-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2023-02-12
2023-03-05
2024-03-17
2023-01-10
Myślę, że tytuł jest trochę mylący. Zamiast "Historia XIX wieku" bardziej przystającym do rzeczywistości byłby "Interpretacja XIX wieku". Bo w tej potężnej księdze właściwie nie mamy opisane wprost co wydarzyło się w XIX wieku, ale raczej z czego wynikały dane wydarzenia i jaki był ich charakter i jak wpisywały się w ogólny proces dziejowy. Same poszczególne wydarzenia nie są aż tak szczególnie istotne. Jeżeli ktoś liczy na chronologiczne przedstawienie losów świata zdarzenie po zdarzeniu, bitwa po bitwie, postać po postaci - to nie tutaj.
Osterhammel patrzy na historię XIX wieku jak na panoramę procesów (wykraczających często poza cezury 1801-1900), nie dziwi więc, że "zbliżeń" jest dosyć mało. Analiza prowadzona jest na poziomie społeczności, instytucji i systemów. Rzadko pochyla się nad pojedynczym człowiekiem, więc mało jest szkicowania sylwetek słynnych postaci tej epoki. O ile czegoś można się dowiedzieć o królowej Wiktorii czy Napoleonie III, tak np. już Bismarck jest w zasadzie tylko nazwiskiem pojawiającym się tu i ówdzie. O wielu nie wspomina się w ogóle. Szerokie spojrzenie wyraża się też w ujęciu geograficznym, XIX wiek to nie sama Europa i Ameryka Północna, sporo materiału poświęconego jest Indiom, Chinom, Japonii, Turcji Osmańskiej i ogółem jeśli tylko dało się cokolwiek powiedzieć w danym temacie np. z perspektywy Afryki Subsaharyjskiej, Bliskiego Wschodu czy Ameryki Południowej autor to robi. Dodatkowo nie wartościuje i wydaje się być dosyć obiektywny. Szerokie spojrzenie skutkuje jednak też tym, że np. autor wspomina o wygranej przez Etiopię w 1896 roku bitwie pod Aduą, ale z książki nie dojdziemy skąd tam wzięli się Włosi (poza żądzą kolonii oczywiście) i że 7 lat wcześniej podbili etiopską Erytreę.
No i niestety - pomimo tego że to 1200 stron, to ta historia XIX wieku to wyłącznie historia społeczno-polityczno-gospodarcza. O szeroko pojętej kulturze i nauce mamy tylko jeden rozdział na 60 stron - bardzo zwięzły, lekko tylko poruszony temat archeologii (nie pada nawet nazwisko Schliemanna) i antropologii. O religii 30 stron. O sztuce 0 stron - nic, zupełnie nic (w żaden sposób nie dowiemy się jak przemiany świata wpłynęły na przemiany w sztuce). O filozofii 0 stron - również nic, żadnego nawet wypisu filozofów i ich idei, nazwiska Hegla, Schopenhauera i Nietzschego padają ale w zupełnie innych kontekstach, Bergsona brak itd. Nic o Freudzie, w zasadzie nic o Darwinie etc. Historia techniki i wynalazczości pojawia się tylko w kontekście gospodarczym, militarnym lub administracyjnym. Dlatego też dowiemy się jaki wpływ na świat miały telegraf i kolej, ale nie dowiemy się jaki wpływ na świat miała np. fotografia. No tak, żeby to wszystko ująć pewnie potrzeba by kolejnych 1200 stron, ale jednak fakt ten wytwarza swoistą próżnię i wyraźne poczucie, że ta panorama XIX wieku jest niekompletna.
Zdecydowanie nie jest to pozycja dla osoby, która zobaczy tytuł i sobie pomyśli: „Nic nie wiem o XIX wieku, więc przeczytam tę książkę i się dowiem”. Raczej służyć może spięciu wcześniej zagregowanej wiedzy na temat epoki.
Myślę, że tytuł jest trochę mylący. Zamiast "Historia XIX wieku" bardziej przystającym do rzeczywistości byłby "Interpretacja XIX wieku". Bo w tej potężnej księdze właściwie nie mamy opisane wprost co wydarzyło się w XIX wieku, ale raczej z czego wynikały dane wydarzenia i jaki był ich charakter i jak wpisywały się w ogólny proces dziejowy. Same poszczególne wydarzenia nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-16
To zdecydowanie najlepsza część trylogii Hobsbawma o XIX wieku. Czyta się najlepiej a wydarzenia zostały znacznie lepiej opisane niż w poprzednich. Dalej jednak trzeba pamiętać, że sporo tu opinii a poglądy autora mają wpływ na niektóre analizy i wnioski. Wiek rewolucji, Kapitału i Imperium Hobsbawma nie mogą pretendować do miana obiektywnego przedstawienia historii XIX wieku i w literaturze przedmiotu znajdzie się niejeden autor, który zupełnie odmiennie postrzegać będzie znaczenie niektórych wydarzeń (np. kwiestia znaczenia kryzysu z 1873 roku).
To zdecydowanie najlepsza część trylogii Hobsbawma o XIX wieku. Czyta się najlepiej a wydarzenia zostały znacznie lepiej opisane niż w poprzednich. Dalej jednak trzeba pamiętać, że sporo tu opinii a poglądy autora mają wpływ na niektóre analizy i wnioski. Wiek rewolucji, Kapitału i Imperium Hobsbawma nie mogą pretendować do miana obiektywnego przedstawienia historii XIX...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-12
Królowa Wiktoria została koronowana w 1837 i panowała 63 lata aż do 1901 roku. To druga książka Hobsbawma na temat XIX wieku i imię Wiktorii nie pada w niej ani raz (w poprzedniej - "Wieku rewolucji" - padło cały jeden raz, jako ciekawostka że Leopold I był jej wujem). Ja rozumiem, że Hobsbawm jako marksista nie chce skupiać się na – burżuazyjnej wszakże – historii politycznej by więcej miejsca poświęcić historii społecznej. No ale bez przesady. Proces zjednoczenia Niemiec? Nieistotny w zasadzie. 50 tysięcy niemieckich chłopów wyemigrowało do Ohio? Tak, to ważne. 20 tysięcy Polskich intelektualistów zesłano przymusowo w głąb Rosji? Brak wzmianki. I tak dalej. Trudno nie odnieść wrażenia, że nie dostaje się pełnego oglądu epoki, pomimo założeń i sposobu w jaki książka jest napisana. Narracja próbuje pozować na metanarrację: ponadnarodową, uogólniającą i opisującą procesy wewnątrznarodowe i światowe jako jeden nurt dziejowy. Przez to zdaje się być rozwodnioną, pozbawioną niuansów. Książka obejmuje tylko 25 lat a nie mamy w zasadzie żadnego wydarzenia opisanego w konkretny sposób. I jak dla mnie za dużo tu opinii, komentarzy i prób analizy a brakuje faktów i przykładów, które byłyby solidniejszym podparciem wywodów. Rzucanie liczbami wzrostu produkcji ziemniaka nie zawsze działa. Dużo lepiej zeitgeist epoki uchwycił Bertrand Russel (który notabene też romansował z komunizmem, dopóki nie zobaczył jak wygląda ZSRR na własne oczy) w swoim „Wieku XIX”. Choć objętościowo krótszy (1 książka to nie 3), to dzięki skupieniu się na konkretnych historiach różnego przekroju postaci z dużo większym powodzeniem pokazał np. w jaki sposób ten cały XIX-wieczny kapitał powstawał.
No i ta fiksacja na punkcie Marksa… Nie zrozumiem. Przedstawia się go tu jakby był jakimś niezrozumianym geniuszem, bo choć Marks to „najwybitniejszy badacz społeczny” to czyta się go tylko w międzynarodówce (a i to średnio) i 5 lat zajęło mu sprzedanie 1000 egzemplarzy „Kapitału” w Niemczech.
Królowa Wiktoria została koronowana w 1837 i panowała 63 lata aż do 1901 roku. To druga książka Hobsbawma na temat XIX wieku i imię Wiktorii nie pada w niej ani raz (w poprzedniej - "Wieku rewolucji" - padło cały jeden raz, jako ciekawostka że Leopold I był jej wujem). Ja rozumiem, że Hobsbawm jako marksista nie chce skupiać się na – burżuazyjnej wszakże – historii...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-07
Przyznać trzeba, że książkę tę można było napisać lepiej. Nie tylko ze względu na niezbyt lekkie pióro Hobsbawma, ale i faktograficzną treść. Dużo się mówi o Francji, przeczytasz więc o restauracji Burbonów, ale dlaczego w 1848 roku obalano już właściwie dynastię Burbońsko-Orleańską oraz o samej monarchii lipcowej nie dowiesz się właściwie nic. Zupełnie jakby we Francji w 1830 nie wydarzyło się nic wartego wzmianki. Może według autora to nieistotne, może nie pasowało do narracji - nie wiem - ale dziwi, że w książce o tytule "wiek rewolucji" o rewolucji lipcowej pisze się zdawkowo jedynie w kontekście obrazu "Wolność wiodąca lud na barykady". Pozostaje tylko domyślać się ile podobnych wydarzeń zostało pominiętych - kto ma na tyle wiedzy, żeby to ogarnąć? Albo choćby uzyskanie niepodległości przez Belgię i Grecję (notabene też 1830, może to ten rok po prostu się Hobsbawmowi nie podoba?) są jedynie wspomniane raczej w manierze "Tak, tak, Grecja i Belgia uzyskały niepodległość, a o co chodzi?" Podobnie – powstanie listopadowe, owszem było jakieś tam powstanie na polskich terenach, ale co z tego. Za to powstanie galicyjskie z 1846 będę wałkował siedem razy (polscy tłumacze ani razu nie użyją terminu ‘rzeź galicyjska’). Nie dziwi więc, że niekiedy można poczuć się conajmniej lekko niedoinformowanym. Niezbyt częstym - choć irytującym - problemem jest też, że wyjaśnienia pewnych pojęć pojawiają się dopiero na długo po pierwszym ich użyciu w tekście (np. saintsimonizm).
Ps. Teraz jednak dochodzę do wniosku, że półsłówka lub milczenie w stosunku do wspomnianych przeze mnie wyżej wydarzeń jest istotnie celowe. Dla zadeklarowanego marksisty Hobsbawma lata po rewolucji francuskiej są wyłącznie okresem budowania napięcia przed 1848, kiedy to Karol Marks wchodzi cały na biało. Wcześniej to w sumie nic ważnego, dopiero Wiosna ludów to było to!
Przyznać trzeba, że książkę tę można było napisać lepiej. Nie tylko ze względu na niezbyt lekkie pióro Hobsbawma, ale i faktograficzną treść. Dużo się mówi o Francji, przeczytasz więc o restauracji Burbonów, ale dlaczego w 1848 roku obalano już właściwie dynastię Burbońsko-Orleańską oraz o samej monarchii lipcowej nie dowiesz się właściwie nic. Zupełnie jakby we Francji w...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-25
2019-02-05
2019-03-24
Książka składa się w większości z cytatów (francuskich imigrantów i podróżników), więc może dlatego wchodzi dość średnio,
Książka składa się w większości z cytatów (francuskich imigrantów i podróżników), więc może dlatego wchodzi dość średnio,
Pokaż mimo to