-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1184
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać433
Biblioteczka
2022
2023
Parę lat temu przeczytałam tylko ten opis:
"Kato-tata" odsłania TABU, dotyka wrażliwego ciała wykorzystywanego dziecka, które NIE SZUKA nigdzie pomocy a JĄTRZĄCE rany nie goją się i roznoszą w nieskończoność, również na ciele i duszy dorosłej kobiety. (...) tak ważne jest, żeby to dziecko zaczęło KRZYCZEĆ, żeby wykrzyczało z siebie tę traumę, poczucie winy i strach. W "Kato-tacie" dziecko właśnie KRZYCZY, PROSTYM, ZWYKŁYM JĘZYKIEM, wypranym z zawiłości literackiego stylu. Dopóki ten niezrozumiały ból siedzi cicho, dziecko będzie nadal cierpieć, choćby miało sto lat".
Każde słowo, każda literka, nawet najmniejszy przecinek przeniknęły mnie do samej głębi. Poruszyły, wstrząsnęły. Przecież to o mnie, jakbym ja napisała te słowa, jak to jest do cholery możliwe?!
Po szoku przyszedł przeszywający ból. Ja też, ja też chcę wykrzyczeć moją historię tak jak Halszka! Ja też nie chcę mieć jej na własność, schowanej, ukrytej, jakbym to ja miała się czego wstydzić!
Wielkie uznanie i podziw dla Autorki, za to, że dzieląc się swoją historią przetarła ścieżki innym "Halszkom", by kazirodztwo przestało być tabu, by ofiarom było łatwiej przestać milczeć.
Halszka wzbudziła we mnie nadzieję, na to, że mi również się uda wykrzyczeć moją krzywdę, moją straszną dziecięcą kazirodczą traumę.
Postanowiłam nie czytać "Kato-taty", by nawet nieświadomie nie naśladować stylu, ani niczego w mojej własnej książce.
Z opisu zaczerpnęłam tylko jedną inspirację - by pisać prostym językiem, tak, jakbym zahipnotyzowana cofnęła się w czasie i patrzyła znów oczami dziecka.
Mi też się udało. Napisałam "Jedenaste nie dotykaj".
Dziękuję Halszko, za to, że dajesz odwagę by mówić o traumie, by ją odkopać.
Czytam opinie i cieszy mnie, że tak wiele osób rozumie. Te, w których autorzy piszą, że nie wierzą - bolą. Tak samo jak bolą te, o mojej książce, w których czytam o samej sobie, że to ja jestem winna, że byłam chora, zboczona, że się mszczę na niewinnym tatuśku.
Trudno, to cena, którą musimy zapłacić za odwagę mówienia prawdy. Halszko, wszystkie i wszyscy "Halszki", "Laury" i "Laurencjusze" nie jesteście sami.
Parę lat temu przeczytałam tylko ten opis:
"Kato-tata" odsłania TABU, dotyka wrażliwego ciała wykorzystywanego dziecka, które NIE SZUKA nigdzie pomocy a JĄTRZĄCE rany nie goją się i roznoszą w nieskończoność, również na ciele i duszy dorosłej kobiety. (...) tak ważne jest, żeby to dziecko zaczęło KRZYCZEĆ, żeby wykrzyczało z siebie tę traumę, poczucie winy i strach. W...
2020-01-13
Richard von Krafft-Ebing jest uważany za twórcę współczesnej patologii seksualnej. To właśnie ten niemiecki seksuolog, w tej właśnie książce po raz pierwszy użył utworzonego przez siebie terminu "masochizm".
Książka - jak dotąd - nie została nigdy wydana w języku polskim, jednak przez Internet bez problemu można ją zamówić, lub nawet przeczytać jej fragmenty.
W tym miejscu chwiałabym się odnieść do mojej własnej książki, gdyż opisałam w niej dokładnie ten sam temat...
A konkretnie do opinii czytelników. Pozytywne niezmiernie mnie cieszą i bardzo mnie zaskoczyły.
Przeczytałam też opinie wyrażające znacznie mniejszy poziom zrozumienia. Jednak wszystkie razem są odzwierciedleniem współczesnego podejścia do kwesti poruszanych przez Autora "Psychopatii Sexualis". Warto je zestawić z jego słowami:
"... Sexual libido may also be induced by stimulation of gluteal region (castigation, whipping).
This fact is important for the proper understanding of certain pathological manifestations. It sometimes happens that in boys the first excitation of the sexual instinct is caused by a spanking, and they are thus incited to masturbation.
This should be remembered by those who have the care of children.
On acount of the dangers to which this form of punishment of children give rise, it would be better if parents, teachers and nurses were to avoid it entirely..."
Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że dziś - 137 lat po publikacji tego dzieła - problem wciąż pozostaje tabu.
Czy to nie jest oczywiste, że każdy człowiek - również dziecko(!) powinien być chroniony przed dotykaniem przemocą intymnych miejsc ciała?
Nie tylko ze względu na oczywistą dla wszystkich przemoc fizyczną, ale dlatego, bo narusza ona seksualność.
I to bez względu na wiek tego dziecka, na to jak dotyk zostanie nazwany, bez względu na intencje sprawcy!
Dziś niestety wciąż pokutuje zwyczaj definiowania krzywdy dziecka przez analizowanie intencji sprawcy.
Natomiast Richarda Krafft-Ebinga nie interesują w tym momencie niczyje intencje, on analizuje odczucia dziecka, naruszenie i naznaczenie jego niewinnej seksualności.
Tu nie jest ważne czy nazwiemy to molestowaniem, ani czy będziemy osądzać dorosłych. Krafft-Ebing ma inny cel - on edukuje, przestrzega by chronić dzieci.
O tym się nie mówi.
Czy możemy odgadnąć liczbę niewinnych ofiar, któremu współwinne jest powszechne milczenie?
Nie sądzę.
Drodzy Seksuolodzy, Edukatorzy Seksualni, Aktywiści i wszyscy, którzy podejmujecie starania, by szerzyć ideę wychowania bez przemocy:
Proszę, powiedzcie, jak to się stało, że przesłanie najwybitniejszego seksuologa stało się wstydliwym tematem szczelnie zamkniętym w kartach jego książki?
Richard von Krafft-Ebing jest uważany za twórcę współczesnej patologii seksualnej. To właśnie ten niemiecki seksuolog, w tej właśnie książce po raz pierwszy użył utworzonego przez siebie terminu "masochizm".
Książka - jak dotąd - nie została nigdy wydana w języku polskim, jednak przez Internet bez problemu można ją zamówić, lub nawet przeczytać jej fragmenty.
W tym...
2022-12-15
Moja wczorajsza rozmowa z Ronette i z Sarą (jeśli czytaliście "Jedenaste. Nie dotykaj" - tak, to one):
Ronette: ja swoje dziecko to zamęczę. Olimpiady z chemii fizyki matmy. Albo odcinam od hajsu i imprezek.
Ja: Po co? Po co chcesz to zrobić? Dziecko to nie jest niewolnik.
Ronette: Żeby miało łatwiej na studiach. Potem doktorat.
Ja: A może ono nie chce iść na studia?
Ronette: Może nie chcieć. Ale ja go mogę przekonać.
Ja: Trochę ch***we kogoś bez pytania sprowadzać na świat a potem mu rozkazywać. To jest gorsze niż wyzysk.
Ronette: To pierwsze to się zgadzam. A to drugie to zależy.
Ja: Sprowadzasz kogoś ale to nie jest twoja własność, żebyś mu miała moralne prawo rozkazywać.
Sara: No ale samo jest głupie. Jak ma o sobie decydować.
Ja: Nieprawda. To dorośli są głupi. Bezdennie. Czytałam właśnie Małego Księcia. Jego autor też tak uważa.
Sara: Oni inaczej a dziecko bo nie zna świata.
Ronette: Za dzieci trzeba decydować. Bo są za głupie.
Ja: Jak ktoś tak myśli to lepiej żeby nie miał.
Sara: No co opowiadasz jak dziecko bez pouczeń dałoby sobie radę w świecie.
Ronette: Tacy młodzi ludzie nie powinni sami za siebie decydować bo głupoty robią.
Ja: Nie o to chodzi. Rodzic powinien być przywódcą, przewodnikiem a nie dyktatorem.
Przekonanie, że dzieci i ryby nie mają głosu - wciąż ma się bardzo dobrze, a ja sama czuję się - pomimo moich 43 lat - trochę zagubiona w świecie dorosłych. Dlatego Mały Książę zachwycił mnie.
W szkole tej lektury nie czytałam, bo ja w ogóle nie czytałam lektur i niewiele się uczyłam. Dlaczego - to zbyt długa historia.
Zderzenie z kruchością naszego świata, spojrzenie w oczy śmierci uświadomiło Autorowi "Małego Księcia" absurdy, w które wierzą ludzie dorośli.
Pragnienie posiadania władzy i uznania, bezrefleksyjne wypełnianie rytualnych wręcz obowiązków, życie dla bycia bogatym, lub dla bycia poważanym, neurotyczne poczucie winy, ciągłe dążenie do nieosiągalnych celów, pośpiech i obsesja by być najlepszym, zauważanym.
To wszystko uświadomił sobie pilot za sprawą Małego Księcia, który dla mnie jest personifikacją wewnętrznego dziecka, którego głos dawno został zagłuszony.
Mały Książę nie odnajduje mądrości pośród ludzi, myślę, że to bardzo wymowne, że o sprawach, które są naprawdę ważne opowiadają mu zwierzęta i kwiaty.
Lis - na którego polują myśliwi - może ze względu na jego piękne futro? (Przy okazji proszę - podpiszcie petycję organizacji Otwarte Klatki) - uświadamia Małemu Księciu dlaczego jego Róża wcale nie jest taka jak 5000 pozornie identycznych.
Wyjaśnia również, że przyjaźń nie przychodzi łatwo, wymaga wiele czasu i oswojenia. Oswojenie zaś pociąga za sobą powinność odpowiedzialności.
Jestem przekonana, że Pilot ma rację, dzieci widzą więcej i czyściej. Łatwiej dostrzegają absurdy myślenia dorosłych.
Strzeżcie się bezmyślnej dorosłości.
Moja wczorajsza rozmowa z Ronette i z Sarą (jeśli czytaliście "Jedenaste. Nie dotykaj" - tak, to one):
Ronette: ja swoje dziecko to zamęczę. Olimpiady z chemii fizyki matmy. Albo odcinam od hajsu i imprezek.
Ja: Po co? Po co chcesz to zrobić? Dziecko to nie jest niewolnik.
Ronette: Żeby miało łatwiej na studiach. Potem doktorat.
Ja: A może ono nie chce iść na...
2022-06-23
"Dla Laury, która nigdy nie zapomniała, jak to jest być dzieckiem. Ania".
Od lat śledzę i podziwiam wszystkie publikacje Anny Golus, dlatego tak bardzo cieszy mnie ta osobista dedykacja od Autorki. Tak, nie zapomniałam, i to wielka ulga, że już dzieckiem nie jestem. Dziś, jako 42-letnia kobieta jestem w dużo lepszej sytuacji. Zarabiam pieniądze za moją pracę, nie muszę odrabiać żadnych zadań z pracy w domu. Nikomu nie wolno mnie klepać po pośladkach, wolno mi myśleć na własny rachunek, sama decyduje z kim mieszkam i nie jestem skazana na stałe towarzystwo zboczonego psychopaty. W dodatku nikt taki nie sprawuje nade mną bezkresnej WŁADZY.
Władza rodzicielska - twór słów, a takie twory- jak słusznie zauważa Anna Golus - zawsze tworzą a zarazem odzwierciedlają rzeczywistość. Jeśli jest władza - to jest tez władca i jest poddany.
Wszechobecny dyskurs adultystyczny niepostrzeżenie gruntuje przypisane od wieków role: dziecko to nie jest osoba do rozmowy, której wolno wyrażać emocje, uczucia, którą trzeba wysłuchać, zrozumieć jej punkt widzenia.
Dlatego właśnie Anna Golus swoja prace doktorska - która stała się podstawa dla omawianej książki - napisała z perspektywy dziecka.
W mojej własnej książce ("Jedenaste nie dotykaj") pierwszą połowę każdego rozdziału napisałam w podobny sposób. Użyłam metody retrospekcji, jak gdybym pod wpływem hipnozy znów patrzyła oczami malej dziewczynki, którą byłam. Po publikacji, oprócz licznych pochwał, przeczytałam, ze byłam "chora", i ze "rodzice powinni iść ze mną do lekarza", oraz: "Rozumiem, ze dorosły może poczuć podniecenie w takiej sytuacji, ALE DZIECKO?!"
Dziecku według wielu dorosłych nie wolno być sobą. Nie wolno czuć podniecenia, gdy jest dotykane przemocą. Powinno cierpieć w milczeniu, rowniez wtedy gdy dorosnie, i wstydzić się naturalnych, seksualnych reakcji swojego ciała na niechciany dotyk. Zaś rodzic ma prawo sprawować nad nim władzę.
Dogłębna analiza Anny Golus ukazuje sedno programów takich jak Superniania - wychowanie jest tu ukazywane jako WALKA O WŁADZĘ. Walka, którą dorosły powinien oczywiste wygrać, dziecko zaś ma zostać pokonane.
Dziecko - to osoba, do której mówi się (cytuje słowa matki po metamorfozie w tytułowym programie): "Kacper, MASZ teraz iść do sklepu i kupić chleb i bułki". A odnowiony Kacper idzie bez mrugnięcia okiem - pokazując jak cudownie wpłynęła na niego wizyta Superniani, kamerzystów i wielu innych osób, które nam - widzom - nie zostały pokazane.
Program Superniania jest klasyczny dla gatunku otumaniaczy, które maja tak sugestywna moc. Dziecko zgodnie z nurtem z poprzednich wieków nie ma głosu i zawsze musi byc GRZECZNE. A rodzice - choć raczej tego nie dostrzegają - również są posłuszni Superniani, oni również są tresowani i pozbawieni głosu.
W stosunku do minionych wieków w programie pojawia się wielka różnica - dzieci nie wolno bić. Rodzice jednak nie przepraszają ich za wcześniejszą przemoc. Jakby nic się nie stało. Tymczasem żal nie znika, nawet - lub może zwłaszcza - ten dobrze stłumiony, i wraca ukryty w zachowaniach określanych przez dorosłych jako "niegrzeczne". I znów to dzieci są obarczane winą.
Kiedy roślina źle rośnie, zmieniamy jej warunki, a nie samą roślinę. Czasem problemem jest niedobór słońca, lub jego przesyt. Nadmiar lub niedosyt wody, jałowa gleba, towarzystwo toksycznych, lub dominujących roślin, mszyce, za mala doniczka.
Zawsze szukamy źródła problemu, nie zwalamy winy na roślinę. W przypadku dzieci, gdy rodzice nie mogą poradzić sobie z wychowaniem, wina najczęściej leży właśnie w rodzicach. Jednak nie są oni sadzani przymusem na karnym jeżyku by przemyśleli swoje zachowanie. Z maniakalnym uporem są tam odnoszone płaczące dzieci.
Anna Golus ukazuje bezsens metody "karnego jeżyka" i jej szkodliwość, bo wzburzone (nieraz celowo) dziecko właśnie wtedy potrzebuje przytulenia i pocieszenia.
Superniania z cala mocą swojego medialnego autorytetu zaleca "przeczekanie", a wyrażanie żalu, złości, smutku - określa mianem "histerii".
Autorka omawianej książki słusznie rozbija ten fałszywy medialny obraz, jakby zdzierała zasłony oddzielające Thrumana od realnego świata.
To wszystko ułuda - mówi - jedyne, co tu jest prawdziwe to uczucia dzieci wkręconych w show.
Autorka wymienia inne szkody wynikające z metod zalecanych przez Supernianię: nauka kłamstwa - gdy dziecko przeprasza z przymusu, zaburzenie więzi, oraz te długoterminowe jak depresja (Anna Golus rozmawiała z dorosłymi już uczestnikami tytułowego programu).
To co mnie uderzyło w tym programie najbardziej to naga, niemal 6-letnia dziewczynka, której MIEJSCA INTYMNE, zostały zamazane wręcz minimalnie i inne dzieci, pokazywane całkiem nago.
Wiktoria miała 5 lat i 10 miesięcy gdy cała Polska mogla oglądać ją nago, doprowadzoną specjalnie do roztrzęsienia, by odcinek był ciekawy dla widzów.
Szokuje fakt, iż według Doroty Zawadzkiej Wiktoria była już na tyle dojrzała by chodzić do szkoły (dzieci urodzone pod koniec grudnia maja we wrześniu 5 lat i 8 miesiecy) i równocześnie można ją pokazywać nago w telewizji.
Ja w takiej sytuacji, w tym wieku czułabym się wykorzystana seksualnie. Tym, że obcy ludzie włażą mi do łazienki i patrzą na mnie. Ze mnie nagrywają(!) i uwidoczniają mój wizerunek(!).
Zakaz bicia dzieci skierowany przez Supernianie do rodziców, z pewnością był innowacja w kraju, w którym dotąd było to uważane za oczywiste. Niestety Superniania nie wyjaśnia w programie, z czego on właściwie wynika. Nie tłumaczy bijącym do tej pory rodzicom, jakie są następstwa tresury biciem. I niestety zamienia ja na tresurę poprzez odrzucenie. Najbardziej przykre były dla mnie momenty gdy maluszek płakał, wychodził z łóżka, błagał o życzliwą obecność rodzica. A rodzic zamieniał się w robota, jakby użądliła go stalowa osa z "Czasu robotów" Andrzeja Maleszki. Nie rozumiem - po co?
Ostatnio obejrzałam kilka starych odcinków Superniani, by móc odnieść się to tematu obiektywnie. Zobaczyłam rodziców dających "klapsa" dzieciom. I w tym momencie szczególnie uzmysłowiłam sobie, dlaczego niektórzy nie rozumieją mojej własnej książki.
Po tych rodzicach w Superniani bylo widać, ze klepiąc w pupę dziecko nie mieli żadnych intencji erotycznych.
Bo większość nie ma.
Oni byli sfrustrowani, bezsilni i bezradni. A jednak mimo to, DLA MNIE karny jeżyk nie jest czymś tak samo złym jak klaps. Są tacy, dla których klaps jest nieporownanie gorszy, (jak i tacy dla których gorszy jest karny jeżyk).
Jednak popieranie każdej z tych "metod" jest jak chwalenie się: "ja nieraz pływam w morzu przy czerwonej fladze i wcale nic mi się nie stało".
Stało się: jesteś siewcą złego przykładu.
Gdybym ja była na miejscu tamtych filmowanych dzieci, pomimo braku erotycznych intencji rodziców, takie klepnięcie w pośladki, odebrałabym jako napastowanie seksualne.
Dlaczego? Dlatego bo już wcześniej ktoś dotykał mnie w ten sposób z seksualna, dominującą intencją. Bo oglądałam takie poniżające seksualnie sceny w bajkach i to również nie pozostało bez echa. Bo moja dziecięca seksualność została naznaczona.
A gdyby to się nigdy nie stało?
Nie wiem. Byłam bardzo wrażliwym dzieckiem (przy takich awanturach to nie jest dziwne). Pod względem seksualnym tez byłam wysoko wrażliwa (układ nerwowy ma wielki wpływ na naszą seksualność).
Może nawet bez molestowania moja seksualność już dawałaby o sobie znać? Przecież człowiek od początku jest istota seksualna, lekarze podczas badania usg widzieli nawet płody masturbujące się w łonie matki. A masturbacja przedszkolaków jest całkiem naturalnym zjawiskiem.
W swoich wcześniejszej publikacji "Już bez bicia. Spór o klapsa" Anna Golus słusznie zauważa, że: Nie trzeba patrzeć na ilustracje w podręczniku do anatomii człowieka, by wiedzieć, w jak bliskiej odległości od pośladków znajdują się u obu płci genitalia. Gdy pośladki są bite, napływa do nich krew, wywołując zaczerwienienie. Krew napływa również w tak bliskie miejsca intymne, co ma miejsce także podczas podniecenia seksualnego. A kiedy podczas lania pupa jest wypięta, co często się zdarza, zwłaszcza podczas karania dziecka „przez kolano”, klapsy czy razy spadają nie tylko na pośladki, ale też na genitalia! I choć dla większości z nas ból niewiele ma wspólnego z rozkoszą seksualną, to faktem jest, że tego rodzaju „stymulacja” jest pierwszym doświadczeniem erotycznym dziecka!"
W "Dzieciństwie w cieniu rózgi" Anna Golus pisze:
"Bardzo istotną sprawą, o której rzadko się wspomina i o której najwyraźniej zapominają dorośli bagatelizujący klapsy, jest fakt, że pośladki to miejsce intymne. (...) Chyba w żadnej innej dziedzinie dziecko nie otrzymuje bardziej sprzecznych komunikatów. Uczy się, że dotykanie pewnych miejsc jest złe i niedozwolone, a bicie ich - dobre i dozwolone."
Autorka opisuje też historię Beth Fenimore, która czuła niechciane podniecenie kiedy jej ojciec - pobożny pastor - kazał się jej rozbierać do naga i uderzał ją rózgą w pośladki.
Nie znam odpowiedzi na moje drugie pytanie, jednak z cala pewnością zgadzam się z Anna Golus: dziecko jest człowiekiem i powinno być traktowane tak jak człowiek.
Po publikacji mojej własnej książki przeczytałam o sobie, ze bylam "zboczonym dzieckiem", skoro "klaps" pobudzał mnie seksualnie.
Tymczasem nikt nie pyta kobiety, którą dyrektor klepnął w pośladki, gdy pochyliła się nad biurkiem by wziąć długopis, lub gdy się spóźniła - czy poczuła podniecenie!
Odczuwanie podniecenia nie jest warunkiem, by ten dotyk został zakwalifikowany jako przemoc seksualna. Po prostu wiemy, ze kobiet nie wolno klepać po pośladkach, bo to naruszenie intymności.
A przecież każde 3-letnie dziecko wie już, które miejsca są intymne. Jeśli nie - to zdecydowanie powinno się dowiedzieć, dla swojego własnego bezpieczeństwa.
Jeśli tata klepie dziecko po pupie (daje klapsa), czerwona lampka nie zaświeci się mu wcale, gdy to samo zrobi pan w sklepie, sąsiad, trener, ksiądz, starszy kolega, kuzyn. Przecież dorosłym tak wolno!
Gdy Superniania była emitowana obejrzałam tylko kilka odcinków. Odrzucało mnie od tego programu, gdyż prowadząca odnosiła się do dzieci z góry, rodziców nie traktowała poważnie, była apodyktyczna.
Karny jeżyk był metoda udowadnia, kto ma władzę. Tylko temu służył time-out - jeśli nie, to czemu dziecko nie mogło się uspokoić w dowolnym miejscu lub zasnąć?
Niemoralność tego typu programów uwidacznia fakt, który zdradza nam Anna Golus: rodzicom nie było wolno przerwać nagrywania programu, gdyż groziły za to zbyt wysokie kary finansowe. Prywatność dzieci, ich spokój stały się produktami oddanymi pod zastaw.
W swojej książce Autorka często odwołuje się do słów Janusza Korczaka, który uczył, ze "nie ma dzieci. Są ludzie".
Ludzie niepełnoletni, potrzebujący opieki i ochrony ze strony dorosłych, potrzebujący przywódcy, a nie pana i władcy. Przede wszystkim ci mali ludzie potrzebują życzliwości i miłości.
Dziękuję Aniu, za całą Twoją pracę i działalność na rzecz dobrego traktowania dzieci, za to, że nie ma dla Ciebie tematów tabu.
"Dla Laury, która nigdy nie zapomniała, jak to jest być dzieckiem. Ania".
Od lat śledzę i podziwiam wszystkie publikacje Anny Golus, dlatego tak bardzo cieszy mnie ta osobista dedykacja od Autorki. Tak, nie zapomniałam, i to wielka ulga, że już dzieckiem nie jestem. Dziś, jako 42-letnia kobieta jestem w dużo lepszej sytuacji. Zarabiam pieniądze za moją pracę, nie muszę...
2019-09-08
Wyjątkowo ważna i cenna książka, tak samo jak wiele innych publikacji Autorki. Już sam spis treści, przekonuje, że temat został potraktowany poważnie. Przykre jest natomiast, że poruszane w niej tematy wciąż znajdują się gdzieś na marginesie świadomości naszego społeczeństwa.
A przecież to jak traktowane są dzieci, jest najważniejsze.
Przeczytałam wiele książek i artykułów o przemocy wobec dzieci, o molestowaniu w jego perwersyjnych formach, zapoznałam się z teorią seksualności dziecka, jego rozwoju psychoseksualnego, rozwojem fetyszy i perwersji, historią perwersji i współczesnymi perwersyjnymi upodobaniami dorosłych. Niestety wśród tych upodobań znajduje się również pedofilia, w najbardziej perwersyjnych i okrutnych formach.
Zapoznałam się również z książkami wydawanymi przez wydawnictwo związane z kościołem... w których zalecane jest bicie dzieci. W swojej książce Anna Golus odnosi się do tych właśnie publikacji.
Nie potrafię pojąć totalnej ignorancji ich autorów jak i wydawców odnośnie pewnego bardzo wstydliwego w naszym społeczeństwie tematu. Pewnego aspektu związanego z biciem dzieci, o którym już od wieków pisali lekarze i seksuolodzy.
Temat ten niejednokrotnie traktowany jest z ironią, pogardą, deprecjonowaniem krzywdy dzieci i intencji sprawców. Problem seksualnych aspektów przemocy wobec dzieci opisany przez Autorkę spotyka się niejednokrotnie z niedowierzaniem. Przeważnie jednak jest totalnie przemilczany.
Niestety ta wstydliwość, milczenie, tabu rodzi ofiary.
Jako mała dziewczynka zostałam taka ofiarą i potwierdzam, wszystko to, o czym Anna Golus pisze w podrozdziale "klaps jak gwałt" - jest prawdą.
Po 35 latach, korzystając z rad seksuologa, dziecięcej psycholożki, pastora, policjanta i przyjaciół napisałam o tym książkę.
Zadanie nie było proste, włożyłam w nie wiele wysiłku i serca. Po to by milczenie zostało przerwane, by chronić dzieci.
Moja książka to historia żywego dziecka. Opowiedziana z perspektywy ofiary. To jakby unaocznienie problemów, o których pisze Anna Golus.
Jestem pewna, że takie historie powinny być opowiedziane jako przestroga przed katolickimi poradnikami bicia dzieci.
Polecam również najnowsza książkę Anny Golus "Dzieciństwo w cieniu rózgi"..
Wyjątkowo ważna i cenna książka, tak samo jak wiele innych publikacji Autorki. Już sam spis treści, przekonuje, że temat został potraktowany poważnie. Przykre jest natomiast, że poruszane w niej tematy wciąż znajdują się gdzieś na marginesie świadomości naszego społeczeństwa.
A przecież to jak traktowane są dzieci, jest najważniejsze.
Przeczytałam wiele książek i...
2021-09-14
Zachwycająca, malowana tuszem i słowem opowieść! Owszem, czyta się ją bardzo szybko, ale jest to zaletą, a nie wadą. To kwintesencja najważniejszych myśli, przy tym tak uniwersalna, że niemal każdy może odnaleźć siebie pośród jej kartek.
Czytając utożsamiałam się z milczącym lisem, który wytłumaczył mi, że to nic nie szkodzi, jeśli jestem bardziej milcząca od innych. Z kretem, który, dawał przykład jak się cieszyć. I z koniem, który nie akceptował i nie rozwijał swoich możliwości, bo inne konie podcinały mu skrzydła. Dopiero przyjaciele wyjaśnili mu, że wystarczy, że oni kochają go takim jaki jest naprawdę.
Wiele podobieństw łączy mnie również z dzieckiem, które najbardziej na świecie potrzebuje poczucia, że jest kochane i życzliwej obecności swoich bliskich.
Gorąco polecam!
Zachwycająca, malowana tuszem i słowem opowieść! Owszem, czyta się ją bardzo szybko, ale jest to zaletą, a nie wadą. To kwintesencja najważniejszych myśli, przy tym tak uniwersalna, że niemal każdy może odnaleźć siebie pośród jej kartek.
Czytając utożsamiałam się z milczącym lisem, który wytłumaczył mi, że to nic nie szkodzi, jeśli jestem bardziej milcząca od innych. Z...
2020-12-01
"Kury znoszą jajka, krowy dają mleko. A po co hoduje się świnki?" - jako mała dziewczynka pytałam dorosłych. Mój ojciec roześmiał się szyderczo i mi to wyjaśnił.
Nie uwierzyłam. To po prostu niemożliwe, by hodować czujące zwierzątko po to, by je zjadać.
Z książki Szymona Hołowni dowiedziałam się, iż takie właśnie typowe dla małych dzieci współczucie wobec czujących istot nazywane jest "bambizmem".
Ja jednak zgadzam się z autorem Boskich Zwierząt, że zdolność do współczucia nie jest ułomnością, lecz niezbywalną cechą człowieczeństwa.
Zwierzęta są Boskie, a nasze czyny już niekoniecznie. Szymon Hołownia nie moralizuje, nie ocenia. Przekonuje natomiast, że każdy czyn motywowany troską o zwierzęta ma znaczenie. To idea przyświecająca książce - apel, byśmy nie zatracili współczucia i na ile potrafimy, czynili ten świat lepszym.
"Kury znoszą jajka, krowy dają mleko. A po co hoduje się świnki?" - jako mała dziewczynka pytałam dorosłych. Mój ojciec roześmiał się szyderczo i mi to wyjaśnił.
Nie uwierzyłam. To po prostu niemożliwe, by hodować czujące zwierzątko po to, by je zjadać.
Z książki Szymona Hołowni dowiedziałam się, iż takie właśnie typowe dla małych dzieci współczucie wobec czujących istot...
2019-01-16
Autorka tej książki posiada niezwykły talent, potrafi ona doskonale wczuć się w uczucia ofiary przemocy seksualnej.
Czytając, miałam nieodparte wrażenie, jakbym czytała o swojej historii, o moich traumatycznych doświadczeniach.
Zagłębiając się w tą niezwykła lekturę, kawałek po kawałku wszystko układało mi się w całość. Rozsypana przed laty chaotyczna układanka w mojej głowie, pozornie niepasujące elementy, wszystko okazało się jednością.
Autorka książki doskonale zna mechanizmy, które zostają uruchomione poprzez traumę po doświadczeniu gwałtu. Jednak co najważniejsze, nie jest to tylko teoretyczna ani praktyczna wiedza. W tej książce jest zawarte coś więcej.
Anna Salter tak doskonale rozumie co czuja ofiary, bo pozostaje nie tylko naukowcem, ale przede wszystkim pełnym empatii człowiekiem.
Najważniejsze w tej publikacji jest klarowne ale zarazem delikatne i współczujące ukazanie jedynego sposobu, w jaki ofiara gwałtu może złagodzić traumę i jej konsekwencje.
Autorka tej książki posiada niezwykły talent, potrafi ona doskonale wczuć się w uczucia ofiary przemocy seksualnej.
Czytając, miałam nieodparte wrażenie, jakbym czytała o swojej historii, o moich traumatycznych doświadczeniach.
Zagłębiając się w tą niezwykła lekturę, kawałek po kawałku wszystko układało mi się w całość. Rozsypana przed laty chaotyczna układanka w mojej...
2019-11-10
Niesamowita, nie moglam jej odlozyc.
Kiedy bylam mala dziewczynka, nie moglam zrozumiec, jak ludzie moga bic dzieci i jesc zwierzeta. Moze wspolczulam zwierzetom, bo czulam sie jakbym sama byla zwierzeciem? Istota uznana za nizsza, pozbawiona glosu i praw.
Minelo wiele lat, a ja nadal nie rozumiem jak mozna byc obojetnym wobec cierpienia. Najbardziej jednak oburzajace jest dla mnie gdy ktos miesza w to Boga. Gdy swoja potworna zabawe w zabijanie czujących istot usprawiedliwia Biblia.
Dobrze, ze Autorka, ktora tez tak mysli dostala nagrodę Nobla za swoje powiesci.
Niesamowita, nie moglam jej odlozyc.
Kiedy bylam mala dziewczynka, nie moglam zrozumiec, jak ludzie moga bic dzieci i jesc zwierzeta. Moze wspolczulam zwierzetom, bo czulam sie jakbym sama byla zwierzeciem? Istota uznana za nizsza, pozbawiona glosu i praw.
Minelo wiele lat, a ja nadal nie rozumiem jak mozna byc obojetnym wobec cierpienia. Najbardziej jednak oburzajace...
Nie mam pojęcia jakich czarów Radek Rak dosypał między kartki, ale pierwszy raz w życiu upiłam się książką.
Wpadłam w nią jak w wężową norę. Cokolwiek bym nie napisała “będą to tylko słowa, a słowa nic nie znaczą”. Chyba nie da się pisać o tej książce, ja czuję że nie umiem.
Autor, narrator jest tutaj panem absolutnym, choć opiera się na historii i mitach – tworzy świat od nowa. Wolno mu wszystko, a on umie z tego korzystać! Radek Rak nie trzyma się kurczowo gatunków, nie wpycha swojej książki miedzy utarte ramy.
“Czy można było zapobiec rabacji galicyjskiej?”
– to temat zadania z historii, które niebyt dawno zadał nauczyciel w szkole na terenie dawnej Galicji.
A czy można było zapobiec zerwaniu jabłka przez Ewę? Myślę, że to zadanie było bardziej z filozofii niz z historii, ale temat wyzysku części społeczeństwa przez drugą, zagnieździł się w moich myślach.
Odtąd Baśń o wężowym sercu, czyli wtóre słowo o Jakóbie Szeli kusiła mnie, tym bardziej że sama mieszkam na terenie dawnej Galicji.
Gdy już ją otworzyłam, zachwycila mnie akcją, tematem, psychologia postaci, magią, stylem i filozoficzną wizją.
Obok świata racjonalnego, zgodnego z prawami logiki – współistnieje obok ten drugi, który po prostu jest, i nie musi być zgodny z niczym.
Przedstawione w Baśni dobro ma delikatne skrzydła motyla, jest ulotne i łatwo je spłoszyć. A zło lata na ciężkich, czarnych skrzydłach, które rzucają wielki cień na ludzkie serca.
Bardzo trudno jest pozostać wiernym sobie. Z kim przestajesz takim się stajesz. Kiedy wejdziesz miedzy wrony, musisz krakać jak i one.
W tej historii fizyka, czas, przestrzeń są bujdą. Zrozumiały człowiek uroił sobie, ze te sztuczne, stworzone przez niego pojęcia są dowodem jego wiedzy, mocy i siły.
Ta historia nie jest z tego świata, i może również dlatego tak bardzo mnie zahipnotyzowała i urzekła.
Niektóre momenty były dla mnie zbyt brutalne, niektóre oburzające. To z ich powodu wahałam się na ile oceniam tą książkę. Ale mimo to, jest to najbardziej niesamowita, piękna, magiczna, po prostu “rusałczyna” opowieść.
Nie mam pojęcia jakich czarów Radek Rak dosypał między kartki, ale pierwszy raz w życiu upiłam się książką.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWpadłam w nią jak w wężową norę. Cokolwiek bym nie napisała “będą to tylko słowa, a słowa nic nie znaczą”. Chyba nie da się pisać o tej książce, ja czuję że nie umiem.
Autor, narrator jest tutaj panem absolutnym, choć opiera się na historii i mitach – tworzy świat od...