Wasz_Marchołt

Profil użytkownika: Wasz_Marchołt

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 dni temu
82
Przeczytanych
książek
90
Książek
w biblioteczce
81
Opinii
729
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

To będzie recenzja wielowątkowa i wielodygresyjna.

Na warszawskich Powązkach znajduje się skromny nagrobek z napisem „Henryk Jabłoński. Historyk”. Tak zapewne życzył sobie zmarły lub jego rodzina. Ale czy ktoś w ogóle pamięta, że twarz Rady Państwa PRL, smutny cień WRON-u i niemy głos reżimu Wojciecha Jaruzelskiego był z wykształcenia historykiem? Oraz o tym, że pominąwszy obowiązkowe marksistowskie skażenie, jego prace o początkach polskiej niepodległości są warte uwagi, a grono wypromowanych przez niego historyków II RP, znaczące?

Ale mało kto kojarzy jego osobę z tym krótkim okresem działalności naukowej, podobnie jak z niewątpliwymi zasługami z okresu wojny.

Polityka wciąga niestety do granic zatracenia. Jabłoński u szczytu swej politycznej kariery wystąpił z wnioskiem o nadanie Jaruzelskiemu tytułu Marszałka Polski, czego nawet pomieniony nie zdzierżył, gdyż mimo wszystko miał jako taki kontakt z rzeczywistością.

Skąd taki długi i pozornie niewiele mający wspólnego z omawianą książką wstęp? To moje wyjaśnienie faktu, że nie potrafię ocenić książki Legutki w oderwaniu od całokształtu jego działalności. Zazwyczaj, gdy ktoś (czy to Jabłoński czy Legutko) raz już raz „wszedł w nurt” polityki, musi sobie zdawać sprawę, że jego kariera naukowa na tym się zakończyła. Oraz z tego, że będzie oceniany za całokształt – że istnieją aktywa i pasywa, że po stronie „ma” są być może dęte apanaże, a po stronie „winien” konieczność poddawania się ocenom, a te nie zawsze będą wybiórcze.

„Esej o duszy polskiej” poleciła mi osoba, którą cenię i z którą lubię dyskutować. Wiedząc, że dylematy autora są jej dość bliskie, przeczytałem z najwyższą uwagą. Mnie zresztą też stan polskiej duszy dręczy, ale – jak w miarę czytania sobie uświadamiałem – na zgoła innych płaszczyznach.

Pierwsza część książki, nazwijmy ją: diagnostyczna, jest w miarę do przyjęcia. Autor ma sprecyzowane poglądy na wiele kwestii, wypowiada się arbitralnie, z wieloma jego opiniami trudno mi się zgodzić, ale wszystko mieści się w granicach rozsądnego dyskursu. Tak dzieje się do strony 119, kiedy to Legutko przestaje być naukowcem, a nawet zaangażowanym publicystą, a przechodzi powoli do funkcji polityka, żeby nie powiedzieć politruka. Nie chciałbym tutaj odbierać autorowi prawa do krytykowania Unii Europejskiej, której instytucje od wielu lat wypłacają mu pensje, przepraszam – diety. Większym problemem jest dla mnie krytykowanie przez niego polskiego społeczeństwa, a dokładnie tych licznych grup, których Legutko nie ceni, nie widzi i zapewne ich zdania nie jest w stanie w ogóle uznać. Domagając się wolności państw w ramach UE, nie widzi w ogóle potrzeby wolności (a zwłaszcza wolności nieodpowiadających mu poglądów) u siebie. I nie tylko wolności, ale elementarnego szacunku. Zamiast podjąć próbę wyważonej dyskusji i może refleksji nad zainicjowaną we wrocławskim liceum debatą o krzyżach w salach lekcyjnych, czego można jednak było oczekiwać od byłego ministra edukacji, nazwał jej inicjatorów „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”, a ich zachowanie „typową szczeniacką zadymą”. I tutaj pana ex-ministra i aktualnego europosła spotkał pech: pełnoletni maturzyści postanowili swojej wolności wypowiedzi i dobrego imienia bronić. I zrobili to skutecznie. Ot takie postscriptum do eseju o duszy polskiej – cytując klasykę „Mądrym dla Memoryału, Kompatriotom dla Refleksji, Laikom dla Nauki”.

Wcześniejszego, jeszcze „publicystycznego” Legutkę zdarzało mi się czytać na łamach „Rzeczpospolitej” czy w innych miejscach, nie bez przyjemności. Ale lektura „Eseju” w połączeniu z innymi wypowiedziami autora powoduje, że spośród ostatnich tekstów Legutki za najlepszy i szczególnie warty upamiętnienia uważam następujący: „Wyrażam szczere ubolewanie, iż użyte przeze mnie słowa spowodowały naruszenie dobrego imienia i godności osobistej Pani Zuzanny Niemier i Pana Tomasza Chabinki.”

Wasz Marchołt

To będzie recenzja wielowątkowa i wielodygresyjna.

Na warszawskich Powązkach znajduje się skromny nagrobek z napisem „Henryk Jabłoński. Historyk”. Tak zapewne życzył sobie zmarły lub jego rodzina. Ale czy ktoś w ogóle pamięta, że twarz Rady Państwa PRL, smutny cień WRON-u i niemy głos reżimu Wojciecha Jaruzelskiego był z wykształcenia historykiem? Oraz o tym, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnia powieść Grahama Greene’a, którą darzę wyjątkowym sentymentem, gdyż czytałem ją jeszcze na łamach „Literatury” przy okazji kolejnej nominacji autora do – nigdy nieotrzymanej – nagrody Nobla, gdzie została opublikowana pod pierwszym i jak dla mnie jedynym trafnym tytułem „Kapitan i nieprzyjaciel” w tłumaczeniu Marty Glińskiej. „Nieprzyjaciel” to nie do końca to samo co „wróg”, dlatego też tę pierwszą wersję zdecydowanie polecam. Wydaje mi się bliższa zamysłowi autora.

To subtelna opowieść o imponderabiliach, aczkolwiek niekoniecznie rozumianych dosłownie.

Wszystko w tej książce jest właściwie na nie: nieoczywista, niebanalna, niejednoznaczna, nieszablonowa, niedoceniona, nieznana.

Wasz Marchołt

Post scriptum
Motto, które towarzyszyło mi przez ponad 30 lat, choć nieco zniekształcone poprzez zawodną pamięć:

Czy z pewnością odróżniasz
dobrą stronę od złej,
Kapitana od nieprzyjaciela?
(George A. Birmingham)

O tym w zasadzie jest ta książka.

Ostatnia powieść Grahama Greene’a, którą darzę wyjątkowym sentymentem, gdyż czytałem ją jeszcze na łamach „Literatury” przy okazji kolejnej nominacji autora do – nigdy nieotrzymanej – nagrody Nobla, gdzie została opublikowana pod pierwszym i jak dla mnie jedynym trafnym tytułem „Kapitan i nieprzyjaciel” w tłumaczeniu Marty Glińskiej. „Nieprzyjaciel” to nie do końca to samo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nowa półka i nowa świecka tradycja. No, może nie do końca świecka, bo jak powiedziała jedna z bohaterek powieści Olgi Tokarczuk, wszyscy jesteśmy kulturowymi katolikami. A więc „trzy książki na Trzech Króli”. W tym roku miałem ochotę przeczytać trzy książki właśnie w trakcie przedłużonych świąt, w tygodniu Trzech Króli. Zamiar udał się połowicznie, gdyż mirrę (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/cholod/opinia/73391669) w tymże tygodniu czytać skończyłem, kadzidło (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/opowiesc-wigilijna/opinia/79972252 ) przeczytałem w całości, a złoto towarzyszyło mi jeszcze przez wiele tygodni, a nawet miesięcy – po prostu nie potrafiłem się z nim rozstać. Tak to bywa z klejnotami.

A więc pora na złoto. I to nie ze względu na złote elementy okładki, chociaż ich rolę w kompozycji okładki trudno przecenić. „Dżentelmen w Moskwie” to książka absolutnie niezwykła, którą sączy się małymi łykami, aby starczyła na dłużej. I z nieuchronnym, znanym wielu czytelnikom, pytaniem: co będę czytał potem? Czy jest jeszcze na świecie do przeczytania powieść, która może dostarczyć aż takich wrażeń?

Amor Towles z zaskakującym wyczuciem nakreślił zmieniający się obraz Moskwy na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Niezwykle autentyczny, biorąc pod uwagę, że stworzyła go osoba „z zewnątrz”. Czytając opisy, miałem wrażenie, że znalazłem się na Patriarszych Prudach Bułhakowa lub że jestem obcokrajowcem w moskiewskim hotelu w czasach ZSRR, mniej lub bardziej dyskretnie pilnowanym przez właściwe służby, aby przypadkiem swych kroków nie skierować w niewłaściwym kierunku – to taka specyficzna niepowtarzalna atmosfera, której akurat miałem okazję przez kilka dni pobytu w Moskwie doświadczyć.

Historia, którą opowiada Towles, zawiera tyle zwrotów akcji, że mogłaby wypełnić niejedną powieść sensacyjną. A jednak to nie sensacja stanowi jej esencję; to subtelna opowieść o nieprzemijających wartościach, umiejętności zachowania dystansu w skrajnych okolicznościach, o czymś, co współczesna psychologia określiłaby jako inteligencję emocjonalną , a co dla mnie jest po prostu – inteligencją.

„Dżentelmen w Moskwie” to również książka wywołująca nieustającą chęć posiadania przy sobie notesu i pióra, gdyż co chwilę przychodzi pokusa wynotowania cytatu. Co zresztą łatwo zauważyć na podstawie aktywności czytelników piszących w portalu „Lubimy czytać”.

Wasz Marchołt

Nowa półka i nowa świecka tradycja. No, może nie do końca świecka, bo jak powiedziała jedna z bohaterek powieści Olgi Tokarczuk, wszyscy jesteśmy kulturowymi katolikami. A więc „trzy książki na Trzech Króli”. W tym roku miałem ochotę przeczytać trzy książki właśnie w trakcie przedłużonych świąt, w tygodniu Trzech Króli. Zamiar udał się połowicznie, gdyż mirrę...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Wasz_Marchołt

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Ulubione

Ałbena Grabowska Ci, którzy walczyli Zobacz więcej
Brian Porter-Szűcs Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii Zobacz więcej
Aleksander Dumas Hrabia Monte Christo. Tom III Zobacz więcej
Georgi Gospodinow Fizyka smutku Zobacz więcej
John Gardner Grendel Zobacz więcej
John Gardner Grendel Zobacz więcej
Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych Zobacz więcej
Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych Zobacz więcej
Leopold Tyrmand Listy do redaktorów Wiadomości Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych Zobacz więcej
John Gardner Grendel Zobacz więcej
Hugo Steinhaus - Zobacz więcej
Szczepan Twardoch Wieczny Grunwald Zobacz więcej
Marcin Pieczyrak N.Y.C. W innym Mieście Zobacz więcej
Leopold Tyrmand Listy do redaktorów Wiadomości Zobacz więcej
Leopold Tyrmand Listy do redaktorów Wiadomości Zobacz więcej
F. Scott Fitzgerald Wielki Gatsby Zobacz więcej
Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
82
książki
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
729
razy
W sumie
wystawione
82
oceny ze średnią 8,1

Spędzone
na czytaniu
347
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
10
cytatów
W sumie
dodane
3
książek [+ Dodaj]