rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Któż by nie chciał poczytać o podejrzanych interesach, nadużyciach władzy i sporach w środowisku warszawskich prawników? Tematyka dobra w każdym czasie, choć obecnie może rozpalać niemalże do czerwoności. Czego oczekiwałam po lekturze? Historii rodem z brukowców, czy może wytłumaczenia zasadności pokrętnych interesów? Pewnie jednego i drugiego. Historia opowiedziana przez Grykowskiego okazała się dosyć ciekawa, jednak niemal cały czas w trakcie czytania czekałam na to coś. Czekałam i się niestety się nie doczekałam, było ciekawie, jednak bez efektu wow.

Któż by nie chciał poczytać o podejrzanych interesach, nadużyciach władzy i sporach w środowisku warszawskich prawników? Tematyka dobra w każdym czasie, choć obecnie może rozpalać niemalże do czerwoności. Czego oczekiwałam po lekturze? Historii rodem z brukowców, czy może wytłumaczenia zasadności pokrętnych interesów? Pewnie jednego i drugiego. Historia opowiedziana przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem, czy zostawiłabym Szwecję i przeniosła się w czeskie Sudety, jednakże fakt posiadania własnej winnicy, mógłby mnie przekonać do podjęcia takiej decyzji. Z całą pewnością nie była ona łatwa dla Sonji i Daniela – jednak czego człowiek nie robi w celu ratowania małżeństwa. Gdy związek wymienionej dwójki wisiał na włosku, podjęli decyzję o przeprowadzce. Początkowy entuzjazm szybko się ulotnił i okazało się, że w nowym miejscu potrafią dopaść człowieka stare problemy.
Ciekawie została opowiedziana historia winnicy, która jak się okazało, skrywa całkiem sporo tajemnic. Historia, której czoła musiał stawić dwójka bohaterów, okazała się ślepym tunelem.
Podobała mi się nieśpiesznie prowadzona narracja, która dawała pole do popisu dla wyobraźni.
Dla mnie ciekawa lektura.

Nie wiem, czy zostawiłabym Szwecję i przeniosła się w czeskie Sudety, jednakże fakt posiadania własnej winnicy, mógłby mnie przekonać do podjęcia takiej decyzji. Z całą pewnością nie była ona łatwa dla Sonji i Daniela – jednak czego człowiek nie robi w celu ratowania małżeństwa. Gdy związek wymienionej dwójki wisiał na włosku, podjęli decyzję o przeprowadzce. Początkowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczęłam lekturę z niekłamaną ciekawością. Miało być interesująco, z dużą ilością rodzinnych sekretów. Któż z nas ich nie lubi? Lubimy czytać o problemach innych, im mocniejszych i bardziej pokręconych, tym lepiej, to pozwala nam, choć chwilowo zapomnieć o naszych kłopotach. Po obiecującym początku, gdy wyszło na jaw, że Jillian Croft nie jest biologiczną matką swoich trzech córek, zapowiadała się naprawdę ciekawa historia. Kiedy jedna z trzech sióstr nie może uwierzyć w to, co znalazło się w dokumentacji medycznej matki, postanawia rozwikłać tajemnicę. Do tego momentu książka mi się podobała, potem gdy historia zaczęła przypominać romans, mój początkowy zachwyt szybko się ulotnił.
Moim zdaniem zmarnowany został potencjał tej książki.
Lubiącym miłosne historie może się podobać, pozostałym niekoniecznie.

Zaczęłam lekturę z niekłamaną ciekawością. Miało być interesująco, z dużą ilością rodzinnych sekretów. Któż z nas ich nie lubi? Lubimy czytać o problemach innych, im mocniejszych i bardziej pokręconych, tym lepiej, to pozwala nam, choć chwilowo zapomnieć o naszych kłopotach. Po obiecującym początku, gdy wyszło na jaw, że Jillian Croft nie jest biologiczną matką swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę od szczerego wyznania - nie jestem fanką Mroza, po Osiedle RZNiW sięgnęłam z czystej ciekawości. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron, pomyślałam, że będzie średnio, albo i jeszcze gorzej. Może gdybym była w wieku głównego bohatera lepiej odnalazłabym się w tych klimatach. Tak początkowo pomyślałam, co okazało się błędnym myśleniem.

Jakie jest osiedle RZNiW? W klimacie początków lat dwutysięcznych z hip hopem w tle. Dwójka bohaterów to siedemnastoletni Darek - młody gniewny i jego rówieśniczka - grzeczna i ułożona Wiktoria. On z biednego domu, wychowany przez babcię, ona - piątkowa uczennica z normalnego domu. Tych dwoje połączyło zagadkowe zniknięcie koleżanki z klasy.

Początkowa niechęć do Desa odeszła w siną dal, pomimo ciętego języka, palenia, ćpania i kilku innych rzeczy w gruncie rzeczy szczerze kibicowałam mu w odnalezieniu Izy. Tym bardziej, że poszukiwania od samego początku do łatwych nie należały, a jeżeli dołożymy do tego porachunki miedzy dilerami robi się średnio bezpiecznie.

Osiedle RZNiW czyta się szybko, akcja nie zwalania, cały czas dochodzą kolejne przeszkody, którym nastoletni bohaterowie dzielenie stawiają czoła. Choć momentami kiełkowała mi myśl, że dwójka siedemnastolatków w normalnym życiu raczej z czymś takim by sobie nie poradziła, wówczas powtarzałam sobie, u Mroza wszystko jest możliwe.

Końcową ocenę książki podniosło jej zakończenie - w moim odczuciu jedyne słuszne i właściwe. Zakończenie, które połączyło wszystkie wątki w zgrabną całość. Nie będę go zdradzać, ale tym finałem Mróz u mnie zapunktował. Osiedle RZNiW generalnie wyszło nieźle, choć przyczepiłabym się do kilku rzeczy, to mimo tego, czyta się je z przyjemnością .

Zacznę od szczerego wyznania - nie jestem fanką Mroza, po Osiedle RZNiW sięgnęłam z czystej ciekawości. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron, pomyślałam, że będzie średnio, albo i jeszcze gorzej. Może gdybym była w wieku głównego bohatera lepiej odnalazłabym się w tych klimatach. Tak początkowo pomyślałam, co okazało się błędnym myśleniem.

Jakie jest osiedle RZNiW? W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakże przyjemnie było po raz szósty powrócić na Szetlandy. Doprecyzowując tym razem na wyspę Unst - najbardziej wysuniętą na północ wyspę Szetlandów. Choć szczerze mówię, że z Ann Cleeves to bym mogła i na każdą inna wyspę pójść w ciemno. Lektura każdej jej książki jest niekłamaną przyjemnością. Jej styl pisania, nieśpieszny ale i nieprzegadany, rzeczowy i konkretny bardzo mi odpowiada.
Mgliste powietrze wciąga od samego początku. Grupa przyjaciół z Londynu przyjeżdża na wesele. Po uroczystości znika jedna z dziewczyn. I tak oto mamy pytanie kluczowe - co się stało z Eleanor? Oprócz przyjemności z rozwikłania zagadki kryminalnej, do której oczywiście Jimmy dochodzi metodycznie, krok po kroku, mamy sylwetki dobrze skrojonych bohaterów. Pod płaszczem pozornie przyjacielskich relacji wychodzą na jaw zgrzyty, których na co dzień nie było widać.
Mgliste powietrze to nasze problemy odmalowane w zamkniętej, hermetycznej społeczności. To kryminał, który chce się czytać.

Jakże przyjemnie było po raz szósty powrócić na Szetlandy. Doprecyzowując tym razem na wyspę Unst - najbardziej wysuniętą na północ wyspę Szetlandów. Choć szczerze mówię, że z Ann Cleeves to bym mogła i na każdą inna wyspę pójść w ciemno. Lektura każdej jej książki jest niekłamaną przyjemnością. Jej styl pisania, nieśpieszny ale i nieprzegadany, rzeczowy i konkretny bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem czy też tak macie, ale ja po przeczytaniu kilkunastu stron wyrabiam sobie zdanie o książce. Czasami bywa i tak, że początek nie jest specjalny, a książka okazuje się całkiem niezłą. Bywa jednak i tak, że im dalej w las, tym więcej drzew. Pomimo mojego pozytywnego nastawienia do tego tytułu, a raczej do autora, w końcu trylogia pruszkowska podniosła poprzeczkę wysoko, książka rozczarowała mnie mocno. Ile to razy po przeczytaniu zaledwie kilku stron, ją odkładałam, to nie zliczę. W trakcie lektury byłam po prostu wkurzona, nie wiem czy Magdę – tytułową bohaterkę, jej rozterki i głupotę, czy na autora, że po napisaniu wcześniejszych tak dobrych kryminałów, spod jego pióra wyszła taka historia.


Dziwna to była książka, niespójna historia. Napisanie o niej nawet kilku zdań sprawia mi trudność, w głowie mam pustkę i choć chciałabym powiedzieć, że coś mi się w nic podobało, to niestety niczego takiego nie było. Traktuję lekturę jak dobrą rozrywkę, która ma mnie nastraszyć, zadziwić, zasiać wątpliwości. W tym przypadku oprócz zniechęcenia do niej nie było nic.

Nie wiem czy też tak macie, ale ja po przeczytaniu kilkunastu stron wyrabiam sobie zdanie o książce. Czasami bywa i tak, że początek nie jest specjalny, a książka okazuje się całkiem niezłą. Bywa jednak i tak, że im dalej w las, tym więcej drzew. Pomimo mojego pozytywnego nastawienia do tego tytułu, a raczej do autora, w końcu trylogia pruszkowska podniosła poprzeczkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczyna się ciekawie. Trójka dzieci i decyzja urzędników mająca wpływ na ich dalsze życie. Jest traumatyczna przeszłość, tajemnica i ciekawość o co chodzi??? Taki wstęp daje szansę na całkiem niezłą historię, historię mrożącą krew w żyłach - w końcu po takiej okładce i takim tytule można by się było tego spodziewać.....

Następnie akcja toczy się współcześnie i nadal jest ciekawie....Noc, w domu pojawia się tajemniczy mężczyzna, dziewczynka go widzi, a jej matka nie do końca w to wierzy.... Trochę strachu, tajemnicy, i pomyślałam, o ho, nocną porą to raczej tego nie będę czytać. Jednak potem akcja trochę zwolniła, i niby tajemnica dalej była, ale zaczęło się robić trochę mniej ciekawie. Czytałam już bez bicia serca, choć nie powiem, cały czas z tyłu głowy miałam pytanie - kto za tym stoi.

Po pierwszym morderstwie, było kolejne. Ponieważ policja nie mogła doszukać się powiązań, cały czas pozostawała w tyle. Do tego doszły zaszyfrowane przekazy, których rozwiązania niełatwo było się domyślić. To wszystko połączyło się ze sobą, choć czy tak jak by się tego spodziewała? Chyba nie do końca.

Mam problem z oceną tej książki. Generalnie jest to dobry kryminał, ale..... cały czas liczyłam na efekt wow, którego się nie doczekałam. Po tak dobrym początku mogło być naprawdę nieźle, a okazało się być średnio. Nie ma w tej książce zgrzytów, akcja poprowadzono jest spójnie, ale mogło być dużo lepiej. Choć, plus dla autorki, nie domyśliłam się rozwiązania i do samego końca nie wpadłam na to kto jest zabójcą.

Odziedziczone zło jest książką średnią z niewykorzystanym potencjałem. Po bardzo dobrym początku, naprawdę liczyłam na historię mrożącą krew w żyłach. Krwi mi nie zmroziło, było średnio ciekawie.

Zaczyna się ciekawie. Trójka dzieci i decyzja urzędników mająca wpływ na ich dalsze życie. Jest traumatyczna przeszłość, tajemnica i ciekawość o co chodzi??? Taki wstęp daje szansę na całkiem niezłą historię, historię mrożącą krew w żyłach - w końcu po takiej okładce i takim tytule można by się było tego spodziewać.....

Następnie akcja toczy się współcześnie i nadal jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od kilku już dni czuję się nieswojo, nie mogę sobie znaleźć miejsca, chodzę z kąta w kąt. Jestem przygnębiona, jest mi żal. Dlaczego? Ponieważ zakończyłam lekturę Any, a te kilka dni było mi potrzebne na uporządkowanie wrażeń, którymi chciałam się z Wami podzielić.
Te kilka wieczorów w fotelu z Aną w ręku, to była teleportacja, byłam, ale jakby mnie nie było.
Wszystko zaczęło się od przeczytania informacji o akcji - Zarwij noc z Aną. Pomyślałam, fajny pomysł na promocję książki, a tym samym czytelnictwa. Następnie zerknęłam na kilka informacji na temat tego tytułu. Autor - nieznany, wrażenie wywarła objętość i cóż.... przyłaczyłam się. No dobra, moja akcja była domowym fotelu. Ale to też coś. Książka cegła dotarła i pomyślałam, przemęczę ją w kilka dni i jakoś pójdzie......W jakim ja błędzie byłam wielkim! Przemęczyć Anę, obecnie uważam, że to profanacja myślowa była. Ana to historia, którą się żyje i oddycha. Ana wycięła mnie z życia.
Zaczyna się ciekawie, ale też z humorem i błyskiem. Każdy nowy autor to zagadka i ciekawość jak będzie. W tym przypadku, po kilku stronach wiedziałam, że nie będzie nudno, a język i styl autora przypadł mi od razu. Ana - to przysłowiowa kobieta z krwi i kości, nie stroniąca od alkoholu, innych używek i łóżkowych uciech, kobieta, której życie dało mocno w kość, kobieta której drugie imię powinno brzmieć - Terminator.
Ana to książka - cegła, to prawie 1000 stron, które się wręcz połyka, czyta błyskawicznie. Nie zarwałam nocy z Aną - w myśl medialnej akcji, no dobra zarwałam pół nocy, ale wiecie co? Czytać tą książkę na wyścigi to wręcz grzech, jest to za dobra historia, po zakończeniu której żal, że mamy już ją za sobą. Książka wciąga, oblepia mózg, sprawia, że nie można jej odłożyć.
Ana - to historia prawniczki, która staje w oko w oko z gigantem finansowym. Wkurza mnie to, że na pierwsze skojarzenie większości czytelników przyjdzie na myśl Chyłka, powiem raz i dobitnie, Ana to nie jest Chyłka i wszelkie porównania są nie na miejscu. Roberto Santiago stworzył wyborną historię, opowiedzianą od początku do końca, z postaciami z krwi i kości. Historię, która wciąga jak bagno. Ana to 1000 stron czytanych na wdechu, bez dłużyzn, bez przypadków i bez zbędnego zdania. Ana zachwyciła mnie. Zazdroszczę tym, którzy jej lekturę będą dopiero zaczynać.
Jeżeli macie na bezludna wyspę zabrać jedna książkę - niech będzie to Ana.
Jeżeli się wahacie, co czytać - powiem krótko - Anę.
Jeżeli przeraża Was jej objętość - w jakim wielkim błędzie jesteście.
Jeżeli chcecie zapomnieć o wszystkim i wszystkich - jedyne lekarstwo to Ana.
Ana to dla mnie książka roku.

Od kilku już dni czuję się nieswojo, nie mogę sobie znaleźć miejsca, chodzę z kąta w kąt. Jestem przygnębiona, jest mi żal. Dlaczego? Ponieważ zakończyłam lekturę Any, a te kilka dni było mi potrzebne na uporządkowanie wrażeń, którymi chciałam się z Wami podzielić.
Te kilka wieczorów w fotelu z Aną w ręku, to była teleportacja, byłam, ale jakby mnie nie było.
Wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Polski kryminał to polskie realia i polskie problemy. Gdy w moje ręce wpadła książka Nie zapomnij o mnie, pomyślałam, że fajnie by było przeczytać coś z naszego podwórka, tylko fakt, że to drugi tytuł Anny Bińkowskiej trochę mnie hamował, bo nie znam bohaterów, nie wiem co i jak, ale czytać zaczęłam i jak się okazało, dobrze zrobiłam, bo.....wsiąkłam.


Szczerze, od pierwszego rozdziału, miałam przeczucie, że to będzie coś dobrego. Początkowo dialogi przypomniały mi trochę Chmielewską, ale później zrobiło się już nieco ostrzej.


Akcja książki dzieje się w polskim środowisku baletowym, w którym to zamordowano głównego choreografa, a potencjalni mordercy zmieniają się co róż. Policja drepcze w miejscu, bo na tapecie ma nie tylko morderstwo, ale i splądrowanie domu choreografa, więc jest zagadka, czy to jeden sprawca, czy też dwie różne sprawy. Od samego początku jest ciekawie i lektura przynosi niekłamaną rozrywkę. Autorka zgrabnie łączy różne wątki i całą plejadę bohaterów, tworząc zgrabną całość. Nie bez znaczenia jest fakt, że i bohaterów nie da się nie lubić. Komisarz Budryś, chociaż nie jest ideałem, to wzbudza sympatię, podobnie jak i Mirska, która czasami może jest upierdliwa, ale ostatecznie przekonuje do siebie.


W książce nie ma dłużyzn, akcja poprowadzona jest sprawnie. Raz zaglądamy za kulisty Baletu Narodowego, to znowu jesteśmy na komendzie, gdzie czasami wypadnie z szafy przysłowiowy trup. Co ciekawe, lektura książki, tak mnie wciagneła, że nie liczyło się dla mnie tylko rozwiązanie zagadki morderstwa baletmistrza, inne pomniejsze na pozór problemy, okazały się być tak interesujące, że żal mi było z tą lekturą się rozstawać.


Nie zapomnij o mnie to wciągający kryminał, po lekturze którego Anna Bińkowska wskoczyła na moja listę autorów, których można brać w ciemno.

Polski kryminał to polskie realia i polskie problemy. Gdy w moje ręce wpadła książka Nie zapomnij o mnie, pomyślałam, że fajnie by było przeczytać coś z naszego podwórka, tylko fakt, że to drugi tytuł Anny Bińkowskiej trochę mnie hamował, bo nie znam bohaterów, nie wiem co i jak, ale czytać zaczęłam i jak się okazało, dobrze zrobiłam, bo.....wsiąkłam.


Szczerze, od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zamożna rodzina, trzy osobowa - mąż, żona i ich nastoletnia córka. Prowadzą życie na poziomie, jako że pan domu jest lekarzem, na brak finansów nie narzekają. Z pozoru rodzinna sielanka niczym nie zakłócona, tak jest do momentu, kiedy pan domu otrzymuje tajemniczy list - będziesz na to patrzył. Początkowo, ani sam bohater, ani my czytelnicy tym bardziej nie wiemy na co on będzie patrzył???? Drogą dedukcji pomyślałam, że to chyba nie będzie nic fajnego, w końcu to nie romans mam w ręku, tylko kryminał, więc można się spodziewać rożnych, niekoniecznie miłych rzeczy. Nie za wiele czasu upłynie, nie za wiele kartek przerzucimy i zobaczymy to coś. Miłe to nie będzie z całą pewnością, ale że nie mogę zdradzić za wiele to nie powiem, co to było, wybaczcie. Ale, to i tak będzie zaledwie wstęp, preludium, chciałoby się powiedzieć, gdyż kolejne listy będą przychodzić i ich treść będzie taka sama - będziesz na to patrzył.


Napatrzy się główny bohater, napatrzy, za wszystkie czasy. Momentami, to już chciałam krzyknąć, to za dużo jak na jednego człowieka, hola, ile można. Taki los mu zgotowała pani pisarka, nie oszczędzając go zupełnie, co to to nie.


Książkę czytałam z całkiem sporym zainteresowaniem, polskie realia, to nasze rodzime podwórko, a problemy takie jak wszędzie- zdrada, chowane urazy, pretensje i żale, które przez lata nabierają na sile i osiągają niekiedy gigantyczne rozmiary.


Czytając kolejne rozdziały, które nie dłużą się, tylko szybko przeskakują przed oczami, cały czas byłam czujna i zastanawiałam się, cóż On zrobił, że tyle nieszczęść go spotyka? Nic nie mogłam wymyślić, a tu coraz nowe ciosy spadają mu na głowę i końca nieszczęść nie widać. W końcu poznałam rozwiązanie zagadki i choć małymi krokami autorka je podsuwała od początku, nie wpadłam na nie.


Było zaskoczenie, była ciekawość, była zagadka - to daje gwarancję, że książka była ciekawa i chociaż po przeczytaniu poszłam spać, to jednak była to całkiem niezła lektura.

Zamożna rodzina, trzy osobowa - mąż, żona i ich nastoletnia córka. Prowadzą życie na poziomie, jako że pan domu jest lekarzem, na brak finansów nie narzekają. Z pozoru rodzinna sielanka niczym nie zakłócona, tak jest do momentu, kiedy pan domu otrzymuje tajemniczy list - będziesz na to patrzył. Początkowo, ani sam bohater, ani my czytelnicy tym bardziej nie wiemy na co on...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę połknęłam w dwa dni. Jak na obyczajówkę to jeden z lepszych moich wyników i choć wcale nie chodzi tutaj o żadne rekordy, to trzeba przyznać, że książka jest wciągająca. Biorąc to ręki kolejny tytuł Emily Giffin nie decydowałam się na przysłowiowego kota w roku, znam książki tej pani i generalnie wiem czego mogę się po nich spodziewać.
Wszystko, czego pragnęliśmy od samego początku przenosi nas w świat ludzi majętnych, dobrze sytuowanych, żyjących w luksusie. Nina i jej mąż zaliczają się właśnie do takich sfer i wydawałoby się, że ich życie pozbawione jest jakichkolwiek problemów i trosk, które dotykają szarych, zwykłych ludzi. Ich jedyny syn – uczeń prestiżowej szkoły szczęśliwe będzie kontynuował edukację w kolejnej prestiżowej uczelni. Życie takich ludzi, podobnie jak ich dzieci, nie jest przypadkowe, tylko biegnie dokładnie zaplanowanym torem. Pod wpływem niewinnego żartu syna głównej bohaterki, życie chłopca zachwiało się w swoich torach i nie wiele by brakowało, aby w ogóle zmieniło kurs.
Wszystko, czego pragnęliśmy pokazuje nam, że mądra miłość rodzica do dziecka ma granice i że życie czasami lubi nas sprawdzić, czy aby na pewno nasze przekonania i zasady stosujemy jednakowo do wszystkich. Książka Emily Giffin jest mądrą lekturą, która pokazuje, że blichtr i pieniądze to nie wszystko i mając je można dalej gonić za szczęściem i nigdy go nie zaznać.
Dla wszystkich czytelniczek pragnących przeczytać coś lekkiego, a jednocześnie z mądrym przesłaniem polecam tą pozycję. Nie będziecie zawiedzione i rozczarowane.

Książkę połknęłam w dwa dni. Jak na obyczajówkę to jeden z lepszych moich wyników i choć wcale nie chodzi tutaj o żadne rekordy, to trzeba przyznać, że książka jest wciągająca. Biorąc to ręki kolejny tytuł Emily Giffin nie decydowałam się na przysłowiowego kota w roku, znam książki tej pani i generalnie wiem czego mogę się po nich spodziewać.
Wszystko, czego pragnęliśmy od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje oczekiwanie na kolejną części serii o Departamencie Q było ogromne. Gdy w ubiegłym roku Wydawnictwo Sonia Draga wznowiło Kobietę w klatce, a następnie Zabójców bażantów i Wybawienie, wiedziałam, że będą i kolejne części, dotychczas u nas nie znane. No i jest - ukazała się końcu długo wyczekiwana Kartoteka 64. Od razu, nie owijając w bawełnę, przyznaję, że lektura tej książki była dla mnie niekłamaną przyjemnością, podobnie zresztą, jak i poprzednich trzech części. Kto zna tego autora to wie, że zawsze trzyma poziom i za każdym razem tworzy tak ciekawą historię, że nie można książki odłożyć, nie przeczytawszy całości.


W Kartotece 64 autor zabrał się za ciężki kaliber spraw, mianowicie wybrał na temat przewodni - problem eugeniki, wplatając w to w historię młodej dziewczyny - Nete Hermansen, której życie poznajmy od wczesnych lat dziecięcych, na starości kończąc. Czytając Kartotekę 64 i śledząc koleje życia Nete mamy książkowy model przebiegu procesu demoralizacji, do którego rękę przyłożyło środowisko i otoczenie. Śledząc losy tej kobiety niejednokrotnie ciskały mi się na usta słowa niecenzuralne, a żal mi jej było przeokrutnie.


Jednak nie tylko Nete mamy w Kartotece 64. Wiadomo, że jak jest Departament Q - to będzie i detektyw Carl Morock i jego dwójka jakże barwnych pomocników - Assad i Rose. Tych postaci nie da się nie lubić, są bardzo charakterystyczni, a przy tym wzbudzają wielką sympatię. Jak dla mnie to trójka doskonała do rozwiązywania zagadek kryminalnych wszelakiej maści, których to przecież w Departamencie Q nie brakuje.


Nie pokuszę się o stwierdzenie czy Kartoteka 64 była dla mnie najciekawszą książką Adler - Olsena. Dlaczego? Ponieważ każda część z serii jest ciekawa i żadnej nie sposób wyróżnić. Pan Adler - Olsen pisze tak wciągająco, że jego książki się pochłania. Za każdym razem tworzy zamkniętą historię, która wygrzebana z czeluści przeszłości, ożywa na nowo i tak absorbuje czytelnika, że nie ma siły, tylko trzeba czytać do końca, a dotarłszy do ostatniej strony, żal że mamy już ją za sobą.


Wielka szkoda, że u nas ten autor jest tak mało znany i popularny. Dlatego zachęcam wszystkich miłośników kryminałów sięgnijcie po książki tego pana, a nie zawiedziecie się. Dla mnie nazwisko Adler - Olsen jest gwarancją wysokiego poziomu i historii, którą pozostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.

Moje oczekiwanie na kolejną części serii o Departamencie Q było ogromne. Gdy w ubiegłym roku Wydawnictwo Sonia Draga wznowiło Kobietę w klatce, a następnie Zabójców bażantów i Wybawienie, wiedziałam, że będą i kolejne części, dotychczas u nas nie znane. No i jest - ukazała się końcu długo wyczekiwana Kartoteka 64. Od razu, nie owijając w bawełnę, przyznaję, że lektura tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miało być tajemniczo, intrygująco i wciągająco. Miałam nie odłożyć książki, dopóki nie dojdę do ostatniej strony, ba, miałam w ogóle nie iść spać, tylko czytać i czytać. Potraktowałam takie rekomendacje z przymrużeniem oka, gdyż już nie jeden raz miałam mieć do czynienia z książką tzw. "nieodkładalną", gdy tymczasem rzeczywistość okazywała się zgoła inna. Jednak co mam zrobić, gdy thriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków, i jak tylko wpadnie mi w oko takowy, to już tak mam, że muszę go koniecznie przeczytać.


Lektura I że Cię nie opuszczę zajęła mi dwa dni, faktem jest, że książkę czyta się szybko, na co składa się ciekawie poprowadzona akcja i krótkie rozdziały. No dobra, temat też jest na czasie. Dlaczego - zapytacie? Gdy wkoło tylko rozstania i rozwody, receptę na stworzenie trwałego związku chciałby odkryć niejeden człowiek.


Bohaterowie - Alice i Jake - to młode kochające się małżeństwo. Ona jest prawnikiem, z kolei jej wybranek to psychoterapeuta. Małżonkowie w prezencie ślubnym otrzymują zaproszenie do Paktu - elitarnego klubu dla małżeństw, który ma na celu wspieranie i pomoc w osiągnięciu szczęścia i trwałości związku. Jako że, to co nieznane i tajemnicze wywołuje ciekawość i ekscytację, małżonkowie przystępują do Paktu, który początkowo wydaje im się niegroźną rozrywką. Tak więc już od samego początku lektura zaciekawiła mnie i sprawiła, że sama byłam żywo zainteresowana jakich to rad udzieli Pakt w kwestii - osiągnięcia szczęścia w małżeństwie. Jednak, jak to w życiu bywa, po początkowym zaciekawieniu, przyszła szara rzeczywistość i codzienne życie, w którym nasi bohaterowie nie jeden raz musieli dokonać wyboru praca czy dom? I w sytuacji, kiedy na pierwszym miejscu była praca - Pakt wkraczał do akcji i początkowo ostrzegał, że na pierwszym miejscu zawsze powinien być związek. Jak teraz o tym myślę, to w sumie wydaje się to całkiem sensowne, jednak w sytuacji, kiedy nasza bohaterka zostaje ukarana to mam mieszane odczucia. Z każdym dniem u Alice i Jakea niechęć do Paktu wzrasta, jednak wypisać się z tego klubu, nie jest tak prosto. Tak więc dla naszych bohaterów zaczynają się schody, a i ja mam zagadkę, gdyż autorka miesza tropy i już sama nie wiem kto tu jest przyjacielem, a kto wrogiem.


Książkę czytałam z zaciekawieniem i sympatią do dwójki bohaterów. W trakcie lektury sama sobie robiłam rachunek sumienia i zastanawiałam się, jak łatwo zagubić w codziennym życiu właściwą perspektywę i zapomnieć, że nic nie jest nam dane raz na zawsze i że szczęśliwy i trwały związek to codzienna i mozolna praca.


Pochwała należy się autorce za ciekawe podejście do tematu i za samą refleksję nad tym co zrobić, żeby się układało. Pamiętajmy, że bez zapisywania się do Paktu jest to możliwe.

Miało być tajemniczo, intrygująco i wciągająco. Miałam nie odłożyć książki, dopóki nie dojdę do ostatniej strony, ba, miałam w ogóle nie iść spać, tylko czytać i czytać. Potraktowałam takie rekomendacje z przymrużeniem oka, gdyż już nie jeden raz miałam mieć do czynienia z książką tzw. "nieodkładalną", gdy tymczasem rzeczywistość okazywała się zgoła inna. Jednak co mam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Każdy mol książkowy ma listę ulubionych pisarzy, taki swoisty top. U mnie Lars Kepler znajduje się na samym szczycie tej listy i na każdą jego książkę zawsze czekam z olbrzymią niecierpliwością. Nie inaczej było i w przypadku Łowcy, gdy tyko zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach wydawniczych wiedziałam, że to moje, swoiste "must have". W końcu to Lars Kepler - jego poprzednie książki z serii z Joonem Linna - dosłownie połknęłam. Czy i tak było w przypadku Łowcy? Zaraz Wam Moi Drodzy zdradzę.


Tak jak wspomniałam Łowca to szósta odsłona serii z Joonem Linna. Niewtajemniczonych odsyłam do wcześniejszych tytułów, poczynając od pierwszej części - Hipnotyzer, kończąc na poprzedzającym Łowcę - Stalkerze. Joone Linna to człowiek z zasadami, niezłomny, waleczny, można powiedzieć - przyzwoity człowiek, typ jakich coraz mniej w dzisiejszych czasach. Nie będę Wam streszczać poprzednich części, tak aby nie odbierać przyjemności lektury, zachęcam sięgnijcie do nich - a na pewno nie pożałujecie.


Łowca zaczyna się spokojnie, jesteśmy w willi w dzielnicy w której mieszkają prominenci. Poznaje Sofię, która przyszła do bogatego klienta. Sofia jest prostytutką i w momencie kiedy rzeczony klient zaczyna się zachowywać w stosunku do niej agresywnie, sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. W ciągu kilku chwil atmosfera zaczyna się coraz mocniej zagęszczać, a kiedy dochodzi do zabójstwa, okazuje się, że klient Sofii był jednym z czołowych szwedzkich polityków. Sprawę przyjmuje Sapo - a kiedy okazuje się, że w grę może wchodzić terroryzm o pomoc zostaje poproszony Joone Linna. Linna odbywa karę pozbawienia wolności, ale godząc się na współpracę opuszcza szybko mury więzienia i podąża tropem nieuchwytnego mordercy. Początkowo jedynym tropem pozostaje terroryzm, i w tym kierunku podążają śledczy próbując schwytać mordercę. Dopiero po jakimś czasie okazuje się, że sprawa ma związek z wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu lat, które rozegrały się w pewnej elitarnej szkole.


W tej książce nie ma przestojów, czy spowolnienia akcji. Nie ma zbędnych opisów i nic nie dzieje się bez przyczyny. Zaczynając lekturę, już od jej pierwszej strony wchodzimy całkowicie w świat stworzony przez Larsa Keplera i przez kolejne 430 stron jesteśmy w tym świecie totalnie. Wiedziałam, po lekturze poprzednich tytułów, że Łowca będzie lekturą wciągająca, ale że aż tak, na to chyba nie byłam chyba przygotowana.


Łowca do jedna z najlepszych przeczytanych przez mnie książek. Pióro Larsa Keplera jest znakomite, więc o żadnych niedoróbkach nie może być mowy w przypadku tego autora. Łowca po raz kolejny dowiódł talentu pisarskiego i pokazał co to znaczy dobry kryminał. W tej książce nie ma ani jednego zbędnego akapitu, zdania, a nawet przecinka. Ta narracja, pozornie rzeczowa i chłodna, idealnie oddaje klimat książki. Łowca jest dla mnie znakomitą książka, która się nie czyta, tylko pochłania.

Każdy mol książkowy ma listę ulubionych pisarzy, taki swoisty top. U mnie Lars Kepler znajduje się na samym szczycie tej listy i na każdą jego książkę zawsze czekam z olbrzymią niecierpliwością. Nie inaczej było i w przypadku Łowcy, gdy tyko zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach wydawniczych wiedziałam, że to moje, swoiste "must have". W końcu to Lars Kepler - jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko zdarza mi się kierować przy wyborze tytułu okładką, ale tym razem przesądził i opis i okładka. Opis jakże zachęcający do lektury, podobnie jak i okładka, dla mnie magiczna i tajemnicza zarazem. Przeczucie tym razem mnie nie zawiodło a lektura Domu mgieł okazała się być czystą przyjemnością.


Zacznijmy jednak od początku. Media społecznościowe weszły w nasze życie codzienne, co pociąga za sobą zarówno plusy, jak i minusy. Jednak właśnie dzięki nim odnajduje się na nowo czwórka przyjaciół, która straciła ze sobą kontakt przed kilkoma laty. Obecnie na nowo chcą odbudować relacje i na zaproszenie jednego z nich postanawiają spędzić weekend na wyspie Hiddensee. Na wyspie dochodzi do tragedii, której bilans to trzy osoby śmiertelne i jedna w stanie śpiączki. Robi się coraz ciekawiej? A to Moi Drodzy zaledwie początek całej historii, którą na nowo po dwóch latach na swój warsztat wzięła dziennikarka Doro Kagel i która stopniowo, krok po kroku, odkrywa co zdarzyło się tak naprawdę na wyspie podczas feralnego weekendu i kto odpowiada za to co się stało?


Akcja powieści toczy się dwutorowo. Współcześnie wraz z dziennikarką Kagel podążamy ścieżkami czwórki dawnych przyjaciół, w których historię wplecione są retrospekcje sprzed dwóch lat, gdzie autor oddaje głos całej czwórce. Książka wciągnęła mnie od pierwszych stron, i tylko przez chwilę miałam trudności z połapaniem się kto jest kim z dawnych i współczesnych bohaterów. Poznajemy Yasmin Germinal, Leoni Korn, Tima Stadmullera i Phillipa Lothrinera. Dom mgieł, jak nazywana jest przez mieszkańców wyspy posiadłość należąca do Philipa przykuwa uwagę wszystkich mieszkańców i przyjezdnych. Takie miało być założenie architekta i zarazem właściciela domu, który dba o pozory i na pierwszym planie stawia to, co pomyślą o nim inni. Dobre portrety psychologiczne postaci to kolejny plus tej książki. Każdy z czwórki bohaterów jest inny, a zestawienie tak różnych charakterów i typów osobowości sprawia, że czytelnik zadaje sobie pytanie, co w takim razie łączyło tą czwórkę przed kilkoma laty, kiedy obecnie po jednym spędzonym wspólnie dniu na wyspie mają siebie dość.


Historia feralnego weekendu wciąga i chociaż na początku nie padają tam trupy, to to wcale nic nie ujmuje książce, którą nawet na chwilę żal mi było odłożyć. Krok po kroku poznajemy wszystkie postacie, a czasowe przeskoki autor tak dobrze łączy, że akcja staje się jeszcze ciekawsza. Daro Kagel robi wszystko, aby poznać historię Domu mgieł i chociaż kilka razy ma ochotę porzucić ten temat, to jednak po chwilowych niepowodzeniach udaje się jej odkryć prawdę.


Takiego zakończenia tej historii zupełnie się nie spodziewałam, ale za takie rozwiązanie zagadki autorowi należą się kolejne brawa. Książka Dom mgieł okazała się być ciekawą i wciągającą pozycją, w której autor bawi się czytelnikiem i wodzi go za nos. Dobrze sportretowani bohaterowie i odrobina psychologii to atuty tej pozycji. Zachęcam Was Moi Drodzy do sięgnięcia po tą książkę, jeżeli lubicie historie z odrobiną tajemnicy, to zaręczam, że ta książka przypadnie Wam do gustu.

Rzadko zdarza mi się kierować przy wyborze tytułu okładką, ale tym razem przesądził i opis i okładka. Opis jakże zachęcający do lektury, podobnie jak i okładka, dla mnie magiczna i tajemnicza zarazem. Przeczucie tym razem mnie nie zawiodło a lektura Domu mgieł okazała się być czystą przyjemnością.


Zacznijmy jednak od początku. Media społecznościowe weszły w nasze życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziewczyna we mgle była dla mnie najmocniej oczekiwaną premierą marca. Gdy przed paroma tygodniami zobaczyłam jej zapowiedź, serce mocniej zabiło i nie było dla mnie innej opcji, wiedziałam, że muszę ją przeczytać.


Dla osób nieznających dotychczas twórczości Donato Carrisi tłumaczę, że to włoski pisarz, scenarzysta i dramaturg, zaś Dziewczyna we mgle jest jego piątym tytułem wydanym w Polsce. Jego poprzednie książki, poczynając od Zaklinacza były dla mnie elektryzujące, a i to chyba za mało powiedziane. Pamiętam, że byłam nimi mocno zachwycona i chociaż przeszły u nas bez większego echa, to nazwisko autora zapadło mi w pamięci.


Z Dziewczyna we mgle wiązałam duże nadzieje, liczyłam, że będzie to prawdziwa petarda i pomimo, że lada dzień wchodzi do kin jej ekranizacja, oczywistym dla mnie był fakt, że najpierw przeczytam książkę. Rozpoczynając lekturę wiedziałam, że akcja dzieje się w małym górskim miasteczku, w którym to zagineła nastolatka i jak to bywa w małych społecznościach, gdzie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą, porywaczem jest ktoś z mieszakańców. Opis - jak najbardziej zachęcający do lektury, a że pióro pana Carrisi dotychczas mnie nie zawiodło pomyślałam, że szykuje się zapewne hit.


Lektura zajęła mi dwa dni, a fakt, że książka nie jest dużych gabarytów i składa się z krótkich rozdziałów, powoduje, że czyta się ją sprawnie. Jak już wspomniałam, wiązałam z Dziewczyną we mgle duże nadzieje i powiem Wam Moi Drodzy, że się trochę zawiodłam. To może zacznę od początku, agent specjalny Vogel prowadzi sprawę zaginięcia młodej szesnastolatki. Rodzina dziewczyny jest w szoku, nikt nic nie wie, nikt nic nie widział, dotychczas nie sprawiała żadnych problemów wychowawczych. Vogel prowadzi od samego początku działa niesztampowo, czym niejednokrotnie wywołuje zdziwienie swoich podwładnych, ale że to on jest tu "Szefem", wiadomo - on rozdaje karty. Pierwsze rozdziały wywołały moją dużą ciekawość, co tam, powiem szczerze, że byłam zaintrygowana. Przesłuchanie w domu rodziców dziewczyny i niektóre metody pracy agenta wywołały moje zdumienie, a scena, kiedy to wychodzi z domu i klaszcze na ulicy - byłam pod wrażeniem, oho pomyślałam, w końcu coś tak zarazem trywialnego a zarazem tak nietuzinkowego - agencie Vogel chylę czoła.


Choć to dopiero początek, ja już byłam kupiona. Po raz kolejny pomyślałam, będzie hit. Ale potem, gdy zagadka zniknięcia była cały czas pozostawała w sferze domysłów i nie posuwała się nawet o krok do przodu, coś mi tu zaczęło nie grać. Już nie było takiego zaciekawienia, słabło ono z każą kolejną stroną, a gdy pojawiła się osoba nauczyciela - to już mnie zniechęciło. Rozumiem, że tropy trzeba mnożyć, żeby nic nie było oczywiste, ale od tego momentu zapał do lektury mocno mi osłabł. Książkę czytałam, co prawda, dalej, ale nie mogłam się doczekać, aż dobrnę do końca, oczywiście, że byłam ciekawa, kto stoi za zniknięciem dziewczyny, ale chciałam się tego dowiedzieć i jak najszybciej skończyć lekturę. Dziwne? Trochę, bo zaczęło się od wysokiego C, a środek był taki nijaki. Koniec końców, potem znowu było lepiej i zakończenie, którego w życiu bym nie odgadła, znowu podniosło końcową ocenę. Wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsce i to, muszę przyznać, dosyć ciekawie. I teraz, gdy już na chłodno oceniam lekturę, to sobie myślę, że autor miał całkiem niezły na nią pomysł, a i wykonanie też było niczego sobie. Dlaczego wiec tak się czepiałam - to chyba przez poprzednie tytuły Donato Carrisi, po których poprzeczka w przypadku tego pisarza została bardzo wysoko podniesiona. Oczywistym jest przecież fakt, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego też kolejna jego książka nie mogla być tylko średnia, liczyłam na coś naprawdę dobrego. Czy to dostałam? Powiem tak - Dziewczyna we mgle jest interesującą książką i choć nie nazwałabym jej bardzo dobrą lektura, ale dobrą - to już tak.


Zachęcam Wam Moi Drodzy do lektury, gdyż w czasach mocno reklamowanych, krzykliwych tytułów, które w efekcie okazują się być nijakie i miałkie, Dziewczyna we mgle zasługuje na uwagę, a nazwisko autora na wpisanie w kajet i sięgnięcie po jego poprzednie książki. Naprawdę warto.

Dziewczyna we mgle była dla mnie najmocniej oczekiwaną premierą marca. Gdy przed paroma tygodniami zobaczyłam jej zapowiedź, serce mocniej zabiło i nie było dla mnie innej opcji, wiedziałam, że muszę ją przeczytać.


Dla osób nieznających dotychczas twórczości Donato Carrisi tłumaczę, że to włoski pisarz, scenarzysta i dramaturg, zaś Dziewczyna we mgle jest jego piątym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak tylko zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę go przeczytać. Okładka przyciągająca wzrok i tytuł, tak wiele mówiący. Choć i nazwisko autora też zrobiło swoje, gdyż jego poprzednie tytuły przeczytałam z niekłamanym zainteresowaniem.


Narratorem są dwie bohaterki - Agatha i Meghan. Jedna mało atrakcyjna, z równie mało atrakcyjną pracą, druga - bogata z rodziną jak z okładki i z domem jak z żurnala. Dwa przeciwieństwa, których zawrotny los w nieoczekiwany sposób połączy.


Poznajemy te dwie panie w momencie, w którym obie są w zaawansowanej ciąży. Agatha wykłada towar w markecie, z kolei Meghan - pozostaje na utrzymaniu męża, a jej zajęciem jest opieka nad dziećmi i prowadzenie domu. Agatha wie o Meghan całkiem sporo, a że ta druga prowadzi cieszący się sporym zainteresowaniem blog o wychowywaniu dzieci, tak więc jej sprawy rodzinne są udostępniane szerszemu gronu odbiorców.


W początkowych rozdziałach, autor opisuje życie codzienne Agathy i Meghan i zestawia je na zasadzie przeciwieństw. Agatha nie ma dużego grona znajomych, Megan - za to bryluje towarzysko. Na temat rodziny tej pierwszej - wiemy niewiele, Meghan - ma kochającą sie rodzinę, na której wsparcie może liczyć. Takie przykłady można mnożyć, a wszystkie można podsumować - jedna ma wszystko, druga prawie nic.



Chociaż od samego początku książkę czytałam ze sporym zainteresowaniem, to jednak cały czas czekałam na to coś, co sprawi, że w końcu będę czytać jak zahipnotyzowana. Autor powoli odkrywa kolejne karty, i stopniowo na światło dzienne wychodzą sprawy, które układały się w zgrabną całość, ale tylko pozornie. Poznajemy prawdę o dzieciństwie i dorastaniu Agathy, która to w decydujący sposób będzie wpływać na dalsze życie dziewczyny. Po tak traumatycznych doświadczeniach, nabrałam to tej bohaterki zrozumienia, które co prawda nie usprawiedliwia jej czynów, ale w pewien sposób jest w stanie je wytłumaczyć. Także i Meghan ma swoje sekrety, które nie dorównują co prawda ciężarowi tajemnic Agathy, ale i dzięki nim widzimy, że życie Meghan idealne jest tylko na pozór. Raj nie istnieje, aż chciałoby się powiedzieć.


Druga połowa książki minęła mi błyskawicznie, ale tego wielkiego bum..... na które tak liczyłam nie było. Czytałam i zastanawiałam się jaki finał będzie miała akcja porwania noworodka, ale liczyłam na coś więcej.


Podsumowując Raj nie istnieje jest interesującą pozycją, którą warto przeczytać, ale czegoś mi w tej książce zabrakło. Chociaż do stylu autora nie mogę się przyczepić, to jednak temat poruszany w kilku innych książkach spowodował, że nie było w niej tej świeżości i tej tajemnicy, która by sprawiła, że książka będzie wciągająca. Było nieźle, ale bez efektu wow.

Jak tylko zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę go przeczytać. Okładka przyciągająca wzrok i tytuł, tak wiele mówiący. Choć i nazwisko autora też zrobiło swoje, gdyż jego poprzednie tytuły przeczytałam z niekłamanym zainteresowaniem.


Narratorem są dwie bohaterki - Agatha i Meghan. Jedna mało atrakcyjna, z równie mało atrakcyjną pracą, druga - bogata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy jest ktoś kto jeszcze nie zna Remigiusza Mroza? Raczej nie, to jeden z najbardziej topowych obecnie pisarzy, głośno reklamowany i do tego piszący w tak szybkim tempie, że aż trudno w to uwierzyć. Nieodnaleziona to książka spoza serii, podobnie jak np. Behawiorysta, który okazał się dobrą lekturą.

Generalnie muszę się przyznać, że czekałam z niecierpliwością na premierę Nieodnalezionej i to nie dlatego, że jestem tak wielką fanką twórczości Mroza, raczej z chęci przeczytania dobrego thrillera psychologicznego. Reklama też zrobiła swoje, bo określenie Nieodnalezionej - pierwszym polskim thrillerem psychologicznym na miarę światowych bestsellerów spowodowało jeszcze większą chęć jej poznania.


Jak wyszło zapytacie? Mówię od razu słabo, a nawet bardzo słabo. Choć to nie pierwsza książka Mroza, którą miałam ochotę odłożyć i do niej nie wracać, to jednak czytałam dalej i nie mogłam się tego końca doczekać, żeby już mieć ją za sobą. Początek książki okazał się nawet obiecujący - historia związku dwojga młodych ludzi, u progu dorosłości z marzeniami na przyszłość. Poznajemy ich akurat w momencie, kiedy Damian Werner- główny bohater postanawia się oświadczy swojej dziewczynie, ale całą idyllę zaburza brutalny napad, w trakcie którego jego dziewczyna została zgwałcona a on sam mocno pobity. Kiedy odzyskał przytomność ślad po Ewie się urywa, dziewczyna jakby się rozpłynęła w powietrzu, a jej poszukiwania nie przyniosły rezultatów. I po 10 latach jej zdjęcie zostało zamieszczone w internecie z informacją, że ktoś jej szuka. Przyznacie, że jak do tej pory akcja wydaje się wciągająca? i taka nawet była, ale potem z każdym kolejnym rozdziałem było już tylko gorzej.


Czytając Nieodnalezioną nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że powstała ona tylko na potrzeby marketingu, czyli jak się coś sprzedaje, to trzeba na tym zarobić. Książka w moim odczuciu niedopracowana, bardzo nierówna i niespójna. Nawet język bohaterów momentami jest bardzo prosty, a za chwilę okazuje się być zadziwiająco fachowy. To powoduje, że lektura idzie topornie. Informacje pozostawione przez Ewę i historia jej rodziny jest mocno naciągana. Wybaczcie, ale mnie to zupełnie nie przekonuje. Podobnie jak historia męża tyrana i przemocy domowej, która tu muszę przyznać została przedstawiona brutalnie, a jednocześnie bardzo realnie, a jej ostre fazy tak opisane, że mocno przemawiają do odbiory. Ale jak dla mnie to za mało, żeby powstała wciągająca historia. I chociaż zgadzam się, że temat przemocy domowej jest niesłychanie ważny i dobrze, że jest poruszany w literaturze, ale w tej książce ta historia nie układa mi się w całość.


Jak dobrnęłam do końca, to odetchnęłam, że to w końcu koniec tej dziwnej, pogmatwanej i dla mnie zupełnie nieprzekonywującej historii.


Jeżeli jesteście fanami twórczości Mroza to może odbierzecie Nieodnalezioną pozytywnie. Dla mnie to bardzo słaba książka, a po jej lekturze muszę znacznie dłużej odpocząć od kolejnych tytułów tego autora.

Czy jest ktoś kto jeszcze nie zna Remigiusza Mroza? Raczej nie, to jeden z najbardziej topowych obecnie pisarzy, głośno reklamowany i do tego piszący w tak szybkim tempie, że aż trudno w to uwierzyć. Nieodnaleziona to książka spoza serii, podobnie jak np. Behawiorysta, który okazał się dobrą lekturą.

Generalnie muszę się przyznać, że czekałam z niecierpliwością na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie książki, na które czekam z wypiekami na twarzy. Noc jest właśnie takim tytułem, tym bardziej, że od poprzedniego spotkania z komendantem Servazem upłynęły już trzy lata i od tego czasu nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania. Czułam, że Noc okaże się dobrą książka. Skąd to wiem - zapytacie? Stąd, że czytałam trzy poprzednie książki Miniera i wiem też doskonale, że poprzeczkę zawiesza zawsze wysoko.


Noc okazała się lekturą bardzo dobrą i niesamowicie wciągającą, tak, że przez trzy popołudnia i wieczory byłam w zasadzie niedostępna dla dla świata. Tak pochłonęła mnie ta książka, że nic innego mnie nie interesowało.


Zaczynamy czytać i przenosimy się do Norwegii, gdzie prowadzona jest sprawa zabójstwa kobiety zatrudnionej na platformie wiertniczej. Razem z inspektor Kristen Nigaard jedziemy tam, aby dowiedzieć się bliższych informacji na temat ofiary. Mimo, że akcja książki w zasadzie dobiera się rozkręcała, emocje przy czytaniu już na samym początku sięgały zenitu. Czułam się tak jakbym razem z Nigaard była na tej platformie. Takiego stylu pisania, że czytelnik jest wkręcony maksymalnie w to co się dzieje w książce, nie ma wielu autorów. A pióro Miniera doskonale potrafi to opisać. I jak wiecie, jeżeli czytaliście poprzednie tytuły z serii, jak jest komendant Servaz to musi pojawić się także nazwisko Hirtmanna. A dla czytelników, dla których Noc jest pierwszym tytułem Miniera wyjaśniam, że Julian Hirtmann to psychopatyczny morderca, z którym Servaz toczy walkę od pierwszej części. Nazwisko Hirtmanna pojawiło się w kontekście odnalezionego zdjęcia małego chłopca, o którym wiadomo tylko tyle, że nazywa się Gustav.


Z Norwegii razem z inspektor Nigaard przenosimy się do Francji, gdzie, poza kilkoma wyjazdami do Austrii, pozostaniemy już do końca książki. Nigaard będzie prowadziła śledztwo razem z Sevazem, który niejednokrotnie przekonał się o tym jak bardzo niebezpiecznym człowiekiem jest Hirtamnn. Zagadka tajemniczego Gustava wkrótce się rozwiąże, tak że dowiemy się kim jest ten chłopiec i w jaki sposób jest związany z Hirtmannem i jednocześnie Servaz będzie zastanawiał się czy sam nie jest związany z tym dzieckiem.


Nie zamierzam opisywać całej książki, żeby nie odebrać Wam przyjemności czytania. Powiem tylko, że to jedna z najlepszych przeczytanych przeze mnie książek i chociaż przyczepiłabym się do samego zakończenia, to jednak w niczym nie odbiera ono przyjemności czytania. Jeżeli nie znacie jeszcze książek Bernarda Miniera to Wam mocno zazdroszczę, gdyż czekają na Was cztery znakomite tytuły z serii o komendancie Servazie, a jeżeli je znacie, to chyba nie muszę Was szczególnie mocno zachęcać do lektury Nocy. Minier to pewniak, którego pióro przenosi czytelnika stuprocentowo w świat wykreowany przez autora.

Są takie książki, na które czekam z wypiekami na twarzy. Noc jest właśnie takim tytułem, tym bardziej, że od poprzedniego spotkania z komendantem Servazem upłynęły już trzy lata i od tego czasu nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania. Czułam, że Noc okaże się dobrą książka. Skąd to wiem - zapytacie? Stąd, że czytałam trzy poprzednie książki Miniera i wiem też...

więcej Pokaż mimo to