-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać6
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-11
2024-04-21
Zbliża się 38. rocznica katastrofy w czarnobylskiej elektrowni atomowej na Ukrainie. Pamiętna data to 26 kwietnia 1986 roku. Negatywne skutki tamtych wybuchów jądrowych odczuwamy do dzisiaj. Reportaż Swietłany Aleksijewicz zawiera wstrząsające świadectwa ludzi. Pokazują one zniszczenia cielesne i psychiczne: u mieszkańców Czarnobyla i jego okolicy, u tych co brali udział w akcji niwelującej awarię, u rodzin osób, które zostały napromieniowane. Czuć u nich duży ładunek emocjonalny. Jestem tym bardzo poruszony. Już pierwsze opowiadanie jest jak uderzenie obuchem w głowę (czytelnika), psychicznie powala na powierzchnię gleby. Przy tym poznaję mentalność "człowieka radzieckiego".
Zbliża się 38. rocznica katastrofy w czarnobylskiej elektrowni atomowej na Ukrainie. Pamiętna data to 26 kwietnia 1986 roku. Negatywne skutki tamtych wybuchów jądrowych odczuwamy do dzisiaj. Reportaż Swietłany Aleksijewicz zawiera wstrząsające świadectwa ludzi. Pokazują one zniszczenia cielesne i psychiczne: u mieszkańców Czarnobyla i jego okolicy, u tych co brali udział w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-03
Początek zachwycił mnie i to dobre wrażenie pozostało do końca pamiętnika. Sprawił to ładny, plastyczny język. Bardzo spodobały mi się opisy przyrody. Była ciekawa charakterystyka ludzi, zarówno autochtonów, jak i bogatej szlachty europejskiej; poprzez to dało się zauważyć "zderzenie" kultur. "Rzucił" mi się w ucho wyraz "toto", którym Murzyni określają dziecko. Ostanie rozdziały stanowiące część zatytułowaną "Pożegnanie z farmą" emanowały smutkiem, który również mi się udzielił; było to bankructwo plantacji kawy i żegnanie się autorki z Afryką.
Początek zachwycił mnie i to dobre wrażenie pozostało do końca pamiętnika. Sprawił to ładny, plastyczny język. Bardzo spodobały mi się opisy przyrody. Była ciekawa charakterystyka ludzi, zarówno autochtonów, jak i bogatej szlachty europejskiej; poprzez to dało się zauważyć "zderzenie" kultur. "Rzucił" mi się w ucho wyraz "toto", którym Murzyni określają dziecko. Ostanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-26
Tim Marshall przygotował interesujące i pomocne mapy poglądowe do prezentowanych ciekawostek. Jego subiektywny plan rozdziałów spodobał mi się. Jednak nie zgodziłem się w ocenie sąsiedzkich relacji bliskowschodnich, ale dobrze było poznać inne zdanie poparte rozumowym tokiem myślenia, jakie przedstawił autor na podstawie analiz niektórych strategicznych dowódców wojskowych i geopolityków (wydaje mi się, że tylko tych europejskich i północnoamerykańskich).
Tim Marshall przygotował interesujące i pomocne mapy poglądowe do prezentowanych ciekawostek. Jego subiektywny plan rozdziałów spodobał mi się. Jednak nie zgodziłem się w ocenie sąsiedzkich relacji bliskowschodnich, ale dobrze było poznać inne zdanie poparte rozumowym tokiem myślenia, jakie przedstawił autor na podstawie analiz niektórych strategicznych dowódców wojskowych...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-17
To ciekawy beletryzowany portret Lucii Joyce, córki słynnego pisarza Jamesa Joyce'a, autora "Ulissesa". Lubię autentyzm postaci. Taneczne wstawki autorki są interesujące – a główna bohaterka właśnie odznacza się talentem artystycznym (taniec i choreografia).
Wczesna młodość nacechowana jest wesołymi momentami; są romanse, ale i wynikające z nich zawody miłosne. Czułem jak tekst emocjonalnie przeprowadza mnie od radosnych chwil z początku realistycznej powieści do dużego przygnębienia na końcu książki. Myślę że w dużym stopniu samotność wpędza Lucię Joyce w problemy psychiczne. Dla mnie jest to historia "ściskająca za serce" z żalu nad jej dorosłym życiem. Widzę zaprzepaszczenie rozwoju swojej pasji z powodu czynników niezależnych od głównej bohaterki. Występuje nieodpowiednia zależność: córka jest podporządkowana (włącznie z matką, która narzuca taki styl życia) dobrodusznemu ojcu, pomagając mu w jego pracy zawodowej.
To bardzo udany debiut powieściowy Annabel Abbs. Jest odpowiednio przygotowana do pisania o rodzinie Joyce'ów. Oprócz tego uczy się tańczyć – to ważne, bo dzięki temu rozumie ruch ciała i zna występujące przy tym nazwy. Podoba mi się ta książka z trzech istotnych powodów: elementy tańca, wiele znanych postaci historycznych (przeważnie artystów), umiejętność opisania przez autorkę. Chcę do niej kiedyś powrócić.
To ciekawy beletryzowany portret Lucii Joyce, córki słynnego pisarza Jamesa Joyce'a, autora "Ulissesa". Lubię autentyzm postaci. Taneczne wstawki autorki są interesujące – a główna bohaterka właśnie odznacza się talentem artystycznym (taniec i choreografia).
Wczesna młodość nacechowana jest wesołymi momentami; są romanse, ale i wynikające z nich zawody miłosne. Czułem jak...
2024-03-14
Czytam wydanie drugie z 2019 roku. To świetnie opracowana książka pod względem merytorycznym; są bardzo dobrze przemyślane rozdziały, zwłaszcza ich kolejność. Niestety, rażą mnie tutaj błędy edytorskie. Lektura wymaga samodzielnego myślenia, zastanowienia się nad poruszanymi kwestiami, głównie obracającymi się wokół szczepień. Jestem niezwykle zachwycony tą książką! Bogata bibliografia. Przytaczane jest wiele cennych badań, wywiadów, wykresów, korelatywnych spostrzeżeń od myślących i odważnych lekarzy sprzeciwiających się dominacji fałszu farmaceutycznych firm i państwowych instytucji finansowanych przez farmaceutyczne podmioty rynku gospodarczego. Niektórzy lekarze kiedyś byli stanowczymi zwolennikami szczepionek, ale w wyniku własnych obserwacji pacjentów dochodzą do wniosku, że programy ochronne szczepień przynoszą dużo szkód, a nawet wielu niepotrzebnych (bo możliwych do uratowania) przypadków śmiertelnych. Ostatnio tak popularne i modne jest łączenie kilku szczepionek w jedną donację – to stwarza jeszcze większe zagrożenie dla zdrowia, jest jeszcze większe ryzyko powikłań chorobowych.
Publicznie prawie wcale nie słyszy się o zagrożeniach, więc społeczeństwo jest nieświadome negatywnych skutków szczepień. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego brak takich informacji wśród ludzi? Kto korzysta z takiego stanu tej sprawy? Jak duże pieniądze z tym się wiążą? Otóż głównym podmiotem zbijającym fortunę pieniężną są firmy farmaceutyczne, które z łatwością (za pomocą pieniędzy i kontaktów ze znaczącymi osobistościami) potrafią korumpować środowiska lekarskie i akademickie; a nieświadomi pacjenci oraz studenci przyjmują wiedzę (jedynie słuszną i "prawdziwą") pochodzącą od autorytetów naukowych. Działa system fizycznych "naczyń połączonych" i zarazem pogmatwanych w wyniku ciągle rozwijającej się inżynierii społecznej (niestety, niekorzystnej dla społeczeństwa, chociaż politycy przedstawiają to jako "czyste dobro").
Szczepionki są niebezpieczne, szczególnie dla dzieci i osób mających problem z odpornością organizmu. Obecne szczepionki zawierają modyfikanty genetyczne zmieniające komórki pacjenta. To wywołuje trudno uleczalne choroby, nowotwory. Oprócz tego od kiedy stosuje się leczenie antybiotykami zachorowalność na raka zwiększyła się dziesięciokrotnie. A "Miejscem najczęstszej akumulacji trujących substancji są stawy". Dzięki temu poszerza się krąg ludzi stale chorych, którzy potrzebują drogich terapii i leków w długiej perspektywie czasowej. Kto na tym perfidnym procederze najwięcej korzysta?
Czytam wydanie drugie z 2019 roku. To świetnie opracowana książka pod względem merytorycznym; są bardzo dobrze przemyślane rozdziały, zwłaszcza ich kolejność. Niestety, rażą mnie tutaj błędy edytorskie. Lektura wymaga samodzielnego myślenia, zastanowienia się nad poruszanymi kwestiami, głównie obracającymi się wokół szczepień. Jestem niezwykle zachwycony tą książką! Bogata...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-11
Tytuł wcale nie jest przetłumaczony na język polski, ale przeciętny czytelnik sięgający po tę książkę przeważnie nie wie o tym lub w pierwszej chwili nie przyjdzie mu to na myśl, a "Mansfield" traktuje jako nazwę własną. Jeśli miałby być przetłumaczony, to zapewne tylko wyraz "Park" oznaczający w tym przypadku rezydencję (ewentualnie dworek lub willę). Natomiast nieprzetłumaczony kojarzy się z obszarem zielonym w którym są alejki i miejsce do rekreacji – to myli mnie-czytelnika, skrzywia oczekiwania i nastawienie do lektury.
Tekst "Mansfield Park" uchodzi za najtrudniejszy, a dla mnie okazuje się bardzo ciekawą powieścią obyczajową. Na początku występuje bicie dużego zegara, który nadaje tutaj poczucia czasu oraz "nawołuje" do przestrzegania porządku dnia i rytuałów wykonywanych przez ludzi pochodzących ze szlacheckich sfer społeczeństwa angielskiego – podobnie jak w późniejszej powieści "Pani Dalloway" (wydanej 14 maja 1925 roku) autorki Virginii Woolf, w której co jakiś czas powraca brzmienie londyńskiego Big Bena określające rytm wydarzeń (może właśnie Virginia Woolf czerpie inspirację z "Mansfield Park"). Jane Austen ironicznie ujmuje niektóre zachowania bohaterów. Atutem tej długiej powieści jest mała ilość uczestników akcji – dzięki temu czuję się dobrze osadzony w treści wydarzeń. Główna bohaterka, Fanny Price, ujmuje mnie swoją prawością oraz... zamiłowaniem do przyrody (jako jedyna w tej powieści). Łono natury uspokaja ją, daje jej radość i psychiczną siłę. Fanny Price postrzegam jako dość egzaltowaną dziewczynę – co trochę mi psuje ulubiony obraz psychologiczny postaci – emanuje przesadną wrażliwością i nienaturalnością zachowania się w towarzystwie szlachetnie urodzonych osób. Ma niską samoocenę. Są momenty w których mnie irytuje. Jednak spośród wszystkich bohaterów powieści ją najbardziej lubię, a w następnej kolejności jej kuzyna Edmunda (bratniej duszy dla Fanny).
Jane Austen jest jedną z autorek mających talent do pisania powieści obyczajowych. Aby lepiej zrozumieć ducha owej epoki, to w niedalekiej przyszłości chcę ponownie przeczytać "Mansfield Park".
Tytuł wcale nie jest przetłumaczony na język polski, ale przeciętny czytelnik sięgający po tę książkę przeważnie nie wie o tym lub w pierwszej chwili nie przyjdzie mu to na myśl, a "Mansfield" traktuje jako nazwę własną. Jeśli miałby być przetłumaczony, to zapewne tylko wyraz "Park" oznaczający w tym przypadku rezydencję (ewentualnie dworek lub willę). Natomiast...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-10
"I boję się snów" to wspomnienia spisane w lipcu 1945 roku, a opublikowane kilkanaście lat później. To ciąg wydarzeń od 1939 roku do końca maja 1945 roku, gdy narratorka dociera do swojego rodzinnego miasta (Lublin). Jest ofiarą bolesnych doświadczeń medycznych przeprowadzanych przez nazistowski personel lekarski – wśród więźniarek zyskuje miano "królika (doświadczalnego)". Książka zawiera bardzo wstrząsające obrazy, które mają w sobie bardzo duży ładunek emocjonalny bolesnej tragedii losów więźniarek obozów koncentracyjnych. W ogóle przerażający jest tragizm wojny: wtedy następuje proces odhumanizowania. Wanda Półtawska – przeznaczona na śmierć – żyje wiele lat po wojnie, zdobywa tytuł naukowy profesora, dochodząc do 102 lat życia, umiera w Krakowie 25 października 2023 roku.
"I boję się snów" to wspomnienia spisane w lipcu 1945 roku, a opublikowane kilkanaście lat później. To ciąg wydarzeń od 1939 roku do końca maja 1945 roku, gdy narratorka dociera do swojego rodzinnego miasta (Lublin). Jest ofiarą bolesnych doświadczeń medycznych przeprowadzanych przez nazistowski personel lekarski – wśród więźniarek zyskuje miano "królika...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-09
Książka zawiera wstrząsające sceny z nazistowskich obozów koncentracyjnych. Wacław Nowicki osobiście ich doświadcza i po wojnie je opisuje. W opinii przedstawiam najgorszy, ostatni okres. W 1945 roku dochodzi do kanibalizmu pośród więźniów, następuje ich zezwierzęcenie. Wyczerpane organizmy obozowiczów przechodzą na tryb "jeść, jeść, jeść!" Mają mętny wzrok, już nie rozmawiają ze sobą, lecz porozumiewają się krzykami, jękami, dzikimi dźwiękami połączonymi z agresją i mordują się wzajemnie.
Grupka zaprzyjaźnionych ze sobą i wspierających się wyzwolonych obozowiczów – jeszcze trzeźwo myślących i nie będących w amoku człowieka zlagrowanego (co może świadczyć o ich mocniejszej psychice) – składa dozgonną przysięgę: "NIGDY WIĘCEJ WOJNY, FASZYZMU I OBOZÓW ZAGŁADY"!!!
Średnie oceny czytelników być może wynikają z faktu, że na końcu książki przebija się propagandowy styl okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, między innymi w tych słowach Jasia Chlebowskiego (mieszkającego po wojnie w Krakowie): "Wracajcie chłopcy, bo tu was zmarnują. Zachód nigdy nie był nam przyjacielem i nie będzie" albo, że "(...) autor Łusek syreny [tomik poezji wydany w 1945 roku, autorem jest Mieczysław Lurczyński z Armii Krajowej, który by uniknąć prześladowania w Polsce przebywa na emigracji do końca życia], który tu niedawno bawił [czyli przed 1970 rokiem], a teraz dalej siedzi za pieniądze niemieckich rewizjonistów w Paryżu (...)". Natomiast wspomnienia obozowe nie są naznaczone ideologią, lecz autentycznymi przeżyciami więźniów, dlatego warto je poznać – sięgajcie po tę książkę!
Książka zawiera wstrząsające sceny z nazistowskich obozów koncentracyjnych. Wacław Nowicki osobiście ich doświadcza i po wojnie je opisuje. W opinii przedstawiam najgorszy, ostatni okres. W 1945 roku dochodzi do kanibalizmu pośród więźniów, następuje ich zezwierzęcenie. Wyczerpane organizmy obozowiczów przechodzą na tryb "jeść, jeść, jeść!" Mają mętny wzrok, już nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-08
Czytałem wydanie siódme z 1984 roku, z Państwowego Instytutu Wydawniczego. W czytanej przeze mnie książce zakończenie okazało się inne niż w opisie pod książką w portalu Lubimy Czytać – dlaczego? Czyżby różne wydania miały inne zakończenia? A może adaptacja filmowa zmieniła finał historii (nie oglądałem ekranizacji)?
Julian Kawalec miał specyficzny styl pisania polegający na konstrukcjach powtórzeniowych z zastosowaniem innych wyrazów opisujących tą samą kwestię. Akurat mnie to bardzo się spodobało, ponieważ zostało przeprowadzone w sposób umiejętny i nietuzinkowy, świadczyło o inteligencji autora. Pisarstwo Milana Kundery wypadło słabo przy talencie Juliana Kawalca.
Książka składała się z trzech części, gdzie każda miała swoją sensowną odrębność na osi czasu i wydarzeń – autor rezolutnie pogrupował życie głównego bohatera: Michała Topornego (dobrze dobrał mu nazwisko!). Była to historia przeobrażenia chłopa w inteligenta, która nastąpiła w wyniku impulsu pochodzącego od "postępowego" człowieka (nauczyciela pracującego na prowincji) o myśleniu komunistycznym. Michał Toporny "przywdział nową skórę". Najważniejsze dla niego stały się kariera i "odrabianie zapóźnień". Jego egoizm pogrzebał uczciwość i ideały wpajane przez nauczyciela. Stał się bezwzględny, szedł "po trupach" do celu. Gdy piął się w górę w sferze zawodowej, to jednocześnie jego moralność adekwatnie spadała – jak to autor ujął: podejmował stały, zawzięty marsz "po linii ukośnej prowadzącej wzwyż". "Tańczył" na ścieżce sukcesów nowoczesnego i ambitnego człowieka. "(...) i jeszcze mówili we wsi, żeś ty w życiu wysoko zaszedł, aleś marnie skończył", a mieszczanie ujęli to następująco, że "(...) byłeś twardy i pracowity i dlatego zaszedłeś wysoko; ale można też powiedzieć, żeś ty dość bezmyślnie wlazł w swoje szczęście, a gdy wlazłeś, pomyliły ci się drogi i uwikłałeś się w to swoje szczęście, i zacząłeś się w oszołomieniu obtłukiwać o wszystkie karty swojego szczęścia". Narrator w różnych fragmentach postawił wiele ważnych pytań, według mnie bardzo mądrych, snuł wiele przypuszczeń – to spowodowało moje zaangażowanie w czytaniu, książka wręcz wsysała mnie.
Julian Kawalec był synem małorolnych chłopów, dlatego jego proza opisująca wiejski świat była tak bardzo realistyczna; umiał owe życie przedstawić w ciekawy sposób. Dzięki ogromnemu wysiłkowi rodziców wykształcił się. Potem obracał się w środowisku partyjnym polskich komunistów. Zmarł mając prawie 98 lat w 2014 roku w Krakowie.
Czytałem wydanie siódme z 1984 roku, z Państwowego Instytutu Wydawniczego. W czytanej przeze mnie książce zakończenie okazało się inne niż w opisie pod książką w portalu Lubimy Czytać – dlaczego? Czyżby różne wydania miały inne zakończenia? A może adaptacja filmowa zmieniła finał historii (nie oglądałem ekranizacji)?
Julian Kawalec miał specyficzny styl pisania polegający...
2024-03-07
Publikacja obejmuje trzy objawienia (z La Salette w 1846 roku, z Fatimy w 1917 roku, z Akita w 1973 roku) i przedstawia esencję przesłań od Matki Bożej. Otóż ludzkość ma przestać grzeszyć, bo Bóg wymierzy sprawiedliwą karę już niedługo (ponieważ zbliżają się czasy ostateczne). Początek książki stanowią zeznania dwojga pastuszków francuskich z La Salette, a kolejne dwa orędzia stanowią jakby ciągłość toku myślowego Maryi. W tym opracowaniu bardzo dobrze jest zachowany porządek chronologiczny. Ważne są również ciekawe aneksy, w tym list papieża Jana Pałwa II z okazji jubileuszu stopięćdziesięciolecia objawienia z La Salette oraz list biskupa Jana Shojiro Ito na temat orędzia z Akita.
Zaczynam bardzo poważnie traktować "nabożeństwo pierwszych pięciu sobót miesiąca", którego celem jest wynagrodzenie Sercu Jezusowemu (poprzez pośrednictwo Maryi) za grzechy ludzkości i prośba o nawrócenie grzeszników.
Publikacja obejmuje trzy objawienia (z La Salette w 1846 roku, z Fatimy w 1917 roku, z Akita w 1973 roku) i przedstawia esencję przesłań od Matki Bożej. Otóż ludzkość ma przestać grzeszyć, bo Bóg wymierzy sprawiedliwą karę już niedługo (ponieważ zbliżają się czasy ostateczne). Początek książki stanowią zeznania dwojga pastuszków francuskich z La Salette, a kolejne dwa...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-05
Sturla Pilskog (który był lekarzem o specjalności urologicznej) napisał książkę popularnonaukową (czyli przystępnym językiem), dzięki temu poruszany główny temat okazał się jeszcze bardziej interesujący niż okładka. Zamieścił różne ciekawostki, sięgnął nawet do okresu starożytnego. Odnosił się do współczesnych trendów. Okrasił to wszystko dużą dozą poczucia humoru ocierającego się o sprośność.
Sturla Pilskog (który był lekarzem o specjalności urologicznej) napisał książkę popularnonaukową (czyli przystępnym językiem), dzięki temu poruszany główny temat okazał się jeszcze bardziej interesujący niż okładka. Zamieścił różne ciekawostki, sięgnął nawet do okresu starożytnego. Odnosił się do współczesnych trendów. Okrasił to wszystko dużą dozą poczucia humoru...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
To była historia uporu, zdobywania kariery zawodowej, uzyskania bogactwa, sławy, znalezienia się w najwyższych kręgach towarzyskich świata. Gabrielle "Coco" Chanel bardzo lubiła projektować stroje, robiła to wiele godzin, nie męczyła jej ta czynność, dlatego w opinii ludzi odznaczała się pracowitością. Myślę, że w tej książce znalazło się parę mało znanych informacji. Ta treść dopełniła dotychczasowe biografie. Bardzo spodobało mi się stwierdzenie Coco Chanel: "Książki były moimi najlepszymi przyjaciółmi" – jakże to podpasowało mojemu czytelniczemu zamiłowaniu.
To była historia uporu, zdobywania kariery zawodowej, uzyskania bogactwa, sławy, znalezienia się w najwyższych kręgach towarzyskich świata. Gabrielle "Coco" Chanel bardzo lubiła projektować stroje, robiła to wiele godzin, nie męczyła jej ta czynność, dlatego w opinii ludzi odznaczała się pracowitością. Myślę, że w tej książce znalazło się parę mało znanych informacji. Ta...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-10
Pomoże tylko egzorcysta-kapłan, nie egzorcysta-świecki, bo szatan potrafi bezbłędnie rozpoznać sacrum. Szatan przed sacrum czuje respekt, a nad tym co świeckie ma kontrolę, dlatego zwodzi świeckiego egzorcystę i uczestników obrzędu oraz obserwatorów tego wydarzenia.
Robert Tekieli skrótowo i konkretnie opisuje to co zawarte w tytule książki, którą traktuję jako wstęp do dalszych poszukiwań w tej tematyce. Autor przedstawia zagrożenia, które na pozór wyglądają niewinnie. Z nieznajomości tych spraw wynikają opłakane w skutkach problemy – warto ich uniknąć dzięki tej książce.
Pomoże tylko egzorcysta-kapłan, nie egzorcysta-świecki, bo szatan potrafi bezbłędnie rozpoznać sacrum. Szatan przed sacrum czuje respekt, a nad tym co świeckie ma kontrolę, dlatego zwodzi świeckiego egzorcystę i uczestników obrzędu oraz obserwatorów tego wydarzenia.
Robert Tekieli skrótowo i konkretnie opisuje to co zawarte w tytule książki, którą traktuję jako wstęp do...
2024-02-08
"Lekarz z Auschwitz" to beletryzowana treść oparta na udokumentowanych faktach i wspomnieniach. Ukazuje heroiczną i zapomnianą postać polskiego lekarza Józefa Bellerta (szpital powstańczy w Warszawie oraz szpital polowy w obozie Auschwitz po wycofaniu się Niemców) oraz lata 1944 – 1945 wraz z powojennym tłem zniszczeń materialnych, fizycznych i psychicznych. Jednak Szymon Nowak dużo miejsca przeznacza na opis ówczesnej sytuacji, a znacznie mniej owemu lekarzowi. Autor nie przyciąga mnie swoim pisarstwem, ale podoba mi się jego wkład historyczny do kilkunastu książek (pracuje dla Instytutu Pamięci Narodowej, a to dobre zaplecze wiedzy).
"Lekarz z Auschwitz" to beletryzowana treść oparta na udokumentowanych faktach i wspomnieniach. Ukazuje heroiczną i zapomnianą postać polskiego lekarza Józefa Bellerta (szpital powstańczy w Warszawie oraz szpital polowy w obozie Auschwitz po wycofaniu się Niemców) oraz lata 1944 – 1945 wraz z powojennym tłem zniszczeń materialnych, fizycznych i psychicznych. Jednak Szymon...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-02
Podoba mi się ta książka, która jest lekturą szkolną. Ze względu na młody wiek bohaterów pasuje dla młodzieży. Ukazany jest czas dorastania: fizycznego, psychicznego, społecznego oraz – w przypadku Marcina Borowicza – patriotycznego. Powieść odnosi się do czasów ucisku Polaków – wydarzenia przebiegają na terenie zaboru rosyjskiego. To obraz ówczesnego społeczeństwa (małomiasteczkowego i wiejskiego) oraz procesów rusyfikacji. Chcę wrócić w przyszłości do "Syzyfowych prac".
Podoba mi się ta książka, która jest lekturą szkolną. Ze względu na młody wiek bohaterów pasuje dla młodzieży. Ukazany jest czas dorastania: fizycznego, psychicznego, społecznego oraz – w przypadku Marcina Borowicza – patriotycznego. Powieść odnosi się do czasów ucisku Polaków – wydarzenia przebiegają na terenie zaboru rosyjskiego. To obraz ówczesnego społeczeństwa...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-01
Ładny język, znacznie lepszy niż w ostatniej powieści napisanej przez Stefana Żeromskiego – "Przedwiośniu". Tutaj jest również rys patriotyczny – polskie powstanie styczniowe z 1863 roku, dziejące się na terenie zaboru rosyjskiego w regionie świętokrzyskim. Początek książki zawiera drastyczny obraz z pola pobitewnego – stosu umierających i trupów... ale fabuła wciąga czytelnika. Potem nawiązuje się romans. Zachwycają mnie opisy dotyczące intymności, które są przedstawiane w sposób klarowny i wyważony; dla mnie najważniejsze jest to, że bez wulgaryzmów i prostactwa.
Ładny język, znacznie lepszy niż w ostatniej powieści napisanej przez Stefana Żeromskiego – "Przedwiośniu". Tutaj jest również rys patriotyczny – polskie powstanie styczniowe z 1863 roku, dziejące się na terenie zaboru rosyjskiego w regionie świętokrzyskim. Początek książki zawiera drastyczny obraz z pola pobitewnego – stosu umierających i trupów... ale fabuła wciąga...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-12
Wiesław Myśliwski traktuje o starości (nie tylko na początku książki), a właściwie postrzegam to jako bunt przeciwko onej. Informacja ważna dla młodszych pokoleń: jest tu przedstawione to, jak czuje się i funkcjonuje starszy człowiek (co mu przeszkadza, utrudnia życie...). Powieść zaczyna się rozważaniami staruszka, który potem doznaje śmiertelnego upadku ze schodów przebiegających przez furtę dominikańską zwaną "uchem igielnym" – jest ona w Sandomierzu (brama i schody pochodzą z XIV wieku i są częścią dawnych fortyfikacji starego miasta, a współcześni turyści chętnie zaglądają w to konkretne miejsce), to bardzo wąska brama. Autor kształci się w Sandomierzu (gimnazjum i potem w liceum), bardzo dobrze zna to miasto. Stąd pomysł na taki tytuł książki – tytuł symboliczny, dotyczący życia. Mnie od razu nasuwa się na myśl fragment przypowieści z Nowego Testamentu Biblii, który wyjaśnia jeden z trudów podejmowania właściwej drogi życia – przejście przez "ucho igielne" dosłownie i w przenośni (bo Jezus używa hiperboli, aby poruszaną kwestię wyolbrzymić, wywrzeć nacisk na słuchaczy), odsyłam do Ewangelii świętego Mateusza (Mt 19,24). To daje przyczynek do zamyślenia się nad swoimi dążeniami i postępowaniem – i chyba taki jest cel autora.
Całą powieść stanowi seria wspomnień, czasem przybranych w formę gawędy. Dużo monologów. Są momenty wydające się nudnym tokiem rozmyślań. Zawiera proste filozoficzne wnioski, a czasem po prostu truizmy (w tekście występuje ich sporo i są umiejętnie wplecione). W ten sposób Wiesław Myśliwski ukazuje społeczeństwo i jego obyczajowość, zwykłe egzystowanie. Styl autora podoba mi się i doceniam to – jest bystrym obserwatorem otaczających go ludzi i umie to przedstawić. Myślę, że znaczenie ma sędziwy już wiek autora – jego doświadczenie życiowe, pamięć zamierzchłych lat. Według mnie ma specyficzny sposób przedstawiania rzeczywistości, oryginalny styl pisania wiążący się z inteligencją twórcy – to składniki dające talent. Lubię opisy polskiego społeczeństwa dokonywane przez polskiego prozaika, który żyje w tym, co czytelnikom przedkłada.
Mam tu do czynienia głównie z okresem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Porządku publicznego pilnuje milicja z której autor naigrywa się oraz ironicznie ujmuje zachowania i publiczne wystąpienia lokalnych delegatów partii komunistycznej (polskiej "władzy ludowej"). U bohaterów powracają echa wojny, wstrząsające wspomnienia niszczące dalszą część życia nie tylko danej jednostki, ale też całej rodziny, tylko dzieciom niepamiętającym wojny najłatwiej jest wyjść z takich traumatycznych sytuacji.
Według mnie, jak książka nagle się zaczyna, tak również niespodziewanie się kończy. Myślę, że wątków może być jeszcze wiele – tak jest skonstruowana ta powieść, bo gdy życie jest długie, to i dużo przygód się w nim zdarza.
Za tę książkę Wiesławowi Myśliwskiemu jest przyznana literacka nagroda miasta stołecznego Warszawy, w kategorii "proza". 12 czerwca 2019 roku na spotkaniu z czytelnikami w Mazowieckim Instytucie Kultury w towarzystwie wygranej powieści "Ucho igielne" autor wyraża ciekawe poglądy mające duży wpływ na jego twórczość. Jego zdaniem pamięć to zdolność do kreowania, a nie pamiętania – to punkt wyjścia (początkowy) dla powieści. Według niego nie ważne jest zdarzenie, lecz język, słowo. Mówi, że pisane przez niego powieści mają swoisty odpowiedni "rytm" – to dlatego tak trudno jest przetłumaczyć jego dzieła na inne języki narodowe. Nie pisze autobiograficznych książek – nie lubi tego. We wszystkich powieściach stosuje narrację w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Uważa, że pisarz nie jest rzemieślnikiem, lecz artystą zależnym od weny, a nie od składanego mu zamówienia. Ciekawostka: potwierdza, że wszystkie przepisy kulinarne występujące w jego książkach są autentyczne, sprawdzone, a w "Uchu igielnym" to między innymi ciasto "topielec" czy nalewka z suszonych śliwek. Stwierdzam, że Wiesław Myśliwski to bardzo interesujący człowiek.
Wiesław Myśliwski traktuje o starości (nie tylko na początku książki), a właściwie postrzegam to jako bunt przeciwko onej. Informacja ważna dla młodszych pokoleń: jest tu przedstawione to, jak czuje się i funkcjonuje starszy człowiek (co mu przeszkadza, utrudnia życie...). Powieść zaczyna się rozważaniami staruszka, który potem doznaje śmiertelnego upadku ze schodów...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-24
Początek książki był świetny (czyli "Słowo wstępne", "Podziękowania", "Przedmowa", "Wprowadzenie". "Słowo wstępne" napisał Thomas Howard), trafiał w sedno chrześcijańskiej postawy. Byłem gotowy przyznać za to 10 gwiazdek. Przy następnych rozdziałach trzeba było mieć skupioną uwagę podczas czytania, gdyż konstrukcje zdań okazały się skomplikowane.
Co do postawy Clive'a Staplesa Lewisa pojawił się dylemat (który najwyraźniej też nie dawał spokoju C. S. Lewisowi, bo jak dało się zauważyć był w swojej konstrukcji skomplikowany i rozległy w czasie) – jaki celnie uchwycił autor tej książki i go ciekawie przedstawił. Uchwycił sposób przechodzenia do katolicyzmu, wewnętrzne rozterki, poszukiwania właściwej drogi życia i prawdy, "wycieczki" intelektualne. Swoim sposobem objął temat, co nadało tej analizie oryginalności, odpowiednio podzielił treść na operatywne rozdziały – takie były moje odczucia. Joseph Pearce zainteresował mnie swoimi przemyśleniami. Spodobał mi się trafny podział adwersarzy – odnoszących się do stosunku Clive'a Staplesa Lewisa wobec Kościoła katolickiego – na cztery kategorie. W ogóle praca autora wywarła na mnie wrażenie rzetelnego podejścia do tytułowego tematu, który jednak można było jeszcze bardziej rozwinąć poprzez dotarcie do kolejnych historycznych materiałów. Stąd wyniknęła ocena niewykraczająca poza 8 gwiazdek.
Clive Staples Lewis w "Alegorii miłości" zwrócił uwagę, że "gdy katolicyzm się degeneruje, staje się starą jak świat i ogarniającą cały świat "religią" amuletów, świętych miejsc i kapłańskiego rzemiosła. Z kolei podupadający protestantyzm przeobraża się w gęstą mgłę etycznych frazesów". Wśród niektórych osób wzbudzał kontrowersje. "Dla niektórych Lewis był zbytnio katolicki, dla innych – nie dość katolicki".
Joseph Pearce przedłożył parę interesujących hipotez i ciekawostek z prywatnego życia Clive'a Staplesa Lewisa. Przy tym wskazał na stale słabnącą kondycję Kościoła anglikańskiego u progu XXI wieku – szczególnie symptomatyczny okazał się spadek wiary wśród duchowieństwa; mimo tego na lepszej pozycji plasowali się księża katoliccy.
Początek książki był świetny (czyli "Słowo wstępne", "Podziękowania", "Przedmowa", "Wprowadzenie". "Słowo wstępne" napisał Thomas Howard), trafiał w sedno chrześcijańskiej postawy. Byłem gotowy przyznać za to 10 gwiazdek. Przy następnych rozdziałach trzeba było mieć skupioną uwagę podczas czytania, gdyż konstrukcje zdań okazały się skomplikowane.
Co do postawy Clive'a...
2024-01-23
Przed rozpoczęciem czytania myślałem, że to lektura dla dzieci i młodzieży, a jest całkiem odwrotnie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony wspaniałością książki, szczególnie wnikliwością filozoficzną życia codziennego okraszoną poczuciem humoru autora. Występuje sporo pobocznych historyjek z których kilka razy głośno i szczerze się śmiałem. Na myśl przychodzą mi sceny z komedii Aleksandra Fredry i Moliera oraz... "Przygód dobrego wojaka Szwejka". W przyszłości chcę ponownie przeczytać tę książkę. Z satysfakcją prześledzę losy zabawnych bohaterów u których występuje specyficzna relacja (formalnie to "pan – sługa"). Kubuś mimo braku wykształcenia wykazuje się bystrością umysłu, wypowiada ciekawe przemyślenia i czasami okazuje się być hultajem. Pan ukazany jest jako człowiek słabego charakteru. Widzę, że Denis Diderot przy każdej nadarzającej się okazji piętnuje duchowieństwo. Natomiast bardzo ciekawa jest przedmowa tłumacza Tadeusza Żeleńskiego (Boy'a), który jako pierwszy dokonuje przekładu tego dzieła na język polski.
Przed rozpoczęciem czytania myślałem, że to lektura dla dzieci i młodzieży, a jest całkiem odwrotnie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony wspaniałością książki, szczególnie wnikliwością filozoficzną życia codziennego okraszoną poczuciem humoru autora. Występuje sporo pobocznych historyjek z których kilka razy głośno i szczerze się śmiałem. Na myśl przychodzą mi sceny z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Paweł Lisicki pokazał swoją inteligencję i oczytanie w poruszanych tematach. Wypracował w sobie solidny kręgosłup moralny. Zaprezentował postawę katolika – człowieka bardzo myślącego. Bardzo spodobał mi się "Wstęp". Autor lubił stosować ironię w swoich publikacjach. Zgadzałem się z jego merytorycznym tokiem myślenia. Ta książka wciągnęła mnie.
"(...) papież Franciszek za pośrednictwem kardynała Konrada Krajewskiego przekazał pieniądze prostytutkom transwestytom, bo ze względu na pandemię koronawirusa zostały odcięte od pieniędzy od swoich klientów".
"Druga możliwość. Może to werbalne chwalenie św. Tomasza z Akwinu i jednoczesne faktyczne odrzucanie jego myślenia jest zabiegiem socjotechnicznym lub politycznym? To rzecz stara jak świat. Często zdarza się, że przywódcy światowi odwołują się do powszechnie uznanego autorytetu po to, by złagodzić ewentualny opór poddanych. W takich sytuacjach odziedziczony autorytet występuje w roli zasłony dymnej lub fasady. Można się na niego powoływać nie po to, by bronić jego nauki, ale by wytworzyć iluzję i złudzenie obrony. Łatwiej wtedy wpoić uznającej ów autorytet wspólnocie tezy i nauki całkiem nowe, obce".
Paweł Lisicki pokazał swoją inteligencję i oczytanie w poruszanych tematach. Wypracował w sobie solidny kręgosłup moralny. Zaprezentował postawę katolika – człowieka bardzo myślącego. Bardzo spodobał mi się "Wstęp". Autor lubił stosować ironię w swoich publikacjach. Zgadzałem się z jego merytorycznym tokiem myślenia. Ta książka wciągnęła mnie.
więcej Pokaż mimo to"(...) papież Franciszek za...