rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Spokojnie o wojnie to pigułka informacyjna, ale raczej pigułka "rutinoscorbinu" niż "antybiotyku". Jest to książkowy debiut Wolskiego, co do stylu nie ma się co czepiać, poezja to nie jest, krótko i zwięźle- czyli jest jak powinno być. Książka zawiera garść dość ogólnych informacji, trochę analiz, ale generalnie nic odkrywczego tu nie ma dla kogoś, kto przed sięgnięciem po tę pozycję już interesował się ogólnie wojskowością, stanem polskich sił zbrojnych, tym jak działa NATO i tak dalej. Nie ma tu informacji na jakie liczyłem, spodziewałem się czegoś dokładniejszego i po prostu większego objętościowo. Mówię z perspektywy osoby, która od dziecka militariami i historią konfliktów zbrojnych interesowała się mniej lub bardziej oraz z perspektywy kogoś kto od początku wojny za naszą wschodnią granicą na bieżąco obserwuje internetową działalność autora- żeby była jasność, bardzo cenię informacje jakie Wolski przekazuje w mediach społecznościowych, na ten moment oceniam go jako kogoś rzetelnego, kogoś kto nie żeruje na sensacji, jeśli się mało na froncie dzieje to nie dodaje kolejnych filmów o niczym, nie ściąga widza baitowymi tytułami filmów byle wyświetlenia się zgadzały- i może właśnie dlatego książka ta jest dla mnie trochę rozczarowaniem, słuchając autora przez ostatnie 10 miesięcy w rozciągniętej wersji otrzymałem mniej więcej te same informacje... Ale czy ta książka jest zła? Nie. To, że ja na bieżąco śledzę wydarzenia związane z wojną w Ukrainie i działaniami jakie dzieją się wokół bezpieczeństwa Polski nie znaczy, że każdy robi to samo i jeśli ktoś się tymi tematami zupełnie do tej pory nie interesował to z czystym sumieniem mogę "Spokojnie o wojnie" polecić, będzie to przystępna, nie długa lektura dla zdobycia absolutnych podstaw. I nie można mieć do autora pretensji o to, że książka tak właśnie wygląda- od początku podkreślał, że zależy mu na tym by był to produkt dostępny dla szerokiego grona. Wiosłując do brzegu, mimo ogólnego charakteru tej książki to dobrze, że powstała, mamy niemal od dziesięciu miesięcy wojnę za miedzą, każdy został przez ten czas zalany setkami (jeśli nie tysiącami) zdjęć, filmów z frontu, informacji, a mimo to wciąż można trafić na kogoś kto na transporter kołowy mówi... czołg, cały czas nam towarzyszy szereg mitów związanych choćby z bronią atomową w społeczeństwie- dlatego dobrze, że Jarek napisał "Spokojnie o wojnie" aby laik chcący się czegoś dowiedzieć mógł po taką pozycję sięgnąć.

Spokojnie o wojnie to pigułka informacyjna, ale raczej pigułka "rutinoscorbinu" niż "antybiotyku". Jest to książkowy debiut Wolskiego, co do stylu nie ma się co czepiać, poezja to nie jest, krótko i zwięźle- czyli jest jak powinno być. Książka zawiera garść dość ogólnych informacji, trochę analiz, ale generalnie nic odkrywczego tu nie ma dla kogoś, kto przed sięgnięciem po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tu byli tak stali jest książką może nie wyjątkową, ale z pewnością szczególną. Dlaczego?
Ano nie często mamy okazję przeczytać w zasadzie zbiór wspomnień ulicznego rzezimieszka, który ma wykształcenie i mimo wszystko artystyczną duszę.
Zacząć należy od słów uznania dla tłumacza, pierwsze kilkadziesiąt stron to przyzwyczajenie się do stylu jakim jest to napisane (brak przecinków, kropek itd.) do slangu, wiele słów musiałem sprawdzać, mimo, że są one niby polskie... Mimo tego czyta się to naprawdę dobrze. Ogromnej fantazji i kunsztu od tłumacza wymagało tak sprawne przełożenie na język polski. Tutaj też zachęcam do zapoznania się z historią wyboru polskiego tytułu- ale tu już odsyłam do tłumacza. :)
Ale do brzegu! O jakich gangsterach na ogół dostajemy historie? O tych wielkich, największych. Ci którzy są od brudnej roboty, szeregowi żołnierze w strukturach organizacji często bywają jedynie tłem, jeśli nawet bohaterem filmu czy książki zostaje ktoś zwyczajny, to jednak przytrafia mu się wyjątkowa historia, coś doniosłego, natomiast tutaj, co moim zdaniem jest ogromnym atutem debiutu Krauzego jest to, że od początku do końca śledzimy losy zwykłego, drobnego złodziejaszka, co w tym gatunku sprawia, że już jest to pozycja na którą warto zwrócić uwagę.
Mamy tu do czynienia z klasycznym wstępem, rozwinięciem i zakończeniem- jak w rozprawce lub z typowym rozwojem bohatera, jego pierwsze kroki w przestępczym świecie, szczyt, którego sięgnął- i tutaj mamy styczność z szczytem jaki może zobaczyć drobny złodziejaszek, nie ma tu skali jak z Człowieka z blizną czy Ojciec Chrzestny, co uważam za coś pozytywnego, realnego. Aż po jego upadek, który również nie jest tak dramatyczny do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Jednak co jest moim zdaniem najistotniejsze? Bohatera książki da się lubić i nie byłoby nic w tym złego, przecież po to mamy literaturę i kino gangsterskie byśmy mogli kochać złoczyńców, ale jednak takiego rozumowania używamy w stosunku do postaci fikcyjnych, a tutaj, Gabriel opowiada swoją prawdziwą historię i pojawia się pewien dylemat, czy to w porządku by ktoś kto niewątpliwie nie jednemu człowiekowi uprzykrzył życie a nawet naraził ludzi na utratę zdrowia czy życia może teraz odcinać kupony od swojej przeszłości w postaci sprzedanych książek? Z drugiej strony to chyba lepsze niż gdyby miał powrócić na przestępczą ścieżkę, prawda? Nie wiem czy inni też po lekturze Tu byli tak stali mierzą się z podobną rozterką, ja na koniec powiem tylko tyle, że książkę tę warto przeczytać i trochę porozmyślać, wiem też, że z pewnością sięgnę po kolejną książkę Krauzego, kiedy ta się ukaże.

Tu byli tak stali jest książką może nie wyjątkową, ale z pewnością szczególną. Dlaczego?
Ano nie często mamy okazję przeczytać w zasadzie zbiór wspomnień ulicznego rzezimieszka, który ma wykształcenie i mimo wszystko artystyczną duszę.
Zacząć należy od słów uznania dla tłumacza, pierwsze kilkadziesiąt stron to przyzwyczajenie się do stylu jakim jest to napisane (brak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lepperiada to nie całe 180 stron bez źródeł- nie dużo, jednak autorowi na tych stronach udało się zgromadzić bardzo dużo. Marcin Kącki w tym cienkim reportażu zawarł kluczowe informacje o Samoobronie, jej liderze, czołowych aktywistach i kluczowych wydarzeniach na osi czasu Samoobrony. Od śmierci lidera partii mija już 11 lat, w przestrzeni publicznej mimo upływu czasu wciąż pojawiają się głosy, że śmierć Leppera nie była samobójstwem (patrząc na liczne zaniedbania i błędy kardynalne w śledztwie oraz znane fakty, jak choćby ten, że na pętli na której powiesił się Lepper nie było jego odcisków palców można stwierdzić, że głosy te nie są bezpodstawne), że stracił życie, bo głosił niewygodną dla establishmentu prawdę, kreuje się wręcz obraz męczennika… Reportaż Kąckiego jednak sprowadza nas na ziemię przypominając nam niewygodne fakty z kariery politycznej Andrzeja Leppera i jego ugrupowania. W ostatnich latach niezwykle popularne stało się hasło:’’populizm’’, dzięki lekturze Lepperiady mamy możliwość podróży w czasie i prześledzenia kariery pierwszego w III RP populisty pełną gębą. Dziś często jesteśmy oburzeni słysząc jak PiS w koalicji z Solidarną przełamują kolejne granice przyzwoitości, wchodzą na jeszcze wyższe poziomy populizmu i nepotyzmu niż kiedykolwiek widzieliśmy, ale… czy napewno? Po Lepperiadzie odnoszę wrażenie, że naprawdę zapomnieliśmy o epizodzie, kiedy Samoobrona znajdowała się w koalicji rządzącej, a sam Lepper został wicepremierem-to taka dygresja dlaczego warto zapoznać się z tą pozycją w 2022 roku. Przechodząc do sedna, Lepperiadę warto przeczytać, dla jednych by odświeżyć pewne wydarzenia, ich chronologię- to skąd się wziął Lepper, jak piął się po szczeblach politycznej hierarchii, największe afery z udziałem jego i członków Samoobrony, które wstrząsały Polską (seksafera, afera gruntowa), dla innych by poznać historię od podstaw; co istotne, nawet nie znając wydarzeń z początku lat 90tych oraz pierwszej dekady XXI wieku książka Marcina Kąckiego będzie dostępna. Jestem pod dużym wrażeniem tego, jak autorowi udało się zgromadzić w tak krótkiej książce tak wiele informacji i w dodatku w przystępny sposób, który nikogo nie będzie nudzić, polecam.

Lepperiada to nie całe 180 stron bez źródeł- nie dużo, jednak autorowi na tych stronach udało się zgromadzić bardzo dużo. Marcin Kącki w tym cienkim reportażu zawarł kluczowe informacje o Samoobronie, jej liderze, czołowych aktywistach i kluczowych wydarzeniach na osi czasu Samoobrony. Od śmierci lidera partii mija już 11 lat, w przestrzeni publicznej mimo upływu czasu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor pisze o czymś, co jeszcze kilka lat temu było dla wielu fikcją i legendą, dziś wiemy, że to prawda. Czyta się to bardzo dobrze, Tomasz Awłasewicz w dużej mierze oddaje głos bohaterom, dzięki czemu liczne kwestie, które się tutaj pojawiają a są dla zwykłego człowieka bardzo skomplikowane stają się przystępne i zrozumiałe. Znajdziemy tu opisy sytuacji, które sprawią, że czytelnikowi otwierają się oczy ze zdumienia, a w głowie pojawia się pytanie:”I my naprawdę się podniecamy przygodami agenta 007 czy innym Mission impossible…?”
Wiem, że dla wielu lektura ta może być ciężkostrawna, ponieważ tytułowi bohaterowie pracowali dla władz poprzedniego ustroju, ale spokojnie, nie ma tu żadnej polityki, zdecydowana większość treści to opis technicznych aspektów roboty pracowników Wydziału IX Departamentu II MSW. Polecam!

Autor pisze o czymś, co jeszcze kilka lat temu było dla wielu fikcją i legendą, dziś wiemy, że to prawda. Czyta się to bardzo dobrze, Tomasz Awłasewicz w dużej mierze oddaje głos bohaterom, dzięki czemu liczne kwestie, które się tutaj pojawiają a są dla zwykłego człowieka bardzo skomplikowane stają się przystępne i zrozumiałe. Znajdziemy tu opisy sytuacji, które sprawią,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spotkałem się z osobami, które odrzuciły tę pozycję widząc na losowych stronach dużo wykresów, liczb, statystyk, zakładając, że to nudne. Nic bardziej mylnego! Autor doskonalne wplata między liczby i wykresy "wątki fabularne", ciekawe historie, czasem zabawne. Za tymi nudnymi wykresami i liczbami kryją się świetnie objaśnione przez autora informacje o istotnych sprawach na świecie, wątpię by ktokolwiek zapamiętywał te liczby, ale gwarantuję, że po zapoznaniu się z każdym rozdziałem w waszych głowach zostaną ważne, bardzo ważne informacje i sposoby w jaki sposób patrzeć na świat. Przykład? Od lat raz na jakiś czas w mojej głowie pojawiały się myśli, że ludzi jest coraz więcej, co jeśli w końcu zacznie dla nas brakować miejsca na Ziemi? Dzięki tej książce wiem, że nic takiego nam nie grozi oraz zrozumiałem dlaczego obecnie jest nas akurat tak dużo. Polecam, świeta książka popularnonaukowa.

Spotkałem się z osobami, które odrzuciły tę pozycję widząc na losowych stronach dużo wykresów, liczb, statystyk, zakładając, że to nudne. Nic bardziej mylnego! Autor doskonalne wplata między liczby i wykresy "wątki fabularne", ciekawe historie, czasem zabawne. Za tymi nudnymi wykresami i liczbami kryją się świetnie objaśnione przez autora informacje o istotnych sprawach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Liderzy- książka, którą ktoś na odwrocie obwołał "prawdziwą biblią zarządzania" i dodał tłustym drukiem, że jest to obowiązkowa lektura dla każdego, kto szuka drogi na szczyt.
Niestety. Nie jest to prawda. I mówię to ze szczerym smutkiem, a nie z dozą złośliwości by książce i autorowi dopiec.
Książka zawiera wiele rozmów z ludźmi sukcesu z bardzo różnych branż; od najlepszego trenera koszykówki, przez prezes największej firmy zbrojeniowej w USA po sędzię Sądu Najwyższego Stanów. Rozmowy te pochodzą z popularnego programu telewizyjnego prowadzonego przez autora książki, rozmowy choć ciekawe są dość krótkie i nie zawierają zbyt wielu konkretnych informacji, wskazówek dla kogoś idącego na szczyt, raczej są to rozmowy o bardzo luźnej formie mające przedstawić czytelnikowi bardzo ogólną sylwetkę rozmówcy. Rozmówcy oczywiście odpowiadają na pytania o sukces, ale są to raczej ogólniki, które każdy, kto miał już w rękach literaturę dotyczącą rozwoju osobistego mniej lub bardziej, ale zna.
Nie zrozumcie mnie jednak źle, te wywiady dobrze się czyta- na ogół rozmowa z ludźmi którzy coś osiągnęli jest ciekawa. Jednak po reklamie jaką zafundowano "Liderom" spodziewałem się czegoś więcej. Czego dowiedziałem się z książki, która miała być biblią zarządzania? Tego, że prezes Pepsi co. odwiedzając znajomych po przekroczeniu progu buszuje w ich kuchennych meblach by sprawdzić czy ci mają tam produkty jej firmy... Dowiedziałem się też, jaki kij do golfa jest lepszy, ciekawostką było dowiedzieć się, że uważany za najlepszego trener koszykówki jest synem Polaków, którzy wyemigrowali do USA. Jestem też bogatszy w wiedzę o problemie amerykańskich uczelni, które borykają się z studentami, którzy po roku studiów odchodzą grać zawodowo w koszykówkę czy football.
Jeszcze raz podkreślam, wiele z tych rozmów jest naprawdę ciekawych, ale jednak jest tu bardzo mało zasad, które można wprowadzić w życie i tym bardziej technik, jak to robić. Wydaje mi się, że książka byłaby bogatsza merytorycznie gdyby autor okroił ilość wywiadów na rzecz tego by były one dłuższe i bardziej dociekliwe.

Liderzy- książka, którą ktoś na odwrocie obwołał "prawdziwą biblią zarządzania" i dodał tłustym drukiem, że jest to obowiązkowa lektura dla każdego, kto szuka drogi na szczyt.
Niestety. Nie jest to prawda. I mówię to ze szczerym smutkiem, a nie z dozą złośliwości by książce i autorowi dopiec.
Książka zawiera wiele rozmów z ludźmi sukcesu z bardzo różnych branż; od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od początku cyklu byłem pozytywnie zaskoczony tym, że autor w odróżnieniu do wielu twórców literatury młodzieżowej traktuje czytelnika poważnie, stara się by to co dzieje się na kartkach książki było logiczne, spójne, sensowne- wychodzi z założenia, że osoba czytająca jego książkę jest istotą myślącą . Tak było przez pierwszych pięć tomów "Zwiadowców", niestety w szóstej części autor dosłownie sam zaorał, to co do tej pory było jego ogromnym atutem. Dlaczego?
Zwiadowca prowadzi bardzo ważną rozmowę z kurierką, rozmawiają o ściśle tajnym zadaniu, okazuje się, że są oni podsłuchiwani przez bandytę, złodzieja i mordercę. Co z kimś takim zrobić? Każdy myślący wie, ale nie doświadczony zwiadowca z równie doświadczoną członkinią korpusu dyplomatów, pozostawiają go przy życiu, później oboje są wielce zaskoczeni, że człowiek ten jest dla nich źródłem poważnych kłopotów. Idziemy dalej! W trakcie bitwy główny bohater upuścił łuk, następnie udaje się w pogoń za wrogim generałem w głąb lasu, przypomina sobie o porzuconej broni, ale machnie na nią ręką, mówiąc, że w gęstym lesie i tak mu się łuk nie przyda, coż... dziwnym trafem w poprzednich częściach cyklu gęsty las nie szkodził Zwiadowcom w używaniu łuku, zgadnijcie co się dzieje dalej! Tak! Nasz bohater omal nie ginie, ponieważ nie ma przy sobie łuku...
Nie będę wymieniał więcej przykładów głupoty i braku logiki z "Oblężenia Macindaw" ponieważ nie chcę pisać rozprawki, ale jestem rozczarowany szóstą częścią przygód Zwiadowców...

Od początku cyklu byłem pozytywnie zaskoczony tym, że autor w odróżnieniu do wielu twórców literatury młodzieżowej traktuje czytelnika poważnie, stara się by to co dzieje się na kartkach książki było logiczne, spójne, sensowne- wychodzi z założenia, że osoba czytająca jego książkę jest istotą myślącą . Tak było przez pierwszych pięć tomów "Zwiadowców", niestety w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy ktoś z was na przedszkolne bale przebierańców przychodził w stroju Indianina? Z pióropuszem na głowie? Ja tak, wielu z was pewnie też i myślę, że równie wielu, w tym ja, nie miało bladego pojęcia o tym, że kogoś w ten sposób mogliśmy urazić (poza kolegą, który jako pierwszy obwieścił, że taki strój wybiera); a czy ktoś pomyślał, że kogoś obraża mówiąc „Indianin”? Czy ktoś z nas zastanawiał się czy coś jest nie tak w stwierdzeniu „odkrycie Ameryki”?
Ta książka mi to uświadomiła, pokazała, że problem rasizmu, dyskryminacji, to nie tylko problem czarnoskórych i kobiet.
Ten reportaż potrafi wywrócić do góry nogami nasze postrzeganie Kanady. Po tej lekturze myślę, że większość z nas o Kanadzie ma raczej wyobrażenie życzeniowe, żyjemy fantazją powielaną przez pop kulturę; kraina mlekiem i miodem płynąca, syrop klonowy, wielokulturowa wioska, w której wszyscy żyją na wysokim poziomie. Problemy ludności rdzennej raczej kojarzymy z USA, walka między tymi którzy byli tam od zawsze z przybyszami w niebieskich mundurach.
Niestety, cierpienie rdzennych mieszkańców Ameryki, to nie tylko to co znamy z historii USA. Nie będę tutaj rozpisywać się na temat tego: kto? Kogo? Gdzie? To każdy powinien sam poznać z kart książki Joanny Gierak-Onoszko, sama autorka stara się nie wiele opowiadać o cierpieniu bohaterów swojej książki, raczej oddaje im głos, więc i ja nie będę tego robić. To naprawdę warto przeczytać, nie wielu ludzi zna historię, która jest tutaj zawarta, a jest to coś co każdy, bez wyjątków powinien znać. Styl, słownictwo jest naprawdę przystępne, czytelnik nie zostaje zalany potokiem dat i nazwisk, a za to ma okazję poznać niezwykle ważny rozdział w historii ludzkości, którego nie znajdziecie w żadnym szkolnym podręczniku do historii.
Jest jednak jeden element, który może drażnić szczególnie polskiego czytelnika, a nawet zaboleć! Kiedy autorka przytacza rozmowy z rdzennymi mieszkańcami Kanady możemy od nich usłyszeć słowa, które wrzucają nas do jednego worka z tymi, którzy kolonizowali ich ziemię, mamy się czuć tak samo winni, jak ci, którzy zafundowali rdzennymi mieszkańcom tego rejonu piekło, nie chcę by ktoś pomyślał, że chcę umniejszyć znaczenie wyrządzonych im krzywd, ale czy Polak, Czech, Ukrainiec czy Gruzin ma obowiązek czuć się odpowiedzialny za to co działo się po drugiej stronie Atlantyku, kiedy sami byli gnębieni często w podobny sposób i nie brali udziału w kolonizowania Ameryki, Azji czy Afryki? Nie mogłem o tym nie wspomnieć, ale to w zasadzie tak na marginesie.
Wspomnę jeszcze o czymś, co rzadko spotykam w książkach, a co bardzo pomaga i jest po prostu dobre (zwłaszcza w reportażu), kiedy autorka wspomina o jakiejś osobie/wydarzeniu, o którym pisała np. 150 stron wcześniej w nawiasie w skrótowy sposób przypomina o co lub o kogo chodzi, co bardzo pomaga!

Czy ktoś z was na przedszkolne bale przebierańców przychodził w stroju Indianina? Z pióropuszem na głowie? Ja tak, wielu z was pewnie też i myślę, że równie wielu, w tym ja, nie miało bladego pojęcia o tym, że kogoś w ten sposób mogliśmy urazić (poza kolegą, który jako pierwszy obwieścił, że taki strój wybiera); a czy ktoś pomyślał, że kogoś obraża mówiąc „Indianin”? Czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cała książka trzyma poziom, choć niektóre rozdziały wydają się ciekawsze od innych, ale być może to efekt mojego zamiłowania do wschodu, Kresów, Polesia, więc siłą rzeczy historie o tych terenach, ludziach je zamieszkujących porywają mnie bardziej od opowieści o choćby Śląsku. Czego by nie mówić, należą się wyrazy uznania dla autora za to, że dał nam możliwość przebycia podróży po nieistniejących już granicach; czy jest ktoś interesujący się tą tematyką, kto nie marzy czasem o tym by odbyć długie podróże po zapomnianych miejscach i porozmawiać z starymi ludźmi, którzy pamiętają jeszcze czasy II RP? Autochtonami pamiętającymi zupełnie inne kształty państw? Ludzi, którzy w swoim życiu nie zmieniając miejsca zamieszkania znajdowali się w trzech różnych krajach na przestrzeni lat? Tomasz Grzywaczewski pozwala nam odbyć taką podróż i takie rozmowy z 90 latkami, ba! Nawet i 100 latkami, którzy są żywymi pomnikami historii, wypowiedzi tych ludzi, często bardzo doświadczonych, mimo swojej prostoty, braku prób ujmowania myśli w subtelnych słowach potrafią zmusić czytelnika do głębokich refleksji a i wywołać łzy w oczach... Polecam!

Cała książka trzyma poziom, choć niektóre rozdziały wydają się ciekawsze od innych, ale być może to efekt mojego zamiłowania do wschodu, Kresów, Polesia, więc siłą rzeczy historie o tych terenach, ludziach je zamieszkujących porywają mnie bardziej od opowieści o choćby Śląsku. Czego by nie mówić, należą się wyrazy uznania dla autora za to, że dał nam możliwość przebycia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W porównaniu z poprzednimi częściami jest to po prostu nieporozumienie...

W porównaniu z poprzednimi częściami jest to po prostu nieporozumienie...

Pokaż mimo to