rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Skończyłam to czytać już jakiś czas temu, ale za recenzję zabieram się dopiero teraz. Powód tego jest bardzo prosty. Otóż miałam po tej książce tak gargantuicznego książkowego kaca, że nie byłam w stanie zacząć czytać czegokolwiek, nawet listy zakupów. Ta powieść dosłownie się we mnie wtopiła, stała się tak ważną częścią mojego życia, myśli, światopoglądu... No po prostu przeczytanie jej jest dla mnie właściwie punktem w życiorysie. Nie pamiętam innej książki, która mnie tak zachwyciła.


Jest to opis przeżyć Noaha i Jude, bliźniaków. Książka została napisana z dwóch perspektyw (właśnie tego rodzeństwa) i jakby w dwóch różnych momentach ich życia: Noah opowiada te wydarzenia, które mają miejsce gdy bohaterowie mają po 13 lat, zaś rozdziały Jude są już relacją z wydarzeń z życia szesnastolatków. Zmiany, jakie w nich w tym czasie zaszły, w ich wyglądzie zewnętrznym, usposobieniu, postrzeganiu świata i sposobach konfrontacji z nim, są szokujące, wręcz przerażające. Natomiast, co nie jest tak oczywiste, za to równie ważne, odkrywamy też, co się w bliźniakach wcale nie zmieniło.

Jaki jest pierwszy wielki atut tej książki, który rzuca się w oczy? Język. ''Oddam Ci Słońce'' została napisana tak pięknym językiem, że słowa niemal mają smak, ja dosłownie czułam je na języku. Czytanie tego jest jak słuchanie muzyki, treść po prostu wpływa do głowy i sprawia ze serce bije jej rytmem. Oczywiście jest to też zasługa fenomenalnego tłumaczenia, no i piękna naszego języka, ale, na miłość boską, Jandy Nelson musi mieć naprawdę przepiękne myśli, jeżeli stworzyła tekst tak zachwycający.


Mogłabym opisywać kolejne plusy, gdyż dla mnie ta książka nie ma wad, ale prawda jest taka, że ona cała jest dla mnie plusem. Bohaterowie, których kocham, fabuła, która mnie przejęła, refleksje, które stały się moimi własnymi. To mogłoby się nie kończyć. Oddałabym Słońce, żeby ta książka się nie skończyła.


Uwielbiam relację między postaciami w tej powieści. Ta najważniejsza, między Jude i Noahem. Miedzy nimi i ich bliskimi. I wreszcie między nimi a Guillermem, no i relacje z Oscarem i Brianem. Wątek Briana, pomimo tego że nie jest jednak typowy, to jednak jest jednym z moich ulubionych literackich wątków uczuciowych. Wątek Oscara też jest cudowny. Boże, ta książka ma tyle wątków!


Chociaż pisanie o takich arcydziełach sprawia mi ogromną przyjemność, to jednak czas kończyć ten wywód, bo zaraz pewnie coś zaspojleruję. Na koniec dodam tylko że, chociaż Jandy Nelson jest fanką Johna Greena, to, z całą moją sympatią dla fenomenalnych książek pana Greena, uważam że powieść Jandy przebija je wszystkie.

KONIECZNIE MUSICIE PRZECZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ!!!

Skończyłam to czytać już jakiś czas temu, ale za recenzję zabieram się dopiero teraz. Powód tego jest bardzo prosty. Otóż miałam po tej książce tak gargantuicznego książkowego kaca, że nie byłam w stanie zacząć czytać czegokolwiek, nawet listy zakupów. Ta powieść dosłownie się we mnie wtopiła, stała się tak ważną częścią mojego życia, myśli, światopoglądu... No po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fangirl jest książką jednocześnie inną niż większość, które czytałam, i bardzo do nich podobną. Jej bohaterką jest Cath zamknięta w sobie, wręcz asocjalna studentka filologii angielskiej. Jej głównym zajęciem jest pisanie uwielbianego przez tysiące internautów fanfiction o bohaterach popularnej serii książek: Simonie i Bazie.
Wiec Cath, po zamieszkaniu w kampusie, pisze swoje fanfiction, uczęszcza na zajęcia z kreatywnego pisania, martwi się o ojca, kłóci z siostrą bliźniaczką, powoli zaprzyjaźnia się ze swoją współlokatorką i poznaje dwóch chłopaków, którzy z różnych powodów mieli wpływ na jej życie.
W Fangirl jest jedna rzecz, której wcale nie napotykam w książkach często, a którą bardzo cenię, chociaż jest to rzecz całkowicie i zupełnie subiektywna. Otóż pewne uczucia i refleksje głównej bohaterki są identyczne jak moje, i zostały opisane w taki sposób, że pomogło mi to zrozumieć pewne moje własne cechy. Bardzo mnie to urzekło, czułam, że ta książka zawiera jakby kawałek mnie.
Cieszę się też, że powieść zawierała zarówno fragmenty oryginalnej serii o Simonie, jak i opowiadania Cath, Chociaż muszę stwierdzić, że ta oryginalna historia, chociaż były to tylko króciutkie urywki, niezbyt mnie przekonała. Dużo bardziej polubiłam wersję Cath- głównie przez lepszy język.
Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to byli w porządku. Cath polubiłam za to, ze była taka podobna do mnie i całkiem nieźle radziła sobie ze swoimi- naszymi- problemami. Jej siostra Wren również mi się spodobała. Reagan była interesująca i dość oryginalna, chociaż nie skupiła zbytnio mojej uwagi. Leviego kocham za jego uśmiech i opieranie się o rzeczy. Co prawda pachniał trochę typowym ''tym chłopakiem'' z książek dla młodzieży, ale autorka wybroniła go sporą ilością drobnych, ale indywidualnych cech.
I jeszcze kilka słów o zakończeniu. Już przed przeczytaniem Fangirl wiedziałam, ze jest ono... nietypowe. Pomyślałam więc, że gdy już skończę, mogłabym spróbować napisać jakieś króciutkie fanfiction i zakończę te opowieść tak, jak ja bym chciała. Problem w tym, że jak się okazuje, to nie takie proste! Naprawdę się nie spodziewałam, że to zakończenie będzie aż tak... niedokończone! Więcej nie powiem. Sami zobaczcie. Książkę jak najbardziej polecam wszystkim fanom literatury młodzieżowej :)

Fangirl jest książką jednocześnie inną niż większość, które czytałam, i bardzo do nich podobną. Jej bohaterką jest Cath zamknięta w sobie, wręcz asocjalna studentka filologii angielskiej. Jej głównym zajęciem jest pisanie uwielbianego przez tysiące internautów fanfiction o bohaterach popularnej serii książek: Simonie i Bazie.
Wiec Cath, po zamieszkaniu w kampusie, pisze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy zaczęłam czytać Draculę, długaśne opisy widoków, jakie podziwiaj Jonathan Harker podczas wyprawy d Transylwanii porządnie mnie zniechęciły. Do tego stopnia, że książka przeleżała dobre kilka tygodni na parapecie czekając, jak mi się zdawało, na powrót do biblioteki. Cieszę się, że zdecydowałam się jednak dać jej drugą szansę, bo okazała się niezwykle wciągająca, interesująca i bardzo działająca na wyobraźnię.
Na początek napisze parę słów o fabule. Otóż, jak pewnie wiedzą nawet ci, którzy nie czytali Draculi, rumuński hrabia, który za pośrednictwem Jonathana Harkera chce przeprowadzić się z transylwańskiego zamku do tętniącego życiem dziewiętnastowiecznego Londynu okazuje się być straszliwym potworem. Gdy wychodzi to na jaw, główni bohaterowie: profesor Van Helsing, doktor Seward, sędzia Holmwood i Quincey Morris, później z pomocą Jonathana i Miny, postanawiają pokrzyżować mu plany. Ich wszystkie przeżycia zostały opisane w formie dzienników, wycinków prasowych, listów i notatek, co dowodzi tylko niezwykłego kunsztu autora, Brama Stokera, bowiem w każdej notatce czy fragmencie dziennika z łatwością można wyczytać osobowość tego, kto ją napisał. To naprawdę wielki atut tej książki, doskonale określone osobowości bohaterów.
Kolejne, co bardzo mi się w Draculi spodobało, to to, ze jest naprawdę wiele wątków. Ja osobiście bardzo lubiłam czytać o Renfieldzie, pacjencie doktora Sewarda. To tajemnicza, świetnie opisana historia. Bardzo dobrze mi się ją czytało. Jest też wątek panny Lucy Westenry, również ciekawy.
I oczywiście, jak to w powieści grozy, są też te straszne momenty. Moim ulubionym przerażającym fragmentem Draculi jest wątek Statku, który przybił do angielskich wybrzeży z jednym tylko martwym kapitanem na pokładzie. Dziennik tego kapitana przeczytałam dosłownie jednym tchem. Trochę szkoda, że nie było więcej takich niepokojących, ''thrillerowych'' fragmentów. Chociaż może były, a tylko dzisiejsze realia i to, że teraz boimy się czego innego, działają na niekorzyść tej bez wątpienia wspaniałej książki?
Wszystkie te wewnętrzne przeżycia bohaterów, ich wątpliwości, strach, niepewność własnej poczytalności dają natomiast Draculi ogromnego plusa. Dla mnie- fanki zgłębiania ludzkiej psychiki w książkach ale i w filmach- prawdziwa gratka. Pewnie dlatego też tak lubię wątek Renfielda.
Żeby już nie przedłużać: Draculę polecam tym, którzy chcą czegoś głębokiego, złożonego, wymagającego skupienia. Bo Dracula to książka, w którą trzeba się zagłębić, zobaczyć to wszystko, co widzieli i opisali jej bohaterowie, poczuć to wszystko. Wczuć się w ten dziewiętnasty wiek. A wtedy ta powieść naprawdę Was wciągnie.
W wydaniu, które ja czytałam, na końcu jest bardzo interesujące posłowie: Dracula- nieśmiertelne przekleństwo pożądania autorstwa Macieja Płazy. Jest to wydanie z 2011 roku wyd. Vesper. Polecam, ponieważ to posłowie jest naprawdę bardzo ciekawe, zawiera mnóstwo interesujących ciekawostek, między innymi skąd się właściwie wzięły wampiry, gdzie pojawiły się po raz pierwszy, możecie też przeczytać o filmowych ekranizacjach Draculi. Zachęcam do przeczytania wszystkich, których interesuje nie tylko sama fabuła Draculi.

Gdy zaczęłam czytać Draculę, długaśne opisy widoków, jakie podziwiaj Jonathan Harker podczas wyprawy d Transylwanii porządnie mnie zniechęciły. Do tego stopnia, że książka przeleżała dobre kilka tygodni na parapecie czekając, jak mi się zdawało, na powrót do biblioteki. Cieszę się, że zdecydowałam się jednak dać jej drugą szansę, bo okazała się niezwykle wciągająca,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

''Droga do szczęścia'' kojarzy mi się trochę z ''Antygoną''. Kiedy omawiałam tę grecką tragedię w szkole, dowiedziałam się, że bohaterowie od samego początku dążą do własnej zagłady, że nie ma dla nich dobrego zakończenia. Tak zwany konflikt tragiczny. I to samo mamy w powieści Richarda Yatesa. A przyczyną jest rzecz bardzo prosta: najzwyczajniejszy w świecie brak miłości.

Autor przedstawia nam głównych bohaterów: Franka i April Wheelerów. Są małżeństwem, mają dwójkę dzieci, mieszkają w domu na przedmieściach. April gra w amatorskim teatrze, Frank pracuje w dziale promocji sprzedaży firm zajmującej się urządzeniami elektrycznymi. Z wierzchu wygląda to jak opis zupełnie przeciętnej amerykańskiej rodziny. Jednak problem Wheelerów polega na tym, że są nieszczęśliwi. Jako powód tego nieszczęścia podają świat, w którym żyją, cała ta ''Beznadziejna Pustka''. Frank wielokrotnie piętnuje ludzi, z którymi spotyka się na codzień, jako nijakich i żałosnych. April zgadza się z nim. Obydwoje są hipokrytami.

Franklin H. Wheeler, mężczyzna przeciętnej urodzie, idealista, człowiek, moim zdaniem, o kompletnie wypaczonej osobowości. Bo niby nienawidzi swojej pracy, uważa ją za zło konieczne, a jednak, kiedy otrzymuje propozycję intratnego awansu, kombinuje jak tylko może, by ją przyjąć i jednocześnie nie dać po sobie poznać, że mu na tym zależy. Niby kocha swoją żonę, a jednak wdaje się w romans z naiwną sekretarką ze swojego biura. Mało tego, ten romans traktuje jako potwierdzenie własnej męskości, którego zdaje się bez przerwy poszukiwać. Planuje swoje wypowiedzi na przeróżne tematy, szlifuje je, aby były jak najdoskonalsze. I wreszcie, kompletnie nie rozumie, nie wyczuwa swojej żony. Chociaż wydaje mi się, że czuje do niej jakieś dobre uczucie, to jednak zdecydowanie nie kocha jej, tak jak to samemu sobie wmawia.

April Johnson Wheeler, w dzieciństwie porzucona przez rodziców, absolwentka akademii dramatycznej. Według mnie jest sztandarowym przykładem człowieka niekochającego. Jest dobra, troskliwa, stara się walczyć o szczęście, wymyśla wyjazd do Europy, ale nie kocha ani swojego męża, ani swoich dzieci. Owszem, lubi Franka, ale na pewno nie traktuje go jak bratnią duszę. Wszystko, co mówi mąż, zdaje się ją denerwować. Dla czytelnika jest to aż szokujące, że mężczyzna aż do tego stopnia nie może powiedzieć tego co jego żona chciałabym usłyszeć. Może po prostu dlatego, że April zwyczajnie nie chce go słuchać?

I wszyscy ci bohaterowie drugoplanowi: ludzie tak powierzchowni, że jest to aż nierealne, kłamliwi, poprawni politycznie, bojący się najprostszej prawdy. Społeczeństwo stworzone przez Yatesa jest przerażająco martwe.

Tego, co dzieje się na końcu nie zdradzę, chociaż chciałabym, bo zakończenie książki jest uderzająco, boleśnie genialne.

''Droga do szczęścia'' to smutna, niewiarygodna wręcz satyra na ludzi uważających, że szczęście musi być spektakularne i doskonałe. I że jest do niego jakaś droga.

''Droga do szczęścia'' kojarzy mi się trochę z ''Antygoną''. Kiedy omawiałam tę grecką tragedię w szkole, dowiedziałam się, że bohaterowie od samego początku dążą do własnej zagłady, że nie ma dla nich dobrego zakończenia. Tak zwany konflikt tragiczny. I to samo mamy w powieści Richarda Yatesa. A przyczyną jest rzecz bardzo prosta: najzwyczajniejszy w świecie brak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przed przeczytaniem ''19 razy Katherine'' wielokrotnie spotykałam się z opiniami, że jest to najgorsza książka autorstwa Johna Greena. Do tej pory przeczytałam trzy pozycje tego autora, i mogę powiedzieć, że rzeczywiście, Katheriny nie są aż takim arcydziełem jak ''Papierowe miasta'' i ''Gwiazd naszych wina''. Ale... ''najgorsza'' to takie negatywne słowo. Ta książka nie jest zła. Anie tym bardziej najgorsza. Powiedziałabym, że jest raczej ''najmniej rewelacyjna''.

Głównym bohaterem ''19 razy Katherine'' jest Colin Singleton, cudowne dziecko i amator dziewcząt o imieniu Katherine. Od dzieciństwa zdążył już umawiać się z dziewiętnastoma Katherinami. I był przez nie porzucany. Za każdym razem. Całe 19 razy.

No, nie do końca...

Rozstanie z ostatnią, Katherine Carter, zabolało go najmocniej. Chłopak prawie zwariował z rozpaczy. Aby pomóc mu się pozbierać, jego najlepszy przyjaciel, Hassan- nawiasem mówiąc, świetna postać- zabawny, wyluzowany, a przy tym mądry w taki ciekawy, głęboki sposób- namawia go do wyprawy przez Stany Zjednoczone. Chłopcy ruszają więc i docierają do wioski Gutshot w stanie Tennessee, gdzie zatrzymują się, aby zobaczyć grób arcyksięcia Ferdynada. Poznają Lindsey oraz jej matkę Hollis, i przyjmują ofertę pracy, a Colin rozpoczyna pisanie Teorematu, w którym, dzięki wzorowi i wykresowi funkcji, udowadnia, że biorąc pod uwagę pewne czynniki można przewidzieć, kto zakończy związek.

Książka jest bardzo ''johngreenowa''. Świetnie napisana, przemyślana, z przesłaniem. A niektóre sceny po prostu chwyciły mnie za serce. Zwłaszcza jeden z ostatnich fragmentów, który spodobał mi się tak bardzo, że przeczytałam go kilka razy pod rząd, zanim przeszłam dalej... Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego, to jest chyba przykład tej ''johngreenowosci'' ;)

To, co zapewne jest tak krytykowane w tej książce, to zapewne fakt, że jest w niej naprawdę duuużo matematyki. I to w takim stopniu skomplikowania, że po pierwszych rozdziałach przestałam starać się ją zrozumieć, bo tylko mnie to frustrowało, że nie potrafię sobie poradzić z głupią funkcją. Postanowiłam więc poczekać z rozumieniem matematyki do aneksu i cieszyć się naprawdę ciekawą akcją. I udało się! Książka od razu stała się lżejsza i przyjemniejsza.

Teraz parę słów o głównym bohaterze, ponieważ jego osobowość ma ogromny wpływ na styl 19xK. Colin jest niezwykle głodny wiedzy. Tak bym to ujęła. Uwielbia czytać, ma świetną pamięć i wie naprawdę, naprawdę dużo. Wygrał kiedyś teleturniej dla genialnych dzieci. Czasami to jego bycie genialnym dzieckiem jest trochę irytujące, ponieważ miałam wrażenie, że on jest zupełnie nieżyciowy. Nie było to jednak aż tak irytujące, żebym przestała lubić Colina. Ponieważ więc główny bohater jest taką chodzącą encyklopedią, w książce jest mnóstwo ciekawostek (nota bene bardzo interesujących), no i całe strony na temat Teorematu. I chociaż ta ''naukowość'' może być niekiedy mecząca, fakt, że sposób napisania książki jest taką drogą do poznania głównego bohatera, jest naprawdę dużym plusem.

Kolejny, według mnie, ogromny plus tej książki? Anagramy! Oczywiście, wiedziałam wcześniej o ich istnieniu. Ale dzięki 19xK naprawdę mnie oczarowały. Wprowadzenie ich do fabuły było naprawdę świetnym pomysłem.

Zapewne czytelnicy, którzy już zapoznali się z twórczością rewelacyjnego pana Zielonego nie zwariują na punkcie tej pozycji. Ale ja ją naprawdę lubię. Naprawdę. I polecam każdemu, kto lubi ''johngreenowe'' książki.

Przed przeczytaniem ''19 razy Katherine'' wielokrotnie spotykałam się z opiniami, że jest to najgorsza książka autorstwa Johna Greena. Do tej pory przeczytałam trzy pozycje tego autora, i mogę powiedzieć, że rzeczywiście, Katheriny nie są aż takim arcydziełem jak ''Papierowe miasta'' i ''Gwiazd naszych wina''. Ale... ''najgorsza'' to takie negatywne słowo. Ta książka nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do tej pory moją ulubioną lekturą szkolną był ''Tomek w krainie kangurów', jednak po lekturze ''Kamieni na szaniec'' stwierdzam, ze najszczęśliwszą decyzją Ministerstwa Edukacji odnośnie lektur jest jednak właśnie ta książka.

Jest to historia polskiej młodzieży, która dorastała w Polsce międzywojennej. Głównymi bohaterami są trzej harcerze, członkowie grupy Buków: Alek, Rudy i Zośka. Chłopcy mają bodajże po 17 lat kiedy wybucha II wojna światowa. Wtedy rozpoczynają swoja działalność konspiracyjną jako członkowie organizacji ''Wawer''. Czytanie o ich dokonaniach w Małym Sabotażu niesamowicie mnie wciągnęło, do tego stopnia, że każdą wolną chwilkę spędzałam ślęcząc nad tą książką. Bohaterowie- wszyscy, nie tylko trzej główni- obudzili we mnie ogromną sympatię, a ich historia wzruszała mnie i zachwycała niemal na każdej stronie coraz bardziej.

Właściwie ''zachwycać'' to chyba nie jest dobre słowo. Bo przecież to wszystko, ta wojna, była straszna. Ale jak mam wyrazić to słowami? Czułam, i wciąż czuję, do tych niewiele starszych ode mnie bohaterów ogromny szacunek.

I coś jeszcze. To tak, jakby oni sami mi to opowiedzieli. Bo po przeczytaniu ''Kamieni...'', i wiem, że zabrzmi to banalnie, wciąż czuję się tak, jakbym ich w jakiś sposób znała. Może to dlatego, że w gruncie rzeczy byli młodymi ludźmi takimi samymi jak my teraz... I może z tego samego powodu tak boli świadomość, że zginęli jako dwudziestokilkuletni chłopcy? Nawet nie widzieli, jak powstaje Warszawa... Chociaż przecież tam byli, prawda? Jako batalion ''Zośka'', kompania '"Rudy'', pluton ''Alek''

Nie wiem, co mogę tu jeszcze dodać. ''Kamienie na szaniec'' są taką książką, w której treść zajmuje tak bardzo, że na to, czy książka jest napisana dobrze czy źle, właściwie już nie zwracam uwagi. Chociaż, moim skromnym zdaniem, jest napisana dobrze. Prawie dosłownie widziałam to wszystko, co tam było opisane. I na pewno kiedyś do niej wrócę

Polecam wszystkim.

Do tej pory moją ulubioną lekturą szkolną był ''Tomek w krainie kangurów', jednak po lekturze ''Kamieni na szaniec'' stwierdzam, ze najszczęśliwszą decyzją Ministerstwa Edukacji odnośnie lektur jest jednak właśnie ta książka.

Jest to historia polskiej młodzieży, która dorastała w Polsce międzywojennej. Głównymi bohaterami są trzej harcerze, członkowie grupy Buków: Alek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim przejdę do recenzji tej książki, chciałabym nawiązać do tego, co wydawcy napisali na okładce. Teksty w stylu: pisarka wszech czasów, rekordy sprzedaży, cud miód i malinki. Po przeczytaniu stwierdzam: ŻE COOOO? Jaka pisarka wszech czasów? Drogi Amazonie, od kiedy to wystarczy napisać bardziej zboczoną i mniej wampirzą wersje Zmierzchu, żeby już być ''pisarką wszech czasów''?

Dobra, recenzujmy. Coś o głównej bohaterce.

Anastasia Steele jest niezwykle niezdarną, ciemnowłosą ciamajdą ze stanu Waszyngton, czerwieni się na sam dźwięk słowa ''seks'' i co chwila rozpada na kawałki, ewentualnie znajduje na krawędzi lub spada w otchłań czy gdzieś tam. Kompletnie traci głowę na niesamowicie przystojnego, jeszcze bardziej niesamowicie bogatego Christiana Greya, który świetnie tańczy, gra na fortepianie, pilotuje śmigłowiec i szybowiec, zna się na winach (ojej, przepraszam. nie zna się, ale i tak zawsze wybiera te przepyszne) daje jej drogie prezenty, których ona nie chce przyjąć i cudownie pachnie.

A jak wygląda tak zwana akcja tego smakowitego dzieła? Można powiedzieć tak: głównymi ośrodkami fabuły są fragmenty ''w trakcie seksu''. Przerywniki stanowią fragmenty ''przed seksem'' i ''po seksie'', podczas których główna bohaterka samobiczuje się mentalnie ciągłym rozmyślaniem na temat pewnej umowy. Co do tych kulminacyjnych momentów, podczas których Grey ''przelatuje'' Anę, wygląda to z grubsza tak, że ustawiają się w odpowiedniej pozycji, On się w nią ''wpycha'' następnie chwila na opisanie towarzyszących temu uczuć o różnorodności zbliżonej poziomem do krawężnika. Później sakramentalne''Dojdź dla mnie, mała'', no i to rozpadanie się na kawałki/opadanie w otchłań. W niektórych jednak momentach, kiedy są w Pokoju Zabaw, jest to trochę bardziej skomplikowane, ponieważ w tych ''zabawach'' biorą udział także rozmaite gadżety typu pejcz, szpricuta, opaska na oczy lub iPod. Z tym ze do całej sytuacji wnoszą one tyle, że dany fragment po prostu dłużej trwa.

Podsumowując, ''50 twarzy Greya'' to według mnie sprytny fortel pani James na zrobienie kariery w świecie literatury. Jej zdolności, styl i wizja są tak monotonne, wyidealizowane i dramatyczne (lub dramatycznie głupiutkie), że po prostu musiała napisać o dzikim seksie, bo gdyby napisała o czymkolwiek innym, byłaby to powieść tak nudna i pospolita, ze nawet najbardziej niewyżyta pani po menopauzie by po to nie sięgnęła.

Zanim przejdę do recenzji tej książki, chciałabym nawiązać do tego, co wydawcy napisali na okładce. Teksty w stylu: pisarka wszech czasów, rekordy sprzedaży, cud miód i malinki. Po przeczytaniu stwierdzam: ŻE COOOO? Jaka pisarka wszech czasów? Drogi Amazonie, od kiedy to wystarczy napisać bardziej zboczoną i mniej wampirzą wersje Zmierzchu, żeby już być ''pisarką wszech...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do przeczytania tej ksiażki zachęciły mnie niezwykle pochlebne opinie zamieszczone z tyłu okładki. Coż, jak widać powiedzenie ,,nie oceniaj ksiażki po okładce'' jest jak najbardziej trafne.

''Szkoła uczuć'' opowiada o szkolnych przeżyciach nastoletniej Lee Fiory. Dziewczyna decyduje się na opuszczenie rodzinnej okolicy i wyjazd do prestizowej szkoły z internatem. Okazuje się, ze na miejscu wszystko jest inaczej niz przypuszczała. W swojej starej szkole wyrózniała sie bystrością i inteligencja- w Szkole im. Aulta nie jest to niczym nadzwyczajnym. Lee staje sie odludkiem, boi się wejsć do towarzystwa. Samotnica wkracza w dorosłosć-: przeżywa wielkie przyjaźnie i wielkie kłótnie z przyjaciółmi, zakochuje się i traci dziewictwo.

No cóz, mogłoby się wydawac, ze z taką fabułą, niby oklepaną, ale jednak przyjemną, książka powinna być lekką, miłą lektura na wakacyjne wieczory. Niestety, powiesc ta ma znacznie wiecej wad, niz zalet.

To, co w tej ksiażce zirytowało mnie najbardziej, to główna bohaterka. Autorka zapewne chciała stworzyc zagubioną ale sympatyczną dorastają dziewczynę, radzącą sobie z trudnosciami życia codzinnego. Moim zdaniem jednak Lee jest denerwujacą i zakompleksiona, w dodatku ma lekką obsesje na punkcie tego, ''co inni sobie pomyślą''. Jest naiwna, mdła i denerwujaca. Nie jestem w stanie zdobyc sie na sympatię wobec niej.

Kolejna wada tej ksiażki to nudna, rozlazła, ciagnąca sie jak flaki z olejem akcja. Bo prawda jest taka, ze w tej powiesci własciwie nic sie nie dzieje. Autorka nie dała rady mnie zainteresowac i wciagnąć. Można powiedziec, że całą historia to takie klepanie o głupotach bez zadnego zdarzenia. Ksiażka ma kilkaset stron, a obyła by się bez większości z nich.

Wypadałoby jednak powiedzieć cos pozywtywnego. No więc podobało mi się zakończenie, mówie konkretnie o zdradzeniu dalszych losów bohaterów. Z jakiegoś powodu polubiłam ten fragment. Poza tym, przemówiły do mnie opisy kłótni Lee z rodziną, były wiarygodne i naturlane. w tych momentach naprawdę czułam wieź z bohaterką.

Podsumowujac, ''Szkołę uczuć'' pkreslam jako ksiażke nieambitną, napisaną niewyszukanych stylem i dosć nudną. Owszem, da sie przez nia przebrnąć, jednak wielbicielom ksiażek o spójnej wartkiej akcji zdecydowanie nie polecam.

Do przeczytania tej ksiażki zachęciły mnie niezwykle pochlebne opinie zamieszczone z tyłu okładki. Coż, jak widać powiedzenie ,,nie oceniaj ksiażki po okładce'' jest jak najbardziej trafne.

''Szkoła uczuć'' opowiada o szkolnych przeżyciach nastoletniej Lee Fiory. Dziewczyna decyduje się na opuszczenie rodzinnej okolicy i wyjazd do prestizowej szkoły z internatem. Okazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Naprawdę nie wiem, jak zacząć.

Dostałam tę książkę jako nagrodę za czerwony pasek. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że udało mi się załapać na to specjalne świadectwo.

Powieść Johna Greena wciągnęła mnie z niesamowitą siłą w pierwszej sekundzie czytania. Każde przeczytane zdanie zdawało się być sklejone z kolejny, wobec czego odłożenie książki chociaż na chwilę graniczyło z niemożliwością. Czytając, jednocześnie chciałam jak najszybciej wiedzieć, co wydarzy się za chwilę, i nie chciałam, żeby ta piękna historia kiedykolwiek się skończyła.

''Gwiazd naszych wina'' jest napisana z perspektywy szesnastoletniej Hazel Grace Lancaster, mieszkanki Indianapolis, ciężko chorej na nowotwór tarczycy z przerzutami do płuc. Akcja powieści rozpoczyna się, kiedy Hazel, u której rozpoznano objawy depresji związanej z nieuleczalną chorobą, przychodzi na spotkanie kościelnej grupy wsparcia dla ''dzieciaków z rakiem''. Na drugim spotkaniu grupy dziewczyna zwraca uwagę na pewnego młodzieńca- lub raczej to on zwraca uwagę na nią, a okazuje to w niekonwencjonalny sposób: zwyczajnie gapi się na Hazel. Jeszcze tego samego dnia główna bohaterka i Augustus Waters zaprzyjaźniają się na tyle, by oglądać razem film w domu chłopaka i Dawać sobie książki.

Mniej więcej w tym momencie książka rozkwita niezliczoną ilością splatających się ze sobą wątków: historia Hazel, zwycięstwo Gusa z rakiem kości, otwarte zakończenie ''Ciosu udręki'' i pragnienie poznania autora tego dzieła, sprzedaż huśtawki ogrodowej, wątek Isaaca, który moim zdaniem jest naprawdę cudowną, barwną i mądrą postacią a przede wszystkim, rozwijająca się miłość dwojga nastolatków, która, chociaż najpierw napełnia Hazel obawą, ze kiedy ona umrze, Gus będzie cierpiał, później staję się ich największą podporą, a w konsekwencji wszystkim, co ich trzyma na tym świecie.

Co oprócz cudownej fabuły, na którą składały się piękne opisy, wzruszające rozmowy, mądre przemyślenia Hazel oraz inspirujące sekwencje, tak bardzo zakochało mnie w książce Greena? Bez wątpienia są to nietuzinkowi, dojrzali, silni i dzielni bohaterowie, którzy, chociaż nie są doskonali, doskonale dają sobie radę, nie tylko z problemami swojego zdrowia, ale i osobowości. Ta ich wiara w życie, pragnienie, b dać z siebie jak najwięcej, ta piękna, niewyobrażalnie silna miłość Gusa i Hazel- to sprawia, że nagle czujemy się ludźmi, takimi prawdziwymi ludźmi, ze wszystkimi naszymi problemami, przeszkodami, upadkami i załamaniami. I z wiarą, że nawet jeśli nie będzie szczęśliwego zakończenia, to, co wydarzy się przed nim, może być warte milion razy więcej niż wszystkie happyendy świata.

Dziękuję, Panie Green.

Naprawdę nie wiem, jak zacząć.

Dostałam tę książkę jako nagrodę za czerwony pasek. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że udało mi się załapać na to specjalne świadectwo.

Powieść Johna Greena wciągnęła mnie z niesamowitą siłą w pierwszej sekundzie czytania. Każde przeczytane zdanie zdawało się być sklejone z kolejny, wobec czego odłożenie książki chociaż na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Carrie'' przeczytałam po obejrzeniu filmu, który mnie szczerze mówiąc zawiódł. W imię zasady ,,książka była lepsza'' wiązałam z powieścią Stephena Kinga duże nadzieje.
Owszem, jest dużo lepsza od filmu. Zjawisko telekinezy zostało przedstawione dużo realniej- czytelnik ma możliwość zajrzenia do umysłów bohaterów, są aż fragmenty ,,Nadejścia cienia'', przez co niezwykłość Carrie mniej przypomina magię, a bardziej fascynujące schorzenie. Jest to duży plus dla książki. Kolejną mocną stroną jest to, że książka, można powiedzieć, oddziałowuje na czytelnika, w związku z czym, chociaż wiedziałam, jak cała historia się skończy, miałam wielką nadzieję, ze może jednak Chris i Billy zrezygnują, może bal się uda, i bardzo współczułam Carrie na końcu.
Minusem jest natomiast, według mnie, w ogóle dobór tematu. Naprawdę trudno mi wyobrazić sobie książkę, która by przerażała, lub chociaż wywoływała dreszczyk strachu, jednocześnie opowiadając o czymś niemal niespotykanym, jeżeli nie całkowicie nierealnym. Przeczytałam tę książkę bez odczucie, ze czytam horror czy nawet dramat. Dla mnie to była powieść obyczajowa z elementami fantastyki.
Podsumowując, ,,Carrie'' oceniam jako książkę dobrą, aczkolwiek nienależącą do arcydzieł literatury.

,,Carrie'' przeczytałam po obejrzeniu filmu, który mnie szczerze mówiąc zawiódł. W imię zasady ,,książka była lepsza'' wiązałam z powieścią Stephena Kinga duże nadzieje.
Owszem, jest dużo lepsza od filmu. Zjawisko telekinezy zostało przedstawione dużo realniej- czytelnik ma możliwość zajrzenia do umysłów bohaterów, są aż fragmenty ,,Nadejścia cienia'', przez co niezwykłość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cudowna! Kiedy zabierałam się za nią pierwszy raz, nie dałam rady przebrnąć do końca. Jakiś czas później znów zaczęłam i... zakochałam się w niej! Piękna opowieść o trzech nastolatkach, które przeżywają przełomowe chwile w życiu i próbują poradzić sobie z nimi samotnie. Ama znajduje w sobie odwagę, by pójść na przekór sobie samej i dokończyć wakacyjną podróż. Polly odkrywa, że nie musi być tradycyjnie piękna, by być piękną. Jo uświadamia sobie, że prawdziwy przyjaciel nie musi być piękny i popularny, i że prawdziwa wartość człowieka tkwi głebiej, niż sięga ludzkie oko.
Polecam gorąco!

Cudowna! Kiedy zabierałam się za nią pierwszy raz, nie dałam rady przebrnąć do końca. Jakiś czas później znów zaczęłam i... zakochałam się w niej! Piękna opowieść o trzech nastolatkach, które przeżywają przełomowe chwile w życiu i próbują poradzić sobie z nimi samotnie. Ama znajduje w sobie odwagę, by pójść na przekór sobie samej i dokończyć wakacyjną podróż. Polly odkrywa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wszystkie książki o Harrym Potterze są niezwykłe i wartościowe, ale ta, razem z Insygniami, jest moją ulubioną. Porusza tak aktualne dla nas problemy: ograniczanie wolności, radykalne metody uciszania tych, którzy chcą wykrzyczeć prawdę, bezsilność 'tych dobrych' wobec potęgi 'tych złych', a mimo to walka i nieugiętość. Czytając tę książkę wiele razy zagryzałam wargi, kiedy Dolores Umbridge w ten swój nieznośnie słodziutki sposób mogła zawsze podciąć Harry'emu i jego przyjaciołom skrzydła. Ale niezłomność członków Gwardii Dumbledore'a poprawiała mi humor :) Podsumowując, Zakon Feniksa jest, według mnie, jednym z dwóch największych arcydzieł z serii o Harrym.

Wszystkie książki o Harrym Potterze są niezwykłe i wartościowe, ale ta, razem z Insygniami, jest moją ulubioną. Porusza tak aktualne dla nas problemy: ograniczanie wolności, radykalne metody uciszania tych, którzy chcą wykrzyczeć prawdę, bezsilność 'tych dobrych' wobec potęgi 'tych złych', a mimo to walka i nieugiętość. Czytając tę książkę wiele razy zagryzałam wargi, kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tym razem Harry musi wziąć udział w Turnieju Trójmagicznym. Bohater, dzięki pomocy przyjaciół pokonuje kolejne etapy turnieju, przy okazji ucząc nas uczciwości oraz naturalnych ludzkich uczuć. Na końcu Potter po raz kolejny pokonuje Voldemorta i staje przed jeszcze trudniejszym wyzwaniem: jak przekazać niewiarygodną wiadomość o powrocie czernoksiężnika do wiadomości publicznej tak, aby czerodzieje jej nie zbagatelizowali?

Tym razem Harry musi wziąć udział w Turnieju Trójmagicznym. Bohater, dzięki pomocy przyjaciół pokonuje kolejne etapy turnieju, przy okazji ucząc nas uczciwości oraz naturalnych ludzkich uczuć. Na końcu Potter po raz kolejny pokonuje Voldemorta i staje przed jeszcze trudniejszym wyzwaniem: jak przekazać niewiarygodną wiadomość o powrocie czernoksiężnika do wiadomości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W tej części cyklu pani Rowling zwróciła uwagę na problem bycia wykluczonym i porzuconym- zarówno w przypadku Harry'ego, którego okoliczności zmusiły nawet do ucieczki od Dursleyów, jak i Syriusza, którego cały świat niesłusznie uznał za zdrajcę i mordercę. Czytelnik może też śledzić próby pokonania paraliżującego strachu przez Harry'ego i jego walkę z tym, czego najbardziej się obawiał. Oprócz tego bohaterowie odważnie postawili się władzom i z pomocą Dumbledore'a zwrócili należną wolność niesłusznie oskarżonym Blackowi i Hardodziobowi. Polecam :)

W tej części cyklu pani Rowling zwróciła uwagę na problem bycia wykluczonym i porzuconym- zarówno w przypadku Harry'ego, którego okoliczności zmusiły nawet do ucieczki od Dursleyów, jak i Syriusza, którego cały świat niesłusznie uznał za zdrajcę i mordercę. Czytelnik może też śledzić próby pokonania paraliżującego strachu przez Harry'ego i jego walkę z tym, czego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga część cyklu mnie nie zawiodła :) tym razem autorka położyła nacisk na dążenie do celu pomimo szeptów rozbrzmiewających za naszymi plecami, dociekliwość i pragnienie wiedzy oraz wiarę w siebie.

Druga część cyklu mnie nie zawiodła :) tym razem autorka położyła nacisk na dążenie do celu pomimo szeptów rozbrzmiewających za naszymi plecami, dociekliwość i pragnienie wiedzy oraz wiarę w siebie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna! Bohaterowie są naturalni, zabawni i intrygujący, ich osobowości perfekcyjnie dopracowane. Fabuła wciągająca. Książka otwiera czytelnikowi bramę do fantastycznego świata czarodziejów i zwraca uwagę na najważniejsze dla nas wartości: potrzebę posiadania kogoś bliskiego, kogoś, kto nas pokocha, odwagę, by być tym, kim się chce, lojalność wobec przyjaciół, odwaga i wytrwałość. Przeczytałam w jeden dzień :)

Świetna! Bohaterowie są naturalni, zabawni i intrygujący, ich osobowości perfekcyjnie dopracowane. Fabuła wciągająca. Książka otwiera czytelnikowi bramę do fantastycznego świata czarodziejów i zwraca uwagę na najważniejsze dla nas wartości: potrzebę posiadania kogoś bliskiego, kogoś, kto nas pokocha, odwagę, by być tym, kim się chce, lojalność wobec przyjaciół, odwaga i...

więcej Pokaż mimo to