Biblioteczka
2024-04-30
2024-04-29
Są takie miejsca, w których - pomimo upływu setek lat - wyczuwa się ducha przeszłości, ludzi minionych epok, wyznawców starej wiary, pierwszych myślicieli, potomków tych najhardziejszych, którzy coś znaczyli i czymś się wsławili, przechodząc tym samym do historii.
Dla mnie Pomorze jest takim miejscem. Oliwa, Szczecin, Gdańsk, Wolin - tutaj podświadomie zawsze wyczuwałam jakieś tajemnice, podskórny dreszczyk, leciutki niepokój i ekscytację nieodkrytych sekretów. Oczami wyobraźni widziałam tragiczne dziejowe wydarzenia, ponadczasowe historie wielkich rodów. Myśli moje przenosiły mnie do czasów tak "starych jak Bork i diabeł".
Czytając "Sydonię" Elżbiety Cherezińskiej zawędrowałam wraz z bohaterami do złotego wieku XVI - czasu największego rozwoju gospodarczego pomorskiej Hanzy, schyłku sześćsetletniego panowania sławetnego rodu Gryfitów oraz czasu inkwizycji i palenia na stosach kobiet, które starały się żyć po swojemu i które wyprzedzały pod wieloma względami swoją epokę.
To była bardzo udaną czytelnicza przygoda. Cherezińska mistrzowsko połączyła istniejące bogate dokumenty historyczne procesu szlachcianki Sydonii von Bork, jej usilne starania w sądzie o przyznanie jej należnych alimentów od brata oraz domniemane chwile i momenty z życia tej wyprzedzającej swe czasy i nie dającej się zamknąć w schematach kobiety.
Sydonia była niezwykła jak na ówczesne sobie czasy; niezależna, zaradna, bystra, nieustępliwa; interesowały ją książki, ziołolecznictwo; gardziła małostkowością i głupotą ludzką; chciała sprawiedliwości i... to ją zgubiło.
W tej powieści historycznej pisarka zawarła ogrom informacji, począwszy od wybornych opisów dworskich zwyczajów i książęcych łowów, ówczesnej mody, sposobów leczenia, sporządzania piwa, tkania, przygotowywania zapasów na zimę. W tle pobrzmiewa zaczątek zawieruchy dziejowej i rozłamów religijnych. Na tak ciekawej osnowie dziejowej poznajemy gorzki smak nieszczęśliwych miłości, obowiązków wymagających wypełnienia przez możnowładców, przemocy domowej, obietnic bez pokrycia, straconych młodzieńczych nadziei, trudnej egzystencji i ponad wszystko starającej się żyć po swojemu głównej bohaterki.
Powieść dobitnie ponadczasowa w swoim przekazie, wspaniale skonstruowana, porywająca, trzymająca w napięciu, odkrywająca krok po kroku sensacyjne tajemnice i mroczne pomorskie legendy.
Dzięki niej na nowo zatopiłam się w unoszącym się ponad pomorskimi miastami tajemnicach, których echa są nadal wyczuwalne i które oddziałują na współczesnych równie silnie, jak przed wiekami. "Sydonia" to czytelnicza uczta!
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
Są takie miejsca, w których - pomimo upływu setek lat - wyczuwa się ducha przeszłości, ludzi minionych epok, wyznawców starej wiary, pierwszych myślicieli, potomków tych najhardziejszych, którzy coś znaczyli i czymś się wsławili, przechodząc tym samym do historii.
Dla mnie Pomorze jest takim miejscem. Oliwa, Szczecin, Gdańsk, Wolin - tutaj podświadomie zawsze wyczuwałam...
Książka "Siedem minut po północy" Patricka Nessa wyrwała mi serce...
To najbardziej poruszająca opowieść, z jaką przyszło mi się zmierzyć w życiu. Wznieciła we mnie ogromne poruszenie. Ledwo sobie z nią poradziłam...
"(...) Historie to najbardziej dzikie ze wszystkich stworzeń - zagrzmiał Potwór - potrafią nas ścigać, gryźć i prześladować (...) Opowieści to dzikie bestie, które zawsze chodzą swoimi drogami".
"Siedem minut po północy" poczyniła emocjonalne spustoszenia we mnie, jak dzika Bestia, co ściga, gryzie i prześladuje. Łkałam przy niej jak zagubione samotne dziecko. Łkałam ze smutku nad konstrukcją tego świata; nad cierpieniem wszystkich dzieci, którym przyjdzie przechodzić przez piekło cierpiącej, śmiertelnie chorej i umierającej matki.
Opowieść o Conorze zaangażowała mnie emocjonalnie. Napisana w sposób baśniowy jeszcze bardziej rezonowała we mnie.
Patrick Ness opowiada o ogromnej miłości i niewyobrażalnej stracie, której towarzyszy gorzki nieznośny tępy ból. Ness robi to w sposób empatyczny, mądry, nieprzekombinowany i prosty. Alegoria potwora stanowi wyraz głębokiej refleksji nad kruchym życiem oraz skomplikowanymi uczuciami, jakie w nas siedzą, z jakich do końca nie zdajemy sobie sprawy i jak nas potrafią zadziwić, kiedy przyjdzie nam zmierzyć się z czymś niewyobrażalnym, z czym nie chcemy się zgodzić.
Podczas lektury czułam przejmujący smutek, bezradność i złość. Przyszedł też moment zrozumienia i... pogodzenia się. "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono". My i nasze emocje są bardzo skomplikowane i często nie dadzą się przewidzieć. Ważnym jest moment przebaczenia sobie swoich myśli wynikających z bólu, ale i też moment pogodzenia się ze stratą i "pozwolenie" na odejście.
Historia rozkłada na łopatki, ale też i oczyszcza. Wywołuje szereg skrajnych emocji. Pustoszy wewnętrznie.
Takie historie są potrzebne. Są niezbędne, by przepracować własne bóle i straty. O śmierci, godzeniu się ze stratą i przetrwaniu bólu należy dyskutować i czytać.
Piękna historia, która pozostanie na zawsze w moim sercu
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
Książka "Siedem minut po północy" Patricka Nessa wyrwała mi serce...
To najbardziej poruszająca opowieść, z jaką przyszło mi się zmierzyć w życiu. Wznieciła we mnie ogromne poruszenie. Ledwo sobie z nią poradziłam...
"(...) Historie to najbardziej dzikie ze wszystkich stworzeń - zagrzmiał Potwór - potrafią nas ścigać, gryźć i prześladować (...) Opowieści to dzikie bestie,...
"Myszy i ludzie" Johna Steinbecka to... pierwsza przeczytana przeze mnie powieść tego autora.
I napiszę tak: Nie jestem godna oceniania tej książki...
Mogę jedynie napisać, że na 120 stronach udało się nobliście wyrazić całą paletę emocji, a siła oddziaływania tego niekwestionowanego arcydzieła literatury klasycznej jest przeogromna. Przeogromna!
Emocje i uczucia są tu tak złożone, że ciężko je jednoznacznie interpretować. Relacje ludzkie są do bólu skomplikowane, a prostota przekazu aż poraża zmysły. Poznajemy wszelkie możliwe odcienie miłości, samotności, tęsknoty. Na tych nieco ponad 100 stronach odkrywamy trudy egzystencji i różnorodne ułomności ludzkie. Dostrzegamy siłę marzeń, wiary i celowości istnienia. Staramy się przyswoić złożoność pojęć poświęcenia, przywiązania, przynależności, przetrwania.
Klasyka przez duże "K" z podkreśleniem. Szczerość. Prostota. Zwyczajność. Bez patosu. Bez fanfaronady. Nie ma tu nic zbędnego, a nawet dodam: autor od początku odsłania przed Czytelnikiem wszystkie karty. A mimo to, przeżywa się tę książkę. Emocjonalnie ona pochłania. Losy bohaterów zagarniają i wsysają czytelnika. Łatwo i prosto się zżyć z wykreowanymi postaciami, ale trudno i wręcz niemożliwie się z nimi rozstać. Opowieść jeszcze po przeczytaniu ściga, gryzie i prześladuje...
Proza prosta, a jednak skomplikowana. Zwykła, a jednak nie. Niesamowita, bo wywołuje szereg emocji. Steinbeck, to niekwestionowany geniusz pióra. Ot, co!
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
"Myszy i ludzie" Johna Steinbecka to... pierwsza przeczytana przeze mnie powieść tego autora.
I napiszę tak: Nie jestem godna oceniania tej książki...
Mogę jedynie napisać, że na 120 stronach udało się nobliście wyrazić całą paletę emocji, a siła oddziaływania tego niekwestionowanego arcydzieła literatury klasycznej jest przeogromna. Przeogromna!
Emocje i uczucia są tu...
"Jaśmina od snów" to kontynuacja "Florentyny od kwiatów" oraz "Nadziei od zwierząt" Agnieszki Kuchmister. To też zwieńczenie losów rodziny Dziubów i mieszkańców Sokołowa.
Docieramy do Wielkiej Powodzi 1997 roku, ale też i zawracamy do wydarzeń lat 90. XIX wieku.
Agnieszka Kuchmister ponownie wrzuca nas w gawędziarski wir senno-onirycznych zdarzeń, myśli, marzeń i zjawisk. Tu rzeczywistość miesza się z magią, radość z mrokiem, a sny z jawą. Przeszłość wylewa się ze snów, sny przeciekają do rzeczywistości, a czas to zapomniane warstwy, które się na siebie nakładają, gdzie wszystko i każdy się w nim rozpływa. Mamy tu do czynienia z iście magicznym babraniem się w czasie!
Ponownie odnajdujemy Nadzieję na cmentarnej górce obok Sławka, Halszkę, ciotkę Hanulę i Katarzynę, babcię Jodełkę, pradziadków Faberów, studzienną pannę, Florentynę, Jaśminę i Różę. Pojawia się Grzebielucha odczyniająca uroki, lis i sowa, Berbeć żywy lub nie, Czarny Las milczący lub nie, niebieski ogród w blasku Miesiąca i czuwająca nad wszystkim sokołowska Zielna Maryjka. Autorka serii sokołowskiej odkrywa przed nami wszystkie tajemnice. Poznajemy odpowiedzi na pytania, nawet te bolesne i wstrząsające. Dużo jest o ciemności w ludziach i "coś, jakby guli, która siedzi w człowieku i ze smutku albo i ze złości się rodzi(...)"
Z kart książki przebija smutek, melancholia i nostalgia; przeciekają wspomnienia, które "(...)są w tej ziemi, w drewnie kilkusetletnich drzew, w splątanej pamięci grzybni, w zastałym powietrzu niewietrzonych strychów i komórek, w mysich dziurach, w polnych kamieniach, w dźwięku kościelnego dzwonu, w korzeniach roślin, w odradzających się corocznie owocach, w kolorze oczu dziedziczonych po ludziach, których nawet nie znaliśmy (...) ".
Proza Agnieszki jest niezwykła. Pozwala przenieść się duszy, sercu i myślom tam, gdzie nawet nam się nie śni. Obcujemy ze słowem, w którym jest ogromna tkliwość, szacunek do wspomnień, bolesność przemijania i godzenie się z taką koleją rzeczy, taką konstrukcją świata.
To proza, która splata przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
To proza, która łączy codzienność ze snami i wyobrażeniami.
To proza, która udowadnia, że prawda zawsze wyjdzie na jaw, nawet i za 100 lat.
To proza, która miesza elementy baśni, fantasmagorii, ludzkiego okrucieństwa, i niewinności, ludzkich doświadczeń i nadziei.
Proza piękna, uwrażliwiająca, filozoficzna i nostalgiczna....
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
"Jaśmina od snów" to kontynuacja "Florentyny od kwiatów" oraz "Nadziei od zwierząt" Agnieszki Kuchmister. To też zwieńczenie losów rodziny Dziubów i mieszkańców Sokołowa.
Docieramy do Wielkiej Powodzi 1997 roku, ale też i zawracamy do wydarzeń lat 90. XIX wieku.
Agnieszka Kuchmister ponownie wrzuca nas w gawędziarski wir senno-onirycznych zdarzeń, myśli, marzeń i zjawisk....
Twórczość Elżbiety Cherezińskiej jest ponad wszelkimi literackimi dyktatami! Jej książki, jak przeczytany jednym tchem "Legion", to monumentalne dzieła. Widać w nich ogromny nakład przestudiowanych przez pisarkę materiałów archiwalnych, przy wyczuwalnej ogromnej swobodzie poruszania się w faktach, zawiłościach polityki, zasadach konspiracji, utworzonych organizacjach i istniejących stronnictwach.
Ogromna werwa i charyzma sznytu literackiego pisarki sprawia, że przez przytaczane opowieści dosłownie się płynie i to z wypiekami na twarzy! Wzbudzają one głębokie poruszenie oraz w miarę pochłaniania historii - rosnące zaciekawienie losami bohaterów.
"Legion" to była uczta literacka!
Z jednej strony czułam się jak podczas seansu charakterystycznych filmów reżysera Guya Ritchiego - ze względu na formę prozy, czarny humor, opisy przedstawianych postaci historycznych, błyskotliwe dialogi i bezbłędną a'la gangsterkę. Być może dzięki temu ogrom opisywanego zła II wojny światowej łatwiej było mi przyswoić i przełknąć. Z drugiej strony czułam się, jak podczas seansu stricte "Bękartów wojny". "Legion" to opis tych "wyjętych spod prawa", wyklętych, działających wbrew polityce prosowieckiej, prokomunistycznej, profaszystowskiej. Czuję ogromną sympatię do opisywanych żołnierzy, którzy - wierni swoim zasadom - nie są monochromatyczni; czarni czy biali. Za to od początku do końca działają zgodnie ze swoimi przekonaniami, mają żelazne zasady. To historie o tych, którym się udało wyjść cało z wojennej zawieruchy. A także o tych, którzy emigrując, uniknęli powojennych komunistycznych represji.
Fikcja ściśle splata się z faktami historycznymi. Otrzymujemy dynamiczny barwny obraz wydarzeń oraz perypetii postaci pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych.
W głowie kłębi mi się jedno pytanie. Jak Elżbieta Cherezińska to robi? Historie są niesamowite, zostawiają trwały ślad w sercu, duszy i umyśle. Skala i rozmach przedsięwzięcia pisarskiego "Legionu" odurza i oszałamia. Wysoki poziom tej powieści dokumentalnej zachwyca, a narracja wiernie trzymająca się faktów wzbudza respekt.
Pisarce należą się brawa za kawał niesamowitej, wyjątkowej prozy historycznej. Chylę czoła!
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
Twórczość Elżbiety Cherezińskiej jest ponad wszelkimi literackimi dyktatami! Jej książki, jak przeczytany jednym tchem "Legion", to monumentalne dzieła. Widać w nich ogromny nakład przestudiowanych przez pisarkę materiałów archiwalnych, przy wyczuwalnej ogromnej swobodzie poruszania się w faktach, zawiłościach polityki, zasadach konspiracji, utworzonych organizacjach i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Okazuje się, że Elżbieta Cherezińska jest nie tylko specjalistką swobodnie poruszającą się w zawiłościach czasów piastowskich. "Turniej cieni" to porywające, w pełni udane dzieło przybliżenia życiorysów mniej znanych dziewiętnastowiecznych postaci historycznych - Polaków bohaterów i... antybohaterów. W książce fabularnie losy Rufina Jozofata Piotrowskiego, Jana Prospera Witkiewicza oraz hrabiego Adama Gurowskiego się przecinają. Czy tak było w rzeczywistości? - nie jest wiadomym, ale jakże pięknie piórem Cherezińskiej fikcja literacka zaplata się z prawdziwą historią - tą tajną, szpiegowską i agitacyjno - propagandową!
W książce uwidacznia się na niespotykaną skalę rozmach fabularny. "Odwiedzane" miejscówki Europy, Azji i Bliskiego Wschodu, zgrabnie wykreowane i ożywione liczne postaci historyczne, umiejętne wplatanie wiadomości archiwalne, opisy zwyczajów bliskowschodnich, życia na Syberii, ruchów agentury oszałamiają.
Z zapartym tchem czytałam o Powstaniu Listopadowym i Polakach usiłujących odzyskać utraconą niepodległość, ucieczce z syberyjskiej katorgi i wędrówce niedoszłego księdza Rufina. Śledziłam losy podwójnego agenta Witkiewicza działającego na Bliskim Wschodzie oraz nieco obruszałam się "poczynaniami" Gurowskiego - Czerwonego Hrabiego, który na lata ukształtował wizerunek mateczki Rosji w oczach Amerykanów.
Od pierwszych stron historie wciągają, satysfakcjonują i uświadamiają. Poruszają, oczarowują i... dopuszczają do tajemnicy.
Fantazja zdarzeń, finezja pióra i dbałość o szczegóły historyczne to bezsprzeczne atuty tej powieści historycznej.
Chylę czoła przed twórczością Elżbiety Cherezińskiej. Ta, jak i inne przeczytane do tej pory przeze mnie książki jej autorstwa to według mojej oceny jedne z najlepszych, jakie powstały w naszej rodzimej literaturze historycznej! Prawdziwe perełki wśród powieści historycznych!
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
Okazuje się, że Elżbieta Cherezińska jest nie tylko specjalistką swobodnie poruszającą się w zawiłościach czasów piastowskich. "Turniej cieni" to porywające, w pełni udane dzieło przybliżenia życiorysów mniej znanych dziewiętnastowiecznych postaci historycznych - Polaków bohaterów i... antybohaterów. W książce fabularnie losy Rufina Jozofata Piotrowskiego, Jana Prospera...
więcej mniej Pokaż mimo to
W "Mitologii słowiańskiej" autorzy: Jakub Bobrowski i Mateusz Wrona podjęli - udaną wg mnie - próbę fabularnej rekonstrukcji mitów słowiańskich.
W odróżnieniu od innych kulturowo-historycznych wielkich cywilizacji, jak chociażby śródziemnomorskie Grecja i Rzym, nordycka Skandynawia, może nawet społeczeństwo egipskie czy mezopotamskie, o słowiańskich wierzeniach praktycznie nic nie wiemy. Wynika to ze znamiennego faktu, iż nie zachowało się wiele świadectw mitycznego obrazu świata, a ludy słowiańskie nie znały pisma. To co wiemy o słowiańskich przedchrześcijańskich wierzeniach, stanowi zaledwie skąpą część wiadomości, często wyrwanych z kontekstu i nieosadzonych w szerszej znaczeniowo tkance. Z takich strzępek świata mitycznego naszych przodków trudno zrekonstruować oryginalną postać wierzeń.
Mimo to Wrona i Bobrowski podjęli taką próbę. Wyszła im ona całkiem przyzwoicie i z klasą. Pozwoliła dojrzeć szerszy kontekst wierzeń słowiańskich, a stylizowany język sprawił, że opracowanie czytało się jak najprzedniejszą baśń.
Zbiór poświęcony Mitologii słowiańskiej, w oparciu o opracowania naukowe autorzy podzielili na trzy części. Pierwsza to sfabularyzowana stylizowana rekonstrukcja mitu kosmogonicznego, teogonicznego i antropogenicznego. Opowiada o powstaniu świata, bogów i ludzi. Druga to opowiadania ze świata słowiańskiej demonologii, a ostatnia to próba stworzenia słowiańskich mitów bohaterskich. Lektura obfituje w elementy grozy, niesamowitości, liryki. Są tu liczne odwołania do natury, folkloru, obrzędowości ludowej i zwyczajów jak dziady czy kraszenie jaj. Fabuła to czysty wymysł autorów, ale imiona bóstw, demonów oraz ich zachowanie i symbole są zgodne z aktualną wiedzą naukową, poparte wiarygodnym opracowaniami uczonych.
Śmiało można sięgnąć po "Mitologię słowiańską", bowiem w przystępny sposób przybliża nam naszą pradziejową spuściznę i pozwala wierzyć, że tak właśnie mogło być, mogło funkcjonować i się dziać...
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
W "Mitologii słowiańskiej" autorzy: Jakub Bobrowski i Mateusz Wrona podjęli - udaną wg mnie - próbę fabularnej rekonstrukcji mitów słowiańskich.
W odróżnieniu od innych kulturowo-historycznych wielkich cywilizacji, jak chociażby śródziemnomorskie Grecja i Rzym, nordycka Skandynawia, może nawet społeczeństwo egipskie czy mezopotamskie, o słowiańskich wierzeniach praktycznie...
2024-03-10
Książka o osobliwym tytule "Kapłony i szczeżuje" to przykład wspaniałych opowieści o zapomnianej kuchni polskiej w rozmowie Magdaleny Kasprzyk-Chevriaux z Jarosławem Dumanowskim - badaczem historii wyżywienia i kuchni.
W Polsce, mimo że od pewnego czasu jedzenie odgrywa coraz znaczniejszą rolę, wiele ludzi wciąż nie ma świadomości, że ma ono również wymiar kulturowy. Nawet wśród historyków popularne jest przeświadczenie, że to tylko kalorie i coś biologicznego. Nadal panuje przeświadczenie, że fascynacja smakiem i kulturą jedzenia, to coś lapidarnego, niemęskiego i niepolskiego. W dużej mierze przyczyniła się do tego prl-owska propaganda.
Domaniewski uświadamia, jak ważną rolę odgrywa jedzenie. W obecnych czasach kuchnię zdominowała żywność przemysłowa, monokultury upraw i hipermarkety, będące przyczynkiem utraty różnorodności. Dawniej bioróżnorodność żywieniowa była olbrzymia, związana z przyrodą, jej rytmem i lokalnymi warunkami uprawy. Przykładem może być chociażby ziemniak, który wyparł topinambur, pasternak, rzepę, rzodkiew, brukiew, kucmerkę, pietruszkę i skorzonerę.
Badacze kuchni fascynująco opowiadają o miękkich wegetarianach i dietetyce starej jak świat, niebezpieczeństwie globalizacji obecnej także w sferze żywieniowej oraz postach i nierozerwalnym związku jedzenia z religią.
Dyskutują o emocjach i nostalgii, które kierują naszym smakiem. Znakomitym przykładem niech będzie z rozrzewnieniem wspominamy smaki dzieciństwa, bo jedzenie to także pamięć i wspomnienia, która je wspomaga.
W ciekawy sposób uświadamiają, że zmysł smaku (niestety!) stoi w hierarchii zmysłów najniżej, zaraz obok dotyku (wzrok i słuch mają korelacje naukowo - duchowe). Za to zawsze angażuje inne zmysły do współpracy - tworzy niemal nierozerwalny związek z węchem, daje interakcje ze wzrokiem. Pojawiają się różne mody, np. ta z jedzeniem po ciemku czy kuchnią molekularną.
Okazuje się, że zmysł smaku można też trenować.
Para naukowców opowiada również o rekonstrukcjach dań starej kuchni, mitach i stereotypach kulinarnych, przytacza anegdoty związane z jedzeniem.
W rozmowach pojawiają się organizacje dbające o pamięć zapomnianych kuchni np. Europejski Sezon Edukacji Gastronomicznej czy Arka Smaku. Mowa jest archeozoologii i regionalnych akcjach przywrócenia gatunków wytrzebionych np. populacja jesiotrów.
W ramach wywiadu dowiedzieć się można również o konkretnych gatunkach roślin i zwierząt wchodzących dawniej w skład diety, m.in. zboże łąk - manna utracona zapewne na zawsze, kartofer ("ser" z odpowiednio poddanym obróbce ziemniakiem) czy rakam królewskimi, z których niestety zupy już nie spróbujemy...
Bardzo bogate treściowo, znaczeniowo, historycznie i ekonomicznie rozmowy. Wszystkim fascynatom dawnej kuchni, jak i miłośnikom popularyzacji wiedzy polecam tę pozycję od @wydawnictwoczarne
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
Książka o osobliwym tytule "Kapłony i szczeżuje" to przykład wspaniałych opowieści o zapomnianej kuchni polskiej w rozmowie Magdaleny Kasprzyk-Chevriaux z Jarosławem Dumanowskim - badaczem historii wyżywienia i kuchni.
W Polsce, mimo że od pewnego czasu jedzenie odgrywa coraz znaczniejszą rolę, wiele ludzi wciąż nie ma świadomości, że ma ono również wymiar kulturowy. Nawet...
2024-03-09
"Odrodzone królestwo" Elżbiety Cherezińskiej kończy cykl pod tym samym tytułem. Pięć opasłych tytułów. Prawie 4500 stron mięsistej, bogatej, sążnistej prozy. Bohaterowie bliscy nam - stworzeni z porażek, namiętności, pragnień i wspomnień. Historia naszych praojców zamknięta w wyjątkowej prozie, obudowana wstęgą marzeń, lęków, wizji, koszmarów, rozkoszy i obowiązków bohaterów.
Ogromna odpowiedzialność ciążyła na pani Elżbiecie - za przekaz, odbiór, fabułę, realizm ówczesnych czasów, fakty dziejowe oraz tchnięcie życia w bądź co bądź "płaskie" dla nas dzisiaj postaci historyczne. Chylę czoła przed pisarką. Sprostała ona wszystkim stawianym przeze mnie oczekiwaniom. Jej prozę cechuje wyraźnie widoczna miłość do historii oraz żarliwa pasja dla przeszłości i ludzi. Inspirując się historią stworzyła godną piastowską epopeję, a zarazem wybitny utwór literacki.
Zderzają się, ale i splatają światy chrześcijańskie i pogańskie, wiejsko-miejskie i królewskie, legendarne i historyczne. Polskę ogarniają krwawe działania, pożoga, bestialstwo, bunty, podstępy i sprzeniewierzenie się. Jakby nie patrzeć - pierwsza połowa XIV wieku to czas kiedy Polsce groził prawdziwy rozbiór!
Przemierzamy wraz z bohaterami italskie signorie, czeskie mesta, litewskie puszcze, polskie grody, krzyżackie komturie. Odwiedzamy zakonne zamki, polskie warownie, pogańskie mateczniki, Wawel ze Smoczą Jamą, leśne dymarki, królewskie kuchnie, mroczne zbrojownie, alkowy możnowładców. Dowiadujemy się o lennach, potyczkach, pojedynkach, szarpanych wojnach podjazdowych, ówczesnych partyzantkach, regularnych bitwach i prowadzonych wojnach dyplomatycznych.
Wszelkie wątki w finałowym tomie zostały dokończone, wszystkie tajemnice ujrzały światło dzienne, zaprzeszłe niewiele znaczące zdarzenia tu nabierają mocy i treści, a kres położony zostaje zdrajcom, intrygantom, wielu rodom i zacnym mężom.
W takiej formie historię można chłonąć całą sobą, garściami czerpać z symboliki i motywów. To wielki przywilej przepaść w dziejach Łokietka, Grunhagena, Rikissy, Jana Luksemburskiego, Schwarzburga, Janisława, Jemioły, Kaliny i Michała.
A warto. Poczytuję sobie za wielkie szczęście przeczytanie cyklu.
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
"Odrodzone królestwo" Elżbiety Cherezińskiej kończy cykl pod tym samym tytułem. Pięć opasłych tytułów. Prawie 4500 stron mięsistej, bogatej, sążnistej prozy. Bohaterowie bliscy nam - stworzeni z porażek, namiętności, pragnień i wspomnień. Historia naszych praojców zamknięta w wyjątkowej prozie, obudowana wstęgą marzeń, lęków, wizji, koszmarów, rozkoszy i obowiązków...
więcej mniej Pokaż mimo to
William Faulkner. Tyle ostatnio ocierałam się o to nazwisko, że postanowiłam sięgnąć na dobry początek po sztandarową już jego pozycję. Za mną jedna z najważniejszych powieści na świecie noblisty - "Światłość w sierpniu".
Zanim o samej powieści, to jeszcze kilka słów o tłumaczeniu, które często przy recenzjach bywa przemilczane albo zaniedbywane, a jest jednym z podstawowych aspektów odbioru książki przez Czytelnika. Ważnym tu był fakt, ile tłumacz wyciągnie z samej twórczości literatury nowatorskiej, przełamującej schematy, będącej ponad kanonami, jak przefiltruje słowa przez własną wrażliwość i umiejętności translatorskie, czy przypadkiem nie spłaszczy metafor, nie pominie gier językowych, rzetelnie odda klimat prozy faulknerowskiej, rozróżni dialogowe niuanse w mowie wieśniaków, miastowych i czarnych Południowców. A skoro mamy do czynienia z wybitną nagradzaną literaturą, liczymy na wybitne umiejętności tłumacza. Piotr Tarczyński staje na wysokości zadania. Sprawia, że "Światłość w sierpniu" to zupełnie nowa, wyjątkowa interpretacja złożoności prozy Faulknera. Dodaje siły przekazu poruszanej tematyce oraz realiom Amerykańskiego Południa lat 30.XX wieku oraz czasów Rekonstrukcji po Wojnie Secesyjnej.
Faulkner jest prekursorem oryginalnych obrazów, poetyckiej prozy, ale też wszelkiej elastyczności słowa pisanego: myśli pisanych kursywą mieszających się z dialogami, cytatami w cytatach, deformacjami, płynnością i potoczystością przekazu, neologizmów, hybryd i zbitków słownych, nieoczywistości interpretacyjnych interpunkcji czy gramatyki. U Faulknera słowa wylewają się z ram, są surowe i chropawe, dźwięki opisuje on kolorami a obrazy dotykiem. Zdania, by wzmocnić przekaz, bywają przekombinowane, przydługie, polifoniczne i onomatopeiczne, rozpaczliwe i oszalałe, obce i dziwne. Tłumacz pozwala nam samemu przebrnąć przez labirynt myśli i zapisów Faulknera, co niewątpliwie wpływa na osobiste i wyrazistsze odczuwanie tej prozy. Staje się ona wyzwaniem dla Czytelnika.
Echa Jego twórczości można odnaleźć m.in.u Marqueza, Steinbecka, Cormaca McCurthy'ego czy Macieja Płazy.
Tyle o formie, niebanalnej, poza schematycznej i prekursorskiej. Tyle o języku obrazowym, namacalnym. Tyle o szorstkości słów i deformacji prozatorskiej.
A o czym jest ta perełka światowej klasyki? "Myślę se", że "Światłość w sierpniu" to nie jest lekkostrawna proza. "Myślę se", że w chropowatości, potoczystości wypowiedzi czuje się ból, krzywdę, pokorę i upór. Bohaterowie są naznaczeni - pomimo zniesienia niewolnictwa - zmagają się z rasizmem, z fanatyzmem religijnym, wychowaniem twardą ręką, trudnym dzieciństwem piętnującym na całe życie. Pomimo lat 30. XX wieku widać nadal wszelkie głęboko zakorzenione przywary Południowców, ich nieufność wobec obcych, wpojone konserwatywne zasady i krzywdzące uprzedzenia. Chłoniemy wszelką surowość życia na południu Ameryki - wychowanie dzieci, marną egzystencję mieszkańców tych ziem, rasizm i piętnowanie odmienności, fanatyzm religijny, obsesyjną dumę potomków pionierów Ameryki, niewyrugowaną wyższość rasy białej nad "czarnuchami", przeklęte życie w grzechu.
Motyw wędrówki, a może ucieczki od siebie i od życia spina całą powieść. Duszna i parna atmosfera oraz przytłaczająca małomiasteczkowość potęgują odbiór.
Namacalna jest żałość wynikająca z przypiętych łatek bohaterom, osądzonym już z góry, tym samym skazanych na fatalizm.
Faulkner pokazuje jeszcze jedną rzecz ludzką. Nasze pragnienia bywają jasne i ciemne. Często tych drugich nie spodziewamy się w sobie ujrzeć, choć czają się na dnie serc i wypływają w najmniej odpowiednich momentach...
"Myślę se, że" to bardzo dobra proza i nie poprzestanę na jedynym arcydziele pisarza.
Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/
William Faulkner. Tyle ostatnio ocierałam się o to nazwisko, że postanowiłam sięgnąć na dobry początek po sztandarową już jego pozycję. Za mną jedna z najważniejszych powieści na świecie noblisty - "Światłość w sierpniu".
więcej Pokaż mimo toZanim o samej powieści, to jeszcze kilka słów o tłumaczeniu, które często przy recenzjach bywa przemilczane albo zaniedbywane, a jest jednym z...