Biblioteczka
2023-08-17
2023-08-01
Jo Nesbo, skandynawski autor, w którego świetnych kryminałach kiedyś się zaczytywałam, powrócił z nową propozycją - swoją pierwszą powieścią grozy! Przyznam, że byłam niesamowicie ciekawa, jak pisarz poradził sobie w takiej odsłonie, a teraz, już po lekturze, mogę pogratulować mu naprawdę udanego gatunkowego debiutu. Czego możemy się spodziewać, sięgając po „Nocny dom”? I komu ten tytuł szczególnie polecam?
Ballantyne to niczym niewyróżniające się amerykańskie miasteczko, do którego po tragicznej śmierci rodziców trafia czternastoletni Richard. Chłopak nie może się tu odnaleźć i skutecznie przyciąga wszelkie kłopoty, ale prawdziwy koszmar zacznie się dopiero pewnego popołudnia w budce telefonicznej, gdy wraz z kolegą wybiorą dla żartu wskazany na chybił trafił numer. Wtedy, gdy z słuchawki popłynie mroczny głos, a następnie uczyni sobie ona z dzwoniącego makabryczny, krwawy posiłek.
Dobrze czytacie! Pożerająca ludzi słuchawka czy przemiana w robale - na podobne rewelacje podczas lektury „Nocnego domu” musicie się nastawić!
Vibe tej powieści porównałabym do książek Stephena Kinga. Gawędziarski styl, nastoletni bohaterowie szukający przygód, którzy muszą następnie sami zmierzyć się z uwolnionym nieopatrznie złem z uwagi na zatwardziałych, sceptycznych, niewierzących w wymykające się logicznemu myśleniu zjawiska dorosłych. Jest sporo humoru, niewyjaśniona sprawa sprzed lat i wyraźny klimat klasycznych powieści grozy - takich nieco przerysowanych, wręcz kiczowatych, co należy tu postrzegać jedynie jako zaletę. Dużo się tu dzieje i czuć zapach przygody, więc to powieść z kategorii takich, przy których nie sposób się nudzić. Ja wybrałam audiobook i forma ta sprawdziła się idealnie – powieść napisana jest prosto i lekko, a brak pogłębionych opisów i szybkie tempo akcji sprzyjają czystej frajdzie z lektury.
Nie spodziewajcie się fali strachu – autor postawił na mroczne scenerie i niepokojące obrazy, kierując „Nocny dom” głównie do nastoletniego czytelnika oraz dorosłych szukających delikatnego dreszczyku emocji. Spodziewajcie się za to licznych twistów, zmieniających w powieści dosłownie WSZYSTKO! To naprawdę dobry horror młodzieżowy, wciągający i dostarczający świetnej rozrywki, jednak jeśli szukacie głębokiej, niezmąconej domieszką innych gatunków grozy, może spotkać Was zawód.
Jo Nesbo, skandynawski autor, w którego świetnych kryminałach kiedyś się zaczytywałam, powrócił z nową propozycją - swoją pierwszą powieścią grozy! Przyznam, że byłam niesamowicie ciekawa, jak pisarz poradził sobie w takiej odsłonie, a teraz, już po lekturze, mogę pogratulować mu naprawdę udanego gatunkowego debiutu. Czego możemy się spodziewać, sięgając po „Nocny dom”? I...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-25
Każdy zna taką dziewczynę. Piękną, bogatą i popularną, a przez to wszystko nie zawsze lubianą. W najnowszej powieści Ruth Ware jest nią blondwłosa April, studentka Oxfordu, dla której obfitujący w imprezy czas studiów zakończył się przedwcześnie. Pewnego wieczora przyjaciele zastają ją martwą na podłodze, a choć potencjalnego sprawcę szybko znaleziono i skazano, niektórych trapią wątpliwości. Szczególnie dotyczy do Hannah, która nie może pogodzić się ze śmiercią przyjaciółki i wciąż ma przeczucie, że prawda o tym tragicznym wydarzeniu nie ujrzała jeszcze światła dziennego. Po latach, dręczona niepewnością, postanawia raz jeszcze spojrzeć w przeszłość.
Uwielbiam powieści Ruth za komfort, jaki przynoszą. Przez nie dosłownie się płynie – wciągają i angażują, mają kryminalny pazur, a jednocześnie są lekkie, odprężające, idealne jako przerywnik między cięższymi lekturami. To nie brutalne thrillery, a takie, gdzie prym wiodą relacje między bohaterami, dobrze skrywane sekrety i klimatyczne, niedostępne dla wszystkich scenerie. „Ta dziewczyna” spodobała mi się niemal tak samo mocno jak szczególnie przeze mnie lubiane „Pod kluczem” – akcja powieści dzieje się w pełnym mrocznych korytarzy Oxfordzie, dwie linie czasowe przeplatają się ze sobą, a każdy z elitarnej grupki przyjaciół ma swoje powody, by pozbawić April życia. Spychanie czytelnika na manowce, zmuszanie go do zachodzenia w głowę, kto naprawdę jest winny i liczne zwroty akcji akcji – z tym wszystkim autorka poradziła sobie naprawdę świetnie.
Jeśli macie ochotę na podążenie śladami zabójcy, sięgajcie śmiało! Ciekawe, czy uda Wam się wytypować sprawcę – mnie autorce udało się zaskoczyć 😉
Każdy zna taką dziewczynę. Piękną, bogatą i popularną, a przez to wszystko nie zawsze lubianą. W najnowszej powieści Ruth Ware jest nią blondwłosa April, studentka Oxfordu, dla której obfitujący w imprezy czas studiów zakończył się przedwcześnie. Pewnego wieczora przyjaciele zastają ją martwą na podłodze, a choć potencjalnego sprawcę szybko znaleziono i skazano, niektórych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-05
Ze zbiorami opowiadań bywa różnie. Często zasługujące na uwagę teksty przeplatają się w nich z takimi, których lektura to jedynie pełna przewracania oczami próba dobrnięcia do końca. Z tym zbiorem jest inaczej. Sześć zawartych w nim historii to fascynujące opowieści, które będziecie odkrywać z ogromną przyjemnością!
Zdrady, nawiedzenia, obarczone ryzykiem pokusy, ciemne strony ludzkiej natury – oto, co mistrzyni suspensu wtłoczyła do zbioru „Ptaki”, którego tytułowe opowiadanie zostało zekranizowane przez Alfreda Hitchcocka. Jest mrocznie, nastrojowo i tajemniczo. Autorka jak zwykle zachwyca językiem i wzorowo buduje napięcie. Wszystkie historie kuszą zagadkowością i niepewnością, lecz na szczególne wyróżnienie – oprócz „Ptaków” – zasługują moim zdaniem „Monte Verita” oraz „Jabłonka”.
Może jedynie powinnam zachować sobie ten zbiór na mgliste i deszczowe jesienne wieczory – do takiej aury pasowałby idealnie. Gwarantuję, że nadzwyczaj sprawne pióro autorki wyczaruje niepokojący klimat nawet w najprzytulniejszym wnętrzu. Czytajcie śmiało! Ja stawiam ten zbiór wśród dotychczasowych ulubieńców Daphne du Maurier – „Rebeki” i „Mojej kuzynki Racheli”.
Ze zbiorami opowiadań bywa różnie. Często zasługujące na uwagę teksty przeplatają się w nich z takimi, których lektura to jedynie pełna przewracania oczami próba dobrnięcia do końca. Z tym zbiorem jest inaczej. Sześć zawartych w nim historii to fascynujące opowieści, które będziecie odkrywać z ogromną przyjemnością!
Zdrady, nawiedzenia, obarczone ryzykiem pokusy, ciemne...
2023-05-22
Luizjana, rok 1934. Przenosimy się do czasów amerykańskiego Wielkiego Kryzysu, gdzie obrzydliwe bogactwo zderza się ze skrajną biedą, dobrze prosperujące biznesy kontrastują z nagłym bankructwem innych, a czarnoskóra ludność wyzyskiwana jest w domach zamożnych białych. Potrzeba kombinacji i ogromnych starań, by się w tej brutalnej rzeczywistości odnaleźć i po prostu przetrwać. Czy Johnowi i Ginger uda się wprowadzić w życie niecny, nastawiony na szybki zarobek plan? A może szyki pokrzyżuje im pewien czarnoskóry młodzieniec obdarzony niezwykłym darem?
„Słuchacz” to podszyta wątkiem kryminalnym i odrobiną realizmu magicznego opowieść o życiu w świecie podziałów i uprzedzeń. Duszny klimat amerykańskiego Południa oraz niesprawiedliwość wynikająca z różnic ekonomicznych i rasowych wysuwają się tutaj na pierwszy plan, wzbudzając silne emocje i stanowiąc w moim odczuciu główną wartość powieści. To też opowieść o cichym bohaterze w stroju kolejowego tragarza, który nie zasłużył na to, co zesłał mu los. „Słuchacz” trzyma w napięciu, uwrażliwia na drugiego człowieka, przytłacza dosadnością opisów największych ludzkich dramatów, skłania do kibicowania wyjątkowej przyjaźni, od której zależeć będzie czyjeś życie.
Nie jest to jednak powieść na miarę „Magicznych lat” czy „Zewu nocnego ptaka”, którymi autor wcześniej mnie zachwycił. Brakuje w niej podobnej magii, nieprzewidywalności, rozbudowania poszczególnych wątków oraz tak zaawansowanej kreacji postaci. Jeśli nie nastawicie się na dzieło przełomowe, takie jak wspomniane dwa tytuły, a kryminał w klimacie Bonnie i Clyde’a ze świetnie zarysowanym tłem społeczno-historycznym, powinniście jednak poczuć się usatysfakcjonowani.
Luizjana, rok 1934. Przenosimy się do czasów amerykańskiego Wielkiego Kryzysu, gdzie obrzydliwe bogactwo zderza się ze skrajną biedą, dobrze prosperujące biznesy kontrastują z nagłym bankructwem innych, a czarnoskóra ludność wyzyskiwana jest w domach zamożnych białych. Potrzeba kombinacji i ogromnych starań, by się w tej brutalnej rzeczywistości odnaleźć i po prostu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-18
Czy Clover Adams faktycznie popełniła samobójstwo? A może za jej tajemniczą śmiercią kryje się coś więcej?
Gdy sprawa dociera do uszu Sherlocka Holmesa, spotykającego na swojej drodze pisarza Henry’ego Jamesa, nikt mający coś na sumieniu nie może czuć się bezpiecznie. A pozornie osobiste sprawy kilkorga znajomych prowadzą detektywa i jego towarzysza na trop czegoś znacznie poważniejszego. Może nawet międzynarodowego spisku?
Opowiadając o powieściach Dana Simmonsa nie wiadomo zwykle, od czego rozpocząć serię zachwytów. Czy od niesamowitej dbałości o realia historyczne? Czy może mnogości detali w opisach, pozwalających – tak jak w tym przypadku – przenieść się do XIX-wiecznego Paryża czy Chicago? A może raczej błyskotliwych dialogów, wspaniale wykreowanych postaci i zręcznego wplatania w fikcję rzeczywistych wydarzeń? Autor to mistrz researchu i wirtuoz pióra, a rdzeń jego najnowszej powieści – kryminalna zagadka – dostarczy fanom angażujących intryg naprawdę sporo przyjemności.
Winna jestem Wam jednak ostrzeżenie. Akcja rozwija się tu niesamowicie wolno, a przełomowe momenty przeplatają rozmowy o polityce i sztuce czy też opisy serwowanych podczas wystawnych kolacji potraw. Ich daleko posunięta szczegółowość, wykraczająca znacznie poza potrzebę nakreślenia scenerii i realiów, mniej cierpliwych czytelników może nieco przytłoczyć. Sama miałam ochotę raz czy dwa szepnąć do autora, by pozwolił wreszcie sprawom ruszyć naprzód.
Polecam zatem, lecz jako dzieło do powolnego degustowania, nie zaś dynamicznego przeskakiwania do kolejnych etapów sprawy. Trzeba się tu liczyć z druzgoczącą przewagą opisów nad akcją. Fani Sherlocka, powieści historycznych i klimatów wiktoriańskich zdecydowanie powinni jednak dać temu tytułowi szansę.
Czy Clover Adams faktycznie popełniła samobójstwo? A może za jej tajemniczą śmiercią kryje się coś więcej?
Gdy sprawa dociera do uszu Sherlocka Holmesa, spotykającego na swojej drodze pisarza Henry’ego Jamesa, nikt mający coś na sumieniu nie może czuć się bezpiecznie. A pozornie osobiste sprawy kilkorga znajomych prowadzą detektywa i jego towarzysza na trop czegoś znacznie...
2023-03-27
W każdej dotychczas wydanej powieści Rileya Sagera znalazłam coś dla siebie, a „Wróć przed zmrokiem” trafiło wręcz do ulubionych historii o nawiedzonych miejscach. Wiedziona chęcią doświadczenia podobnych wrażeń sięgnęłam po najnowszy „Dom po drugiej stronie jeziora” i… poznałam drugą, nieco mniej atrakcyjną stronę twórczości autora.
Sager przenosi nas w klimatyczne i sprzyjające dreszczykowi grozy miejsce – stary dom nad głębokim, wypełnionym czarną wodą jeziorem, gdzie po zakończeniu letniego sezonu zapanowały cisza i spokój. W takiej scenerii niepokój narasta szczególnie szybko i wystarczy cień podejrzeń, by umysł zaczął tworzyć najgorsze scenariusze.
I właśnie to spotkało Casey, którą brak rozrywek i osobisty kryzys skłoniły do podglądania życia swoich sąsiadów. Co zobaczyła przez lornetkę? Czy atrakcyjna para zamieszkująca posiadłość z naprzeciwka to faktycznie ludzie bez skazy? Dzieje się coś złego, czy to my sami nadajemy błędne znaczenie temu co widzimy? Podglądactwo, sekrety i próba rozwikłania zagadki na własną rękę – wokół takich motywów – dość popularnych, lecz wciąż ciekawie adaptowanych - krąży fabuła najnowszej powieści Sagera. Główna bohaterka często sięga także po alkohol, przez co jej wiarygodność drastycznie spada, a my nie wiemy już sami, czy w jej czyny i słowa powinniśmy uwierzyć.
Skąd zatem wspomniany już zawód? Rozwiązanie zagadki przyniosło zaskoczenie, lecz nie takiego zwrotu akcji oczekiwałam. Pojawiło się znikąd, nieumotywowane i oderwane od całości, przez co w moim odczuciu wypadło dość sztucznie. Więcej napięcia w thrillerze, więcej mroku w grozie i możliwość stopniowego docierania po nitce do kłębka – to zdecydowanie poprawiłoby mój odbiór lektury.
W każdej dotychczas wydanej powieści Rileya Sagera znalazłam coś dla siebie, a „Wróć przed zmrokiem” trafiło wręcz do ulubionych historii o nawiedzonych miejscach. Wiedziona chęcią doświadczenia podobnych wrażeń sięgnęłam po najnowszy „Dom po drugiej stronie jeziora” i… poznałam drugą, nieco mniej atrakcyjną stronę twórczości autora.
Sager przenosi nas w klimatyczne i...
2023-03-15
Lata 90-te, blokowiska, zardzewiałe place zabaw. Szare osiedla, szare mieszkania i zatopieni w szarej rzeczywistości ludzie. To tu poznajemy dziewięcioletniego Grzesia, spragnionego bijącego od drugiego człowieka ciepła, a znajdującego oparcie jedynie w swym pamiętniczku. Chcesz mu towarzyszyć, kibicować, dodawać odwagi? Spróbuj koniecznie, choć zapewniam, że z każdą kolejną stroną sam będziesz stawać się coraz bardziej bezbronny.
„Bezmiłość” to proza odsyłająca do dziecięcych wspomnień i szkolnych, domowych, podwórkowych lęków. Jak wiele jest w stanie znieść nierozumiany mały człowiek? Jak mocno odciska się na nim brak bezpieczeństwa i miłości? Jak to możliwe, że w pozornie normalnych rodzinach ma swój początek tak wiele gorzkich historii? Autor oddaje głos tym, których nie otulono uczuciem i stawia w centrum swej opowieści poddanego ciężkim próbom człowieka. Czytelnik doświadcza czegoś niesamowicie poruszającego, nie raz docierając do granic emocjonalnej wytrzymałości i czując narastający wewnętrzny sprzeciw.
„Bezmiłość” to dzieło szalenie oryginalne, łączące elementy obyczajowe z fantastycznymi, jawę ze snem, baśniowość z grozą. Świetnie napisane, wymykające się wszelkim schematom i pełne nieszablonowych pomysłów. Możecie się nawet w tym wszystkim nieco pogubić, ale cierpliwie czytajcie dalej. We właściwym czasie pogrążone w chaosie elementy wskoczą nagle na swoje miejsce i wszystko stanie się jasne. A prawda Was pogrąży.
W natłoku wydawanych tytułów coraz trudniej trafić na coś zachwycającego, a przede wszystkim świeżego, zaskakującego. Marek Zychla pod tym względem nie zawiódł mnie jeszcze nigdy.
Lata 90-te, blokowiska, zardzewiałe place zabaw. Szare osiedla, szare mieszkania i zatopieni w szarej rzeczywistości ludzie. To tu poznajemy dziewięcioletniego Grzesia, spragnionego bijącego od drugiego człowieka ciepła, a znajdującego oparcie jedynie w swym pamiętniczku. Chcesz mu towarzyszyć, kibicować, dodawać odwagi? Spróbuj koniecznie, choć zapewniam, że z każdą...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-14
Co byś zrobił, gdybyś pewnego dnia zyskał nadludzkie moce – niezwykłą siłę, nieśmiertelność czy umiejętność czytania w cudzych myślach? Choć pewnie cisną Ci się na usta gorące obietnice naprawy świata, odsuń je na bok i zastanów się raz jeszcze. Czy Twoja definicja dobra jest jedyna i uniwersalna? Czy Twe ludzkie słabości ani razu nie wzięłyby góry nad szlachetnymi pobudkami? I czy byłbyś gotów ponieść konsekwencje swych działań, narażając się komuś potężniejszemu od Ciebie?
„Deman” to szalenie wciągająca opowieść łącząca w sobie fantastykę i grozę, powstała z miłości do superbohaterów, komiksów i amerykańskich superprodukcji. Historia ta wydaje się wprost idealna do przeniesienia na ekran przez swój rozmach, szybkie tempo akcji i spektakularne sceny walki, a po dotarciu do ostatniej strony będzie na Was nawet czekał pewien wyjątkowo filmowy smaczek. Wszystko jest tu przemyślane i dopracowane, z czego autor już wcześniej zasłynął, a superbohater wykreowany tak, że lektura przyniosła naprawdę potężny powiew świeżości. Warszawski półświatek, katolickie środowisko, walki MMA, opętanie, polityczne intrygi – autor zdecydowanie miał pomysł na miks tych motywów, którego ciąg dalszy czeka nas w kolejnych tomach. Tak! To będzie Demanverse!
Powieść czytało się świetnie, z niesłabnącym zainteresowaniem i świadomością wielu możliwych rozwiązań. Sami zobaczycie, że między dobrem a złem przebiega czasem bardzo cienka granica, a nacisk na sensacyjne wątki wcale nie wyklucza podsunięcia czytelnikowi kilku ciekawych dylematów moralnych. Doskonała rozrywka – nie tylko dla fanów DC Comics czy Marvela!
Co byś zrobił, gdybyś pewnego dnia zyskał nadludzkie moce – niezwykłą siłę, nieśmiertelność czy umiejętność czytania w cudzych myślach? Choć pewnie cisną Ci się na usta gorące obietnice naprawy świata, odsuń je na bok i zastanów się raz jeszcze. Czy Twoja definicja dobra jest jedyna i uniwersalna? Czy Twe ludzkie słabości ani razu nie wzięłyby góry nad szlachetnymi...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-06
Choć ma zaszyte oczy, patrzy. Choć ma zaszyte usta, gdy podejdziesz bliżej, usłyszysz jej szept. Może pojawić się nagle przy wezgłowiu Twojego łóżka bądź w kącie salonu i stać nieruchomo przez kwadrans, tydzień lub miesiąc. Choć skazana na śmierć stulecia temu, wciąż namacalna i snująca się po ulicach, choć wcale nie chcesz jej dotknąć czy stanąć jej na drodze. Chcesz za to wyjechać, uciec, ale nie możesz. Cała nadzieja w HEX – nowoczesnej organizacji mającej zapewnić wszystkim względne bezpieczeństwo i utrzymać w tajemnicy ten mroczny sekret. Pytanie tylko, czy w miasteczku nie znajdzie się nikt gotów wyjść przed szereg w imię długo tłamszonej wolności?
Po miesiącu od lektury wciąż zdarza mi się omiatać wzrokiem mieszkanie podczas przemykania po nim po ciemku – wiecie, tak na wszelki wypadek ;) Odpowiedź na pytanie, czy straszy, mamy już zatem chyba z głowy ;) Jestem pod wielkim wrażeniem tego, ile świeżości autor wycisnął z tak powszechnego już motywu i jak zgrabnie go uwspółcześnił, zderzając postać siedemnastowiecznej wiedźmy z nowoczesnym społeczeństwem. Wielokrotnie podczas lektury uderzała mi do głowy myśl, że „tego jeszcze nigdzie nie było”, a wprost uwielbiam nieszablonowe pomysły, które nie wywołują automatycznych skojarzeń z innymi propozycjami zaliczanymi do gatunku.
Może przydługie opisy zdradzą nam czasem, że to debiut autora, może i czasem życzylibyśmy sobie nieco więcej gęstego, oblepiającego wręcz klimatu, co nie zmienia faktu, że w obliczu skrajnych opinii na temat „Hex” staję zdecydowanie po stronie jego zwolenników. Jeśli lubicie zabawę znanymi motywami, gawędziarski styl opowieści i aurę małych amerykańskich miasteczek, warto dać temu tytułowi szansę.
Choć ma zaszyte oczy, patrzy. Choć ma zaszyte usta, gdy podejdziesz bliżej, usłyszysz jej szept. Może pojawić się nagle przy wezgłowiu Twojego łóżka bądź w kącie salonu i stać nieruchomo przez kwadrans, tydzień lub miesiąc. Choć skazana na śmierć stulecia temu, wciąż namacalna i snująca się po ulicach, choć wcale nie chcesz jej dotknąć czy stanąć jej na drodze. Chcesz za to...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-01
Jeśli w środku zimy zapragniecie przenieść się do słonecznego Cuncan, powieść ta będzie dla Was biletem. Tylko proszę, zostańcie z drinkiem na plaży i zignorujcie narysowaną ręcznie mapę, na którą natkniecie się już na początku. I za nic nie wchodźcie na ukrytą za palmowymi liśćmi ścieżkę prowadzącą do ruin...
Oni weszli. Sześcioro młodych ludzi, znudzonych zakrapianymi imprezami i wakacyjnym lenistwem. Gdyby tylko wiedzieli. Gdyby tylko mogli zawrócić... Meksykańska dżungla oblepiła ich upałem, insekty bezlitośnie atakowały ociekające potem ciała, lecz najgorsze okazały się zielone pnącza i czerwone kwiaty – drapieżne, krwiożercze i nieustępliwe.
Już dawno żadna książka nie wpędziła mnie w stan tak silnego wewnętrznego napięcia! „Ruiny” to szalenie wciągające studium powolnego wpadania w pułapkę i walki o przetrwanie, gdy w ręce wroga trafiają kolejne bazy, lecz ciągle jeszcze istnieje nadzieja. Mnogość obrzydliwości wszelkiego rodzaju, moralnych dylematów uwarunkowanych chęcią przeżycia i mrożących krew w żyłach wyzwań czekających na uczestników wyprawy sprawiła, że branie głębszego wdechu podczas lektury zwyczajnie weszło mi w nawyk. Choć powieść ma swoje lata i zaczyna się dość schematycznie, zdecydowanie potrafi zaskoczyć, a gdy tylko myślałam, że gorzej już być nie może, autor jeszcze mocniej dokręcał śrubę.
Z czym zostaniesz po lekturze? Z uporczywym pytaniem, na co byłoby Cię stać, gdybyś właśnie walczył o swoje życie. Musicie bowiem wiedzieć, że choć „Ruiny” oplotły mordercze pnącza, z całą pewnością jest to odarta ze złudzeń opowieść o ludziach.
Jeśli w środku zimy zapragniecie przenieść się do słonecznego Cuncan, powieść ta będzie dla Was biletem. Tylko proszę, zostańcie z drinkiem na plaży i zignorujcie narysowaną ręcznie mapę, na którą natkniecie się już na początku. I za nic nie wchodźcie na ukrytą za palmowymi liśćmi ścieżkę prowadzącą do ruin...
Oni weszli. Sześcioro młodych ludzi, znudzonych zakrapianymi...
2023-01-08
2023-01-01
2022-10-06
Choć tyle książek wpada w moje ręce, taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko. Sytuacja, gdy od pierwszych stron mam całkowitą pewność, że właśnie doświadczam czegoś wyjątkowego. Tu niemal od razu mocniej wcisnęłam się w kanapę, czując, że za chwilę zapomnę o całym świecie. I rzeczywiście tak było.
Wszystko zaczyna się od makabrycznego zdarzenia, wywołującego wielkie poruszenie w małym amerykańskim miasteczku i będące silnym wstrząsem dla pewnego dwunastoletniego chłopca. To wszystko jest jednak jedynie pretekstem do snucia opowieści o czymś absolutnie magicznym – beztroskich latach dzieciństwa. Autor uchwycił je tak dokładnie, jakby zwyczajnie zrobił im zdjęcie. I to w tym ostatnim, wyjątkowym momencie, gdy powoli gasną, ustępując miejsca dorosłości.
Wspaniale było powrócić do czasów, gdy patyk był mieczem, a las niezbadaną krainą pełną tajemniczych stworzeń. Po lekturze aż chce się spać pod gwiazdami, zatańczyć w deszczu i za wszelką cenę ocalić w sobie wewnętrzne dziecko. Czuć znów tę ekscytację wywołaną ostatnim szkolnym dzwonkiem oznajmiającym początek wakacji, smak przygód podczas rowerowych wypraw z grupą przyjaciół i potęgę nawet najbardziej szalonych marzeń, w które wierzyło się kiedyś całym swoim małym sercem.
Jest w tej książce ta poruszająca odpowiednie struny nuta nostalgii i niezwykła siła przyciągająca najpiękniejsze z dziecięcych wspomnień. Miło się do nich uśmiechnąć, cudownie dzięki takim lekturom je w sobie ocalić.
Choć tyle książek wpada w moje ręce, taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko. Sytuacja, gdy od pierwszych stron mam całkowitą pewność, że właśnie doświadczam czegoś wyjątkowego. Tu niemal od razu mocniej wcisnęłam się w kanapę, czując, że za chwilę zapomnę o całym świecie. I rzeczywiście tak było.
Wszystko zaczyna się od makabrycznego zdarzenia, wywołującego wielkie...
2022-06-06
2022-08-01
Polska wieś w czasach PRL. Tu ludzie wiedzą o sobie nawzajem wszystko, wolność wyboru dozwolona jest jedynie w ściśle wyznaczonych przez społeczność ramach, a poukładane na parapetach koce próbują powstrzymać zimny wiatr przed wtargnięciem do środka niedogrzanych domów.
Właśnie w takiej scenerii poznajemy Gabrysię, która w wieku siedmiu lat traci mamę, pozostając od tej pory pod opieką obecnego w domu jedynie ciałem ojca i opiekuńczej, choć niewtrącającej się w sprawy wychowawcze babci. Pozbawione przewodnictwa dziecko wkrótce zmienia się w dorastającą dziewczynę, której coraz trudniej przejść przez ten niepewny etap bez zaufanej osoby u boku, w mikroświecie zdominowanym przez przesądy i tematy tabu.
Zdecydowanie nie takiej historii się spodziewałam. Znałam autorkę jako twórczynię powieści grozy i ostrzyłam sobie zęby na kolejną klimatyczną, podszytą odrobiną niepokoju historię. Anna Musiałowicz zboczyła jednak z utartego wcześniej szlaku, przekazując w ręce czytelników powieść poruszającą, nostalgiczną, uwrażliwiającą na drugiego człowieka. Nadnaturalne elementy pojawiają się tu na tyle rzadko i mają tak wyraźnie symboliczny charakter, że historii tej zdecydowanie najbliżej jest do literatury pięknej.
„Śnieg jeszcze czysty” to opowieść o stracie, zagubieniu, dorastaniu w samotności. Pokazująca z całą mocą, jak ważne jest wsparcie młodego człowieka w interpretacji tego, czego doświadcza i co widzi. Krótka i prosta, lecz zapadająca w pamięć. Pozostawiła mnie ogromnie przejętą z policzkami mokrymi od łez. Jeśli szukacie wartościowej prozy, poruszającej ważne tematy i odzierającą wieś z aury sielskości, koniecznie dajcie temu tytułowi szansę.
Polska wieś w czasach PRL. Tu ludzie wiedzą o sobie nawzajem wszystko, wolność wyboru dozwolona jest jedynie w ściśle wyznaczonych przez społeczność ramach, a poukładane na parapetach koce próbują powstrzymać zimny wiatr przed wtargnięciem do środka niedogrzanych domów.
Właśnie w takiej scenerii poznajemy Gabrysię, która w wieku siedmiu lat traci mamę, pozostając od tej...
2022-08-03
2022-08-08
Dzień Nory rozpoczął się jak zwykle. Dźwięk budzika, syczenie ekspresu do kawy, włączenie komputera, by kontynuować pisanie najnowszej powieści. Jeden pozornie niewinny e-mail z zaproszeniem na wieczór panieński przyjaciółki z lat szkolnych obudził jednak dawne demony. Dlaczego teraz? I po tym wszystkim, co się stało? Nora czuje, że będzie musiała raz jeszcze zerknąć w przeszłość.
„W ciemnym, mrocznym lesie” to thriller kuszący klaustrofobicznym klimatem. Szklany dom pośrodku lasu, który wystawia bohaterów na widok każdego, kto znajdzie się w pobliżu. Grupka spędzających w nim weekend dawnych przyjaciół, z których każdy skrywa swoje sekrety. Skomplikowane relacje między uczestnikami imprezy, których źródła będziemy powoli odkrywać. A do tego pierwszy listopadowy śnieg i brak zasięgu, które tylko potęgują poczucie znalezienia się w pułapce. Jeśli powieści z dreszczykiem osadzone w surowych sceneriach z wąskim gronem podejrzanych są tym, co szczególnie lubicie, koniecznie zapiszcie sobie ten tytuł! Wyczułam napięcie już od pierwszych stron i zaintrygowana pochłonęłam tę historię niemal w jeden wieczór!
Debiutancka powieść Ruth Ware sprawdzi się idealnie jako lektura wakacyjna, dostarczająca wspaniałej rozrywki, przynoszącą odprężenie po ciężkim dniu i dająca tak potrzebny oddech między cięższymi pozycjami. Lekka, umiarkowanie mroczna, stanowi dla mnie idealną propozycję na comfort reading. Rozwiązanie zagadki wpadło mi do głowy dość szybko, lecz nie wpłynęło to na moje wrażenia z lektury – do samego końca bawiłam się świetnie.
Dzień Nory rozpoczął się jak zwykle. Dźwięk budzika, syczenie ekspresu do kawy, włączenie komputera, by kontynuować pisanie najnowszej powieści. Jeden pozornie niewinny e-mail z zaproszeniem na wieczór panieński przyjaciółki z lat szkolnych obudził jednak dawne demony. Dlaczego teraz? I po tym wszystkim, co się stało? Nora czuje, że będzie musiała raz jeszcze zerknąć w...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-08
„Aukcjoner” to jedyna powieść Joan Samson wydana po raz pierwszy w Polsce po blisko pięćdziesięciu latach od jej powstania. Fani powieści grozy ostrzyli sobie na nią zęby, bo ponoć właśnie to dzieło zainspirowało Stephena Kinga do napisała rewelacyjnego „Sklepiku z marzeniami”. Tu również pewien charyzmatyczny jegomość pod płaszczykiem wspaniałomyślności snuje wyjątkowo niecne plany uderzające w miejscową ludność. Czy warto zmierzyć się z tym klasykiem i co warto mieć na uwadze, by uniknąć rozczarowań?
„Aukcjoner” to kameralna, snuta powoli opowieść ukazująca dramat tłamszonej jednostki. Osaczanej, poddawanej kolejnym dotkliwym próbom, dokonującej wyboru między ryzykownym sprzeciwem a bezpiecznym przyzwoleniem. Śledzimy, jak zło kiełkuje tu niemal niepostrzeżenie. Obserwujemy, jak napięcie narasta i rodzi się gniew. Czuć pętlę zaciskającą się na szyi bohaterów, czuć klaustrofobiczną atmosferę, a czytelnik bez trudu dostrzeże w tej historii jej ponadczasowy charakter. Nie brakuje bowiem i współcześnie przykładów, gdy człowiek pozostaje bezsilny w starciu z systemem.
Budowane powoli napięcie to jednak jedyne źródło grozy, jakie znajdziemy w „Aukcjonerze”. Może to być rozczarowujące w obliczu faktu, iż powieść reprezentuje klasykę amerykańskiego horroru, która w dodatku zainspirowała Stephena Kinga. Zabrakło mi w tej powieści również emocji. Z zainteresowaniem śledziłam dalszy bieg wydarzeń, lecz zupełnie nie poczułam ciężaru dramatu będącej na pierwszym planie rodziny Moore’ów. Zrzucam to na karb sposobu kreacji bohaterów, w tym tytułowego aukcjonera, którzy w moim odczuciu pozostali bezbarwni, nijacy. Dla mnie to spora bariera, by w pełni zaangażować się w lekturę i zapamiętać ją na dłużej.
Dzieło Joan Samson zadowoli fanów powieści społecznych osadzonych w małych miasteczkach, doprawionych odrobiną dusznej atmosfery i będących nośnikiem dla uniwersalnych wartości. Podchodząc do „Aukcjonera” z otwartością, bez liczenia na grozę, zdecydowanie łatwiej się w nim rozsmakować.
„Aukcjoner” to jedyna powieść Joan Samson wydana po raz pierwszy w Polsce po blisko pięćdziesięciu latach od jej powstania. Fani powieści grozy ostrzyli sobie na nią zęby, bo ponoć właśnie to dzieło zainspirowało Stephena Kinga do napisała rewelacyjnego „Sklepiku z marzeniami”. Tu również pewien charyzmatyczny jegomość pod płaszczykiem wspaniałomyślności snuje wyjątkowo...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-04
Czytając "Dzieci nocy" pomyślałam, że to idealna lektura na wakacje. Choć Dan Simmons dał się dotychczas poznać głównie jako autor powieści grozy, a okładka najnowszego tytułu może sugerować kolejną podróż w krainę mroku, tym razem królują pościgi, strzelanki, ucieczki, przygoda! Szykujcie się na spektakularne starcie dobra ze złem!
„Dzieci nocy” przenoszą czytelnika do postkomunistycznej Rumunii, by zmierzyć się z klanem spragnionych krwi wampirów i uratować pewnego małego chłopca. Dan Simmons potraktował jednak motyw krwiopijców nowatorsko i współcześnie, a wręcz naukowo go wyjaśnił, potwierdzając po raz kolejny, że zawsze ma na książkę oryginalny, wyróżniający się pomysł. Najbardziej wyczekiwane rozdziały? Te z perspektywy Vlada Palovnika, czyli legendarnego Draculi! Fragmenty jego makabrycznych wspomnień dodają całej historii cudownie mrocznego sznytu i zdecydowanie podnoszą ostateczną ocenę. Pomijając wspomniane rozdziały i dość przygnębiający początek, jest to lektura lekka, pełna wartkiej akcji, ryzykownych misji, lotów helikopterem, a nawet scen miłosnych. Dzieje się i to dużo!
Fani twórczości Dana Simmonsa muszą jednak zachować ostrożność. „Dzieci nocy” to powieść sensacyjna, która zapewni kilka godzin doskonałej rozrywki, lecz próżno tu szukać dusznego klimatu, obezwładniającej grozy i na zawsze zostającej z czytelnikiem historii – tego wszystkiego, od czego uzależnił się czytelnik „Terroru” czy „Pieśni bogini Kali”. To zupełnie inny Simmons i warto o tym pamiętać, by uniknąć rozczarowań.
Myślę, że "Dzieci nocy" to doskonała propozycja dla tych, którzy chcieliby zachwycić się piórem Dana Simmonsa, lecz niechętnie sięgają po literaturę grozy. Ja, choć podczas lektury bawiłam się świetnie, wolę autora w tej mroczniejszej odsłonie.
Czytając "Dzieci nocy" pomyślałam, że to idealna lektura na wakacje. Choć Dan Simmons dał się dotychczas poznać głównie jako autor powieści grozy, a okładka najnowszego tytułu może sugerować kolejną podróż w krainę mroku, tym razem królują pościgi, strzelanki, ucieczki, przygoda! Szykujcie się na spektakularne starcie dobra ze złem!
„Dzieci nocy” przenoszą czytelnika do...
Elena Richardson to idealna żona i matka, która kontroluje starannie każdy aspekt życia i utrzymuje go w zgodzie z powszechnie przyjętymi normami. Mia Warren to lekceważąca społeczne schematy artystka, niestabilna finansowo i przemieszczająca się z miejsca na miejsce celem realizacji kolejnych projektów, samotnie wychowująca dorastającą córkę. Przecięcie się dróg tych dwóch kobiet w roli wynajmującej i najemczyni wywoła lawinę zdarzeń, a czytelnikowi przyjdzie zmierzyć się z ogromem egzystencjalnych tematów.
Reakcja na narzucane przez społeczeństwo standardy, aspekty wpływające na naszą tożsamość, wyzwania okresu dojrzewania. Siła macierzyńskiej miłości, zawiłości klasowo-rasowe, ciężar głęboko skrywanych sekretów. „Małe ogniska” to kameralna, przepełniona emocjami opowieść stawiająca w centrum tak różne od siebie rodzinne historie i skomplikowane międzyludzkie relacje. Składa się na nią wiele mikroświatów, a także sieć pozorów, tajemnic i napięć, które przypominając samotnie niewinne iskierki, prowadzą finalnie do wielkiego, niszczycielskiego, oczyszczającego pożaru.
Mnogość poruszanych w powieści dylematów może nieco przytłoczyć, zwłaszcza tych, którzy preferują skupienie się na jakimś motywie przewodnim. Można również odnieść wrażenie, że pewne kwestie ukazane zostały zbyt kontrastowo, bez miejsca na coś pomiędzy. Nie zmienia to jednak faktu, że autorka ciekawie zderzyła w „Małych ogniskach” mnogość punktów widzenia na bliskie nam wszystkim tematy, zainspirowała do własnych przemyśleń i utwierdziła w przekonaniu, że pomimo ogólnych definicji miłości czy szczęścia, każdy z nas musi wypracować własne. Powieść przeczytałam wręcz jednym tchem, nie mogąc jednocześnie oprzeć się wrażeniu, że tak szeroki wachlarz poruszanych tematów zmniejszył nieco jej siłę rażenia.
Elena Richardson to idealna żona i matka, która kontroluje starannie każdy aspekt życia i utrzymuje go w zgodzie z powszechnie przyjętymi normami. Mia Warren to lekceważąca społeczne schematy artystka, niestabilna finansowo i przemieszczająca się z miejsca na miejsce celem realizacji kolejnych projektów, samotnie wychowująca dorastającą córkę. Przecięcie się dróg tych dwóch...
więcej Pokaż mimo to