-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Biblioteczka
2024-04-14
Nadrabiam zaległości z Pauzy i przyszła kolej na „Słabszych”. O wiele bardziej porusza mnie tytuł w oryginale: „The Vulnerables”, który kryje w sobie całą bezbronność ludzi wrażliwych, czujących silniej, zalewanych strumieniami świadomości w nieczułym świecie. Dokładnie tacy są bohaterowie tego niejako pandemicznego dzieła Nunez.
W warstwie powieściowej tej książki, autorka zaprasza nas do Nowego Jorku z czasów pandemii, gdzie narratorce powierza się opiekę nad wymagającą papugą, która zamieszkuje wykwintny apartament. To czas izolacji, kiedy ludzie zmuszeni przebywać na kwarantannie, lądowali niekiedy w nie swoich mieszkaniach, a czasami również w towarzystwie, na które niekoniecznie się godzili. Tak sytuacja spotyka Iris, do której po czasie dołącza Vetch, o wiele młodszy niespokojny duch, z którym początkowo się wymija, by później podejmować głębsze interakcje. Papuga o imieniu Eureka jest tu tylko z pozoru jedyną żyjącą w zamknięciu, ponieważ skłania również do refleksji nad wszystkimi ludzkimi i nieludzkimi istotami zmuszonymi do izolacji.
To, co jednak najbardziej spodobało mi się w „Słabszych” to jej forma. Chwilami książka zamienia się w powieść-esej, w której Nunez przemyca wiele intertekstualności i odwołuje się do takich twórców, jak Woolf, Larkin czy Rilke. Rozważania na temat własnego pisania i pisania ogólnie udowadniają, że autorka ma w sobie wiele cennych przemyśleń, uwag i niepodważalny talent do tworzenia dobrze przemyślanych postaci. To, co we mnie zostaje po tej lekturze to właśnie jej część eseistyczna, a nie powieściowa, i to może jedyna, niewielka wada, która jest jedynie moim subiektywnym odczuciem.
„Słabsi”, Sigrid Nunez, tłum. Dobromiła Jankowska, styczeń 2024, Wydawnictwo Pauza, pierwsze wydanie 2023
Nadrabiam zaległości z Pauzy i przyszła kolej na „Słabszych”. O wiele bardziej porusza mnie tytuł w oryginale: „The Vulnerables”, który kryje w sobie całą bezbronność ludzi wrażliwych, czujących silniej, zalewanych strumieniami świadomości w nieczułym świecie. Dokładnie tacy są bohaterowie tego niejako pandemicznego dzieła Nunez.
W warstwie powieściowej tej książki,...
2024-04-18
2024-04-13
Elsie Clews Parsons (1875-1941), amerykańska etnografka i antropolożka, pytana przez zaniepokojoną matkę czym jest feminizm, odparła:
„Kiedy bawiłam się z chłopcami w Bryant Park, choć mówiłaś mi, że pannie nie przystoi - to był feminizm. Kiedy zdejmowałam woalkę albo rękawiczki, ilekroć się odwracałaś, albo gdy przesiadywałam dwa dni w pokoju i nie wkładałam gorsetu - to był feminizm. Kiedy zamiast chodzić w gości zaczęłam jeździć konno i żeglować - to był feminizm. Kiedy poszłam do college’u mimo twoich protestów - to był feminizm. Kiedy trzymałam się normalnych godzin pracy mimo uwag, że jestem samolubna - to był feminizm. Kiedy urodziłam dziecko, bo tego zapragnęłam, mimo protestów, że nie jestem dość samolubna - to był feminizm.”
Czy wiecie, że był moment, w którym z języka Siri usunięto słowo „feminizm”? „Feminizmy. Historia globalna” rozpoczyna jednak cytat pochodzący z Afryki, w którym nieznana nam autorka już 200 lat temu dawała upust swojej frustracji, która wynikała z podmiotowości kobiet względem mężczyzn. Lucy Delap wykonała żmudną pracę, by odwieść nasze spojrzenie od wyłącznie europo-amerykocentrycznego spojrzenia na feminizm. Sama przekonywałam się podczas lektury, że znam jedynie nazwiska działaczek pochodzących z Ameryki Północnej i Wielkiej Brytanii, a nie wiem nic o feminizmie np. w Azji i Afryce. Nie sposób oczywiście opisać wszystko dogłębnie, wiele jest tu wzmianek, które mogą później inspirować do dalszych poszukiwań.
Sposób odkrywania brakującej wiedzy czytelnika ułatwia sposób w jaki autorka postanowiła zestawić zebrane przez siebie historie i dane. Śledzenie ewolucji globalnych feminizmów ułatwia nam prześledzenie go dzieląc rozdziały na różne kategorie. W ten sposób w klarowny sposób zaznajamiamy się z dostępem kobiet do edukacji i prawami obywatelskimi, pacyfizmem, antyfaszyzmem, opieką społeczną, ochroną matek i dzieci, prawami pracowniczymi, ale też autonomią seksualną, udziałem kobiet w kulturze czy prawami reprodukcyjnymi. Wszystkie te ważne kwestie Delap zestawia poprzez analizę strojów, pieśni, przedmiotom, formy protestów i innych. Był to ciekawy koncept, który pozwalał na linearne śledzenie ewolucji walki kobiet o swoje prawa na całym świecie.
Język książki często ma ton naukowy, co moim zdaniem nie czyni ją jednak trudną w odbiorze, a tym bardziej nie nużącą. Sposób prezentacji tak ambitnego i wszechstronnego tematu jest podzielony w zrozumiały i przemyślany sposób, dzięki czemu czytelnik nie gubi się w meandrach wątków. Z mojej perspektywy Lucy Delap podołała ambitnemu zadaniu, które sobie zamierzyła, zaznaczając jednak, że feminizmy to organizm ciągle żywy, mimo wielokrotnych prób wyciszenia, to wciąż wybucha na różnych kontynentach, gdy sytuacja kobiet tego wymaga.
Elsie Clews Parsons (1875-1941), amerykańska etnografka i antropolożka, pytana przez zaniepokojoną matkę czym jest feminizm, odparła:
„Kiedy bawiłam się z chłopcami w Bryant Park, choć mówiłaś mi, że pannie nie przystoi - to był feminizm. Kiedy zdejmowałam woalkę albo rękawiczki, ilekroć się odwracałaś, albo gdy przesiadywałam dwa dni w pokoju i nie wkładałam gorsetu - to...
2024-04-11
2024-04-10
„Gwałt to zabójca duszy. Mimo to trwamy dalej, rany zaczynają się powoli goić, a my krok po kroku odzyskujemy swoje życie. Każdy ma w sobie taką siłę i własny sposób na uleczenie samego siebie. Dla mnie tym sposobem jest poszukiwanie prawdy i opowiadanie o niej innym.”
116 na 146 ujętych państw w spisie. Oto miejsce, które zajmuje Japonia w rankingu równości płci w 2022.
Autorka „Czarnej skrzynki” zdobywając się na odwagę, by w rzetelny, ale jednocześnie ostry jak brzytwa, sposób opowiedzieć historię molestowania seksualnego, którego doświadczyła, udowadnia nam dobitnie, jak boleśnie prawdziwa jest powyższa statystyka. To pierwsza pozycja non-fiction wydawnictwa Tajfuny i jeśli dalej będą dobierać tak zaangażowane społecznie książki, to bez wahania będzie warto czytać każdą.
Shiori przeprowadza nas krok po kroku po tej okropnej nocy, podczas której osoba, którą znała „zabiła jej duszę”. Nie jest to łatwa lektura, myślę, że warto o tym wspomnieć, jeśli chciałyby za tę książkę chwytać osoby, które mają za sobą doświadczenie podobnej traumy. Ito jako profesjonalna dziennikarka nie sili się jednak na żadne chwyty językowe, ale językiem stricte obiektywnym opisuje co ją spotkała, sama wyrusza na wieloletnie śledztwo w swojej sprawie oraz to, co moim zdaniem najważniejsze, obnaża nieudolność i niesprawiedliwość japońskiego systemu sprawiedliwości, który nie skazuje winnych, a rani ofiary.
Nie wiem jak Wy podczas lektury, ale ja czułam potrzebę znaleźć w Internecie i posłuchać głosu samej Shiori i zobaczyć jej, bo byłam pewna, że zobaczę w niej niezłomność. Nie pomyliłam się. Sama Ito trafiła w 2020 na listę 100 najbardziej wpływowych osób TIME’a i jej głos wciąż nie milknie. Nie mogłam otrząsnąć się z podziwu wobec jej osoby. Kobieta, która zrobiła w swoim życiu wszystko, pracowała w 3 miejscach jednocześnie, byleby utrzymać siebie samą na wymarzonych studiach, by zostać dziennikarką. Profesja i marzenie, które niemal zostały sbeszczeszczone przez mężczyznę wyższego rangą w pracowniczej hierarchii.
Nie sposób ponownie nie zwrócić uwagi na posłowie Karoliny Bednarz, która jak zawsze nadaje szerszy kontekst i uzupełnia wiedzę czytelnika o ważne dane i przemyślenia po lekturze.
Polska zajmuje 76 miejsce, spadła o 37 miejsc w ciągu dwóch lat. To nie jest jedyny z powodów, dla których wciąż powinniśmy czytać takie książki i opowiadać dalej tak wstrząsające historie jak Shiori Ito.
tłum. K.Bednarz i D.Błażyca
„Gwałt to zabójca duszy. Mimo to trwamy dalej, rany zaczynają się powoli goić, a my krok po kroku odzyskujemy swoje życie. Każdy ma w sobie taką siłę i własny sposób na uleczenie samego siebie. Dla mnie tym sposobem jest poszukiwanie prawdy i opowiadanie o niej innym.”
116 na 146 ujętych państw w spisie. Oto miejsce, które zajmuje Japonia w rankingu równości płci w 2022....
„Mam wrażenie, że istnieje coś takiego jak przymierze zwierząt łownych. Wcześniej pojecie wspólnoty wydawało mi się fałszywe, utopijne. Ale między ludźmi i ich sytuacjami istnieją podobieństwa i to wystarczy, żeby budować porozumienie. Zbyt miękcy według swoich ojców chłopcy, kobiety, które za mocno kochają, samotne staruszki, geje, lesbijki, emigranci, osoby nieneurotypowe, z doświadczeniem choroby psychicznej, z niepełnosprawnościami, przedstawiciele wszystkich mniejszości. To jest bardzo obszerny worek, ale wszystkich łączą podobne czynniki ryzyka. Że możesz zostać wzięty na cel i upolowany albo stracić swoje środowisko bytowe na rzecz większych zwierząt.”
Gdy zagłębicie się w fabułę „Zwierząt łownych”, to przekroczycie próg lasu, który boli, który ma swoje rany, niektóre się zabliźniły, niektóre wciąż swędzą, niektóre będą próbowały na nowo się otworzyć. „Wszystko się w tym miejscu czasem wykrzywia, jak w karykaturze polskiej wsi.” Głównym narratorem jest tutaj Jurek, dwudziestokilkulatek, który pomieszkuje u swojej ciotki, byleby trzymać się daleko od swojego ojca, „króla wsi”, właściciela ubojni kurczaków, której praktyki znacznie odbiegają od obowiązujących standardów ekologicznych. Jerzy jednocześnie pozostaje ekonomicznym niewolnikiem ojca, wraz z ciotką zaś „wegetarianami na utrzymaniu rzeźnika”.
Pozorny spokój zostaje zaburzony przez tajemnicze zniknięcie Zuzy, młodej aktywistki, który wiąże się z powrotem enigmatycznej Katii. Ta z kolei przywiezie ze sobą opowieść o dawnej ranie, która jątrzy społeczność wokół lasu. Anna Mazurek tworzy coś na miarę thrilleru ekologicznego, który momentami przypominał mi „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olgi Tokarczuk. Nie bez powodu moją ulubioną bohaterką jest tutaj Szeptucha, lokalna „wariatka”, której monologi o końcu świata wywołują ciarki. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię, gdy coraz częściej powieści „dotykają” przyrody, przybliżają nas do najważniejszego domu, jaki posiadamy.
Początek powieści i jej soczystość opisów kojarzył mi się również z „Łakomym” Małgosi Lebdy, dlatego „Zwierzęta łowne” i początkowy zamysł książki bardzo mnie do siebie przyciągał. Z czasem jednak zaczął się rozmywać i we mnie zgrzytać. To może być oczywiście moje subiektywne odczucie, które sprawiło, że zbyt duży głos oddany Jurkowi, który z czasem zaczyna za bardzo romantyzować i staje się miałki, zaczął mnie powoli rozpraszać. Pragnęłam usłyszeć więcej głosów tych niesamowitych kobiet, które Anna Mazurek tutaj nakreśliła. Nie zmienia to faktu, że „Zwierzęta łowne” to przyciągająca powieść, która stawia ważne pytania o przemoc w lokalnej społeczności zakopywaną na lata, ale też nie cichnie, gdy w człowieku narasta potrzeba odnalezienia własnego głosu. Albo postawienia się w sytuacji, która zmusza do decyzji czy pozostaniesz zwierzyną łowną czy drapieżnikiem.
„Mam wrażenie, że istnieje coś takiego jak przymierze zwierząt łownych. Wcześniej pojecie wspólnoty wydawało mi się fałszywe, utopijne. Ale między ludźmi i ich sytuacjami istnieją podobieństwa i to wystarczy, żeby budować porozumienie. Zbyt miękcy według swoich ojców chłopcy, kobiety, które za mocno kochają, samotne staruszki, geje, lesbijki, emigranci, osoby...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Moja pamięć zaczyna się od gniewu.” Nie jest to pierwsze zdanie tej powieści, ale takie które daje życie całej narracji młodej bohaterki i nakreśla nam jej silną osobowość. Siła jest tutaj nieodzownym elementem przetrwania. W tej dystopijnej krainie, 39 kobiet i jedna dziewczynka zostają zamknięte w klatce bez znanego im powodu, a każdy dzień mija na narzuconych im rutynach. Otoczone 3 strażnikami, którzy nie wchodzą z nimi żadne interakcje, pewnego dnia usłyszą alarm, który odmieni ich losy.
„W mojej samotności i strachu wściekłość była jedyną ucieczką przed przerażeniem.” Młoda, bezimienna narratorka czas liczy od daty narodzin jej myślenia, od chwili, kiedy przestała przyjmować swoje położenie takim, jakie jest. Zaczyna w starszych więźniarkach budzić świadomość, a zarazem lęk przed utratą własnych historii, które do tej pory próbowały wypierać. Jednak wraz z pamięcią istnieje ryzyko powrotu smutku. Kto, by pomyślał, że liczenie rytmu bicia serca jednej nastolatki może się stać strefą wolności dla wszystkich.
„Człowiek musi mówić, bo inaczej traci człowieczeństwo.”
„Kto mówi, ten istnieje.”
„Jeśli kiedykolwiek stąd wyjdziemy, będę głupia.”
Dlaczego ta niewielka powieść tak bardzo mnie urzekła? Ponieważ przypomina nam jak opowiadanie sobie historii ratuje życie. Ocala psychikę, tworzy kokon, do którego możemy nikogo nie wpuścić, by czuć się bezpiecznie. Harpman zadaje wiele pytań o człowieczeństwo, o istotę wiedzy i edukacji oraz o to, czym jest pamięć, miłość i samotność, kiedy tak naprawdę wychowaliśmy się kompletnie bez tych wartości. To proza wypchana dusznością, która wciąż próbuje wyrwać się ku wolności. Czy ta kiedykolwiek nadchodzi?
Każda książka w serii Cymelia jest tak różna, a za każdym razem tak zajmująca.
Tłum. K.Marczewska
„Moja pamięć zaczyna się od gniewu.” Nie jest to pierwsze zdanie tej powieści, ale takie które daje życie całej narracji młodej bohaterki i nakreśla nam jej silną osobowość. Siła jest tutaj nieodzownym elementem przetrwania. W tej dystopijnej krainie, 39 kobiet i jedna dziewczynka zostają zamknięte w klatce bez znanego im powodu, a każdy dzień mija na narzuconych im...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-21
Zabierając się za lekturę „W mieście wojna” trzeba być świadomym faktu, że nie czeka nas tutaj ani literatura piękna ani reportaż. Najświeższa publikacja autora w Wydawnictwie Czarne to zbiór jego wpisów na FB rozciągniętych pomiędzy lutym 2022 a lutym 2023. Warto to podkreślić, by uniknąć jakichkolwiek rozczarowań, które już widziałam w opiniach na lubimyczytac.
Na książkę składają się wspomniane zapiski z każdego dnia konfliktu, ale nie tylko. Zapiski są poniekąd wyliczaniem wszystkich sposobów pomocy, jakie udaje się zorganizować dla Charkowa. Są to pozyskane samochody, drony, kamizelki i wiele innych. Rok wojny w kalejdoskopie ataków, ale przede wszystkim siły mieszkańców Charkowa. Żadan przeplata te wieści z wojny swoimi drogocennymi przemyśleniami na temat postępowań Zachodu, przeczytamy też tutaj treści przemów, jakich wygłosił podczas odbierania różnorodnych nagród oraz wiersze autora inspirowane wydarzeniami mającymi miejsce od 2014 w Ukrainie.
Można na tę książkę zerknąć płytko, a wtedy zobaczymy tylko zapiski, liczby, obserwacje charkowskiego nieba zasnutego wojną, ale i walką mieszkańców o normalność. „W mieście wojna” może się stać jednak czymś znacznie więcej. Pomnikiem stawianym Ukrainie, która nieustannie walczy, niezłomności mieszkańców, którzy mimo wszystko pozostali, a dla nas stanie się przypomnieniem, że pomoc wciąż jest potrzebna. A coś mi mówi, że honorarium za tę książkę Żadan też przeznaczy na pomoc swoim, a wtedy może my ją czytając, w jakiś sposób też możemy wesprzeć. I nie zapominać o wojnie, nie znieczulać się na nią.
Zabierając się za lekturę „W mieście wojna” trzeba być świadomym faktu, że nie czeka nas tutaj ani literatura piękna ani reportaż. Najświeższa publikacja autora w Wydawnictwie Czarne to zbiór jego wpisów na FB rozciągniętych pomiędzy lutym 2022 a lutym 2023. Warto to podkreślić, by uniknąć jakichkolwiek rozczarowań, które już widziałam w opiniach na lubimyczytac.
Na...
2024-03-20
„Też mam swoje liczby. Jestem podzielona. Składam się z pięćdziesięciu dwóch zakątków, jeden ciemniejszy od drugiego. Nie wiem, czy jestem żywa, czy umarła, przykryjcie mnie ziemią. Miotam się między wtedy i teraz, stara dusza, niewypał z czasów wojny, dziecko relikt przeszłości.
Próbuję złożyć się w całość. Bóg mnie rzucił, nie trafił do celu. Teraz trzeba pozbierać z podłogi, wstać, otrzepać, dotrzeć gdzieś, zrobić coś, marsz, marsz, Dąbrowski. Zjeżdżam w połowie życia ruchomymi schodami na peron trzeci piekła, krąg pierwszy. Patrzę na ludzi obijających się o siebie w sobotę o czwartej czterdzieści rano. Zawieruszeni na Centralnym, próbują wsiąść do właściwego wagonu. (…). Jak nazywał się pociąg z wagonami bydlęcymi relacji Wołyń-Syberia, może Dostojewski albo Tołstoj?”
Hermanowicz zamieszcza tutaj wszystko i jakimś cudem unosi ciężar historii swojej rodziny. Zesłanie, powrót do poniemieckiej pustki, dziedziczenie traum, wyrwa w młodszym pokoleniu nie do zasypania, znamię bycia dzieckiem ocalałych. Wszystko tu jest poniemieckie, poradzieckie, sypie się na ulicy Koniec dziesięć, skrzypi, rdzewieje, nie daje się naprawić. Autorka wybiera nietuzinkowy sposób podzielenia się losami swoich przodków. Na główną bohaterkę wybiera Malwinkę, dziewczynkę podziurawioną przeszłością, która nie czuje się ani żywa ani martwa. Śni nieswoje sny, te przejęła jej babka. To dzięki temu mechanizmowi możemy śledzić fabułę rozpościerającą się pomiędzy wojenną tragedię zsyłki na Syberię i Polskę lat 90-tych XX wieku.
To, jak Hermanowicz pisze, do jakich salt językowych ma talent, jak zachwyca, nie opuści nigdy czytelniczej pamięci. Niesamowitym jest fakt, że niełatwo było jej znaleźć wydawcę. Każde zdanie jest tak dopracowane, że nie sposób nie docenić morderczej pracy, jaką wykonała autorka, by nie tylko opowiedzieć tę historię, ale zrobić to w sposób równy arcydziełu. „Bloki miały barwę ludzkiego mięsa, barwę człowieka świeżo obdartego ze skóry” - pisze w pewnym momencie i takie dla mnie jest jej pisanie - rozbebeszone, obdarte ze skóry, czuć je surowym mięsem i nieokiełznaniem.
Bez wahania nazywam Martę Hermanowicz najważniejszym nowym głosem na scenie polskiej prozy.
Chcę więcej. Moje słowa kuleją wobec talentu literackiego autorki, ale uwierzcie, że jest on niezaprzeczalny i epicki.
To jedna z tych książek, po których ciężko sięgnąć po następną książkę, bo wiesz, że długo nie przeczytasz nic lepszego.
Koniecznie umieśćcie ją w swoich planach czytelniczych.
„Też mam swoje liczby. Jestem podzielona. Składam się z pięćdziesięciu dwóch zakątków, jeden ciemniejszy od drugiego. Nie wiem, czy jestem żywa, czy umarła, przykryjcie mnie ziemią. Miotam się między wtedy i teraz, stara dusza, niewypał z czasów wojny, dziecko relikt przeszłości.
Próbuję złożyć się w całość. Bóg mnie rzucił, nie trafił do celu. Teraz trzeba pozbierać z...
Tommi Parrish nazywani nowym, świeżym oddechem i głosem wśród współczesnych twórców powieści graficznych wraca po trzech latach intensywnej pracy z nowym komiksem. Tym samym przypomina mi, że opowiadać możemy nie tylko słowami, ale wymownymi obrazami, gestami i kolorami. Postacie są ponownie niejasne znaczeniowo. Ich płeć wydaje się być płynna, kształty, co za tym idzie płeć, nie do końca doprecyzowane. Małe głowy, pokaźne korpusy i feeria barw w komiksach Parrish sprawiają, że czujemy się jakbyśmy trzymali w rękach małe dzieło sztuki.
To, co urzekło mnie w poprzedniej powieści była ta międzyludzka niezręczność, która pojawia się za każdym razem, gdy próbujemy się do kogoś zbliżyć, podczas gdy sami jesteśmy nieposkładani. Znów można tutaj poczuć pokraczność bohaterów, którzy wciąż chybiają siebie, a proza życia pochłania ich bez reszty, nie zostawiając niemal miejsca na miłość.
Fabuła krąży wokół Elizy i Sashy. Ta pierwsza jest samotną matką ledwo wiążącą koniec z końcem. Ta druga jest dwudziestoparolatką, która ponownie zamieszkuje z rodzicami i okazjonalnie dorabia jako prostytu***. Obie próbują przetrwać w świecie, w którym trudno o bliskość, zaufanie i sukces. Szkoda zdradzać więcej z fabuły czy plansz komiksu, bo takie powieści graficzne trzeba po prostu doświadczyć zmysłami.
To psychologiczna powieść graficzna, która ponownie ukazuje nam jak przypadkowe zderzenia z mogą nas pozostawić w jeszcze głębszym poczuciu wyobcowania, odstawania oraz niepewności. Parrish balansują na krawędzi płci, orientacji seksualnej i trudzie teraźniejszych relacji.
Tommi Parrish nazywani nowym, świeżym oddechem i głosem wśród współczesnych twórców powieści graficznych wraca po trzech latach intensywnej pracy z nowym komiksem. Tym samym przypomina mi, że opowiadać możemy nie tylko słowami, ale wymownymi obrazami, gestami i kolorami. Postacie są ponownie niejasne znaczeniowo. Ich płeć wydaje się być płynna, kształty, co za tym idzie...
więcej Pokaż mimo to