-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać405
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant12
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2024-02-22
2021-11-29
Powieści dla dorastających nastolatków często mówią o dojrzewaniu. W książce "Almond" również nie mogło tego zabraknąć. Koreańska pisarka pokazuje jak trudny jest to proces, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Yunjae. Oglądamy świat z perspektywy chłopaka, który nie rozumie emocji, ale czy na pewno? Chłopak jest odrzucany za to, że nie reaguje w sposób przyjmowany za powszechnie przyjęty. Uznaje się, że nie ma w sobie empatii. Kiedy jednak spojrzymy na tę historię właśnie oczyma Yunjae, "na zimno", szybko dostrzegamy, że to problem większości ludzi. Nastolatkowi zarzuca się, że nie pomógł matce i babce, gdy był świadkiem ataku nożownika, ale tak naprawdę znacznie więcej osób widziało to zdarzenie i nikt nie zareagował. Paradoksalnie to właśnie główny bohater pokazuje nam, że nasze postrzeganie świata przez emocje jest często wybiórcze. Potrafimy współczuć, a jednocześnie niesprawiedliwie i okrutnie traktować wszelką inność.
Powieści dla dorastających nastolatków często mówią o dojrzewaniu. W książce "Almond" również nie mogło tego zabraknąć. Koreańska pisarka pokazuje jak trudny jest to proces, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Yunjae. Oglądamy świat z perspektywy chłopaka, który nie rozumie emocji, ale czy na pewno? Chłopak jest odrzucany za to, że nie reaguje w sposób przyjmowany za...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-07-06
Agata Kołakowska w swej powieści umiejętnie buduje napięcie, stopniowo odkrywając przed czytelnikiem kolejne elementy układanki. W “Liście obecności” poznajemy artystkę, Igę Stelmach, która dowiaduje się o skrywanych tajemnicach wsi Kunice, choć sama również niechętnie uzewnętrznia się przed innymi. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Historia ukazana jest z perspektywy rzeźbiarki, a jednocześnie nie od razu dowiadujemy się, co spotkało Igę oraz to, jak na nią wpłynęła przeszłość. Z jednej strony poznajemy czego doświadczyła, z drugiej dochodzi jeszcze intryga, która rozgrywa się na bieżąco. Dzięki książce przyglądamy się temu, jak wyglądają relacje międzyludzkie w Kunicach, nie brakuje spostrzeżeń natury obyczajowej. Agata Kołakowska pokazuje ludzkie zakłamanie i uciekanie przed problemami poprzez uciekanie od nich. Poraniona psychicznie Iga okaże się osobą, która nie poddaje się stereotypowemu patrzeniu na świat. Drąży głębiej, by poszukać prawdy. Nawet, jeśli oznacza to dla niej powrót do tego, przed czym chciała uciec.
Agata Kołakowska w swej powieści umiejętnie buduje napięcie, stopniowo odkrywając przed czytelnikiem kolejne elementy układanki. W “Liście obecności” poznajemy artystkę, Igę Stelmach, która dowiaduje się o skrywanych tajemnicach wsi Kunice, choć sama również niechętnie uzewnętrznia się przed innymi. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Historia ukazana jest z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-14
Pierwszy tom z serii “Niemożliwi detektywi” to książka detektywistyczna, choć jednocześnie mamy do czynienia z zabawnymi sytuacjami. Groźny belfer zaskakuje dzieciaki swoją głupotą. A jego potknięcia językowe, czy brak wiedzy z zakresu historii czy matematyki rozśmieszą każdego piątoklasistę. Taki humor nieco rozładowuje napięcie, a także sprawia, że lektura staje się jeszcze bardziej przyjemna. Dzieciaki górują nad trefnym nauczycielem pod względem intelektualnym, a dzięki tej przygodzie troje bohaterów poznają się nieco lepiej – może z czasem nawiążą głębszą przyjaźń? Tego mam nadzieję dowiemy się dzięki kolejnym tomom. Książka “Trefny nauczyciel” została napisana w sposób przystępny, językiem, który trafi do młodszej młodzieży (pewnie nie będą odpowiednie dla kilkulatków). Opowieść ukazana została z perspektywy głównej bohaterki, Blanki, natomiast akcja rozgrywa się w ciągu kilku lekcji. Niecierpliwi czytelnicy bardzo szybko dowiedzą się, jak skończy się historia z nauczycielem oszustem. Miłośnicy historii detektywistycznych również mogą się wykazać sztuką dedukcji i próbować układać kolejne elementy układanki. Warto również dodać, że książka została wydana w grubej oprawie oraz wzbogacono ją licznymi ilustracjami Tomasza Minkiewicza. Oddają one to, co przedstawiono w historii w nieco przerysowany sposób, a to bawi i uprzyjemnia lekturę. Pozytywnie zaskoczyło mnie nietypowe ukazanie sytuacji z górnej lub dolnej perspektywy. Liczę na to, że kolejne tomy pojawią się już wkrótce, ponieważ dzieciaki bardzo lubią takie historie, a pierwszy tom pochłonęły w kilka chwil.
Pierwszy tom z serii “Niemożliwi detektywi” to książka detektywistyczna, choć jednocześnie mamy do czynienia z zabawnymi sytuacjami. Groźny belfer zaskakuje dzieciaki swoją głupotą. A jego potknięcia językowe, czy brak wiedzy z zakresu historii czy matematyki rozśmieszą każdego piątoklasistę. Taki humor nieco rozładowuje napięcie, a także sprawia, że lektura staje się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-07
Szczepana Twardocha nie trzeba nikomu przedstawiać, ale ci którzy dobrze znają jego twórczość, powinni się liczyć się z pewnym zaskoczeniem. Pisarz bowiem postanowił nie tylko przedstawić czytelnikom obraz gangsterskiej Warszawy lat trzydziestych ubiegłego wieku, ale też wodzi nas za nos. I zostawia najlepsze na zakończenie. Wartka akcja sprawia, że historię czyta się szybko, ale trzeba spodziewać się brutalnych scen, ponieważ otrzymujemy opowieść o przemocy. Nie będzie to jednak czysta, sportowa walka bokserska. Autor opisuje świat żydowskiego mistrza klasy ciężkiej, który jednocześnie jest gangsterem. Zobaczymy wiele zbrodni, ale równie brudny będzie świat polityki. Warto sięgnąć po książkę, gdyż jej autor okazuje się być w świetnej formie (nie wiem czy bokserskiej, bo na tym się nie znam) literackiej.
Szczepana Twardocha nie trzeba nikomu przedstawiać, ale ci którzy dobrze znają jego twórczość, powinni się liczyć się z pewnym zaskoczeniem. Pisarz bowiem postanowił nie tylko przedstawić czytelnikom obraz gangsterskiej Warszawy lat trzydziestych ubiegłego wieku, ale też wodzi nas za nos. I zostawia najlepsze na zakończenie. Wartka akcja sprawia, że historię czyta się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-04-16
Dzięki książce dla dzieci "Kim był Karol Darwin?" dowiadujemy się jakim uczonym był bohater tytułowy. Nie bał się zadawania pytań, a zaintrygować potrafiły go nawet zwykłe dżdżownice. Autorka podaje również zabawne anegdoty o twórcy teorii ewolucji – choćby tę, jak włożył ciekawy okaz żuka do ust, bo w dłoniach miał już inne wyjątkowe owady. Przyjrzymy się też jego życiu. Wspomniano trudne doświadczenia, ponieważ uczony stracił troje z dziesięciorga dzieci. Widzimy nieco wycofanego, pogrążonego we własnych myślach naukowca, który wciąż poszukuje odpowiedzi. A wielkie teorie spisuje nie w laboratorium przy biurku, a na kolanach, na podkładce. Jego przemyślenia pozwoliły nauce zmienić swój bieg.
Deborah Hopkins zaprezentowała Darwina w sposób interesujący i bardzo przystępny. Dzieciaki podczas lektury będą zadawały tysiące pytań, ale po to są właśnie tego typu książki. Autorka nie tylko opowiedziała historię życia wybitnego naukowca i wyjaśniła jego dokonania. Ukazała również realia epoki w jakiej żył bohater tej książki. Dowiemy się choćby, jakim nietaktem było oglądanie mrówek ze zwykłymi ludźmi przy zakurzonej drodze – wyższe klasy takich rzeczy nie robiły. Poznamy zasady operacji chirurgicznych wykonywanych w XIX wieku (czy raczej ich brak). Rysunki w formie szkiców pomogą w zrozumieniu opowieści. Deborah Hopkinson pokazała też, że warto czasami iść pod prąd i zadawać trudne pytania, nawet jeśli inni tego nie robią. Najważniejsze jednak, by samemu również próbować znaleźć na nie odpowiedzi. Książka dla dzieci, które pytają, kochają przyrodę i są ciekawe świata.
Dzięki książce dla dzieci "Kim był Karol Darwin?" dowiadujemy się jakim uczonym był bohater tytułowy. Nie bał się zadawania pytań, a zaintrygować potrafiły go nawet zwykłe dżdżownice. Autorka podaje również zabawne anegdoty o twórcy teorii ewolucji – choćby tę, jak włożył ciekawy okaz żuka do ust, bo w dłoniach miał już inne wyjątkowe owady. Przyjrzymy się też jego życiu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-10
Dla kogo jest książka „Małe wielkie odkrycia” Stevena Johnsona? Kiedy po nią sięgałam, trudno mi było określić grupę docelową. Teraz widzę, że może być niemal dla każdego, zaczynając od młodzieży gimnazjalnej. Ci, którzy coś wiedzą o nauce, historii wynalazków zaskoczeni zostaną sposobem, w jaki Steven Johnson łączy różne, wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka odległe sprawy. Bo co ma wspólnego mikrochip z rozwiązaniem problemu brudu w miastach w XIX wieku? Okazuje się, że można te dwa odkrycia powiązać, opowiadając o tym w sposób niezwykle interesujący.
Steven Johnson popularyzuje naukę, ale nie wpędza czytelnika w kompleksy. Choć dawno temu skończyłam szkołę, to co zostało opowiedziane w książce nie było za skomplikowane. Autorowi nie brakowało też poczucia humoru, co znacznie ubarwiło opowieść. Książka Stevena Johnsona pokazuje, że nie wolno popadać w schematy, bo większość odkrywców, żeby dokonać jakiejś innowacji musiała się pogubić...
Dla kogo jest książka „Małe wielkie odkrycia” Stevena Johnsona? Kiedy po nią sięgałam, trudno mi było określić grupę docelową. Teraz widzę, że może być niemal dla każdego, zaczynając od młodzieży gimnazjalnej. Ci, którzy coś wiedzą o nauce, historii wynalazków zaskoczeni zostaną sposobem, w jaki Steven Johnson łączy różne, wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka odległe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-21
Miała urodzić się chłopcem. Jej ojciec Jerzy Kossak, kiedy dowiedział się, że ma córkę strzelił do ryngrafu z wizerunkiem Matki Boskiej. Nic dziwnego, że czuła się nieakceptowana. Do tego surowo wychowywana, w myśl zasady, że "Dzieci i ryby głosu nie mają". Kiedy dorosła udowodniła, że te ostatnie wydają dźwięki.
Pokochała zwierzęta, ponieważ one dały jej to czego nie potrafili ludzie - w pełni ją akceptowały. Zamieszkała w Białowieży, w leśniczówce bez bieżącej wody i prądu. Traktowano ją jako wariatkę, ale to ona pokazała jak traktować zwierzęta. I choć mieszkała z dzikiem, chciała by w przyrodzie panowała równowaga.
"Simona" to niezwykle ciekawa biografia. Pokazuje jak doszło do tego, że bohaterka książki wybrała swoją własną drogę. Jej życie okazało bardzo pasjonujące, dlatego warto poznać tę niezwykłą postać. Choć nie została malarką, zrobiła coś bardzo ważnego...
Miała urodzić się chłopcem. Jej ojciec Jerzy Kossak, kiedy dowiedział się, że ma córkę strzelił do ryngrafu z wizerunkiem Matki Boskiej. Nic dziwnego, że czuła się nieakceptowana. Do tego surowo wychowywana, w myśl zasady, że "Dzieci i ryby głosu nie mają". Kiedy dorosła udowodniła, że te ostatnie wydają dźwięki.
Pokochała zwierzęta, ponieważ one dały jej to czego nie...
2015-02-22
Ewelina Karpacz-Oboładze i Angelika Kuźniak postanowiły się przyjrzeć niezwykłej artystce. Osobie, która pokazała talent wokalny, ale też aktorski. Gdyby nie interpretacja Ewy Demarczyk poezja Baczyńskiego, Białoszewskiego do wielu zwyczajnie by nie dotarła. Jak to się stało, że porywała tłumy? Kim była, jak była i dlaczego przestała śpiewać?
Autorki książki same od siebie niewiele mówią. Przedstawiają Ewę Demarczyk słowami osób, które ją znały, z którymi współpracowała. Dobór źródeł jest niezwykle interesujący. Zobaczymy artystkę, kiedy śpiewała w Piwnicy pod Baranami. Ruszymy na koncerty do Paryża i ZSRR. Prześledzimy całą karierę. Jednak nie otrzymamy taniej rozrywki, nie wkroczymy w intymne i prywatne życie artystki. Bo najważniejsza jest sama Ewa Demarczyk, ale jako wokalistka.
Ewelina Karpacz-Oboładze i Angelika Kuźniak postanowiły się przyjrzeć niezwykłej artystce. Osobie, która pokazała talent wokalny, ale też aktorski. Gdyby nie interpretacja Ewy Demarczyk poezja Baczyńskiego, Białoszewskiego do wielu zwyczajnie by nie dotarła. Jak to się stało, że porywała tłumy? Kim była, jak była i dlaczego przestała śpiewać?
Autorki książki same od siebie...
2014-11-11
Kto jeszcze trochę pamięta czasy PRL-u, wie, że maluch był przedmiotem pożądania. Czymś, na co nie każdy Kowalski mógł sobie pozwolić. A nawet jeśli go było na niego stać, trudno go było dostać. Przemysław Semczuk w książce pt. „Maluch. Biografia” snuje przed czytelnikiem opowieść o małym autku, a jednocześnie zabiera nas w podróż po komunistycznej Polsce.
Jak to się stało, że polskie władze podpisały z Fiatem umowę, dzięki której można było produkować fiata 126p? Historia zaczyna się w 1968 roku, kiedy wreszcie wydaje się, że nastanie możliwość produkcji samochodu dla przeciętnego Kowalskiego. Choć można było kupić syrenę, nie spełniała ona oczekiwań. Wybór padł na fiata 126, auto najtańsze w swojej klasie, a jednocześnie ekonomiczne w eksploatacji i spełniające wymagania (przynajmniej podstawowe) nie tylko zwykłego obywatela, ale również władz.
Jednak dopiero w 1972 roku zaprezentowano pojazd, który miał być produkowany w Polsce. Po podpisaniu odpowiednich umów z Włochami, ruszyła produkcja. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić ten entuzjazm i radość. W końcu wydawało się, że wreszcie następuje jakaś normalność w kraju. Każdy chciał mieć takie auto. Nazwano je maluchem – więc widać że darzono autko powszechną sympatią. Trudniej jednak było je dostać. No chyba, że posiadało się dewizy – wtedy drzwi do szybkiego nabycia auta stały otworem. Za gotówkę, albo na raty – takie były kolejne opcje. No i warto było mieć szczęście. Pierwsi posiadacze książeczek PKO otrzymywali auto w drodze losowania.
Mało kto wie, że dwa „maluchy” wyruszyły w podróż dookoła świata. Autor relacjonuje tę eskapadę – choć równie dobrze mogłaby powstać z tego oddzielna książka. A jak Polacy użytkowali małego fiata? Wiadomo, z niebywałą fantazją. Wytłumaczeniem niech będzie to, że nie było innej możliwości, bo jak inaczej przeciętny Nowak miał przywieźć do domu pralkę, czy telewizor?
Książka Przemysława Semczuka pokazuje dlaczego i w jaki sposób maluchy znalazły się w Polsce. A przede wszystkim autor opowiada o samochodzie, który stał się legendą. Stało się tak trochę na przekór, bo właściwie nie mieliśmy żadnego wyboru. Można było znienawidzić małego fiata, albo choć trochę polubić. Zostawało to ostatnie, ponieważ właśnie to auto dawało Polakowi trochę więcej możliwości, niż miał wcześniej. Wreszcie realne stały się wypady za miasto, a nawet wyjazdy za granicę. I nikomu nie przychodziło do głowy, żeby narzekać, że jest ciasno. To była niemal wolność…
W biografii nie zabraknie ciekawostek, anegdot, a nawet dowcipów na temat malucha. Dla mnie ważna była historia, bo przecież Przemysław Semczuk, aby opowiedzieć o fiaciku, musiał również przybliżyć czytelnikom tło, opisać życie codzienne z czasów gierkowskiego PRL-u. Przyznam, że nie znam się na motoryzacji, jednak owa niewiedza nie przeszkadza mi w odbiorze książki.
Kto jeszcze trochę pamięta czasy PRL-u, wie, że maluch był przedmiotem pożądania. Czymś, na co nie każdy Kowalski mógł sobie pozwolić. A nawet jeśli go było na niego stać, trudno go było dostać. Przemysław Semczuk w książce pt. „Maluch. Biografia” snuje przed czytelnikiem opowieść o małym autku, a jednocześnie zabiera nas w podróż po komunistycznej Polsce.
Jak to się...
2014-08-10
Mira Grant jest autorką trylogii „Przegląd Końca Świata”. Można sięgnąć po powieść „Blackout” dopiero po przeczytaniu „Feed” i „Deadline”. Finał tej apokaliptycznej powieści jest równie interesujący, trzyma w napięciu, podobnie jak w poprzednich tomach.
W wielkim skrócie mowa w trylogi o tym, jak wygląda świat po tym, gdy zombie zaatakowały ludzkość. Stało się to w 2014 roku, kiedy opracowywano lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciwko grypie. Choć lek okazał się skuteczny, miał jeden drobny skutek uboczny – inwazję zombie.
Czytelnicy oglądają świat po ćwierćwieczu walki z powstałymi z martwych. Nic nie jest tak jak dawniej, jednak w pewnym sensie ludzkość wyszła na prostą, okiełznano największe zagrożenie. Wtedy na jaw wyszło, że wcale nie zombie najbardziej zagrażają ludziom, tylko zupełnie kto inny.
Na Florydzie wybucha nagle nowe źródło epidemii, a ekipa Przeglądu Końca Świata zostaje oskarżona o bioterroryzm. W związku z zaistniałą sytuacją dochodzi do podziału grupy. Shaun wyrusza zbadać źródło zarazy, on jako jedyny jest odporny na wirusa. Potrzebna też będzie nowa tożsamość dla członków ekipy, więc reszta udaje się do legendarnego hakera Małpy po sfałszowane dokumenty. Oprócz tego obserwujemy tajemniczy obiekt 7c przetrzymywany w tajnych laboratoriach CZKC. Kim jest i jaką przypisano mu rolę?
Aby nie odbierać czytelnikom przyjemności z czytania i odkrywania kolejnych spisków i tajemnic, nic więcej nie mogę dodać jeśli chodzi o treść. Młodzi dziennikarze zostają pozbawieni możliwości pisania swoich blogów, muszą się ukrywać, ale nie zapomną o ideach. Najważniejsze dla nich jest odkrywanie prawdy oraz informowanie o niej. Muszą jednak odkryć wszystkie karty, by zrozumieć o co chodzi. Pytanie brzmi, czy zdołają ocalić skórę?
Mira Grant zrobiła wiele, by finał trzymał czytelników w napięciu. Jak już udowodniła w poprzednich tomach, nie tylko chce dać nam olbrzymią dawkę rozrywki, ale też stawia pytania. Zasatanawia się dokąd zmierza ludzkość. Jej wizja nie jest pocieszająca. Pokazuje jak nieetyczne jest zmienianie natury. Kiedy połączy się jeszcze eksperymenty medyczne z dążeniami związanymi z władzą, robi się jeszcze bardziej nieciekawie. Tylko jak to nazwać? Medytotalizm, a może medytura?
Przegląd Końca Świata może stanowić idealną lekturę dla młodzieży. Główni bohaterowie wprawdzie są dorośli, ale jeszcze całe życie przed nimi. O ile nie zostaną schwytani przez zombie, czy tajemnicze organizacje, które próbują ich dopaść. Muszą być niezwykle odważni i bystrzy, żeby stawić czoła szalonym naukowcom, wytworom ich eksperymentów oraz agencjom rządowym. Jednak choć niektórych przyciągnie do tej powieści to, że mowa w niej o zombie, przeciwników tego typu prozy niech powstali z martwych nie odrzucają. Zombie są tylko pretekstem, gdyż Mira Grant wykorzystała je by pokazać swoją wizję przyszłości.
Dzięki książce zastanawiamy się nad tym, co jest etyczne w eksperymentach medycznych, a czego lepiej „nie tykać patykiem”. Inny problem dotyczy władzy. Tutaj autorka też ma wiele do powiedzenia. No i ostatnie: blogerzy. Oni są tu nowym rodzajem medium, ale też mogą mieć pewnien wpływ na ludzi. I w tym miejscu rodzi się wiele pytań o to, co jest najważniesze? Sława, pieniądze, czy może prawda?
„Blackout” stanowi świetnie przemyślane zwieńczenie Przeglądu Końca Świata. Zazdroszczę tym, którzy będą czytali wszystkie trzy tomy od początku, gdyż z pewnością czeka ich spora dawka przyjemności, bo dostają trzy tomy wartkiej i żywej akcji oraz zaskakujące zakończenia. Zombie-apokalipsa nie przekonałaby mnie, gdyby Mira Grant skupiła się tylko na tym. Dostałam jednak o wiele więcej: świetnie napisaną książkę, która zachęca do poważnych przemyśleń o współczesnym świecie. No i ta zachęta do działania: „Powstańcie, póki możecie”…
Mira Grant jest autorką trylogii „Przegląd Końca Świata”. Można sięgnąć po powieść „Blackout” dopiero po przeczytaniu „Feed” i „Deadline”. Finał tej apokaliptycznej powieści jest równie interesujący, trzyma w napięciu, podobnie jak w poprzednich tomach.
W wielkim skrócie mowa w trylogi o tym, jak wygląda świat po tym, gdy zombie zaatakowały ludzkość. Stało się to w 2014...
2013-05-07
Rodzice, nauczyciele, autorzy i bibliotekarze sięgają po wszelkie możliwe sposoby, by zachęcić dzieci do czytania. Kiedy już się wydaje, że osiągnęliśmy sukces, w pewnym momencie u młodego odbiorcy pojawia się zwątpienie. Bo po co czytać, skoro inni tego nie robią? Wtedy nie pomagają żadne kary, nagrody. Liczy się przecież zdanie rówieśnika a nie dorosłych.
Barbara Catchpole pisząc serię „P.Rosiak” starała się chwycić jednego dobrego sposobu. Dała odbiorcom książki, które mają bawić. No i wiadomo, jak taka pozycja pojawi się w torbie kolegi, wtedy boom czytelniczy murowany. Na zachętę wydawca dodał karty, które można kolekcjonować. Istnieje również strona internetowa, z której można korzystać, brać udział w konkursach.
„P.Rosiak i czadowe majtki” to książka nieco kontrowersjna. Podejmuje pewne tematy o których wolimy milczeć przed dzieciakami. Jednych będzie odrzucało przezwisko Piotra Rosiaka, innych może denerwować specyficzne poczucie humoru głównego bohatera. Jednak coś co nie bawi dorosłych, może powodować lawiny śmiechu u jedenastolatka.
Tytułowy P.Rosiak opowiada o pewnym wydarzeniu ze swego życia. Kiedy pewnego dnia miał pójść do szkoły, okazało się, że nigdzie nie ma dla niego czystych majtek. Niestety, mama poszła już do pracy, więc dwunastolatek musi sobie poradzić sam. Najpierw zakłada wielkie majtasy mamy, potem zostaje jednak przy bieliźnie siostry. Majtki Zosi obszyte były koronką i miały napis „więcej czadu”, ale pasowały. Problem pojawił się w momencie, gdy najbliższy przyjaciel przypomniał Piotrowi, że właśnie tego dnia mają wf. Zdesperowany P.Rosiak postanowił gdzieś w ukryciu założyć na te nieszczęsne majtki spodenki gimnastyczne. Musiał tylko wymyślić sposób na to, by wyjść w czasie lekcji i się przebrać. Szukał i kombinował, co rusz przyłapywano na próbach rozbierania się. Ostatecznie został nakryty przez panią dyrektor. Jakoś ani razu nie przyszło mu do głowy, że mógłby przebrać się w toalecie.
W książce „Czadowe majtki” jest sporo komicznych sytuacji. Występuje w niej komizm sytuacyjny i słowny. P.Rosiak wpada stopniowo w coraz większe tarapaty, by młody odbiorca mógł się dobrze bawić. Dodatkowo, sporo jest w książce zabawnych, karykaturalnych ilustracji.
Bawi nie tylko P.Rosiak. W „Czadowych majtkach” wyśmiano wiele codziennych problemów początkujących nastolatków. Zabawni są uczniowie, nauczyciele, szkoła i najbliżsi. Relacje międzyludzkie opisane są w żartobliwy sposób. Lecz pod tą otoczką czają się problemy współczesnych dwunastolatków – rozwiedzeni rodzice, brak czasu dla dzieci, nierozumiejący uczniów nauczyciele, wredne rodzeństwo. Pokazano w niej, jak taki młody człowiek próbuje się w tym świecie odnaleźć.
Dla kogo może być seria o Piotrze Rosiaku? Moim zdaniem książkę zrozumieją dzieciaki od czwartej, piątej klasy. Choć „Czadowe majtki” mają tylko pięćdziesiąt stron i sporo ilustracji, będą idealną książką dla tych, których trudno namówić do czytania. Może właśnie perypetie P.Rosiaka do nich przemówią i zachęcą do sięgania po kolejne książki.
Rodzice, nauczyciele, autorzy i bibliotekarze sięgają po wszelkie możliwe sposoby, by zachęcić dzieci do czytania. Kiedy już się wydaje, że osiągnęliśmy sukces, w pewnym momencie u młodego odbiorcy pojawia się zwątpienie. Bo po co czytać, skoro inni tego nie robią? Wtedy nie pomagają żadne kary, nagrody. Liczy się przecież zdanie rówieśnika a nie dorosłych.
Barbara...
2013-05-03
Najnowsza książka Jacka Piekary pt. "Szubienicznik" przyciąga wzrok intrygującą okładką oraz tytułem. Zaskakuje też zawartością. Bo oto nagle przenosimy się do Rzeczypospolitej szlacheckiej z XVII wieku.
Bohaterowie powieści biorą udział - mimo woli - w pewnej intrydze, a może żarcie. Do domu pana stolnika Hieronima Ligęzy przybywa trzech mężczyzn z zaproszeniem, pisanym niby reką tegoż człowieka. Jak się jednak okazuje, każde z nich jest sfałszowane.
Czy coś łączy te trzy postacie? Wszystkich mężczyzn spotkało coś złego. Poznajemy historie z ich własnych ust. Jednak nie wszystkie relacje są jasne, każdy z mężczyzn ma coś do ukrycia. Tutaj musi z kolei wkroczyć niezwykle inteligentny podstarosta Jacek Zaremba.
Właśnie on na prośbę Ligęzy ma rozwiązać te sprawy. Podczas licznych uczt i spotkań panowie kolejno opowiadają swoje historie. Czynią to niezwykle obrazowo i barwnie. Zaremba słucha ich uważnie, stara się wyłapać nieścisłości. W tym momencie mamy do czynienia z powieścią detektywistyczną. Wątki kryminalne przeplatają się z obyczajowymi. Podczas tych rozmów obserwujemy również mentalność siedemnastowiecznych szlachciców. Ich poglądy, widzenie świata, zostały wyłożone kawa na ławę.
W powieści Piekary najbardziej tajemniczą postacią jest Gideon. Choć niewiele mówi, głównie obserwuje, intryguje swoim zachowaniem. Zastanawiałam się, jaką odegra rolę w "Szubieniczniku"?
Czytelnik otrzymuje powieść historyczną, z językiem stylizowanym na siedemnastowieczny. Autor wysilił się nawet, by - podobnie jak Sienkiewicz - włączać do wypowiedzi bohaterów liczne wtręty łacińskie. Jednym słowem uczta dla miłośników historii.
Piekara stara się przybliżyć nam życie codzienne tamtych czasów, odtwarza realia i mentalność szlachty. Nie zapomina o przywarach braci Polaków. Trunki będą się lały szeroką rzeką. Dzięki licznym dygresjom przypomniałam sobie, czym był sarmatyzm, jak widzieli świat panowie. "Szubienicznik" pozostawia jednak pewien niedosyt. Wiele wątków zostało w nim rozpoczętych, ale zakończenie nie daje rozwiązania ich wszystkich.
Powieść trzyma czytelnika w napięciu do ostatnich stron. Wprawdzie Piekara zastosował niezwykłą narrację, bo większość wątków poznajemy w stylu tragedii greckich - z relacji uczestników, nie jesteśmy ich świadkami. Oddał w ten sposób hołd siedemnastowiecznemu gawędziarstwu. Czasom, kiedy retoryka stanowiła niezwykle ważny element życia, była po prostu sztuką. Teraz czekam na ciąg dalszy losów Jacka Zaremby.
Najnowsza książka Jacka Piekary pt. "Szubienicznik" przyciąga wzrok intrygującą okładką oraz tytułem. Zaskakuje też zawartością. Bo oto nagle przenosimy się do Rzeczypospolitej szlacheckiej z XVII wieku.
Bohaterowie powieści biorą udział - mimo woli - w pewnej intrydze, a może żarcie. Do domu pana stolnika Hieronima Ligęzy przybywa trzech mężczyzn z zaproszeniem, pisanym...
2013-03-11
Wyobraźmy sobie sytuację, że nie potrafimy powiedzieć, co działo się z nami przez ostatnie cztery lata… Główny bohater powieści „Poradnik pozytywnego myślenia” Mathhew Quicka ma właśnie taki problem. Wydaje mu się, że skończył 30 lat. Tak może było, o ile dodamy te cztery, o których główny bohater jakoś nie pamięta.
Pat zatrzymał swoją pamięć na momencie, który doprowadził do jego rozstania z żoną Nikki. Nie uświadamia sobie, że są po rozwodzie i nie wie, co się wydarzyło pewnego feralnego dnia. Ale wreszcie może opuścić niedobre miejsce – szpital psychiatryczny i zacząć sobie układać życie z najbliższą rodziną.
Główny bohater wychodzi z załadu dla umysłowo chorych za sprawą matki. Dostaje się pod opiekę nietypowego psychiatry Cliffa. Od nowa uczy się życia. Z tym, że Pat ma pewne założenie. Uznaje, iż jego życie musi być jak hollywoodzki film ze szczęśliwym zakończeniem. Dla niego istnieje tylko jedna możliwość – powrót do Nikki. Ma cel, który pragnie zrealizować za wszelką cenę. Dopomóc w tym mają intensywne ćwiczenia fizyczne. One sprawiają, że stracił ponad 20kg wagi.
Dla miłośników czytania gratką będą lektury Pata. Jako, że jego żona uczyła literatury, wreszcie zaczął sięgać do klasyki amerykańskiej. Jednak jego reakcje mogą zaskoczyć każdego, kto czytał „Buszującego w zbożu”, czy „Pożegnanie z bronią”. Choć bohater widzi wartość tych książek, uważa, że powinny one mieć szczęśliwe zakończenie. Trudno mu zrozumieć, że życie nie jest tak słodkie, jak sobie zaplanował.
Mieszkanie z rodzicami, próby nawiązania kontaktu z rodzeństwem, powoli uświadamiają mu, że wcale nie jest tak łatwo. Wiecznie naburmuszony ojciec, buntująca się przeciwko niemu matka – i Pat – tak między młotem i kowadłem.
Jest jeszcze Tiffany. Dziewczyna również została naznaczona przez życie. Z powodu śmierci męża nie potrafi dojść do siebie. Kiedy pozna Pata, przeprowadzi na nim terapię własnymi metodami – niezupełnie w akademickim stylu. Efekt może zaskoczyć.
Powieść czytało mi się bardzo dobrze. Choć bohater może drażnić, akcja wciąga na dobre. Pat odrzuca i denerwuje, ponieważ jego poglądy są tak naiwne, że aż nie do przyjęcia. Język bohatera – bo świat został przedstawiony z jego punktu widzenia – jest prosty. Zachowanie irytuje, ale cały czas trzeba pamiętać, że to człowiek, który dopiero wychodzi na prostą. Podobnie przemyślenia Pata. Choć ma 35 lat jego poglądy i teorie są najzwyczajniej w świecie dziecinne. Infantylność jest skorupą, pod którą się ukrywa, by nie dopuścić do siebie wspomień. Wyparł je, gdyż przywrócenie ich mogłoby spowodować, że jego plan spali na panewce.
Od początku „Poradnik pozytywnego myślenia” intryguje czytelnika pewną tajemnicą. Co takiego się wydarzyło między Patem a Nikki, że doprowadziło do choroby psychicznej mężczyzny? Oczywiście nie będę tego zdradzać. Terapia Pata polega między innymi na aktywnym kibicowaniu drużynie Orłów futbolu amerykańskiego. Dla kobiet (zwłaszcza z Polski) coś takiego jest zupełnie niezrozumiałe, ale w powieści ma uzasadnienie, bo pozwoli bohaterowi zbliżyć się do męskiej części rodziny. Tiffany również nie akceptuje tej fascynacji, woli terapię przez taniec – a i tu bohater dołoży swoje trzy grosze.
Na pierwszy rzut oka książka może się wydawać ot banalną powiastką dla zabicia czasu. Wciągająca, miejscami zabawna, czasem denerwująca – taka o której za chwilę zapomnimy. Jednak kiedy przez chwilę utożsamimy się z Patem Peoples, bądź kolejnymi postaciami, zrozumiemy, że w powieści znajduje się drugie dno. Portret psychologiczny Pata przecież uwarunkowany jest typowo amerykańskim myśleniem, że wszysko jest i będzie ok. Ale czy naprawdę? Myślę, że Matthew Quick daje nam szansę zastanowić się chwilę nad tym problemem. Może jednak wybitni pisarze nie kłamią?
Wyobraźmy sobie sytuację, że nie potrafimy powiedzieć, co działo się z nami przez ostatnie cztery lata… Główny bohater powieści „Poradnik pozytywnego myślenia” Mathhew Quicka ma właśnie taki problem. Wydaje mu się, że skończył 30 lat. Tak może było, o ile dodamy te cztery, o których główny bohater jakoś nie pamięta.
Pat zatrzymał swoją pamięć na momencie, który doprowadził...
S. A. Cosby za sprawą powieści “Kolczaste łzy” zabiera nas w mroczną podróż, do brutalnego świata, w którym wciąż dominuje rasizm i homofobia. Akcja pędzi niezwykle szybko, w końcu mamy do czynienia z książką sensacyjną. Nie brakuje w powieści czarnego humoru i choć po takich opowieściach można spodziewać się szablonowych obrazów czy stereotypów, to tutaj pisarz postępuje odwrotnie. Zmusza czytelników do spojrzenia z innej perspektywy na opisywane problemy. Pokazuje też, że w każdym wieku i zawsze warto próbować zmieniać poglądy, jeśli są one niesprawiedliwe i niesłuszne. Po literaturze gatunkowej spodziewamy się przede wszystkim rozrywki. S. A. Cosby oczywiście nam ją daje: nie brakuje tu wartkiej akcji, wątku kryminalnego, brutalności, krwawych scen, ale jednocześnie mamy do czynienia z przesłaniem, który dostarcza nam wiele emocji oraz prowadzi do określonych refleksji.
PS Powieść na język polski przetłumaczył Jan Kraśko.
S. A. Cosby za sprawą powieści “Kolczaste łzy” zabiera nas w mroczną podróż, do brutalnego świata, w którym wciąż dominuje rasizm i homofobia. Akcja pędzi niezwykle szybko, w końcu mamy do czynienia z książką sensacyjną. Nie brakuje w powieści czarnego humoru i choć po takich opowieściach można spodziewać się szablonowych obrazów czy stereotypów, to tutaj pisarz postępuje...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to