rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Smak kwiatów pomarańczy. Rozmowy o kuchni i kulturze Tessa Capponi-Borawska, Agnieszka Drotkiewicz
Ocena 6,5
Smak kwiatów p... Tessa Capponi-Boraw...

Na półkach:

Rozczarowanie. Miejscami zbyt nadęta i zupełnie nieokiełznana redakcyjnie.

Rozczarowanie. Miejscami zbyt nadęta i zupełnie nieokiełznana redakcyjnie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przedmiot książki nie pozwala dać jej mniej niż ocenę bardzo dobrą. Jimmy Page to postać tak barwna i wieloznaczna, że z jednej strony książka nie mogłaby się nie udać, gdy bohater ją dominuje, ale właśnie- najmocniejszym punktem jest to, co ze strony autora wymagało najmniejszego wysiłku- wypowiedzi Page'a udzielone w obszernym wywiadzie. Podpisuję się pod uwagami na temat tłumaczenia, jest bardzo nieprzyjemne, rażące nieumiejętnością. Język wydaje się być bardzo twardy i sztuczny, świetne tłumaczenia gitarowych nazw? Nie sądzę. Bo kto nazywa slide metalową rurką na palec? Takie peryfrazy z pewnością są nie na miejscu. Książka sprawiła mi mnóstwo przyjemności, ale tylko i wyłącznie ze względu na Page'a, który uchylił rąbka tajemnicy.

Przedmiot książki nie pozwala dać jej mniej niż ocenę bardzo dobrą. Jimmy Page to postać tak barwna i wieloznaczna, że z jednej strony książka nie mogłaby się nie udać, gdy bohater ją dominuje, ale właśnie- najmocniejszym punktem jest to, co ze strony autora wymagało najmniejszego wysiłku- wypowiedzi Page'a udzielone w obszernym wywiadzie. Podpisuję się pod uwagami na temat...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ludy skandynawskie Robert Sypek, Magdalena Turowska-Rawicz
Ocena 6,5
Ludy skandynaw... Robert Sypek, Magda...

Na półkach:

Piękna podróż w głąb bogatej kultury ludów skandynawskich.
Czytane z uczuciem chłodu na policzkach.

Piękna podróż w głąb bogatej kultury ludów skandynawskich.
Czytane z uczuciem chłodu na policzkach.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Where is my mind?

Podziemny krąg, błędny krąg, narkotyczny sen, rozdwojenie jaźni, podwójna tożsamość... Mój mocno ograniczony mózg chyba nie jest w stanie połączyć tych wszystkich zawirowań w całość. Granica pomiędzy rzeczywistością a senną fantazją jest w przypadku "Fight club" płynna i ulotna, a ja usilnie chciałabym wyznaczyć ją mocną, czarną kreską, by książka nie zostawiła w mojej głowie pustych przestrzeni, co nieuchronnie nastąpiło.

"Bez bólu, bez poświęcenia nie osiągnęlibyśmy nic! "

Pomiędzy tymi wszystkimi siniakami, rozciętymi policzkami i krwawiącymi wargami ukrywa się krzyk w kierunku konsumpcyjnego społeczeństwa, wygodnego społeczeństwa, grzejącego swoje wielkie zapchane byle jakim jedzeniem cielska na modnych kanapach z IKEI.
Tyler Dunder wojownik o wolność, typowy nihilista z futurystycznymi fantazjami to poniekąd cień każdej ludzkiej duszy. Lech Jęczmyk- tłumacz "Fight club" w rozmowie z Palahniukiem przyrównał jego książkę do "Pulp Fiction" czy awangardowych filmów Jarmuscha- stwierdzenie w każdym calu trafne, obudziło część moich szarych komórek, które podjęły próbę posplatania ze sobą poszarpane nitki wątków książki. Podobnie jak filmy Jarmuscha, będące kostką rubika dla smakoszy kina i wytężania umysłów, tak "Fight club" przeznaczony jest dla tak wytrwałych czytelników. Pozostaję jednak bezczynna wobec tej gry moim umysłem lecz będę wracać, wertować, by poznać wszystko od podszewki, bo w pewnym stopniu czuję się uczestnikiem tej poplątanej narkotycznej wizji.

Where is my mind?

Where is my mind?

Podziemny krąg, błędny krąg, narkotyczny sen, rozdwojenie jaźni, podwójna tożsamość... Mój mocno ograniczony mózg chyba nie jest w stanie połączyć tych wszystkich zawirowań w całość. Granica pomiędzy rzeczywistością a senną fantazją jest w przypadku "Fight club" płynna i ulotna, a ja usilnie chciałabym wyznaczyć ją mocną, czarną kreską, by książka nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Here lies one whose name was writ in water"
Tragiczna śmierć i gradacja uczuć za życia żyją ze sobą w ścisłej symbiozie i są tak typowe dla życiorysów poetów romantyków. Wiersze Keatsa są przepełnione romantyzmem, miłością, którą czerpał z wiatru, muskającego naskórek, deszczu kojącego zmysły, zapachu kwiatów i miękkiej trawy. Załączenie tomiku wierszy do filmu, było pomysłem znakomitym. Gdyż w połączeniu ze zmysłowym i delikatnym "Bright Star" tworzy dzieło niepodważalnie piękne.

"Here lies one whose name was writ in water"
Tragiczna śmierć i gradacja uczuć za życia żyją ze sobą w ścisłej symbiozie i są tak typowe dla życiorysów poetów romantyków. Wiersze Keatsa są przepełnione romantyzmem, miłością, którą czerpał z wiatru, muskającego naskórek, deszczu kojącego zmysły, zapachu kwiatów i miękkiej trawy. Załączenie tomiku wierszy do filmu, było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"I oto zobaczyłem przed sobą wielkie nagie cielsko mojego amerykańskiego kontynentu, gdzieś w oddali mroczny, szalony Nowy Jork wypuszczał w niebo tuman kurzu i brunatnej pary. "

Jest coś brunatnego i świętego we Wschodnim Wybrzeżu, Kalifornia natomiast jest biała jak sznury od bielizny ma pstro w głowie- przynajmniej tak wtedy sobie pomyślałem."

U schyłku lat czterdziestych- krwawych, dramatycznych, szarych lat czterdziestych, naznaczonych widmem wojny, Ameryka jest tak barwna jak nigdy dotąd. Wschód i Zachód łączą szare wstęgi szos, ukochanych szos kolorowej społeczności podskakującej w rytmie bopu, snującej niesamowite wizje w oparach marihuany oraz ekstatycznych dźwięków ekstrawaganckich jazzmenów- Milesa Davisa, Charliego Parkera, młodych ludzi, którzy wiecznie są w drodze, a droga jest domem.

Ameryka przestała być ogromnym, bezkresnym kawałkiem ziemi podzielonym na pięćdziesiąt stanów, a stała się jedynie podwórkiem, gdzie New York, LA, Denver, San Francisco są tuż za rogiem, bo w pojęciu głównych bohaterów tysiące kilometrów nie miały znaczenia, decyzje o kolejnych podróżach zostawały podejmowane bardzo spontanicznie, bez centa przy duszy, bez żadnego przygotowania.

"Stary, a jaka jest twoja droga? Droga świętego chłopca, droga szaleńca, droga tęczy, droga błazna, każda droga. Jest to zresztą jakakolwiek droga dokądkolwiek dla kogokolwiek.
Jaka dokąd kogo?"

Gra jak najbardziej warta świeczki, a to dlatego, że głównym jej celem było odnalezienie własnego miejsca na ziemi, satysfakcjonującego zajęcia, odszukanie swojej osobowości, nietuzinkowości, pośród wachlarza postaci wszelkiej maści- trampów, autostopowiczów oderwanych każdym kawałkiem swojej duszy od rzeczywistości. Sal Paradise oraz charyzmatyczny, Dean Moriarty typowy koczownik poszukujący dotąd nieodnalezionego i niemożliwego posiedli dziki kontynent, czyniąc każdą jego ścieżkę, bar, przydrożny motel azylem. Ogrom bohaterów w dziele Kerouaca przerósł moje oczekiwania i z trudem przebrnęłam przez nagromadzone imiona, pseudonimy, nazwiska, które zostały nakreślone. W każdym razie pisarz dokonał genialnego przedstawienia charakterów i psychiki postaci, a w szczególności czołowego myśliciela- Deana, rozbierając go na czynniki pierwsze, pozostawiając nagiego i bezbronnego wobec bezlitosnej oceny czytelnika oraz jego toksycznej, uzależniającej relacji z głównym bohaterem.


Jack Kerouac poprzez "W drodze" wprowadził w życie nową filozofię, powołując ruch beatników bezcelowo snujących się od miasta do miasta, stojących bezwiednie z podniesionym kciukiem przy każdej możliwej okazji. Czytając o kolejnej podróży Sala do Frisco, na usta przychodziły mi słowa Scotta McKenziego: "If you're going to San Francisco, be sure to wear some flowers in your hair, If you're going to San Francisco,You're gonna meet some gentle people there(...)", co tak naprawdę nie jest przypadkowe, gdyż beatnicy to w jakimś stopniu prekursorzy późniejszych przedstawicieli 'flower power', 'make love not war'- hippisów, a tekst jest bardzo adekwatny do dokonań bohaterów. Kerouac przelał na papier sporo własnych doświadczeń, tak więc przypadkowe przygody na Wschodzie, Zachodzie, Południu niekoniecznie są takie przypadkowe, a wyrwane z autopsji pisarza.


Ogromne wyzwanie stanowi zliczenie wszelkich nazw geograficznych zgromadzonych w książce. Można by z niej stworzyć wielki atlas Stanów Zjednoczonych, gdyż Kerouac z wielką dokładnością pieczołowicie nakreśla obraz każdego miejsca, opiewając je precyzyjnym, wiernym opisem. Jednakże podczas całej lektury miałam wrażenie, że książka została napisana z ogromnym rozmachem, zapałem i nieco bez namysłu i wcześniejszej, wnikliwej wizji tekstu. Wszystkie wyczyny głównych bohaterów, przebyte szlaki zdają się być szkicami doświadczeń zapisanych w pośpiechu, gdzieś na serwetce w przydrożnym barze, pod wpływem chwili, co niestety odebrało mi przyjemność lektury, bo choć książka przynosi powiew świeżości i młodości, na dłuższą metę, a mówiąc ściślej czterysta stron, jeżdżenie stąd dotąd, ciągłe poszukiwania, młodzieńcze zapały i ekscytacje stają się męczące i nużące. Być może to kwestia charakteru. Choć wybryki panów Sala i Deana niekiedy porywały mnie do reszty, wywołując dreszcz ekscytacji i zazdrości, to z całą pewnością stanowię przeciwieństwo typowego beatnika- mam silne poczucie przynależności do swojego miejsca, ludzi, czego brakowało bohaterom Kerouaca.


Każdą literacką podróż traktuję jako nowe, ciekawe doświadczenie, a w tym kontekście "W drodze" jest eksperymentem bardzo udanym i owocnym- mimo kilku mankamentów.
___________________________________________________________________
źródło: http://rzeki-metafizyczne.blogspot.com/

"I oto zobaczyłem przed sobą wielkie nagie cielsko mojego amerykańskiego kontynentu, gdzieś w oddali mroczny, szalony Nowy Jork wypuszczał w niebo tuman kurzu i brunatnej pary. "

Jest coś brunatnego i świętego we Wschodnim Wybrzeżu, Kalifornia natomiast jest biała jak sznury od bielizny ma pstro w głowie- przynajmniej tak wtedy sobie pomyślałem."

U schyłku lat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fenomenalna i kontrowersyjna- tymi określeniami najczęściej mianowana jest Elfriede Jelinek, laureatka Literackiej Nagrody Nobla. Sięgając po książki noblistów, w pewien sposób czuję, że czas poświęcony książce, nie okaże się czasem straconym, ufam bardzo komitetowi noblowskiemu! W tym przypadku argumentem, który przemawiał za poszukiwaniem książek Jelinek był również cięty język, który we współczesnej literaturze bardzo sobie cenię. Wybór padł na jedną z najbardziej rozpoznawalnych pozycji w dorobku pisarki- "Amatorki"


Fabuła nie charakteryzuje się żadną innowacją- równolegle opowiadane historie dwóch kobiet, które wszystko postawiły na jedną kartę, jaką są mężczyźni:, życie u boku mężczyzny, życie z mężczyzną, życie dla mężczyzny, życie wedle mężczyzny, życie pod mężczyzną. Jakkolwiek mało nowatorska jest historia opowiadana przez autorkę, tak jej język i koncepcja stylistyczna są niekonwencjonalne i jak to trafnie zauważył Ryszard Turczyn- tłumacz jednej z powieści Jelinek, "forma jest połamana tak jak ludzie, których opisuje", pod czym ochoczo się podpisuję.


Panie, o których pisze z takim zacięciem pisarka- Paula oraz Brigitte, świadome swoich jedynych sił, jakimi są młodość, uroda, ciało i wiążąca się z nim seksualność, którym życie upływa przy mizernej pracy w fabryce biustonoszy, pławiąc się w nędzy swych ówczesnych, marnych żywotów, dochodzą do wniosków, iż tak naprawdę to, co upływa im pod hasłem życia, życiem w istocie nie jest, a spełnienie jest nigdzie indziej, jak w rękach mężczyzny i to żadnego konkretnego, byle osobnika płci przeciwnej! Każda kobieta, świadoma swojej siły i niezależności uśmiechnie się z politowaniem w kierunku obu biednych pań- ja również się uśmiechałam lecz do pewnego momentu.


Fenomenem powieści, a zarówno jej dramatem jest to, że bez względu na to, jak bardzo czujemy się wolne i samowystarczalne, każda niewiasta złapie się za głowę i odnajdzie mnóstwo cech wspólnych z pozornie ograniczonymi bohaterkami. Zabieg ten, Jelinek wprowadziła poprzez wielokrotne powtarzanie, a tym samym podkreślanie zdań, które choć na pierwszy rzut oka wydają się absurdalne, po wielokrotnym powieleniu trafiają do głowy, wywołując zupełnie inne stany myślowe. Stajemy się marionetkami w rękach pisarki, która wprowadza nas w swego rodzaju hipnozę. Czytając jesteśmy całym sercem za głównymi bohaterkami- po zamknięciu ksiązki doznajemy olśnienia.


"Amatorki" to nie książka do oceniania, do wielokrotnego rozwodzenia się nad treścią i przesłaniem. Treść jest na tyle prosta, uboga w zbędne epitety, a zarazem poplątana i pogmatwana, że przypuszczam każdemu czytelnikowi dostarczy zupełnie innych wrażeń. Przede wszystkim opiewa ważny problem społeczny, relacje damsko męskie, choć te najbardziej prymitywne i sprowadzające się do widzenia w partnerze jedynej deski ratunku w morzu marnego życia- nieżycia.


__________________________________________________________________
źródło recenzji: www.rzeki-metafizyczne.blogspot.com

Fenomenalna i kontrowersyjna- tymi określeniami najczęściej mianowana jest Elfriede Jelinek, laureatka Literackiej Nagrody Nobla. Sięgając po książki noblistów, w pewien sposób czuję, że czas poświęcony książce, nie okaże się czasem straconym, ufam bardzo komitetowi noblowskiemu! W tym przypadku argumentem, który przemawiał za poszukiwaniem książek Jelinek był również cięty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niekonwencjonalność cenię sobie ogromnie. W czasach gdy wszystko upowszechniamy, skracamy, upraszczamy do uwłaczającego poziomu, nade wszystko pragnę innowacji i świeżości. Po przeczytaniu "Lolity" przez układ nerwowy w piorunującym tempie przeszedł impuls, informujący, że twórczość Nabokova jest tym, czego z uporem maniaka i całym sercem poszukuję nie tylko w literaturze, ale i w życiu codziennym, jako ozdobnik, poruszający dogłębnie bodziec.
Lektura "Oryginału Laury" być może była rzuceniem się na głęboką wodę, biorąc pod uwagę to, że ciężko ten twór nazwać powieścią, a jedynie zarysem powieści, jaka miała powstać u kresu życia Mistrza. Obok innowacyjności lubię, gdy książka owiana jest historią, kontrowersją, niesmakiem opinii publicznej, recenzentów. Nie inaczej było w przypadku "Laury". Perfekcjonista jakim niewątpliwie był Nabokov, nie mógł pozwolić na to, by nieukończone i niedopieszczone przezeń dzieło ujrzało światło dzienne. Postawił więc jasne warunki- jeżeli zdrowie nie pozwoli na ukończenie rękopisu, a w efekcie całej powieści, należy go bezwłocznie spalić. Żona Vera oraz syn Dimitri świadomi wartości zapisków dokonanych na 138 luźnych kartach nie wypełnili woli Nabokova. Z inicjatywy syna niespełna trzy lata temu świat ujrzał skrywaną przez laty tajemnicę- "Oryginał Laury". Wydanie spotkało się oczywiście z falą protestów i krzyków obelg ze strony krytyków literatury, jak również sympatyków twórczości Nabokova. Dimitri sam przyznaje, że inaczej postąpić nie mógł, choćby ojciec groził mu palcem tam u góry. Staję murem za postawą Dimitriego i pozostaję mu wdzięczna za udostępnienie czytelnikom genialnego materiału, wiedząc jak bardzo uboga byłaby literatura bez ingerencji osób trzecich w publikację korespondencji, dzienników, zapisków...
Tak jak wspominałam "Oryginał Laury" jest niedoszłą powieścią- wnikliwym spojrzeniem w warsztat pisarski Vladimira Nabokova. Poprzez zamieszczone oryginalne karty, na których notował Nabokov mamy wgląd w etapy jego tworzenia. Szczerze mówiąc nigdy nie pomyślałabym, że proces twórczy może wyglądać w ten sposób! Strzępki myśli, encyklopedyczne noty pewnych pojęć, opisy postaci, które jak można się domyślić miały pełnic funkcę głównych bohaterów. Sam Mistrz stwierdza, że powieść rozkwita w jego głowie jako całość dopięta na ostatni guzik, dopiero później spisuje to, co tak naprawdę już powstało, a wymaga jedynie utrwalenia.

"Wymazać myślą myśl – wykwintne samobójstwo, rozkoszne rozpuszczenie się!"

Pomimo braku jakiejkolwiek zwięzłości treści można wywnioskować jak w oczach Nabokova malowała się fabuła "Oryginału Laury". Przede wszystkim można wyszczególnić dwa istotne wątki. Po pierwsze związek młodej Flory z starszym neurologiem Philipem Wildem oraz mankamenty zdrowotne jej małżonka, który za wszelką cenę dążył do unicestwienia- wymazania siebie innymi słowy popełnienia stopniowego samobójstwa, autodestrukcji, która graniczyć będzie z ekstazą i miałaby przynieść bohaterowi błogą satysfakcję. W zeznaniach Wilde'a można doszukiwać się treści autobiograficznych- mianowicie męki Philipa wydają się być bardzo bliskie ówczesnemu Nabokovowi, patrząc przez pryzmat jego problemów zdrowotnych i permanentnego przebywania w szpitalu.

„Do tej pory w ciągu niecałych trzech lat umarłem aż po pępek jakichś piętnaście razy i piętnaście moich zmartwychwstań udowodniło, że objęte procesem organy nie ponoszą uszczerbku, jeśli w odpowiednim czasie wyrwać się z transu.”

Z postacią Philipa doskonale kontrastuje jego małżonka. Będąca w kwiecie wieku i możliwości (szczególnie miłosnych) czerpie z życia pełnymi garściami. Stanowi obiekt westchnień swoich licznych kochanków, ale również staje się główną bohaterką powieści, którą pisze jeden z nich, ukrywając ją pod postacią Laury. Tak więc mamy do czynienia z książką w książce.

"Jej wspaniały układ kostny natychmiast wśliznął się do powieści, w istocie stał się tajemną strukturą owej powieści, podtrzymując przy okazji wiele wierszy."


"Oryginał Laury" zdobył moje serce natychmiastowo. Przede wszystkim pod względem zawartości o ogromnym potencjale. To ogromna- mówiąc słowami Nabokova "nadmasturbacyjna rozkosz" składania w całość wszystkich kawałków, odczytywania oryginalnych zapisków, rozmyślania nad tym, jak doskonała mogłaby być to powieść. Bez względu na przyszłość niedokonaną, śmiało nazywam tę książkę dziełem godnym Nabokova, który nawet w swych zapiskach, szkicu powieści nie oszczędził licznych aluzji i zagadek, dzięki którym błądzimy labiryntem nieskończonych możliwości. Jednakże drugim, niewątpliwie ważnym aspektem jest wydanie, które zapiera mi dech w piersi i nie pozwala oderwać rąk od tego cuda. Naprawdę mam ochotę zdejmować książkę z półki i gładzić jej grzbiet, wertować strony w nieskończoność...


________________________________________________________________
źródło recenzji: www.rzeki-metafizyczne.blogspot.com

Niekonwencjonalność cenię sobie ogromnie. W czasach gdy wszystko upowszechniamy, skracamy, upraszczamy do uwłaczającego poziomu, nade wszystko pragnę innowacji i świeżości. Po przeczytaniu "Lolity" przez układ nerwowy w piorunującym tempie przeszedł impuls, informujący, że twórczość Nabokova jest tym, czego z uporem maniaka i całym sercem poszukuję nie tylko w literaturze,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wraz z przyjściem wakacji, słomkowych kapeluszy, zapachu koszonej trawy, soczystych owoców i zwiewnych sukienek, również mój czytelniczy głód zapragnął książki niewymagającej, lekkiej, przyjemnej, jednocześnie nie będącej tanim harlequinem czy bestsellerem lata 2011. Na książkę Colette miałam chrapkę, odkąd cykl o Klaudynie został wznowiony i wydany tak, że aż oczy cieszy. Kontrowersyjny dziennik dojrzewającej francuskiej panienki oparty w głównej mierze na autobiograficznych wspomnieniach autorki wzbudził nie lada skandal na początku XX wieku.
Powtórzę się po raz kolejny, ale również i ta pozycja tej repety wymaga. Nie dam sobie wmówić, że ksiązka to jedynie wkład autora, nakreślone postacie i miejsca, słowa na papierze zwieńczone okładką. Książka to ludzie, którzy ją czytają, czas w jakim została stworzona, emocje które pozostawiła. Z tego również powodu chmurzę się gdy jakakolwiek lektura opatrzona jest jedynie streszczeniem fabuły. Lecz gdy ujrzę słowo o tym, jaki miała wydźwięk społeczny- jestem bezbronna. Nie skupiam się jedynie na powieściach wyklętych i objętych ścisłą cenzurą, mogą być również lekkie jak motylek, byle coś pozostawiły.

Opowiadając o świecie jaki stworzyła Colette, powołam się na słowa Agaty Czarneckiej, które podsumowują genialnie dzieło autorki- "Tak jak Chanel obcięła kobietom włosy i krępujące spódnice, również Colette coś rozcięła swoim ostrym językiem, być może krępujące kobiety konwenanse.". Niewątpliwie pisarka "rozcięła" wiele, a przede wszystkim podzieliła ówczesne społeczeństwo, które tak niepozorną książeczkę uznało za przeklęte źródło wzorców zachowań dla dobrych panienek. Ale czy współczesny czytelnik jest w stanie spojrzeć na "Klaudynę" oczami czytelnika sprzed 100 lat? Wiele się od tego czasu zmieniło, mamy inne pojęcie moralności- zupełnie inne granice przyzwoitości, w każdym razie wymagający miłośnik literatury wczuje się doskonale w konwenanse ówcześnie panujące.

"Nie wrócę już do szkoły, tatuś wyśle mnie do Paryża, do mojej ciotki, która jest bogata i nie ma dzieci, i tam wejdę w świat, robiąc przy tym niezliczoną ilość gaf... Jakże ja ze swoim upartym głodem zieleni obejdę się bez wsi?"

Główną bohaterką jest rzecz jasna tytułowa Klaudyna, której postać trzyma w ryzach całą powieść i jest bezdyskusyjnie najbardziej godna uwagi. Jak na piętnastolatkę dorastającą w ciężkich dla kobiet czasach, jest uosobieniem wolności i wyzwolenia. Krnąbrna, nieco arogancka i bezczelna wzbudza bardzo pozytywne emocje, w szczególności patrząc przez pryzmat tego, iż wówczas kobieta- w dodatku tak młoda miała za zadanie pogłębiać swoją wiedzę i godzić się na wszystko bez zająknięcia, bo środowisko (a w szczególności mężczyźni) wie znacznie lepiej i więcej. Rówieśniczki Klaudyny mają ten sam plan na przyszłość- zostać nauczycielką, nasza bohaterka jednakże nie godzi się na ścieżkę już jej wyznaczona, a postanawia sama wyznaczyć sobie szlak w dorosłym życiu.

"Jeszcze jak byłam mała, mówiono mi, że mam oczy dorosłej osoby;
później nazywało się, że to jest niestosowne; trudno zadowolić jednocześnie wszystkich i samą siebie. Wolę zacząć od siebie..."


Colette nie oszczędza słów, pieczołowicie nakreślając obraz swojej chluby i dumy- Klaudyny, jednocześnie nieco podszywając pod ową postać swoją osobę. Książka ta ma niesamowity wydźwięk feministyczny, a z kart powieści aż słychać krzyk w imię indywidualizmu i wyjścia poza dawne standardy. Kontrowersyjna autorka wpisała się swoim autobiograficznym cyklem w ramy literatury francuskiej, niegdyś pojmowana jako wariatka chodząca w (o zgrozo!) spodniach, paląca namiętnie cygara, która nakreśliła świat dziewcząt wchodzących w dorosłość, poznających swoją kobiecość i seksualność, choć mimo całego skandalu usnutego wokół "Klaudyny", pikanterii jest do prawdy niewiele. Wszystkie kontrowersyjne zagadnienia można jedynie odczytać jak przez mgłę, ale to tak naprawdę nieważne- powieść zatrzęsła światem i choć śmiałość i bezczelność w możliwie najgorszym znaczeniu tego słowa stała się chlebem powszednim w przypadku zachowań młodych ludzi, warto poświęcić kilka popołudni twórczości Colette.



źródło recenzji: www.rzeki-metafizyczne.blogspot.com

Wraz z przyjściem wakacji, słomkowych kapeluszy, zapachu koszonej trawy, soczystych owoców i zwiewnych sukienek, również mój czytelniczy głód zapragnął książki niewymagającej, lekkiej, przyjemnej, jednocześnie nie będącej tanim harlequinem czy bestsellerem lata 2011. Na książkę Colette miałam chrapkę, odkąd cykl o Klaudynie został wznowiony i wydany tak, że aż oczy cieszy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od przeczytania "Portretu Doriana Graya" nie minęły nawet dwa miesiące, a mi nadarzyła się okazja, by poszerzyć swoją wiedzę na temat pisarstwa Wilde'a o niesamowitą pozycję, jaką jest "Twarz, co widziała wszystkie końce świata". O ile "Portret" podbił moje serce bezapelacyjnie i ukazał swojego autora jako niebywałego geniusza swych czasów, o tyle moje drugie podejście postawiło jedynie kropkę przy tym stwierdzeniu, a i znacznie przyćmiło wrażenie "Portretu".

Ta książka to kompendium wiedzy na temat twórczości Oscara. Składa się na: opowiadania, bajki, poematy prozą oraz eseje. "Portret Doriana Graya" może stanowić jedynie zalążek tego, co uosabiał w literaturze pisarz. Mając jednak tak bogaty przegląd działalności artystycznej autora, nie sposób przejść obojętnie obok Jego geniuszu, który nagminnie ukazuje niemalże każdy utwór.

Nigdy nie byłam zwolenniczką krótkich form, opowiadania omijam szerokim łukiem, a to z tego względu, że wszystkie dotychczas czytane mijały mi jak przejazd autostradą- szybko i bez żadnych emocji, które mogłyby wprowadzić serce w dzikie kołatanie, a z oczu wycisnąć kilka gorzkich łez. Ale Oscar Wilde! Oscar Wilde to zupełnie inna bajka...



"-Jakież to są te dwie najdoskonalsze i najszczytniejsze sztuki?"
-Życie i literatura; życie i doskonałe odbicie życia."



Charakterystyczna dziewiętnastowieczna maniera Wilde'a ogromnie wzbogaca każdy tekst, a w szczególności opowiadania, które w książce zostały umiejscowione na początku. Opowiadań jest niedużo, bo jedynie cztery, całe szczęście nie są ani długie, ani krótkie, a takie, by czytelnik mógł w zupełności poczuć to, co miał zamiar przekazać pisarz. Cechą wspólną dla wszystkich czterech wypowiedzi jest chełpienie i gloryfikowanie wartości, która stanowiła dla Oscara istotę egzystencji, mianowicie miłości. Konkluzją każdego z nich jest ukazanie, że jedynie życie pełne miłości ma sens, ale również, iż z własnej winy zakochanie może uciec sprzed nosa. Wilde to baczny obserwator ówczesnego życia "na salonach", które przedstawia z pewnym dystansem, zabawnie i nieco groteskowo.

Czytanie bajek sprawiło mi chyba największą przyjemność. Z biegiem lat przestałam doceniać siłę przekazu tych pozornie krótkich i prostych form, jednakże lekkie pióro Oscara, Jego bystrość i jasność umysłu stworzyły z każdej z bajek małe dzieło, przesiąknięte życiowymi mądrościami. Niewątpliwie moją ulubioną stał się "Słowik i róża", który w prosty sposób ukazuje poświęcenie w imię miłości, a w dodatku nie własnej, a cudzej.


Z biegiem przewracania stron, pojawiają się poematy prozą, w których dużo Boga, dużo religijności, co przyznam się szczerze, zdziwiło mnie bardzo, patrząc przez pryzmat tak kontrowersyjnego pisarza, jakim był Oscar Wilde. Ostatnie karty książki zostały poświęcone esejom, którym najbliżej do "Portretu Doriana Graya". Właściwie miałam wrażenie, że dialogi w głównej mierze dotyczące sztuki, obecne w "Portrecie" zostały rozwinięte w trzech Wilde'owskich esejach, w których głównym tematem nie jest nic innego jak sztuka.



"Masz rację, jestem marzycielem. Bo marzycielem jest ten,
kto odnajduje drogę jedynie przy świetle księżyca, a jego karą jest to,
że widzi brzask dnia, zanim reszta świata go dostrzeże."



Przy lekturze esejów czułam się wierną słuchaczką i uczennicą Oscara Wilde'a, który stoi obok i dumnie wypowiada swoje przekonania.W tym przypadku bezdyskusyjnie pokochałam "Portret W.H.", który w zabawny sposób przedstawia dywagacje na temat Szekspirowskich sonetów, a mówiąc konkretniej osoby, której William je dedykował. Przy okazji Wilde okrasił tekst swoim charakterystycznym poczuciem humoru, przez co stworzył splot komicznych wydarzeń i ciekawych zwrotów akcji.

Tak naprawdę nie sposób przedstawić kompletnie i rzetelnie tego, co można odnaleźć na kartach "Twarzy...". Ogromnie ciężko jest przedstawić szkic, czegoś tak wielkiego i różnorodnego, przed czym mogę jedynie skłonić swoje oblicze i wyrazić pełnię uznania dla twórczości Wilde'a.

Od przeczytania "Portretu Doriana Graya" nie minęły nawet dwa miesiące, a mi nadarzyła się okazja, by poszerzyć swoją wiedzę na temat pisarstwa Wilde'a o niesamowitą pozycję, jaką jest "Twarz, co widziała wszystkie końce świata". O ile "Portret" podbił moje serce bezapelacyjnie i ukazał swojego autora jako niebywałego geniusza swych czasów, o tyle moje drugie podejście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pokuszę się o stwierdzenie, że "Lolita" plasuje się w czołówce powieści najbardziej rozpoznawalnych. Być może niekoniecznie z imienia i nazwiska autora, ale choćby zarys fabuły jest większości znany, bo przecież dojrzały mężczyzna po czterdziestce oraz tytułowa Lolita, w sumie pedofilia, ale czy aby na pewno?

"Lolitę" można odczytać wielorako, wzbudziła ona nie lada kontrowersje, a sam Nabokov nosił się z zamiarem spalenia swego rękopisu w czasach gdy społeczeństwo bulwersowało się tematyką dzieła pisarza. Z pewnością czytelnicy, którym bliska jest romantyczna ideologia, mogą zostać nieco zniesmaczeni, choć jedynie tematyką, gdyż Nabokov jest bardzo oszczędny w opisywaniu erotycznych przygód głównego bohatera. Muszę się przyznać, że początkowo czułam maleńkie rozczarowanie głównie z tego powodu, iż oczekiwania w przypadku klasyki tego pokroju miałam ogromne. W każdym razie niech uspokoi Was fakt, iż "Lolita" rozpędza się z każdą stroną, a swoje apogeum osiąga w końcowych rozdziałach.

Tak naprawdę "Lolita" jest pełna niespodzianek, bo nie tylko akcja oraz ciekawość wzrasta z każdą stroną, ale również (przynajmniej w moim przypadku) zainteresowanie głównymi bohaterami. Jakkolwiek podejrzanym i brudnym typem wydawał mi się Humbert, a tytułowa bohaterka rozkapryszoną i cyniczną, tak wraz z rozwojem fabuły pierwszy bohater stał się wyjątkowo mi bliski i intrygujący.

"Wkrótce potem pojechałem w mżawce dogorywającego dnia, a wycieraczki chodziły na pełnych obrotach, ale były bezradne wobec moich łez."

Z pewnością każdemu czytającemu w trakcie lektury mimowolnie nasunie się pytanie "Czy główny bohater kierował się jedynie obsesją, cielesnymi pragnieniami, czy może faktycznie kochał Lolitę?" Mimo wszystko opowiedziałabym się po stronie romantyków uznających niewinność i szczerość uczuć Humberta, co udowadnia w różnorodny sposób. Rozdarty pomiędzy uczuciami stricte ojcowskimi, a partnerskimi. Jednakże przede wszystkim pragnę podkreślić, że nie innowacyjność w podejsciu do ówczesnego tematu tabu, jaki stanowi pedofilia(a może kontakty z młodocianymi, bo to zdecydowanie lepiej brzmi), a język i narracja Nabokova czynią książkę tak wyjątkową. Język ogromnie plastyczny, jednocześnie treściwy, choć bogaty, uzmysłowi chyba każdemu potęgę umysłu i oczytanie autora, który tak sprawnie operuje wyśmienitym językiem, gratką dla każdego miłośnika dobrej, wymagającej literatury. Natomiast narracja jest bardzo elastyczna, zmienna, zwroty do czytelnika czynią książkę jeszcze bliższą nie tylko rękom, ale i sercu każdego czytającego. Moje wnioski po przeczytaniu książki są proste- Nabokov to istny geniusz!

___________________________________________________________________
źródło recenzji: www.rzeki-metafizyczne.blogspot.com

Pokuszę się o stwierdzenie, że "Lolita" plasuje się w czołówce powieści najbardziej rozpoznawalnych. Być może niekoniecznie z imienia i nazwiska autora, ale choćby zarys fabuły jest większości znany, bo przecież dojrzały mężczyzna po czterdziestce oraz tytułowa Lolita, w sumie pedofilia, ale czy aby na pewno?

"Lolitę" można odczytać wielorako, wzbudziła ona nie lada...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgnęłam po książkę, która przyciągnęła uwagę piękną, nostalgiczną okładką, która sama w sobie zawiera wskazówkę do tego, co czeka nas pomiędzy kartami powieści ks. Józefa Tischnera. Filozofia zawsze, choć jedynie amatorsko mnie interesowała. W jakiś sposób nęciła i pobudzała do myślenia, obrania innego punktu widzenia, aniżeli własny- doskonale sobie znany. Doprawdy ciężko połapać się we wszystkich nurtach filozoficznych, ich przedstawicielach oraz hasłach przez nich głoszonych, ale dla chcącego-nic trudnego!
Głównymi zagadnieniami książki, są przede wszystkim ciało, duchowość, dobro, zło, wolność, istnienie człowieka, czyli to wszystko, co niewątpliwie umyka często naszej uwadze, a powinniśmy zatrzymać się choć na chwilę i pomyśleć głębiej nad tym, co wydaje się być oczywiste i niezmienne. Takim przystankiem w codziennym biegu może być zdecydowanie dzieło Tischnera. Książka podzielona została na dziewięć głównych rozdziałów o dodatkowych podrozdziałach- rozwinięciach postawionego przez autora tematu. Główne treści są odizolowane od siebie, rozdziały nie wiążą się ze sobą, co umożliwia czytelnikowi wertowanie książki w dowolny dla siebie sposób, w zależności od tematu, który akurat wydaje się być intrygujący. Doceniam ogromnie takie zabiegi, bo jest to swego rodzaju ofiarowanie czytającemu wolnej ręki, możliwości podjęcia decyzji o sposobie czytania, co we wspomnianym życiowym biegu jest dość istotną kwestią.
W książkach tego typu możemy liczyć na ogrom wiedzy, ciekawostek, które oferuje lektura. Powiedziałabym, że ks. Tischner zachowuje postawę bardzo neutralną, właściwie ciężko wyłapać w tekście treści filozoficzne, których byłby autorem, poglądy które wynosi na piedestale. Rozprawia się jedynie na tematy postawione sobie w tytułach rozdziałów poprzez przywoływanie ideologii znanych filozofów, literatów, dramatopisarzy oraz wielu, wielu innych. Przykładem może być rozdział zatytułowany "Wędrówka wokół widoku zła", w którym wiele nawiązań do zbrodni ludobójstwa z okresu wojennego, dyktatorach i totalitaryzmie. Dodatkową informacją, podaną z tyłu książki, jest fakt, iż została ona napisana u schyłku życia ks. Tischnera, czego nie sposób nie zauważyć w literackim zmaganiu się ze śmiertelnością i przemijaniem.

Książkę miałam okazję przeczytać oraz zrecenzować dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak , za co serdecznie dziękuję!

____________________________________________________________________
recenzja pochodzi z bloga http://rzeki-metafizyczne.blogspot.com/

Sięgnęłam po książkę, która przyciągnęła uwagę piękną, nostalgiczną okładką, która sama w sobie zawiera wskazówkę do tego, co czeka nas pomiędzy kartami powieści ks. Józefa Tischnera. Filozofia zawsze, choć jedynie amatorsko mnie interesowała. W jakiś sposób nęciła i pobudzała do myślenia, obrania innego punktu widzenia, aniżeli własny- doskonale sobie znany. Doprawdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Byłem tylko taki, jakim mnie zmyślił, bo jedynym moim istnieniem, do którego się przyznaję, było to zmyślenie jego, temu zmyśleniu zawdzięczam siebie, ale i taki już na całe życie pozostałem. Ani on mnie innego nigdy nie dostrzegał, ani ja tego zmyślenia nie opuszczałem na krok, nawet mi się nigdzie siebie szukać nie chciało poza tym.”

Nazwisko Myśliwskiego krążyło mi w głowie już od jakiegoś czasu. Słyszałam, że flagowymi, a jednocześnie najbardziej cenionymi pozycjami w twórczości pisarza są "Widnokrąg" oraz "Traktat o łuskaniu fasoli". W przypadku drugiej książki postanowiłam spróbować. Niestety długie monologi głównego bohatera stały się dla mnie zbyt wykańczające i zniechęcające. Postanowiłam zatem zacząć swoją przygodę z tym wybitnym polskim pisarzem, dwukrotnym zdobywcą prestiżowej Nike od Jego debiutu, jakim jest "Nagi Sad".

Przyznam szczerze, że pomimo niewielkich rozmiarów, gdyż książka spisana jest na niecałych dwustu stronach, czytało mi się ją bardzo leniwym tempem. Z pewnością "Nagi sad" nie jest przedstawicielem książek na jeden wieczór, czytanych jednym tchem. Myśliwski porusza tematy dość nietypowe, mianowicie sytuację na dawnej, polskiej wsi. Opisuje prozę życia na wsi, prostotę ludności, wielkie marzenia, nie mające szans na realizację, czy trudy pracy w polu. Głównie z tego powodu największą przyjemność, a zarazem większą siłę przekazu miało dla mnie czytanie na świeżym powietrzu, przede wszystkim na łące jak i podczas spacerów.

W debiucie Myśliwskiego życie na wsi tak naprawdę stanowi tło dla dwóch głównych bohaterów- ojca i syna. Niewątpliwie są to relacje wyjątkowo skomplikowane, zagmatwane. Ojciec pokładający w swoim jedynym synu całą swoją wiarę. Choć czytelnik może wywnioskować, iż stosunki między bohaterami są wyjątkowo zimne i płaskie, tak naprawdę pod przykrywką obojętności kryje się wielka ojcowska miłość. Ogromnym plusem książki, który rzuca się w oczy od samego początku jest brak nazewnictwa głównych bohaterów. Jest to dość ciekawy zabieg, w moim odczuciu polepszający jedynie komfort czytania. Przez to, iż ani ojciec, ani syn, ani matka która jest postacią nieco zamgloną, jedynie zarysowaną gdzieś w tle całej powieści, nie są nam znani z imienia, czy nazwiska, uczucie, iż za tymi sylwetkami kryją się rzesze ludzi, mogących się z nimi utożsamić, jest wręcz porażające, a z pewnością odczuwalne.

"Nagi sad" jest książką niezwykłą, mieszczącą w sobie ogrom metafor, prawd które ukrywają się jak ojciec, czy syn w tytułowym sadzie. Ale jest to również pozycja, mająca na celu ukazanie sytuację społeczeństwa innego, aniżeli mieszczaństwo tak często obecne w literaturze. Motyw wsi był pomijany, odkładany jako coś złego, skazującego książkę na niepowodzenie. Myśliwski podszedł do tematu bardzo sprytnie. Przedstawił temat z pozoru nieciekawy w sposób zachwycający. A to wszystko przy użyciu trafnych przenośni, kwiecistego języka, powolnego, magicznego tempa powieści.

"Jeślibym pragnął jeszcze kimś w życiu zostać, to tylko synem. Kiedy człowiek jest synem, to nawet gdy widzi już drugi swój brzeg, czuje się, jakby żył wciąż w czasach swojego dzieciństwa i czas mu tak leci, ani też świata nie musi się lękać, ani sam siebie, chociaż przyzwyczaja się, że życie to to samo co dzieciństwo, a jeśli życie to i wieczność. I gdy w końcu przyjdzie mu to dzieciństwo opuścić, traci nagle grunt pod nogami."

Książkę miałam okazję przeczytać oraz zrecenzować dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak , za co serdecznie dziękuję!

____________________________________________________________________
recenzja pochodzi z bloga http://rzeki-metafizyczne.blogspot.com/

„Byłem tylko taki, jakim mnie zmyślił, bo jedynym moim istnieniem, do którego się przyznaję, było to zmyślenie jego, temu zmyśleniu zawdzięczam siebie, ale i taki już na całe życie pozostałem. Ani on mnie innego nigdy nie dostrzegał, ani ja tego zmyślenia nie opuszczałem na krok, nawet mi się nigdzie siebie szukać nie chciało poza tym.”

Nazwisko Myśliwskiego krążyło mi w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bluszcz, nr 26 / listopad 2010 Aldona Binda, Zuzanna Głowacka, Katarzyna Grochola, Etgar Keret, Marek Kochan, Carlos Marrodán, Halina Pawlowská, Redakcja magazynu Bluszcz, Dawid Rosenbaum, Anna Saraniecka, Bogusław Wołoszański
Ocena 7,5
Bluszcz, nr 26... Aldona Binda, Zuzan...

Na półkach: ,

Ja osobiście trafiłam na bluszcz już po dokonanych zmianach, jednakże przeglądając numery archiwalne, musze stwierdzić, że ta szata graficzna bardziej przypada mi do gustu :) W szczególności okładki!

Ja osobiście trafiłam na bluszcz już po dokonanych zmianach, jednakże przeglądając numery archiwalne, musze stwierdzić, że ta szata graficzna bardziej przypada mi do gustu :) W szczególności okładki!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy było to udane podejście? Ciężko stwierdzić, gdyż krótko mówiąc książkę czytało mi się nad wyraz opornie. I jestem pewna, że książka o tak pięknym, absorbującym tytule mogłaby zdobyć moje serce bezzwłocznie i tak niewątpliwie się stało, pomijając pewne mankamenty. Zacznę od bardzo ważnej informacji, którą możemy znaleźć na okładce książki w krótkiej notce na temat autora- "niegdyś asystent Garcii Marqueza, jest dziś godnym następcą mistrza." Słowa, które niewątpliwie zadecydowały o tym, że książka trafiła w moje ręce (dodam, że za śmieszną cenę- 4,90). Jako miłośniczka literatury iberoamerykańskiej, realizmu magicznego i samego Marqueza bez namysłu zaopatrzyłam się w egzemplarz książki. Jeżeli chodzi o wcześniejszy cytat, to owszem, Alberto może i jest godnym następcą mistrza, ale naśladuje Go w sposób nieudolny. Gdybym dostała w ręce tą lekturę, opatrzoną czarną obwolutą- bez widocznego tytuły ani nazwiska pisarza, powiedziałabym śmiało, że jest to jak najbardziej świadoma stylizacja, dodatkowo przesycona groteską w kierunku twórczości Marqueza. Jednakże jestem pewna, że tak nie było. Najprościej rzecz ujmując Alberto przez lata współpracy z Mistrzem, przesiąknął Jego stylem, doborem słów, pomysłami. Zresztą co się dziwić, kto by nie chciał wyciągnąć takich lekcji poprzez obecność przy tworzeniu dzieł pisarza. W każdym razie Alberto brakuje wiele do "Miłości w czasach zarazy", nie wspominając już o "Stu latach samotności"...

Sam zamysł fabuły jest naprawdę ciekawy i gdyby pozbyć się kilku nużących wątków, byłoby o niebo lepiej. Otóż od pierwszych stron poznajemy cyrk Pięć gwiazdek, jak również jego trupę. Jesteśmy świadkami rozpadu cyrku pewnej grudniowej niedzieli, stanowiącej dla każdego bohatera sądny dzień. W ten sposób jedność, jaką był cyrk, rozpada się na kilka osobnych części, które stanowią bohaterowie- samotni, jednocześnie wolni. Zaczynają nowe życie, z dala od cyrkowych przyjaciół i dawnych obowiązków. Jest mag Asdurbal, walczący z szaleńczymi palpitacjami serca na widok pięknej akrobatki Anabelle, klaun Brunno, bliźniacy Caprilesowie, którzy będą zmuszeni nauczyć się żyć osobno, na własny rachunek, brzydula Dziecinka, walcząca o serce siłacza Blasa, Postumo- deklamator wierszy, noszący się z zamiarem otworzenia Szkoły Życia. Krótko mowiąc, cała gama najróżniejszych postaci, odmienne historie, wielorakie uczucia, różnorakie pragnienia.

"Życie jest wieczną walką sprzeczności, bo skłębionym ciemnościom bezustannie przeciwstawia się światło nadziei, a smutkowi materii- słodka obietnica marzenia, i że zawsze można zacząć od nowa, jeśli tylko umie się wybaczyć drugiemu człowiekowi grozę doznanego osamotnienia i własne, częste a przeraźliwe pragnienie śmierci."

"Czas, choć kruszy piramidy i wysusza oceany, nie mógł ponosić całej winy za udrękę
jaka malowała się w tym spojrzeniu- swoje musiał zrobić przede wszystkim brak miłości."

"Jeśli się śmiała, to przez łzy; jeśli wzdychała, to z czarnych głębi melancholii. "Moja dusza mieszka tuż pod skórą- zmierzchy mnie obnażają"- mawiała."


To jedne z moich ulubionych cytatów, a zaglądając na ostatnią stronę, gdzie wynotowałam strony z najpiękniejszymi zdaniami, liczę, że jest ich 20. Tak dziwnie się złożyło, że moja recenzja ukazuje książkę w negatywnym świetle. A więc sprostowanie- książka Eliseo Alberto jest pozycją jak najbardziej godną polecenia, choć mającą kilka wad. Ja czytałam książkę przez pryzmat twórczości Gabriela Garcii Marqueza i myślę, że to było zgubne i sprawiło, że odebrałam ksiązkę w ten, a nie inny sposób. W każdym razie, słowa odnalezione na kartach "W poniedziałek wieczność wreszcie się zaczyna..." odłożyłam głęboko w sercu, bo są bez dwóch zdań piękne, trafne i prawdziwe.

Czy było to udane podejście? Ciężko stwierdzić, gdyż krótko mówiąc książkę czytało mi się nad wyraz opornie. I jestem pewna, że książka o tak pięknym, absorbującym tytule mogłaby zdobyć moje serce bezzwłocznie i tak niewątpliwie się stało, pomijając pewne mankamenty. Zacznę od bardzo ważnej informacji, którą możemy znaleźć na okładce książki w krótkiej notce na temat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nieco obawiałam się tej książki, zważywszy na dość niskie jej oceny. Czytając nie mogłam uwierzyć, dlaczego czytelnicy ocenili ją tak a nie inaczej. Uwielbiam prawdziwe historie, a opowieści o ludziach, których cenię są jeszcze bardziej fascynujące i absorbujące. Mimo to, nie jestem zwolenniczką biografii bez polotu, opartych na suchych faktach, w każdym razie powyższa książka z pewnością biografią nie jest. Autorka sama przyznaje, iż książka pozostaje "jedynie dziełem wyobraźni", choć nie należy rozumieć tego zbyt dosadnie, gdyż większość informacji nie jest wyssanymi z palca, a wręcz przeciwnie są to fakty, z którymi spotkałam się wielokrotnie śledząc życiorys Sylvii.

O ile Halina Poświatowska jest dla mnie ucieleśnieniem kobiecości, subtelności, o tyle sylwetka Sylvii jest owiana tajemniczością przyprawioną mrokiem i ciągłą obecnością czarnych chmur nad jej ciężkim życiem, co nie czyni jej mniej intrygującej, a wręcz przeciwnie! Emma Tennant wielokrotnie podkreśla, że napisała przede wszystkim historię jednego z najbardziej burzliwych romansów naszego świata. Wspólną fascynację, obsesję, namiętność, agresję oraz wiele innych emocji, które targały tym dwojgiem.

"Gdy Sylvia poddaje się rozpaczy, jej mąż-literat ją pociesza. Ale oboje jako poeci wiedzą, że biorą udział w wyścigu. I ostatecznie tylko jedno z nich może ten wyścig przeżyć."

Sylvia nie miała łatwego życia. Naznaczona nieprzewidywalną śmiercią ukochanego ojca, wraca do niego myślami bez przerwy, borykająca się z chorobą psychiczną oraz dręczącym ją poczuciem tego, iż na każdym kroku zawodzi, twórczy kryzys, ponadto życie w cieniu męża, który odnosi szereg literackich osiągnięć, a dodatkowo zdradza żonę na każdym kroku, wprowadza ją w poczucie winy, a najprościej mówiąc- zabiera z niej życie kawałek, po kawałku by w końcu bohaterka wyniszczona prozą egzystencji postanowiła sama odebrać sobie życie. Trzecią historię poza losami Sylvii i Teda stanowi życie Assi Wevill- kochanki Teda Hughsa, która uśmierciła się w ten sam sposób co jej poprzedniczka.

Myślę, że ta książka nie wymaga rekomendacji, pełna prawdziwych, dramatycznych życiorysów, trzymająca w napięciu, intrygująca a przede wszystkim nie pozostawiająca czytelnika obojętnym. A bardzo istotnym atutem jest język, który jest wyśmienity! Słowa są doskonale wyważone, adekwatne do treści, a ja czuję się wniebowzięta czytając tak piękne sformułowania!

Nieco obawiałam się tej książki, zważywszy na dość niskie jej oceny. Czytając nie mogłam uwierzyć, dlaczego czytelnicy ocenili ją tak a nie inaczej. Uwielbiam prawdziwe historie, a opowieści o ludziach, których cenię są jeszcze bardziej fascynujące i absorbujące. Mimo to, nie jestem zwolenniczką biografii bez polotu, opartych na suchych faktach, w każdym razie powyższa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pomysł rozpoczęcia przygody z autorem przyszedłby pręczej czy później, biorąc pod uwagę to, że jest o nim dość głośno. Zanim wezmę w ręce jakąkolwiek ksiązkę, muszę wiedzieć cokolwiek o autorze. Takie moje widzimisie, ale nie raz bardzo przydatne. A Murakami to człowiek z pewnością nteresujący. Tyle się nasłuchałam i naczytałam na temat jego książek, że wstyd było przyznać, że sama żadnej nie czytałam, tym bardziej że większość cieszyła się jak najbardziej pochlebnymi opiniami. Przeglądając listę dzieł Murakamiego natknęłam się na powieść o wdzięcznym, pięknie kojarzącym się tytule "Norwegian wood". I po wszystkim. Nie mając zielonego pojęcia na temat autora, nie byłabym w stanie przejść obojętnie obok takiej ksiązki. W uszach już brzmiały mi dźwięki sitaru, a ręka pobudzona tymi pięknymi dźwiękami rozproszonymi po całym ciele sięgnęła po lekturę. Taki magnetyzm na lini czytelnik-książka jest rzadki, a jaki piękny. zdradzę, iż "Norwegian wood" nie należy do książek, które zdobywają moje serce od pierwszej, aż do ostatniej strony. Co więcej, początki były ciężkie i mimo zainteresowania dość ciekawą fabułą, po prostu mnie nużyła. O czym jest ta powieść? To nieistotne. Znacznie bardziej wolę rozkładać książkę nie na wątki, a na emocje które wywołała, bo w literaturze ważniejsze są rozbudzone uczucia, aniżeli fabuła, prawda? W każdym razie co nieco należy zdradzić na temat treści, aby ukazać zarys lektury. Największym atutem powieści są bohaterowie. Paleta postaci jest przepiękna. Każda z nich rozebrana jest na czynniki pierwsze i pozostawiona bezradnie opinii czytelnika. To lubię. Jestem wdzięczna Murakamiemu za to, iż poprzez lekturę powieści pokochałam zupełnie nową miłością panów Beatlesów. Pobudzona książkowymi emocjami, odsłuchuję każdą melodię utożsamiając się z książkowymi postaciami, co przynosi niezmiernie miłe efekty. Tak więc polecam lekturę, ale z obowiązkową ścieżką dźwiękową. Samo Norwegian wood(This bird has flown) brzmi identycznie, jak brzmiały mi słowa Murakamiego i już zawsze będę nuciła ją myśląc o Naoko, Toru i zaśnieżonej Japonii.

Pomysł rozpoczęcia przygody z autorem przyszedłby pręczej czy później, biorąc pod uwagę to, że jest o nim dość głośno. Zanim wezmę w ręce jakąkolwiek ksiązkę, muszę wiedzieć cokolwiek o autorze. Takie moje widzimisie, ale nie raz bardzo przydatne. A Murakami to człowiek z pewnością nteresujący. Tyle się nasłuchałam i naczytałam na temat jego książek, że wstyd było przyznać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnimi czasy, wracając myślami do książki coraz częściej mam wrażenie, że nie rozumiem jej fenomenu i chyba go nie podzielam, choć na początku była jedna gwiazdka więcej, teraz coraz więcej wad wychodzi na wierzch...

Ostatnimi czasy, wracając myślami do książki coraz częściej mam wrażenie, że nie rozumiem jej fenomenu i chyba go nie podzielam, choć na początku była jedna gwiazdka więcej, teraz coraz więcej wad wychodzi na wierzch...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piękna i genialna!

Piękna i genialna!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Prawiek i inne czasy to książka, którą z niewiadomych przyczyn ciężko mi ocenić. Jednakże język Tokarczuk jest tak bajeczny i piękny, że chcę sięgać po więcej i więcej.

Prawiek i inne czasy to książka, którą z niewiadomych przyczyn ciężko mi ocenić. Jednakże język Tokarczuk jest tak bajeczny i piękny, że chcę sięgać po więcej i więcej.

Pokaż mimo to