Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Alicja Horn i tym razem nie zawodzi czytelników. "Obłęd" to czwarta powieść z cyklu Wyleczeni. Podobnie jak poprzednie jest tak napisana, że można ją czytać samodzielnie, bez znajomości treści poprzednich. Krótko mówiąc, mamy tu tych samych bohaterów, komisarza policji Michała Łazowskiego i lekarkę Martę Wolską, ale zupełnie nowe historie, znowu oryginalne, porywające i wciągające do reszty. Autorka wypracowała swój własny, niepowtarzalny styl, zgrabnie łączący elementy thrillera kryminalnego i powieści obyczajowej. Historie kryminalne są więc przeplatane elementami z życia prywatnego głównych postaci. Całość jest świetnie powiązana, lekko podana i inteligentna, bez luk logicznych i zbędnych przedłużaczy.

Znowu dowiadujemy się o metodach zbrodni, które są tak niezwykłe, że aż dziw, że w ogóle mogą istnieć. Niektóre są wręcz szokujące. Ale pani Horn przyzwyczaiła nas już do swojej prowokacyjnej maniery. To autorka obrazoburcza, skandalistka, nie mająca żadnej litości dla kryminalistów i cwaniaków różnej maści. Książka jest napisana z pasją. W fikcji (?) umiejętnie przemyca wartościowe treści. Bezbłędnie uzewnętrznia i piętnuje patologiczne układy oraz najczarniejsze wady ludzkich charakterów.

Nie mogę zdradzać zbyt wiele szczegółów, ale jednym z głównych wątków "Obłędu" są stany lękowe mężczyzn związane z życiem erotycznym, a więc czymś, co dla większości z nich ma zasadnicze znaczenie. Z jednej strony, w Warszawie ktoś bardzo umiejętnie podsyca te lęki u rosnącej grupy osób, co może prowadzić wręcz do epidemii. Z drugiej, w najlepsze grasuje tu gwałciciel młodych kobiet, korzystając z "psychiatrycznego" immunitetu, jaki zapewnia mu matka, wpływowa prokurator. A to tylko dwa z kilku fantastycznych wątków, które błyskotliwie na siebie nachodzą.

Fabuła, ale i styl powieści mają w sobie to coś, co przyciąga i każe z niecierpliwością czekać na każdą kolejną książkę tej autorki. Po prostu bardzo lubię sposób, w jaki Alicja Horn pisze i to o czym pisze. A rzeczywiście pisze o czymś. Dla mnie "Obłęd" jest obłędny.

(opinia przedpremierowa)

Alicja Horn i tym razem nie zawodzi czytelników. "Obłęd" to czwarta powieść z cyklu Wyleczeni. Podobnie jak poprzednie jest tak napisana, że można ją czytać samodzielnie, bez znajomości treści poprzednich. Krótko mówiąc, mamy tu tych samych bohaterów, komisarza policji Michała Łazowskiego i lekarkę Martę Wolską, ale zupełnie nowe historie, znowu oryginalne, porywające i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przykro mi, ale jest to zdecydowanie jedna ze słabszych prac JMC, którą – ze względu na bardzo małą objętość – trudno nazywać książką. Coetzee w ogóle tworzy teraz mniej, czemu oczywiście trudno się dziwić, biorąc pod uwagę wiek mistrza i jego rozmaite aktywności i obowiązki po otrzymaniu literackiego Nobla. Ale też i fabuła pozostawia w tym przypadku wiele do życzenia. ‘El Polaco’ opowiada historię dziwacznego związku między polskim pianistą Witoldem a katalońską kobietą, Beatriz, która – ponieważ ma bogatego męża – nie musi pracować i hobbistycznie zajmuje się w Barcelonie oprawą towarzyską występów znanych wirtuozów pianina. Ponad siedemdziesięcioletni Witold zadłuża się w dwadzieścia lat młodszej Beatriz, którą zaprasza w daleką podróż. Co prawda ten wspólny wyjazd nie dochodzi do skutku, ale para spotyka się na Balearach i niespodziewanie zbliża do siebie. Reszta historii toczy się już kilka lat później, gdy Beatriz przyjeżdża do Warszawy, by zdobyć wiersze Witolda, który okazuje się być również poetą. Pozostała część tej mini-powieści poświęcona jest głównie treści wierszy (po części o charakterze lekko erotycznym) oraz przemyśleniom Beatriz w tym temacie. El Polaco ratuje głównie styl JMC, jak zwykle nienaganny i piękny, z wybornym słownictwem. Ciekawa jest również sama konstrukcja namysłu bohaterki nad tym, jak (jako kobieta) jest odbierana przez, w gruncie rzeczy, obcego sobie mężczyznę, a tak przynajmniej postrzega Witolda. Niektóre postaci drugoplanowe, jak np. Pani Jabłońska podróżująca do Łodzi, wydają się w ogóle zbędne, zaś komentarze na temat Hiszpanii i Polski dość płytkie.

Przykro mi, ale jest to zdecydowanie jedna ze słabszych prac JMC, którą – ze względu na bardzo małą objętość – trudno nazywać książką. Coetzee w ogóle tworzy teraz mniej, czemu oczywiście trudno się dziwić, biorąc pod uwagę wiek mistrza i jego rozmaite aktywności i obowiązki po otrzymaniu literackiego Nobla. Ale też i fabuła pozostawia w tym przypadku wiele do życzenia. ‘El...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka o bardzo trudnej miłości, napisana wybitnym językiem. Kolejny raz muszę stwierdzić, że pióro Marqueza jest po prostu fantastyczne. Używając pięknego słownictwa, kolumbijski pisarz oddaje w sposób niezwykle wyrafinowany meandry ludzkiej duszy, problemy w relacjach międzyludzkich i prowadzi bardzo dojrzałą wiwisekcję ludzkich charakterów. Uwaga! Powieść może być trudna do zrozumienia dla młodzieży. Dzisiaj wszystko wydaje się prostsze...

Książka o bardzo trudnej miłości, napisana wybitnym językiem. Kolejny raz muszę stwierdzić, że pióro Marqueza jest po prostu fantastyczne. Używając pięknego słownictwa, kolumbijski pisarz oddaje w sposób niezwykle wyrafinowany meandry ludzkiej duszy, problemy w relacjach międzyludzkich i prowadzi bardzo dojrzałą wiwisekcję ludzkich charakterów. Uwaga! Powieść może być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kwintesencja japońskiej duszy, dla nas bardzo skomplikowanej. Powieść niekiedy smutna, ale zarazem budująca. O trudach bycia człowiekiem i problemach w relacjach międzyludzkich. Bardzo życiowa. Świetne przemyślenia: "kiedy zdaje ci się, że coś może dać ci szczęście, chwytaj tę okazję i bądź szczęśliwy... taka szansa przychodzi tylko ze dwa, trzy razy w życiu i jeżeli się ją przegapi, żałuje się potem do śmierci".

Kwintesencja japońskiej duszy, dla nas bardzo skomplikowanej. Powieść niekiedy smutna, ale zarazem budująca. O trudach bycia człowiekiem i problemach w relacjach międzyludzkich. Bardzo życiowa. Świetne przemyślenia: "kiedy zdaje ci się, że coś może dać ci szczęście, chwytaj tę okazję i bądź szczęśliwy... taka szansa przychodzi tylko ze dwa, trzy razy w życiu i jeżeli się ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W mojej opinii, jest to proza wysokich lotów. O skomplikowanym mężczyźnie (już na emeryturze) i ciekawych kobietach jego życia. Powieść mocno psychologizująca. Fabuła ciekawa, nietuzinkowa. Ale, co również bardzo ważne, mamy tu przedni język i życiowe obserwacje - bohater o córce: "Gdy wyrosną jej piersi, myślał, telefon zacznie dzwonić bez przerwy".

W mojej opinii, jest to proza wysokich lotów. O skomplikowanym mężczyźnie (już na emeryturze) i ciekawych kobietach jego życia. Powieść mocno psychologizująca. Fabuła ciekawa, nietuzinkowa. Ale, co również bardzo ważne, mamy tu przedni język i życiowe obserwacje - bohater o córce: "Gdy wyrosną jej piersi, myślał, telefon zacznie dzwonić bez przerwy".

Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko wracam do starych książek. Ale tę przeczytałam kolejny raz, po latach. W moim przypadku świadczy to o tym, że powieść zapadła mi głęboko w pamięci. Teraz sięgnęłam po wersję angielską. Też dobre. Stosunki damsko-męskie w komunistycznej Czechosłowacji, ale też i na emigracji, w Szwajcarii. Całość podana ze szczyptą moralnej perwersji i humoru (np. Genewa to stolica nudy). Uwaga! Część czytelniczek może być zniesmaczona przedmiotowym niekiedy traktowaniem kobiet przez głównego bohatera.

Rzadko wracam do starych książek. Ale tę przeczytałam kolejny raz, po latach. W moim przypadku świadczy to o tym, że powieść zapadła mi głęboko w pamięci. Teraz sięgnęłam po wersję angielską. Też dobre. Stosunki damsko-męskie w komunistycznej Czechosłowacji, ale też i na emigracji, w Szwajcarii. Całość podana ze szczyptą moralnej perwersji i humoru (np. Genewa to stolica...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pokój jest jedynie krótką przerwą między wojnami" - to co prawda o dramacie wojny domowej w Burundi, ale mogłoby równie dobrze być i o Ukrainie. Świetna powieść o wojnie, jej tragedii, przetrwaniu i różnych obliczach człowieczeństwa. Napisana bardzo dojrzałym językiem ("Miasto było martwe... Nienawiść przechadzała się po ulicach"). Polecam.

"Pokój jest jedynie krótką przerwą między wojnami" - to co prawda o dramacie wojny domowej w Burundi, ale mogłoby równie dobrze być i o Ukrainie. Świetna powieść o wojnie, jej tragedii, przetrwaniu i różnych obliczach człowieczeństwa. Napisana bardzo dojrzałym językiem ("Miasto było martwe... Nienawiść przechadzała się po ulicach"). Polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Trudno szczycić się czymś, co osiągnęło się wątpliwymi moralnie środkami" - znowu cudownie moralizatorska kolejna wielka powieść Hosseiniego. I znowu ukazuje barbarzyństwo wojny. Afganistan i dramat jego mieszkańców. Piękne pióro, tak potrzebne w wyciskaczu łez. Powieść nie dla wszystkich, ale w sumie niesie w sobie nadzieję...

"Trudno szczycić się czymś, co osiągnęło się wątpliwymi moralnie środkami" - znowu cudownie moralizatorska kolejna wielka powieść Hosseiniego. I znowu ukazuje barbarzyństwo wojny. Afganistan i dramat jego mieszkańców. Piękne pióro, tak potrzebne w wyciskaczu łez. Powieść nie dla wszystkich, ale w sumie niesie w sobie nadzieję...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Cudowny obraz starego Kairu, jego mieszkańców i codziennego życia, Co prawda sprzed kilkudziesięciu lat, ale nadal bardzo aktualny. Moim skromnym zdaniem, jest to najlepsze ze wszystkich dzieł, które wyszły spod pióra egipskiego Noblisty. Na pewno nikt nie jest w stanie oddać lepiej atmosfery Khan-el-Khalili, bazaru z niezwykłymi alejkami i kawiarenkami, miejsca, które z pewnością jest kwintesencją kairskości. Powieść intelektualna, pięknie napisana.

Cudowny obraz starego Kairu, jego mieszkańców i codziennego życia, Co prawda sprzed kilkudziesięciu lat, ale nadal bardzo aktualny. Moim skromnym zdaniem, jest to najlepsze ze wszystkich dzieł, które wyszły spod pióra egipskiego Noblisty. Na pewno nikt nie jest w stanie oddać lepiej atmosfery Khan-el-Khalili, bazaru z niezwykłymi alejkami i kawiarenkami, miejsca, które z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Człowiek lęka się jedynie wtedy, gdy sam z sobą nie żyje w zgodzie". Powieść wybitna, niezwykle ważna, filozofująca, psychologizująca. Radykalnie o istocie człowieczeństwa ("niewielu dzisiaj zdaje sobie sprawę, czym jest człowiek"). Uwaga! Miejscami smutna. Ale na lato jak najbardziej w porządku...

"Człowiek lęka się jedynie wtedy, gdy sam z sobą nie żyje w zgodzie". Powieść wybitna, niezwykle ważna, filozofująca, psychologizująca. Radykalnie o istocie człowieczeństwa ("niewielu dzisiaj zdaje sobie sprawę, czym jest człowiek"). Uwaga! Miejscami smutna. Ale na lato jak najbardziej w porządku...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Cieszę się, że będąc recenzentką wydawniczą mogłam przeczytać – jako jedna z pierwszych – powieść Laury Orsetti pt. Wyspy szczęścia, która z różnicą kilku miesięcy trafia do rąk czytelników polskich i włoskich (u nas premiera wypada tuż przed wakacjami). Cieszę się, bo od lat nie miałam w rękach tak dobrej powieści obyczajowej opowiadającej o trudach miłości – rodzenia się, rozwijania i walki o jej przetrwanie. Dość powiedzieć, że chłonąc „Wyspy szczęścia” po prostu kilka razy się popłakałam. A to zdarza mi się przy czytaniu rzadko.

Ale po kolei. Zacznę od autorki – Laura Orsetti to włoska pisarka, „sercem związana z Polską”, bo jej mąż to Polak, który przemierza morza i oceany jako kapitan wielkich wycieczkowców. Wraz z nim przez pewien czas pływała i pani Orsetti, pracując na statkach, ale co najważniejsze obserwując tam ludzi i przeżywając „niezwykłe historie”, które przytrafiły się i jej, choć – jak sama o sobie mówi – jest po prostu „zwykłą kobietą”. W konsekwencji „Wyspy szczęścia” to po części powieść autobiograficzna.

Akcja dzieje się w kilku różnych miejscach – dramatycznie rozpoczyna się w Polsce, zasadnicza jej część (nazwałabym ją wakacyjną) toczy się na Karaibach w tropikalnej scenerii wysp Małych Antyli, a kolejna wciągająca odsłona (w mojej opinii – swoista komedia pomyłek w damsko-męskich relacjach) ma miejsce w południowych Włoszech, w Sorrento, a świetne zakończenie następuje na cudownej wyspie Capri.

Mająca talent do nauki języków, ale niezwykle skromna młoda Polka, Anna, w dramatycznych okolicznościach traci niemal całą rodzinę. Zostaje jej tylko mąż, który jednak zdradza Annę z koleżanką. Gdy bohaterka to odkrywa, jest na skraju załamania nerwowego. Ile dramatów można bowiem znieść, w dodatku w dość krótkim czasie? Wówczas, zupełnie niepodziewanie, wygrywa rejs po Karaibach…. Tam przypadkowo nawiązuje znajomość z atrakcyjnym Włochem o imieniu Luca. Jest to jednak – z pewnych względów – relacja słodko-gorzka. Dość powiedzieć, że Włoch nie podróżuje sam…. Na marginesie losów głównych bohaterów znakomicie nakreślone są rozmaite postacie poboczne, o bardzo różnych charakterach. Więcej nie zdradzę, ale dzieje się naprawdę dużo i ciekawie!

Orsetti wciąga nas w meandry miłości, nieporozumień i odmiennych oczekiwań. I to nie będzie miłość łatwa! Ale, jak podobno mawiał Balzac, piękne są tylko rzeczy trudne. I tak, na przykład, autorka w fantastyczny sposób pokazuje, jak poważne mogą być konsekwencje nieprawidłowego odczytywania miłosnych sygnałów, które jedna strona zdaje się wysyłać do drugiej.

Bardzo cenię tę książkę za kilka jej cech. Po pierwsze, wywołuje prawdziwe emocje – a ja uwielbiam właśnie takie powieści, „z krwi i kości”. Po drugie, autorka pisze o relacjach między kobietą a mężczyzną z ogromnym wyczuciem, w piękny, wyważony sposób. Po trzecie, jest to książka z mądrą fabułą, powiedziałabym nawet, że z pewnym przesłaniem, taka, o której jeszcze długo myśli się po skończeniu czytania. To czyni ją bardzo wartościową. Po czwarte, w dużej mierze akcja rozgrywa się w trakcie niezwykłego rejsu wycieczkowcem Amore Mio po Morzu Karaibskim i jego pięknych wyspach, których barwne opisy cudownie uzupełniają główne wątki powieści. I wszystko jest tak realne, że w trakcie lektury czułam się, jakbym sama tam była. Po piąte, mamy w tej powieści nasz „polski” wątek, bardzo zresztą interesujący, dzięki czemu książka jest bardziej „swojska”. I w końcu po szóste, całość jest podana przepięknym językiem (być może w jakimś stopniu jest to zasługa tłumacza?). Za te bezsprzeczne walory bez wahania daję dziesięć gwiazdek.

Nie pozostaje mi nic innego, jak z pełnym przekonaniem polecić „Wyspy szczęścia” na wakacje i nie tylko. To może być hit lata.

Cieszę się, że będąc recenzentką wydawniczą mogłam przeczytać – jako jedna z pierwszych – powieść Laury Orsetti pt. Wyspy szczęścia, która z różnicą kilku miesięcy trafia do rąk czytelników polskich i włoskich (u nas premiera wypada tuż przed wakacjami). Cieszę się, bo od lat nie miałam w rękach tak dobrej powieści obyczajowej opowiadającej o trudach miłości – rodzenia się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu „Wyleczonych” i „Pasożyta” pomyślałam, że poprzeczka została ustawiona wysoko, ale „Diagnoza” przesunęła ją jeszcze wyżej. Każda książka Horn jest lepsza od poprzedniej. Autorka coraz bardziej się rozkręca. Chcąc nie chcąc, jej powieści można traktować jako cykl, bo mają tych samych głównych bohaterów. Z drugiej strony, można je czytać w dowolnej kolejności, bo każda tworzy odrębną całość. Ale gdzieś w tle zawsze przewija się wątek Wyleczonych, wprowadzony w pierwszej powieści...
Powiem z zazdrością – „Diagnoza” jest niesamowita. Zachodzę w głowę, skąd autorka bierze tak pomysłowe sposoby morderstw. Znam naprawdę niezły kawał literatury sensacyjnej dostępnej na naszym rynku, ale też dużą część tej, która u nas nie doczekała się przekładów, i nie znajduję żadnego autora, który wprowadzałby tak oryginalne sposoby zabijania. Już choćby z tego powodu warto sięgnąć po powieści pani Horn.
Ale powodów jest więcej. Fabuła w książkach Horn jest tak bardzo świeża, zupełnie inna od większości pozycji sensacyjnych. Bohaterowie są dobrze skonstruowani pod względem psychologicznym – tajemniczy młody komisarz policji Michał Łazowski (w „Diagnozie” wreszcie dowiadujemy się więcej o jego przeszłości!), przebiegła i przebojowa (pod względem radzenia sobie z życiowymi problemami) lekarka z warszawskiego szpitala Marta Wolska. Doskonałe są też postacie drugoplanowe (praktycznie w każdej powieści wchodzą nowe). Kolejny plus to dar łączenia thrillera kryminalnego z dobrze opakowanymi historiami obyczajowymi i szczyptą humoru. Tego ze świecą szukać w literaturze sensacyjnej. Widać gołym okiem, że pani Horn ma własny, specyficzny styl.
Inny powód jest mniej istotny, ale dla wytrawnego czytelnika z pewnością ważny – autorka pisze powieści bardzo spójne. Nie ma w nich miejsca na rozwlekłe wątki poboczne czy niedokończone, jak to bywa nawet u najpoczytniejszych autorów. Uwielbiam też w książkach Horn zwroty akcji i te zakończenia – przy każdej książce przegrałam, nie zgadłam finału. Lubię, gdy końcówka mnie zaskakuje.
W prozie Horn nie ma też miejsca na bezsensowny rozlew krwi. Zamiast tego dostajemy zbrodnie inteligentne, bezbłędne, dopracowane. Choć, jak zobaczycie w „Diagnozie”, sprawy mogą się w końcu naprawdę skomplikować, zwłaszcza gdy zaczynają ginąć lekarze. Komisarz Łazowski i doktor Wolska muszą się spieszyć, by dowiedzieć się, co wiązało ze sobą ofiary, oprócz oczywiście lekarskiego fachu. Dlaczego zginęli medycy, którzy byli popularni wśród pacjentów i czy Marcie też grozi niebezpieczeństwo.
Wiemy już od czasu „Wyleczonych”, że parę głównych bohaterów połączył nie tylko romans, ale też i pewna głęboko skrywana tajemnica. I tu czas na powikłania – ktoś twierdzi, że ich sekret poznał. Gdy się wyda, komisarz z pewnością przestanie być policjantem, a lekarka pożegna się ze szpitalem. Ale czy się wyda?
Bohaterowie „Diagnozy” są z krwi i kości. Tacy soczyści, z charakterem. Bardzo im kibicowałam, dlatego nie chciałam by „wpadli”. Nie zdradzę, co się ostatecznie zadziało, ale powiem krótko – to książka w świetnym klimacie, który do mnie bardzo przemawia. Już od początkowej, brawurowej wręcz akcji z kieszonkowcem…
„Diagnoza” to historia niebanalna, misternie utkana, taka „ułożona” – to chyba najtrafniejsze słowo. Po prostu wszystko jest logiczne. Czyta się szybko. Wielkimi zaletami powieści są też styl i język.

Cieszę się, że dzięki wydawnictwu Faros mogłam przeczytać „Diagnozę” przedpremierowo. Bardzo przypadła mi do gustu. Jestem pewna, że wam też się spodoba.

Po przeczytaniu „Wyleczonych” i „Pasożyta” pomyślałam, że poprzeczka została ustawiona wysoko, ale „Diagnoza” przesunęła ją jeszcze wyżej. Każda książka Horn jest lepsza od poprzedniej. Autorka coraz bardziej się rozkręca. Chcąc nie chcąc, jej powieści można traktować jako cykl, bo mają tych samych głównych bohaterów. Z drugiej strony, można je czytać w dowolnej kolejności,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Alicja Horn bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie w 2021 roku powieścią „Wyleczeni”, która została kandydatką do Nagrody Wielkiego Kalibru, przyznawanej za najlepsze kryminały i książki sensacyjne. Choć warto od razu zauważyć, że „Wyleczeni”, podobnie jak najnowsza powieść „Pasożyt”, nie dają się łatwo zaszufladkować. Horn jest bowiem pisarką międzygatunkową. Wątki kryminalne łączy bardzo zgrabnie z obyczajowymi. Co więcej, jej powieści mają oczywiste cechy thrillerów medycznych. Taka międzygatunkowość pozwala autorce otworzyć się na pokaźne grono czytelników. „Wyleczeni” szybko stali się jednak popularni (w jednej z największych księgarni internetowych już w pierwszych dniach sprzedaży książka stała się bestsellerem) nie tylko dzięki temu zabiegowi literackiemu. Powieść cechuje bowiem bardzo dobry styl, świetna fabuła i mocno zaskakujące zakończenie. Do „Wyleczonych” powróciłam na początku tego roku, gdy przesłuchałam audiobookową wersję czytaną przez Ilonę Chojnowską, której aranżacja również przypadła mi do gustu.

Z tym większą ciekawością czytałam (chyba jako jedna z pierwszych) „Pasożyta”, poproszona o przygotowanie recenzji wydawniczej. „Pasożyt” też mocno mnie zaskoczył. Posiada większość pozytywnych cech „Wyleczonych”, ale ma pewien specyficzny atrybut. Rzecz mianowicie w metodach morderstw. Znam pokaźną część światowej literatury kryminalnej (w tym tej nie przetłumaczonej na j. polski) i nie przypominam sobie żadnego pisarza, który wpadłby na pomysł tak wysublimowanych i wyrafinowanych sposobów pozbawienia kogoś życia, jakie kilkukrotnie serwuje nam w „Pasożycie” Alicja Horn. Zgadzam się z krytyczką Anną Wiśniewską (czytałam wiele twoich opinii i nigdy się nie zawiodłam, ale już chyba czas zrezygnować z mnogich pseudonimów!!!), że rzeczywiście sposoby zabijania są tu znacznie oryginalniejsze niż w „Wyleczonych”. Obawiam się tylko, by nie posłużyły za instruktaż dla naszych lekarzy, oczywiście tych złych 😉

W „Pasożycie” mamy tę samą parę bohaterów, co w „Wyleczonych” – lekarkę Martę Wolską i komisarza Michała Łazowskiego. Powieść jest jednak autonomiczna, to znaczy tak skonstruowana, że można ją czytać w pełni niezależnie, bez uprzedniej lektury „Wyleczonych”. W zasadzie książki te można czytać w dowolnej kolejności.

Dwuznaczny tytuł „Pasożyta” jest wprowadzeniem do jednego z głównych wątków powieści, mówiącego o tym, jak prawdziwy pasożyt może unieszkodliwić społecznego pasożyta. Ten ostatni wpierw jednak musi trafić do szpitala, co w tym przypadku nie jest trudne, gdyż sam się tam ekspediuje, mając nadzieję, że pobyt w klinice pomoże mu uciec przed wymiarem sprawiedliwości, a przy okazji poznać nowe ofiary. Jego plan porządnie komplikuje jednak para głównych bohaterów, która lubi wymierzać sprawiedliwość bezwzględnie eliminując społeczne pasożyty, zarówno te grube ryby, jak i leszcze. Choć nie wszystko idzie bez powikłań, zwłaszcza gdy Marta samowolnie zmienia plan opracowany przez Michała:
„– Jak w pracy? – spytał wreszcie Michał.
– Wszystko dobrze. Schulz nie żyje.
– Słyszałem. Jeden z głowy. Jesteś niezwykle skuteczna. To wprost przerażające. – Postanowił się z nią podroczyć.
– Raczej nieskuteczna. Płacą mi, żeby żył.
– Co teraz? Będzie sekcja?
– W tych okolicznościach? Jasne, że tak.
– Ale niczego nie znajdą?
– Wprost przeciwnie. Wszyscy już wiedzą, czego szukać. Sekcja tylko potwierdzi diagnozę.
– Marta, plan był inny! – Zielone oczy Michała zaszły ciemną chmurą.
– Był, ale się zmył.”

Prawdziwie pyszna jest bardziej obyczajowa historyjka tytułowanej artystki i profesorki ASP, Waginistki, która trafia na szpitalny oddział, w którym pracuje Marta. Waginistka jest autorką szczególnego dzieła sztuki: „Nie chcę być nieskromna, ale Majestat Waginarium to najwybitniejsza instalacja artystyczna, jaka ma powstać w Polsce od czasu Abakanów Magdaleny Abakanowicz. Tylko znacznie doskonalsza, bo skupia się na tej jednej, najistotniejszej części ciała.”
Skrzydła doktor Wolskiej nie są jednak dla Waginistki opiekuńcze, choć przynajmniej twórczyni Majestatu Waginarium wyjdzie ze szpitala żywa, czego nie można powiedzieć o wszystkich pacjentach Marty. Ale i Waginistka dostanie porządnie w kość 😊

Ciekawych wątków jest w tej powieści znacznie więcej, w tym wciągająca historia afery farmaceutycznej, ale nie chcę spoilerować.

Krótko mówiąc, „Pasożyt” barwnie ukazuje świat różnych medycznych przekrętów i nie tylko. Z wątków obyczajowych najciekawszy jest sam skomplikowany związek uczuciowy Marty i Michała („‘Doktor Jekyl i pan Hyde’ – pomyślała, oglądając w lustrze siniak na ramieniu.”)

„Pasożyta” czyta się wybornie, dzięki niebanalnej fabule, żywej akcji i naprawdę rzadko spotykanemu stylowi. W finalnej wersji książki nie znalazłam ani jednego błędu stylistycznego, a jestem bardzo uczulona na punkcie poprawności językowej.

Pozostaje mi ponownie dać Pani Alicji najlepszą ocenę i czekać na kolejną powieść. Oby nie za długo!

(w tekście wykorzystano fragment niezależnej recenzji wydawniczej dla wydawnictwa Faros oraz cytaty z „Pasożyta”)

Alicja Horn bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie w 2021 roku powieścią „Wyleczeni”, która została kandydatką do Nagrody Wielkiego Kalibru, przyznawanej za najlepsze kryminały i książki sensacyjne. Choć warto od razu zauważyć, że „Wyleczeni”, podobnie jak najnowsza powieść „Pasożyt”, nie dają się łatwo zaszufladkować. Horn jest bowiem pisarką międzygatunkową. Wątki kryminalne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to zdecydowanie najslabsza z ksiazek Maleckiego, ktore przeczytalam. Moze dlatego, ze debiutancka. Akcja wydala mi sie na tyle naciagana, przekombinowana , wrecz sztuczna, ze postanowilam nie czytac dwoch tomow kontynuacji. Polecam za to serie o komisarzu Grossie :)

Jest to zdecydowanie najslabsza z ksiazek Maleckiego, ktore przeczytalam. Moze dlatego, ze debiutancka. Akcja wydala mi sie na tyle naciagana, przekombinowana , wrecz sztuczna, ze postanowilam nie czytac dwoch tomow kontynuacji. Polecam za to serie o komisarzu Grossie :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wróciłam po latach do Del amor y otros demonios – jak to pięknie brzmi po hiszpańsku, nieprawdaż? Powieść ma już ponad ćwierć wieku! Nie będę się rozpisywać na temat fabuły, bo w zbyt wielu recenzjach powiedziano już to, co sama o niej myślę. Krótko tylko zachęcę – mamy tu temat miłości potraktowany z nietypowej perspektywy. To przecież miłość szalona, a nawet i dziwaczna. Miłość, na której spełnienie czeka się zbyt długo. Nie jestem oryginalna...

Może zatem zwrócę uwagę na język, który jest wspaniały. A jaki mógłby u Marqueza być? – spytacie. Ale zerknijcie choć na piękne myśli mistrza: „Idee są niczyją własnością”, „rygoryzm przesądów” i „znalazł się po drugiej stronie strachu”. Plus te przewrotne sformułowania: „obdarować kogoś zatrutym prezentem” albo „dzielić z kimś rozkosze czystych idei”.

Nawet jeśli tematyka nie trafia w wasz gust, to warto przeczytać choćby właśnie z powodu języka. Polecam z całego serca. Daję dziesięć – dla książek mądrych, o których się myśli, które wracają. Gorąco polecam.

Wróciłam po latach do Del amor y otros demonios – jak to pięknie brzmi po hiszpańsku, nieprawdaż? Powieść ma już ponad ćwierć wieku! Nie będę się rozpisywać na temat fabuły, bo w zbyt wielu recenzjach powiedziano już to, co sama o niej myślę. Krótko tylko zachęcę – mamy tu temat miłości potraktowany z nietypowej perspektywy. To przecież miłość szalona, a nawet i dziwaczna....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W końcu doczekaliśmy się polskiego thrillera, który ma nietuzinkową wartość. Nie tylko wciąga narastającym tempem akcji i ciekawą fabułą, ale potrafi też zmusić do zastanowienia nad sprawami ważnymi. Ten thriller nie jest zatem wyłącznie rozrywką. W tle głównych wątków ma bowiem miejsce niezwykle subtelna, ale zarazem przejmująca obserwacja społecznej rzeczywistości, w której żyjemy. Alicja Horn sprytnie przemyca istotne pytania ponadczasowej natury: dlaczego niektórzy ludzie muszą tak bezwzględnie ranić i burzyć poukładany świat innych? Jak i czy w ogóle odpłacać za zło? Czy brak reakcji spowoduje nową akcję? Czy instytucje publiczne nie mogłyby sprawniej zwalczać zła? Kwestii tego rodzaju nasuwa się, podczas lektury i po niej, więcej.

Główni bohaterowie "Wyleczonych" to postacie niejednoznaczne. Jest w nich dużo dobra i dużo zła. Ale właśnie tu tkwi haczyk. W jakim sensie są źli? Prawnym? Zapewne. Ale w dzisiejszych czasach, kiedy ludziom Zachodu brakuje jednego powszechnego systemu etycznego (słynne dictum Allende: „gdzieś się zapodziała etyka”), jak grzyby po deszczu wyrastają własne wyobrażenia tego, co jest etyczne, a co nie. Gdy nie istnieje jeden system etyczny, to czy realizacja własnych zasad może skuteczniej uporządkować rzeczywistość, pomóc sobie i innym? Czy nie lepiej wziąć sprawy w swoje ręce? Być może w czasach, w których dobry adwokat mógłby obalić wszystkie dowody i doprowadzić do uniewinnienia zwyrodnialca, niekiedy trzeba zadziałać samemu. Bez pomocy wymiaru sprawiedliwości, którego brak skuteczności często wręcz poraża.

Przekonania niejednego z nas będą zapewne zgodne z głównym wnioskiem płynącym z tej powieści: niekiedy, by zapobiec kolejnemu ludzkiemu dramatowi, trzeba sięgnąć po wszelkie, również „złe” środki i w imię dobra czynić „zło”. A wszyscy przecież wiemy, że istnieje zło i tzw. mniejsze zło. Houellebecq pisał, że „czynienie dobra łączy” a „czynienie zła rozłącza”. Jeśli jest tak w rzeczy samej, to główni bohaterowie bynajmniej zła nie czynią. Psychologiczne portrety Marty i Michała kreśli Alicja Horn na tyle oszczędnie, by czytelnik mógł sam zinterpretować, kim ci bohaterowie tak naprawdę są i jak to możliwe, że tak szybko podejmują decyzje o czyimś życiu lub śmierci.

Jak pisał Dostojewski, „są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne: przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobna”. U bohaterów Horn dylemat przekroczenia Rubikonu nie istnieje. Są zdeterminowani likwidować zło. Ale czy sami nie są przykładem tak zwanych successful psychopaths? Autorka pozostawia tę kwestię otwartą. Chyba, że coś podpowie w następnej części. Bo ta bez wątpienia powstanie.

Per saldo, jest to rasowy thriller, choć podobno debiut (pod pseudonimem)! Bardzo dobrze oceniam poprowadzenie trajektorii zbrodni, zemsty i romansu. W książce nie ma miejsca na przypadki, nielogiczności ani jakieś przegadane historie. Może dlatego tak dobrze wchodzi.

(fragment niezależnej recenzji wydawniczej)

W końcu doczekaliśmy się polskiego thrillera, który ma nietuzinkową wartość. Nie tylko wciąga narastającym tempem akcji i ciekawą fabułą, ale potrafi też zmusić do zastanowienia nad sprawami ważnymi. Ten thriller nie jest zatem wyłącznie rozrywką. W tle głównych wątków ma bowiem miejsce niezwykle subtelna, ale zarazem przejmująca obserwacja społecznej rzeczywistości, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po prostu świetne. Taki Nikodem Dyzma pióra Kosińskiego. Rewelacyjna adaptacja filmowa. Lubię obejrzeć ekranizację dobrej książki i porównać różnice między nią a scenariuszem. W tym wypadku książkowy ogrodnik na już zawsze pozostanie Peterem Sellersem.

Po prostu świetne. Taki Nikodem Dyzma pióra Kosińskiego. Rewelacyjna adaptacja filmowa. Lubię obejrzeć ekranizację dobrej książki i porównać różnice między nią a scenariuszem. W tym wypadku książkowy ogrodnik na już zawsze pozostanie Peterem Sellersem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy dwóch mężczyzn z tej samej rodziny zakochuje się w tej samej kobiecie... Niezłe.
O sporze w rodzinie i sile więzi - "Jakaś tajemna zmowa kazała wszystkim gasić ten ogień. Zmysł rodzinny wpajał w nich głęboki wstręt do wszystkiego, co zagrażało równowadze ich współżycia."

Kiedy dwóch mężczyzn z tej samej rodziny zakochuje się w tej samej kobiecie... Niezłe.
O sporze w rodzinie i sile więzi - "Jakaś tajemna zmowa kazała wszystkim gasić ten ogień. Zmysł rodzinny wpajał w nich głęboki wstręt do wszystkiego, co zagrażało równowadze ich współżycia."

Pokaż mimo to


Na półkach:

Flaubert w najlepszym wydaniu!

Flaubert w najlepszym wydaniu!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy można sobie wyobrazić lepszą opowieść o Rzymie?

Czy można sobie wyobrazić lepszą opowieść o Rzymie?

Pokaż mimo to