rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Graficzna Podróż Phillip Butah, Ed Sheeran
Ocena 8,4
Graficzna Podróż Phillip Butah, Ed S...

Na półkach: , ,

"Graficzna podróż" to wyjątkowa autobiografia Eda Sheerana. Książka jest przepięknie wydana, zawiera cudowne ilustracje Philipa Butaha. Ładnie pachnie (potwierdzone).

Opowiada o życiu Eda, jego zmaganiach przy tworzeniu piosenek, jego drodze na szczyt. Mocno inspiruje. Ed jest naprawdę niezwykłym artystą i to widać, kiedy przeczyta się zaledwie kilka stron. Pisze szczerze, bez ogródek, przyznaje się do swoich porażek, ale także chwali się swoimi sukcesami. Mam wrażenie, że on sam wciąż nie może uwierzyć w sukces jaki odniósł. Uwielbiam mądrości jego taty (również dają niezłego kopa do działania).

Czego mi zabrakło... Teledyski. Bardzo chciałam się dowiedzieć czegoś od kulis, a tutaj nic takiego. Kilka wzmianek. Jednak tak musiało być. Tak sobie autor postanowił.

"Graficzna podróż" to wyjątkowa autobiografia Eda Sheerana. Książka jest przepięknie wydana, zawiera cudowne ilustracje Philipa Butaha. Ładnie pachnie (potwierdzone).

Opowiada o życiu Eda, jego zmaganiach przy tworzeniu piosenek, jego drodze na szczyt. Mocno inspiruje. Ed jest naprawdę niezwykłym artystą i to widać, kiedy przeczyta się zaledwie kilka stron. Pisze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do pewnych serii ma się określony sentyment. Zwłaszcza wtedy kiedy bohaterów felixowej historii poznało się w szóstej klasie podstawówki, a najnowszą część czyta się będąc już w liceum. Czasem potrzebna do szczęścia jest spora dawka śmiechu, a tego dostarczyła mi lektura "nie(Bezpiecznego) Dorastania".

Z tyłu okładki książki jest napisane, że można czytać tę część niezależnie od poprzednich epizodów. Miałabym co do tego zastrzeżenia, bo pojawiają się tu spojlery co do pierwszej części, dosyć znaczące. Poza tym po tylu tomach czuje się o wiele większą więź z postaciami: z żartami Neta, technicznym umysłem Felixa czy wyjątkowością Niki.

Laura. Nareszcie został rozwinięty ten temat, bo czerwonowłosa od Trzeciej Kuzynki schodziła zawsze na dalszy plan. Mnie od razu do siebie przekonała i zachwyciła w tej części.

Kwestia techniczna. Okładka. Przez te kilka lat zdążyłam przywiązać się do poprzedniego stylu narysowanych postaci, to teraz ta dobra passa została przerwana i kreska nowej części nijak się ma do pozostałych. Taki mały zgrzyt.

"Net odprowadził Pedro groźnym spojrzeniem. Co on sobie myśli?! Że Nika poleci na jakiegoś informatyka?"

Do pewnych serii ma się określony sentyment. Zwłaszcza wtedy kiedy bohaterów felixowej historii poznało się w szóstej klasie podstawówki, a najnowszą część czyta się będąc już w liceum. Czasem potrzebna do szczęścia jest spora dawka śmiechu, a tego dostarczyła mi lektura "nie(Bezpiecznego) Dorastania".

Z tyłu okładki książki jest napisane, że można czytać tę część...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Julio.

Nowy Wspaniały Świat, gdzie rządzi dyktatura, brakuje jedzenia, ludzie żyją na skraju nędzy. Miejsce, w którym rodzice pozbywają się swojego dziecka, nie ze względu na trudności w wychowaniu, ale zwyczajny strach. Julia, jest siedemnastoletnią dziewczyną, której dotyk zabija.

Pomysł na fabułę brzmi bardzo intrygująco. Z wykonaniem poszło już trochę gorzej.

Julio.

Książka jest trochę chaotycznie napisana. Niektóre myśli bohaterki są niezrozumiałe. Kiedy w jej otoczeniu pojawia się jeszcze Adam, wszystko się komplikuje. Absolutnie perfekcyjny, z doskonałym, wyrzeźbionym ciałem, zdrową, piękną skórą i pogodną twarzą. Zaradny, zakochany, inteligentny, buntowniczy. Ideał po prostu.

Julio.

Nic dziwnego, że główna bohaterka, przebywając w jego towarzystwie ma problemy z oddychaniem, liże ją tysiąc płomieni pożądania lub liczy swoje palce u rąk (tak na wszelki wypadek, żeby się upewnić czy na pewno wszystkie są), a skóra Adama ma raz 100 albo 1000 stopni. W każdym razie jest zawsze ciepła. Ba, gorąca.

Julio.

Pojawia się jeszcze jeden... Zdecydowanie czarny bohater od pierwszego wejrzenia. Niejaki Warner (który moim skromnym zdaniem jest skrzyżowaniem Hitlera i Stalina). Dyktator, doskonały mówca, pragnący wykorzystać główną bohaterkę w bardzo złych celach. Wypada przerażająco dobrze.

Julio.

Dialogi w tej książce są dosyć nieciekawe. Wydaje mi się, że zabieg ciągłego zwracania się do głównej bohaterki per Julio został nadużyty. Nie brzmi to dostojnie ani jakoś bardziej poważnie czy naturalnie. Po n-tym razie zaczyna przeszkadzać. Niektóre kwestie można by sobie podarować. Przekomarzanie się Adama-Julii-Kenjego to część, która irytowała mnie chyba najbardziej. Miało być śmiesznie i ironicznie, a wyszło dosyć sztucznie. Humor w tej książce (choć nie ma go za wiele) zdecydowanie obniża jej wartość.

Julio.

Myślę, że świetna reklama sprawiła, że ta książka ma tak dobre opinie. Mnie nie zachwyciła. Raczej jestem osobą, która nie może zrozumieć fenomenu tej powieści. Jest średnia. Szybko się ją czyta, ze względu na specyficzny styl autorki. Jeżeli ktoś na własnej skórze, chce poczuć śmiercionośny dotyk, to niech zajrzy, ale poza tym nie powinien spodziewać się niczego nadzwyczajnego.

Julio.

Julio.

Nowy Wspaniały Świat, gdzie rządzi dyktatura, brakuje jedzenia, ludzie żyją na skraju nędzy. Miejsce, w którym rodzice pozbywają się swojego dziecka, nie ze względu na trudności w wychowaniu, ale zwyczajny strach. Julia, jest siedemnastoletnią dziewczyną, której dotyk zabija.

Pomysł na fabułę brzmi bardzo intrygująco. Z wykonaniem poszło już trochę gorzej....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Co to ma, kurna, być?! Miały być zwykłe wakacje, zwykłe wakacje! Ja nie mogę! Dlaczego zawsze coś musi pójść nie tak?"

Bez tego, drogi Necie, ta seria nie miałaby najmniejszego sensu. Otwierając FNiN, zawsze czuje się ten dreszczyk emocji, ponieważ nigdy nie wiadomo co się stanie. Niczego nie możemy być pewni. Wszystko już było? Właśnie, chyba raczej nie, skoro piszą się kolejne tomy.

Trójka przyjaciół jedzie z rewizytą do swoich kolegów z Anglii. Chciałabym jeszcze dodać, że Felix, Net i Nika nareszcie skończyli drugą klasę gimnazjum, bo od jedenastu tomów jakoś tak tam zalegli. Ale to nic. Oczywiście, ich wakacje nie zapowiadają się na sielankę.

"Pan płaci, pan wymaga"

Często zdarza mi się wybuchać śmiechem podczas czytania tej książki. Teksty Neta mnie rozbrajają. Cieszę się, że w tym tomie Felix i Net mieli kilka chwil słabości. Dodało to realności tej powieści, bo ostatnią widoczną kłótnię pamiętam z Orbitalnego Spisku. Jedynie Nika w tej części mnie minimalnie zawiodła. Chciała, żeby Felix był szczęśliwy, ale nic z tym w sumie nie zrobiła. Taki mały zgrzyt, który może jest spowodowany tym, że nie za bardzo lubię tej bohaterki. Co jest oczywiście plusem tej serii.

Pod względem humorystycznym postawiłabym ją niżej niż Sekret Czerwonej Hańczy. Dużo się działo. Jak zawsze nie rozumiałam niczego na początku, ale potem moje tempo czytania coraz bardziej przyspieszało. Ta książka jest jak narkotyk. Musisz przeczytać do końca, żeby upewnić się, że wszystko będzie dobrze.
Co jeśli pewnego dnia tak nie będzie?
Wolę nawet o tym nie myśleć.

"Redaktor stawiał veto wobec takiego zdania, ale pisarz się uparł (przyp. red.). Bo pisarz wie lepiej, co chce napisać (przyp. aut.)"

Nie polecam zaczynać tej serii od przypadkowego tomu, chociaż jest to możliwe, ale czytanie od początku pozwala w ogóle poznać bohaterów od zera, zobaczyć jak się zmieniali, o co się kłócili. Jest to powieść złożona gatunkowo, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie. Pewne techniczne fragmenty można nawet omijać (zalecenia redaktora), chociaż ja zawsze je czytam (i tak nic nie rozumiem).

Złota rada na koniec: "Częste mycie skraca życie"

"Co to ma, kurna, być?! Miały być zwykłe wakacje, zwykłe wakacje! Ja nie mogę! Dlaczego zawsze coś musi pójść nie tak?"

Bez tego, drogi Necie, ta seria nie miałaby najmniejszego sensu. Otwierając FNiN, zawsze czuje się ten dreszczyk emocji, ponieważ nigdy nie wiadomo co się stanie. Niczego nie możemy być pewni. Wszystko już było? Właśnie, chyba raczej nie, skoro piszą się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Death Note #6: Zamiana Takeshi Obata, Tsugumi Ohba
Ocena 8,1
Death Note #6:... Takeshi Obata, Tsug...

Na półkach: , ,

Właśnie w tym tomie zrozumiałam jak bardzo lubiłam L'a...

Właśnie w tym tomie zrozumiałam jak bardzo lubiłam L'a...

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jutro, kiedy zaczęła się wojna.

Poczułam się dziwnie, kiedy po tych wszystkich przygodach, którymi podzieliła się ze mną Ellie, musiałam się pożegnać. John Marsden stworzył niesamowitą serię, wspaniałą bohaterkę i zamieścił w tej historii przemyślenia, które potrafiły mnie czasem zmiażdżyć.

Kto czytał Jutro, wie o czym jest ta seria. Wizja przedstawiona w tej powieści od pierwszej strony była dla mnie przerażająca. Nie wyobrażam sobie tego, w dodatku autor opisał to bardzo realistycznie. Oczywiście, Jutro nie jest bez wad. Miejscami zdarzały się nudne fragmenty, ale jak patrzę na to teraz, to muszę powiedzieć, że dodało to realności tej książce. Nie zawsze wszystkie akcje się udawały. Nigdy nic nie szło zgodnie z planem. Dużo rzeczy komplikowały pojawiające się emocje. Nie wszyscy przeżyli.

Dziwne byłoby, gdyby tak się stało. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć tak silnej woli walki Ellie. Od samego początku cały czas narażała swoje życie, nieraz nie myśląc o sobie, tylko o swoich najbliższych. W tej książce przyjaźń gra pierwsze skrzypce.

"Bo największy prezent dostajesz wtedy, kiedy ktoś postanowi ci podarować pół godziny, godzinę albo całe popołudnie i ten czas jest tylko dla ciebie."

Może to śmieszna uwaga, ale zdecydowanie w ostatniej części jest najwięcej wzmianek o jadowitych wężach i pająkach. Czytając wcześniejsze sześć tomów odczuwałam brak tych informacji, zwłaszcza podczas pobytu całej grupy w Piekle. W końcu to Australia, ale jestem w stanie to wybaczyć. Mniej się martwiłam.

Mogłabym tak pisać i pisać, ale to nie ma największego sensu. Finał tej historii był wzruszający, a zarazem bardzo stresujący. Wątek miłosny został, moim zdaniem trochę skopany, ale to moje jedyne zastrzeżenie. John Marsden idealnie opisał więź, łączącą ją z Gavinem. Nic dodać nic ująć.

Oceniam całą serię na 10. Wiążą się z tym wspomnienia, jakie łączą mnie z historią Ellie i jej przyjaciół. Spędziłam z nimi trochę czasu, stąd te refleksje. Z pewnością kiedyś po raz kolejny przeczytam całość, ale wiem, że nieprędko to się stanie. Nie jestem na to psychicznie gotowa. Nie można umrzeć dwa razy, ale czy dwa razy można przeżyć śmierć książkowych bohaterów?

Koniec.

Jutro, kiedy zaczęła się wojna.

Poczułam się dziwnie, kiedy po tych wszystkich przygodach, którymi podzieliła się ze mną Ellie, musiałam się pożegnać. John Marsden stworzył niesamowitą serię, wspaniałą bohaterkę i zamieścił w tej historii przemyślenia, które potrafiły mnie czasem zmiażdżyć.

Kto czytał Jutro, wie o czym jest ta seria. Wizja przedstawiona w tej powieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zastanawiam się czy Ellie kiedykolwiek da sobie spokój z braniem udziału w grze pt. "Igram ze śmiercią". Może to jej hobby? Może to wojna spowodowała, że czuje potrzebę ratowania świata? Nie wiem.

W każdym razie Ellie wciąż mnie zadziwia i inspiruje. Jest nieuleczalna. Na swojej głowie ma farmę, dom, wychowanie Gavina, Wyzwolenie i masę innych problemów, które przy spotkaniu z moimi bolączkami byłyby dla niej banalne.

Jest niezwykle silną bohaterką. Ma dar obserwacji. Nie tylko ludzi, ale też przyrody. Potrafi wtopić się w swoje otoczenie. Jednakże, bywa czasem zła, egoistyczna, bezbronna, onieśmielona, zmęczona i słaba. Mimo wszystko, można jej pozazdrościć determinacji.

Druga część kontynuacji tej serii, skupia się na wychowaniu Gavina, którego wreszcie możemy dokładniej poznać. Może nie zostają podane na tacy wszystkie niezbędne informacje, nie dostajemy odpowiedzi, na pytania, które nas frustrują. Akcja się pogłębia. Jest niebezpiecznie. Ellie vs Życie.

Pojawia się też nowy wątek miłosny, a na razie raczej jego zarys. Sytuacja jest trochę niepewna. W sumie niczego nie możemy się spodziewać.

Książki napisane przez Johna Marsdena pochłaniam w bardzo szybkim tempie. Może dlatego, że nie można tak po prostu odłożyć jeszcze nieprzeczytanej powieści na bok. Wojna może się skończyła, ale zawsze trzeba być czujnym. Zawsze coś może się stać.

Wydaje mi się, że Ellie idealnie opisuje zdanie: "Niektórzy nie mają tyle odwagi, żeby stchórzyć".

Paradoks.

Zastanawiam się czy Ellie kiedykolwiek da sobie spokój z braniem udziału w grze pt. "Igram ze śmiercią". Może to jej hobby? Może to wojna spowodowała, że czuje potrzebę ratowania świata? Nie wiem.

W każdym razie Ellie wciąż mnie zadziwia i inspiruje. Jest nieuleczalna. Na swojej głowie ma farmę, dom, wychowanie Gavina, Wyzwolenie i masę innych problemów, które przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W tej powieści Małgorzata Musierowicz przedstawiła hejt na miasto. Wiadomo, na wsi zawsze jest przyjemniej. Dookoła natura, brak zasięgu, przez co jest się całkowicie odciętym od świata. Może to i dobrze, może nie. W każdym razie, nie zawsze.

Styl pisania Małgorzaty Musierowicz jest wyjątkowy i bardzo go lubię. Świetnie opisuje wiejskie krajobrazy, aż przyjemnie się je czyta. Z dialogami sprawa ma się gorzej. Rozmowy bohaterów według mnie, nie wypadają naturalnie (nie rozumiem tego całego : cha, cha).

Tym razem akcja powieści nie rozgrywa się w Poznaniu lecz na wspaniałej polskiej wsi. Moim zdaniem, Musierowicz nieco podkoloryzowała naszą polską rzeczywistość. Spotykamy oczywiście Borejków (nie wszystkich, w sumie nic dziwnego, dużo ich już jest), ale poznajemy też nową bohaterkę, niejaką Dorotę Rumianek.

Mam wrażenie, że na siłę został tutaj wpleciony wątek miłosny. Kompletnie go nie rozumiem. Autorka Wnuczki do Orzechów, raczej nie przepada za nowoczesnością i coraz szybszym tempem życia. Hejty kierowane są w stronę technologii, oberwało się nawet współczesnym teatrom. Wiadomo, kiedyś to było lepiej i w ogóle.

Jednakże, moje serce od pierwszego zdania pokochało Pana Chrobota. Ta postać wyszła Małgorzacie Musierowicz mistrzowsko i bardzo przekonująco.
Wydaje mi się, że z Jeżycjadą trzeba być emocjonalnie i sentymentalnie zżytym, żeby tę serię dalej czytać. Z niecierpliwością czekałam na tę powieść, z ciekawości czekam na kolejne części (Borejków nigdy nie dość).

A i pamiętajcie: Uważajcie na szyrszynie!

W tej powieści Małgorzata Musierowicz przedstawiła hejt na miasto. Wiadomo, na wsi zawsze jest przyjemniej. Dookoła natura, brak zasięgu, przez co jest się całkowicie odciętym od świata. Może to i dobrze, może nie. W każdym razie, nie zawsze.

Styl pisania Małgorzaty Musierowicz jest wyjątkowy i bardzo go lubię. Świetnie opisuje wiejskie krajobrazy, aż przyjemnie się je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ava Dellaira miała bardzo ciekawy pomysł na napisanie tej książki. Mogła stworzyć książkę niebanalną, mogła stworzyć nietuzinkowych bohaterów, ale według mnie tak się jednak nie stało.

Powieść wypada niezwykle przeciętnie. Jej największym słabym punktem jest bohaterka, obdarzona niezwykle infantylnym stylem pisania. Gdyby nie to, to naprawdę byłaby to dobrze napisana opowieść. Cały czas musiałam brać poprawkę na to, że typowy amerykański nastolatek znacznie różni się od typowego polskiego, ale to jest zrozumiałe. Inne kontynenty, inna kultura, inny styl życia.

Jednakże, gdy Laurel zostaje taką typową, pełnoprawną amerykańską nastolatką, która chodzi na imprezy, pali, pije alkohol w ukryciu przed rodzicami, kocha się w tajemniczym chłopaku ze szkoły, wszystko jeszcze bardziej zaczyna się sypać. Wypada to nieprzekonująco, sztucznie. Wszystko przez to, że Laurel zachowuje się jak trzynastolatka, a nie licealistka.

Po jakimś czasie parę spraw rzeczywiście się wyjaśnia, ale i tak nie jest to dla mnie wiarygodne. Zdecydowanie można by wywalić połowę wątków z tej książki i byłoby zdecydowanie lepiej.

Książka nie za bardzo mi się podobała, ale skłoniła mnie do pewnej refleksji. Laurel cały czas żyła w cieniu w swojej pięknej, utalentowanej, dobrej, kochanej starszej siostry. Gdy przyszło jej samej stawiać kroki w życiu, poczuła się zagubiona i próbowała znaleźć siebie. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że takie życie w cieniu tej drugiej, doskonałej osoby nie jest dla nas dobre. Zapominamy o sobie i jak przyjdzie nam się zmierzyć z czymś w pojedynkę, to nagle nie umiemy wziąć się w garść.

Książka podobno ma być zekranizowana i bardzo się z tego powodu cieszę, bo to może uratuje tę historię. Mam nadzieje, że scenarzyści nie będą się inspirowali sztucznymi rozmowami w tej powieści. Tak dla wszystkich będzie lepiej.

Podsumowując, nie polecam tracić dwóch dni, a przy dobrym tempie nawet jednego dnia, na przeczytanie tej historii. Lepiej chyba poczekać na ekranizację i potem ewentualnie z ciekawości porównać obie rzeczy.

Ava Dellaira miała bardzo ciekawy pomysł na napisanie tej książki. Mogła stworzyć książkę niebanalną, mogła stworzyć nietuzinkowych bohaterów, ale według mnie tak się jednak nie stało.

Powieść wypada niezwykle przeciętnie. Jej największym słabym punktem jest bohaterka, obdarzona niezwykle infantylnym stylem pisania. Gdyby nie to, to naprawdę byłaby to dobrze napisana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytanie tej książki było chyba największym błędem mojego krótkiego życia. Nie, ta opowieść nie była słaba. Bardzo mi się podobała. Uważam, że była beznadziejnie genialna.

Nie sposób jej opisać słowami. Przez pierwszych kilkadziesiąt stron ta historia zapowiada się jak typowy romans. Nie można było przestać się uśmiechać, ale potem nadeszło nagle wielkie BUM i wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

Czytelnik traci grunt pod nogami. Jego serce wali jak szalone. Buzują w nim najróżniejsze emocje. Złości się kiedy bohaterka jest zła, płacze i śmieje się razem z nią.

Gdy przeczytałam ostatnią stronę dopadał mnie kac książkowy. Zadawałam sobie pytania: Jak żyć? Co to do cholery było?

Tytuł tej książki jest absolutnym majstersztykiem. Zastanawiałam się, dlaczego nie jest przetłumaczony, ale bardzo dobrze, że tak zostało. Bardzo dobrze.

Nic, tylko dzielić się dalej ze światem tą historią, ale uwaga - możecie mieć złamane serce. Tylko ostrzegam.

Przeczytanie tej książki było chyba największym błędem mojego krótkiego życia. Nie, ta opowieść nie była słaba. Bardzo mi się podobała. Uważam, że była beznadziejnie genialna.

Nie sposób jej opisać słowami. Przez pierwszych kilkadziesiąt stron ta historia zapowiada się jak typowy romans. Nie można było przestać się uśmiechać, ale potem nadeszło nagle wielkie BUM i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ellie ma dar do opowiadania swojej historii. Nie bez powodu szybko i przyjemnie czyta się serię "Jutro". John Marsden wciąż potrafi zaskoczyć czytelników swoimi pomysłami.

Jeden minus techniczny, co do opisu fabuły z tyłu okładki. Kompletnie nie zgadzam się z częścią w związku z Lee. Nic takiego spektakularnego się nie wydarzyło, więc można było sobie to zdanie darować.

Co tu dużo mówić... Dzieje się. Od samego początku czytelnik zostaje rzucony w wir akcji. Im dalej w las, tym gorzej dla Ellie. Życie po wojnie nie jest łatwe. Po pierwszym tomie nie rozwiązuje się praktycznie nic, dlatego trzeba czytać dalej.

Ellie to świetnie wykreowana postać. Czasem ma się wrażenie, jakby rzeczywiście gdzieś tam żyła i prowadziła farmę z Gavinem. Bardzo podobało mi się opisanie właśnie tej relacji z tym chłopcem z wojny. Nie mogę się doczekać kolejnych części.

Ellie ma dar do opowiadania swojej historii. Nie bez powodu szybko i przyjemnie czyta się serię "Jutro". John Marsden wciąż potrafi zaskoczyć czytelników swoimi pomysłami.

Jeden minus techniczny, co do opisu fabuły z tyłu okładki. Kompletnie nie zgadzam się z częścią w związku z Lee. Nic takiego spektakularnego się nie wydarzyło, więc można było sobie to zdanie darować....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mówią, że Andrzej Sapkowski to mistrz dialogu. Po przeczytaniu Ostatniego Życzenia całkowicie się z tym stwierdzeniem zgadzam. To co napisał okazało się genialne, w swej prostocie.

Ostatnie Życzenie wprowadza w wiedźmiński świat Geralta z Rivii. Niektóre opowiadania czytało się lepiej, niektóre gorzej. Trzeba jednak przyznać, że rozmowy prowadzone przez bohaterów wypadają niezwykle autentycznie.

- Ano, grasuje tam diaboł.
- Co? Co takiego?
- Przecie mówię. Diaboł.
- Jaki diaboł?
- A jaki ma być? Diaboł i tyle.
- Diabłów nie ma!

Jest trochę humoru, trochę powagi, chwile grozy, magiczne eliksiry i zaklęcia. Czytając Ostatnie Życzenie, miałam wrażenie, że jestem w innym świecie, gdzie co rusz czyhają na mnie niebezpieczne stwory i inne paskudztwa.

Jestem ciekawa kolejnych przygód Geralta w świecie wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego.

Mówią, że Andrzej Sapkowski to mistrz dialogu. Po przeczytaniu Ostatniego Życzenia całkowicie się z tym stwierdzeniem zgadzam. To co napisał okazało się genialne, w swej prostocie.

Ostatnie Życzenie wprowadza w wiedźmiński świat Geralta z Rivii. Niektóre opowiadania czytało się lepiej, niektóre gorzej. Trzeba jednak przyznać, że rozmowy prowadzone przez bohaterów wypadają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W przypadku Persepolis prostota jest kluczem do sukcesu. Narysowana i opowiedziana w ten sposób historia, pomimo czarno-białego tuszu nabiera kolorów. Nie zawsze tych najbardziej jaskrawych, czasem dominują szarości. Nie da się czytać tego komiksu z obojętną miną. Na tle ważnych dla Iranu historycznych wydarzeń, poznajemy Marjane. Niezwykle mądrą i buntowniczą dziewczynkę, która sprzeciwia się systemowi, który panuje w jej kraju.
Mogłoby się wydawać, że to taka cegiełka licząca ponad trzysta stron, które pochłania się bardzo szybko. Bardzo wyjątkowa pozycja. Polecam każdemu.

W przypadku Persepolis prostota jest kluczem do sukcesu. Narysowana i opowiedziana w ten sposób historia, pomimo czarno-białego tuszu nabiera kolorów. Nie zawsze tych najbardziej jaskrawych, czasem dominują szarości. Nie da się czytać tego komiksu z obojętną miną. Na tle ważnych dla Iranu historycznych wydarzeń, poznajemy Marjane. Niezwykle mądrą i buntowniczą dziewczynkę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Czy dziś wciąż jest wczoraj"?

Ostatni tom trylogii o Marii Antoninie, królowej Francji, żonie Ludwika XVI. Także ostatnia droga wyznaczona przez Francuzów dla kiedyś małej Antoiniette. I chociaż wiadomo jak cała historia się skończy, zwiastuje to sam tytuł książki, to i tak w głowie rodzi się nadzieja, żeby wszystko dobrze się skończyło. *Uwaga, spojler* Nic się dobrze nie skończyło.

"Kto by tam przejmował się deszczem, kiedy w sercu świeci słońce"

Moim zdaniem jest to najgorszy tom z całej trylogii. Poprzednie dwa były dla mnie bardzo dynamiczne od samego początku. Nie miałam problemu z początkiem, a w tym przypadku rozpoczęcie trochę przynudzało. Sam wątek ucieczki jakoś nie sprawił, że akcja była wartka, ale wierzę, że autorka chciała wiernie opisać ostatnie lata życia Marii Antoniny i Ludwika XVI.

"Może... może monsieur Gortet także chciałby umieć mnożyć do stu. Pewnie wstydzi się, że nie zna rachunków, więc pożyczył sobie twoją tabliczkę (...) Ten dureń sądził, że to klucz do rozszyfrowywania wiadomości"

Genialnym pomysłem w tej część był punkt widzenia zwykłej francuskiej rzeźbiarki Ludwiki, która inaczej patrzyła na chwalebną rewolucję. Moja wcześniejsza uwaga co do dzieci królewskiej pary, chyba została wysłuchana, bo pojawiają się zdecydowanie częściej niż wcześniej. Także Ludwik XVI został cudownie opisany jako świetny rodzic.

Juliet Grey stworzyła niesamowitą trylogię z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Potrafiła idealnie opisać emocje bohaterów. Przedstawiła rewolucję z najbardziej krwawej strony. Wstrząsający był dla mnie wątek śmierci Ludwika i jego ostatniego dnia z żoną i dziećmi. To było coś takiego, co mocno przeżyłam. Do końca to do mnie nie dotarło, kiedy gilotyna poleciała w dół.
Ani przez chwilę nie liczyłam na szczęśliwe zakończenie. Wiedziałam, że Maria Antonina podzieli los swojego męża i pozostałych poległych. Autorka nawet sama podkreśliła to na końcu książki.

Nie wyobrażam sobie, że ktoś zaczął czytać tę trylogię i jej nie skończył, mimo że zakończenie tej historii jest znane. Opowieść, którą napisała Juliet Grey nie jest listą faktów z życia Marii Antoniny podaną w typowo podręcznikowy sposób. To jest opowiadanie pełne emocji z historią w tle.

"Czy dziś wciąż jest wczoraj"?

Ostatni tom trylogii o Marii Antoninie, królowej Francji, żonie Ludwika XVI. Także ostatnia droga wyznaczona przez Francuzów dla kiedyś małej Antoiniette. I chociaż wiadomo jak cała historia się skończy, zwiastuje to sam tytuł książki, to i tak w głowie rodzi się nadzieja, żeby wszystko dobrze się skończyło. *Uwaga, spojler* Nic się dobrze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Mitzy, nie ruszaj się"

Wietrzna pogoda, piasek we włosach i odrobinę za zimno na morskie kąpiele. Chociaż woda jest podobno cieplejsza. Wiejski krajobraz. Naprawdę piękne widoki i historia, która zakotwiczyła się w tym miejscu. Czym byłoby Blacknowle bez genialnego artysty Charlesa Aubreya?

Sama chciałabym zostać przez niego narysowana. Nie przez przypadek, ponieważ opisywanie dzieł tego malarza wyszło Katherine Webb genialnie. Nie znam się na sztuce, ale z chęcią obejrzałabym kilka obrazów z Dimity w roli głównej. Tutaj powinna włączyć się ostrzegawcza żarówka. Blacknowle nie istnieje. Sprawdzałam.

Katherine Webb stworzyła niebanalne postacie. Mitzy traktuję z przymrużeniem oka. Poświęciła tyle dla swojej miłości. Mam wrażenie, że w pewnym momencie zapomniała o sobie, ale chyba właśnie w ten sposób się uszczęśliwiła. Najbardziej jest mi żal z powodu... Nie biednej Elodie, Delphine, Celeste, ale Wilfa Coulsona, który nawet na stare lata kochał Dimity, mimo wszystko.

Charles Aubrey. Malarz, artysta, geniusz, ojciec, mąż, ale także kochanek i tchórz. Tajemniczy i zagadkowy. Do tej pory nie umiem go dokładniej opisać.

Zach, zainteresował się jego życiem i twórczością. Przez całe życie czuł się z nią szczególnie związany. Wszystko przez obraz Delphine i jego domysły, które podsycała babcia. Może to wnuk Charlesa Aubreya? Przyjechał do Blacknowle odnaleźć inne spojrzenie na tego artystę, ale znalazł siebie. Jedyny minus jest taki, że autorka uprościła sobie relację z jego dzieckiem. Bardzo mi to przeszkadzało, bo odkrywanie faktów, odkrywaniem faktów, ale zdawało mi się, że po pewnym czasie przestała go interesować własna córka.

Pierwsze dwieście stron było dla mnie nużące i trudne do przebrnięcia. Za dużo wszystkiego na raz. Potem kiedy powoli fakty zaczęły się łączyć i ostatnie trzysta kartek przeminęło dla mnie w błyskawicznym tempie. Bardzo dziwnie się czułam po przeczytaniu ostatniego zdania. Mocno wczułam się w tę historię. Polecam każdemu, kto lubi literaturę obyczajową i nie zraża się (według mnie) dosyć nużącym początkiem. Warto czytać dalej.

"Ale na tym właśnie polega problem z ludźmi, prawda? Musimy o wszystkim wiedzieć. Niewiedza to dla nas męczarnia."

"Mitzy, nie ruszaj się"

Wietrzna pogoda, piasek we włosach i odrobinę za zimno na morskie kąpiele. Chociaż woda jest podobno cieplejsza. Wiejski krajobraz. Naprawdę piękne widoki i historia, która zakotwiczyła się w tym miejscu. Czym byłoby Blacknowle bez genialnego artysty Charlesa Aubreya?

Sama chciałabym zostać przez niego narysowana. Nie przez przypadek, ponieważ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nigdy nie trzymam się zasady: najpierw książka, potem film. W przypadku Zaginionej Dziewczyny autorstwa Gillian Flynn było to strzałem w dziesiątkę.

Co sobie nawzajem zrobiliśmy?

Poznajemy historię Nicka i Amy, małżeństwa z pięcioletnim stażem. Kiedy nadchodzi ich kolejna rocznica, niespodziewanie chłopak traci dziewczynę. Nie wiadomo co stało się z Amy, czy żyje, czy może została porwana. Jednakże, mimo że dziewczyna zniknęła, pozostawiła po sobie serię wskazówek, jak zresztą co roku w rocznicę ślubu. Emocje, które przychodzą na myśl w przypadku takiego wydarzenia to rozpacz, ból, niedowierzanie, załamanie. Tymczasem Nick... Jest po prostu znudzony. Nie zachowuje się jak zmartwiony mąż, co potem jest dla niego poważnym problemem.

Film prawie w ogóle nie różni się od książki. Znajdzie się parę szczegółów, ale nie przeszkadzają one w dalszym smakowaniu tej opowieści. Według mnie ekranizacja, nie istniałby również bez genialnej ścieżki dźwiękowej. Czytając tę powieść, miałam w głowie te specyficzne dźwięki, potęgujące napięcie.

Bohaterowie, których stworzyła Gillian Flynn są jedyni w swoim rodzaju, z krwi i kości, z licznymi wadami. Wypadli niezwykle realistycznie. Podobało mi się, że ta historia została opowiedziana z dwóch punktów widzenia. Wydarzenia śledzimy z perspektywy Nicka oraz Amy.

Zaginioną Dziewczynę czyta się niezwykle szybko (nawet mimo wcześniej obejrzanego filmu). Jest to wyjątkowa pozycja. Po przeczytaniu wszystko zakończyło się tak, że nie miałam żadnych dodatkowych pytań, żadnych "ale", żadnych sprzeciwów. Ta książka jest po prostu niesamowita.

Nigdy nie trzymam się zasady: najpierw książka, potem film. W przypadku Zaginionej Dziewczyny autorstwa Gillian Flynn było to strzałem w dziesiątkę.

Co sobie nawzajem zrobiliśmy?

Poznajemy historię Nicka i Amy, małżeństwa z pięcioletnim stażem. Kiedy nadchodzi ich kolejna rocznica, niespodziewanie chłopak traci dziewczynę. Nie wiadomo co stało się z Amy, czy żyje, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Maria Antonina i już Ludwik XVI rozpoczynają panowanie. Oboje są niepewni przyszłości. Gdy obejmują rządy, nie mają jeszcze dziedzica. Ich małżeństwo jest nieskonsumowane. Obojga czeka jeszcze mnóstwo wyzwań. Czy poradzą sobie z nimi? Czy mają inne wyjście?

Otóż nie. Trudno zadowolić Francuzów. Niestety niemożliwym jest przypodobanie się wszystkim. Maria Antonina i tak nie miała łatwego startu. Już jako delfinie, przylgnęło do niej niezbyt miłe określenie. Musiała sobie jakoś poradzić.

Znalazła kilka sposobów. Była wyznacznikiem mody w Wersalu, za co oczywiście również była krytykowana. Do tego wszystkiego, zakochała się, ale tak prawdziwie. Nie można powiedzieć, że nie kochała Ludwika. Przyjaźniła się z nim. Oboje dobrze się dogadywali. Ludwik starał się być dobrym mężem.

Po burzliwych rozmowach z bratem Marii, nareszcie skonsumowała ona swoje małżeństwo z królem Francji. Niezwykle uroczy był fragment kiedy królowa Francji powiedziała o ciąży Ludwikowi.

Zszokował mnie moment pierwszego porodu Marii, kiedy wszyscy w tym uczestniczyli, a nawet zarzucali jej, że się ociąga, co moim zdaniem jest niedorzeczne. Potem przypomniałam sobie, że to Francja, XVIII wiek. Należy wziąć poprawkę na tamtych ludzi.

Maria Antonina i Axel. Być może była to prawdziwa miłość. Na pewno zakazana. I nie jestem wielką fanką tej pary. Wolę Ludwika, tego człowieka zupełnie nienadającego się na króla, ale urzeka mnie to w jaki sposób stara się uczynić jego małżeństwo lepszym, martwiąc się o Marię, kiedy ta choruje. Należy dodać, że jest kochającym ojcem. Nie zraża się, kiedy jego pierwszym dzieckiem jest córka.

Potem dochodzi afera naszyjnikowa i można powiedzieć, że od tego momentu zaczynają się poważne schody. Państwo się buntuje. Ludwik próbuje zapanować nad sytuacją. Można osiwieć od nawału tylu spraw.

Zdecydowanie ta część była przytłaczająca i nie tak samo przyjemna jak pierwszy tom, kiedy jeszcze nieświadoma Maria Antonina wkraczała na wersalski dwór. Chciałoby się wrócić do poprzedniej części i przeżywać o wiele bardziej szczęśliwsze chwile.
Pytanie tylko: Jak zakończy się ta historia?

Maria Antonina i już Ludwik XVI rozpoczynają panowanie. Oboje są niepewni przyszłości. Gdy obejmują rządy, nie mają jeszcze dziedzica. Ich małżeństwo jest nieskonsumowane. Obojga czeka jeszcze mnóstwo wyzwań. Czy poradzą sobie z nimi? Czy mają inne wyjście?

Otóż nie. Trudno zadowolić Francuzów. Niestety niemożliwym jest przypodobanie się wszystkim. Maria Antonina i tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"(...)ci, którzy nie studiują historii, są skazani, aby ją powtórzyć".

Dwór i królewskie maniery. Małżeństwa zawierane tylko z przyczyn politycznych. Wplątało się w życie Marii Antoniny nawet kawałek naszej polskiej historii. Jak wyglądało życie austriackiej arcyksiężniczki?

Wiedeń. Rok 1766. Dziesięcioletnia Maria Antonina zaczyna dorastać. Dziewczynka pewnego dnia zostaje zaręczona z delfinem Francji - Ludwikiem Augustem. Oboje po raz pierwszy spotykają się dopiero po czterech latach. Cztery lata przygotowań dla Marii Antoniny nie były najłatwiejsze. Należało nauczyć się wszystkiego: francuskiego, dobrych manier, gry w karty, historii Francji. Trzeba było dostosować nawet wygląd do francuskich wymogów. Wszystko po to, żeby oczarować przyszłego króla Francji i cały Wersal.

Nie sposób nie polubić tej austriackiej arcyksiężniczki, rozsiewającej wokół siebie mnóstwo pozytywnej energii, a nawet zdolnej do psot. Taką Marię poznałam na początku książki. Jaka była potem? Nadal niezwykle pogodna i radosna dała się lubić, a mam skłonność do nielubienia głównych bohaterek. Przede wszystkim podziwiam ją za to, jak bardzo się poświęciła i jak bardzo pragnęła zadowolić Francję i samego Ludwika Augusta.

Skoro o nim mowa. To dopiero twardy orzech do zgryzienia. Według mnie byłby ostatnią osobą, która chciałaby być królem. Jak sam o sobie mówi: nie ma w nim nic z Augusta. Delfin Francji woli polować, pracować w kuźni i jeść (w naprawdę dużych ilościach). Niekoniecznie interesuje go własna żona. Jest dosyć powściągliwy i nieśmiały. I ma pewien bardzo wstydliwy problem.

"Brzmijcie fanfary! Finalement, la Générale est arrivée!"

Juliet Grey stworzyła cudowną powieść, w której bohaterowie są niesamowicie autentyczni. Nic nie jest wyidealizowane. Książka została napisana z największą dbałością o szczegóły. Nie brak w niej dobrego humoru, ale także łez. Doskonale opisuje życie w tamtych czasach, różnice między poszczególnymi stanami. Po prostu nie można się oderwać. Jedynym moim zastrzeżeniem, jest to, że nie wszystkie francuskie wstawki zostały przetłumaczone. Czasem były to długie zdania. Nie wiem, może tak miało być, ale po jakimś czasie lekko irytowało w czytaniu.

Jeżeli ktoś ma ochotę przenieść się w czasie i spędzić kilka lat na dworze w Wiedniu, a potem w Wersalu to gorąco polecam tę powieść. Jest to idealny przykład na to, że historia nie zawsze musi być podana w typowo podręcznikowy sposób i potrafi sobą zainteresować. Mnie całkowicie pochłonęła, dlatego od razu sięgnęłam po drugi tom.

"Przyjaźń jest jedną z największych radości w życiu, jednak musimy wybierać mądrze i nie szafować naszymi uczuciami bez opamiętania".

"(...)ci, którzy nie studiują historii, są skazani, aby ją powtórzyć".

Dwór i królewskie maniery. Małżeństwa zawierane tylko z przyczyn politycznych. Wplątało się w życie Marii Antoniny nawet kawałek naszej polskiej historii. Jak wyglądało życie austriackiej arcyksiężniczki?

Wiedeń. Rok 1766. Dziesięcioletnia Maria Antonina zaczyna dorastać. Dziewczynka pewnego dnia...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Will Grayson, Will Grayson John Green, David Levithan
Ocena 7,0
Will Grayson, ... John Green, David L...

Na półkach: , ,

"To po prostu cecha. Niektórzy są gejami, a niektórzy mają niebieskie oczy"

W skutek pewnego zbiegu okoliczności, przecinają się ścieżki dwóch Willów Graysonów. W ten sposób po raz kolejny sprawdza się zasada, że ludzie, których spotykamy przypadkowo, mają wpływ na nasze życie.

Streściłam fabułę w jednym zdaniu, bo nie sposób opisać jej inaczej. Przyznaję, że ja nie potrafię tego zrobić.

Kolejna książka Greena (i nie tylko), na którą czekałam, bo uwielbiam tego autora. Nadal będę go uwielbiać, mimo że "Will Grayson, Will Grayson" będzie najmniej lubianą przeze mnie powieścią.

Nie wiem, może (jak zawsze), oczekiwałam czegoś tak wspaniałego jak "Szukając Alaski" czy "Gwiazd naszych wina", ale trochę się zawiodłam. Nie przekreślam tej historii. Dała mi dużo do myślenia. Lubię metafory, które przewijają się przez strony napisane przez Pana Zielonego, ale także w tym przypadku, przez pana Davida.

Od razu poznałam Johna Greena. Po pierwszej stronie. Niektórym się nudzi schematyczność tego autora i bohaterowie o oryginalnych zainteresowaniach, tacy outsiderzy. Mnie to strasznie urzeka i nigdy nie przeszkadza. Lubię czytać o takich wyjątkowych ludziach. Przez to, sama chciałabym być taką "wyjątkową" postacią, dosłownie wyjętą z książek Greena.

Jeżeli chodzi o drugiego autora, to... Zastosował on ciekawy zabieg, pisząc swoją część. Ten zabieg na początku bardzo mnie denerwował, ale potem już prawie o nim zapomniałam. David Leviathan stworzył ciekawego Willa, zupełnie innego niż Will Greena.

"Nie dość bystry. Nie dość seksowny. Nie dość uprzejmy. Nie dość zabawny. To ja: jestem po prostu nie dość"

Obaj Willowie przypadli mi do gustu. Historie obojga mnie zainteresowały. I oczywiście... KRUCHY! Uwielbiam go. Chyba najbardziej z całej książki. Jest niesamowicie charyzmatyczny. Czytając o nim, miałam uśmiech na swojej twarzy, a w odpowiednich momentach - współczucie. Nawet mam wrażenie, że "Will Grayson, Will Grayson" jest o Kruchym, a niekoniecznie o tych dwóch chłopakach.

Nie potrafię ocenić tej książki obiektywnie. Pewnie dlatego, że jestem zaślepiona miłością do pióra Johna Greena. Czy to takie złe, że według niektórych, podobają mi się jego schematyczne historie? Zawsze odnajduję w nich urok. Lubię rutynę. To chyba dlatego.

"bo przyjaźń nie powinna być taka łatwa. tak jakby ludzie wierzyli, że wystarczy lubić te same zespoły, żeby być pokrewnymi duszami. albo książki"

"To po prostu cecha. Niektórzy są gejami, a niektórzy mają niebieskie oczy"

W skutek pewnego zbiegu okoliczności, przecinają się ścieżki dwóch Willów Graysonów. W ten sposób po raz kolejny sprawdza się zasada, że ludzie, których spotykamy przypadkowo, mają wpływ na nasze życie.

Streściłam fabułę w jednym zdaniu, bo nie sposób opisać jej inaczej. Przyznaję, że ja nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Ten Świat jest Srebrny, ale też szary. Nie czarno-biały".

Jeżeli ktoś chce przeżyć załamanie nerwowe to serdecznie zapraszam do przeczytania "Czerwonej Królowej". Ta książka złamała... Mnie.
Odebrałam ją w dniu premiery, ale musiała chwilę poczekać aż zostanie przeczytana. W końcu nadszedł ten dzień. Otworzyłam i zaczęłam smakować litery.

Historia zaczyna się zwyczajnie. Ludzie są podzieleni ze względu na swoją krew. Ci którzy mają czerwoną, są mniej uprzywilejowani. Właściwie to, są niewolnikami Srebrnych.

"Nie każdy jest wyjątkowy".

Mare jest wyrafinowaną złodziejką, ale nie reprezentuje sobą nic ponad to. Nie jest utalentowana jak jej młodsza siostra, Gisa. Jest uparta, Król twierdzi, że nawet mało inteligentna. Wkrótce ma wstąpić do wojska. Mare stara się zadbać o wszystkich, ale czy potrafi zadbać o siebie? W wyniku wielu nieprzewidzianych zwrotów akcji zostaje jej okazana litość. Mare dostaje coś o czym jej się nawet nie śniło. Czy będzie umiała to wykorzystać?

"Ta osobliwość pociąga za sobą potworne konsekwencje, których nie jesteś w stanie zrozumieć".

Nigdy nie sądziłam, że tak utonę. Czytanie tej powieści to niezła przejażdżka Rollercoasterem. Mniej więcej po czterystu stronach nie wiedziałam komu ufać, a potem wpadłam w jeszcze większą dziurę. Victoria Aveyard z każdą stroną coraz głębiej wbija sztylet w serce. Jest to dosyć skomplikowana historia. Panuje tutaj klimat dworskiej etykiety, wykwintnych manier i rodzącego się uczucia, które nie za bardzo pasuje do sytuacji.
Nie umiem znaleźć wad tej książki (tak naprawdę nie chcę ich znaleźć). Po prostu bardzo mi się podoba. Czuję się taka spełniona po przeczytaniu tej pozycji. Jeżeli chodzi o fabułę to, nie mam nic do zarzucenia.

A jeżeli chodzi o kwestie techniczne, to wiem, że to jest najmniej ważna część w książce, ale bardzo podoba mi się imię głównej bohaterki. Jest idealne. Czuć, że nie było wybierane przypadkowo. I wydanie książki... Po prostu cudowne. Nie mogę się na nią napatrzeć jak stoi na półce. Prostota zawsze mnie ujmuję.

Także, po zapoznaniu się z historią Mare Molly Barrow...

"Powstańmy! Czerwoni niczym świt"

"Ten Świat jest Srebrny, ale też szary. Nie czarno-biały".

Jeżeli ktoś chce przeżyć załamanie nerwowe to serdecznie zapraszam do przeczytania "Czerwonej Królowej". Ta książka złamała... Mnie.
Odebrałam ją w dniu premiery, ale musiała chwilę poczekać aż zostanie przeczytana. W końcu nadszedł ten dzień. Otworzyłam i zaczęłam smakować litery.

Historia zaczyna się...

więcej Pokaż mimo to