-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2016-09-05
2016-08-12
Sama nie wiem, co poszło nie tak.
Przeczytałam tę książkę, łyknęłam można rzec, bo powieść ma lekko ponad 200 stron i... i nic. Nie miałam ciarek na plecach, dreszczy zachwytu czy przerażenia, chwil odretwienia, kaca książkowego. Nic takiego się nie wydarzyło. Ot, przeczytałam i już.
Mam wrażenie jakiejś takiej powierzchowności, ulotności. Nic mnie do tych bohaterów nie przyciągnęło, historię czystek w Niemczech znałam już wcześniej, opisy bestialstwa Armii Czerwonej też już były... Nie wiem, co ta powieść ma do zaofiarowania komuś, kto historie XX wieku zna i fakty nie są mu obce. Na pewno nie oferuje wyjątkowych i realistycznych postaci, ciekawego języka, pogłębionej analizy psychologicznej ofiar i katów.
Jest za to słowo DZIECKO odmienione przez wszystkie przypadki i umieszczone na każdej stronie co najmniej kilka razy. Chyba właśnie tym dzieckiem czytelnik ma się wzruszyć, ale to dość prozaiczny i banalny chwyt, niegodny wyższej literatury.
Sama nie wiem, co poszło nie tak.
Przeczytałam tę książkę, łyknęłam można rzec, bo powieść ma lekko ponad 200 stron i... i nic. Nie miałam ciarek na plecach, dreszczy zachwytu czy przerażenia, chwil odretwienia, kaca książkowego. Nic takiego się nie wydarzyło. Ot, przeczytałam i już.
Mam wrażenie jakiejś takiej powierzchowności, ulotności. Nic mnie do tych bohaterów nie...
2016-08-08
"Mam na imię Lucy" to dość głęboka rzecz. Jest o biedzie, po prostu. O biednej dziewczynce, a potem o biednej kobiecie, która już ma pieniądze, ale wciąż jest biedna, bo bieda to coś więcej niż tylko pieniądze, to poczucie oderwania od świata, bycia gorszym, bycia nie u siebie.
Lucy czuje się gorsza, nie ma wsparcia rodziców, którzy przez całe życie opiekunami byli fatalnymi. Przez całą lekturę powieści (tylko 200 stron, co zaliczam do wady) miałam wrażenie, że matka Lucy specjalnie zadaje jej ból, zawodzi i pluje na miłość swej córki.
Zupełnie nie wiem dlaczego, ale ta książka dość mocno kojarzyła mi się ze "Szklanym kloszem" S. Plath. Może przez to wyobcowanie i smutek?
"Mam na imię Lucy" to dość głęboka rzecz. Jest o biedzie, po prostu. O biednej dziewczynce, a potem o biednej kobiecie, która już ma pieniądze, ale wciąż jest biedna, bo bieda to coś więcej niż tylko pieniądze, to poczucie oderwania od świata, bycia gorszym, bycia nie u siebie.
Lucy czuje się gorsza, nie ma wsparcia rodziców, którzy przez całe życie opiekunami byli...
2016-08-06
Naprawdę bardzo dobry reportaż.
Nie ma epatowania krwią, gwałtem i śmiercią. Jest racjonalne rozliczenie się z powojniem, z trudem ułożenia sobie życia i świata na nowo.
Obrazy wojenne nie są nam obce, ale pierwszy rok po zakończeniu konfliktu był dla wielu ludzi równie kryzysowy co wojna. Skrajna bieda, zagubienie, głód, życie wśród gruzów, szabrownictwo... Domy i światy budowane na nowo. Właśnie o tym jest ten reportaż.
Naprawdę bardzo dobry reportaż.
Nie ma epatowania krwią, gwałtem i śmiercią. Jest racjonalne rozliczenie się z powojniem, z trudem ułożenia sobie życia i świata na nowo.
Obrazy wojenne nie są nam obce, ale pierwszy rok po zakończeniu konfliktu był dla wielu ludzi równie kryzysowy co wojna. Skrajna bieda, zagubienie, głód, życie wśród gruzów, szabrownictwo... Domy i światy...
2016-08-02
Przecudowna, głęboka rzecz.
Kreacja świata, bohaterowie, zasady rządzące uniwersum, spójność konstrukcji... wszystko to piękne, ważne, zachwycające i ta powieść to postapokaliptyczna perełka. Ale nie to mnie zachwyciło.
Ta powieść jest przebogata w sensy, moralne i etyczne wykładnie, które autor umiejętnie wprasował między czysto rozrywkowe opisy mrocznych tuneli i zagrożeń czyhających w ciemności na człowieka. Tutaj jest tak dużo refleksji na temat życia, religii, idei, fanatyzmu, sensu życia...Nigdy bym się nie spodziewała takiego ładunku intelektualnych dywagacji.
Po tę książkę sięgnęłam celem rozerwania się i zatopienia w antyutopijnej fabule, ale ta książka to coś znacznie większego i głębszego.
Ja jestem zachwycona autorem, szczerze zachwycona.
Przecudowna, głęboka rzecz.
Kreacja świata, bohaterowie, zasady rządzące uniwersum, spójność konstrukcji... wszystko to piękne, ważne, zachwycające i ta powieść to postapokaliptyczna perełka. Ale nie to mnie zachwyciło.
Ta powieść jest przebogata w sensy, moralne i etyczne wykładnie, które autor umiejętnie wprasował między czysto rozrywkowe opisy mrocznych tuneli i...
2016-07-17
No cóż.
Powieść doskonała dla wszystkich, którzy nie oczekują ciągłej akcji i przełomowych wydarzeń co dwie strony. To książka, która bardzo powoli otwiera się przed czytelnikiem i właściwie dopiero jej druga połowa pozwala zrozumieć w pełni złożoność relacji między bohaterami. Bo właśnie o tę złożoność i niejednoznaczność chodzi.
Dla mnie ta powieść jest odkryciem ostatnich miesięcy. Bardzo dobrze mi się ją czytało, może dlatego, że nie przeszkadzają mi takie leniwe i powoli rozkręcające się historie.
Jeśli oglądałeś serial "The affair" i zauroczyłeś się w tej dychotomicznej fabule, to "Fatum i furia" będzie doskonałym wyborem.
No cóż.
Powieść doskonała dla wszystkich, którzy nie oczekują ciągłej akcji i przełomowych wydarzeń co dwie strony. To książka, która bardzo powoli otwiera się przed czytelnikiem i właściwie dopiero jej druga połowa pozwala zrozumieć w pełni złożoność relacji między bohaterami. Bo właśnie o tę złożoność i niejednoznaczność chodzi.
Dla mnie ta powieść jest odkryciem...
2016-07-04
Czytając Lackberg, nie mam poczucia, że obcuję z literaturą najwyższych lotów. Raczej nie rozsmakowuję się w szczególnie zgrabnie skleconych zdaniach ani nie podziwiam niesamowicie napisanych postaci.
Lackberg to dla mnie naprawdę miła i lekka rozrywka, po którą sięgam, by zapomnieć o całym świecie i nie zaprzątać sobie głowy ambitniejszymi rozmyślaniami.
To, co drażni mnie w kryminałach tej autorki, to pewna irytująca naiwność i ckliwość. Te rozmyślania bohaterów, ich wzniosłe i pełne romantyzmu zdanka, które do siebie wypowiadają... Ciągła słodycz i to taka, która nieprzyjemnie oblepia zęby. Czytelnik nie może mieć wątpliwości, czy Erika jest dobrą matką i kochającą żoną. Trzeba go zapewnić o tym w co drugim zdaniu. Czytelnik nie może zapomnieć, że Mellberg jest leniwym dziadem. Trzeba mu przypominać co sześć stron.
Irytująca jest ta wysłodzona doskonałość i idylla. Widać, że Lackberg swoją Erikę uwielbia i pewnie właśnie w niej widzi sama siebie. Ta bohaterka aż ledwo człapie- tyle jej zalet na barki nawrzucano.
"Pogromca lwów" podobał mi się zdecydowanie mniej niż pierwsza część sagi. Było tu trochę pośpiechu, trochę za dużo dramatów pobocznych (o losie... ta wiecznie niepozbierana Anna...), trochę za mało dokładności w wyjaśnianiu wszystkich zawiłości. Trochę tak, jakby Lackberg w wielkim skupieniu machnęła 300 stron, a pozostałe 100 musiała szybko dopisać. Szybko i w wielkim pośpiechu. Mechanizmy zbrodni nie były tak dokładnie przedstawione jak w pozostałych częściach. Jest tu dużo więcej wątków, umówmy się, o wątpliwym prawdopodobieństwie. Czytało się mimo to przyjemnie i satysfakcjonująco.
Mimo tej ckliwości i kiczu, trochę jak z M jak miłość, lubię Fjallbackę. Lubię czytać o śniegu za oknem, odprężam się w tym świecie i dobrze mi z tym. Lackberg raczej nie mogłabym czytywać pasjami, ale wracać do Eriki i Patricka lubię. Mimo że mieszkają w domku z piernika.
Czytając Lackberg, nie mam poczucia, że obcuję z literaturą najwyższych lotów. Raczej nie rozsmakowuję się w szczególnie zgrabnie skleconych zdaniach ani nie podziwiam niesamowicie napisanych postaci.
Lackberg to dla mnie naprawdę miła i lekka rozrywka, po którą sięgam, by zapomnieć o całym świecie i nie zaprzątać sobie głowy ambitniejszymi rozmyślaniami.
To, co drażni mnie...
To jest tak zaskakująca i przemyślana powieść, że po prostu trzeba ją przeczytać i koniecznie dołożyć starań, żeby nie natknąć się na żadnej spoiler, bo to właśnie ten niespodziewany rozwój wypadków sprawia, że lektura smakuje tak pysznie.
Świetna powieść o przepracowywaniu swojej przeszłości i godzeniu się z popełnionymi błędami. Bardzo dobra książka z bardzo nieciekawą okładką.
To jest tak zaskakująca i przemyślana powieść, że po prostu trzeba ją przeczytać i koniecznie dołożyć starań, żeby nie natknąć się na żadnej spoiler, bo to właśnie ten niespodziewany rozwój wypadków sprawia, że lektura smakuje tak pysznie.
więcej Pokaż mimo toŚwietna powieść o przepracowywaniu swojej przeszłości i godzeniu się z popełnionymi błędami. Bardzo dobra książka z bardzo nieciekawą...