rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie można wyobrazić sobie lepszej fabuły, by ukazać magię Świąt Bożego Narodzenia. Gdy wszystko wydaje się stracone, gdy życie rzuca nieustannie kłody pod nogi , a przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, targając nasz spokój ducha niepewnością... magia świąt, jest dobrym powodem, by rozwikłać gryzące nas sprawy. A może one same się rozwiązują dzięki tej niecodziennej aurze?
Pokochałam bohaterów książki Krysi Mirek od samego początku. Fabuła jest idealnie świąteczna i oddaje cały czar związany z nadchodzącym powoli Bożym Narodzeniem.
Światło w cichą noc- jest symbolem nadziei, że rodzi się nowe i piękne. Książka napisana jak zwykle w wykonaniu Krysiu, płynnym, uroczym językiem, dzięki czemu wprowadza nas autorka w swój cudowny, realny wydawać by się mogło, świat.
Serdecznie polecam Wam " Światło w cichą noc" jako lekturę obowiązkową na świąteczny, pełen miłości i nadziei czas. To będzie moja kolejna ulubiona książka tej autorki.

Nie można wyobrazić sobie lepszej fabuły, by ukazać magię Świąt Bożego Narodzenia. Gdy wszystko wydaje się stracone, gdy życie rzuca nieustannie kłody pod nogi , a przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, targając nasz spokój ducha niepewnością... magia świąt, jest dobrym powodem, by rozwikłać gryzące nas sprawy. A może one same się rozwiązują dzięki tej niecodziennej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ból, tęsknota są wręcz namacalne, gdy czyta się książkę „Niczemu winne” Ani Krzyczkowskiej. Napisana subtelnym, przejmującym językiem książka sprawiła, że niejednokrotnie roniłam łzy. „Niczemu winne” to debiut, jaki naprawdę rzadko się zdarza.
Laura się uśmiecha. Ten udawany wyraz twarzy wpisał się na pokaz w jej styl życia. Ciągle udaje przed innymi, choć przed sobą nie potrafi. Nie jest w porządku. Nie jest szczęśliwa. Jej szczęście zostało pochowane jakiś czas temu kilka metrów pod ziemią i nie można o tym zapomnieć. Kobieta pogrąża się w smutku i żałobie, która nie mija z upływającym czasem. Przekorny los nie daje jej drugiej szansy na macierzyństwo.
Laura ma wszystko: wspaniałą pracę, pieniądze, przystojnego i cudownego męża u swego boku, namiętność, perspektywy… ale ta strata sprzed lat, przesłania jej cały świat i w niej się nieustannie pogrąża.
Nasza bohaterka ma siostrę Karolinę. Ta jest jej przeciwieństwem. Prowadzi się źle, pije, stwarza wiele problemów i nagle… zachodzi w ciąże. Laura opiekując się siostrzeńcem odnajduje w sobie namiastkę radości, choć nie o takie „macierzyństwo” jej chodziło. Czy jej marzenie się spełni? Czy zostanie matką? Szczęśliwą kobietą? Ania bardzo zaskakuje w tym jak potoczą się losy bohaterów. Ale… czasami tak po prostu bywa, że aby odnaleźć szczęście trzeba je najpierw pochować.
Dawno nie czytałam tak pięknej, głębokiej i jednocześnie przepełnionej smutkiem książki. Autora skłoniła mnie do zastanowienia się nad wartością życia i jego sensem. Co tak naprawdę mi daje radość i czy jestem spełniona pomimo tego co teraz mam? Pomimo tego, dokąd dotarłam pędzona gonitwą za sukcesem, pieniędzmi…
Niesposób zrozumieć kobietę, która traci swoje dziecko, jeśli samemu się tego nie przeżyło. Niemniej, Ania Krzyczkowska w subtelny i przejmujący sposób przybliża cierpienie tychże kobiet tak, że można w jakimś stopniu odczuć ich ból. Zrozumieć tym samym jak ważne jest aby kochać, samemu być kochanym.
Autorka swoją powieścią uświadamia mi jeszcze, że pomimo XXI wieku, gdzie wiele spraw utożsamia się z pieniędzmi i materializmem, niezmiennie od tysięcy lat to miłość matczyna jest największą siłą, pomimo że targają nią ból, cierpienie i tęsknota.
„Niczemu winne” Anny Krzyczkowskiej to piękna, przepełniona gamą wszystkich uczuć i emocji wartościowa powieść o upragnionym szczęściu, które przychodzi niekiedy w inny, niż chcielibyśmy sposób. Ale nie pomija nikogo z nas. To wspaniały debiut Aniu, gratuluję i zachęcam wszystkich do przeczytania książki.

Ból, tęsknota są wręcz namacalne, gdy czyta się książkę „Niczemu winne” Ani Krzyczkowskiej. Napisana subtelnym, przejmującym językiem książka sprawiła, że niejednokrotnie roniłam łzy. „Niczemu winne” to debiut, jaki naprawdę rzadko się zdarza.
Laura się uśmiecha. Ten udawany wyraz twarzy wpisał się na pokaz w jej styl życia. Ciągle udaje przed innymi, choć przed sobą nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja pierwsza myśl po przeczytaniu książki Agaty Kołakowskiej "Pięć minut Raisy" - coś oryginalnego!
Podstawą dobrej powieści postawienie przed czytelnikiem interesującą postać. Siedemdziesięciokilkuletnia staruszka z pewnością taką jest! Raisa, uznana jest za najbardziej pechowego człowieka na świecie. Trudno się dziwić, skoro przeżyła uderzenie piorunem, katastrofę promu, atak szaleńca w Madrycie… ale dokładnie wczytując się w słowa książki, można szybko zrozumieć, że jej pech nie tylko na tym się kończy.
Choć miła staruszka, kochająca róże, wiedzie spokojne życie, nieoczekiwanie będzie musiała wrócić do przeszłości, która wywoła różnorodne emocje. Trudno wrócić do tego co boli, co chciałoby się zagrzebać w pamięci bezpowrotnie. A starała się to uczynić przez długi czas.
A wszystko za sprawą pewnej dociekliwej redaktorki, która chce przeprowadzić z nią wywiad. Raisa sądzi, że może opowieść o jej życiu i wyznanie wszystkiego pozwoli jej pogodzić się z tym, na co nie ma już wpływu. Życie jest jednak bardziej skomplikowane, niż może się wydawać Raisie czy Monice, redaktorce.
Książka bardzo mnie zaskoczyła – pozytywnie. Dawno nie czytałam tak dobrej lektury, która tematyką znacznie odbiegnie od większości tych, które dziś czytamy. Bohaterowie i fabuła osadzeni są w 2051 roku, ale nie jest to książka fantastyczna. Wręcz przeciwnie, autorka dobitnie ukazuje nieśmiertelność dwóch negatywnych i destrukcyjnych emocji i działań: plotek oraz zazdrości, które zawsze mają siłę niszczycielską. Ten rok 2051, również jest zaskakującym, ale ciekawym aspektem całej fabuły. Tym samym autorka podkreśla, że przeszłość potrafi wracać i drążyć w skale niczym woda. Rok ten więc jest dla mnie symbolem – nieuniknionych zmian które nastąpią w naszym życiu, i paradoksalnie niezmienności ludzkiego postępowania, które mimo upływu czasu często sieje zgorszenie.
Wszyscy bohaterowie są realni, prawdziwi i przekazują jednoznaczne emocje. Każdy z nich sugeruje coś innego, coś nowego czytelnikowi, co też sprawia, że czujemy się w obowiązku pomyśleć, zastanowić się nad sobą.
Proszę o więcej takich książek! Agatko, dziękuję, że dzięki Tobie spędziłam dwa miłe wieczory z niezwykłymi postaciami i cudowną fabułą książki!

Moja pierwsza myśl po przeczytaniu książki Agaty Kołakowskiej "Pięć minut Raisy" - coś oryginalnego!
Podstawą dobrej powieści postawienie przed czytelnikiem interesującą postać. Siedemdziesięciokilkuletnia staruszka z pewnością taką jest! Raisa, uznana jest za najbardziej pechowego człowieka na świecie. Trudno się dziwić, skoro przeżyła uderzenie piorunem, katastrofę promu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki Magdaleny Majcher zawsze zawierają tematykę istotną, bardzo realną, dzięki temu bliską w zrozumieniu każdemu czytelnikowi. "Jesień" jest powieścią dojrzałą. Pełną wartościowego przekazu o tym, że życie choć nie jest łatwe, warte jest walki o to, co najlepsze.
Magdalena Majcher nie lubi prostych rozwiązań. Ambitnie podchodzi więc do tematów, które opisuje w swoich książkach. Za to ceni się dzisiaj autorów - a poprzeczka postawiona jest naprawdę wysoko. I Magda, sprostała temu wyzwaniu. Jej pierwsza powieść urzekła mnie szczerością bijącą z bohaterów. Autorka pokazała nam jednak, że nie trzeba pisać monotematycznie, o nudnej miłości, o zdradach powielających się w książkach czy zazdrości, by osiągnąć literacki sukces. Porusza trudne, współczesne tematy by podkreślić dobitnie, że świat to nie bajka. Ale możemy sami, podejmując działanie, uczynić go namiastką pięknej opowieści.
Jak więc zachowa się Hania zmęczona byciem żoną, matką na pełen etat? Porównywana do byłej, nieżyjącej już żony swojego obecnego męża traci poczucie własnej wartości. Czy to, że nastoletnia córka zaczyna oszukiwać rodziców, oznacza, że Hania jest złą matką? Czy problemy złączą rodzinę czy wręcz przeciwnie - rozdzielą ją... Myślę, że książka idealnie oddaje realia naszego życia.
Fabuła jaką stworzyła Magdalena, jest dynamiczna i dzięki temu, czyta się ją jednym tchem.
Bardzo zachęcam do przeczytania "Wszystkich pór uczuć". Zapowiada nam się wspaniała uczta! Ciekawa jestem, co przyniesie zima... ?

Książki Magdaleny Majcher zawsze zawierają tematykę istotną, bardzo realną, dzięki temu bliską w zrozumieniu każdemu czytelnikowi. "Jesień" jest powieścią dojrzałą. Pełną wartościowego przekazu o tym, że życie choć nie jest łatwe, warte jest walki o to, co najlepsze.
Magdalena Majcher nie lubi prostych rozwiązań. Ambitnie podchodzi więc do tematów, które opisuje w swoich...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kudłata nauka. Mądrość w świecie zwierząt Matin Durrani, Liz Kalaugher
Ocena 6,8
Kudłata nauka.... Matin Durrani, Liz ...

Na półkach: ,

Czy można wytłumaczyć to, że niektóre ze zwierząt, niczego nieświadome posiadały predyspozycje zachowań i funkcjonowania oparte o chemię i fizykę, nim jeszcze gatunek ludzki zdążył je odkryć? Tak po prostu zostały stworzone. Nie da się jednak ukryć, że bez tychże powiązań z fizyką czy chemią, nie mogłyby funkcjonować w sobie przeznaczony sposób. Skąd więc ich umiejętność kamuflażu, spryt, odwaga? Intuicja czy może fizyka?
Chodzące po wodzie owady, rażący prądem węgorz elektryczny to zachowania dla tych zwierząt naturalne i dane gatunki nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że konkretna dziedzina naukowa je skategoryzowała.
"Kudłata nauka" pełna jest zwierząt i opisanych ich umiejętności. Autor stara się wyjaśnić, na tyle na ile naukowcy odkryli, dlaczego zwierzęta zachowują się w taki, a nie inny sposób. i z czym wiąże się te zachowania, z czego wynikają.
Ponadto, w książce nie brakuje ciekawych informacji popartych badaniami naukowymi, ale opisanymi z lekkim przymrożeniem oka. Przez co są nieco zabawne, niekiedy przerażające, ale zawsze interesujące.
Dla przykładu, autor wyjaśnia dlaczego akurat komarzyca gryzie swoją ofiarę, co wspólnego z wysysaniem krwi, ma fizyka i rozważa jednocześnie nad tym, że życie takiej samicy, podobnie jak jej ofiary, która rano budzi się pogryziona... nie jest usłane różami. Wszak grozi jej wiele niebezpieczeństw, o których pisać nie będę, aby nie zepsuć czytelnikom dobrej zabawy podczas czytania.
Książka "Kudłata nauka" jest ciekawą propozycją dla osób szukających dowodów na coś, podstaw do czegoś. Jest pozycją naukową, jednak nieco mniej zagłębiającą się w samo meritum nauki, niż mogłoby się nam wydawać :)
Autor zadbał o to, aby przystępnym językiem, w zrozumiały sposób opisać zachowania różnych gatunków zwierząt odwołując się najczęściej do fizyki. Wyjaśnił wiele ich zachowań, a także zjawiska nawet tak proste jak te dlaczego paw rozkłada swoje piękne i długie pióra (a przyznam, że choć znałam skutek tego zachowania, dopiero teraz dowiedziałam się czemu to naprawdę służy i jak wiele dzięki fizyce musi się wydarzyć podczas tego zabiegu, by paw osiągnął swój cel - uwiedzenie samicy :))
Książka dała mi wiedzę, która pozwoli zrozumieć świat bardziej. Nie mogę jednak ukryć, że patrząc na zwierzęta nie będę doszukiwać się w nich naukowych powiązań z fizyką. Postrzegać je będę nadal jako niezwykłe istoty, z których ludzie powinni czerpać wiele umiejętności zarówno w zakresie naukowym jak i etycznym :)
Książkę szczerze polecam. To jedna z ciekawszych lektur opisujących świat, jakie przyszło mi ostatnio przeczytać.
Zapraszam na Czas na Książki na Facebooku - tam więcej recenzji :)

Czy można wytłumaczyć to, że niektóre ze zwierząt, niczego nieświadome posiadały predyspozycje zachowań i funkcjonowania oparte o chemię i fizykę, nim jeszcze gatunek ludzki zdążył je odkryć? Tak po prostu zostały stworzone. Nie da się jednak ukryć, że bez tychże powiązań z fizyką czy chemią, nie mogłyby funkcjonować w sobie przeznaczony sposób. Skąd więc ich umiejętność...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uciekając przed przeszłością wcale nie staniemy się od niej wolni. Magdalena Kordel w swojej najnowszej powieści świątecznej, słusznie zwraca uwagę na to, że tylko godząc się z przeszłością, nawet jeśli jest trudna do zaakceptowania, możemy odczuć spełnienie. prawdziwie też zauważa, że cuda się zdarzają. Naprawdę się zdarzają - jeśli tylko potrafimy patrzeć, dostrzeżemy je wszędzie. Małe, codzienne i te duże, wręcz magiczne...
Klementyna, Dobrochna, Doktor Piotr, Kuba, Babcia Agata, Julka i Imka – to postaci bardzo wyraziste. Każdy z nich wnosi do powieści wiele istotnych wartości dzięki którym, głównej bohaterce udaje się osiągnąć upragnione szczęście. Czytając powieść możemy bez problemu dopasować do nich odpowiednie cechy: opiekuńczość, dobroć, naiwność, tajemniczość, bezradność… Autorka spisała się na medal kreując tak bystre postaci, zapisujące się w pamięć.
Gdy poznajemy Klementynę jest ona kobietą pogubioną w życiu. Bardzo przypomina to życie jej babci Agaty, i nie tylko jej… Babcia Agata zwana jest Pogubioną Agatą. Jej wspomnienia są bardzo bolesne, a to też spowodowało, że ucieka ona w świat, w miejsce w którym nie musi o bólu myśleć. Klementyna jest bardzo opiekuńczą wnuczką, matką, przyjaciółką… i pomimo tego, że sama cierpi, dba o bliskich bardziej niż o siebie samą.
Kiedy jednak wypieka się jej pierwszy tegoroczny piernikowy domek, nagle wszystko się zmienia. Zmienia za sprawą wspomnień. Kobieta podejmuje decyzje, które wydawać by się mogły naiwne, ktoś osądzić by mógł wręcz, że błędne. Tak nawet sądzi jej przyjaciółka Imka. Los, Duch Świąt i Magia Piernikowych serc, wiedzą jednak lepiej, co dla dziewczyny jest dobre. Ta jedna decyzja odwraca jej życie do góry nogami. Pozwala odkryć rodzinny sekret, zrozumieć przeszłość, a co za tym idzie spełnić się jako wnuczce, kobiecie, matce.
Nie będę ukrywać, że moje serce najbardziej skradła Dobrochna! Ta dziewczynka, to dopiero bohaterka! Córka Klementyny, to bystra, dociekliwa i w swej dziecinności bardzo dojrzała dziewczynka. Zadziwiła mnie i rozbawiła do łez niejednokrotnie. Jestem pewna, że Wy też ją polubicie.
Powieść „Serce z piernika” to nie sielankowa bajka o miłości. To głęboka, pełna prawdziwych trudności życiowych historia, która mogła zdarzyć się w życiu każdego z nas. Dlatego wielu czytelnikom, stanie się bliska.
Magdalena Kordel rozbudowała główny wątek, opowieściami pobocznymi, które w mniejszym lub większym stopniu nadały sensu całej magicznej fabule. Ponownie okazuje się, że wszystko ma swój sens. Nic nie dzieje się przypadkowo. Każdy krok bohaterów ich decyzje, nawet te, które wydają się przypadkowe, bezsensowne mają swoje przeznaczenie i prowadzą bohaterów do właściwego miejsca o właściwym czasie.
Nie mogłabym nie napisać o kunszcie pisarskim Magdy! To, w jaki sposób opowiedziała nam tę historię, to mistrzostwo. Dawkowanie emocji, informacji spowodowało we mnie mocniejsze bicie serca i to… co w książkach lubię najbardziej.. drżenie rąk, aby już… już.. natychmiast dowiedzieć się co stanie się dalej. Powieść jest mocna, dobitna, bo ukazuje nam co w życiu jest ważne. I, że warto poddać się swojej intuicji, przeznaczeniu, które i tak nas nie ominie. Przy tym jednocześnie lekka jak woal, piękna, świeża...
Życie pisze najpiękniejsze historie. A Magda oddaje ich wielką wartość w swoich książkach.
Poza tym Święty Antoni, Franciszek… magia, magia i klimat świąt, który tak kocham, na każdej stronie, pachnący wręcz w całym moim domu słodkim zapachem pierników! Duch Świąt zagości w naszych domach i sercach dzięki tej powieści.
Zapraszam na Czas na Książki na FB! Tam więcej nowości :)

Uciekając przed przeszłością wcale nie staniemy się od niej wolni. Magdalena Kordel w swojej najnowszej powieści świątecznej, słusznie zwraca uwagę na to, że tylko godząc się z przeszłością, nawet jeśli jest trudna do zaakceptowania, możemy odczuć spełnienie. prawdziwie też zauważa, że cuda się zdarzają. Naprawdę się zdarzają - jeśli tylko potrafimy patrzeć, dostrzeżemy je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bohaterowie najnowszej powieści Krysi Mirek, to słodko gorzkie postaci, które wbrew pozorom, ukazują bardziej realne życie i problemy XXI wieku, niż nam się może wydawać.
Kornelia, to kobieta dostrzegająca w sobie, a także w świecie, same negatywne rzeczy. Patrzy na siebie i innych przez pryzmat wyglądu. Autorka realistycznie oddała borykanie się Kornelii z jej problemem, pokuszę się o stwierdzenie - początkami depresji, wynikającymi z nadwagi. Łatwo stwierdzić, że jeśli człowiek bardzo krytycznie podchodzi do samego siebie, to może mu się wydawać, że każdy go postrzega w taki sposób. A przecież nie musi tak być.
Trzydziestoletnia kobieta sądzi, że jej wygląd, warunkuje szczęście. Problemy wynikają z ilości kilogramów, brak miłości, brak męża i dzieci, własnego mieszkania także są jej efektem. Problemy te, zajada zaś kolejnymi porcjami wysokokalorycznych batoników, które skrzętnie chowa w swoim pokoju, przed oczami rodziny. Jest niespełniona życiowo i zawodowo– jako samotna kobieta, ucząca fizyki z szkole. Nie przepadają za nią nawet uczniowie. To pewnie przez wygląd- myśli najczęściej.
Obrzydza ją jej własne ciało. Nie wyobraża sobie jak mógłby ją ktoś pokochać, skoro sama siebie nie akceptuje. Bohaterka zatraciła w sobie radość płynącą z życia i prostych chwil, które powodują szczęście. Zatraca się z dnia na dzień w swoim złożonym problemie i dlatego, dzieje się w jej życiu coraz gorzej. Do pewnego momentu… gdy przypadkowo wszystko może się zmienić. Może, ale nie musi. Los stawia przed nią możliwość wyboru, a także inny, ważniejszy problem. Chorobę. Czy jest to dolegliwość poważna, ma się okazać gdy przyjdą wyniki. Do tego czasu bohaterka żyje w ciągłym stresie i w obawie o swoją przyszłość. Szybko wtedy dociera do niej, że chce żyć. Mimo wszystko, są rzeczy ważniejsze niż wygląd. Zdrowie.
Tymczasem Leonard, ojciec jednego z uczniów Korneli, zabójczo przystojny, o twardym charakterze mężczyzna, mimowolnie stał się obiektem westchnień głównej bohaterki. Jego borykanie się z wychowaniem dzieci, po tym jak żona chcąc dać mu nauczkę, wyprowadziła się z domu, ewidentnie go przerasta. Wtedy to podejmując odważną decyzję, Kornelia, postanawia stać się częścią jego życia. Czy wyjdzie jej to na dobre? A może miłość ma zupełnie inny smak? Inne imię?
Kornelia, przestając się udręczać, odnajduje wreszcie smak w swoim życiu. Okazuje się, ze słodkość to nie tylko jej pyszne ciasteczka i batoniki skrywane pod łóżkiem. Ona naprawdę może być szczęśliwa. Tylko czy zechce?
Otwarcie się na nowe horyzonty pozwala nam zobaczyć więcej. To zawsze przyczynia się do odniesienia sukcesu.
Krysia pokazuje nam, że bierność do niczego nie prowadzi. Jeśli chcemy coś w naszym życiu osiągnąć musimy, ruszyć się z miejsca, podjąć decyzje, czasami radykalne, ale z pewnością odważne. Uśmiechnąć się do kogoś obcego, zadbać o siebie. Cieszyć się z drobnych, ale prawdziwych radości. W pędzie życia zatrzymać się na chwilę i znaleźć czas na małe przyjemności. A nawet na te duże! Czemu nie? Stojąc w jednym punkcie, nieustannie tkwimy w stagnacji. A przecież jeśli m nie zawalczymy o siebie, to nikt za nas tego nie zrobi.
W dzisiejszych czasach gdy liczy się stereotypowo „mieć” i „być” zatracamy to, co naprawdę wartościowe w nas samych. Przecież nie trzeba być najmodniejszą o rozmiarze „s” kobietą, aby udowodnić, że jest się pięknym czy inteligentnym.
Książka „Słodkie życie” przypomina nam swoją treścią, o problemie XXI wieku jakim jest poniżanie kogoś za wygląd, ale też problem nadwagi. Brak tolerancji i konstruktywnej krytyki wywołuje ciągłą agresję wśród ludzi, ofiary wpędzając w poczucie bezsilności. A powinno być wręcz odwrotnie. Powinniśmy się wspierać i dbać o siebie, nie zapominając przy tym, jak ważne jest wyciąganie pomocnej dłoni do drugiego człowieka.
Dodam tylko jeszcze, że już od pierwszych słów, zdań po rozpoczęciu czytania tej książki, rozpływałam się w rozkoszy czytelniczej. Krysia, jak mało kto potrafi tak pięknie dobierać słowa, że aż cieplutko się robi na sercu.
https://www.facebook.com/czasnaksiazki/

Bohaterowie najnowszej powieści Krysi Mirek, to słodko gorzkie postaci, które wbrew pozorom, ukazują bardziej realne życie i problemy XXI wieku, niż nam się może wydawać.
Kornelia, to kobieta dostrzegająca w sobie, a także w świecie, same negatywne rzeczy. Patrzy na siebie i innych przez pryzmat wyglądu. Autorka realistycznie oddała borykanie się Kornelii z jej problemem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka już samym tytułem i opisem przypadła mi do gustu. Przywodzą one na myśl najbardziej klimatyczne książkowe miasteczka, do których czytelnik chętnie ucieka w literackim świecie. I jak sama fabuła miała dla mnie wielki potencjał, tak nielinearny styl pisania i sposób dobierania słów, sposób formułowania zdań do mnie nie przemówiły. Mówiąc kolokwialnie 😊 książkę czytało mi się ciężko z powodu sposobu jej napisania. Na próżno było w niej szukać rozbudowanych i przyjemnych w czytaniu składni zdań. A to, dla mnie ma ogromne znaczenie. Dla czytelnika bez większych wymagań warsztatowych polecam te książkę. Sama fabuła się broni. Ciekawa zagadka podparta wieloma kłamstwami w sieci których splatają się losy Nicolette i pozostałych bohaterów zapada w pamięć. Autorka pozwala wraz z upływem czasu, rozwiązywać zagadkę miasteczka wraz z nią, niemniej nie pozostawia nas nienasyconych informacjami. Z ostatnimi stronicami dowiadujemy się dokładnie jak brzmi rozwiązanie fabuły. Umęczyło mnie czytanie tej książki, ale nie do końca był to czas stracony.

Ta książka już samym tytułem i opisem przypadła mi do gustu. Przywodzą one na myśl najbardziej klimatyczne książkowe miasteczka, do których czytelnik chętnie ucieka w literackim świecie. I jak sama fabuła miała dla mnie wielki potencjał, tak nielinearny styl pisania i sposób dobierania słów, sposób formułowania zdań do mnie nie przemówiły. Mówiąc kolokwialnie 😊 książkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od premiery dzielą nas godziny, ale ja jestem już po lekturze drugiego tomu Sagi Cantendorfów, Krystyny Mirek.
Już pierwszą częścią autorka zaciekawiła mnie losami bohaterów osadzonych w klimatycznej fabule, rozgrywającą się na starym zamku. Czekałam zniecierpliwiona na drugi tom i oto jest.
„Cena szczęścia” doskonale odzwierciedla ile jesteśmy w stanie zapłacić za poczucie spełnienia i osiągnięcie celu. Autorka ukazuje także drugą stronę medalu. Jedni bohaterowie zyskują choć nie powinni, gdy pozostali, warci największego szczęścia, tracą. Jedno jest pewne. Cena szczęścia może mieć różną wartość.
Atmosfera na zamku robi się niebezpiecznie napięta. Komuś bardzo zależy aby uczucie, które pojawiło się pomiędzy hrabią Aleksandrem i Kate, przestało rosnąć w siłę. Relacje między nimi są zagrożone, ale zakochani nie poddają się łatwo. Wiemy przecież, że miłość jest najcenniejszym uczuciem, które człowiek z otwartym sercem może posiadać. Hrabia i Kate również o tym wiedzą. Niemniej, w książce poznajemy inne osobowości, dla których nie miłość, a pieniądze stanowią największą wartość. Hrabia Aleksander jest zatem „łupem” do zdobycia. Czy bohaterów zgubią te przekonania? Czy pędząc za materializmem zatracą swoją ludzkość? Do czego może być zdolny człowiek, który za wszelką cenę chce dotrzeć do celu? I jeszcze jedno… czy hrabia da się omamić i zrezygnuje z miłości?
O tym przekonacie się czytając najnowszą powieść Krystyny Mirek.
Autorka, stworzyła świat, nieco fantastyczny, a jednak realny. Z mojego punktu widzenia, podczas czytania potrafiłam przypisać cechy poszczególnych bohaterów, do osób które znam osobiście czy z mediów. Wykreowani na osoby wrażliwe inni zadufani w sobie, których karmi żądza pieniądza. Potwierdza to moją tezę, odnoszącą się do książek Krysi. Potrafi ona przenieść rzeczywistość do książki. Dlatego jej dzieła są tak piękne i chętnie się je czyta.
Saga Cantendorfów jest napisana w zupełnie innym klimacie niż dotychczasowe książki Krystyny. Ciekawa odskocznia gatunkowa, utwierdziła mnie w przekonaniu, że ta zdolna autorka poradzi sobie w każdym gatunku literackim i skradnie nasze serca.
Serdecznie polecam Wam książkę i czekam na kontynuację!

Od premiery dzielą nas godziny, ale ja jestem już po lekturze drugiego tomu Sagi Cantendorfów, Krystyny Mirek.
Już pierwszą częścią autorka zaciekawiła mnie losami bohaterów osadzonych w klimatycznej fabule, rozgrywającą się na starym zamku. Czekałam zniecierpliwiona na drugi tom i oto jest.
„Cena szczęścia” doskonale odzwierciedla ile jesteśmy w stanie zapłacić za poczucie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Natura została stworzona w taki sposób, że aby mnożyć owoce, dzieło swego bytu, nie może być samotna. Toteż czereśnie muszą być dwie, aby wydawały owoce. Jakże trafne jest to spostrzeżenie, które niebywale łatwo można odnieść do ludzkiego życia. Aby człowiek mógł rozkwitać, nie może iść przez życie w pojedynkę. Potrzebuje przyjaciela, partnera dzięki któremu mnoży owoce życia, w szeroko pojętym znaczeniu.
Na najnowszą powieść Magdaleny Witkiewicz czekał ogrom czytelniczek. W tym i ja. Bardzo ciekawiła mnie historia, która miała ukazać się na kartach tej książki. Czy będzie w sobie miała to coś? Czy porwie mnie w swoją fabułę?
„Czereśnie zawsze muszą być dwie” to wzruszająca powieść o odkrywaniu siebie. Okazuje się bowiem, że szczęście, będące czasem na wyciągniecie dłoni nie jest łatwym łupem do zdobycia. Ile razy staramy się dosięgnąć radości, a one umykają jak tęcza za którą pędzi się autostradą. Choć Magdalena Witkiewicz znana jest z happy endów, tak w tej powieści na szczęśliwe zakończenie kazała nam długo czekać. Ale to dobrze. Zobrazowała nam tym samym prawdę, która spotyka nas każdego dnia. A mianowicie: należy cieszyć się małymi radościami, bo nie wiadomo kiedy i czy przyjdą duże szczęścia. Jeśli więc przychodzi happy end doceniamy go bardziej, bo jest wyczekany, upragniony.
W „Czereśniach” jest coś niezwykłego. Magiczna aura otaczająca całą fabułę i ich bohaterów wywołała u mnie przyjemny i ciepły ucisk w brzuchu. Klimatyczna willa w Rudzie Pabianickiej, czereśnie, odkrywanie przyjaźni, pierwsza miłość. Tak wiele spotkała naszą główną bohaterkę Zosię.
Doceniam to jako czytelnik, że autorka nie wykreowała prostej i ckliwej dziewczyny, ale bystrą młodą kobietę, której motywem przewodnim jest podróż. Musi ona przebrnąć przez naprawdę wyboistą drogę, by wreszcie osiągnąć to, co upragnione. Czy jednak uda się jej dotrzeć do celu swej podróży? Tego Wam nie zdradzę. Nie mogę przecież zabrać czytelnikom radości z odkrywania tej magicznej lektury samodzielnie.
Wiem Madziu, że czekałaś na nasze recenzje. Ta książka była dla Ciebie bardzo ważna. Cóż mogę Ci więcej napisać? To naprawdę Twoja najlepsza powieść, pełna uroku, którym literatura kobieca powinna się szczycić. Fabuła jest niezwykle dojrzała, postaci barwne i ujmujące - jak te dwie czereśnie o których mówimy. Chętnie wrócę kiedyś do tej książki, a już teraz serdecznie polecam ją wszystkim miłośnikom książek obyczajowych. Dzięki za te książkę!

Zapraszam na facebooka! oraz www.czasnaksiazki.eu

Natura została stworzona w taki sposób, że aby mnożyć owoce, dzieło swego bytu, nie może być samotna. Toteż czereśnie muszą być dwie, aby wydawały owoce. Jakże trafne jest to spostrzeżenie, które niebywale łatwo można odnieść do ludzkiego życia. Aby człowiek mógł rozkwitać, nie może iść przez życie w pojedynkę. Potrzebuje przyjaciela, partnera dzięki któremu mnoży owoce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Doskonale wiemy, jak żyje się w XXI wieku. Gonimy za pracą, za pieniędzmi, później pędzimy w domu aby zdążyć z obiadem dla męża i dzieci. Nie mamy czasu na miłość, przyjaźń i odpoczynek. A kiedy mogłoby się wydawać, że wreszcie nadejdą lepsze dni… czasami zamiast nich, los rzuca pod nogi kolejne kłody.
Powieść Agnieszki Lis „Karuzela” jest w swej treści dobitna i konkretna. Przedstawia nam postać kobiety, takiej jak każda z nas – zajmującej się domem, i w tej kwestii mocno zapracowanej. Renata, bo tak się nazywa główna bohaterka nie ma czasu dla siebie. Poznajemy ją jako osobę zaangażowaną w rolę matki i żony. Dba ona o wszystkich, tylko nie o siebie… i codzienność przerywa niby zwykłe przeziębienie. Jak się później okazuje, białaczka z którą boryka się kobieta.
Długo zbierałam się do przeczytania tej książki. Nie dlatego, że nie byłam przekonana co do jakości tekstu Agnieszki Lis. Wręcz przeciwnie. Znam jej twórczość i wiem, że jeśli ta autorka pisze – wkłada w książkę całą siebie i swoje serce. Znając więc jej ambitne pióro, i fabułę „Karuzeli”, wiedziałam, że ta powieść będzie dla mnie mocnym przeżyciem, którego poniekąd się bałam. Po przeczytaniu lektury, stwierdzam jednak, że mimo wielu wzruszeń jakie przeżyłam zagłębiając się w kolejne kartki, to jedna z piękniejszych obyczajowych książek jakie trafiły w moje ręce.
Nie jest przesadzona, nie jest nijaka, ani banalna. Wśród wielu polskich książek, znajdują się lekkie, proste książki, które po prostu się czyta i są dobre na chwilę. Niczego jednak nie wnoszą do życia czytelnika. „Karuzela” jest inna. Z każdą stroną coraz mocniej wpisuje się w duszę czytelnika bólem, troską o główną bohaterkę, wyciska łzy. Jest mocna, dosłowna, niewyolbrzymiona, niezwykle mądra. Autorka opisała historię, która spotkała niejedną rodzinę i pewnie, niestety, spotka kolejne. Zawsze powtarzam, że najpiękniejsze, i najsmutniejsze zarazem historie pisze samo życie. Sztuką jest jednak przenieść je na kartkę papieru w dostojny i godny sposób. Nie zatracając jej wartości To udało się Agnieszce Lis perfekcyjnie. Czytając „Karuzelę” widzi się przed oczami rzeczywistość, która nas otacza. Zakończenie książki jest równie znaczące jak sama fabuła. Autorka w taki a nie inny sposób, zakańczając książkę przypomina, że życie nie jest bajką, która zawsze ma dobre zakończenie. Życie bywa piękne i równie bezlitosne. Tym bardziej należy chwytać każdą chwilę, codzienność może sprawiać radość.
Nie mogłabym też pominąć istotnego faktu, na który wskazuje autorka w swojej książce. Przypomina nam bowiem, że nie tylko musimy o siebie dbać i znaleźć czas na życie. Zaznacza, że powinniśmy się cieszyć każdą chwilą, a przede wszystkim nie lekceważyć naszego ciała, które czasami woła o pomoc, Reagujmy więc, nim będzie za późno.
Wielkie uznania Agnieszko, za stworzenie tak mądrej i pięknej książki, która łączy w sobie elementy nie tylko świetnej fabuły, ale także pełni rolę dydaktycznej historii dla każdego z nas. Polecam, a wręcz nakłaniam do przeczytania książki „Karuzela”. Nie można jej pominąć w swoich czytelniczych listach.
https://www.facebook.com/czasnaksiazki/

Doskonale wiemy, jak żyje się w XXI wieku. Gonimy za pracą, za pieniędzmi, później pędzimy w domu aby zdążyć z obiadem dla męża i dzieci. Nie mamy czasu na miłość, przyjaźń i odpoczynek. A kiedy mogłoby się wydawać, że wreszcie nadejdą lepsze dni… czasami zamiast nich, los rzuca pod nogi kolejne kłody.
Powieść Agnieszki Lis „Karuzela” jest w swej treści dobitna i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autorką książki „Mój dziadek fałszerz”, lektury opowiadającej o SS-manie, Bernhardzie Krugerze kierującym największym w historii fałszerstwem, jest jego wnuczka, Charlotte Kruger. Był on odpowiedzialny za podrabianie brytyjskich funtów. Akcja o której mowa, miała miejsce podczas II wojny światowej i nosiła nazwę od jej twórcy „Bernhard”. Miała ona na celu doprowadzenie angielskiej gospodarki do całkowitej destabilizacji, poprzez wprowadzenia sfałszowanych pieniędzy do obrotu w Wielkiej Brytanii, a co za tym idzie zachwiania wskaźnikami ekonomicznymi na całym świecie. Umocniłoby to rządy niemieckie, pogrążając wrogów nazistów.
Mała Charlotte jest zapatrzona w swojego dziadka. Postrzegając go jako dobrego człowieka, jest przekonana, że nie mógłby wyrządzić nikomu krzywdy. Widzi jednak jak z kwestią moralności dziadka boryka się jej ojciec, syn Bernharda i jaki stosunek do dziadka ma jej matka. Sama jest w stanie zrozumieć znaczniej więcej, gdy w jej ręce trafia Dziennik dziadka. Obchodząc się z nim bardzo ostrożnie zaczyna czytać i dociekać, kim tak naprawdę był Bernhard Kruger. Jakim był człowiekiem, dlaczego wstąpił do SS i czy był odpowiedzialny za mordowanie Żydów, jak jest mu to zarzucane na kartach historii? Pokłada nadzieję w naocznych świadkach, byłych więźniach Bernharda, oraz w dokumentach źródłowych. Liczy, że znajdzie odpowiedź na nurtujące ją i jej rodzinne pytania. Jej celem jest określenie winy lub niewinności dziadka. Sprzeczne informacje, dowody, poszlaki uniemożliwiają kobiecie jednoznaczne uzyskanie odpowiedzi.
Bernhard Kruger, kierując fałszerstwem werbował do pracy w obozie Sachsenhausen więźniów Żydowskich. Pogłoski określały go mianem opiekuna „swoich Żydów”. Potwierdzał to również jeden z fałszerzy, Jack Plapler. Dowody wskazywały, ale nie wprost na winę Krugera. W procesie denazyfikacyjnym określono go mianem „współpodążającym”. Czy był on jednak tak niewinny, jakim się czuł? Czy to otoczenie w jakim się wychował, zbieg dziwnych, trudnych również dla niego okoliczności spowodował, że musiał zostać SS? A może świadomie wybrał tę drogę? Wiele faktów w książce wskazuje jednoznacznie na jego winę, po to, aby zaraz inne źródła wprowadziły zamieszanie i całkowitą dezorientację w kwestii osądu. Czy był on „dobrym SS” – tę ocenę pozostawiam każdemu z osobna, choć stwierdzenie „dobry SS-man, brzmi bardzo naiwnie i niedorzecznie. Swoją opinię już nabyłam podczas czytania książki oraz poszukiwania dodatkowych obiektywnych źródeł. Nie sądzę jednak, bym znalazła ich więcej niż Charlotte Kruger, która na potrzeby tego śledztwa, podjęła intensywne i solidne poszukiwania informacji.
"Mój dziadek fałszerz" to książka, którą czyta się z zaciekawieniem. Ciągle pojawiające się nowe fakty, pytania jakie autorka zadaje sobie i tym samym stawia je przed czytelnikami powodują, że lekturę czyta się szybko. W książce przeczytamy wiele interesujących faktów dotyczących nie tylko Krugera, ale również otaczającej go brutalnej rzeczywistości. Co napędza obozową mordownię? Jak ona funkcjonuje i jakie panują tam zasady? Do tego wszystkiego kolejno dochodzi wnuczka Krugera. I wydawać by się mogło, że wszyscy znamy fakty tak licznie opisane w książkach i przedstawione w filmach. Dane dotyczące II wojny światowej, niemieckich obozów zagłady. Można twierdzić, że nic nowego nie można wnieść do sprawy. Niemniej, rozdarcie wewnętrzne autorki pomiędzy dziadkiem dobrodusznym, a mordercą, ukazuje sprawę z nieco innej perspektywy. Jak sama autorka wskazuje, łatwiej jest nienawidzić Hitlera, niż własnego dziadka. Podzieliła go więc na dwie osoby. Ukochany dziadek, który troszczył się o nią, z którym sortowała zbierane przez niego znaczki. SS-man, który miał swój wkład w śmierć niezliczonej liczby ofiar nazizmu. Oskarża go sama, ale nie pozwala tego robić innym. Jest ona przykładem spadkobierców niepoprawności moralnej i historycznej swoich przodków. Nie ma wpływu na przeszłość, jednak musi się z nią uporać. Stąd wynika rozdarcie wewnętrzne prowadzącej dochodzenie wnuczki Krugera.
Oceniam książkę na 7, a nie więcej gwiazdek z prostej przyczyny. Lektura jest bardzo wartościowa, językowo napisana dobrze, choć nie w każdym momencie,jak na moje oko poprawnie, biorąc pod uwagę opisywaną tematykę. Ukazuje wiele faktów, porusza interesujący temat, jednak, jest dla mnie osobistym dochodzeniem rodzinnym i w znacznej części tak tę książkę traktuję. Nie jest dla mnie pozycją na liście książek, która wnosi coś konkretnego do mojego czytelniczego życia. Po prostu, dobrze się ją czyta - tu nie zamierzam ujmować jej wartości merytorycznej. Bynajmniej.
Warto ją przeczytać, być może, wysnuć swoje wnioski. Niestety autorka prowadząca śledztwo w poszukiwaniu odpowiedzi, na które czeka również czytelnik, nie udziela ich. Stawia natomiast wiele pytań świadomie lub podświadomie, starając się pogodzić z faktem: jej dziadek był SS-manem i nie bez powodu sam mówił o sobie po wojnie, że nie było większych nazistów niż on i Hitler. Książka pozostawia niedosyt, ale jest lekturą którą chętnie polecę innym osobom lubującym się w literaturze poruszającej temat II wojny światowej.

Czas na Książki
https://www.facebook.com/czasnaksiazki/

Autorką książki „Mój dziadek fałszerz”, lektury opowiadającej o SS-manie, Bernhardzie Krugerze kierującym największym w historii fałszerstwem, jest jego wnuczka, Charlotte Kruger. Był on odpowiedzialny za podrabianie brytyjskich funtów. Akcja o której mowa, miała miejsce podczas II wojny światowej i nosiła nazwę od jej twórcy „Bernhard”. Miała ona na celu doprowadzenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym razem Krystyna Mirek zaskoczyła mnie swoja powieścią. Do tej pory mieliśmy okazję czytać obyczajowe książki, w których za pomocą wykreowanych, a niebanalnych bohaterów, przedstawiała życie kobiet. Matek, teściowych, żon, kobiet szczęśliwych i stłamszonych. Dziewczyn goniących za przygodą i tych bardziej skrytych, domatorek. „Tajemnica zamku” dla odmiany łączy jednak wiele ciekawych wątków, które zostały urozmaicone przez autorkę szczyptą magii i zamkową intrygą iście z książki kryminalnej. Nie brakuje tu jednak postaci kobiet, które przypadną do gustu!
Autorka przenosi nas do innej epoki – długie piękne suknie, stare zamki skrywające tajemnice, wiedźmy rzucające zaklęcia i przyrządzające magiczne napary z ziół.
Już pierwsze zdanie powieści intryguje i zachęca do dalszej lektury. Okazuje się bowiem, że czwarta żona hrabiego Aleksandra Cantendorfa nie żyje. Mężczyzna ma niespełna trzydzieści osiem lat, a na koncie już cztery martwe żony. Czy to zbieg okoliczności, że wszystkie jego kobiety zmarły? Kto wobec tego jest mordercą? Czy zazdrosna kochanka hrabiego, sam hrabia, a może ktoś zupełnie inny? Tajemnica, którą skrywa zamek może Was zaskoczyć. Pewne jest jednak, że książka wciągnie Was w zaplątane losy bohaterów tak, że nie będziecie się mogli oderwać.
Krystyna Mirek jak zawsze napisała książkę lekkim językiem i stworzyła przytulną, a w tej powieści wręcz czarującą atmosferę, gdzie czytelnik czuje się częścią życia bohaterów. Autorka, ma to do siebie, że kreuje fabuły swoich powieści w ciepłym i domowym wydaniu, nawet jeśli pisze o zamczysku.
Bohaterowie są wyraźni i zapadają w pamięć. Począwszy od samego hrabiego, który kolejny raz uwierzył w miłość i zakochał się w młodziutkiej Kate Milton, jak i sama Kate. Dziewczyna z biednej rodziny, która być może stanie się piąta żoną hrabiego. Czy będzie to dla niej szczęściem, czy wręcz przeciwnie? Tego zdradzić nie mogę, bo odebrałabym Wam radość czytania. Pojawia się także zazdrosna kochanka Isabella, wiedźma, a także pewna rodzina, która ma chrapkę na majątek hrabiego. Toteż, knuje pewien plan, który może okazać się niebezpieczny dla wielu osób.
W książce autorka poruszyła tym samym istotny dla społeczeństwa temat. Mam tu na myśli ówczesne jak i dzisiejsze społeczeństwo. Mezalians. Doskonale wiemy, że małżeństwo określane mianem mezaliansu było źle postrzegane przez ludzi. Czy osądzanie takiej miłości jest poprawne moralnie? W mojej opinii nie, bo z miłością się nie dyskutuje. Jest on ponad podziały, majątek i opinię ludzką. Niemniej, z osądami spotykali się kochankowie innych epok i spotykają się ludzie po dziś dzień. Natura ludzka niestety często żywi się osądzaniem innych, a niedostrzeganiem własnych działań, błędów i decyzji. Przerzucając kolejne kartki książki, zmuszamy się również do zastanowienia nad ważnymi kwestiami społecznymi i wartością decyzji, jakie podjęliśmy czy też, moglibyśmy podjąć.
Krystyna Mirek w nowym wydaniu bardzo mi się spodobała. Pojawiająca się intryga i odrobina magii dodała wyraźnego smaku powieści. Cieszy mnie jednak fakt, że autorka utrzymała styl pisania w lekkiej formie językowej, tworząc jednocześnie dzięki zawiłej fabule, przytulny zakątek dla swoich czytelników. Myślę, że ta powieść usatysfakcjonuje miłośników pióra Krysi oraz innych autorów piszących równie bystre, pełne zagadek i intryg powieści. Czekam z radością na kolejny tom, który JUŻ JEST W PRZEDSPRZEDAŻY :).
zapraszam na więcej recenzji na https://www.facebook.com/czasnaksiazki

Tym razem Krystyna Mirek zaskoczyła mnie swoja powieścią. Do tej pory mieliśmy okazję czytać obyczajowe książki, w których za pomocą wykreowanych, a niebanalnych bohaterów, przedstawiała życie kobiet. Matek, teściowych, żon, kobiet szczęśliwych i stłamszonych. Dziewczyn goniących za przygodą i tych bardziej skrytych, domatorek. „Tajemnica zamku” dla odmiany łączy jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Choć każda z kobiet jest inna, tak naprawdę wiele nas łączy. O kobietach pisało wielu autorów. Tworzyli piękne ballady i pisali wiersze. Kobiety na przestrzeni dziejów, niejednokrotnie udowodniły, że są nie tylko istotami delikatnymi i pięknymi, ale równie walecznymi, odważnymi i ... bywa, że jednak niedoskonałymi.
O kobietach poszukujących szczęścia, wobec których los snuje niezależnie od ich marzeń, swoje plany, napisała Gabriela Gargaś. I chyba większość Pań, które przeczytały „Taka jak Ty”, zgodzi się ze mną, że wydźwięk tej powieści bardzo bliski jest naszej naturze.
Karolinę i Marionę, od dziecka łączy prawdziwa przyjaźń. Niczym siostry, wiedzą o sobie wszystko i rozumieją się bez słów. Dorosłe życie oferuje kobietom odmienny los.
Mariona, założyła rodzinę i choć jest szczęśliwą matką, żoną – brakuje jej spontanicznych przygód. Choć mogłaby być spełniona, brakuje jej korzystania z uroków życia, łapania chwili, gonitwy za marzeniami, decyzji bez zobowiązań na które może pozwolić sobie singielka Karolina. Czy szczęście i szaleńcze uczucia, przyniesie jej Bartek, którego właśnie poznała? Czy zdoła poświęcić swoją rodzinę dla chwilowego oderwania się od codzienności?

więcej na https://www.facebook.com/czasnaksiazki/
www.czasnaksiazki.pl

Choć każda z kobiet jest inna, tak naprawdę wiele nas łączy. O kobietach pisało wielu autorów. Tworzyli piękne ballady i pisali wiersze. Kobiety na przestrzeni dziejów, niejednokrotnie udowodniły, że są nie tylko istotami delikatnymi i pięknymi, ale równie walecznymi, odważnymi i ... bywa, że jednak niedoskonałymi.
O kobietach poszukujących szczęścia, wobec których los...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kontynuację historii z „Większego kawałka nieba” Krystyny Mirek, podsyca już sam opis książki. Czytelnik sięgając po lekturę nowej książki, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dużo będzie się działo. „Wszystkie kolory nieba” to idealne określenie dla najnowszej powieści Krysi. Motywy fabularne pojawiające się w powieści, nakreślają bowiem wiele definicji szczęścia, ale i smutku. Dotykają różnorodnych płaszczyzn życia bohaterów, a tym samym i nas. W książce znajdziemy więc wiele barw życia, które, jednym razem rzucają na nasz los cienie, a w innym przypadku rozświetlają każdy dzień. Miłość, poświęcenie i szczęście ważą się z kłopotami finansowymi, samotnością, alkoholizmem… co ostatecznie przeważy?
Iga wreszcie powinna być szczęśliwa. Wiktor ją kocha. Nic jednak nie jest takie kolorowe, jak mogłoby się wydawać. Życie utrudniają jej koleżanki z pracy, a także matka Wiktora. Narzuca jej warunki, nakazuje się dostosować. Wymaga od niej wiele, doszukuje się tego co negatywne, chce ideału dla syna. Sama jednak nie pamięta, że będąc młodą dziewczyna była do niej bardzo podobna… Szczęście Igi szybko znika wobec nadmiaru informacji i trudnych sytuacji. Dziewczyna jednak nie stoi biernie. Nie przygląda się losowi, wbrew jej pragnieniom kreuje przyszłość, pragnie działać. Miłość i relacje międzyludzkie wymagają wielu poświęceń. Kiedy jednak wynikają ze szczerych uczuć przynoszą ukojenie. Czy i w tym przypadku radość nasyci serca Igi i Wiktora?
Amelia, rozpoczyna walkę o swoją przyszłość. To dobra dziewczyna, której los nie szczędził bólu. Mimo to, podejmuje ważne decyzje i postanawia zmienić swoje życie. Powiew świeżości przydał się nie tylko jej, ale też Jankowi. W jego życiu dzieje się równie dużo.
Pomimo wielu trudności życiowych bohaterów, Krystyna kolejny raz ukazuje piękną stronę życia. Z powieści tryska energia i entuzjazm. Pozytywne myśli przesiąknięte życiowymi doświadczeniami autorki, mimowolnie wywołują uśmiech na twarzy czytelnika. Znów stworzona została zdolnym piórem autorki, ciepła, przyjemna atmosfera, z której nie chce się wychodzić.
„Wszystkie kolory nieba” to powieść otwierająca oczy na wiele aspektów relacji ludzkich. Poświęcenie, rezygnacja z własnych pragnień może przynieść rozgoryczenie. Niemniej jednak okazanie dobra drugiemu człowiekowi daje satysfakcję i wewnętrzną radość. Nie zapominajmy też, że dobro wraca…
Nasuwa mi się również pewna myśl po przeczytaniu tej powieści. Bohaterowie książki to osoby w podeszłym wieku, jak i młodzi, pełni energii ludzie. Każdy z nich jednak, boryka się z podobnymi problemami: poszukuje szczęścia, nadziei, później osądza nie chcąc być osądzony, a innym razem szuka w drugim człowieku wad nie widząc swoich. Przemija czas a ludzie stają się mądrzejsi. Mądrzejsi w doświadczenia, ale czy to gwarantuje spełnienie? Młodym nie brakuje inteligencji, a życie które daje o sobie znać w wielu trudnościach, niejednokrotnie czyni ich dorosłymi przedwcześnie. Nie ma więc reguły, co to tego, kto z nas jest bardziej doświadczony przez los, kto powinien stać się autorytetem…
Powtórzę się kolejny raz – pisałam to już w niejednej recenzji książek Krysi, że to następna udana powieść. Po książki Krysi można sięgać w ciemno. W tych książkach nie ma banału! Nie są one pompatyczne, sztuczne – wręcz przeciwne, od realności życia i problemów, w oku kręci się łza podczas czytania. Są prawdziwe. To co określa książki Krysi i ją samą, to pozytywne patrzenie na życie. Wyciągnięcie z każdej sytuacji, czegoś pięknego! Dlatego te książki są tak piękne!

Kontynuację historii z „Większego kawałka nieba” Krystyny Mirek, podsyca już sam opis książki. Czytelnik sięgając po lekturę nowej książki, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dużo będzie się działo. „Wszystkie kolory nieba” to idealne określenie dla najnowszej powieści Krysi. Motywy fabularne pojawiające się w powieści, nakreślają bowiem wiele definicji szczęścia, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po książkę „Ostatnio wola” Joanny Szwechłowicz, wiedziałam, że moja przygoda z jej twórczością to już na stałe! Autorka bowiem lekkim piórem i w interesujący sposób kreuje bohaterów i fabuły w klimacie kryminału retro, tak, że nie sposób się od nich oderwać. Bywa, że autorzy piszą raz lepsze, raz gorsze książki… Joanna Szwechłowicz ciągle pisze dobre, zaskakujące lektury!
Poznań, 1939 rok. Jak na marzec przystało, siąpi deszcz ze śniegiem, a dwóch benedyktynów, jeden mały, pulchny, drugi wysoki i szczupły, idą z dworca, przemierzają ogarnięte zmierzchem ulice. Powód przerwania ich spokojnego życia w zakonie, jest oczywisty. Poznański proboszcz, Wojciech Kalinowski, zaginął. Przepadł jak kamień w wodę. Dla dobra Kościoła, Aleksander Herbst i Florian Myszkowski, zostali posłani z zakonu Benedyktynów, aby rozwikłać zagadkę zniknięcia proboszcza, bez niepotrzebnego i krzywdzącego dla Kościoła, rozdmuchiwania sprawy.
Ślady prowadzą ich do Krynicy, do pensjonatu panien Malickich. Te w każdym mężczyźnie, który pojawi się w pensjonacie widzą potencjalnego małżonka. Dwóch zakonników przybiera fałszywe nazwiska znanych malarzy i odgrywa rolę urzędników skarbowych. Staja się więc smakowitym kęsem dla sióstr Malickich.
Przebywając w pensjonacie, benedyktyni, spotykają wielu gości, a każdy z nich jest inny, demoralizujący na swój sposób. Wśród gości znajduje się też proboszcz, Wojciech Kalinowski, targany wyrzutami sumienia, po śmierci swojego wikariusza. Dwóch bohaterów bacznie obserwuje otoczenie, bo przecież gdzieś tu tkwi rozwiązanie. Niestety, sprawa przybiera nieoczekiwany zwrot akcji, bo nagle okazuje się, że w ogrodzie panien Malickich, w niewielkiej sadzawce, pływa trup.
Klimatyczny kryminał retro w stylu Agaty Christie, wprowadza nas w czasy 1939 roku. Autorka niebywale dokładnie oddała urok tamtejszej Polski i spowodowała, że czytając książkę „Siła wyższa” możemy bez problemu przenieść się w tamte czasy. Powieść ta, to jednak nie tylko dobra detektywistyczna zabawa dla czytelnika, wszak trzeba zauważyć, że książka jest napisana w tak sprytny sposób, że wraz z Benedyktynami jesteśmy w stanie prowadzić śledztwo i szukać kolejnych śladów, ale też obraz rzeczywistej Polski, wartości lub niemoralności ówczesnego narodu. Przepełniona prawdziwą, bądź, co bądź hipokryzją wśród bohaterów i humorem fabuła, zaskakuje i porywa do dalszego czytania.
Główni bohaterowie kipią inteligencją i bystrym humorem. Autorka jednak nie oszczędza ich wizerunku dla czytelnika i obnaża ich niedoskonałości (jak np. picie mszalnego wina w lasku  ) Zaznacza tym samym, że każdy z nas jest tylko człowiekiem i nie jest pozbawiony wad, słabości. Autorka potraktowała bohaterów jako przykład, i ukazała tym samym każdego z nas, jako niedoskonałego, błądzącego człowieka. Powtarzam się, ale Joanna Szwechlowicz, pisze takie kryminały, które lubię najbardziej. Dlatego z niecierpliwością już czekam na kolejną powieść.
www.czasnaksiazki.pl

Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po książkę „Ostatnio wola” Joanny Szwechłowicz, wiedziałam, że moja przygoda z jej twórczością to już na stałe! Autorka bowiem lekkim piórem i w interesujący sposób kreuje bohaterów i fabuły w klimacie kryminału retro, tak, że nie sposób się od nich oderwać. Bywa, że autorzy piszą raz lepsze, raz gorsze książki… Joanna Szwechłowicz ciągle pisze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Co bardziej może niszczyć i mieć destrukcyjny wpływ na otaczający nas świat niż wojna? Niesie ona trwogę i niszczycielską moc dla wszystkiego co spotka na swoje drodze. Ludzi. Miejsc. Uczuć. I choć znamy tak wiele konfliktów zbrojnych, które krwią niewinnych i bólem wpisały się w historię ludzkości, nie możemy zapominać o wojnach tych mniejszych, rodzinnych - pomiędzy ludźmi. Choć na mniejszą skalę, sieją zamęt i cierpienie równie mocno, co konflikty między narodami.
Agnieszka Walczak-Chojecka, znana nam z kilku wcześniejszych powieści „Gdy zakwitną poziomki” czy „Włoskiej symfonii”, najnowszą powieścią „Nie czas na miłość” podbiła moje serce na zawsze. Ta powieść to początek pięknej i dramatycznej zarazem sagi, której nie można przeoczyć wśród lektur tego roku.
Początek lat 90. XX wieku. W Sarajewie powoli narasta konflikt etniczny. Powoli, stopniowo, by w efekcie z wielką siłą wybuchnąć i zawładnąć Bałkanami. Wojna domowa, którą doskonale znamy jako konflikt bałkański, to ówczesne tło historyczne do powieści.
W chaosie rozpoczynającej się wojny, rodzi się też miłość pomiędzy Serbem - Draganem, a Chorwatką – Jasminą. Biologiczna matka Dradona, mieszkająca w Warszawie za wszelką cenę pragnie podstępem ściągnąć syna do Polski i tym samym uchronić go od losu, którego żadna matka, nie chce dla swojego dziecka. Ogarnięta wojną była Jugosławia przynieść może tylko cierpienia, a nawet śmierć. Ojciec Jasminy, zakazuje spotykać się zakochanym. Los bywa jednak przewrotny, zarówno w książkach jak i w życiu, co doskonale Agnieszka Walczak-Chojecka ukazuje na kartach najnowszej powieści. Stawia bowiem tych dwoje młodych ludzi w obliczu zakazanej miłości, która przypomina piękną klasykę Szekspira „Romeo i Julia”. Tymczasem dwoje kochanków oddając się sztuce i grając w teatrze uciekają od szarej, wojennej sceny rzeczywistości. Grając współczesnych Julię i Romea zbliżają się do siebie. Czy w obliczu wojny miłość jest dozwolona? Kiedy przeciw nim stoi zarówno rodzina, jak i narody… Świat wobec tego, zmusza ich do odgrywania swoich ról w prawdziwym życiu. Tylko w ten sposób mogą ocalić siebie i swoje uczucia, choć na chwilę…
Autorka, pisząc tą powieść obyczajową, w znakomity sposób odniosła się do historii byłej Jugosławii. Dokładnie nakreśliła panujące ówcześnie realia życia ludzi, pośród konfliktu wojny domowej. Wplotła w nie jednak niezwykłą miłość, która wywołuje u czytelnika wzruszenie, gniew, poczucie niesprawiedliwości i radość.
Opisując Warszawę z 90-tych lat nie szczędziła czytelnikowi, interesujących szczegółów, rozwijającej się Polski, wchodzącej malutkimi krokami w świat. Obrazując spokojną Polskę, i konflikt szarzący się na Bałkanach, skontrastowała ze sobą nie tylko narody, ale też wojnę i pokój.
Książka skłania czytelnika do rozważań. Czy doceniamy to co posiadamy? Nawet mając niewiele materialnie. Miłość jest cenniejsza niż dobra namacalne. Spokój, czyli nazwijmy to po prostu – brak wojny, daje nam możliwość swobody życia. O tyle jesteśmy szczęśliwi, że możemy kochać, a najczęściej to kogo pokochamy zależy od nas. To co może nas rozdzielić to konflikty między nami, te osobiste, ale nie niesprawiedliwość świata, która dzieli i rani niewinnych.
„Nie czas na miłość” Agnieszki Walczak- Chojeckiej to poruszająca i inteligentnie napisana powieść o nieskalanej miłości, którą warto ocalić przed wojną niosącą śmierć.
Piękny opis i okładka wskazują , że na rynku wydawniczym pojawiła się kolejna książka o miłości, która porwie nas w romans dwojga ludzi, i nic więcej. Nic jednak bardziej mylnego. „Nie czas na miłość”, to inteligentnie opisana historia ludzi przeżywających trudne chwile, bo wojenne i walczących nie tylko o życie, ale o nadzieję na miłość. I mogłoby się wydawać, że wojna to nie czas na miłość, a jednak można o nią walczyć i próbować ocalić.
Agnieszko, kiedy wręczyłaś mi ostatnio książkę do ręki, nie mogłam doczekać się kiedy ją przeczytam. Teraz żal mi tylko jednego, że muszę czekać na kontynuację – bo już, teraz chciałabym wiedzieć jak potoczą się losy bohaterów Twojej sagi. Zdecydowanie, jest to jedna z najlepszych powieści jakie miałam okazję ostatnio czytać. I za to Ci dziękuję.
www.czasnaksiazki.pl i https://facebook.com/czasnaksiazki

Co bardziej może niszczyć i mieć destrukcyjny wpływ na otaczający nas świat niż wojna? Niesie ona trwogę i niszczycielską moc dla wszystkiego co spotka na swoje drodze. Ludzi. Miejsc. Uczuć. I choć znamy tak wiele konfliktów zbrojnych, które krwią niewinnych i bólem wpisały się w historię ludzkości, nie możemy zapominać o wojnach tych mniejszych, rodzinnych - pomiędzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydawać by się mogło, że w książce dla kobiet już nic nie może zaskoczyć. Przecież wszystko już było. A tu nagle, pojawia się Magda Witkiewicz, że swoim „Cześć, co słychać”  I nagle okazuje się, że literatura kobieca ciągle błyszczy nowymi barwami.

Tajemniczy opis fabuły zachęca czytelnika do wnikliwego zagłębienia się w fabułę.
Każda z nas posiada pewien bagaż doświadczeń życiowych. Większy lub mniejszy, ale jednak pełen pragmatycznych chwil, melancholijnych, szalonych wspomnień. Strach przed przeszłością nie może paraliżować naszych pragnień, bo te, przestraszone nie wyjdą na powierzchnię naszej egzystencji. Ale czy znów warto żyć przeszłością? Bagaże są dobre, pełne niespodzianek i mądrości, ale kiedy ciążą zbyt mocno, trzeba je „przebrać” i wyrzucić, to co zbędne. Inaczej, tajemnice, nie zamknięte sprawy mogą wedrzeć nagle i wszystko przewrócić do góry nogami.
Główną bohaterką najnowszej powieści Magdy Witkiewicz jest Zuzanna. Zbliżająca się do czterdziestki kobieta, przechodzi kryzys wieku średniego. Jej życia pozazdrościłaby niejedna z kobiet. Kochający mąż i wspaniałe dzieci. Być może to los, a może nieszczęsny kryzys powoduje, że Zuzanna wspomina Pawła, swoją pierwszą miłość. Na Facebooku wysyła mu niewinne „Cześć, co słychać’. I wtedy jeszcze nie spodziewa się tego, że Paweł nie tylko jej odpisze, ale zaprosi też na spotkanie. Wspomnienia zaczynają wiercić kobiecie dziurę emocjonalną w brzuchu i w głowie. Rozdarcie pomiędzy kochającą rodziną, życiem, które zdążyła sobie ułożyć, a między Pawłem, jej wielką pierwszą miłością, nasilają się z każdym dniem. Kto mógłby przypuszczać, jak niebezpieczne dla jej życia stanie się zwykle pytanie.
Powieść „Cześć, co słychać” można by frywolnie rzec, jest przestrogą dla mężów wszystkich żon, aby postarali się urozmaicić ich życie. W momencie, gdy przypałęta się monotonia, do głowy przychodzą różne pomysły. Te dobre i mniej rozsądne. Niemniej jednak, każda kobieta powinna ustalić w swoim życiu priorytety. Co jest dla niej ważne, najważniejsze, czy warto ryzykować, czy mogę coś stracić? W małżeństwie nagle zaatakowanym przez potencjalny romans najbardziej ucierpią dzieci. Zuzanna, rozdarta pomiędzy mężczyznami swojego życia, nie wie jaką decyzję podjąć. Czy utrzymać swoje uczucia, przy mężu, który gwarantuje jej stabilizację życiową, czy uleć namiętnemu romansowi?
Podjęcie decyzji jest trudne. To tak samo, kiedy jestem na diecie. Mogę zjeść kawałek czekolady, której bardzo pragnę i zdecydować się na krótkotrwały, ale jakże cudowny moment, mając świadomość jednak, że wszystkie kalorie osadzą się na ściankach mojej skóry i zamienią w tłuszcz, zmieniając mój rozmiar z 38 na 40… lub pozostać przy równie dobrej sałatce, którą jednak zjem bez ekscytacji. Rozumiem więc poniekąd Zuzannę, choć jej decyzje są znacznie poważniejsze niż kawałek czekolady.  Jaką decyzję podejmie kobieta?
A tak całkiem na poważnie. Dramat wewnętrzny jaki przeżywa Zuzanna wpędza ją w poczucie winy. Zdaje sobie ona sprawę z tego, że każda decyzja, dla niej samej będzie zła, a dla jej rodziny, tego co tworzyła przez lata, romans stanie się niszczycielskim żywiołem.
Magdalena Witkiewicz autorka bestsellerów potrafi zaskoczyć. Już wiele książek wyszło spod jej pióra, każda jednak jest inna i zachwyca innym elementem. Trzeba też przyznać autorce, że doskonale ujęła kolejny bliski nam, czytelnikom problem życiowy, jakim jest dylemat, wartość rodziny. Dzięki temu, że sama posiada spory bagaż doświadczeń pisarskich i życiowych, nadała kolejnej książce autentyczności, przez co łatwiej wtopić się w stworzony przez nią fabularny świat. Sądzę, że „Cześć, co słychać” odniesie sukces i nie tylko dlatego, że jest autorstwa autorki bestsellerów, ale dlatego, że to jest naprawdę dobra książka.

Dziękuję za możliwość przeczytania wydawnictwu Filia.

Wydawać by się mogło, że w książce dla kobiet już nic nie może zaskoczyć. Przecież wszystko już było. A tu nagle, pojawia się Magda Witkiewicz, że swoim „Cześć, co słychać”  I nagle okazuje się, że literatura kobieca ciągle błyszczy nowymi barwami.

Tajemniczy opis fabuły zachęca czytelnika do wnikliwego zagłębienia się w fabułę.
Każda z nas posiada pewien bagaż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kontrowersyjna, jakby mogło się wydawać powieść Caitlin Moran „Dziewczyna, którą nigdy nie byłam”, rzeczywiście jest kontrowersyjna. Niemniej jednak to historia, która w większości, z założenia morału jaki wynika z fabuły, dotyka każdego z nas. Nie zależnie od upodobań, ideologii jakie wyznajemy, płci.
Główną bohaterką książki jest Johanna Morrigan. Urodziła się w robotniczej rodzinie. Była to rodzina wielodzietna. Dziewczyna miała okazję zasmakowania życia, w którym nie przelewa się, a także obserwowania londyńskiej egzystencji lat 90-tych na tyle mocno, by wyrobić sobie opinię o ludziach, którzy ją otaczają.
Johanna jako nastolatka nie grzeszy urodą, ma lekką nadwagę i bywa niegrzeczna. Jest przy tym też mistrzynią ciętej riposty, posiada literackie talenty i cechuje ją jeszcze jeden szczegół. Uwielbia sex. Można by oceniać Johannę, na wiele możliwych sposób. Stworzyć wizerunek nastolatki idealnej i sprawdzić jak bardzo bohaterka odbiega od norm jakie wyznaje społeczeństwo. Fabuła książki zakłada jednak, znacznie głębszy sens i morał, niżeli tylko ocenę dziewczyny, której upodobania są mocno pruderyjne.
„Dziewczyna, którą nigdy nie byłam” to z pewnością odważna i mocna powieść obyczajowa, poruszająca kwestię dorastania, dojrzewania i poznawania swojego ciała. Nie brakuje w niej walki o własne ja, poszukiwanie odpowiedzi na pytanie kim jestem.
Choć osobiście nie popieram zachowania czy też egzystencji naszej bohaterki, i bardzo dalekie mi jest życie w taki sposób, staram się zrozumieć co skłoniło ją do takich, a nie innych czynów. Wszyscy przecież zdajemy sobie sprawę z tego, że każde ludzkie, działanie wywołane jest jakimś bodźcem wewnętrznym lub zewnętrznym. Błędy, które popełnia się w przeszłości, albo te które dopiero przed nami, często są elementem poszukiwania, określania własnego ja. Czasami wynikają z niewiedzy, niekiedy z buntu. Nie oceniam więc Johanny, staram się zrozumieć. Zachowania bohaterki wzbudzają jednak wiele skrajnych emocji. W wielu momentach byłam poirytowana jej decyzjami, w innych rozbawiona, w niektórych było mi jej żal.
Mimo rozbudowanego tematu seksualnego, który poniekąd jest dla bohaterki ważnym elementem określania siebie, powieść jest zabawna, pełna literackich anegdot, niekiedy wulgaryzmów i brutalności. Autorka pisząc książkę, nie owija w bawełnę. Cóż… życie. Takie jest życie, czasem piękne i melancholijne, niekiedy nie szczędzi nam nerwów. Bywa brutalne i wulgarne. A my… jesteśmy spokojni i uczciwi lub bezczelni i waleczni. Zależy od sytuacji, w której postawi nas los.
Przez całą fabułę przenika najlepsza muzyka 90 tych lat, płynąca z zakopconych tytoniem pubów. Obraz i dźwięk ten jest bardzo namacalny wręcz rzeczywisty. Można poczuć się jakby tam, na miejscu pośród zagubionych w życiu nastolatków, spoglądając na nich z boku… rozważyć nieco własne życie.

Z pewnością polecę książkę kobietom, ale nie nastolatkom  może z tego powodu, że fabuła nakreśla moim zdaniem treści przeznaczone dla dorosłych dziewczyn z ukierunkowanym poglądem co do życia. Tak na wszelki wypadek 

Kontrowersyjna, jakby mogło się wydawać powieść Caitlin Moran „Dziewczyna, którą nigdy nie byłam”, rzeczywiście jest kontrowersyjna. Niemniej jednak to historia, która w większości, z założenia morału jaki wynika z fabuły, dotyka każdego z nas. Nie zależnie od upodobań, ideologii jakie wyznajemy, płci.
Główną bohaterką książki jest Johanna Morrigan. Urodziła się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ile warte jest ludzkie życie? Z pewnością więcej niż wyznawane przez człowieka ideologie, bogactwa, które posiada. Życie tworzą chwile, przyjaźnie, miłości. O te warto walczyć. A tych w książce nie brakuje.
Ale czy walka sprowadzająca świat do wojny czemuś służy? Czy może tylko sieje strach i niszczy?
Sielskie życie Ritterów, którzy zamieszkują Mazury, teren dawnych Prus, przerywa wojna. Losy tej rodziny poznajemy od 1920 roku. Czytamy o życiu Martina Rittera, od którego wszystko się zaczyna. Wtedy właśnie został pastorem zboru luterańskiego. Po kolei poznajemy także losy jego potomków. Jednak najbardziej uwagę czytelnika zwraca fakt, że jest to baśniowa powieść o nietuzinkowych kobietach.
Autorka wdraża nas w magiczny świat pełen porównań, epitetów, metafor, przez co czytelnik odpływa myślami w baśniowe, choć niekiedy mroczne zakamarki fabuły. Choć akcja, nabiera tempa niespiesznie, warto cierpliwie czekać na jej rozwinięcie.
Anna, praprawnuczka Martina Rittera, która przybywa na Mazury w poszukiwaniu informacji o przodkach jest główną bohaterką. Dzięki temu, że historia toczy się w dwóch płaszczyznach czasowych, poznajemy także losy Grete – żony pastora, kobiety dumnej i mądrej, Annie, która w tych trudnych ideologicznie czasach wojennych, pokochała Niemca. Dążącej do wyznaczonych sobie celów, niezwykle ambitnej Wiktorii. Każda z nich jest inną, każda wewnątrz siebie pragnie i marzy o pięknej przyszłości.
W powieści, Patrycji Pelicy, nie brak przede wszystkim emocji. Nie jest to zwykła książka, w której czytelnik znajdzie ciekawą fabułę. To historia wzbudzająca prawdziwe uczucia, poruszająca głęboko ludzkie pragnienie piękna. Niemniej jednak jest to powieść, w której wojna niczym niszczycielka tychże emocji, rujnuje wiele piękna, jakie wokół siebie na przestrzeni lat, wykreowali ludzie.
Patrycja Pelica, stworzyła nie tylko dobrą, mocną fabułę, ale też bohaterów, których długo będę pamiętać. W tej powieści zachwyca wiele szczegółów, od samej okładki, poprzez styl pisania, aż po nienamacalną, a jednak wyczuwalną melancholię, zbliżającą czytelnika do świata z opowieści, jaką snuje dla nas autorka.
Ta powieść, ma duszę.

Ile warte jest ludzkie życie? Z pewnością więcej niż wyznawane przez człowieka ideologie, bogactwa, które posiada. Życie tworzą chwile, przyjaźnie, miłości. O te warto walczyć. A tych w książce nie brakuje.
Ale czy walka sprowadzająca świat do wojny czemuś służy? Czy może tylko sieje strach i niszczy?
Sielskie życie Ritterów, którzy zamieszkują Mazury, teren dawnych Prus, ...

więcej Pokaż mimo to