortuny, na Adri Ripoli, która miast wygód, wybrała życie pełne niebezpieczeństw i przygód, kończąc.
Reasumując. Dawno temu blask to intrygująca powieść, która zachwyca klimatem, historią i ciekawym zestawem postaci, które swoją różnorodnością, postawą i wyborami zaskakują, a także zmuszają do śledzenia ich wątków z zapartym tchem i jednoczesnego zastanowienia się nad wartościami nie tylko przedstawionego, ale również współczesnego świata.
Polecam!
https://unserious.pl/2023/10/dawno-temu-blask/
O kanadyjskim pisarzu fantasy — Guy Gavriel Kay — który tworzy fikcyjne krainy przypominające prawdziwe historyczne miejsca, słyszałam wiele dobrego. Dlatego postanowiłam przyjrzeć się jego najnowszej powieści wydanej przez Wydawnictwo Zysk i S-ka pod tytułem Dawno temu blask.
Syn krawca, uzdrowicielka i Adria Ripoli.
W komnacie, której okna wychodzą na kanały morskiego...
Jak już kiedyś napomknęłam, bardzo lubię kryminały pióra Wojciecha Wójcika. Dlatego z ogromną przyjemnością i ciekawością sięgnęłam po ostatnią książkę autora i usłyszałam Jęk zamykanych bram.
Odpowiedzi szukaj tam, gdzie nie dociera blask śródmiejskich latarni.
Na oddział chirurgii w wyniku pobicia trafia Arek Maj, ochroniarz w modnym warszawskim klubie Trzynastka. Wkrótce inny pacjent znajduje jego ciało z poderżniętym gardłem. Dyżurująca lekarka postanawia powiadomić bliskich ofiary. Okazuje się jednak, że osoba, którą Maj wskazał do kontaktu, dwa lata temu zaginęła.
Właściciel klubu, znany jako Mecenas, zleca wyjaśnienie zagadki zabójstwa byłemu policjantowi Mateuszowi Krysiakowi. Na jaw wychodzą nowe fakty. Czego tak naprawdę boi się Mecenas? Do bliskich zamordowanego usiłuje dotrzeć też Edyta, kelnerka z Trzynastki. Arek przed śmiercią zostawił jej na przechowanie sporą sumę pieniędzy. Jej poszukiwania przynoszą jednak więcej pytań niż odpowiedzi. Czego nie mówił jej Arek? I dlaczego musiał umrzeć?
Cywilne śledztwo.
Po raz kolejny jestem zachwycona piórem autora i intrygą, która pochłonęła mnie do tego stopnia, że nie mogłam oderwać się od książki.
Te wszystkie splecione wątki, nawiązania do przeszłości i sprawa poprowadzona nie przez policję, a zwykłych śmiertelników, to było coś odświeżającego i nowego w wykonaniu autora.
Bohaterowie ponownie zrobili niesamowitą robotę. Nie tylko prowadzą swoje własne śledztwo w sprawie śmierci Arkadiusza Maja, ale przede wszystkim pokazują brudną i mroczną rzeczywistość nie tylko ludzi, którzy próbują znaleźć lepszy świat w stolicy, ale także tych, którzy ten fakt wykorzystują w najbardziej podły i nieludzki sposób.
Świetnie zarysowane tło społeczne, to wisienka na torcie tej powieści, która daje bardzo wiele do myślenia o panujących układach, mafijnych porachunkach i o tym, że w tym brudnym, pełnym obłudy i kłamstw świecie, nie powinniśmy wstrzymać się z naszymi osądami, dopóki nie poznamy całej historii.
Myślę, że więcej dodawać nie muszę. Jak lubicie dopieszczone kryminały, z dobrze poprowadzoną intrygą i fenomenalnie zarysowanym tłem społecznym, to musicie przeczytać Jęk zamykanych bram Wojciecha Wójcika.
Gorąco polecam!
https://unserious.pl/2024/05/jek-zamykanych-bram-wojciech-wojcik/
Jak już kiedyś napomknęłam, bardzo lubię kryminały pióra Wojciecha Wójcika. Dlatego z ogromną przyjemnością i ciekawością sięgnęłam po ostatnią książkę autora i usłyszałam Jęk zamykanych bram.
więcej Pokaż mimo toOdpowiedzi szukaj tam, gdzie nie dociera blask śródmiejskich latarni.
Na oddział chirurgii w wyniku pobicia trafia Arek Maj, ochroniarz w modnym warszawskim klubie Trzynastka....