-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2024-01-11
2024-01-03
Nie nadaje się dla miłośników kotów, bo od razu dostrzegą oni, jak staroświeckie i szkodliwe w gruncie rzeczy miał Pratchett na kwestie opieki nad kotem. Tak jak poczucie humoru Pratchetta uwielbiam, tak ta książka to trochę narzekania starego dziada z tej pasty: "jak byliśmy młodzi to mieszkaliśmy w jeziorze i nikt nie narzekał", tylko że w odniesieniu do kotów. Kiedyś koty chodziły samopas, żarły resztki zupy pomidorowej, mnożyły się jak króliki i komu to przeszkadzało - w skrócie taki jest przekaz Pratchetta w tej książce.
Nie nadaje się dla miłośników kotów, bo od razu dostrzegą oni, jak staroświeckie i szkodliwe w gruncie rzeczy miał Pratchett na kwestie opieki nad kotem. Tak jak poczucie humoru Pratchetta uwielbiam, tak ta książka to trochę narzekania starego dziada z tej pasty: "jak byliśmy młodzi to mieszkaliśmy w jeziorze i nikt nie narzekał", tylko że w odniesieniu do kotów. Kiedyś...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-19
2023-09-08
2023-09-08
2023-02-16
2023-02-10
2023-02-10
2023-02-01
2023-01-29
2023-01-07
Ponoć jedno z pierwszych dzieł z gatunku literatury faktu.
Ukazuje klimat ranczerskiej Ameryki, jaką znamy z "Zabić drozda", "Przygód Tomka Sawyera" czy z innych opowiadań Capote'a, takich jak "Gwiazdka". Przypomina atmosferę USA takich, jakimi były przez ponad 200 lat, które zmieniły swoje tradycyjne oblicze dopiero pod koniec XX wieku.
Spodoba się miłośnikom spraw kryminalnych i rozpraw sądowych. Dzieło zagłębia się w psychologię morderców i ich przeszłość, poszukując odpowiedzi na pytanie do dziś nurtujące psychologię: co skłania człowieka do popełnienia zbrodni bez motywów. Jak to jest, że człowiek zdaje sobie sprawę z tego, co robi, wie, że jest to złe i brak mu rzeczywistych powodów, by ryzyko było warte świeczki, ale mimo to kontynuuje swoje działania?
Książka porusza również znaczenie Reguły M'Naghtena oraz Reguły Durhama. Przy stosowaniu Reguły Durhama oskarżony zostaje uniewinniony, jeśli udowodni się jego niepoczytalność w momencie dokonywania zbrodni. Natomiast według reguły M'Naghtena, aby uniewinnić oskarżonego, należy dowieść, że w momencie popełniania czynu nie był on w stanie odróżnić dobra od zła. W ten sposób można stwierdzić winę również u osób niepoczytalnych, w przeciwieństwie do Reguły Durhama. Zasada M'Naghtena jest stosowana dziś we wszystkich stanach poza jednym.
Po odłożeniu książki możemy postawić się samych w roli ławników i zapytać siebie, czy wina obu sprawców, Dicka i Perry'ego, była rzeczywiście równa, jak sugeruje to wymierzona im identyczna kara? Ostatecznie tylko Perry rzeczywiście dokonał morderstw swoją ręką, do końca podejrzewając, że Dick się do tego nie posunie mimo swoich przechwałek. Czy nie powinno się sądzić winnych raczej za ich faktyczne czyny, niż za ich zamiary i nawet namowy? Jeśli bowiem decydujemy, że liczą się przede wszystkim skutki, to czy kary nie powinien ponieść również Floyd, który sam, nieprzymuszany, przekonał Dicka o istnieniu sejfu w posiadłości Clutterów? Jaka jest różnica między Floydem a Dickiem w tej sytuacji?
Ponoć jedno z pierwszych dzieł z gatunku literatury faktu.
Ukazuje klimat ranczerskiej Ameryki, jaką znamy z "Zabić drozda", "Przygód Tomka Sawyera" czy z innych opowiadań Capote'a, takich jak "Gwiazdka". Przypomina atmosferę USA takich, jakimi były przez ponad 200 lat, które zmieniły swoje tradycyjne oblicze dopiero pod koniec XX wieku.
Spodoba się miłośnikom spraw...
2022-12-22
Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, jako że wzbudziła we mnie niemało refleksji i doprowadziła do ciekawych rozważań na temat literatury w ogóle. W związku z tym oceniam, że warto było ją przeczytać, choć prawdopodobnie nie będę już do niej wracać. Zapraszam do przeczytania kilku moich przemyśleń.
Czy Buddy był szczery w swoim wyznaniu w liście do ojca, że go kocha?
Moim zdaniem nie. Prędzej mogłoby to być wyznanie z litości, podyktowane dziecięcą wrażliwością i empatią wobec nieszczęśliwego ojca. Dzieci będą skłonne do czynienia dobra i do ulżenia komuś w cierpieniu, jeśli tylko będą miały taką możliwość.
Jednocześnie Buddy, będąc dzieckiem, mógł pomylić uczucie miłości ze swoją przemożną chęcią posiadania bliskiej relacji z rodzicem. Być może z racji młodego wieku nie był jeszcze w stanie dobrze rozumieć, czym jest miłość; wiedział jedynie, że bardzo chce kochać swojego ojca, jak również czuł do niego faktyczny sentyment (nawet po latach wspominał, że ojciec przechowywał jego list w swym sejfie - gdyby nie miało to dla niego żadnego znaczenia, z pewnością by o tym nie napisał).
Białe kłamstwa
Historia pełna jest ukrytych kłamstw i kłamstewek. Poza niewinną wiarą w świętego Mikołaja możemy doszukać się fałszywej miłości - między ojcem i jego podstarzałymi partnerkami, między matką a jej kolejnymi sponsorami, jak również między ojcem a synem. Jedynym mianownikiem łączącym te osoby są pieniądze, a materializm odgrywa w ich relacjach nadrzędną rolę.
Istnieje pewien paralelizm między "miłością" ojca i syna a wiarą w Świętego Mikołaja. Obie są wyrazem niedojrzałości, chęci trwania w iluzji, strachu przed konfrontacją z rzeczywistością, jak również w gruncie rzeczy są one bardzo niewinnymi kłamstwami. Ostatecznie nikomu krzywdy nie sprawia wiara w Świętego Mikołaja oraz znacznie wygodniejsze i bezpieczniejsze jest udawanie, że ojca i syna łączy prawdziwa ciepła więź. Co ciekawe, kryzys wiary w oba te założenia ma miejsce niemal w tym samym momencie, a zostaje zażegnany dzięki Sook. "Oczywiście, że jest Święty Mikołaj. Tyle że nikt w pojedynkę nie byłby w stanie dokonać wszystkiego, czego on musi dokonać. Dlatego Pan rozdzielił to zadanie między nas wszystkich. I wszyscy jesteśmy Świętymi Mikołajami. Ja. Ty. Nawet twój kuzyn Billy Bob." Objaśnienie niani przywraca poczucie bezpieczeństwa i wiarę w stary porządek rzeczy, a także nadaje jej nową, nieco dojrzalszą, formę. Dlatego też nie tylko Buddy zasypia spokojnie tej nocy, uspokojony odnośnie istnienia Świętego Mikołaja, ale i zostaje zainspirowany do wysłania listu ojcu, w którym czyni mu wyznanie miłości.
Niepełnosprawność Sook ukryta pomiędzy wierszami
W tekście ani razu nie pada dosłowne potwierdzenie, że stara niania bohatera jest niepełnosprawna. Za to możemy znaleźć wiele wskazówek przemawiających za tą interpretacją. Są nimi np. zdania mówiące o jej zdziecinnieniu czy o ramionach wykręconych pod wpływem jakiejś choroby. Krewni w pewnym momencie zwracają się do niej słowami: "Czyś ty zwariowała do reszty?", co sugeruje, że w ich oczach już wcześniej nie była przy pełni władz umysłowych. Choć była w stanie wykonywać większość prac w kuchni, to jednak pozostawała do pewnego stopnia niesamodzielna i dziecinna, np. nigdy nie oddaliła się więcej niż pięć mil od domu, nigdy nie wybrała się do kina, a samo puszczanie latawców cieszyło ją jak dziecko. Być może była ofiarą jakiejś traumy, gdyż w tekście pada aluzja do jakiegoś bolesnego wspomnienia związanym z innym Buddym, po którym został tak przezwany główny bohater, a który miał być niezwykle istotną osobą w życiu Sook. Nawiasem mówiąc podobny motyw, tj. nazywanie kogoś imieniem osoby, która niegdyś była dla nas bardzo ważna, pojawia się również w
"Śniadaniu u Tiffany'ego" Capote'a.
Smutek
Książkę oceniam jako niezwykle nostalgiczną i melancholijną. Nie budziła ona we mnie ciepła, raczej przypominała mi nowele pozytywistyczne z uwagi na nędzę, w jakiej żyli bohaterowie - Buddy i Sook. Szczególnie była ona widoczna w drugim opowiadaniu. Owszem, scenografia amerykańskiej wsi może nieco przypominać opowieść Harper Lee "Zabić drozda" lub Twainowskiego "Tomka Sawyera", jednak u Capote'a wszystko to jest podszyte smutkiem i nostalgią, której brakuje ostatecznej puenty, jakiegoś rozwiązania pozostawionego dla Czytelnika, który być może identyfikuje się i zmaga z tymi emocjami. I być może dlatego "Zabić drozda" ostatecznie wygrało wyścig nieśmiertelności z dziełami Capote'a - ono te rozwiązania dostarcza. U Capote'a natomiast jest dzielenie się emocjami, wręcz autoterapia autora (jako że opowiadania są bazowane na jego autobiografii), odreagowywanie swoich uczuć - co samo w sobie też nie jest złe. Istnieje jednak przy takim zabiegu ryzyko fetyszyzowania smutku. Taki natomiast ma to do siebie, że występuje jako trend i później przemija. Tak przeminęła wielka sława Capote'a, tak w naszych czasach przeminęła Lana Del Rey i cały inspirowany jej estetyką internetowy trend sad girl ("I'm pretty when I cry").
Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, jako że wzbudziła we mnie niemało refleksji i doprowadziła do ciekawych rozważań na temat literatury w ogóle. W związku z tym oceniam, że warto było ją przeczytać, choć prawdopodobnie nie będę już do niej wracać. Zapraszam do przeczytania kilku moich przemyśleń.
Czy Buddy był szczery w swoim wyznaniu w liście do ojca, że go...
2022-12-21
Trzeba przebić się przez pierwszą 1/3 książki, która przede wszystkim obraca się wokół seksu. Trochę klimaty erotyka. Mnie to męczyło.
Trzeba przebić się przez pierwszą 1/3 książki, która przede wszystkim obraca się wokół seksu. Trochę klimaty erotyka. Mnie to męczyło.
Pokaż mimo to