-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać4
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński25
Biblioteczka
2020-07-01
Stan wojenny – to na pewno okres, który część z Was przeżyła, a część – w tym i ja – zna z opowieści, zapisanych kart historii i książek. Uwielbiam pozycje, które przekazują ważne informacje, odkrywają przede mną nowe informacje, które częstokroć mogę sprawdzić, rozszerzyć, poznać. Trafiam jednak i na takie lektury, podczas czytania których mam mętlik w głowie – z jednej strony cieszę się z tematyki, zaś z drugiej – czuję rozczarowanie i żal. Jedną z takich książek jest „Przepustka od Pana Boga”. Dorosłość jej głównych bohaterów – Aleksandry i Michała – przypadła na lata 80. XX wieku – czas, w którym przeżywano burzliwy okres karnawału Solidarności i mroczny czas stanu wojennego. Aleksandra jest bardzo zdolną lekarką, kardiolożką, robiącą dość dobrą karierę. Michał zaś jest oficerem. Żyją tak, jak na czasu stanu wojennego przystało – ze wszystkimi blaskami i cieniami owych czasów. Walczą o każdą kartkę umożliwiającą zakupy, porysowaną meblościankę i wyprawkę dla swojego dziecka. Autor odsłania na kartach swej powieści, iż niejednokrotnie powoływano się na swoje stanowisko oraz znajomości – czego nie żałuje sobie sam Michał. Ich każdy dzień to walka o zdrowie ich małej córeczki – Ewy. Jak łatwo się domyślić, pewne trudności jest im łatwiej pokonać – lekarce i oficerowi trudno bowiem odmówić pomocy i zamówienia leków zza granicy. Dzięki temu dziewczynka otoczona jest zupełnie inną pomocą, a jej rodzice walczyć mogą o francuską wizę, by ratować jej życie.
Przyznam, że „Przepustka od Pana Boga” wywołała we mnie wiele emocji – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Z jednej bowiem strony mamy to do czynienia z pewną rzeczywistością PRL-u i samego stanu wojennego. Reglamentacja żywności, kolejki do sklepów. To takie najczęściej – przynajmniej u mnie w domu – przywoływane wspomnienia owych czasów. Sam autor wywyższa jednak niektórych oficerów działających wbrew prawu. Pokazuje, że częściowo ludzie sami sobie byli winni stanu wojennego, bo ten – choć niezgodny z Konstytucją – miał przynieść zmiany. Na pewno jednym z plusów, o którym wspomnieć muszę, jest przywoływanie prawdziwych instytucji, pojęć i wykreowanie rzeczywistości wieku XX. Trudno mi jednak uwierzyć, iż wszystkim żyło się tak lekko i przyjemnie jak głównym bohaterom. Dopiero walka z komunistycznymi urzędami i trudności powstałe przy wyrobieniu wizy francuskiej utrudniły egzystencję PRL-owską Aleksandry i Michała.
Stan wojenny – to na pewno okres, który część z Was przeżyła, a część – w tym i ja – zna z opowieści, zapisanych kart historii i książek. Uwielbiam pozycje, które przekazują ważne informacje, odkrywają przede mną nowe informacje, które częstokroć mogę sprawdzić, rozszerzyć, poznać. Trafiam jednak i na takie lektury, podczas czytania których mam mętlik w głowie – z jednej...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-08
Każdy człowiek, który pojawia się w naszym życiu, ma jakieś swoje zadanie. Jeden udziela ogromnego wsparcia i pomocy; jest naszym aniołem stróżem. Inny zaś potrafi tylko niszczyć i podjudzać ludzi wokół. Wszystkich przyjaciół i wrogów wspominać będziemy przez całe życie – do pewnych sytuacji wracamy z radością, do innych natomiast z żalem i złością.
Owe „podsumowanie” swojego życia wykonuje główny bohater książki Anne Griffin – 84-letni Maurice Hannigan. Trafia on do pewnego hotelu w irlandzkim miasteczku, gdzie to wznosi toasty za najważniejsze osoby pojawiające się w jego życiu. Czy o każdym wypowiada się w samych superlatywach? Staruszek – mówiąc szczerze – potrafi krytykować i przywoływać wiele, nie zawsze przyjemnych, wspomnień. Dzięki temu jego opowieści są nadzwyczaj prawdziwe. Maurice, rozliczając się z bliskimi, wznosi pięć toastów. Z każdą z tych osób, które wspominam łączyła lub łączy go niesamowita więź. Skąd więc czasem negatywne wspomnienia? Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle łatwa – przecież z ludźmi, których kochamy i szanujemy, możemy przeżyć również i przykre chwile. Jednakowoż owe sytuacje hartują nas na całe życie.
Maurice Hannigan – dzięki swym toastom – pokazuje nam, czytelnikom, historię swojego życia składającego się zarówno z chwil burzy, jak i względnego spokoju. Daje do zrozumienia, że wielokrotnie nie potrafimy cieszyć się tym, co mamy. Chcemy bowiem osiągać więcej i więcej, a przez to zapominamy o codziennych, małych sukcesach. Kiedy do takiego zadowolenia z danej chwili namawia młoda osoba, wydaje się to dziwne. Przecież – mało przeżył, mało wie. Natomiast gdy o swoich doświadczeniach i przemyśleniach mówi osoba starsza, warto poczuć respekt i zastanowić się, co tak naprawdę w życiu jest ważne…
Książka Anne Grifiin – to pozycja, w której kolejny raz doszukuję się głębszego sensu. Nie zatrzymuję swojej analizy wyłącznie na znaczeniu dosłownym. Wiem już, że każdy człowiek ma swój cel w naszym życiu. Jednakże tylko od nas zależy, kogo pozostawimy w gronie bliskich, a kogo pożegnamy na lata. Dodam jeszcze, iż zakończenie książki było dla mnie zaskakujące. Myślałem, że Anne Griffin przewidziała dla swoich czytelników jednak coś odmiennego…
Każdy człowiek, który pojawia się w naszym życiu, ma jakieś swoje zadanie. Jeden udziela ogromnego wsparcia i pomocy; jest naszym aniołem stróżem. Inny zaś potrafi tylko niszczyć i podjudzać ludzi wokół. Wszystkich przyjaciół i wrogów wspominać będziemy przez całe życie – do pewnych sytuacji wracamy z radością, do innych natomiast z żalem i złością.
Owe „podsumowanie”...
2019-11-07
Zostanie rodzicem – to jedna z najtrudniejszych decyzji każdego człowieka. Wielu zadaje sobie bowiem pytania – „Czy poradzę sobie z wychowaniem dzieci?” „Czy ja się do tego nadaję?” Niejeden, pomimo zdecydowania się na rodzicielstwo, porzuca założoną rodzinę, aby realizować własne plany i spełniać marzenia. Do takich osób należy dziadek, który jest ojcem (tak nazywa swoje postacie autor książki). Początkowo potrafi on zająć się rodziną, jednak z czasem ojcostwo zaczyna mu uwłaczać. Woli wyjechać, a w konsekwencji porzucić żonę i dzieci.
Dzieci dziadka, który jest ojcem, nie radzą sobie w życiu. Syn bowiem to nieudacznik, wiecznie próbujący swojego szczęścia w innym zawodzie. Zamiast piąć się po szczeblach kariery, decyduje się na pozostanie w domu i zajęcie się wychowywaniem dzieci. Sytuacja jednak zaczyna go przerastać, gdy kolejny raz nie przesypia nocy przez swoje potomstwo - czterolatkę i jednolatka. Córka zaś – w odróżnieniu od syna – spełnia się zawodowo. Jednakowoż jej życie prywatne prawie w ogóle nie istnieje. Na domiar złego trafia na samych nieprzyjemnych ludzi i skomplikowane problemy życiowe. Sytuacja się zmienia, gdy dziadek, który jest ojcem, po raz kolejny przyjeżdża do swoich dzieci. Jego potomstwo woli jednak unikać spotkania z tatą. Wciąż bowiem pamiętają sytuację z dzieciństwa, gdy rodzic, który powinien dawać ciepło i bezpieczeństwo, wolał unikać swojej rodziny. Poza tym syn związany jest z ojcem tylko tytułową klauzulą. Tak naprawdę nic więcej ich nie łączy. Szybko jednak okazuje się, iż ów przyjazd ojca jest inny niż wcześniejsze. Jego dzieci bowiem postanawiają zmienić swoje życie i sposób postrzegania świata…
„Klauzula ojca” – to bardzo wciągająca historia o współczesnym rodzicielstwie. Na mój zachwyt zasługuje język książki – każde słowo dobrane jest bowiem z ogromną precyzją. Bohaterowie ponadto nie mają przyznanych imion i nazwisk. Jak można zauważyć w mojej recenzji - jest dziadek, który jest ojcem, syn i córka. Dzięki owemu zabiegowi możemy spojrzeć na całą sytuację jako obserwator i zacząć się zachwycać czytaniem… 😊
Zostanie rodzicem – to jedna z najtrudniejszych decyzji każdego człowieka. Wielu zadaje sobie bowiem pytania – „Czy poradzę sobie z wychowaniem dzieci?” „Czy ja się do tego nadaję?” Niejeden, pomimo zdecydowania się na rodzicielstwo, porzuca założoną rodzinę, aby realizować własne plany i spełniać marzenia. Do takich osób należy dziadek, który jest ojcem (tak nazywa swoje...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-31
Mirosław Tyc – „Wszystkich Świętych”
Własne „ja” – istota, z którą – chcąc nie chcąc – mierzyć się trzeba każdego dnia. Sytuacja zaczyna się utrudniać, gdy okazuje się, że zaczynają nas interesować odmienne zagadnienia, mamy inne plany na życie niż nasi najbliżsi, a – co najważniejsze – kochać umiemy tylko osobę tej samej płci. Obecnie mówi się o czasach wielkiej tolerancji; ale czy tak rzeczywiście jest? Czy naprawdę potrafimy zrozumieć człowieka, który myśli i zachowuje się inaczej niż my?
Dzień Wszystkich Świętych – czas, kiedy cała rodzina zjeżdża się, aby w spokoju i ciszy stanąć nad grobem zmarłych, pokontemplować, rozważyć sens życia. Kilkuletni, pochodzący z Kaszub chłopiec corocznie stara się pomagać mamie w przygotowaniu grobów bliskich – a w szczególności zmarłego ojca. Tegoż dnia, jeszcze przed rozpoczęciem szkoły podstawowej, odkrywa wielką prawdę o sobie. Woli mężczyzn. Początkowo słyszy, iż to choroba, z której każdy może się wyleczyć. Z czasem jednak sam dochodzi do wniosku, że wcale nie choruje, tylko prowadzi inne życie, niż chciałaby jego rodzina. Główny bohater – oprócz nietolerowanej przez rodzinę orientacji seksualnej – zachowuje się w sposób nieakceptowany przez otoczenie. Otoczenie, a w szczególności przez matkę, która zapatrzona w siebie zapomniała o prawdziwym wychowaniu swojego dziecka. Co w głównej mierze wpłynęło na to, iż mężczyzna podchodzi do życia bardzo nonszalancko? Jego zachowanie bowiem wielokrotnie uznać można za próbę przekonania samego siebie, iż ucieczka od rodziny, zmartwień i problemów, to jedyne rozwiązanie jego smutków…
Książka „Wszystkich Świętych” Mirosława Tyca – to pozycja, która nie jest łatwa. Czytelnik bowiem odkrywa, iż wielokrotnie ma w swoim życiu schematy, poza które nie chce wychodzić. Przecież tak trudno jest nam w wyjść z „króliczego futerka” i odkryć, że inni – myślący w sposób odmienny – też mają rację. Czy dzień 1 listopada jest kluczowy w tym wszystkim? Uważam, że tak. Największe przemyślenia i rozważania na tematy egzystencjalne nachodzą nas właśnie wtedy, gdy chodzimy po cmentarnych alejkach i myślimy, co zrobić, by być szczęśliwym i owym szczęściem obdarzać innych…
Mirosław Tyc – „Wszystkich Świętych”
Własne „ja” – istota, z którą – chcąc nie chcąc – mierzyć się trzeba każdego dnia. Sytuacja zaczyna się utrudniać, gdy okazuje się, że zaczynają nas interesować odmienne zagadnienia, mamy inne plany na życie niż nasi najbliżsi, a – co najważniejsze – kochać umiemy tylko osobę tej samej płci. Obecnie mówi się o czasach wielkiej...
2019-10-26
„Jeśli drzwi nie zamkniesz w porę,
szeptać zacznie ktoś wieczorem…”
„Szeptacz” autorstwa Alexa Northa – to thriller wciągający już od pierwszych stron. Pisarz, Tom Kennedy, nie potrafi pogodzić się ze śmiercią żony, dlatego wyprowadza się do Featherbank, jednak to miejsce nie staje się jego rajem na ziemi… Szybko bowiem okazuje się, iż szalejący przed laty Szeptacz znów grasuje, a w każdym możliwym kącie czyha strach…
W trakcie lektury doświadczyć można wszystkich możliwych emocji – od zwykłego zainteresowania treścią, po strach i przerażenie. Alex North – dzięki idealnemu językowi i stylowi – potrafi dogłębnie wciągnąć czytelnika w literacki świat. Od pierwszych stron chce się wiedzieć, co dzieje się z chłopcem, o którego zaginięciu się dowiadujemy, a także – jak potoczą się losy pisarza, Toma Kennedy’ego, i jego syna. Główne bowiem pytanie brzmi – czy słynny, grasujący od lat po mieście Szeptacz zostanie schwytany, a mieszkańcy Featherbank będą mogli poczuć się znów bezpiecznie?
„Szeptacz” – to książka wielowątkowa. Z jednej bowiem strony mamy do czynienia z wciągającym i przerażającym thrillerem. Zaś z drugiej – jest to opowieść o rodzinie i więzach bliskości. Poznajemy mianowicie rodzinę Kennedy – ich próbę pogodzenia się z odejściem matki i żony, a także obraz relacji między ojcem a synem. Tom stara się przez całe życie być inny niż ojciec i dbać o swojego syna – Jake’a – ale czy to w ogóle jest możliwe? Wygląda na to, że wychowanie na pozór spokojnego i ułożonego dziecka wcale takie łatwe nie jest. Sytuację utrudnia fakt, iż chłopiec słyszy szepty i rozmawia z wyimaginowaną koleżanką, która ostrzega go przed złem. Kim jednak ona tak naprawdę jest? Czy rzeczywiście dobro rodziny Kennedy jest dla niej najważniejsze?
Thriller ten bardzo gorąco polecam. Uważam, że jest to jedna z lepszych premier bieżącego miesiąca. Czy jednak jest ona dla każdego? Na pewno każdy, kto chce sięgnąć po „Szeptacza”, przed lekturą musi zamknąć w porę drzwi, aby nikt nie zaczął szeptać…
„Jeśli drzwi nie zamkniesz w porę,
szeptać zacznie ktoś wieczorem…”
„Szeptacz” autorstwa Alexa Northa – to thriller wciągający już od pierwszych stron. Pisarz, Tom Kennedy, nie potrafi pogodzić się ze śmiercią żony, dlatego wyprowadza się do Featherbank, jednak to miejsce nie staje się jego rajem na ziemi… Szybko bowiem okazuje się, iż szalejący przed laty Szeptacz znów...
2019-10-18
Ile dla człowieka znaczyć może książka? Dziś pewnie niewiele. Wolimy sięgać po internetowe formy lektur, chcemy oszczędzać pieniądze, a sama książka nie ma dla współczesnego człowieka żadnego znaczenia… Zgoła odmiennie było w czasach II wojny światowej, gdy najmniejsze rodzinne pamiątki stawały się wielkie dla serca i duszy. Rzec można, iż owe rodzinne „klejnoty” nadawały sensu egzystencji w tym trudnym czasie walk. O owym dostrzeganiu wartości w pamiątkach rodzinnych mówi książka Zbigniewa Domino pt. „Sybiraczka”. Piękny tytuł, czyż nie? Prawda jest taka, że tytułową Sybiraczką jest…książka. Książa rodzinna, która dla wielu ma ogromną wartość. Sam Zbigniew Domino wspomina w wypowiedzi, że wielu – nawet obcych ludzi – przetrwało czasy Syberii dzięki tej lekturze. Autor pięknie opisuje przeszłość lektury oraz to, dlaczego była ona taka ważna. Zbigniew Domino przedstawia także losy człowieka wygnanego na Syberię. Matka Zbigniewa, usłyszawszy, że jadą „na stancję”, przygotowała się na przeprowadzkę. „Stancja” nie była jednak spokojnym miejscem odpoczynku, do którego miała trafić rodzina Domino… Tylko jeden mały Zbigniew wiedział, z czym wiążą się te słowa. Stary maleńki, doświadczony przez życie – tak jaki się postać Zbigniewa Domino.
„Sybiraczka” – to także zabawne anegdoty i wspomnienia rodzinne. Dzięki nim wszystkim czujemy pewną więź z samym autorem. A to sprawia, iż czytanie „Sybiraczki” jest bardzo przyjemne. Po przeczytaniu wspomnień Domino zacząłem jeszcze bardziej myśleć o pewnych pamiątkach, książkach, ale i rodzinnych tradycjach. Nic tak bowiem nie spaja jak rodzina i jej wspólna przeszłość. Przeszłość, która zbudowała naszą codzienność.
Zarówno „Sybiraczkę”, jak i inne książki Zbigniewa Domino przeczytać powinien każdy. Nie tylko zainteresowany tematyką II wojny światowej, lecz także człowiek żyjący w pędzie codzienności. Pędzie, w którym wielokrotnie zapominamy o tradycji, wspomnieniach i podwalinach naszej teraźniejszości…
Ile dla człowieka znaczyć może książka? Dziś pewnie niewiele. Wolimy sięgać po internetowe formy lektur, chcemy oszczędzać pieniądze, a sama książka nie ma dla współczesnego człowieka żadnego znaczenia… Zgoła odmiennie było w czasach II wojny światowej, gdy najmniejsze rodzinne pamiątki stawały się wielkie dla serca i duszy. Rzec można, iż owe rodzinne „klejnoty” nadawały...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-13
Marcin Dudziński – „Przeciwko bratu”
Książka polskiego autora na temat, o którym niedawno było dość głośno… Biskup Stanisław Walter stacjonujący w Częstochowie, próbuje podporządkować sobie cały kościelny świat. Posłuszni mu są nie tylko sami wierni, lecz także duchowni, politycy i działacze biznesowi. Dlaczego wszyscy są tak w niego wpatrzeni? Przecież o łasce nie decyduje biskup… Można być też w pełni wpatrzonym w biskupa jak Julian – chłopak tajemniczy, bez znanej przeszłości, który dla duchownego zrobi wszystko, co tylko możliwe. Biskup Stanisław Walter – mimo grona podporządkowanych mu wiernych, których próbuje nawrócić, sam działa wbrew Bogu. Nie ma bowiem większego grzechu niż niszczenie innych ludzi, którzy żyją obok, a pogoń za pieniądzem i dobrobytem zmienia zupełnie sposób jego myślenia. Z drugiej strony działa Jerzy. Policjant, a prywatnie brat biskupa, który nie godzi się na działalność kleru. Gdy nad Częstochową już od dłuższego czasu są tylko ciemne chmury, dochodzi do starcia. Starcia rodzeństwa. Brat przeciwko bratu. Co z tego wyniknie? Co takiego zrobił biskup Stanisław Walter, że jego brat, Jerzy, doprowadza do rodzinnego starcia? Po odpowiedzi na te i inne pytania zapraszam do lektury książki „Przeciwko bratu” Marcina Dudzińskiego.
Kryminał i powieść obyczajowa w jednym – tak określiłbym ten tekst Marcina Dudzińskiego. Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie, a sama tematyka jest dość znana. Połączenie tematu obyczajowego z lekką dozą kryminału – to coś, co uwielbiam. Z jednej bowiem strony można spojrzeć na pewne sytuacje z innego punktu widzenia. Zaś z drugiej, można w tej książce zwyczajnie się zaczytać. Usiąść i jesienne czytać jak każdy wciągający kryminał… Zadowolenie z lektury gwarantowane. 😊
Marcin Dudziński – „Przeciwko bratu”
Książka polskiego autora na temat, o którym niedawno było dość głośno… Biskup Stanisław Walter stacjonujący w Częstochowie, próbuje podporządkować sobie cały kościelny świat. Posłuszni mu są nie tylko sami wierni, lecz także duchowni, politycy i działacze biznesowi. Dlaczego wszyscy są tak w niego wpatrzeni? Przecież o łasce nie decyduje...
2019-10-05
Po co człowiek wraca w rodzinne strony? Niewyjaśnione sprawy z przeszłości? Chęć odwiedzin u rodziny? A może mroczne sekrety?
Joe Thorne powraca do Arnhill z kilku ważnych powodów. Chce bowiem zacząć tam pracę jako anglista. Wie jednak, iż jego powrót będzie należał do trudnych, ponieważ w szkole pracują jego dawni znajomi, którzy niekoniecznie wspominają Joe’a pozytywnie. Podobnie jest z mieszkańcami Arnhill – wielu z nich chciałoby, aby mężczyzna nigdy nie wracał w rodzinne strony. Dlaczego? Okazuje się, iż przed wieloma laty doszło do ogromnej straty i tragedii, której Joe – jak się okazuje - nigdy nie zapomniał…
Wioski – miejsca, które na pozór symbolizują bezpieczeństwo, spokój i wspólnotę. Tudor pokazuje jednak, iż owe miasteczka mogą być miejscem zgoła odmiennym – pełnym sekretów, bólu i zagrożenia.. Arnhill mroczne, surowe i budzące grozę – tak wygląda miejsce akcji. Równie podobni są ludzie tam żyjący – mieszkańcy są bowiem co najmniej dziwni, niezrozumiali i krzywdzący. Ich własne dobro jest dla nich najważniejsze. Starają się nie rozpamiętywać dawnych wydarzeń. Rozpamiętywać – choć lepszym określeniem jest tutaj „zatajać”, ponieważ to chcą zrobić mieszkańcy Arnhill…
Wspomnieć również muszę o Joe – głównym bohaterze - który przy tej okazji jest narratorem powieści. Mężczyzna początkowo zniechęca do siebie swoim zachowaniem. Z czasem okazuje się jednak, iż przez swoją ironię i cięte komentarze staje się nam coraz bliższy, a dzięki temu bardziej rozumiemy pewne zachowania mężczyzny. Zachowania, które są rezultatem tragicznym wydarzeń sprzed lat. Joe wraca do rodzinnej wioski właśnie po to, aby rozwikłać niewyjaśnioną zagadkę Arnhill.
„Zniknięcie Annie Thorne” – to książka, która wciąga od samego początku. Język powieści zachęca do czytania kolejnych stron i poznania wydarzeń z przeszłości. Thriller czyta się niezwykle szybko, a same losy bohaterów niezwykle intrygują. W trakcie lektury pewne jest tylko jedno…gęsia skórka i ciarki na plecach.
Po co człowiek wraca w rodzinne strony? Niewyjaśnione sprawy z przeszłości? Chęć odwiedzin u rodziny? A może mroczne sekrety?
Joe Thorne powraca do Arnhill z kilku ważnych powodów. Chce bowiem zacząć tam pracę jako anglista. Wie jednak, iż jego powrót będzie należał do trudnych, ponieważ w szkole pracują jego dawni znajomi, którzy niekoniecznie wspominają Joe’a pozytywnie....
2019-09-28
Zamiast tworzyć piękny, literacki wstęp, napiszę krótko – wszyscy powinni sięgnąć po tę antologię radosnych opowiadań! A dlaczego? Do naszych dusz zawitała jesień. Kiedy na dworze jest szaro, ponuro, a deszcz nie przestaje padać, czujemy się ospali i mamy lekką chandrę… „Ludzie potrafią latać” od wydawnictwa Novae Res – to pozycja, która jesienną depresję zamieni w śmiech i radość.
Antologia składa się z dziesięciu opowiadań, a każde z nich zostało napisane przez innego autora. Dzięki temu mamy przegląd różnego poczucia humoru oraz innej próby rozbawienia nas – czytelników. Autorzy ukazują postacie, które są na wskroś pechowe. Jazda tramwajem w przeciwnym kierunku, brak prądu w domu, a przez to tragiczny wygląd? Brzmi znajomo! Są to chwile, kiedy wewnętrznie rozpadamy się na setki kawałków i przeklinamy cały świat. Jednakże ludzie, którzy przyglądają nam się z boku, mogą się…zaśmiać z naszego życiowego pecha. 😊 Bohaterowie kilku z tych opowiadań takowego pecha przeżywają. Dzięki temu każdy czytelnik uśmiecha się, czytając tę antologię. Oczywiście, żeby była jasność, nie każde opowiadanie ośmiesza ludzkie przywary. Niektórzy autorzy ukazali ten pozytywny nastrój w zgoła odmienny sposób. Uśmiech na twarzy czytelnika pojawia się, kiedy czyta o szczęściu postaci, rozwiązaniu ich problemów, znalezieniu wsparcia… O takiej właśnie radości napisało kilkoro autorów. 😉 Ta antologia to idealna pozycja na nadchodzący czas. Oprócz śmiechu zostaną z nami też pewne myśli. Nie będą to jednakowoż trudne dla umysłu rozważania. Wręcz przeciwnie! Spostrzeżenia, które pojawią się w naszej głowie dotyczyć będą nas samych. Sądzę, iż każdy po lekturze tej antologii spojrzy na siebie inaczej. Łaskawiej. Pewne sytuacje przestaną burzyć nasz wewnętrzny spokój… 😊
Język opowiadań – niezwykle lekki i łatwy – sprawia, że nie chcemy odrywać się od lektury owych opowiadań. Nasza jedyna potrzeba – to czytać, czytać, czytać… A w zasadzie – czytać i śmiać się, bowiem to głównie o tym jest ta antologia.
Zamiast tworzyć piękny, literacki wstęp, napiszę krótko – wszyscy powinni sięgnąć po tę antologię radosnych opowiadań! A dlaczego? Do naszych dusz zawitała jesień. Kiedy na dworze jest szaro, ponuro, a deszcz nie przestaje padać, czujemy się ospali i mamy lekką chandrę… „Ludzie potrafią latać” od wydawnictwa Novae Res – to pozycja, która jesienną depresję zamieni w śmiech i...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-27
Przyjaźń – na pozór jedna z ważniejszych, życiowych relacji, której nic nie powinno zniszczyć. To bowiem przyjaciołom bardzo często opowiadamy więcej niż rodzinie. Przyjaciel to ktoś, kto zawsze wysłucha, pomoże i doradzi. Czy jednak owa relacja zawsze jest taka piękna i czysta? Anna Singh – autorka książki pt. „Czwarta prawda”, którą mam dziś przyjemność recenzować, ukazuje, iż przyjaźń bywa tak naprawdę krucha, a przyjaciele mogą niszczyć bardziej niż wróg.
Raju i Charan – dwóch mężczyzn, którzy są nierozłączni od dziecka. Zawsze gotowi pomóc sobie wzajemnie, wesprzeć się i poznać smak dorosłego życia. Na ich drodze staje kobieta, którą obaj zaczynają się interesować. Czy owa przyjaźń może przetrwać? Anna Singh ukazuje, iż relacja między dwojgiem przyjaciół może być niezwykle trudna. Wszystko bowiem wygląda idealnie tylko wtedy, gdy przyjaciele mają dla siebie czas, możliwość częstych spotkań, a wszystko to może runąć, gdy w otoczeniu pojawia się osoba trzecia… Historia przyjaźni początkowo chłopców, a później także i mężczyzn jest niezwykle porywająca. Już od pierwszej strony czytelnik zastanawia się, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Pewnego czytelniczego „smaczku” dodaje pierwszoosobowa narracja. Narratorem bowiem w „Czwartej prawdziwe” jest Charan – dzięki czemu oprócz powieści obyczajowej, bo tak tę książkę można określić, mamy także portret psychologiczny postaci. Bohaterowie lektury ukazują, iż niektóre relacje potrafią być niezwykle trudne. A przyjaźń – choć powstała już w dzieciństwie – może być rujnowana przez miłość i pojawiającą się kobietę…
Poza wątkiem uczuciowym mamy także możliwość poznania tradycji indyjskiej. Część z tych obyczajów tłumaczy nam zachowania bohaterów „Czwartej prawdy”. Ponadto poszerza to nasze horyzonty myślowe i pozwala poznać nam Indie. 😊
Język powieści jest niezwykle ujmujący. Anna Singh – zarówno jako pisarka, jak i psycholog – potrafi zaciekawić czytelnika. Co prawda, w książce występują trudniejsze fragmenty, bowiem autorka posługuje się dość kwiecistym i eleganckim słownictwem, które rzadko spotyka się na co dzień. Mnie – jako osobie, która język uwielbia – takowy zabieg przypadł do gustu. Książkę pochłonąłem bardzo szybko. 😊
Uważam, iż „Czwartą prawdę” można zaliczyć do literatury obyczajowej. Książka idealna na krótki, jesienny wypad czy wylegiwanie się pod kocykiem. Jednakowoż lektura tej książki pozostawia w głowie wiele myśli. Czytelnik, przeczytawszy ostatnią stronę, zostaje z rozważaniami, czym jest prawdziwa przyjaźń. Czy moja przyjaźń jest na tyle trwała, że żadna osoba trzecia jej nie zniszczy? A może tak naprawdę przyjaźń nigdy nie będzie istnieć? Myślę, że mimo obrazu trudnej relacji Raja i Charana tak naprawdę warto mieć przyjaciela. To bowiem ktoś, kto potrafi rzucić wszystko i nam pomóc. Pamiętać jednak trzeba o jednym – przyjaciel ma też własne życie, miłość i rodzinę, co sprawia, że czasami bywa rzadziej w naszym życiu… 😉
Przyjaźń – na pozór jedna z ważniejszych, życiowych relacji, której nic nie powinno zniszczyć. To bowiem przyjaciołom bardzo często opowiadamy więcej niż rodzinie. Przyjaciel to ktoś, kto zawsze wysłucha, pomoże i doradzi. Czy jednak owa relacja zawsze jest taka piękna i czysta? Anna Singh – autorka książki pt. „Czwarta prawda”, którą mam dziś przyjemność recenzować,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-25
„Strażnik kruków. Moje życie wśród kruków w Tower”
„A kruk sterczał niewzruszenie na Pallady biustu scenie,
Rzekłszy jedno tylko słowo, jakby duszę zawarł w nim.
Ani słowa już nie wznieci, nieruchomym ślipiem świeci,
Aż szepnąłem: "On odleci, rzuci domu mego próg.
Zniknie za dnia jak nadzieje, rzuci mój samotny próg".
"Nevermore!", zakracze Kruk.” E.A.Poe
Któż z pracujących nigdy nie pomyślał, że praca w biurze, wśród stosów dokumentów, jest nudna i przytłaczająca? Kto nie chciałby robić w życiu czegoś zaskakującego i interesującego? Myślę, iż wszyscy marzą o tym, by codzienna wczesna pobudka była zwiastunem kolejnego radosnego dnia w pracy, a nie godzinami męki i utrapienia. Dziś pisać będę o człowieku, który pracę w wojsku zamienił na przyjaźń z pewnymi ptakami….
Christopher Skaife – jeden ze strażników twierdzy królowej, strażnik kruków – postanawia opisać swoją pracę. Książka, wydawać by się mogło, z serii nudnych, nikomu do życia niepotrzebnych. Prawda jest jednak zgoła odmienna! Skaife w świetny i zabawny sposób opisuje swoje codzienne zmagania z krukami. Owej pracy początkowo miał nie otrzymać, jednak szczęśliwy traf, los sprawił, iż mężczyzna mógł rozpocząć opiekę nad ptakami. No właśnie – dla nas kruki to zwykłe ptaki, które nie wzbudzają naszego zainteresowania. Dla Christophera zaś są to przyjaciele, z którymi spędza dziennie wiele czasu. Rzec można, że zna zachowania kruków lepiej niż własną kieszeń. Potrafi bez problemu rozróżnić ptaki po sposobie latania, poruszania się i stylu bycia. Rozmawia z nimi jak z człowiekiem i traktuje kruki tak jak ludzi. Czy jednak strażnik kruków to praca mająca tylko same pozytywy? No właśnie – wydawać by się mogło, iż ta praca to sama radość i zero problemów z papierologią. Rzeczywistość jednakowoż wygląda zupełnie inaczej. Christopher Skaife niejednokrotnie dwoi się i troi, ażeby porozumieć się z ptakami i zadbać, ażeby żaden z nich nie zginął. Dla samych Anglików owe stworzenia są bardzo ważne, bowiem od wieków mawia się, iż zaginięcie kruków zwiastuje rychły koniec Wielkiej Brytanii. Strażnik kruków zatem to praca z jednej strony ogromnie ciekawa, zaś z drugiej – nadzwyczajnie odpowiedzialna. Niejednokrotnie trudno utrzymać jest wszystkie kruki w okolicach Pałacu Buckingham.
„Strażnik kruków” – to książka z serii tych, które uwielbiam. Mamy tutaj bowiem połączenie literatury obyczajowej, którą uwielbiam, z wiedzą. Skaife w bardzo zabawny sposób tłumaczy nazewnictwo kruków. Opowiada, ile dokładnie ptaków tegoż gatunku musi się znajdować w okolicach Pałacu Buckingham, oraz dlaczego owa praca sprawia mu przyjemność. Książkę polecam przede wszystkim tym, którzy interesują się Wielką Brytanią, a w szczególności historią i kulturą tego kraju. Po tę pozycję ponadto powinny sięgną także i te osoby, które są obecnie znudzone swoją sprawą. Sam rozważam, czy wyjazd i zajęcie się krukami nie byłoby najlepszym wyjściem… 😊 Szkoda, że nie wybrałem wojskowej ścieżki kształcenia…
„Strażnik kruków. Moje życie wśród kruków w Tower”
„A kruk sterczał niewzruszenie na Pallady biustu scenie,
Rzekłszy jedno tylko słowo, jakby duszę zawarł w nim.
Ani słowa już nie wznieci, nieruchomym ślipiem świeci,
Aż szepnąłem: "On odleci, rzuci domu mego próg.
Zniknie za dnia jak nadzieje, rzuci mój samotny próg".
"Nevermore!", zakracze Kruk.” E.A.Poe
Któż z...
2019-09-22
Wydawać by się mogło, że wcześniejsze dokonania detektywa Portera umożliwiają złapanie Zabójcy Czwartej Małpy. Tak się jednak nie stało, bowiem oprawca – Bishop – ucieka policjantom. Jak łatwo się domyślić, znów zaczyna niszczyć… W Chicago, podczas jednej z najsurowszym zim, odnalezione w lodzie zostaje ciało pewnej nastolatki - Elli. Dziewczynka ubrana jest w strój innej nastolatki, której zaginięcie zgłoszono przed paroma dniami… Detektywi, którzy docierają na miejsce zdarzenia, wiedzą już, iż sprawa, której się podejmują, będzie skomplikowana. Media – jak zwykle czyhające na każdym rogu – ogłaszają, iż zapewne za wszystkimi zbrodniami stoi Zabójca Czwartej Małpy. Detektywom nie pasuje jednak fakt, iż żadna z ofiar nie traci języka, oczu ani uszu, których Bishop dotychczas się pozbywał zgodnie z zasadami: „nie mówię nic złego”, „nie słyszę nic złego”, „nie widzę nic złego”. Porter – jeden z ważniejszych w sprawie Zabójcy Czwartej Małpy detektywów – wciąż bada pamiętnik oprawcy. Ma on dać odpowiedź na najbardziej nurtujące pytania. Szybko bowiem okazuje się, iż Bishop – już jako dziecko – zaczął krzywdzić bliskich, ponieważ w jego domu panowała bardzo trudna sytuacja, która wpłynęła na jego światopogląd i to, jak teraz zachowuje się wobec znanych mu osób. Porter dowiaduje się, gdzie przebywa matka Zabójcy Czwartej Małpy i z całych sił stara się do niej dotrzeć. Jej odnalezienie jednakowoż jeszcze bardziej utrudnia całe śledztwo. Dość szybko bowiem okazuje się, iż być może za wszystkimi przestępstwami stoi ktoś inny niż sam Bishop. Czy mężczyzna znalazł kogoś, kto pomaga w zabójstwach? A może zmienił taktykę swoich poczynań i próbuje zmylić pracujących detektywów? Wszystkie tropy na to wskazują… Prawda okazuje się być jednak zgoła odmienna. Jedno jest pewne – trzeba działać szybciej, ponieważ tym razem, oprócz samych dzieci, giną także ich rodzice. Samo zakończenie kryminału sprawia, iż w głowie pojawia się jeszcze więcej pytań i kontrowersji. Chciałoby się od razu sięgnąć po kolejną część, jednak będzie trzeba czekać i tworzyć scenariusze, do czego doprowadzi Zabójca Czwartej Małpy.
Język książki – tak jak w „Czwartej Małpie” – zachęca do czytania. „Piąta ofiara” bowiem napisana jest lekkim stylem, a podział akcji na kolejne osoby ciekawi jeszcze bardziej. Myślę, że warto sięgną po tę pozycję, choć ostrzegam, że po jej skończeniu każdy będzie się denerwować, że nie może jeszcze poznać dalszych losów Zabójcy Czwartej Małpy. „Piąta ofiara” – to książka idealna na nadchodzącą złotą, polską jesień. Lektura świetnie bowiem będzie pasowała do kocyka i ciepłej herbatki… 😊 Po jej lekturze pozostaje tylko czekanie. Czekanie na kolejną część... :)
Wydawać by się mogło, że wcześniejsze dokonania detektywa Portera umożliwiają złapanie Zabójcy Czwartej Małpy. Tak się jednak nie stało, bowiem oprawca – Bishop – ucieka policjantom. Jak łatwo się domyślić, znów zaczyna niszczyć… W Chicago, podczas jednej z najsurowszym zim, odnalezione w lodzie zostaje ciało pewnej nastolatki - Elli. Dziewczynka ubrana jest w strój innej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zabójca Czwartej Małpy znów atakuje... W niewyjaśnionych okolicznościach, pod kołami autobusu ginie mężczyzna. Wszystkie poszlaki, a w szczególności trzymane w pudełeczku ucho, wskazują, iż jest to słynny #4MK. Detektywom nie pasuje jednak to, iż Zabójca Czwartej Małpy mógłby popełnić samobójstwo i okazać swoją tożsamość. Policjanci w dość szybkim czasie dowiadują się, do kogo należy znajdujące się w pudełku ucięte ucho. Jednocześnie badając tożsamość samobójcy, rozpoczynają poszukiwania Emory -- zaginionej dziewczynki, do której najprawdopodobniej należy znaleziona przy zwłokach część ciała. Zajmujący się tą sprawą detektywi zauważają, iż dziewczynka musiała paść ofiarą #4MK. Wiedzą, iż muszą szybko działać, bowiem zabójca działa zgodnie z zasadami - „nic nie widzę nic złego", „nie słyszę nic złego", „nie mówię nic złego". Odcięte ucho jest zatem preludium działalności oprawcy... Rozwiązanie owej zagadki ułatwia detektywom fakt, że przy ciele mężczyzny znajdują pamiętnik Zabójcy Czwartej Małpy... Czy to małe znalezisko pomaga im jednak rozwikłać zagadkę, gdzie znajduje się zaginiona, niewinna dziewczynka. Kluczowym słowem w tym przypadku jest „niewinna". Emory bowiem niewinna jest, ale czy o jej bliskich też tak można mówić? Bardzo szybko okazuje się, że nie... Owa mroczna przeszłość rodziny Emory uświadczą detektywów w przekonaniu, iż została ona ofiarą Zabójcy Czwartej Małpy. Oprawca bowiem nigdy nie niszczy winnego, lecz jego bliskich… Pozwolę sobie uchylić rąbka tajemnicy i napisać, że książka kończy się dość pozytywnie, mimo śmierci i ran wielu osób.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Napisana jest lekkim językiem, który sprawia, iż „Czwartą Małpę" wręcz się pochłania. Ciekawym zabiegiem językowym jest podział książki na opisy z perspektywy kilkorga postaci. Co prawda narrator jest wszechwiedzący, natomiast dowiadujemy się, co wydarzyło się u każdego z licznych bohaterów lektury. Ciekawostką jest to, iż używane przez nas emotikony małpek są tak naprawdę rzeźbami nawiązującymi do japońskich przysłów, zgodnie z którymi działa zabójca Czwartej Małpy... Sądzę, iż warto sięgnąć po tę lekturę. Uważam bowiem, że każdy, kto zacznie poznawać skomplikowaną tożsamość #4MK, nie oderwie się choć na chwilę od lektury.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moim zdaniem - warto sięgnąć po tę książkę, kiedy szukamy czegoś lekkiego, łatwego i przyjemnego. A Wy? Poznaliście już, kim jest #4MK?
Zabójca Czwartej Małpy znów atakuje... W niewyjaśnionych okolicznościach, pod kołami autobusu ginie mężczyzna. Wszystkie poszlaki, a w szczególności trzymane w pudełeczku ucho, wskazują, iż jest to słynny #4MK. Detektywom nie pasuje jednak to, iż Zabójca Czwartej Małpy mógłby popełnić samobójstwo i okazać swoją tożsamość. Policjanci w dość szybkim czasie dowiadują się, do...
więcej mniej Pokaż mimo to
Piotr Kotula – „Katharsis”
Książka Piotra Kotuli zaczęła mnie wciągać już od samego początku. Poczułem bowiem pewną wspólną więź z głównym bohaterem – Pawłem. Któż bowiem nie przeżywa codziennej złości i agresji. Kto z nas nie denerwuje się, kiedy wszystko idzie niezgodnie z planem stworzonym w naszej głowie? Myślę, iż wszyscy czują wówczas rodzący się wewnątrz gniew. I każdy – chcąc nie chcąc – musi się owej złości pozbyć. Paweł, moim zdaniem, nie radzi sobie z życiem dorosłego człowieka. Wciąż ma głowie wyobrażenia małego dziecka, który żyje na koszt rodziców i nie musi się o nic martwić. Główny bohater nie przejmuje się bowiem pracą. Dosyć często zdarza mu się zaspać, a w konsekwencji opuścić dzień pracy. Jego szef jednak nie wytrzymuje tejże sytuacji i pozbawia Pawła jego źródła zarobku. Paweł ponadto nie radzi sobie na studiach. Jeśli w ogóle uczęszcza na jakiekolwiek wykłady, to i tak nie uczestniczy w nich duchowo. Czara goryczy przelewa się, gdy chłopak nie zdaje kolejnego egzaminu z przedmiotu, z którego więcej poprawek już nie będzie. Utrata studiów sprawia, iż w Pawle – mimo wcześniejszego, luźnego podejścia do studiowania – rodzi się jeszcze większa złość. Mężczyzna przestaje sobie z nią radzić i szuka możliwości „oczyszczenia” i pozbycia się swojej agresji… Ową wolność odzyskuje podczas urodzinowego wieczoru Hani – jego dziewczyny. Paweł ma miło spędzić czas ze swoją wybranką. Okazuje się jednak, iż ich wspólny znajomy, Filip, postanawia zepsuć ich beztroski czas i wprosić się na wieczór. Owe spotkanie okazuje się być brzemienne w skutki. Paweł – co prawda odzyskuje wewnętrzny spokój i harmonię – jednakowoż jego „oczyszczenie” niszczy innych wokół…
Ta krótka książka – to, moim zdaniem, pozycja na jedno popołudnie. Popołudnie, po którym zostaną nam w głowie myśli. Działanie głównego bohatera bowiem sprawia, iż zaczynamy rozważać własną złość i agresję. Zastanawiamy się, czy przypadkiem też nie powinniśmy wykrzyczeć złości, by nie niszczyć osób wokół nas. Piotr Kotula stworzył książkę psychologiczną, bowiem o emocjach w psychologii jest wiele. Jedynym minusem tej pozycji, na który uwagę zwrócić muszę, są drobne literówki i pojedyncze błędy interpunkcyjne. Nie wpływają one jednak na odbiór lektury, do której przeczytania gorąco zachęcam. 😊
Piotr Kotula – „Katharsis”
Książka Piotra Kotuli zaczęła mnie wciągać już od samego początku. Poczułem bowiem pewną wspólną więź z głównym bohaterem – Pawłem. Któż bowiem nie przeżywa codziennej złości i agresji. Kto z nas nie denerwuje się, kiedy wszystko idzie niezgodnie z planem stworzonym w naszej głowie? Myślę, iż wszyscy czują wówczas rodzący się wewnątrz gniew. I...
„Aby skutecznie okłamywać innych, trzeba najpierw okłamać samego siebie”. Spotkanie po latach – miła przygoda czy wciąż powracające wspomnienia pewnych tajemnic? Rok 1992, Vinca Rockwell, która ucieka z nauczycielem filozofii. Słuch po nich ginie, nikt ich nie widzi, nie spotyka… Co stało się z tą dwójką, na pozór bliskich sobie osób? Czy połączeni węzłem miłości postanowili zacząć nowe życie z dala od plotek i licznych, wrednych komentarzy? Spotkanie absolwentów – a w szczególności kontakt Thomasa i Maxime’a – ma przynieść odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytanie: „Co się stało feralnej, zimowej nocy?” Ich spotkanie jednak, zamiast przynieść oczekiwany spokój, odkrywa kolejne skrywane historie, a pamięć o Vince nigdy nie zanika... Język i fabuła są dla czytelnika najważniejsze, a w tym kryminale obie te rzeczy są na bardzo wysokim poziomie. Treść bowiem wciąga od pierwszych stron, a język tej historii pozwala przenieść się do wydarzeń feralnej zimy w roku 1992...
„Aby skutecznie okłamywać innych, trzeba najpierw okłamać samego siebie”. Spotkanie po latach – miła przygoda czy wciąż powracające wspomnienia pewnych tajemnic? Rok 1992, Vinca Rockwell, która ucieka z nauczycielem filozofii. Słuch po nich ginie, nikt ich nie widzi, nie spotyka… Co stało się z tą dwójką, na pozór bliskich sobie osób? Czy połączeni węzłem miłości...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Potem na końcu każdy jest znękany, zdycha od chorób i w samotności, nic nie przetrwa, przyjaźń, miłość, to wszystko zwietrzeje i zostaje tylko umieranie i ból. A w tym bólu człowiek nie pamięta tych, jak to się mówi, dobrych chwil(…)” Premierowa książka czeskiego prozaika - Jáchyma Topoli – to pozycja, która pozostaje w myślach na dłużej. Początkowo, kiedy zacząłem czytać pierwsze strony, wydawało mi się, że będzie to jedna z licznych lektur opisujących losy pewnej rodziny. Okazało się jednak, iż „Wrażliwy człowiek” to w pewnym sensie książka o każdym z nas – każdy bowiem gubi się w swoim życiu, poszukuje jakiegoś celu, dąży do samorealizacji, co przysparza wielu trudności. Z drugiej jednak strony, zawsze znajduje się ktoś, kto stara się nam pomóc i tylko od nas zależy, czy z tej pomocy skorzystamy, i na ile okaże się owa pomoc wartościowa. „Wrażliwy człowiek” to opowieść o filozofii, życiu, religii – niejednokrotnie bowiem pada pytanie o Boga, niebo… Nie bez powodu padają też słowa: „Diabeł jest wszędzie, gdzie są ludzie”. Rodzina i śmierć bliskich to kolejne wątki u Jáchyma Topoli, które ukazane są w sposób bardzo wartościowy, ale i jakże prawdziwy…
Trudno mi jest określić, czy ta pozycja jest dla każdego. Moim zdaniem - po „Wrażliwego człowieka” sięgnąć powinny osoby, które faktycznie w sobie tę wrażliwość mają. Jest to bowiem opowieść nie tylko o kradzieżach, występkach, lecz także o życiu – tym prawdziwym, które nie jest okryte kotarą idealności. Śmierć, filozofia, uchodźctwo – wszystko to w tym rzeczywistym życiu się pojawia...
„Potem na końcu każdy jest znękany, zdycha od chorób i w samotności, nic nie przetrwa, przyjaźń, miłość, to wszystko zwietrzeje i zostaje tylko umieranie i ból. A w tym bólu człowiek nie pamięta tych, jak to się mówi, dobrych chwil(…)” Premierowa książka czeskiego prozaika - Jáchyma Topoli – to pozycja, która pozostaje w myślach na dłużej. Początkowo, kiedy zacząłem czytać...
więcej mniej Pokaż mimo to„Pani musi zrozumieć, że ja nie wiem nawet, co to znaczy miłość do brata czy siostry. To uczucie zupełnie mi z dzieciństwa nieznane. Ale fajnie jest mieć rodzinę(…)” Kolejna pozycja związana z wydarzeniami historycznymi – a dokładniej rzecz ujmując, z czasami Holocaustu. Patrycja Dołowy – autorka „Wrócę, gdy będziesz spała” – przeprowadziła rozmowy z wieloma osobami, które czas Holocaustu przeżyły. Dyskusje niejednokrotnie są bardzo trudne. Jednak nie ze względu na wspomnienia owych, często trudnych wydarzeń, lecz ze względu na zawiłą odpowiedź na pytanie: „Kim jestem?” Częstokroć bowiem dzieci Holocaustu mówią wprost, że mają dwie, a nawet trzy mamy i kilku ojców. Związane jest to z rodzicielską miłością, która zawsze nakazuje chronić najpierw dziecko, a dopiero potem samego siebie. Co zaskakujące – na końcu prawie każdej rozmowy padają słowa: „Ja to jednak mam szczęście”. Czym to szczęście jest? Doznawana przez dzieci Holocaustu radość – to wielokrotnie spotkania z najbliższymi, z rodziną. Nie bez podstawy padają słowa: „Sieroctwo naprawdę jest okrutne. Jest trudniejsze niż żydostwo”. „Wrócę, gdy będziesz spała” to kolejna trudna, ale bardzo wartościowa i potrzebna nam – ludziom żyjącym w spokojnych czasach – książka. Owe rozmowy to najlepszy obraz czasów Holocaustu oraz walki o przetrwanie. Niejednokrotnie owianej codziennym strachem o każdy oddech…
„Pani musi zrozumieć, że ja nie wiem nawet, co to znaczy miłość do brata czy siostry. To uczucie zupełnie mi z dzieciństwa nieznane. Ale fajnie jest mieć rodzinę(…)” Kolejna pozycja związana z wydarzeniami historycznymi – a dokładniej rzecz ujmując, z czasami Holocaustu. Patrycja Dołowy – autorka „Wrócę, gdy będziesz spała” – przeprowadziła rozmowy z wieloma osobami, które...
więcej mniej Pokaż mimo to
„(…) Bóg nigdy nie opuszcza swoich dzieci. (…)
- Myślę, że w takim miejscu chyba będziemy musieli Mu pomóc (…)". „Jedno jest pewne: wszyscy umrzemy. Ale jeśli możemy kogoś uratować, warto codziennie podejmować walkę”. Jedna z trudniejszych, ale jakże i ważnych pozycji książkowych w ostatnim czasie. Na co dzień żyjemy w pogoni za szczęściem, spełnieniem, realizacją naszych marzeń. Mamy mało czasu, aby zatrzymać się i pomyśleć. Pomyśleć o tym, że wszystko to, co materialne, kiedyś przeminie. Światem bowiem rządzą słowa: „Czasem musimy stracić wszystko, aby zrozumieć, co jest najważniejsze”. I o tym jest właśnie „Kołysanka z Auschwitz”, o której chcę dziś napisać kilka słów. „Kołysanka…” to obraz cygańskiego obozu w Auschwitz. Obozu, w którym nie było wielu relacji międzyludzkich, ponieważ każdy walczył o własne szczęście i przetrwanie. Kradzieże? Ukrywanie śmierci innej osoby mieszkającej w tym samym pokoju, aby zdobyć jej racje żywnościowe? Wszystkie takowe zachowania były na porządku dziennym. Z drugiej jednak strony – rodzina Hannemann spotyka dość przyjazne i wspierające osoby, które tłumaczą, jak wygląda życie obozowe i sztuka przetrwania w nim. Helene Hannemann trafia do cygańskiego obozu na własne życzenie, jest bowiem Aryjką czystej krwi, dlatego w tym strasznym miejscu wcale znaleźć się nie musiała. Pokazała jednak, iż miłość matczyna to najczystsze i najpiękniejsze uczucie. Ponadto – dzięki jej czystości krwi – zjednuje sobie rządzącego w obozie lekarza, który chce, aby Helene stworzyła tam przedszkole. Ów ośrodek dla dzieci to tylko próba pokazania, że nic się nie dzieje.
Czy rodzinie Hennemann uda się ponownie odzyskać utracone szczęście i żyć wspólnie poza obozem? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w „kołysance z Auschwitz”, do lektury której ochoczo zachęcam.
„(…) Bóg nigdy nie opuszcza swoich dzieci. (…)
- Myślę, że w takim miejscu chyba będziemy musieli Mu pomóc (…)". „Jedno jest pewne: wszyscy umrzemy. Ale jeśli możemy kogoś uratować, warto codziennie podejmować walkę”. Jedna z trudniejszych, ale jakże i ważnych pozycji książkowych w ostatnim czasie. Na co dzień żyjemy w pogoni za szczęściem, spełnieniem, realizacją naszych...
Recenzja przedpremierowa - 2.09.2020r.
"Z każdą sekundą coraz bardziej zapadam się w sobie. Nasiąkam bezsilnością i przestaję walczyć, bo uświadamiam sobie, że w tym starciu nie mam żadnych szans. (...) Błagam, niech to się wreszcie skończy, myślę rozpaczliwie".
Spotkaliście się w swoim życiu z hejtem? I nie mam tutaj na myśli konstruktywnej krytyki popartej prawdziwą wiedzą oraz doświadczeniem, lecz krzywdzący i wręcz zabijający hejt, który coraz bardziej szerzy się w polskich szkołach. Martyna Senator nie boi się poruszania tematów trudnych oraz bolesnych. W najnowszej książce pt. "Najgłośniej krzyczy serce" przedstawia losy dwojga młodych osób - Niny oraz Kacpra, którzy są tak naprawdę z dwóch różnych biegunów. Nina jest pełna kompleksów, zagubienia i wrażliwości. Oddaje się swojej pasji, w której odnajduje ukojenie i spokój. Dogaduje się wyłącznie z małą grupką znajomych, którzy się zawsze obok niej, lecz to i tak nie ułatwia jej walki z hejtem ze strony pozostałych rówieśników. Po drugiej stronie znajduje się Kacper, który stara się wyłącznie przetrwać. Podejmuje niejednokrotnie decyzje, z którymi nie zgadzają się inni, lecz tego wymaga od niego rodzinna sytuacja. Nie wdaje się w głębsze relacje międzyludzkie, woli ranić, niż pomagać. Sytuacja ulega jednak zmianie, gdy dostrzega ból i zagubienie swojej klasowej koleżanki - Niny. Wówczas to prezentuje cały arsenał różnorodnych emocji i wrażliwości.
Książka Martyny Senator pasuje idealnie do obecnego czasu - uczniowie wracają bowiem do szkół, w których - spójrzmy prawdzie w oczy - spotkają się z hejtem, odrzuceniem i krytyką. Czy tak jednak powinno być? Martyna Senator uczy, że najważniejsze to mówienie o własnych uczuciach i doświadczeniach. Nastolatkowie, wstydząc się tego, co przeżywają, unikają rozmów z bliskimi, dzielenia się informacjami z życia prywatnego, przez co popadają w coraz to gorszy stan psychiczny...
"Najgłośniej krzyczy serce" to książka z gatunku YA, która trafi nie tylko do młodszych odbiorców, lecz także do rodziców oraz nauczycieli. Pozycja to pokazuje, iż hejt niezwykle wyniszcza, a nieporuszanie jego tematu, jest niezwykle brzemienne w skutki. Warto poznać tę książkę oraz historię pełną przekazu.
Recenzja przedpremierowa - 2.09.2020r.
więcej Pokaż mimo to"Z każdą sekundą coraz bardziej zapadam się w sobie. Nasiąkam bezsilnością i przestaję walczyć, bo uświadamiam sobie, że w tym starciu nie mam żadnych szans. (...) Błagam, niech to się wreszcie skończy, myślę rozpaczliwie".
Spotkaliście się w swoim życiu z hejtem? I nie mam tutaj na myśli konstruktywnej krytyki popartej prawdziwą...