Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Miłość jest uczuciem, które fascynuje mnie w najwyższym stopniu. Jeżeli mnie znacie albo obserwujecie, nie da się tego nie zauważyć. Jest w niej pewien mistycyzm, który człowiek próbuje odkryć. Pewnego rodzaju mistycyzmem z naszej perspektywy jest też Afryka. Zatem miłość na tym kontynencie to dopiero tajemnicą.

Konrad Piskała próbuje nam tę tajemnicę odkryć przemierzając Erytreę, Etiopię, Kenię, Ugandę i Tanzanie. Trochę mu się to udaje, a trochę nie. „Trzymaj się z dala kochanie” to zbiór migawek z różnych części Afryki. Szczególnie w pierwszej części mało jest o miłości, dostajemy więcej obrazu jak wygląda sytuacja we wspomnianych krajach, jak wygląda w nich sytuacja kobiet. Choć było to dla mnie bardzo ciekawe, odbiega jednak od głównego tematu publikacji. W drugiej części otrzymujemy już za to większą dawkę tekstów, w których widzimy miłość pod różną jej postacią.

Z pewnością autor wiele w swoim życiu widział, relacjonuje miejsca w których był, oddaje głos bezpośrednio swoim bohaterów. Należałoby zwrócić uwagę, że jest to pewien wycinek, świadomy czytelnik powinien wiedzieć, że na potrzeby reportażu pokazuje się te raczej gorsze części życia, nie mniej nie zaszkodziłaby pewna równowaga w samych tekstach.

Po przeczytaniu tej książki, wiem więcej o Afryce, niech to będzie rekomendacja do jej przeczytania.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Miłość jest uczuciem, które fascynuje mnie w najwyższym stopniu. Jeżeli mnie znacie albo obserwujecie, nie da się tego nie zauważyć. Jest w niej pewien mistycyzm, który człowiek próbuje odkryć. Pewnego rodzaju mistycyzmem z naszej perspektywy jest też Afryka. Zatem miłość na tym kontynencie to dopiero tajemnicą.

Konrad Piskała próbuje nam tę tajemnicę odkryć przemierzając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Postawię tezę, że nie ma człowieka, który by naprawdę wiedział jak działa świat. To jak on funkcjonuje niekoniecznie jest czymś naturalnym, to bardziej wypadkowa mechanizmów i zależności, które wykreowała ludzkość. Możemy natomiast jak najbardziej się zbliżać do jego poznania.

Jeżeli czytaliście książkę „Liczby nie kłamią” to wiecie, że Vaclav Smil to naukowiec, który kocha liczby. Nie inaczej jest w „Jak naprawdę działa świat”, w publikacji, której przekazuje czytelnikowi wiedzę m.in. w zakresie energii, surowców, globalizacji. Snuje przewidywania dotyczące przyszłości naszej planety, dotyka problemu dekarbonizacji, szuka szans i zagrożeń w nadchodzących zmianach.

Bardzo często przywołuje wszelkie badania i wartości liczbowe, aby pokazać, że możemy żyć w iluzorycznym świecie podbudowanym dezinformacją. Żeby dojść do rzeczywistości powinniśmy znać i umieć interpretować dane, których mamy historycznie dużą ilość.

Pisze o trudnych aspektach w sposób z reguły popularnonaukowy, choć czasem potrafi się zapętlić w głęboką analizę podając wartości, pewnie niemożliwe do zapamiętania przez czytelnika, a czasem z kolei potrafi rozwlekać temat z natury rzeczy banalny. Ta nierówność w łatwości przyswaja i podania treść jest dla mnie minusem.

Nie jest to pozycja rewolucyjna, jestem jednak czytelnikiem, który w tym temacie przeczytał, obejrzał i wysłuchał wiele, ciężko więc mnie zadowolić. Jeżeli ciekawią Was badania i świat to uważam, że warto po nią sięgnąć.

Instagram: Mateusz o książkach

Postawię tezę, że nie ma człowieka, który by naprawdę wiedział jak działa świat. To jak on funkcjonuje niekoniecznie jest czymś naturalnym, to bardziej wypadkowa mechanizmów i zależności, które wykreowała ludzkość. Możemy natomiast jak najbardziej się zbliżać do jego poznania.

Jeżeli czytaliście książkę „Liczby nie kłamią” to wiecie, że Vaclav Smil to naukowiec, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spotykamy na swojej drodze wielu ludzi, w danej chwili sądzimy, że będą na zawsze, okazują się jednak ulotni. Większość znajomości się kończy, na różny sposób: rozstaniem, kłótnią, pogodzeniem, zwykłym zapomnieniem. Sam wiele takich zakończeń przeżyłem, bardziej lub mniej zależnych ode mnie, będąc bardziej lub mniej zadowolonych z ich formy.

Do takiego typu rozważań otwiera nam drogę Ia Genberg. „Szczegóły” to podróż głównej bohaterki po minionych relacjach. Cztery rozdziały, każdy poświęcony innej osobie: Johanna, Niki, Alejandro, Brigitte to ubiegłe znajomości, ale nie zapomniane. Czytelnik dostaje obraz każdej z nich. Nagi obraz, a wszystko co pomiędzy sami musimy sobie dopowiedzieć, może odnaleźć w swoich wspomnieniach.

To zaleta i wada jednocześnie. Sądzę, że bardziej spodoba się damskiej części odbiorców. Ciężko było mi wejść w skórę bohaterki, a tym bardziej identyfikować się z sytuacjami, które opisuje. Są to historie i problemy, które dotykają raczej kobiet. Nie mając ich doświadczeń miałem utrudniony dostęp klucza, który otworzyłby mi emocje w mojej głowie. Bez nich tekst staje się tylko nużącą opowiastką.

Nie powiem, że to książka zła, pewnie wręcz przeciwnie. Z pewność nie jest dla każdego. Jest krótka, a koncept jest ciekawy, możecie sprawdzić.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Spotykamy na swojej drodze wielu ludzi, w danej chwili sądzimy, że będą na zawsze, okazują się jednak ulotni. Większość znajomości się kończy, na różny sposób: rozstaniem, kłótnią, pogodzeniem, zwykłym zapomnieniem. Sam wiele takich zakończeń przeżyłem, bardziej lub mniej zależnych ode mnie, będąc bardziej lub mniej zadowolonych z ich formy.

Do takiego typu rozważań...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobry początek, dobry koniec, nudny środek – to opis całej książki.

Usłyszałem o niej w Podsiadło & Kotarski Podcast. Radek opowiadał, że jemu też została polecona. Trzeba przyznać, że zawiązanie akcji jest ciekawe. Czytałem książki z podobnym motywem i dalej wydaje mi się to dobry pomysł. Mamy bohatera, który wyjeżdża sam do oddalonej górskiej chaty, tam traci wzrok i generuje to szereg problemów i niepokojących sytuacji. Sam bohater jest narratorem, wiemy co się dzieje w jego myślach, a prawdę znamy tylko z jego strony, jesteśmy trochę ślepi tak jak on. To jest ten dobry początek.

Potem jest gorzej. Balansujemy nad tym co jest prawdziwe, a co nie, dzieją się trochę absurdalne rzeczy, ale jest poczucie, że historia kręci się w kółko. To jest ten naprawdę nudny środek.

Myśląc o dobrym końcu, mam na myśli dosłownie kilkanaście ostatnich stron. To tutaj okazuje się jaka jest prawda. Nie mogę zdradzić nic więcej nie psując radości. Dla mnie to zakończenie było satysfakcjonujące i w jakimś stopniu zrekompensowało mi poprzednią nudę.

„Ciemność” to żadne dzieło, ale całkiem nieźle napisana historia grozy, po którą możecie sięgnąć. To moja pierwsza styczność z Jozefem Kariką, nie jest wykluczone, że nie ostatnia.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Dobry początek, dobry koniec, nudny środek – to opis całej książki.

Usłyszałem o niej w Podsiadło & Kotarski Podcast. Radek opowiadał, że jemu też została polecona. Trzeba przyznać, że zawiązanie akcji jest ciekawe. Czytałem książki z podobnym motywem i dalej wydaje mi się to dobry pomysł. Mamy bohatera, który wyjeżdża sam do oddalonej górskiej chaty, tam traci wzrok i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewnie nie raz widzieliście rozwieszony plakat, albo post w social mediach o tym, że ktoś zaginął. Zdaje się to odległy od nas temat, często nie zwracamy pewnie nawet na nie uwagi. Ba! Wyobraźcie sobie, że możecie chodzić na siłownię z osobą, która jest zaginiona, albo spotkać ją w tramwaju, nie mając o tym pojęcia. Ciężko mi sobie wyobrazić skalę tragizmu, kiedy ktoś nam bliski wychodzi z domu i nie wraca.

„Zawieszeni. O zaginionych i ludziach, którzy ich szukają” to reportaż podzielony na tytułowe dwie części. W pierwszej Szymon J. Wróbel opisuje sprawy osób zaginionych w bardzo różnych okolicznościach: w Polsce, za granicą, po wyjściu z domu, po wyjściu z imprezy. Ich finał jest zazwyczaj nieszczęśliwy, a wiele spraw tego finału jeszcze nie ma. Nie wiadomo nawet co jest gorsze. W drugiej części, otrzymujemy z kolei relację od ratowników, pracowników fundacji i innych służb, które przeprowadzają akcje poszukiwawcze.

Książka Szymona J. Wróbla to nie tylko książka, która wciąga, podczas której odczuwamy emocje, ale również posiada walor edukacyjny. Po jej przeczytaniu z pewnością będziecie wiedzieli więcej jak się zachować, gdyby doszło do takiego tragicznego zdarzenia, dowiecie się na przykład, że konieczność odczekania 24 czy 48 godzin to mit.

To dobry, ciekawy i refleksyjny reportaż, napisany z szacunkiem do opisywanych ludzi. Polecam!

ℹ️ 116 000 to europejski numer interwencyjny Telefonu w Sprawie Zaginionego Dziecka i Nastolatka, pod którym można uzyskać bezpłatną i natychmiastową pomoc w przypadku zaginięcia dziecka.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Pewnie nie raz widzieliście rozwieszony plakat, albo post w social mediach o tym, że ktoś zaginął. Zdaje się to odległy od nas temat, często nie zwracamy pewnie nawet na nie uwagi. Ba! Wyobraźcie sobie, że możecie chodzić na siłownię z osobą, która jest zaginiona, albo spotkać ją w tramwaju, nie mając o tym pojęcia. Ciężko mi sobie wyobrazić skalę tragizmu, kiedy ktoś nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzeba stwierdzić, że nietypowym pomysłem jest wydanie książki, która składa się z samych cytatów. Jakby jednak dłużej się nad tym zastanowić, to chyba Lem jest najodpowiedniejszym autorem dla takiego rodzaju zbioru.

Niezależnie czy lubicie książki Stanisława Lema czy nie, musicie przyznać, że miał tęgi umysł, a jego myśli były czymś więcej. Zwyczajny jego cytat może być ziarnem do większej refleksji.

Zbiór podzielony jest na zakresy tematyczne: świat, człowiek, nauka, technologie, kultura, literatura, polityka, religia, humor, Lem osobiście. Wybór opracował Wiktor Jaźniewicz – jego tłumacz na język rosyjski i białoruski, znawca jego twórczości. Książka uzupełniona jest rysunkami pisarza, w większości nieznanymi.

Jak dla mnie to niezły pomysł, aby z doskoku przeczytać sobie kilka zdań, a te może zostaną z nami na dłużej. Pozycja obowiązkowa dla fanów autora.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Trzeba stwierdzić, że nietypowym pomysłem jest wydanie książki, która składa się z samych cytatów. Jakby jednak dłużej się nad tym zastanowić, to chyba Lem jest najodpowiedniejszym autorem dla takiego rodzaju zbioru.

Niezależnie czy lubicie książki Stanisława Lema czy nie, musicie przyznać, że miał tęgi umysł, a jego myśli były czymś więcej. Zwyczajny jego cytat może być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakby tak pomyśleć to piachu jest od groma, skąd więc jego braki? Jakby tak pomyśleć to solą doprawiamy sobie kanapkę z pomidorem, czemu więc jest ona tak istotna?

Jeżeli jeszcze nie znacie odpowiedzi, to znajdziecie ją w tym reportażu. Ed Conway opisuje sześć surowców: Piasek, żelazo, sól, ropę, miedź i lit. Dla każdego rzuca rys historyczny, przybliża, jak wyglądało i wygląda jego wydobycie, gdzie i jak się go wykorzystuje. Po połączeniu tych składników, czytelnik dostaję zrozumienie, dlaczego tak istotny dla życia człowieka jest każdy z nich.

Myślę, że nie tylko dla mnie jest to ciekawy temat. Należałoby się zgodzić z Timem Marshallem, mówiącym, że jest to „fascynująca opowieść o historii człowieka”. Nachodzi refleksja, że śledząc jak rozwijało się wykorzystanie surowców, obrazuje, jak rozwijał się człowiek.

Żyjemy w dobie usług i cyfryzacji wszystkiego, ale żeby to było możliwe ktoś tam musi fizycznie wydobyć krzem, następnie go przetworzyć, i jeszcze raz przetworzyć i jeszcze raz. Wędruje sobie taki surowiec po świecie w jedną i drugą stronę, aby można było wyprodukować telefon, na którym czytasz ten tekst.

To książka napisana gawędziarskim stylem. Ed Conway ma tendencję do wrzucania anegdot, czasem ucieka od głównej myśli wywlekając temat. To dla mnie na minus, nic by się nie stało, jakby jej treść trochę ukrócić, usuwając na przykład przeżycia autora.

Niemniej to udana i ciekawa pozycja, rzucająca kolejny cień na współczesny kapitalistyczny świat. Ciekawi świata, powinniście ją przeczytać.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Jakby tak pomyśleć to piachu jest od groma, skąd więc jego braki? Jakby tak pomyśleć to solą doprawiamy sobie kanapkę z pomidorem, czemu więc jest ona tak istotna?

Jeżeli jeszcze nie znacie odpowiedzi, to znajdziecie ją w tym reportażu. Ed Conway opisuje sześć surowców: Piasek, żelazo, sól, ropę, miedź i lit. Dla każdego rzuca rys historyczny, przybliża, jak wyglądało i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawy tytuł, ciekawy zarys fabuły, wybitny pisarz, a czy wybitna książka?

Matka o imieniu Addie umiera. Niebawem jej dzieci wraz z mężem i z nią w trumnie wyruszają w podróż na cmentarz, aby ją pochować. Śledzimy rodzinę, która na przestrzeni absurdalnych wydarzeń gnije i rozpada się niczym ciało nieboszczki. Każdemu poświęcona jest chwila. każdy prowadzi swoją rozgrywkę.

Faulkner wykorzystał strumień świadomości, aby poprowadzić czytelnika przez opowieść. Połączenie tej techniki z językiem, którym się posługuje, nie jest najłatwiejszy, również dla czytelnika, choć nie sposób nie cenić pisarskiej wartości tekstu. Brak tutaj kwiecistych neologizmów, bardziej powinniśmy się skupić na użytych wyrazach, szyku zdania i konstrukcjach wypowiedzi.

Podzieliłbym tę książkę na trzy części. Wprowadzający początek przed wędrówką, wędrówkę i zakończenie akcji. Najpierw czułem zainteresowanie samym pomysłem, potem znużenie gęstą, lecz niejasną akcją, a na końcu dostałem intrygujące zakończenia. To taki rodzaj książki, która podczas czytania nie wydaje się wybitna, dopiero kiedy ją skończymy, trochę w nas poleży to nabiera większej wartości. Trzeb zauważyć, że genialnym posunięciem wydawnictwa jest danie przestrzeni tłumaczowi, który w posłowiu wyposaża czytelnika w kontekst tworzenia opowieści i samego przekładu.

Z pewnością zostanie we mnie ta książka, choć nie wbiła mnie w fotel, to kawał literatury, z którym polecam Wam się zapoznać.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Ciekawy tytuł, ciekawy zarys fabuły, wybitny pisarz, a czy wybitna książka?

Matka o imieniu Addie umiera. Niebawem jej dzieci wraz z mężem i z nią w trumnie wyruszają w podróż na cmentarz, aby ją pochować. Śledzimy rodzinę, która na przestrzeni absurdalnych wydarzeń gnije i rozpada się niczym ciało nieboszczki. Każdemu poświęcona jest chwila. każdy prowadzi swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moje pierwsze zetknięcie z myślą Barbary Ehrenreich. Zetknięcie udane i ciekawe.

Jeżeli nie wiecie to Barbara Ehrenreich była amerykańską dziennikarką, pisarką i aktywistką polityczną. Pisała m.in. dla „Time” czy „The New York Times”. „Gdybym wiedziała” to zbiór jej najsłynniejszych esejów, które poruszają tematy takie jak: Bóg, nauka i radość, zdrowie, mężczyźni, kobiety, burżuazyjne omyłki.

Zaczynamy od słynnego tekstu „Za grosze: pracować i (nie) przeżyć”, kiedy to autorka postanawia nie być pisarką, a spróbować żyć jak niska warstwa społeczna, podejmując pracę kelnerki, mieszkającej w przyczepie. Znajdziecie też nagradzany, bardzo osobisty felieton „Witamy w krainie raka”, opublikowany wkrótce po zdiagnozowaniu u niej raka piersi. Ale są też znacznie krótsze, kilku stronnicowe artykuły na przykład o branży fitness.

Różnorodność tematyki jest spora, trzeba być też świadomym, że duża część treści powstała już kilka, a czasem kilkanaście lat temu. Tego jednak nie czuć, wydaje się, że jej myśli są nadal aktualne, a trzeba przyznać, że Ehrenreich myśli miała ciekawe i potrafiła je przelać na papier.

To interesujący zbiór, który pootwiera w Was nie jedną zapadkę z myślami na tematy społeczne. Jeżeli czytaliście jakieś inne moje opinie, to wiecie, że bardzo lubię wszelkie zbiory. Mając chwilę czasu i tę książkę pod ręką, przeczytacie jeden esej, który zostanie z Wami na dłużej.

Udana lektura, którą mogę Wam polecić.

Instagram: Mateusz o książkach

.

To moje pierwsze zetknięcie z myślą Barbary Ehrenreich. Zetknięcie udane i ciekawe.

Jeżeli nie wiecie to Barbara Ehrenreich była amerykańską dziennikarką, pisarką i aktywistką polityczną. Pisała m.in. dla „Time” czy „The New York Times”. „Gdybym wiedziała” to zbiór jej najsłynniejszych esejów, które poruszają tematy takie jak: Bóg, nauka i radość, zdrowie, mężczyźni,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałem ostatnio zaskakujący artykuł. Jak podaje telewizja Atlantica, zgodnie z najnowszymi danym regionalnych władz, w hiszpańskim mieście Vigo, liczba zwierząt domowych przewyższyła liczbę dzieci i młodzieży. Największą część czworonogów stanowią psy. Dlaczego tak bardzo je kochamy, czemu to psom ścielimy łóżko, a świnie zjadamy? Jak układa się relacja między człowiekiem, a psem?

Na te pytania w swój sposób próbuje odpowiedzieć Marcin Wilk. Robi to dość nietypowo, skupiając się na tekstach historycznych z początku ubiegłego wieku. Pozwala zobaczyć, jak relacja zmienia się w czasie. Jak podchodzimy do śmierci zwierzęcia, czego kiedyś nie traktowano jako tortury, jakie funkcje spełniały psy w społeczeństwie.

Mam poczucie, że jesteśmy pełni sprzeczności i skrajności w stosunku do tych istot. Z jednej strony psie życie nie kojarzy się z niczym dobrym, tak samo jako psia pogoda, a z drugiej strony wznosimy ich gatunek na piedestał. Często zapominamy o bardzo istotnej kwestii, abyśmy robili to co dobre dla zwierzęcia, a nie dla nas samych udając, że one tego chcą.

W psim środowisku jest makabrycznie dużo mitów, a świadomość właścicieli jest niska. Całe szczęście Marcin Wilk jest ostrożny i nie rzuca bezpodstawnymi twierdzeniami z zakresu behawiorystki. Miejscami wraca z historii i skupia się na teraźniejszości, ale jest tego stosunkowo mało.

To książka dobrze napisana, leci się po niej szybko, ma wiele genialnych obrazów. Jest nie tylko dla takich jak ja co posiadają psa, ale dla każdego. Nie jest to też tekst przełomowy, pobudza myślenie nad filozoficzną relacją miedzy gatunkami, ale bez przesady. Pewnie całkiem szybko o niej zapomnę, a jednocześnie brakuje takich książek.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Przeczytałem ostatnio zaskakujący artykuł. Jak podaje telewizja Atlantica, zgodnie z najnowszymi danym regionalnych władz, w hiszpańskim mieście Vigo, liczba zwierząt domowych przewyższyła liczbę dzieci i młodzieży. Największą część czworonogów stanowią psy. Dlaczego tak bardzo je kochamy, czemu to psom ścielimy łóżko, a świnie zjadamy? Jak układa się relacja między...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiem Wam, że słyszy się o tej słowiańskości przy okazji takich książek jak Wiedźmin, filmów jak Chłopi czy serialu jak 1670. Teraz niech każdy odpowie sobie wprost: czy my wiemy, czym ta słowiańskość jest i jak powstawała czy lepiej znamy na przykład odleglejszych nam Rzymian albo Greków?

Sam wpadam w narrację dumy, ze swojego pochodzenia, sądząc, że jacyś tam Amerykanie tego nie zrozumieją. Guzik prawda, sam jej nie rozumiem, a popkultura daje nam proste klisze.

Taka jest właśnie główna teza tej książki. Kamil Janicki obala wiele mitów o Słowianach, a ogólny obraz, który się kreśli po przeczytaniu całości to duża trudność w dociekaniu prawdy historycznej. Słabo tak naprawdę znamy okres początków naszych przodków, ale nie jest też tak, że byli oni głupsi, czy gorzej rozwinięci. Często bazujemy na mało wiarygodnych przekazach ówczesnych kronikarzy, których stwierdzenia skutecznie obala autor.

Spodziewałem się zupełnie innej książki, myślałem, że więcej dowiem się o tytułowej cywilizacji, a samych pewnych informacji jest tutaj niewiele, zdaje się jednak, że te, które już są to są one rzetelne. To taka bardziej książka – kontra, obalająca twierdzenia niż je tworząca. Miejscami trochę przegadana i rozwleczona.

Ostatecznie teza końca jest ciekawa i budząca refleksję, nie jest to jednak pozycja, która mnie zachwyciła.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Powiem Wam, że słyszy się o tej słowiańskości przy okazji takich książek jak Wiedźmin, filmów jak Chłopi czy serialu jak 1670. Teraz niech każdy odpowie sobie wprost: czy my wiemy, czym ta słowiańskość jest i jak powstawała czy lepiej znamy na przykład odleglejszych nam Rzymian albo Greków?

Sam wpadam w narrację dumy, ze swojego pochodzenia, sądząc, że jacyś tam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię Kazuo Ishiguro, bardzo podobała mi się sama koncepcja książki „Pogrzebany olbrzym”, była dla mnie czymś niezwykle kreatywny i wspominam ją niejednokrotnie. W „Klara i słońce” też miałem taki moment, tylko i aż raz.

Klara to zabawka ze sztuczną inteligencją, która ma pewnego rodzaju związek ze słońcem, można by powiedzieć, że ładuje ono ją witalnością. Poznajemy ją, kiedy jest jeszcze w sklepie, a potem zostaje towarzyszką jednej z dziewczynek. To w wielkim skrócie.

Nie mogę Wam kurczę powiedzieć wiele więcej, nie zdradzając szczegółów. Największą wartością tej książki jest właśnie poznawanie świata oczami Klary. Widzimy to co ona, ale czujemy, że nie dostrzega wszystkiego, gdzieś jest jakaś tajemnica, jakieś niedopowiedzenie, frajdą jest, kiedy w głowie jako czytelnicy doszukujemy się i próbujemy odkryć świat w sposób bardziej niż sama Klara. Dowiadujemy się też, dlaczego ona sama jest w tej rodzinie, to jest właśnie ten moment, o którym wspominałem na początku.

To powieść o człowieczeństwie, co nim tak naprawdę jest. Nie dostajemy wszystkiego na tacy, trzeba trochę pomyśleć i to jest super. Styl Ishiguro jest bardzo przystępny dla czytelnika, a jednocześnie jest czymś więcej. Tak też jest „Klara i słońce”. Choć nie zachwyciła mnie, jest trochę wtórna, to dobra pozycja, po którą polecam Wam sięgnąć.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Lubię Kazuo Ishiguro, bardzo podobała mi się sama koncepcja książki „Pogrzebany olbrzym”, była dla mnie czymś niezwykle kreatywny i wspominam ją niejednokrotnie. W „Klara i słońce” też miałem taki moment, tylko i aż raz.

Klara to zabawka ze sztuczną inteligencją, która ma pewnego rodzaju związek ze słońcem, można by powiedzieć, że ładuje ono ją witalnością. Poznajemy ją,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy spojrzałem na tematykę tej książki, nie napawała mnie szczególnym entuzjazmem. Ciężko zweryfikować autentyczność informacji o Korei Północnej, znajdziemy sporo populistycznych treść, bo dobrze się to kilka. Cyberbezpieczeństwo z kolei to temat, mam wrażenie, wałkowany ostatnio na różne sposoby. Nie miałem racji, to bardzo interesująca i dobra książka.

Geoff White to dziennikarz, który zajmuje się przestępstwami w sieci. Opisuje nam grupę Lazarus, tajemniczy zespół hakerów z tajemniczego kraju. Podaje podstawowe, aczkolwiek ciekawe tło tłumacząc jak działa Państwo północnokoreańskie i dlaczego takie jest, bazując na tym co wiemy na pewno, nie snuje niepotrzebnych domysłów. To początek, który już mnie złapał i sprawiał, że z łapczywością przerzucałem kolejne strony. Dalej dowiadujemy się w prosty sposób jak mniej więcej wyglądają cyberataki i wtedy uzbrojeni w niezbędną wiedzę, czytamy o skokach grupy Lazarus. To bardzo skuteczna struktura.

Pamiętam film „Wywiad ze słońcem narodu” i pamiętam też atak hakerski na Sony, jakoś nie połączyłem faktu, że studio, które wypuściło film, w którym przywódca północnokoreański pokazany jest w nienajlepszym świetle, chwilę później zostaje zaatakowane przez hakerów. W pewien sposób ten reportaż pozwala poukładać sobie klocki w głowie.

A słyszeliście o superdolarach, o skokach na bank w Bangladeszu, o ataku na instytucje publiczne? Tutaj się o tym dowiecie w formie jak z dobrego thrillera. Zasiewa ziarno refleksji do tego jakim realnie zagrożeniem jest Korea Północna oraz jakie znaczenie ma cyberbezpieczeństwo. Polecam Wam przeczytać.

Szczeliny kolejny raz zaskakują ciekawą książką, stwierdzam, że czas przestać się zaskakiwać. Po prostu mają nosa do dobrych pozycji, a my dzięki temu poznajemy świat z nieznanej strony.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Kiedy spojrzałem na tematykę tej książki, nie napawała mnie szczególnym entuzjazmem. Ciężko zweryfikować autentyczność informacji o Korei Północnej, znajdziemy sporo populistycznych treść, bo dobrze się to kilka. Cyberbezpieczeństwo z kolei to temat, mam wrażenie, wałkowany ostatnio na różne sposoby. Nie miałem racji, to bardzo interesująca i dobra książka.

Geoff White to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak to jest nie czuć smaku? Czasem możemy się dowiedzieć, kiedy mamy katar. Jak to jest nie widzieć, nie słyszeć, nie potrafić sobie wyobrażać rzeczy? Tego nie wiemy. Leschziner próbuje nam to opowiedzieć i pokazać jakie mogą być konsekwencję utraty, któregoś ze zmysłów.

Profesor Guy Leschziner jest neurologiem, w swojej książce opisuje pacjentów, z którymi miał do czynienia. To mix: opisów przypadku, wiedzy o pracy mózgu i wpływu zmysłów na człowieka. Nie zamęcza medycznymi pojęciami, wszystko jest zrozumiałe dla laika.

Podobała mi się bardziej niż się tego spodziewałem. Zaskoczyła mnie, była całkiem głęboka. Wyobraźcie sobie, że nie czujecie bólu, zdaje się, że nic nie tracicie prawda? A teraz zastanówcie się, ile razy połamiecie nogi, ręce, okaleczycie się nie będąc tego świadomi, ponieważ Wasz organizm nie przekaże Wam, że coś jest nie tak.

Autor pokazuje mocne i słabe strony zmysłów. Z jednej strony potrafimy podświadomie wybierać partnerów na podstawie zapachu, ale z drugiej strony całkiem słabo potrafimy je opisywać. Jak pachnie trawa? No jak trawa po prostu. Wiele jest takich zalążków do większej reflekcji, to największy plus tej książki.

Jedynie co mogę jej zarzucić, to pod koniec zwalnia tempo, staje się miejscami zbyt gawędziarska, powiedzmy ucięcie z 50 stron nie zrobiłoby jej krzywdy.

Leschziner stawia tezę, że to zmysły kreują świat, który nas otacza. Skutecznie ją argumentuję i trudno się z nim nie zgodzić. Nie sposób opisać osobom zmysły jeżeli ich od urodzenia nie posiadali.

Polecam.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Jak to jest nie czuć smaku? Czasem możemy się dowiedzieć, kiedy mamy katar. Jak to jest nie widzieć, nie słyszeć, nie potrafić sobie wyobrażać rzeczy? Tego nie wiemy. Leschziner próbuje nam to opowiedzieć i pokazać jakie mogą być konsekwencję utraty, któregoś ze zmysłów.

Profesor Guy Leschziner jest neurologiem, w swojej książce opisuje pacjentów, z którymi miał do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zastanawiałem się, czy czytać tę książkę, czy nie. Napisana jest zerojedynkowo i teraz musimy się zastanowić, czy ludzie są nieświadomi i zaraz na plecach Pani Jessie nastąpi rewolucja, po której będę miał zawsze flakonik octu, aby go wypić przed zjedzeniem cukierka? Czy może ktoś próbuje nam w przystępnej formie podać kolejną wąskotorową dietę, która okaże się kitem?

Nie dam Wam jednoznacznej odpowiedzi. Książka podzielona jest na trzy rozdziały: pierwszy mówi o glukozie, insulinie itd., drugi o pikach glukozowych i ich wpływie na organizm, trzeci przedstawia „hacki”, które mają wypłaszczyć krzywą cukrową.

Nie mam pogłębionej wiedzy nt. dietetyki, z tego co wyczytałem, piki glukozowe mają miejsce i rzeczywiście mają wpływ na zdrowie. Otwarte pozostaje pytanie czy zdrowy człowiek powinien się nimi przejmować (?).

Tutaj docieram do problemu, który mam z tą książką. Prezentuje ona takie tezy jak to, żeby się nie martwić kaloriami, jeść w odpowiedniej kolejności, czy pić ocet przed słodkim. Dokumentuje je pojedyńczymi badaniami, które pasują do twierdzenia, nie znamy jednak metodologii badania ani grupy badawczej (a szkoda!), nie mówię, że są bzdurne, ale radykalne i ciężko ocenić ich rzetelność. Auutorka, ani razu nie podaje w wątpliwość swojej racji, co w świecie nauki nie występuje.

Do tego masa dowodów anegdotycznych w stylu Bernadetta zaczęła jeść pomidora, a potem chleb i to odmieniło jej życie. Rozumiem, że są one, aby w prosty sposób pokazać poradę i potwierdzić jej słuszność, ale mnie raczej odpychały i tworzyły nowe znaki zapytania.

Żeby była jasność raczej nie zrobicie sobie krzywdy stosując hacki z tej książki. Z pewnością promowanie przez autorkę więcej ruchu, ograniczanie cukru, jedzenie więcej warzyw – to powszechnie dobre rady. Z pierwszych rozdziałów dowiedziałem się też ciekawych rzeczy nt. cukru w owocach, czy dlaczego mamy na niego taką ochotę. Miejscami ciekawa.

Wracając do początku, nie ma potrzeby czytania tej książki. Wystarczy Wam przeczytać artykuły, które podrzucam Wam w stories „o Książkach”, są one bardziej wyważone.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Zastanawiałem się, czy czytać tę książkę, czy nie. Napisana jest zerojedynkowo i teraz musimy się zastanowić, czy ludzie są nieświadomi i zaraz na plecach Pani Jessie nastąpi rewolucja, po której będę miał zawsze flakonik octu, aby go wypić przed zjedzeniem cukierka? Czy może ktoś próbuje nam w przystępnej formie podać kolejną wąskotorową dietę, która okaże się kitem?

Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie każdy wielki autor Wam siądzie. Do tej pory czytałem od Lema tylko „Solaris” i nie potrafiłem zachwycić się tą książką. Zachęcony pomysłem tytułu „Biblioteka XXI” spróbowałem jeszcze raz.

Wszak sam pomysł jest intrygujący, autor pisze o książkach, które nie istnieją. Fajna inicjatywa, jest niczym innym jak formą, w której pisarz przekazuje nam swoje rozważania i myśli. Dostajemy w niej tak naprawdę dwie książki, „Prowokacja” oraz „Biblioteka XXI wieku”, obie to teksty, w których futurolog w różnych kształtach opowiada o holokauście, kosmologii, fizyce, roli przypadku, socjologii i wiele, wiele więcej.

Styl pisania Lema jest bez wątpienia wymagający. Sposób, w którym konstruuje swoje wielokrotne złożone zdania i myśli jest dla mnie trudny. Jednocześnie kołata mi się odczucie, że warto się mierzyć, bo wartość tam istniejąca jest duża.

Taka jest też ta książka. Można by ją rozkładać na wiele czynników, trzeba się na niej skupić i po prostu polubić ten styl, aby rozpakować w swojej głowie myśli o egzystencji, ludzkości, przyszłości, które podrzuca nam autor.

Nie muszę kochać Lema, aby cenić jego twórczości. Jego wyznawcą nie muszę polecać, oprócz nich sprawdzi się dla fanów kwiecistego języka i filozoficznych rozważań.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Nie każdy wielki autor Wam siądzie. Do tej pory czytałem od Lema tylko „Solaris” i nie potrafiłem zachwycić się tą książką. Zachęcony pomysłem tytułu „Biblioteka XXI” spróbowałem jeszcze raz.

Wszak sam pomysł jest intrygujący, autor pisze o książkach, które nie istnieją. Fajna inicjatywa, jest niczym innym jak formą, w której pisarz przekazuje nam swoje rozważania i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Katarzyna Kobylarczyk z kolejną książką o Hiszpanii. Częścią nagradzanego reportażu „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” miał być rozdział o poszukiwaniu przez rodziców ciał swoich dzieci. Temat okazał się na tyle duży, że Kobylarczyk postanowiła napisać o tym oddzielną książkę.

Opisuje w niej przykre przypadki kradzieży niemowląt. Matką mówiono, że ich dzieci zmarły, a tak naprawdę były one sprzedawane do adopcji. Czasem, o zgrozo, pokazywano im fałszywe ciałka, albo przeciwnie nie pozwalano ich zobaczyć.

Mamy tutaj kilka spraw zawartych w obrębie tego tematu: udział kościoła w zaginięciach, udział lekarzy w zaginięciach, czasy Franco, czasy współczesne, konkretne osoby, ogólne dane. Trochę misz-masz, który z jednej strony pokazuję problem z kilku stron, a z drugiej jest trochę nieustrukturyzowany. Skoki po opisywanych postaciach i czasie, były dla mnie mylne i wytrącały z zaangażowania w lekturę.

Cenię, kiedy autorka nie forsuje wyłącznie swojej tezy, ale pokazuje, że są odmienne zdania. Przytaczając wypowiedzi sugerujące, że kradzież dzieci była przypadkami być może o dużej skali, ale nie był to ustalony proceder.

Ta książka pokazała mi jak duży wpływ na Hiszpanie ma okres panowania generała Franco, w pewnym stopniu byłem tego świadom, ale nie patrzyłem na to ze strony uciśnienia kobiet, z pewnością będę czytał o tym więcej.

Katarzyna Kobylarzyk po raz kolejny pokazuje rysy na Hiszpańskim społeczeństwie, udowadniając, że ich Państwo nie zawsze jest skuteczne.

Poruszająca i warta przeczytania.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Katarzyna Kobylarczyk z kolejną książką o Hiszpanii. Częścią nagradzanego reportażu „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” miał być rozdział o poszukiwaniu przez rodziców ciał swoich dzieci. Temat okazał się na tyle duży, że Kobylarczyk postanowiła napisać o tym oddzielną książkę.

Opisuje w niej przykre przypadki kradzieży niemowląt. Matką mówiono, że ich dzieci zmarły, a tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię, nie lubię tej książki. Kolejny raz poczułem się u Kinga jak w domu, ale uwierało mnie, że mówi mi w twarz o swoich poglądach.

Holly to książka o tytułowej bohaterce, którą możecie znać z serii „Pan Mercedes”, czy z „Outside", rozwiązuje ona kolejną sprawę kryminalną, nie ma co więcej zdradzać.

To typowa konstrukcja, w której na początku poznajemy sprawców, w sumie wszystko wiemy i obserwujemy, jak detektyw dochodzi do prawdy. Muszę przyznać, że o ile sam akt przemocy wzbudza emocje, dyskomfort i lekki strach, o tyle całe śledztwo jest po prostu nudne. Trochę to wygląda jakby Stephen chciał nam powiedzieć co słychać u jego bohaterów, więc wymyślił jakąś prostą historię.

Nie jest to takie złe, nie tylko King lubi Holly, ale ja również i fajnie było spędzić czas ze znanymi bohaterami. Kolejny raz poczułem się w tej historii jakby był to jakiś powrót do domu pod kołderkę. Taka komfortowa lektura.

Największy zarzut jaki mam to nachalne wręcz wtrącenia o Covidzie i Trumpizmie. Bohaterowie się witają ze sobą, mówiąc czym zostali zaszczepieni, powtarzają, że wyborcy Trumpa to ciemnogród i trzeba uważać, bo policja goni przedstawicieli innych ras. Jest to nawet w jakimś stopniu spójne z postacią Holly, o której pisze w posłowiu King, ale zrobił to bez żadnej subtelności, co na dłużą metę nuży i denerwuje.

Radziłbym po nią sięgnąć, kiedy się Kinga zna i lubi. To taka jego średnia półka.

.Mateusz

IG: Mateusz o książkach

.

Lubię, nie lubię tej książki. Kolejny raz poczułem się u Kinga jak w domu, ale uwierało mnie, że mówi mi w twarz o swoich poglądach.

Holly to książka o tytułowej bohaterce, którą możecie znać z serii „Pan Mercedes”, czy z „Outside", rozwiązuje ona kolejną sprawę kryminalną, nie ma co więcej zdradzać.

To typowa konstrukcja, w której na początku poznajemy sprawców, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Głośno było i jest o tej książce, czy słusznie?

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Zyty Rudzkiej i z góry informuję, że należę do grupy, którym ta książka bardzo się spodobała. Wywołała we mnie szereg emocji.

Opowiada o bohaterce imieniem Wera, która straciła męża i chodzi po swoim świecie szukając mu butów do trumny, przeżywając na nowo niektóre ze swoich etapów życia, ukazując jaka jest naprawdę.

Co najbardziej intrygujące w tej książce to język w niezwykle rytmicznym, humorystycznym, bezpardonowym stylu. To dzięki niemu czujemy skrajne emocje do głównej bohaterki. Na przestrzeni tych zaledwie dwustu kilku stron, zdążyłem ją polubić, współczuć jej, czuć do niej wstręt, podziw i rozczarowanie – pełna paleta emocji. Nie pamiętam, kiedy tak mocno zwróciłem uwagę na język w powieści.

„Ten się śmieje, kto ma zęby” to intrygująca od samego tytułu i okładki do zakończenia książka, która potrafi jednym zdaniem zatrzymać czytelnika i pobudzić jego myślenie.

PS. Książkę przesłuchałem, a świetną robotę wykonała lektorka Maria Maj.

INSTAGRAM: Mateusz o książkach

.

Głośno było i jest o tej książce, czy słusznie?

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Zyty Rudzkiej i z góry informuję, że należę do grupy, którym ta książka bardzo się spodobała. Wywołała we mnie szereg emocji.

Opowiada o bohaterce imieniem Wera, która straciła męża i chodzi po swoim świecie szukając mu butów do trumny, przeżywając na nowo niektóre ze swoich etapów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wenezuela jest państwem, które miało szereg szans na bycie bogatym i koncertowo to zaprzepaściło. Ropa, złoto, na tym można by zbudować solidny kraj, a okazało się przekleństwem.

Tomas Forro wyrusza do kopalni złota, gdzie ogniskują wszystkie problemy Wenezueli – tak brzmi opis książki i tak sugeruje tytuł. Zgadza się, jest tam o złocie, kopalni i sytuacji dookoła niej, ale to tylko niewielka część tego reportażu. Napisany w lubianej przeze mnie formie - krótkich podrozdziałów, podejmuje temat całej Wenezueli. Stara się skrótowo opisać historię i przyczyny upadku tego regionu.

Interesuje się tą częścią świata i mogę powiedzieć, że Forro, ledwie muska temat przywództwa w Wenezueli, ich zaprzepaszczonych szans, katastrofy humanitarnej, przestępczości. Może to być wada i zaleta. Jeżeli ktoś niewiele wie o Wenezueli, dostanie w krótkiej formie, główne informacje o niej, bez przytłaczającej analizy. Jeżeli ktoś interesuje się tym miejscem, nie dostanie z kolei wiele nowych wieści. Nie znałem tematu kopalni złota i liczyłem, że dowiem się więcej niż mi przedstawiono. Drażniła mnie chronologia, skakanie między czasami, które nie budowało spójnej historii.

Kopalnie złota rzeczywiście mogą być symbolem tego co dzieje się w całym kraju. Wydaje się, że posiadane złóż tego surowca jest zbawienne, a jednak przez kryzys, z którym mają do czynienia, wszystkie te miejsca w większym lub mniejszym stopniu są opanowane przez przestępców. To z kolei nie zachęca inwestorów do angażowania się w ten obszar, a byłby to dobry początek do odbudowy kraju. Wszystko dzieje się w atmosferze opresyjnej władzy, która miesza się z bandziorami. Pogłębiająca się bieda sprawia wzrost przestępczości i koło się zamyka.

Jakby spojrzeć na Wenezuelę to kraj, w którym mamy wzloty i upadki, a z czasem te upadki są coraz boleśniejsze, a wzloty coraz niższe.

Instagram: Mateusz o książkach

.

Wenezuela jest państwem, które miało szereg szans na bycie bogatym i koncertowo to zaprzepaściło. Ropa, złoto, na tym można by zbudować solidny kraj, a okazało się przekleństwem.

Tomas Forro wyrusza do kopalni złota, gdzie ogniskują wszystkie problemy Wenezueli – tak brzmi opis książki i tak sugeruje tytuł. Zgadza się, jest tam o złocie, kopalni i sytuacji dookoła niej,...

więcej Pokaż mimo to