Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przyzwyczaiłam się już do tego, że Abby Jimenez w każdej swojej książce raczy nas historią skomplikowanej relacji. W poprzednich dwóch powieściach autorki nie brakowało elementów typowej relacji Friend Zone, ale w końcu ciężko byłoby, gdyby nie na tym opierały się powieści spod jej pióra, gdy nazwa całej serii ma w swoim założeniu opierać się na motywie ,,strefy przyjaźni". Tym razem autorka postanawia opowiedzieć nam historię wziętego prawnika i znanej youtuberki i influencerki, nad którą wisi widmo nieuleczalnej choroby. Jak to zwykle u Jimenez bywa, nie brakuje emocji i podskórnego lęku o losy głównych bohaterów. Problem jednak w tym, że książka przez cały czas nie trzyma poziomu.

Gdy do mieszkania Vanessy w środku nocy puka przystojny prawnik, dziewczyna znajduje się w kompletnej rozsypce. Nie może uspokoić swojej siostrzenicy, która nieustannie od kilku godzin płacze. Wkrótce ich relacja zaczyna się rozwijać, a im obojgu coraz trudniej będzie uciekać od tego, co ich łączy.

Główni bohaterowie od samego początku wzbudzają sympatię. Vanessa to młoda kobieta, która jest znaną youtuberką i influencerką. Stworzyła fundację, która zajmuje się badaniami nad nieuleczalną chorobą ALS, czyli stwardnieniem zanikowym bocznym, ludzie zaczepiają ją na ulicy i proszą o autograf, zwiedziła niemal cały świat. Jednak cały czas wisi nad nią widmo ALS. Istnieje ponad pięćdziesiąt procent szans, że posiada gen, który wywołuje tę chorobę, dlatego nie zamierza angażować się w związki. Nie chce, by ktoś cierpiał po jej śmierci i żył nieustannie w niepewności. Gdy pewnego dnia, do drzwi jej mieszkania puka zirytowany płaczem jej siostrzenicy Adrian Copeland, postanawia, że zostaną co najwyżej przyjaciółmi. Adrian to wzięty adwokat, który jest wspólnikiem w jednej z najlepszych kancelarii w mieście. Praca jest dla niego niemalże najważniejsza, jednak po bolesnym rozstaniu mężczyzna jest przybity. Dlatego, gdy poznaje bliżej Vanessę nie zamierza się angażować i przystaje na propozycję przyjaźni ze strony Vanessy. Jednak ich relacja zaczyna się coraz bardziej rozwijać, a opieka nad malutką siostrzenicą Vanessy zbliża ich do siebie coraz bardziej. Vanessa to dziewczyna, która jest sympatyczna, nie chce nikogo ranić, lubi mieć wszystko przemyślane i to mi się w niej nie podobało. Mimo wszystko miałam wrażenie, że ona nie chciała walczyć, i to chyba najbardziej mnie w niej denerwowało. Ona po prostu z góry zakładała, że coś jest niemożliwe, nawet nie przekonując się, że można spróbować coś zmienić. Co prawda rozumiałam nieco jej postępowanie. W końcu przez ALS straciła zarówno siostrę, jak i matkę, ale uważam, że mogła mimo wszystko zawalczyć, zamiast z góry czekać na najgorsze. Natomiast Adrian od początku był bardzo zaangażowany. Choć mogłoby się wydawać, że to z jego strony nie będzie reakcji, to w rzeczywistości zabiegał o Vanessę, starał się jej pomagać. Stawiał swoją pracę na pierwszym miejscu, ale pod wpływem rozwoju relacji z Vanessą widać było w nim zmianę. Stał się człowiekiem, dla którego liczy się coś więcej. Zresztą od samego początku widać, że pod bezwzględnym prawnikiem ukrywa się osoba, która potrzebuje bliskości i uczucia. W relacji naszych bohaterów mieszają się również rodzina Vanessy i pracownicy kancelarii, w której pracuje Adrian, ale nie są oni marginalni dla tej historii, ale zdecydowanie ją uzupełniają.

Autorka ma bardzo lekkie pióro, i to na tyle, że książkę czyta się bardzo płynnie i szybko. Nie brakuje tu zabawnych momentów, które wywołują w czytelniku śmiech, ale także takich trudniejszych, w których współczujemy bohaterom. Abby Jimenez podczas pisania tej historii inspirowała się działaniami Claire Wineland, która cierpiała na mukowiscydozę. Cała ta książka opiera się na strachu przed nieuleczalną chorobą. Kilka lat temu Ice Bucket Challenge opanowało internet i miało zwrócić uwagę na osoby cierpiące na ALS. Tym bardziej cieszy to, że autorka postanowiła w swojej książce zwrócić uwagę na tą chorobę. Miałam jednak wrażenie, że w pewnych momentach zachowanie Vanessy było dziwne. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciała się badać i zakładała najgorsze. Oczywiście w książce zostały wyjaśnione te powody, ale dla mnie są prozaiczne. Sama książka również nie jest napisana w równy sposób. Choć dużo się tu dzieje, to miałam wrażenie, że początek był zdecydowanie lepszy niż końcówka, która moim zdaniem była lekko przesadzona, a na końcu nieco przesłodzona i zdecydowanie za szybko poprowadzona. Nie było tu rozkładu, a raczej wszystko skumulowało się na koniec. Ciekawym dodatkiem w tej książce jest to, że każdy rozdział zaczyna się od tytułu, który napisany jest w sposób przyciągający uwagę, tzn. tak jak pisane są tytuły w artykułach, tzw. ,,clickbaity". Urozmaica to powieść i sprawia, że z jeszcze większą ciekawością czytamy kolejne rozdziały.

,,Życie jest zbyt krótkie" to słodko-gorzka historia o strachu, bólu i uczuciach, która pokazuje nam, że życie trzeba czerpać pełnymi garściami. Abby Jimenez kolejny raz pokazuje nam, że prawdziwa miłość przetrwa wiele prób i to od nas zależy, czy damy jej szansę. Choć sama książka jest moim zdaniem bardzo nierówna pod względem fabularnym, to zwrócenie uwagi przez autorkę na chorobę ALS sprawia, że to opowieść o walce ze samym sobą i naszymi słabościami, strachem, wątpliwościami. Jeżeli szukacie powieści, która nie będzie prosta, ale za którą będzie krył się kalejdoskop uczuć, to śmiało możecie sięgać po najnowszą powieść Jimenez. Gwarantuje, że się nie zawiedziecie.

Całą recenzję przeczytacie na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/11/abby-jimenez-zycie-jest-zbyt-krotkie.html

Przyzwyczaiłam się już do tego, że Abby Jimenez w każdej swojej książce raczy nas historią skomplikowanej relacji. W poprzednich dwóch powieściach autorki nie brakowało elementów typowej relacji Friend Zone, ale w końcu ciężko byłoby, gdyby nie na tym opierały się powieści spod jej pióra, gdy nazwa całej serii ma w swoim założeniu opierać się na motywie ,,strefy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Zaczęło się od skandalu" - to zdanie z okładki tak sugestywnie pasuje do serii o perypetiach Julii Widawskiej, że aż niemal mnie to zaskakuje. W końcu po dwóch tomach, w których młoda kobieta wiele przeżyła, udało się nam dobrnąć do finału i dowiedzieć, jak zakończyła się jej historia. Myślałam, że Katarzynie Nowakowskiej nie uda się mnie zaskoczyć - w końcu w romansach mamy mały margines zmiany fabuły, a w przypadku tej serii wydawało się, że nie będzie inaczej. I cóż, uważam, że jako czytelnicy dostaliśmy jedno z najbardziej zaskakujących i najlepszych zakończeń. Choć nie wszystkim czytelnikom się ono spodoba.

Po przyjęciu oświadczyn Gasparda, Julia postanawia raz na zawsze wyrzucić ze swoich myśli Jamesa. Jednak on nie da tak łatwo jej o sobie zapomnieć. Tymczasem prace nad hotelem również zmierzają do finału. Czas ślubu zbliża się nieubłaganie, jednak Julia już wie, czego chce w swoim życiu. Wkrótce przychodzi czas podjęcia decyzji, a ona będzie musiała w końcu zadecydować, czego tak naprawdę pragnie w swoim życiu.

Perypetie Julii rozrosły się aż do trzech tomów. Byliśmy świadkami jej romansu z Jamesem, skandalu; później stała się istną femme fatale, a teraz w końcu jej życie ma wrócić na prawidłowe tory. Oświadczyny, ślub, przygotowanie do otwarcia hotelu zaprzątają jej myśli, jednak James tak łatwo nie odpuszcza i ciągle przewija się przez jej życie. Pytanie tylko, czy Julia podejmie prawidłową decyzję? Jestem naprawdę zaskoczona tym, jaka zmiana zaszła w Julii. Na początku jej historii obserwowaliśmy dziewczynę, która nie była pewna siebie, podporządkowywała się warunkom, jakie stawiał jej ojciec i siostra, a na dodatek sama nie wiedziała, czego chce w swoim życiu. Teraz z książki wyziera na nas kobieta, która, choć jest pogubiona w swoim życiu, to wydaje się, że emanuje pewnością siebie, dobrze wie, co ma robić i nie ma zamiaru dać sobą po raz kolejny manipulować. Choć czasami sprawiała wrażenie osoby, która jest niezrównoważona, sama nie wie, czego chce, to i tak jest to wielki progres w jej przypadku. Gaspard, którego naprawdę polubiłam w poprzedniej części i któremu kibicowałam, również mnie zaskoczył. Niestety, nie tylko na plus, ale również na minus. Choć relacja Julii i Gasparda w sypialni jest naprawdę zgrana, tak w życiu codziennym ta dwójka musi się wiele nauczyć. Gaspard bardzo mnie zawiódł, ale też doskonale zdaję sobie sprawę, że autorka nie mogła go aż tak wyidealizować i potrzeba tu było tego przełamania. I oczywiście nie mogę wspomnieć o Jamesie, który, choć marginalnie w tej części się pojawia, to i tak jest bardzo zauważalny. Mąci, cały czas próbuje czegoś więcej, choć to wszystko pod otoczką przyjacielskich relacji. Sama konstrukcja tego bohatera jest bardzo oszczędna, więc ciężko tu powiedzieć na jego temat coś więcej. Mam jednak wrażenie, że stosunku do początku tej serii nie da się w nim zauważyć żadnych zmian. Nie ma w nim emocji, za to mamy nadal tego samego człowieka, który jest chłodnym Anglikiem. Oczywiście nie brakuje w tej części również postaci drugoplanowych, czyli przede wszystkim Moniki - przyjaciółki Julii, a także rodziny Julii, choć występują oni w tej książce jedynie marginalnie.

W trzeciej części mamy już zupełnie inne tempo, inną konstrukcję fabuły, bo opiera się ona głównie na relacji Julii i Gasparda, ale na pewno nie można powiedzieć, że w tej książce nic się nie dzieje. Katarzyna Nowakowska dobrze wie, co ma zrobić, by czytelnicy nie wiedzieli do samego końca, jak zakończy się historia Julii. Dlatego cały czas w związku Julii, oprócz wielu scen łóżkowych, nie brakuje także kryzysu, który stawia pod znakiem zapytania ich związek. Rzecz jasna nie napiszę Wam, czy w końcu ten kryzys doprowadzi do jego rozpadu, czy też obojgu uda się go przezwyciężyć, ale bądźcie pewni, że przez całą książkę dzieje się wiele, choć z pozoru zdaje się, że to część, w której dominuje stagnacja. Cały ten trójkąt, w postaci Julii, Jamesa i Gasparda, który stworzyła autorka, jest w tej części jeszcze bardziej atrakcyjny. Choć pierwsza i druga część nie wywarły na mnie wrażenia ,,wow", to to, co w tej części zrobiła autorka, wprawiło mnie w małe osłupienie. Przede wszystkim nie postawiła na znany czytelnikom schemat, więc gwarantuję, że wielu czytelników będzie zaskoczonych. Czytając tę część, nie spodziewałam się, że skończy się ona w tak dobry sposób. Wielu czytelników pewnie pomyślałoby, że zakończenie nieco kłóci się z całą ideą tej historii/serii, ale to historia Julii. I tylko jej. Wyłącznie. Ja nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolona z tego, jak potoczyły się jej losy. Choć z jednej strony czułam, że gdzieś autorka chyba chciała zaskoczyć i być może te zakończenie jest tylko i wyłącznie po to, bo całe założenie tej serii było inne, tak teraz, jestem pewna, że jest ono naprawdę bardzo dobre i jestem pewna, że wielu czytelników wcale by się go nie spodziewało. I za to naprawdę należą się Nowakowskiej brawa, bo przede wszystkim dzięki temu cała ta seria jest nietuzinkowa i jeszcze bardziej atrakcyjna dla czytelników.

,,Żądze" to finał historii Julii, który pozytywnie mnie zaskoczył. Jednak, gdybym miała jakoś określić tę książkę jednym zdaniem, to nazwałabym ją ,,studium skomplikowanego związku". Zdecydowanie, ta część wyróżnia się wśród innych powieści tej autorki. Widać tu progres Julii, ale i to, że Katarzyna Nowakowska przemyca pod otoczką romansu trudne i skomplikowane emocje. Przyznam szczerze, że już dawno nie byłam tak zaskoczona żadną powieścią i gdyby nie poprzednie części, śmiało mogłabym powiedzieć, że historia Julii to zdecydowanie coś innego. Wiem jednak, że nie wszyscy czytelnicy będą zadowoleni z zakończenia, jednak uważam, że to najlepsze zakończenie, jakie autorka mogła wymyślić dla Julii. Jak dla mnie zdecydowanie najlepsze. Dlatego, jeżeli czytaliście poprzednie części, to koniecznie sięgnijcie po zakończenie. Myślę, że się nie zawiedziecie.

http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/10/katarzyna-nowakowska-zadze-recenzja.html

,,Zaczęło się od skandalu" - to zdanie z okładki tak sugestywnie pasuje do serii o perypetiach Julii Widawskiej, że aż niemal mnie to zaskakuje. W końcu po dwóch tomach, w których młoda kobieta wiele przeżyła, udało się nam dobrnąć do finału i dowiedzieć, jak zakończyła się jej historia. Myślałam, że Katarzynie Nowakowskiej nie uda się mnie zaskoczyć - w końcu w romansach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Czas leczy rany i koi nerwy."

Tajemniczy milioner, który koniecznie chce się ożenić z konkretną dziewczyną, zawsze w romansach budzi zaciekawienie. Bo przecież za tym dlaczego akurat pragnie tej konkretnej dziewczyny zwykle stoi albo tajemnica, albo intrygujący zbieg wydarzeń. Dlatego też czytając opis debiutanckiej powieści ,,Devil" Julii Brylewskiej miałam cichą nadzieję, że bardzo pozytywnie się zaskoczę. Skąpana w mrocznych barwach okładka i opis zwiastowały naprawdę ciekawą historię. I choć brakowało mi w niej kilku elementów, to z pewnością jest to propozycja godna uwagi.

Powracająca ze studiów do rodzinnego miasta Hailey nie spodziewa się, że jej życie w wyniku błędów jej brata zostanie wywrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Jedynym ratunkiem dla rodzinnej firmy okazują się pieniądze od tajemniczego milionera, który jest gotowy zainwestować w upadający biznes jej rodziców, pod warunkiem, że dziewczyna się z nim ożeni. Okazuje się jednak, że to tylko początek tajemnic i kłamstw, które zaczną się mnożyć w jej życiu.

Już czytając kilka pierwszych rozdziałów powieści dowiadujemy się, kto jest tytułowym Diabłem. Viktor Sharman to mężczyzna, który odniósł niebywały sukces. W ciągu kilku lat stworzył firmę, która jest jednym z największych przedsiębiorstw w okolicy. I choć Victor to naprawdę intrygująca postać, to zdecydowanie w moim odczuciu nie jest Diabłem. Bardziej postrzegałabym go jako normalnego człowieka, biznesmena, który nie miał w życiu łatwo i który jest w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel. Zabrakło mi w nim jednak większej mroczności - zdecydowanie nie ma w nim zbyt wielu pokładów mroku, a mało tego bardziej wydawał mi się w niektórych momentach łagodny. Co prawda kontrolował Hailey, pociągał za sznurki i chciał ją zmusić do tego, by się poddała, ale nie sprawia to, że postrzegałabym go jako ,,Diabła". Hailey natomiast bardzo mi zaimponowała. Nie jest trzpiotką, która nie ma własnego zdanie, umie się postawić i doskonale zna swoją wartość. Podczas studiów ciężko pracowała, chciała być niezależna, polegać na samej sobie, mimo że jej rodzice mogli ją wspomóc finansowo (w końcu mieli własną firmę). Za wszelką cenę chciała uratować firmę rodziców i była w stanie zrobić dla swojej rodziny wszystko. Co prawda było kilka momentów, w których Hailey nieco mnie drażniła, ale i tak zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie. To chyba jedna z nielicznych bohaterek, która miała w sobie aż tyle samozaparcia i naprawdę ją podziwiam. Nawet po tym, jak ciężko było jej znaleźć pracę w mieście, postanowiła pracować u przyjaciółki za małą stawkę, by móc, chociaż troszkę przybliżyć się do zmniejszenia długu. Także poboczni bohaterowie, jak między innymi przyjaciółka Hailey - Maggie, czy jej rodzina angażują czytelnika i zdecydowanie nie są tylko ,,ozdobą tej historii", a nawet niekiedy bardzo mieszają w historii Hailey i Viktora.

Julia Brylewska ma bardzo lekkie pióro, przez co całą historię czyta się naprawdę szybko, pomimo zastosowania przez nią narracji trzecioosobowej. Sam pomysł, jaki miała autorka na fabułę może wydawać się naprawdę oklepany, ale to tylko pozory. W rzeczywistości Brylewskiej udała się naprawdę dobrze sztuka wplątania tutaj czegoś nowego. Przyznam szczerze, że ten motyw związany z Victorem, który został tu zastosowany naprawdę mnie zaintrygował. Nie spotkałam się z tym dotąd w żadnym romansie/erotyku, a bardziej może kojarzę go z takich książek dla młodzieży, ale tutaj sprawdza się naprawdę dobrze i stanowi element zaskoczenia. Czytelnik, sięgając po tę historię, spodziewa się czegoś naprawdę intrygującego i w tym przypadku rzeczywiście tak jest. Czułam, jakbym czytała naprawdę dobrze dopracowaną historię, która nie poraża dużą ilością wyimaginowanych wydarzeń i jest całkiem dobrze dopracowana. Samo tempo akcji również było wyważone, choć nie ukrywam, że dało się czasami zauważyć takie miejsca przestoju akcji, jednakże biorąc pod uwagę całokształt, to zdecydowanie mogę powiedzieć, że cała książka jest dynamiczna i nie brakuje tu dobrze poprowadzonych postaci, które nie irytują czytelnika. Brakowało mi tu jednak przede wszystkim mroczności i nieco czułam się tym zawiedziona, ale biorąc pod uwagę powyższe atuty tej historii, mogę zdecydowanie mruknąć na to okiem.

,,Devil" to naprawdę dobrze przemyślana i intrygująca historia, w której nie brakuje wyróżniających się postaci i emocji. Choć po samej książce spodziewałam się raczej mroczniejszej tematyki, to okazało się, że Julia Brylewska postawiła raczej na tajemnice i całkiem dobrze przemyślaną fabułę. Już dawno nie czytałam debiutanckiej powieści, w której wszystko byłoby tak dobrze dopracowane. Pierwszy tom serii Inferno miło zaskakuje i sprawia, że mamy ochotę na więcej i to zdecydowanie wszystko, czego potrzebuję, by sięgnąć po kolejną część. Po tak dobrym początku mam nadzieję, że autorka w kolejnej części mnie nie zawiedzie. Szczerze polecam Wam tę powieść i mam nadzieję, że po nią sięgniecie. Tymczasem ja z pewnością będę czekała na drugą część opowieści o losach Hailey i Victora.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/09/julia-brylewska-devil-recenzja.html

,,Czas leczy rany i koi nerwy."

Tajemniczy milioner, który koniecznie chce się ożenić z konkretną dziewczyną, zawsze w romansach budzi zaciekawienie. Bo przecież za tym dlaczego akurat pragnie tej konkretnej dziewczyny zwykle stoi albo tajemnica, albo intrygujący zbieg wydarzeń. Dlatego też czytając opis debiutanckiej powieści ,,Devil" Julii Brylewskiej miałam cichą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spoglądając na okładkę najnowszej powieści K.N. Haner można byłoby powiedzieć, że to kolejny romans jakich wiele na księgarskim rynku. Mamy w końcu magnetyczne zdjęcie mężczyzny i piękne granatowe barwy, które zwiastują nam raczej lekką historię. Co, jednak gdy w rzeczywistości okładka zdecydowanie nie oddaje istoty całej tej powieści? W sumie to właśnie główny problem tej historii: z jednej strony w niektórych fragmentach jest lekka, z drugiej niekiedy przytłacza dramatyzmem. Cóż, autorka po raz kolejny pokazuje nam, skąd wziął się nadany jej przez czytelniczki przydomek ,,Królowej Dramatów".

Przystojny i arogancki bad boy Isaac prowadzi wraz z przyjaciółmi studio tatuażu i występuje w reality show. Gdy pewnego dnia do jego drzwi puka nieśmiała Nina, która rezygnuje w ostatniej chwili z wykonania tatuażu, żadne z nich nie spodziewa się, do czego doprowadzi to jedno spotkanie.

Chyba większość czytelników, którzy mieli kontakt z prozą Haner doskonale wie, że autorka lubi bad boyów. To widać również w ,,LoveInk You". Isaac to bohater, którego nie polubiłam od początku, ale moja sympatia do niego wzrastała z coraz większą ilością przeczytanych przeze mnie kartek tej powieści. Na początku to mężczyzna, który jest typowym bad boyem - nie zamierza nigdy się wiązać, nie narzeka na zainteresowanie płci przeciwnej, a mało tego, jednonocne przygody są u niego na porządku dziennym. Jednak gdy pewnego dnia do studia przychodzi tajemnicza dziewczyna, która w ostatniej chwili postanawia zrezygnować z tatuażu, coś zaczyna w nim odżywać. Chłopak sam nie wie, dlaczego Nina tak bardzo go intryguje i postanawia zrobić wszystko, by bliżej ją poznać, a przy tym zmienia się z oschłego, niewierzącego w wyższe uczucia może nawet niedojrzałego chłopaka, w mężczyznę, który wie, czego chce i nie boi się zaryzykować w imię miłości, która połączyła go z Niną. Doskonale widać, że jego życie to maska, a on sam jest zdecydowanie innym mężczyzną, który ukrywa swoje prawdziwe uczucia i być może wśród nich pojawił się żal porzuconego dziecka. Ona to z kolei delikatna, krucha i wrażliwa dziewczyna, która ma własną tajemnicę, ale pod wpływem uczuć i Isaaca zaczyna się otwierać. Przez niemal całą książkę jest tajemnicza i dopiero poznanie jej sekretu sprawia, że zaczynamy ją jeszcze bardziej rozumieć. Nie brakuje tu również sporej ilości postaci drugoplanowych, którym również autorka poświęca nieco uwagi.

Lekki język autorki sprawia, że książkę szybko się czyta, choć zanim dojdziemy do punktu zapalnego, czyli momentu poznania się głównych bohaterów mija prawie sześćdziesiąt stron, przez co na początku miałam wrażenie, że K.N. Haner postawiła w tej powieści na powolne rozwijanie znajomości Niny i Isaaca. I wcale się nie pomyliłam, tyle że już w fazie końcowej powieści akcja cały czas parła do przodu i pozostawiła we mnie taki niedosyt. Rozumiem, że autorka nie mogła zbyt długo ciągnąć tej historii, ale zabrakło mi tu swego rodzaju klamry. Miałam wrażenie, że końcówka była zbyt szybka i niemalże urwana. Uważam, że przydałby się tu zdecydowanie jeszcze jeden rozdział, by cała ta powieść była swego rodzaju całością i tego mi zabrakło. Irytowała mnie też ilość wpadek, takich jak zła odmiana słowa itd, ale to wybaczam, bo rozumiem, że czasami coś można przeoczyć. Nie mogę nie wspomnieć tu także o wrażeniach estetycznych tej powieści - jeżeli gdzieś dostrzeżecie tę pozycję na półce, to koniecznie po nią sięgnijcie. Ja zakochałam się w chropowatej fakturze okładki tej książki. Chyba pierwszy raz mam w swojej biblioteczce książkę, którą trzyma się w ręku tak komfortowo. Przede wszystkim trzymając książkę nie zostają na niej widoczne ślady palców, a i same wrażenie estetyczne są naprawdę przednie. Wracając jednak do samej zawartości tej powieści, to przyznam, że chyba już dawno nie czytałam takiej historii od K.N. Haner, która naprawdę intryguje i jest całkiem dobrze przemyślana. Choć sam pomysł zastosowany przez autorkę nie jest jakiś odkrywczy, to mimo wszystko czyta się tę książkę dobrze. Tajemnice Niny i zmiany, jakie zachodzą w Isaacu napędzają tę historię, a i sami bohaterowie z czasem zaczynają coraz bardziej intrygować czytelnika, przez co kibicujemy tej dwójce. Może to nie jest wiele, ale biorąc pod uwagę fakt, że to słodko-gorzkawa miejscami historia o miłości można śmiało powiedzieć, że wystarcza zupełnie.

,,LoveInk You" to historia, w której dostrzegłam emocjonalną, może nawet nieco dojrzałą stronę K.N. Haner. Sięgając po tę powieść, spodziewałam się raczej lekkiej historii. Tymczasem autorce udało się ukazać nieco innym świetle. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że to chyba jedna z lepszych historii, które wyszły spod pióra tej autorki i gdyby nie kilka mankamentów, które opisałam wyżej, moja ocena byłaby nieco większa. Jestem ciekawa, jak potoczą się losy kolejnego przystojnego tatuażysty i z pewnością przeczytam historię Nicka. Mam tylko nadzieję, że na jego historię autorka nie będzie nam kazała czekać kilku lat, jak to było w przypadku Niny i Isaaca.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/09/kn-haner-loveink-you-recenzja.html

Spoglądając na okładkę najnowszej powieści K.N. Haner można byłoby powiedzieć, że to kolejny romans jakich wiele na księgarskim rynku. Mamy w końcu magnetyczne zdjęcie mężczyzny i piękne granatowe barwy, które zwiastują nam raczej lekką historię. Co, jednak gdy w rzeczywistości okładka zdecydowanie nie oddaje istoty całej tej powieści? W sumie to właśnie główny problem tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już sam tytuł uświadamia nam, kto jest głównym bohaterem najnowszej książki Anny Wolf, która ponad rok temu podbiła listy bestsellerów swoją debiutancką powieścią ,,Serce gangstera". Tym razem autorka postanowiła zaoferować nam historię tytułowego Parkera Raina, który z pewnością nie ma dobrej reputacji w mieście. Lubię historie, w których ktoś dostaje drugą szansę, możliwość naprawienia swoich błędów. Tylko czy najnowsze książka Anny Wolf ma w sobie to coś? Ciężko powiedzieć.

Małe miasto Newport News to idealna propozycja dla tych, którzy chcą odpocząć od wielkomiejskiego gwaru. Jednak mieszkający tam Parker Rain z pewnością nie miał łatwego życia. Niesłusznie przesiedział ponad rok w więzieniu i postrzegany jest jako kryminalista. Gdy jego sąsiadką zostaje Corina Winchester, która próbuje uciec od własnych problemów, oboje odkryją, że więcej ich łączy niż dzieli.

Chyba rzadko się zdarza, bym miała tak trudny do określenia stosunek do głównych bohaterów. Rzecz jasna zarówno Parker, jak i Corina to bohaterowie, których ciężko było mi czasami rozgryźć, ale czasami miałam wrażenie, że zachowywali się komicznie. Nasz główny bohater postrzegany jest w mieście jako kryminalista. Przesiedział niesłusznie rok w więzieniu. Na dodatek jest właścicielem baru, a na jego ciele nie brakuje mnóstwa tatuaży. Ma za sobą nieciekawą przeszłość i udział w nielegalnych walkach. A wszystko to dopełnia fakt, że w rzeczywistości zupełnie nie jest tak groźny, jak mogłoby się wydawać. Corina to odnosząca sukcesy prawniczka, która z kolei próbuje uciec od własnych problemów. Pod wpływem impulsu kupuje posiadłość w Newport News i - jak pewnie się domyślacie - zostaje nową sąsiadką Raina. Muszę przyznać, że Corinę również dotknęło wiele tragedii. Straciła rodzinę, ważną dla siebie osobę, a na dodatek przed ołtarzem porzuca ją chłopak, z którym była przez kilka lat w związku. Prawniczka postanawia więc na chwile odciąć się od problemów i wypocząć, ale poznanie nowego sąsiada sprawia, że odezwą się w niej nowe uczucia, których sama by się nie spodziewała. Nie brakuje tu także bohaterów pobocznych, jak rodziny Parkera, czyli jego brata Charliego oraz przyjaciela Coriny - Cole, którzy również nieźle namierzają w życiu bohaterów.

Polubiłam styl pisania Anny Wolf. Jest lekki, szybko się go czyta, ale tutaj czasami coś mi w nim nie grało i obawiam się, że głównym powodem tego stanu jest dziwna konstrukcja bohaterów. Miałam wrażenie, że czasami byli po prostu emocjonalnie rozbici i sami nie wiedzieli, czego chcą. Przede wszystkim, nie wiem jakim cudem Parker znając Corinę raptem kilka dni już twierdził że się w niej zakochuje, po czym raptem oznajmiał, że ją kocha. Nazywał ją ,,Wróbelkiem", czule się do niej odzywał. Jak dla mnie to zbyt szybko. Czytelnik nie miał czasu na to, by powoli podążać za bohaterami, śledzić rodzenia się pomiędzy nimi uczuć. Tak jakby to wszystko było wymuszone. Podobnie w przypadku Coriny - najpierw twierdzi, że nie czuje do Parkera nic, ale jest jej bliski, potem jednak zmienia zdanie i mówi, że się w nim zakochuje, a potem raptem ,,wypala", że go kocha. I tu właśnie pojawia się pytanie: Jak w tak krótkim czasie doszła do tego wniosku? Z jednej strony Anna Wolf chyba próbuje z Coriny zrobić bohaterkę, która jest silna i której trudno jest kolejny raz komuś zaufać, a raptem w ciągu zaledwie kilku stron burzy to. Sporo jest tu również niespójności fabularnych, jak sytuacja ze ślubem jej byłego, czy przeszłością Parkera i powiązaniem jej z Coriną, a to tylko jedne z kilku błędów fabularnych w tej książce. Rozczarowała mnie również kulminacyjna w tej książce walka Parkera i próby głównych bohaterów, by się ona nie odbyła. Uważam, że było to komiczne i zdecydowanie odebrałoby mi chęć do dalszego czytania tej powieści, gdyby nie to, że sceny te znajdowały się już niemalże na końcu powieści. Nie rozumiałam, jakim cudem autorka tak kuriozalnie do tego podeszła, bo zamiast stać się punktem zwrotnym, okazała się być nic niewnoszącym elementem w tej historii.

,Parker Rain" zdecydowanie mnie rozczarował. Choć książkę czytało się szybko, a sama historia na swój sposób wciąga, to miałam wrażenie, że w około połowie książki autorka nie miała dalszego pomysłu na tę historię. Przez to dostajemy powieść niedopracowaną, miejscami komiczną i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Sama relacja między bohaterami jest niewiarygodna, a oni sami w niektórych momentach niespójni. Zabrakło mi w Rainie pazura, a w Corinie większej siły. Mimo wszystko jestem ciekawa, jaki autorka ma pomysł na kolejne części tej serii, więc być może skuszę się i przeczytam kolejną powieść tej autorki.

Całą recenzję przeczytasz na blogu https://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/09/anna-wolf-parker-rain-recenzja.html

Już sam tytuł uświadamia nam, kto jest głównym bohaterem najnowszej książki Anny Wolf, która ponad rok temu podbiła listy bestsellerów swoją debiutancką powieścią ,,Serce gangstera". Tym razem autorka postanowiła zaoferować nam historię tytułowego Parkera Raina, który z pewnością nie ma dobrej reputacji w mieście. Lubię historie, w których ktoś dostaje drugą szansę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam tę część i śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z lepszych powieści tej autorki, choć uprzedzam, że zapewne nie każdy będzie miał podobne zdanie do mojego.

Remo był najbardziej przerażającym z braci Falcone (i chyba moim ulubionym bohaterem od Cory) i bardzo ciekawiło mnie to, jak potoczą się jego losy. Tutaj w tej części wcale nie widać, by był potworem, co nieco mnie zasmuciło, bo liczyłam na to, że pokaże swoją ciemną stronę również w tej części jemu poświęconej. W poprzednich częściach jawił się bardziej jako jeden z tych braci, którzy są bezwzględni, bez serca. Tymczasem tutaj miło się zaskoczyłam. Choć z jednej strony troszkę szkoda, że Cora Reilly nie pokazała tego pazura, to z drugiej historia głównych bohaterów jest naprawdę intrygująca, pełna akcji, pożądania i namiętności. Jedyny minus, to jak to zwykle u Cory bywa, moim zdaniem zbyt błahe rozwiązanie sytuacji z Remo i Chicago, gdy dostał się on w ich ręce.

Z kolei Serafina to bohaterka, którą naprawdę można podziwiać i była dla mnie również dużym zaskoczeniem. Walczyła jak lwica, nie poddawała się. I umiała postąpić właściwie, przedkładać czyjeś dobro nad swoje własne.

To naprawdę cudna historia, do której pewnie jeszcze kiedyś wrócę. Na pewno polecam. Jak dla mnie jest to obok historii Gianny i Matteo jedna z lepszych powieści Cory Reilly.

Przeczytałam tę część i śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z lepszych powieści tej autorki, choć uprzedzam, że zapewne nie każdy będzie miał podobne zdanie do mojego.

Remo był najbardziej przerażającym z braci Falcone (i chyba moim ulubionym bohaterem od Cory) i bardzo ciekawiło mnie to, jak potoczą się jego losy. Tutaj w tej części wcale nie widać, by był potworem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Srebrna łyżeczka" to piękna historia o wielkiej miłości, oddaniu i bólu, ale nie ma co ukrywać, że wiele jest w niej przede wszystkim złudzeń i marzeń. Cóż, z życia wiemy, że nie wszystko można naprawić, i nie wszyscy w naszym świecie są życzliwi. Świat wykreowany przez Witkiewicz to swego rodzaju utopia, marzenie. Trzeba jednak przyznać, że autorka ma tak lekkie i zarazem czułe pióro, że chce się w ten świat wierzyć i przeżywać z bohaterami kolejne rozterki. Kibicować im, i to nawet mimo tego, że nie są kryształowi i popełniają błędy. To chyba rzeczywiście magia. Nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po kolejną historię spod pióra tej autorki, a Wam szczerze ją polecić.

Za możliwość przeczytania tej powieści dziękuję Księgarni internetowej Inverso.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/magdalena-witkiewicz-srebrna-yzeczka.html

,,Srebrna łyżeczka" to piękna historia o wielkiej miłości, oddaniu i bólu, ale nie ma co ukrywać, że wiele jest w niej przede wszystkim złudzeń i marzeń. Cóż, z życia wiemy, że nie wszystko można naprawić, i nie wszyscy w naszym świecie są życzliwi. Świat wykreowany przez Witkiewicz to swego rodzaju utopia, marzenie. Trzeba jednak przyznać, że autorka ma tak lekkie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Dom to nie budynek na kawałku ziemi, nie ściany, podłoga czy sufit. Dom to ludzie, którzy nas otaczają, wspierają i kochają, na których zawsze możemy liczyć, choćby nie wiem, co się działo."

Biurowe romanse to jeden z tych typów romansów, który od lat wybiera spora część czytelniczek. Po naprawdę dużym w ostatnim czasie nasypie romansów mafijnych postanowiłam nieco od nich odpocząć, a mój wybór padł właśnie na ,,Gra pozorów". Nieczysta gra, pozory i mroczne sekrety, które obiecuje opis, tak mnie do siebie przyciągnęły, że książka wylądowała w moich rękach. Czy żałuję? Zdecydowanie nie, bo jak na debiutantkę Linda Malczewska poradziła sobie całkiem dobrze.

Pracująca w agencji nieruchomości Elena Sanchez jest jedną z najlepszych agentek, a jednak nikt jej nie docenia ze względu na jej płeć. Gdy podczas jej urlopu agencję przejmuje niedostępny i młody miliarder Logan James Grant, dziewczyna nie wie, czego się po nim spodziewać. Wkrótce bliżej poznaje swojego przełożonego, ale nie wie, że ukrywa on sekret, który może sprowadzić na nią niebezpieczeństwo.

Główną bohaterką tej powieści jest Elena Sanchez - dwudziestosiedmioletnia agentka nieruchomości, która coraz bardziej zaczyna czuć wypalenie. Mimo iż jest jedną z najlepszych pracownic, ciągle jest pomijana przy awansach. Gdy po powrocie z urlopu dowiaduje się, że firmę przejął młody miliarder, który uchodzi za niedostępnego i oschłego, dziewczyna przeczuwa, że zostanie przez niego zwolniona. Wkrótce poznaje go bliżej i jak możecie przypuszczać, pomiędzy nimi nawiąże się relacja pełna niedopowiedzeń i sekretów, szczególnie ze strony Granta. Polubiłam Elenę. To sympatyczna dziewczyna, która ciężko pracowała na to, by być w tym miejscu, w którym jest teraz. Podchodzi odpowiedzialnie do swojej pracy, stara się być najlepsza w tym co robi. Na dodatek jest bezinteresowna i stara się pomagać innym. Sama jednak nie zaznała miłości od swojej matki, która nieustannie dostrzega w niej tylko wady. Czasami miałam jednak wrażenie, że Elena gdzieś miała w sobie cząstkę nastolatki i to nie do końca mi do niej pasowało. Wydawała mi się w niektórych momentach irytująca, tak jakby nie do końca przemyślała to, co robi. Ciągle wracała do Granta, chociaż ten wiele razy zachowywał się niedorzecznie. Natomiast Grant to jak możecie przypuszczać gburowaty i tajemniczy miliarder, który dzięki swoim umiejętnościom dorobił się na koncie niemałej sumy. Jest postrzegany jako niedostępny, a umówienie się z nim na spotkanie graniczy z cudem. Jednak gdy poznajemy go bliżej, okazuje się, że ma w sobie duże pokłady czułości i dla ważnej osoby w swoim życiu jest w stanie zrobić wszystko. Przez większość powieści wydawał się być chorobliwie zazdrosny o Elenę, chciał ją kontrolować i to mi się w nim nie podobało. Dopiero na końcu poznajemy okoliczności, które stały za jego zachowaniem, co zresztą bardzo podobało mi się w tej książce, bo autorka nie zostawiła czytelnikom nierozwiązanych sytuacji w kwestii ich cech charakteru. Rzecz jasna, w powieści nie brakuje postaci drugoplanowych, między innymi przyjaciół i rodziny Eleny, pracowników Granta i choć w niektórych momentach mają oni spore znaczenie, to autorka nie skupia się na nich i nie tworzy zbyt wielu pobocznych historii z nimi związanych.

Lekki język autorki już od samego początku pozwala na to, by szybko wciągnąć się w tę historię. Choć sama powieść, która stanowi zaledwie pierwszą część tej serii, wcale nie jest taka krótka, to czyta się ją szybko. Jedynie już w połowie czułam już takie lekkie znużenie, być może przez to, że akcja w tej powieści jest nierównomierna. Dzieje się tu naprawdę wiele, ale bywają momenty, w których albo mamy zastój (w środku), albo akcja pędzi do przodu, szczególnie na początku i na końcu. Nie będę ukrywała, że po opisie spodziewałam się czegoś bardziej tajemniczego, wypełnionego napięciem. Natomiast tutaj takie coś poczułam dopiero na końcu, gdy cała zagadka się wyjaśniła i tego też mi brakowało. Nie chcę też zbytnio rozpisywać się o zachowaniu Granta, ale wspomnę, że chyba go zrozumiałam. Jedni mogliby powiedzieć, że sam się oszukiwał i był perfidnym kłamcą, że skrzywdził Elenę, że miał obsesję, ale z drugiej strony, sami musielibyśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak byśmy zachowali się na jego miejscu. Oczywiście nie będę Wam tu spojlerowała, ale chciałam zaznaczyć, że Grant to postać wielowymiarowa i ciężko go oceniać tylko przez pryzmat zakończenia. Niemniej jednak przez cały czas autorce udaje się zasiać w czytelniku nutkę ciekawości. Zastanawiamy się, czy Grant rzeczywiście ma ukryty cel w tym co robi i jak zachowuje się w stosunku do Eleny, co napędza całą tę historię, choć i tak zakończenie wydaje się być nieco dziwne, przynajmniej dla mnie. Szczególnie ten sekret, który napędzał tę akcję, jest wprost niewyobrażalny, mi ciężko w niego uwierzyć. Zabrakło mi tu też większej ilości rozdziałów z punktu widzenia Granta, ale jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że autorka nie chciała zbyt szybko naprowadzać czytelników na to, jaką tajemnicę krył Grant.

,,Gra pozorów" to całkiem dobry debiut, który mogę polecić. Choć w samej książce jest kilka kwestii, które nie do końca zdobyły moje uznanie, to uważam, że Linda Malczewska całkiem dobrze poradziła sobie z wykreowaniem głównych bohaterów i przemyślała wiele fabularnych zagrań. Sama końcówka była wypełniona akcją i stanowi dobry wstęp do kolejnej części, więc na pewno sięgnę po kontynuację losów Eleny i Granta i mam nadzieję, że autorce uda się mnie po raz kolejny miło zaskoczyć.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/linda-malczewska-gra-pozorow-recenzja.html

,,Dom to nie budynek na kawałku ziemi, nie ściany, podłoga czy sufit. Dom to ludzie, którzy nas otaczają, wspierają i kochają, na których zawsze możemy liczyć, choćby nie wiem, co się działo."

Biurowe romanse to jeden z tych typów romansów, który od lat wybiera spora część czytelniczek. Po naprawdę dużym w ostatnim czasie nasypie romansów mafijnych postanowiłam nieco od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pandemia koronawirusa zaskoczyła nas w 2020 roku i ma wpływ na cały świat. Prawie półtora roku temu nie wiedzieliśmy, z czym się tak naprawdę wiązała, a w wielu krajach zapanował chaos. Brakowało podstawowego wyposażenia służby zdrowia, a koronawirus nadal znajduje się w fazie badań. Nie dziwi więc, że pandemia ma też wpływ na literaturę. Choć dotychczas nie spotkałam się z żadną powieścią, w której motyw pandemii byłby aż tak bardzo uwypuklony, to w końcu w moje ręce trafiła powieść amerykańskiego duetu ukrywającego się pod pseudonimem Kennedy Fox. Opis na okładce, co prawda, brzmi miejscami jak skrót opowieści sci-fi, ale nie da się ukryć, że to tak naprawdę teraz nasza codzienność. Pytanie, czy chcemy wracać do wydarzeń sprzed roku? W moim przypadku raczej polemizowałabym.

Dwudziestodwuletnia Cameron, która jest dziedziczką imperium modowego na czas lockdownu, postanawia zamieszkać w rodzinnej górskiej posiadłości. Nie wie, że wraz z nią zamieszka w niej Elijah, w którym podkochiwała się jako dziecko, a z czasem znienawidziła. Teraz gdy mają razem zamieszkać, pokusa sprzed lat może okazać się jeszcze silniejsza niż dotychczas.

Klasy społeczne, bogactwo, bieda i uczucia już nie raz przeplatały się w wielu romansach. Dlatego, gdy tylko przeczytałam opis tej powieści, pomyślałam, że może być intrygująco. Zwłaszcza gdy główni bohaterowie się nie znoszą i zostają niemalże odcięci od świata na dłuższy czas. Cameron to dwudziestodwulatka, która właśnie kończy studia, ale wiele jej uczelnianych planów może pokrzyżować nowa sytuacja na świecie, a dokładniej pandemia. Teraz pozostaje jej zdalna nauka online i postanawia spędzić czas lockdownu w górskiej willi, która należy do jej rodziny. Problem jednak w tym, że w tym samym czasie na ten sam pomysł wpada też Eliajah, którego ona nie znosi od dłuższego czasu. Cameron to bohaterka, która mnie nie kupiła. Dziedziczka modowego imperium, choć jest bardzo ambitna, doskonale się uczy, to kompletnie nie odnajduje się w codzienności. Ktoś mógłby powiedzieć, że to normalne dla ,,bogaczy", ale zachowanie Cameron bardzo mnie denerwowało. Próbowała robić jakieś podchody do Elijah, a po chwili już sama nie wiedziała, czego chce; czasami naprawdę działała mi na nerwy. Miałam wrażenie, że nawet na uczelni chce być najlepsza, ale tylko dlatego, by utrzeć komuś nosa, nie dla samej siebie. Natomiast Elijah to chłopak z niemalże anielską cierpliwością. Mógłby wykorzystać tyle sytuacji, w których Cameron mu się odrzucała, a jednak się opanowywał. Poza tym jest dobrym kucharzem, ma pojęcie o życiu, radzi sobie w życiu, choć miejscami miałam wrażenie, że nadal gdzieś przebija się u niego ta beztroskość. Nie podobał mi się za to w nim sposób odzywania się do Cameron - te jego słówka, typu ,,mała", ciągle żarty wywoływały we mnie niesmak. Wiem, że być może chciał działać Cameron na nerwy, ale zupełnie tego się nie czuje, gdy wypowiada te swoje ,,odzywki". Na pewno chemia pomiędzy bohaterami jest, ale niknie pod naporem nicości wydarzeń. Autorki wplątują tu także bohaterów pobocznych, tak jak brata Cameron i jej przyjaciółkę, których historię poznamy zapewne w kolejnej części tej serii.

Nie będę ukrywać, że opis na okładce w pierwszej chwili wywołał we mnie doprawdy dziwne uczucie. Jest on tak podszyty lękiem, że praktycznie zniechęca do lektury. Mimo wszystko nie da się ukryć, że choć relacja głównych bohaterów rozwija się całkiem poprawnie, to po pewnym czasie byłam nią już znużona. A gdy dodać do tego nieustanne, co kilka kartek niepokoje bohaterów wywołane sytuacją na świecie, wywołuje to w pewnych momentach uczucie odrzucenia. Sam pomysł na to, by wplątać aktualną sytuację na świcie do powieści, a właściwie nowej serii tych autorek jest moim zdaniem bardzo dobry, bo w końcu w takiej codzienności żyjemy, więc czemu nie przenieść jej na papier, ale tutaj autorki za bardzo podążyły tym tropem. Czasami miałam już przesyt tego, że jakiś bohater wspomina o sytuacji na świcie. Wracając jednak do relacji między głównymi bohaterami, na pewno na uwagę zasługuje to, że autorkom udało się dobrze wykreować chemię między głównymi bohaterami. Jednak gdyby działo się tu więcej, wtedy sama książka i relacja bohaterów byłaby o wiele lepsza. A tak niestety, dostaliśmy to, co dostaliśmy. To, jak akcja dosłownie wlecze się w tej książce, doprowadzało mnie do szału. Miałam wrażenie, że bohaterowie bawią się w kotka i myszkę, nie wiedzą, co mają zrobić z sytuacją, w której się znaleźli, robią do siebie podchody, a później się wycofują. I to nie tak, że ja nie rozumiem idei autorek - zabawa w kotka i myszkę zawsze jest pociągająca w każdym romansie i wprowadza taki element zaciekawienia, ale tu tylko sprawia, że czytelnik jeszcze bardziej się frustruje. Nie ma w tej książce czegoś ożywczego, czegoś nowego, czegoś, dla czego mogłabym kiedyś do niej wrócić. Przeczytałam tę książkę i tyle. Być może to wina tego, że akcja dzieje się tylko w jednym miejscu i główni bohaterowie są ze sobą zamknięci, ale co najmniej na palcach jednej ręki mogę wymienić pozycje, gdzie akcja również dzieje się w jednym pomieszczeniu, ale pomiędzy bohaterami aż kipi od emocji i dzieje się naprawdę wiele. Sam styl pisania autorek również nie przypadł mi do gustu. W serii o braciach Bishop jest on lekki, natomiast tutaj wydaje się być wymuszony, jakby autorki chciały nieco go uelastycznić. Wiem jednak, że znajdą się tacy czytelnicy, dla których będzie on naprawdę przystępny.

,,Tylko nie on" to historia, która niemalże mnie zanudziła. Brakowało mi w niej akcji, emocji i przemyślanej fabuły. Autorki miały naprawdę dobry pomysł, który mogły obrócić w naprawdę dobry romans, a w zamian zaoferowały nam historię, która wcale mnie do siebie nie przekonuje. Główni bohaterowie cały czas bawią się ze sobą w kotka i myszkę i tak naprawdę sami nie wiedzą, czego chcą. Opis i okładka również nie pomaga tej powieści, a gdy dodamy do tego raczej średni styl pisania autorek, otrzymamy powieść, której niestety nie mogę Wam polecić. Męczyłam się z tą książką niemal tydzień i jestem nią bardzo rozczarowana. Liczyłam zdecydowanie na więcej.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/kennedy-fox-tylko-nie-on-recenzja.html

Pandemia koronawirusa zaskoczyła nas w 2020 roku i ma wpływ na cały świat. Prawie półtora roku temu nie wiedzieliśmy, z czym się tak naprawdę wiązała, a w wielu krajach zapanował chaos. Brakowało podstawowego wyposażenia służby zdrowia, a koronawirus nadal znajduje się w fazie badań. Nie dziwi więc, że pandemia ma też wpływ na literaturę. Choć dotychczas nie spotkałam się z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Internet jest dla nas dobrem, które stało się codziennością. Codziennie przeglądamy różne strony. Codziennie dzięki niemu dowiadujemy się o czymś nowym na świecie. I też codziennie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie niebezpieczeństwa się z nim wiążą. Debiutancka powieść ukrywającej się pod pseudonimem Lara Kos agentki gwiazd miała pokazać nam, że internet ma także tą drugą, mroczną stronę, o której zwykły użytkownik nie ma pojęcia. Obiecujące połączenie z romansem miało sprawić, że nie zabraknie emocji, a intrygująca okładka przyciągnąć wzrok. Cóż jednak z tego, skoro za kuszącą okładką kryje się historia tak niewyobrażalna i tak dziwna, że aż nie chce się w nią wierzyć? Cóż, oszczędzę Wam tego zawodu - nie musicie czytać tej książki. Wszystko, co w niej ważne, zawarto w jej opisie.

Mieszkająca w stolicy Sandra po rozstaniu z chłopakiem rzuca się w ramiona przystojnego właściciela koncernu farmaceutycznego, który okazuje się być kochankiem idealnym. Otoczona luksusem nie wie, że znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie.

Nasza główna bohaterka, czyli Sandra to dziewczyna, która przybyła do Warszawy, by studiować malarstwo, ale niestety, po kilku latach czuje, że znalazła się w martwym punkcie. Pracowała w kilku firmach, jednak teraz znowu jest bez pracy, aż w końcu dzięki przyjaciółce otrzymuje intratne zlecenie wykonania makijażu. Ma być wizażystką przy sesji zdjęciowej. Oczywiście (jak możecie przypuszczać), Sandra przyjmuje propozycję i tak zaczyna się cała ta historia, w której nic nie jest takie, jakim na początku się wydaje. Sandra to taki typ bohaterki, którego naprawdę nie lubię. Zrywa z chłopakiem, ponieważ jest niezadowolona ze swojego życia seksualnego. Na dodatek nie wie, co ma ze sobą zrobić. Ciągle buja w obłokach. Przez pół książki zastanawia się, czy to dobrze, że zostawiła byłego chłopaka, unosi się dumą, gdy ktoś oferuje jej pomoc, aż w końcu pod sam koniec nieco przejrzała na oczy. Oczywiście nie można zapomnieć także o tym, że ktoś ją chyba musi prowadzić za rączkę. Miałam wrażenie, że za każdym razem podejmowała decyzję, zanim się nad nią zastanowiła. Rzecz jasna zna wszystkich w warszawce, pije z przyjaciółkami, chodzi po klubach, a narzeka na brak pieniędzy i zleceń. Nie wspomnę także o tym, że omamiona blichtrem i luksusem zachowuje się jak pusta lalka. Zostawiając naszą główną bohaterkę, oczywiście muszę wspomnieć także o naszym tajemniczym prezesie koncernu farmaceutycznego, czyli Torze Maleducado. Jak na jego nazwisko przystało, rzeczywiście jest nieuprzejmy, opryskliwy i władczy. Nie znosi sprzeciwu i od pierwszej chwili czytelnik czuje do niego niechęć. Rzecz jasna, Tor wcale nie jest taki kryształowy, nazywany jest królem darknetu i nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, jaki jest w rzeczywistości. I tu chyba nie będę się zbytnio rozpisywała - ten bohater, to właściwie antybohater. Nie brakuje tu też kilku pobocznych bohaterów, w tym Krystiana, czyli ex naszej głównej bohaterki i jej przyjaciółek, które w rzeczywistości mało wnoszą do tej całej historii.

Chciałabym napisać wiele dobrego o tej powieści, ale niestety nie mogę. Mimo wszystko może zacznę od jej plusów, choć jest ich niewiele. Język autorki jest lekki i sama się dziwię, jak tak szybko udało mi się przeczytać tę powieść. Podobało mi się to, że autorka nie poszła utartym schematem, pod sam koniec książki zastosowała duży zwrot akcji, który sprawił, że ta książka miała w sobie jakikolwiek element zaskoczenia, choć również nie robi on aż takiego wrażenia na czytelniku wymęczonym tą książką. I na tym te plusy się kończą. Tak jak napisałam we wstępie, opis tej książki praktycznie nam ją streszcza. Jakakolwiek akcja w tej powieści istnieje tylko na początku i na końcu. Niemal jej większość stanowią sceny erotyczne wymieszane z opisami kolejnych domów Tora i wycieczek. W pewnym momencie miałam ich już tak dość, że chciałam wyrzucić gdzieś tę książkę i o niej jak najszybciej zapomnieć. Prawdę mówiąc, liczyłam na to, że autorka pociągnie ten wątek darknetu, że będzie on stanowił jakąś oś fabularną w tej historii, ale niestety znikł on pod naporem kolejnych erotycznych scen i infantylności Sandry. Ta historia naprawdę mogłaby mieć jakieś przesłanie, ale tutaj nie ma się co go doszukiwać. Po prostu to jedna z tych historii, które pod naporem głupoty i absurdalności akcji po prostu są złe. Sandra zachowywała się jak wygłodzona seksualnie kobieta, dla której seks jest najważniejszy. A gdy przy okazji dostanie ubrania od znanych projektantów, będzie już wniebowzięta i kupiona całkowicie. Sama zagadka z Torem i tym, kim tak naprawdę jest, również rozwiązała się zbyt lekko, wszystko zostało nam podane niemalże na tacy. Końcówka tej powieści sugeruje, że powstanie kolejna część i prawdę mówiąc, już nawet nie chcę wiedzieć, co autorka wymyśli, by jeszcze bardziej mnie zadziwić.

,,Niebezpieczna transakcja" to powieść absurdalna i wypełniona infantylizmem głównej bohaterki. Nie lubię źle pisać o książkach, ale w tym przypadku ciężko mi napisać naprawdę pozytywną opinię. Lara Kos nie ma tą książką praktycznie nic do zaoferowania czytelnikowi, oprócz wypełniających niemal jej połowę scen seksu i absurdalnej momentami fabuły. Gdy dodamy do tego fakt, że główna bohaterka i jej przyjaciółki są naprawdę irytujące mamy już pełen obraz tej historii. Dlatego też nie mogę Wam jej polecić. Miałam nadzieję na naprawdę dobry romans z motywem darknetu, może nawet darkromans. Szkoda, że na nadziejach się skończyło.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/lara-kos-niebezpieczna-transakcja.html

Internet jest dla nas dobrem, które stało się codziennością. Codziennie przeglądamy różne strony. Codziennie dzięki niemu dowiadujemy się o czymś nowym na świecie. I też codziennie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie niebezpieczeństwa się z nim wiążą. Debiutancka powieść ukrywającej się pod pseudonimem Lara Kos agentki gwiazd miała pokazać nam, że internet ma także tą...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Niedoskonały Małgorzata Falkowska, Ewelina Nawara
Ocena 7,3
Niedoskonały Małgorzata Falkowsk...

Na półkach:

Wszyscy, a właściwie większość z nas lubi bajki. Uwielbiamy chwile, gdy ich bohaterowie się zmieniają, zostają wynagrodzeni za swoją dobroć, czy też znajdują w swoim życiu szczęście. Podobnie jest z powieściami. Gdy w lutym w ręce czytelników trafiła książka ,,Nieosiągalny", doskonale wiedziałam, na czym polegał jej zamysł. Nikt przecież nie będzie się kłócił o to, że takich adaptacji nie czytamy dla czystej rozrywki, bo w rzeczywistości tak jest. Poprzednia część i zarazem debiut współautorski Nawary i Falkowskiej to było nic innego niż guilty pleasure w czystej postaci. Tym razem autorki oddają w nasze ręce powieść ,,Niedoskonały", która nawiązuje do baśni ,,Piękna i Bestia". I cóż, kolrjna część to także guilty pleasure w czystej postaci, choć nadal kłują w oczy te błędy, które autorki popełniły w swojej poprzedniej powieści.

Po tym, jak Simon ratuje Olimpię, nie umie się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Pokryty bliznami traci wiarę w siebie i stawia wokół siebie mur. Tymczasem Majka postanawia poszukać szczęścia w królestwie swojej przyjaciółki i przeprowadzić się do Martagonu, jednak z każdym dniem coraz trudniej jest jej się w nim odnaleźć. Postanawia wyciągnąć pomocną dłoń do przyjaciela Williama, a wzajemna fascynacja i napięcie sprawia, że ich relacja jeszcze bardziej się skomplikuje.

Gdy tylko przeczytałam końcówkę historii Olimpii i Willa od razu wiedziałam, że coś się święci pomiędzy ich przyjaciółmi i rzecz jasna przeczucie mnie nie myliło. Majka to przyjaciółka Olimpii, której życie mocno się pokomplikowało. Chłopak, którego kochała, zdradził ją na oczach wszystkich, a ona sama nie wie, co ma zrobić ze swoim życiem. Postanawia więc skorzystać z okazji i podążyć śladem przyjaciółki wierząc, że Martagon stanie się jej drugim domem. Wydaje się, że Majka to naprawdę dobra dziewczyna, która jest odważna, ale i porywcza, czasami najpierw mówi, albo coś robi, zanim pomyśli. Jednak mam z tą postacią kilka problemów. Przede wszystkim niemal przez całą książkę zakładała, że Simon chce ją tylko wykorzystać; zabawić się i pójść dalej. Chłopak wyznaje jej uczucia, staje niemalże na głowie, a ona jak grochem o ścianę. Zaczęło mnie to później już tak irytować, że miałam wrażenie, że ta bohaterka nie da sobie niczego przetłumaczyć. Oczywiście rozumiem, jaką opinię miał Simon, święty nie był, ale miałam wrażenie, że Majka tak naprawdę sama nie wiedziała, czego chce. Dlaczego nie potrafiła mu zaufać, skoro chłopak dwoił się dla niej i troił? Może nawet gdzieś w głowie zapaliła mi się lampka, że Majka jest po trosze egocentryczką. Oczywiście nie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale były w niej cechy, które naprawdę mnie denerwowały. Simon natomiast pokazał się tu z dobrej strony. Oczywiście załamał się po tym, jak w wyniku wydarzeń z poprzedniej części jego ciało zostało pokryte bliznami. Naprawdę kibicowałam mu i miałam nadzieję, że się podniesie i na nowo odzyska siły. Wróci do chwil sprzed wypadku. Podobało mi się w nim to, jak troszczył się o Majkę, chciał jej niemal przychylić nieba, sprawić, by czuła się szczęśliwa. Zabiegał o nią, walczył, był niemal na każde jej skinienie. W poprzedniej części postrzegałam go jako kobieciarza, ale teraz stał się ... pantoflarzem. Niemniej jednak na pewno miał dużo plusów, dało się zauważyć, że stara się zmienić dla Majki, że gotów jest poświęcić siebie i postawić wszystko na jedną kartę. Oczywiście nie brakuje w tej powieści również bohaterów znanych z poprzedniej części, czyli przede wszystkim Olimpii i Williama. Śledzimy ich dalsze losy, choć oczywiście cała akcja skupia się tu na Majce i Simonie. Rzecz jasna, poznajemy bliżej też samą Majkę, jej rodzinę, sytuację życiową. Jednak najbardziej cieszyło mnie wplątanie tu Masona, który czasami nawet mnie rozbawiał. Czuję, że ten niepozorny pracownik królewskiej ochrony może sporo namieszać w kolejnej części.

Autorkom nie brakuje lekkiego pióra. Całą książkę czyta się bardzo szybko, głównie tez chyba z powodu krótkich rozdziałów. ,,Niedoskonały" to - podobnie jak poprzednia część - lekka opowieść, ale nie brakuje tu też dużej nuty dramatu. Autorki wplotły w tę powieść problem niepłodności i adopcji. Mam nawet wrażenie, że pod tym względem jest to powieść nieco cięższa niż debiut współautorki Nawary i Falkowskiej. Ta część jest też zdecydowanie mniej oderwana od rzeczywistości. Historia Olimpii i Willa była raczej mało realna, natomiast tutaj ma się wrażenie, że wszystko jakoś się skleja. Podświadomie czułam, że to normalna historia, taka zwyczajna, dało się w nią uwierzyć, w porównaniu do ,,Nieosiągalny", która była z kolei bajeczką, przyciągającą nas do siebie obietnicą oderwania się od rzeczywistości. To wcale nie jest też tak, że historia Majki i Simona jest lepsza. Mam wrażenie, że obie części mają podobny poziom, ale tutaj jakoś wszystko lepiej się spajało, było wiarygodniejsze. Wracając do naszych bohaterów i samej fabuły, to niestety - tu nieco się zawiodłam. Choć tak jak wspominałam, książkę czytało mi się naprawdę szybko, to nie mogę nie napisać, że po prostu irytowało mnie zachowanie bohaterów, a szczególnie Majki. Przez całą książkę wmawiała sobie, że Simon chce się z nią tylko zabawić, że to nie facet do poważnego związku, ale nie zauważała jego starań o nią. Cały czas brnęła w jedno jak katarynka. Zdaję sobie sprawę, że autorki musiały jakoś przedłużyć akcję, ale jak dla mnie tutaj już za bardzo nie miały pomysłu na to, jak sprawić, by ci bohaterowie byli razem, a jednocześnie by nie kończyć tak szybko książki. Miałam wrażenie, że sama relacja pomiędzy głównymi bohaterami rozwijała się o wiele za szybko. Przez to w około jednej trzeciej książki całe napięcie runęło i później autorkom ciężko było już to uratować. Szkoda, że pomiędzy bohaterami nie było żadnego zgrzytu, żadnych emocji, co również mi przeszkadzało. Być może gdyby coś takiego autorki wprowadziły do swojej książki, byłaby ona zdecydowanie lepsza i angażująca.

,,Niedoskonały" to powieść, która po raz kolejny wciągnęła mnie do królestwa Martagonu. Czytając ją, bawiłam się przednio, ale nie da się ukryć, że nadal autorkom nie udało się uniknąć błędów, które zauważyłam w poprzedniej części. Niemniej jednak to nadal dobra propozycja na letni wieczór, po prostu guilty pleasure, od którego wymagamy tylko zabawy i lekkości, ale w bonusie autorki oferują nam tu też nieco dramatu i szczyptę królewskiego blichtru. Jestem ciekawa, co w kolejnej części pokażą nam autorki i mam nadzieję, że kolejna część serii będzie o wiele bardziej udana niż dwie poprzednie.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/ewelina-nawara-magorzata-falkowska.html

Wszyscy, a właściwie większość z nas lubi bajki. Uwielbiamy chwile, gdy ich bohaterowie się zmieniają, zostają wynagrodzeni za swoją dobroć, czy też znajdują w swoim życiu szczęście. Podobnie jest z powieściami. Gdy w lutym w ręce czytelników trafiła książka ,,Nieosiągalny", doskonale wiedziałam, na czym polegał jej zamysł. Nikt przecież nie będzie się kłócił o to, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówi się, że człowiek zdolny jest do wszystkiego, byleby przetrwać, a Bella Di Corte postanowiła udowodnić to w ,,Lupo", czyli swojej powieści, gdzie wielkie bogactwo przeplata się ze skrajną biedą. O tej amerykańskiej autorce słyszałam już całkiem sporo, ale nadal nie mogliśmy przeczytać w Polsce żadnej z jej historii. Dopiero teraz za sprawą cyklu Gangsterzy Nowego Jorku miałam okazję sprawdzić jej pióro. Historia Capo i Mariposy wcale nie jest krótka - ma ponad czterysta stron, ale uwierzcie mi - dzieje się tu całkiem sporo, choć nie wiem, czy to ma aż tak duże znaczenie, biorąc pod uwagę fakt, że cała ta książka powiązana jest z innymi seriami tej autorki.

Skrajna bieda i radzenie sobie z trudnymi przeciwnościami losu - oto codzienność Mariposy Flores, która po raz kolejny ląduje na ulicy po tym, jak straciła pracę. Gdy współlokatorka jej przyjaciółki ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, Mariposa znajduje w jej pokoju tajemnicze zaproszenie i elegancką sukienkę. Nie mając nic do stracenia, postanawia skorzystać z okazji i wyruszyć do miejsca, które znajduje się na zaproszeniu. To wydarzenie stanie się początkiem jej nowego życia i całkowicie odmieni jej życie.

Już od pierwszych stron czujemy tajemnicę i podświadomie wiemy, że wszystko w tej powieści nie jest takim, jakim na początku się wydaje. Poznajemy więc Mariposę, dziewczynę o nieco nietypowym imieniu, która musi mierzyć się z trudami codziennego życia. W dzieciństwie straciła rodzinę, później przybranych rodziców. Jedyną osobą, do której może się zwrócić o pomoc, jest jej przyjaciółka. Gdy wszystko zaczyna się w jej życiu po raz kolejny walić, a ona trafia niemalże na ulicę, postanawia skorzystać z okazji i pojechać do klubu, do którego miała wybrać się współlokatorka jej przyjaciółki, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak oto jej życie przybiera nowe barwy, a ona dostaje propozycję niemal nie do odrzucenia. Chyba ciężko mi jednoznacznie oceniać główną bohaterkę. Z jednej strony zna ona smak skrajnej biedy, codziennie marzyła o tym, by się z niej wyrwać, by w końcu nie musieć martwić się o swoje życie i oddychać pełną piersią. Dlatego też, gdy dostaje propozycję małżeństwa od Capo - tajemniczego mężczyzny, który postanawia zawrzeć z nią pewnego rodzaju układ, a w zamian oferuje wszystko, czego tylko dusza zapragnie, nie dziwi, że ją przyjęła, choć niektórzy mogliby nawet powiedzieć, że jest wyrachowana. Podobało mi się w niej to, że dążyła do wyznaczonego przez siebie celu, była pracowita, zdolna i oddana Capo. Zrobiłaby dla niego wszystko, choć czasami czułam, że była naiwna. Warto też powiedzieć, że Mari to bohaterka, od której wiele możemy się nauczyć. Twardo stąpa po ziemi, doskonale wie, że w świecie niczego nie dostajemy za darmo, a na wszystko musimy sobie zapracować, choć tak jak wspomniałam, pozwala sobie na odrobinę naiwności. Jej odwaga i mądrość życiowa, chęć niezawdzięczania nikomu niczego, tylko wszystkiego samej sobie jest naprawdę godna podziwu. Natomiast co do Capo, to czuć w jego postaci aurę takiej tajemniczości; jest bezwzględny, ma serce skute lodem, ważniejsza jest dla niego lojalność niż słowa, dlatego postanawia ożenić się bez uczuć. Chce to zrobić dla dziadka, który chce, by jego wnuk w końcu się ustatkował. Choć mogłoby się wydawać, że to bohater nieprzystępny, a wręcz lodowaty, to tak naprawdę rzadko to zauważamy w tej książce. Co ważne, Mac nie zmienia się ot tak. Nawet pod sam koniec książki nadal ma w sobie tę aurę władczości, ale widać, że Mariposa to dla niego ktoś więcej i jest w stanie zrobić dla niej wszystko. Choć różnica wieku pomiędzy bohaterami wynosi prawie dwadzieścia lat, to czuć pomiędzy nimi niezwykłą chemię. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że taka różnica wieku aż tak zadziała, jednak wcale nie odczuwało się jej pomiędzy bohaterami. Mariposa i Mac uzupełniają się, są intrygujący, różni od siebie, a zarazem tak do siebie podobni. Ciężko to nazwać słowami, ale czuć pomiędzy nimi taką specyficzną magię, że bez mrugnięcia okiem uwierzyłam w ich relację i im kibicowałam. Ta niekiedy naiwność i twarde stąpanie po ziemi Mariposy i władczość, zrażenie do świata Capo idealnie ze sobą współgrały i pokazywały nie tylko odmienność ich poglądów na świat, ale i uzupełnianie się bohaterów. Nie brakuje tu też naprawdę sporej ilości bohaterów pobocznych, którzy niekiedy sporo mieszają w życiu bohaterów.

I właśnie mówiąc o tej ilości bohaterów, nie sposób nie wspomnieć o tym, że jest ich naprawdę za dużo. O wiele za dużo. Problem jednak nie jest w tej powieści, tylko w tym, że choć należy ona do całkiem innej serii, to jest oparta o innych książkach z tego ,,uniwersum". Ci, którzy czytali chociażby książki Cory Reilly doskonale wiedzą, że w jej przypadku różne serie się ze sobą przeplatają, przez co w niektórych sytuacjach nowym czytelnikom trudno jest się połapać w wydarzeniach, albo przeszłych wydarzeniach, które zostały opisane w powieściach z nowej serii, ale miały miejsce w książkach należących do.innej serii W przypadku książek Belli Di Corte jest podobnie. Nawet sama autorka zaznacza to już we wstępie. Naprawdę żałuję, że wydawnictwo nie zdecydowało się na wydanie pierwszych książek tej autorki. Przez to, miałam wrażenie, że w ,,Lupo" nieustannie coś mi umyka, że o czymś nie wiem, że niektórych sytuacji nie rozumiem. Nie rozumiałam również niektórych powiązań między bohaterami. Czytanie tej książki było dla mnie jak skok na głęboką wodę. Sama do końca nie wiedziałam, jak to wszystko ze sobą łączyć. Dopiero w jej połowie zaczęłam mniej więcej wszystko wstępnie rozumieć, ale nadal czułam takie zdezorientowanie. Niemniej jednak odnosząc się do samego stylu autorki, nie sposób nie wspomnieć o tym, że autorka ma lekkie pióro, książkę czytało się szybko, choć czasem dziwiła mnie ilość przypadków w tej historii. Również sam epilog powieści, choć jest całkiem dobry, to moim zdaniem naprawdę dziwny. Warto tu też wspomnieć o tym, że w całej tej historii wiele się dzieje, nie ma tak naprawdę czasu na nudę i odpoczynek, a autorce udało się utrzymać efekt mroczności i tajemnicy niemalże od samego początku do samego końca.

,,Lupo" to historia, na którą moim zdaniem warto zwrócić uwagę, gdy szukacie całkiem dobrej mafijnej historii z aranżowanym małżeństwem i gangsterskimi porachunkami w tle. Nie brakuje tu akcji, ciekawych zabiegów autorki i dobrze wykreowanych głównych bohaterów, którym będzie z pewnością kibicował każdy czytelnik tej powieści. Co prawda minusem jest to, że ta książka należy do ,,uniwersum" wykreowanego przez autorkę, przez co nie znając poprzednich części, ciężko nam niekiedy połapać się w akcji i powiązaniach między bohaterami. Niemniej jednak to całkiem dobra propozycja na letni wieczór i jestem pewna, że sięgając po nią, nie powinniście się czuć zbytnio zawiedzeni, bowiem chemia pomiędzy bohaterami wynagradza w tej powieści naprawdę wiele. Ja jestem ciekawa kolejnych części tej serii i mam nadzieję, że wydawnictwo postanowi wydać także inne serie tej autorki, by polscy czytelnicy mogli poznać cały wykreowany przez autorkę świat.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/bella-di-corte-lupo-recenzja.html

Mówi się, że człowiek zdolny jest do wszystkiego, byleby przetrwać, a Bella Di Corte postanowiła udowodnić to w ,,Lupo", czyli swojej powieści, gdzie wielkie bogactwo przeplata się ze skrajną biedą. O tej amerykańskiej autorce słyszałam już całkiem sporo, ale nadal nie mogliśmy przeczytać w Polsce żadnej z jej historii. Dopiero teraz za sprawą cyklu Gangsterzy Nowego Jorku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat gangsterów i mafii na dobre zadomowił się nie tylko w literaturze romansu światowego, ale także i tego polskiego. Co jakiś czas w nasze ręce trafiają powieści traktujące o świecie mafii, który z pewnością jest niebezpieczny, a zarazem pełen uczuć i emocji. To chyba ta nutka sensacji sprawia, że sięgam po te historie i nie ukrywam, że gdy przeczytałam opis debiutanckiej powieści Marty Zbirowskiej poczułam podświadomie klimat książek Cory Reilly, która jest dla mnie mistrzynią tego gatunku. Nie dziw więc, że postanowiłam sprawdzić, co ma nam do zaoferowania rodzima autorka. I cóż, po lekturze mogę powiedzieć, że raczej nic ciekawego.

Gdy Matteo - syn bezwzględnego capo Nowego Jorku - ratuje Biancę z domu publicznego nie spodziewa się, że dziewczyna okaże się być osobą o tak tajemniczej przeszłości. Wkrótce na jaw wychodzi, że dziewczyna jest zaginioną córką bosa bostońskiej mafii. W zamian za uratowanie jej życia, Matteo otrzymuje jej rękę. Tylko że Bianca nie zamierza pogodzić się z decyzją ojca i postanawia zrobić wszystko, by do ślubu nie doszło.

Czytając opis tej historii, miałam duże skojarzenia z innymi powieściami należącymi do romansów mafijnych. Główna bohaterka, czyli Bianca, to dziewczyna, która przez kilka lat żyła w domu publicznym. Nie wie nic o świecie, do którego tak naprawdę przynależy. Po tym, jak straciła pamięć, przypomina sobie jedynie skrawki dawnego życia. Wszystko się zmienia, gdy do domu publicznego wkracza Matteo - syn bosa nowojorskiej mafii, któremu od razu w oko wpada młoda dziewczyna. Wkrótce na jaw wychodzą rodzinne sekrety, a Bianca będzie musiała odnaleźć się w świecie, o którym do tej pory nie miała pojęcia. Od początku Bianca wzbudzała we mnie sympatię. Wydawała mi się zagubioną dziewczyną, która wkroczyła do nowego świata i nie chce żyć pod dyktando innych. Była buntownicza, chciała uciec. Jednak z czasem zaczęła mnie irytować, a jej zachowanie mnie drażniło. Owszem, rozumiałam to, że była jeszcze młoda, ledwie co osiągnęła pełnoletność, ale mam wrażenie, że autorka nie do końca przemyślała to, w jaki sposób poprowadzić tę postać. Na początku jej zachowanie nie było irytujące, raczej dało się jej współczuć, kibicowało, a później wszystkie te uczucia pękły jak bańka mydlana pod naporem jej niezbyt przemyślanych decyzji. Z czasem miałam wrażenie, że Bianca to infantylna dziewczyna, która, choć się buntuje, to w głębi duszy jest zadowolona z obrotu spraw. Co do Matteo, to od początku go nie polubiłam. Jego zachowanie, sposób bycia, władczość tak mnie irytowały, że co jakiś czas łapałam się za głowę i zastanawiałam ,,Ile jeszcze?". Z jednej strony widać było, że Bianca nie jest mu obojętna, że chce się o nią troszczyć, a z drugiej traktował ją gorzej niż niejednego wroga i własność, dodatek, który nie ma własnego zdania. On z kolei był jedynym panem i władcą, który nie przyjmował sprzeciwu i nie miał zamiaru się nikogo słuchać. Poniekąd miałam wrażenie, że jest po prostu chory psychicznie - i to wcale nie są wyssane z palca podejrzenia. Być może to pokrętna logika mafiozo? Sama nie wiem, ale jak dla mnie to, że zabija się niewinnych ludzi za to jedynie, że ich córka była morderczynią i tłumaczyć sobie to tak, że zabija ich, ,,ponieważ sprowadzili na świat morderczynię i nie zasługują na życie" jest tak głupie i doprawdy psychiczne, że już sama nie wiem, co tu powiedzieć. A takich przykładów pokrętnej logiki Matteo mogłabym mnożyć i mnożyć. W powieści nie brakuje także wielu postaci drugoplanowych, jak ojca Biancy - Alessandro Esposito; członków rodziny Castelli, czy też służby.

Powieść nie jest długa. Ma niewiele ponad dwieście pięćdziesiąt stron i czyta się ją całkiem szybko, z uwagi na to, że autorka szczędzi czytelnikom przydługich opisów i nie daje się nam nudzić. Cały czas coś się działo, a akcja nieustannie parła do przodu, co jest zdecydowanym plusem tej historii. Jednak było w stylu pisania autorki coś, co nieustannie mnie irytowało - z pewnością najbardziej nadużywanym sformułowaniem było ,,Moja kobieta". Gdybym miała je liczyć, to chyba uzbierałoby się ich naprawdę sporo. Miałam wrażenie, że Matteo nie może nic powiedzieć o Biance, czy nawet pomyśleć bez tego sformułowania. Po jakimś czasie zaczęło mnie to już tak irytować, że chyba przekręcałam oczami, gdy tylko na nie natrafiłam. Rozumiem, że autorka chciała tu pokazać może zaborczość głównego bohatera, ale to, co tu się wydarzyło, to już kuriozum. Poza tym, o ile Bianca wydaje się w pewnych momentach intrygująca, tak Matteo zupełnie mnie do siebie nie przekonał. Owszem, wiem, że to historia mafijna, wiem też, że za autorki za bardzo ugrzeczniają mafijne romanse, ale tak jak napisałam wyżej, Matteo to po prostu psychol z zaburzonym poczuciem własności, wyższości i nieprzejednania. Kompletnie mnie od niego odrzucało i czytałam tę powieść jedynie dla całej akcji i tego, by dowiedzieć się, jak zakończy się ta historia. Gdyby nie to, przez to napiętrzenie się irytujących elementów zostawiłabym ją pewnie gdzieś w połowie.

,,Matteo" to kolejny romans z wątkiem mafijnym, jednak jak dla mnie nie do końca udany. Choć w książce wiele się działo, autorka nie dała nam chwili na nudę, a samo pióro Marty Zbirowskiej jest bardzo lekkie, to irytowało mnie zachowanie Matteo i sama stylistyka oraz brak dopracowania tej historii. Gdyby nie to, uważam, że to mogłabym być nawet ciekawa propozycja na bardzo lekką letnią lekturę. Mam jednak nadzieję, że autorce uda się dopracować warsztat literacki, a jej kolejne powieści będą już zdecydowanie lepsze.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/marta-zbirowska-matteo-recenzja.html

Świat gangsterów i mafii na dobre zadomowił się nie tylko w literaturze romansu światowego, ale także i tego polskiego. Co jakiś czas w nasze ręce trafiają powieści traktujące o świecie mafii, który z pewnością jest niebezpieczny, a zarazem pełen uczuć i emocji. To chyba ta nutka sensacji sprawia, że sięgam po te historie i nie ukrywam, że gdy przeczytałam opis...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(...) prawdziwa miłość się nie poddaje i nie odpuszcza."

Piękna, prosta okładka, tytuł nawiązujący (najprawdopodobniej) do piosenki Pezeta i historia uczucia, które przetrwało dwadzieścia lat. Oto w wielkim skrócie najnowsza powieść Dilerki Emocji. Po ponad dziesięciu latach od napisania pierwszych rozdziałów, ,,Gdyby miało nie być jutra" w końcu trafiło w ręce czytelników, a my możemy zapoznać się z historią Mileny i Igora. Dwójki ludzi, których drogi spotkały się po dwudziestu latach. Osób, które na nowo będą musiały zrobić wszystko, by tę miłość ocalić.

Po tym, jak Milena bez słowa wyjechała z Wałbrzycha, jej ukochany Igor postanowił zrobić wszystko by o niej zapomnieć. Dwadzieścia lat później kobieta wraca do rodzinnego miasta w glorii gwiazdy filmowej i postanawia zrobić wszystko, by wyjaśnić trudne wydarzenia z przeszłości. Ani ona, ani Igor nie wiedzą, że ich ponowne spotkanie doprowadzi do czegoś nowego w ich życiu.

Wydawałoby się, że główni bohaterowie będą wykreowani raczej stereotypowo. W końcu ona jest aktorką, wielką gwiazdą, ulubienicą telewizji. Igor to z kolei biznesmen, powiązany nieco z przestępczym światem, z którym liczą się niemalże wszyscy w Wałbrzychu. Okazuje się jednak, że autorka poszła nieco innym tropem. Milena to kobieta, która została w przeszłości bardzo skrzywdzona. Trudne dzieciństwo, matka alkoholiczka i jedno wydarzenie z przeszłości sprawiły, że postanowiła spalić za sobą wszystkie mosty i zawalczyć o siebie. Tak oto po dwóch dekadach powraca do swojego rodzinnego miasta, by rozliczyć się z przeszłością, w tym ze swoim byłym chłopakiem, do którego jej uczucia wbrew jej pragnieniom wcale nie wygasły. Milena choć mogłoby się wydawać, że będzie skonstruowana nieco inaczej, tak naprawdę jest osobą, która nie wywyższa się, jest skromna, stara się nikomu nie wchodzić w drogę. Aż dziw, że nie zjadł jej świat show-biznesu, ale widać, że nadal ma w sobie pokłady dobroci, szczerości i oddania. Jest w stanie dla Igora zrobić wszystko, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że jej uczucia do niego wcale nie zniknęły przez te wszystkie lata rozłąki. Natomiast Igor to mężczyzna, który na początku powieści wydaje się być zimny, nieprzejednany. Jedynie jego najbliższa rodzina ma do niego większy dostęp i to im pokazuje swoją drugą twarz. Na mieście postrzegany jest jako osoba, która ma w garści cały Wałbrzych. Tak naprawdę, to na nim opiera się cała ta powieść, co widać nawet po tym, że (prawie) wszystkie retrospekcje, czy wydarzenia w książce opierają się na tym, co działo się w jego życiu. Autorka większy nacisk kładzie na to, co aktualnie robi, jak przebiegają jego interesy; natomiast w przypadku Mileny otrzymujemy szczątkowe informacje i o wiele mniej scen z nią i tym, co dzieje się w jej życiu. Jednak wracając do wykreowania bohaterów, to przyznam, że brakowało mi w Milenie nieco zadziorności. Spodziewałam się, że autorka spróbuje nam tu pokazać kobietę z werwą, natomiast Milena w niektórych momentach była nijaka. Odniosłam wrażenie, że autorka chciała dodać do tej bohaterki czegoś więcej, ale po czasie jednak z tego zrezygnowała, co według mnie raczej było nie do końca dobrym posunięciem. Z kolei Igor, choć postrzegany może być na pierwszy rzut oka jako osoba bezwzględna, to już po kilku rozdziałach daje poznać, że to tylko maska i grubą kreską oddziela życie rodzinne od tego biznesowego. Oprócz głównych bohaterów mamy tu także sporo postaci drugoplanowych, jak rodzina Igora, jego znajomi oraz przyjaciele z czasów szkolnych Mileny i Igora i aż żałuję, że autorka nie zdecydowała się na napisanie każdemu z nich swojej własnej historii/

Pióro autorki jest lekkie, a samą książkę czyta się szybko, ale miałam w niej problem ze stylistyką. Autorka często się powtarza. Zaczyna zdania od tych samych słów, co poprzednie i przez to czyta się te fragmenty nieco dziwnie. Również było wiele błędów stylistycznych, które nie zostały wyłapane gdzieś w korekcie. Przyznam, że nieco przyzwyczaiłam się już do wątków gangsterskich w powieściach Lingas-Łoniewskiej, więc i tym razem nie zabrakło tu tego motywu i jest on obecny przez całą książkę. Co ciekawe, dla tych, którzy czytali serię Zakręty losu, ta powieść może być nie lada gratką, ponieważ autorka wplątuje w tę historię Lukasa, czyli jednego z bohaterów tamtej tetralogii. Ale nie da się ukryć, że najważniejsze w tej powieści są uczucia. Choć tak jak wspominałam, brakuje mi tutaj jakiegoś elementu zaskoczenia, a sama relacja między Igorem a Mileną raczej jest ,,stabilna" to sama warstwa uczuć, które łączą bohaterów, jest naprawdę piękna i pod tym względem raczej nie ma się do czego przyczepić. Z książki aż wyziera uczucie, jakim darzą się główni bohaterowie i już na pierwszy rzut oka widać, że Milena i Igor są w sobie do szaleństwa zakochani. Czuć tu, że główni bohaterowie nie mogą bez siebie żyć i nieustannie ciągnie ich do siebie, co jest moim zdaniem chyba jednym z większych atutów tej książki, bowiem niełatwo jest wykreować bohaterów i poprowadzić akcję tak, by czytelnik czuł, że bohaterowie nie są ,,papierowi".

,,Gdyby miało nie być jutra" to historia wielkiej miłości, która nie jest łatwa. Milena i Igor to bohaterowie, którzy pokazują, że wielkie uczucie nawet po latach nie wygasa i tylko od nas zależy, czy wykorzystamy naszą szansę na szczęście. Nie będę ukrywać, że pod względem warstwy uczuciowej autorka zrobiła kawał dobrej roboty. Na kilka godzin przeniosłam się do Wałbrzycha i razem z bohaterami przeżywałam ich historię. I choć moim zdaniem sporo tej powieści brakuje do tego, by być wybitną, to na pewno historia Mileny i Igora zagości gdzieś w moim czytelniczym sercu na dłużej. Jeżeli więc szukacie powieści, przy której będziecie mogli oderwać się nas kilka godzin od codzienności, to powinniście być zadowoleni.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/agnieszka-lingas-oniewska-gdyby-miao.html

(...) prawdziwa miłość się nie poddaje i nie odpuszcza."

Piękna, prosta okładka, tytuł nawiązujący (najprawdopodobniej) do piosenki Pezeta i historia uczucia, które przetrwało dwadzieścia lat. Oto w wielkim skrócie najnowsza powieść Dilerki Emocji. Po ponad dziesięciu latach od napisania pierwszych rozdziałów, ,,Gdyby miało nie być jutra" w końcu trafiło w ręce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Żyj swoim życiem, tak jak pragniesz. Nie tak jak według ciebie wypada."

Są takie autorki, których kariera pisarska po opublikowaniu swojej powieści na platformie Wattpad wystrzela niczym pocisk i jedną z takich autorek jest właśnie Kinga Litkowiec. Autorka w 2019 roku postanowiła podzielić się z innymi własną historią i tak oto mogliśmy poznać ,,Miasto mafii", które wkrótce trafiło na księgarskie półki. Teraz autorka przychodzi ze wznowieniem swojej debiutanckiej powieści, po tym, jak pierwsze wydanie na rynku książek z drugiej ręki osiąga niemalże bajońskie sumy. Ale czy rzeczywiście jest to tak emocjonująca historia? Moim zdaniem zdecydowanie nie.

Gdy Emma postanawia zamieszkać w niewielkim mieście Randall, wszystko wskazuje na to, że w końcu tu odnajdzie spokój i ucieknie od dramatycznych wydarzeń z przeszłości. Niestety, wkrótce do miasta wprowadza się trzech niebezpiecznych mężczyzn, a wszyscy jego mieszkańcy doskonale zdają sobie sprawę, że władzę nad okolicą przejęła mafia. Emma będzie musiała na nowo ułożyć sobie życie. Nie wie tylko, że ktoś już ma względem niej plany i nie zamierza tak łatwo z nich zrezygnować.

Do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z tą powieścią, choć w tamtym roku było o niej głośno, ale gdy w zapowiedziach ujrzałam wznowienie, postanowiłam sprawdzić, w czym tkwi fenomen historii Emmy i Arthura. Tak oto ochoczo wzięłam się do czytania, mając nadzieję na niezapomnianą lekturę. Cóż, niestety bardzo się pomyliłam. Główni bohaterowie pochodzą z dwóch światów. Emma to młoda dziewczyna, która pracuje w barze. Gdy w jej życiu dochodzi do dramatycznych wydarzeń, a jej cudem udaje się przeżyć, postanawia osiedlić się w Randall - miasteczku niedaleko Nowego Jorku. Wydaje się, że w końcu udało się jej na nowo ustabilizować swoje życie. Nie spodziewa się jednak, że wpadła w oko Arthurowi - jednemu z mafijnych bossów, który przejął władzę nad miasteczkiem. Tak oto dziewczyna, choć nieumiejętnie będzie próbowała od niego uciec, co jak możecie przypuszczać się jej nie udaje. Mam duży problem z tą historią. I to już nie na poziomie fabuły, o której powiem nieco później, ale i również bohaterów. Do żadnego z nich nie poczułam sympatii. Emma na początku wydawała mi się dziewczyną, która jest interesująca, ma swoją tajemnicę. Wszystko jednak runęło, gdy już niemalże na pierwszych stronach czytamy o tym, jak to się stroi w najlepsze rzeczy, jakie ma w szafie i specjalnie przechodzi obok willi mafijnych braci. Chyba jedynie po to, by zwrócić ich uwagę(?). Gdzieś od połowy książki miałam wrażenie, że Emma to tylko pusta laleczka, która zrobi wszystko, co każe jej Arthur. Kupuje (oczywiście wraz z przyjaciółką) erotyczne stroje, wszędzie dostosowuje się pod niego, nawet nie zauważając, że nie ma tak naprawdę nic do powiedzenia. Jest niezdecydowana, sama nie wie czego chce i jednocześnie miałam wrażenie, że nie ma swojego zdania. Łatwo da się nią manipulować. Co do Arthura, to również nie wzbudził mojej sympatii. Miejscami traktuje Emmę tak źle, że zastanawiam się, po co aż tak bardzo zależy mu na tym, by dziewczyna przy nim pozostała. Nawet po zakończeniu tej powieści ciężko mi go opisać, bo po prostu od początku do końca stanowi zagadkę, której autorka nie zamierza przed nami odkrywać. Niezmiernie irytowała mnie również Olivia, czyli przyjaciółka Emmy, która była tak płytka, infantylna i naiwna, że każde jej pojawienie się w książce od razu wywoływało u mnie odruch odrzucenia i miałam wielką ochotę pomijać jakiekolwiek sceny z nią. Nie rozumiem, jak można być tak zafascynowanym niebezpiecznym człowiekiem, zmuszać swoją przyjaciółkę do pójścia na imprezę i mieć jeszcze nadzieję na to, że prześpi się z jednym z mafijnych braci(?). Dla mnie to już szczyt idiotyzmu, tym bardziej, że żaden z mafijnych braci nie jest idolem pokroju gwizdy muzycznej czy aktora. Ta bohaterka moim zdaniem została przez autorkę tak źle napisana, że nawet nie wiem, co mam więcej tu dodać. Ethan, czyli brat Arthura również nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Jedynie Lucas był całkiem dobrze poprowadzony, choć tu również moim zdaniem nie ma powodów do zadowolenia, bo mogło być lepiej.

Nie będę słodziła i owijała w bawełnę - Kinga Litkowiec za pomocą swojej powieści pokazała nam niemalże podręcznikowy przykład toksycznej relacji. Choć na pierwszy rzut oka można byłoby stwierdzić, że to opowieść o miłości, to z pewnością nie da się zapomnieć o kilku mankamentach, które sprawiają, że to nic innego jak opowieść o toksycznym związku owinięta w folijkę bajek o miłości i oddaniu. Przez większość tej książki Emma (i Olivia) traktowana jest niemal jak popychadło, w łóżku również, nie może sama o sobie decydować, Arthur nie pozwala jej od siebie odejść, zamyka ją w domu, przetrzymuje, związuje, a nawet można byłoby powiedzieć, że korzysta z jej fascynacji nim. Chciałoby się zapytać, czy to rzeczywiście miłość? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Oczywiście gdzieś pod koniec tej historii autorka próbuje nam nieco wybielić wcześniejsze posunięcia głównego bohatera, pokazuje jego oddanie, że jest w stanie zrobić dla Emmy wszystko, ale nawet to nie przekonuje mnie do tego, by nadać tej relacji jakąś inną łatkę. Co do samego poziomu książki, to mam wrażenie, że do około jednej trzeciej książki akcja jeszcze ciekawi, nawet pomimo tej infantylności głównej bohaterki. Później miałam już wrażenie, że powieść ciągnięta jest na siłę, a autorka nie ma pomysłu na to, jak ją poprowadzić. W zamian dostajemy kolejne sceny łóżkowe, które zaczynają nużyć i nic niewnoszące do fabuły poczynania głównych bohaterów. Styl autorki jest przystępny i samą książkę czyta się szybko, choć przeważającą jej część stanowią opisy, a dialogów jest naprawdę niewiele. Autorka nieco zmodyfikowała stylistycznie te wydanie. Porównałam je z wcześniejszym i zmiany są jedynie stylistyczne, sama historia pozostała niezmieniona. Jest tu też sporo fabularnych luk, których autorce nie udało się naprawić. Przede wszystkim, gdy Emma zostaje niemalże zamknięta w domu Arthura, nie zastanawia się, co z jej pracą? Tak z dnia na dzień zapomina, że pracowała jako barmanka i zniknęła z dnia na dzień, nawet nie informując nikogo o tym, że nie będzie już pracowała? Przypomina sobie o tym dopiero po dłuższym czasie (?) Poza tym, przy zawiązaniu akcji, gdy główni bohaterowie bliżej się spotykają, zastanawiający jest fakt, skąd posiadali informację, że ona coś widziała i wie na temat zguby Arthura? Takich luk jest zdecydowanie więcej, ale gdybym miała je opisywać w swojej recenzji, to zdecydowanie byłaby ona co najmniej dwa razy dłuższa. Samo zakończenie również mnie nie przekonało. Oczywiście nie będę go zdradzać, ale zdecydowanie tutaj autorka już nie miała kompletnie pomysłu na to, jak tę historię zakończyć i dostaliśmy to, co dostaliśmy, czyli zupełne oderwanie od rzeczywistości (a raczej od tej historii).

,,Miasto mafii" to powieść, która kompletnie mnie rozczarowała. Spodziewałam się historii, która wciągnie mnie na kilka godzin i nie da mi o sobie zapomnieć, a dostałam opowieść, w której nie ma nic intrygującego, za to karmieni jesteśmy płytkością, infantylnością i ułudą romantycznej relacji. Jedynym plusem tej całej powieści jest przystępny język autorki, choć i on niestety pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy czytelnik ma swój gust, ale dla mnie ta powieść była jedynie stratą czasu i na pewno nie mam zamiaru sięgać po jej kontynuację.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/kinga-litkowiec-miasto-mafii-recenzja.html

,,Żyj swoim życiem, tak jak pragniesz. Nie tak jak według ciebie wypada."

Są takie autorki, których kariera pisarska po opublikowaniu swojej powieści na platformie Wattpad wystrzela niczym pocisk i jedną z takich autorek jest właśnie Kinga Litkowiec. Autorka w 2019 roku postanowiła podzielić się z innymi własną historią i tak oto mogliśmy poznać ,,Miasto mafii", które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spoglądając na okładkę debiutanckiej powieści Aleksandry Pakuły, można byłoby powiedzieć, że to kolejny lekki romans, który idealnie wpasowuje się w letnie klimaty. Jednak gdy przeczytamy jej opis, zaczyna robić się już nieco poważniej. Wszystko przez to, że nasza główna bohaterka okazuje się być kobietą skrzywdzoną w przeszłości, która za zamkniętymi drzwiami przeżywała piekło. Początek jej nowego życia nie jednak tak prosty, a przed nią staną nowe wyzwania. Na okładce wydawca obiecuje nam historię z mocnym przesłaniem w tle. Tylko czy ta książka rzeczywiście jest głosem tych kobiet, które mogły nigdy go nie mieć? Tu już sprawa nie jest tak oczywista.

Wydaje się, że Adrianna to kobieta spełniona, której niczego nie brakuje. Ma przystojnego męża, małą córeczkę, własny salon kosmetyczny i czuje się spełniona. Okazuje się jednak, że za zamkniętymi drzwiami czar pryska, a ona ucieka od toksycznego męża. By odbić się finansowo, postanawia wyjechać do pracy w Hiszpanii. Jednak przeszłość o sobie nie zapomina, a ona zmuszona jest się z nią zmierzyć.

Już z samego opisu można wywnioskować, że Adrianna, to kobieta, która wiele w życiu przeszła. Ma niecałe trzydzieści lat, małą córeczkę i nieszczęśliwe małżeństwo, które sprawiło, że straciła wiarę w siebie. Po tym, jak przegrywa sprawę o rozwód, zmuszona jest płacić swojemu mężowi alimenty, a ona, by zarobić pieniądze na godne życie w Polsce z córką, postanawia na kilka miesięcy wyjechać do Hiszpanii. Szczerze mówiąc, miałam duży problem z Adrianną i jest to spowodowane jej zachowaniem. Z jednej strony to kobieta, którą doświadczyło życie, w małżeństwie przeżyła piekło, mąż z każdym dniem pozbawiał ją pewności siebie, a z drugiej otoczenie postrzega ją jako silną kobietę. Wiem, że być może był to celowy zabieg autorki, by pokazać nam, że nawet kobiety postrzegane jako silne i niezależne za zamkniętymi drzwiami mogą przeżywać piekło, ale stanowiło to u mnie duży problem w postrzeganiu tej bohaterki. Na imprezy główna bohaterka ubiera się wyzywająco, doskonale wie, czego chce w łóżku, dobrze gotuje, na dodatek jest kosmetyczką, a z drugiej strony cały czas poddaje się swojemu byłemu mężowi i boi się o jego dalsze kroki. Nie będę ukrywała, że niekiedy denerwowało mnie to, jak została skonstruowana ta bohaterka. Podobał mi się jej upór, odwaga, widać, że jest w stanie zrobić wszystko, by wyrwać się od męża, ale z drugiej nie umie się z nim zmierzyć i w jego obecności zachowuje się jak typowa ofiara przemocy domowej, choć tak naprawdę udaje przed innymi, że zamknęła ten etap w swoim życiu. Co do głównego bohatera, czyli Maksa, to trudno mi go określić. Jest czuły, chce pomóc Adriannie, są przyjaciółmi od seksu, ponadto to kucharz w restauracji, w której pracuje Adrianna. Widać, że jego życie też nie było proste, jest skryty, nie wiemy o nim za wiele, ale sądzę, że bliżej poznamy go dopiero w kolejnej części. W książce nie brakuje także sporej ilości bohaterów pobocznych - wujka Adrianny, pracowników restauracji, rodziny Adrianny i jej przyjaciół oraz jej byłego męża, który nawet po rozwodzie sporo namiesza w jej życiu.

Książka napisana jest w przystępnym dla czytelnika języku, choć sporą część tekstu stanowią rozbudowane opisy, co sprawia, że czyta się ją dłużej. Niekiedy irytowała mnie drobiazgowość autorki, która dokładnie opisywała to, w co ubrała się bohaterka, co dokładnie robiła, a nawet wplatała tu nic niewnoszące rozmowy telefoniczne z przyjaciółkami Adrianny, czy innymi osobami. Miałam przez to wrażenie, że przez większość tej książki nic się nie dzieje, a autorka sztucznie przeciąga akcję. Jednak nie to mnie najbardziej zdenerwowało w tej pozycji, a motyw byłego męża. Czytając o tym, jak Adrianna przegrała sprawę o rozwód, przez to, że jej mąż jest wziętym i znanym adwokatem i umiał udowodnić, że to przez nią rozpadło się ich małżeństwo, zaczęło mnie to tak denerwować, że myślałam, że wyrzucę tę książkę przez okno. To było dla mnie zupełnie nielogiczne. Kobieta przez kilka lat była poniżana, znęcano się nad nią nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, na pewno pozostały jej jakieś ślady, poza tym ma blizny, a ona nie szła do lekarza na obdukcję? Nie przeprowadzono dowodu z przesłuchania biegłego np. psychiatry/psychologa, nie wzięto na świadków jej rodziny? Nie wiem, gdzie był adwokat Adrianny, ale autorka tutaj chyba nie do końca pomyślała o tym, że to nawet się nie klei. Nawet w trakcie książki główna bohaterka dostaje SMS-y od byłego męża, które jednoznacznie dowodzą, że jest nieobliczalny i się nad nią znęca, poniża ją i nic z nimi nie robi, tylko je usuwa? To zdecydowanie dowody przemawiająca na niekorzyść jej męża. Autorka tutaj moim zdaniem zdecydowanie popłynęła. Rozumiem roztargnienie, obawę Adrianny o utratę opieki nad córką, ale nie mogę uwierzyć w to, że główna bohaterka w rzeczywistości zostałaby aż tak bardzo pokrzywdzona przez sąd i swojego adwokata. Przez całą książkę niezmiernie mnie to irytowało i tylko chęć dowiedzenia się, jak zakończy się ta historia, sprawił, że postanowiłam przeczytać ją do końca. Nie będę ukrywała, że sam zamysł tej książki jest jak najbardziej godny pochwały. Zwracanie uwagi na przemoc domową, to jak czuje się jej ofiara, jej najbliżsi to według mnie zdecydowanie motywy, które trzeba nakreślać i zauważać w dzisiejszym społeczeństwie, ale autorka w niektórych momentach nie zrobiła researchu, skupiając się na tym, co dotknęło główną bohaterkę i chyba tylko jedynie chęć dodania dramatyzmu tej historii pchnęła ją do tego, by wplątać tu wątek nieobliczalnego męża. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby autorka skupiła się na pokazaniu tego, jak główna bohaterka wychodzi z psychicznego dołka, zamiast pokazywania tego, co będzie się działo w batalii, pomiędzy nią, a jej byłym mężem. Uważam, że zdecydowanie dało się tę historię zamknąć w jednym tomie, a tak, książka kończy się w takim momencie, w którym zastanawiamy się, jakie będą dalsze losy głównej bohaterki. Niemniej jednak to chyba to sprawia, że sięgnę po kolejny tom, bo przeczuwam, że w kolejnej części będziemy obserwować batalię Adrianny z byłym mężem.

,,Lekcja hiszpańskiego" to powieść, co do której mam małą zagwozdkę. To z pewnością ważna książka ze względu na to, że porusza motyw psychicznego i fizycznego znęcania się i utraty pewności siebie przez ofiary domowe. Pokazuje, jak ważne jest podjęcie decyzji, która pozwoli kobietom wyjść z piekła. Ale gdy spojrzymy na tę powieść od strony mniejszego dramatyzmu, to zauważamy, że tak naprawdę niewiele się w niej dzieje pod względem akcji. Owszem, obserwujemy życie Adrianny, ale tak naprawdę nie wiem, co do historii wnoszą rozmowy telefoniczne głównej bohaterki z jej przyjaciółkami? Ciężko mi więc jednoznacznie określić, czy to pozycja trudna, ale z lekkim wątkiem romansu, czy też powieść, która miała być romansem, ale z motywem podnoszenia się i odzyskiwania wiary w siebie po tym, jak ktoś bliski nas skrzywdzi. Na pewno, że postaram się sięgnąć po jej kontynuację, bo zaintrygowało mnie zakończenie tej części. Za to Wy musicie sami sięgnąć po tę historię i wyrobić sobie o niej własne zdanie.

Całą recenzja pochodzi z bloga https://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/aleksandra-pakua-lekcja-hiszpanskiego.html

Spoglądając na okładkę debiutanckiej powieści Aleksandry Pakuły, można byłoby powiedzieć, że to kolejny lekki romans, który idealnie wpasowuje się w letnie klimaty. Jednak gdy przeczytamy jej opis, zaczyna robić się już nieco poważniej. Wszystko przez to, że nasza główna bohaterka okazuje się być kobietą skrzywdzoną w przeszłości, która za zamkniętymi drzwiami przeżywała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dotychczas znana z powieści młodzieżowych autorka w marcu postanowiła pokazać nam swoją drugą stronę, a na księgarskie półki trafiła powieść ,,Żelazne zasady", która stanowiła pierwszy tom tej serii. Teraz, po ponad czterech miesiącach w swoje ręce dostajemy jej kontynuację, ale Agata Polte postanowiła opowiedzieć nam historię Mattheo - bohatera, którego już w recenzji poprzedniej części typowałam na bohatera kolejnej odsłony tej serii. Tym razem moje słowa się potwierdziły i naprawdę się z tego cieszę. I to nie tylko dlatego, że tej powieści nie dopadła "klątwa drugiej części" ...

Spłata długu ojca, to jedyny powód, dla którego Brynn dociera do klubu, w którym zostaje wplątana w mafijne porachunki. Cudem udaje jej się z niego uciec, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, że widział ją Mattheo Wilson - mężczyzna, który postanawia dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest i wyciągnąć z niej wszystko, co wie.

Jak już wspominałam we wstępie, sympatię do Mattheo poczułam już w poprzedniej części tej serii. Mężczyzna był bardzo tajemniczy, a przy tym otaczał się taką aurą, która z pewnością nie pozwalała o nim zapomnieć. Tym bardziej że pomógł Mali, a i odebrałam go jako osobę, która nie boi się zażartować, nie jest cały czas poważny i nie ma oporów przed tym, by komuś pomóc. Teraz poznając go bliżej w tej części, odniosłam nieco inne wrażenie. Dał tu się poznać, jako osoba, która jednak nie jest aż tak beztroska, jak mi się na początku wydawało. Niemniej jednak Mattheo bardzo mi zaimponował. Patrząc na jego dzieciństwo, to jak ciężko pracował jako nastolatek, jak rozwinął biznes ojca, to do czego doszedł, od razu widać, że to mężczyzna, który ma głowę na karku. W tej części choć zauważyłam w nim zdecydowanie mniej beztroski, to zaskoczył mnie zdecydowanie na plus tym, jak bardzo był wyrozumiały i opiekuńczy w stosunku do Brynn. Z kolei ona to kobieta, która nie da sobie w kaszę dmuchać, choć na początku sprawiała wrażenie kruchej, przerażonej dziewczyny. Jednak im bardziej ją poznajemy, tym bardziej zauważamy, że to osoba, która wcale w życiu nie miała lekko, przez co tym bardziej czytelnik ją lubi. Poza tym z całą pewnością mogę powiedzieć, że i tym razem bohaterowie są dobrze do siebie dopasowani i miałam nawet wrażenie, że dzięki ich kreacjom oboje są nawet ciekawsi niż para z pierwszej części, gdzie tam zdecydowanie moim zdaniem nadrabiała Malia. Tutaj z kolei zarówno Mattheo, jak i Brynn to postaci, które są ciekawie rozpisane, dzięki czemu wszystko idealnie się równoważy. Nie brakuje tu oczywiście także pobocznych bohaterów, czyli Daniki - siostry Mattheo - oraz i Malii i Enzo, dzięki czemu możemy dowiedzieć się, co nowego u nich i śledzić ich dalsze losy.

Mam wrażenie, że ta część jest napisana na podobnym poziomie, co ,,Żelazne zasady" co naprawdę mnie cieszy. Obawiałam się obniżenia poziomu tej powieści, ale na szczęście autorka podołała wyzwaniu i zaoferowała nam całkiem dobrą historię. Co ciekawe, nie mamy tu pobocznego bohatera, który odznaczałby się tu, jak Mattheo w poprzedniej części. Autorka skupia się na relacji pomiędzy głównymi bohaterami, a jednocześnie wplątuje tu również Enzo i Malię. Choć sama historia jest naprawdę intrygująca i na dobrą sprawę całkiem dobrze przemyślana, to jak dla mnie relacja pomiędzy głównymi bohaterami rozwinęła się zdecydowanie zbyt szybko. Bohaterowie znają się raptem dzień/dwa i idą ze sobą do łóżka? Wiem, że w niektórych powieściach to działa, ale tutaj raczej to było dla mnie dziwne, choć na dobrą sprawę akcja do chwili poznania się głównych bohaterów rozwija się powoli. Zabrakło mi też większej beztroskości u Mattheo. Owszem, jego postać jest wykreowana całkiem dobrze, ale na dobrą sprawę spodziewałam się po nim nieco więcej ripost, zadziorności. Sam zamysł książki jest naprawdę dobrze przemyślany. Punkt zaczepienia, intrygi, tajemnice są całkiem dobrze rozplanowane, a napięcie między bohaterami miejscami aż sięga zenitu, dlatego też tutaj Agacie Polte trzeba przyznać naprawdę dużego plusa za to, że przemyślała akcję. Cały czas coś się tutaj dzieje, dzięki czemu nie ma czasu na nudę, a choć większą część tej powieści stanowią opisy, to czyta się ją całkiem szybko dzięki lekkiemu językowi autorki.

,,Żelazna zbrodnia" wciągnęła mnie na kilka godzin, podczas których naprawdę dobrze się bawiłam. Historia Brynn i Mattheo to naprawdę dobra druga część serii, która jest całkiem dobrze przemyślana, a i sama relacja pomiędzy głównymi bohaterami sprawia, że nie mamy czasu na nudę. Agata Polte po raz kolejny dobrze się spisała, więc jestem ciekawa, co zaoferuje nam w kolejnej części. Ja z pewnością będę na nią czekała, a Wam polecam tę część i mam nadzieję, że podobnie jak mi uda Wam się wciągnąć do świata wykreowanego przez autorkę.

Cała recenzja pochodzi z bloga http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/agata-polte-zelazna-zbrodnia-recenzja.html

Dotychczas znana z powieści młodzieżowych autorka w marcu postanowiła pokazać nam swoją drugą stronę, a na księgarskie półki trafiła powieść ,,Żelazne zasady", która stanowiła pierwszy tom tej serii. Teraz, po ponad czterech miesiącach w swoje ręce dostajemy jej kontynuację, ale Agata Polte postanowiła opowiedzieć nam historię Mattheo - bohatera, którego już w recenzji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Nie mamy wpływu na złe rzeczy, które przytrafiają nam się w życiu. Możemy jednak zdecydować, jak głęboko nas dotykają."

Aż trudno uwierzyć, że od premiery bestsellerowej debiutanckiej powieści Abby Jimenez, czyli ,,To tylko przyjaciel", która była letnią królową księgarskich półek, minął już niemalże rok. Ktoś powiedziałby, że czas szybko leci i doskonale widać to na przykładzie kolejnych części intrygujących lektur, które czytaliśmy. ,,To tylko przyjaciel" był letnią historią z ciekawym przesłaniem w tle, ale trudności, które spotykały bohaterów, wcale nie ujmowały mu lekkości. Teraz przyszedł więc czas na to, by poznać historię Sloan, czyli najlepszej przyjaciółki Kristen. Kolejna część jest niczym powrót do znanego nam świata, w którym się odnajdujemy. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy historia Sloan jest jeszcze ciekawsza niż poprzednia część? Chyba tak.

Po tragedii, jaka dwa lata temu spotkała Sloan, dziewczynie trudno jest powrócić do normalności. Gdy pewnego dnia do jej samochodu wskakuje wesoły psiak, kobieta postanawia się nim zaopiekować. Dzięki futrzanemu przyjacielowi udaje się jej wyjść z marazmu. Wkrótce udaje się jej również skontaktować z jego właścicielem, ale żadne z nich nie spodziewa się, do czego doprowadzi ich spotkanie.

Czytelnicy poprzedniej części zdążyli poznać już Sloan, czyli przyjaciółkę Kristen, którą los ciężko doświadczył. Było mi jej żal, ponieważ straciła ukochanego w wypadku niedługo przed ślubem. Nietrudno więc sobie wyobrazić, jak zakochana do szaleństwa w swoim narzeczonym dziewczyna niemalże załamała się po tej tragedii. Teraz po dwóch latach nadal ciężko jest jej pogodzić się z tragedią, a jej kariera malarska nie rozwija się w dobrym kierunku. Wszystko się zmienia, gdy przez szyberdach do jej samochodu wpada pies, a ona zmuszona jest się nim zająć do czasu, aż nie skontaktuje się z jego właścicielem. Sloan to dziewczyna, która ma artystyczną duszę, jest pogodną kobietą, której ciężko się pogodzić z przeszłością. Doskonale wie, że musi wyjść z marazmu, w jaki wpadła, ale jednocześnie trudno jest jej tego dokonać. Porównując ją z jej wersją z poprzedniej części, można by było nawet powiedzieć, że to zupełnie inna osoba. Sloan polubiłam już w poprzedniej części za to, że wspierała Kristen, a jej uczucie do narzeczonego było naprawdę piękne. Dlatego tak trudno było czytać o tym, w jakiej rozsypce się znalazła. Natomiast Jason to zaginiony właściciel uroczego psiaka, który jest wschodzącą muzyczną gwiazdą. Wokalista ma cudowny głos i właśnie ma wyruszyć w swoją pierwszą trasę koncertową jako jej główna gwiazda. Jednak spotkanie z dziewczyną, która zajęła się jego psem, zmienia wszystko w jego życiu, a on postanawia zrobić wszystko, by przełamać lody i zdobyć Sloan. Jason, podobnie jak Josh z poprzedniej części to mężczyzna ideał. Przekłada dobro Sloan nad własne, jest uroczy, troskliwy, stara się pomagać Sloan. Rozumie jej ból, ale jednocześnie wyciąga ją z psychicznego dołka, w jakim się znalazła. Sloan z kolei jest w stanie poświęcić wszystko dla uczucia, które połączyło ją z Jasonem. Nie spodziewa się jednak, że cena będzie tak wysoka. Podobało mi się w niej to, że nie bała się postawić wszystkiego na jedną kartę, chciała zaryzykować. Później, w momencie tego największego natężenia dramatu było mi jej niezwykle żal, bo po raz kolejny się rozsypała. Tym razem jednak podniosła się. Umiała zawalczyć o siebie, chciała coś zmienić w swoim życiu, a to cechy, które zawsze cenię w każdym bohaterze. Dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć, co ciekawego u Kristen i Josha również mam dobrą wiadomość-oboje pojawiają się w tej części i są równie zabawni. Nie brakuje tu również nowych boaterów - a więc przede wszystkim rodziny Jasona, którą bardzo polubiłam, a także całego jego muzycznego sztabu, w tym jego agenta muzycznego i asystentki.

Pomimo że relacja pomiędzy bohaterami rozwijała się niezwykle szybko, to nie miałam problemu z tym, by w nią uwierzyć. Główni bohaterowie są tak skonstruowani, że czytelnicy kibicują im niemal od pierwszej strony. Jednak, żeby nie było tak słodko, autorka nie omieszka wprowadzić tu nieco dramatu, który wystawia na próbę relację głównych bohaterów. Podobało mi się zachowanie Jasona, to, jak bardzo troszczył się o Sloan, przekładał jej dobro nad swoje, starał się, by zawsze była bezpieczna. Jednak w tej powieści jest jeszcze jeden motyw, który niemalże wychodzi na pierwszy plan. Autorka stawia w nim pytania: Jak wielka jest cena sławy? I doskonale pokazuje, z czym muszą mierzyć się wielkie gwiazdy. Dotychczas jeszcze w żadnej powieści z motywem zespołów muzycznych/muzyków nie zauważyłam, by było to tak wyraźnie uwypuklone. Obserwujemy wiele gwiazd, jesteśmy świadkami tego, jak rozchodzą się plotki; z pewnością niektórzy zazdroszczą im kariery, talentu, sławy, a nikt nie zauważa, że za tym, kryje się również kilkaset godzin pracy, niezliczona ilość dni spędzonych w trasach koncertowych, kolejne pływy, nagrania. Tak naprawdę ciężko znaleźć jest czas na to, by móc gdzieś na chwilę się zatrzymać, a życie osób, które są rodziną gwiazd, jest ciężkie i pełne wyrzeczeń. Autorka pokazuje, jak wygląda cena sławy, do czego zdolna jest wytwórnia, paparazzi, co składa się na to, że ktoś jest sławny, a przy okazji jak ciężkie jest życie ludzi, którzy kochają swoją pasję, ale jednocześnie sprawia ona, że coraz bardziej się załamują. Można to zauważyć, chociażby na przykładzie Loli, czyli jednej z wokalistek ukazanych w tej historii, a także Jasona, który w niektórych momentach jest już na skraju załamania. Co do samych technicznych informacji, to oczywiście wspomnę, że Abby Jimenez pisze lekko, dzięki czemu książkę czyta się szybko, choć wcale nie jest krótka. Sama okładka również bardzo mi się spodobała. Jest w tym samym - nieco wakacyjnym - stylu, co ta, z poprzedniej części.

,,Miłość szuka właściciela" to słodko - gorzka opowieść o tym, że miłość czasami może niespodziewanie zapukać w nasze drzwi w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Choć autorka wprowadza tu nutkę dramatu, to całą książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, a losy bohaterów były tak ciekawie poprowadzone, że nie nudziłam się. To historia, która pokazuje nam, jak wielka może być cena sławy i miłości. Abby Jimenez doskonale ukazuje nam siłę miłości i wciąga nas do wykreowanego przez siebie świata. Z pewnością polecam Wam tę historię. To świetna lektura na lato, dzięki której będziecie mogli pozwolić sobie na chwilę relaksu. A mi nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na kolejne powieści spod pióra tej autorki.

Recenzja pochodzi z bloga http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/abby-jimenez-miosc-szuka-wasciciela.html

,,Nie mamy wpływu na złe rzeczy, które przytrafiają nam się w życiu. Możemy jednak zdecydować, jak głęboko nas dotykają."

Aż trudno uwierzyć, że od premiery bestsellerowej debiutanckiej powieści Abby Jimenez, czyli ,,To tylko przyjaciel", która była letnią królową księgarskich półek, minął już niemalże rok. Ktoś powiedziałby, że czas szybko leci i doskonale widać to na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedawno miałam okazję recenzować pierwszą część serii Game On napisanej przez Kristen Callihan - autorkę romansów, z którą czytelniczki zdążyły się już bardzo dobrze zaznajomić. I choć seria Game On nie jest tak ,,nowa", jak #VIP, bowiem została wydana już ponad sześć lat temu, to muszę przyznać, że cieszę się, że wydawnictwo postanowiło ją zakupić.Tym razem, po historii Drew, przychodzi kolej na kolejną gwiazdę uniwersyteckiej drużyny futbolowej, czyli Gray'a, którego szczerze polubiłam w poprzedniej części. A więc, czy kolejna część okazała się być lepsza niż ,,Na jedną noc"? Powiedziałabym, że jest niemniej ciekawie, choć nie do końca ...

Gwiazda drużyny uniwersyteckiej Gray Grayson to lekkoduch, dla którego liczy się dobra zabawa, seks i sport, który kocha. Wszystko jednak się komplikuje, gdy poznaje Ivy - dziewczynę, która jest właścicielką różowego samochodu, który on zmuszony jest pożyczyć. Okazuje się jednak, że pozostanie tylko w przyjacielskiej relacji, będzie stanowiło dla nich trudność.

Nie będę ukrywać, że Gray'a polubiłam już w poprzedniej części tej serii i tylko czekałam na to, aż autorka pozwoli nam poznać jego historię. Tym bardziej się cieszę, że nastąpiło to już w kolejnej części, bowiem to mężczyzna, który jest pełen sprzeczności. Z jednej strony to chłopak, który nie zamierza się ustatkować, lubi jednonocne przygody i ma status gwiazdy, a przed sobą świetlaną przyszłość. Z drugiej umie świetnie gotować, dla swoich przyjaciół zrobi wszystko, jest gotowy o nich walczyć i umie się poświęcić. Tym bardziej, jeżeli jest zmuszony jeździć różowym autkiem, który dostał od swojego ,,kandydata" na agenta sportowego. Jak się okazuje, należy on do jego córki, która przebywa za granicą, z kolei on nie ma wyboru i musi przyjąć pojazd. Na dodatek dowiadujemy się, że również jego przeszłość wcale nie była prosta. Stracił matkę, ojciec i bracia również go nie oszczędzali. A mimo wszystko to facet, który jest zdolny do pomocy innym, a w imię wyższego dobra jest zdolny do poświęceń - w szczególności, jeżeli chodzi o jego przyjaciół. Już w poprzedniej części dostrzegałam, że to będzie nietuzinkowy bohater i wcale się nie pomyliłam. Po tym, jak poznajemy go w tej części, dostrzegamy w nim ambicję i zdolność do poświęceń. Natomiast po tym, jak poznał Ivy, był w stanie zrobić dla niej wszystko i to na pewno jedna z jego najważniejszych pozytywnych cech. Co do Ivy, to również ją polubiłam - podobnie jak Gray - ma duże poczucie humoru, jest buntownicza, zdolna, ukończyła studia o rok wcześniej z powodu dobrych wyników. Pracowała w firmie matki, nie boi się stawiać warunków i przede wszystkim doskonale wie, czego chce. Dopiero w chwili, gdy jej relacja z Grayem się komplikuje, czuła się zagubiona. Tak naprawdę podobało mi się to, że Ci bohaterowie zaczęli od takiej czystej przyjaźni. Oboje nawet się nie widzieli, nigdy wcześniej nie spotkali, a czuć było w ich wiadomościach SMS-owych przyjaźń, napięcie i coś zawieszonego pomiędzy, co trudno nazwać. Może przyciąganie? Niemniej jednak, co to by nie było, bardzo dobrze moim zdaniem spaja całą tę historię i nie pozwala nam na to, by czuć znużenie tą relacją. Poza tym Ci, którzy czytali poprzednią część na pewno ucieszą się z faktu, że autorka postanowiła wpleść tu wątek Anny i Drew, dzięki czemu dowiadujemy się, co nowego zdarzyło się w ich życiu.

Mam wrażenie, że Kristen Callihan już na dobre wpisze się w rynek autorek romansów zagranicznych w Polsce. Każda jej kolejna książka wydana w Polsce udowadnia, że to autorka, która obdarzona jest lekkim piórem, śmiałością i całkiem dobrymi umiejętnościami kreowania całkiem intrygujących historii. Rzadko kiedy zdarza się, że autorom udaje się tak zgrabnie poprowadzić wątek głównych bohaterów, by był on zabawny i niemalże uroczy, a tu Callihan udało się to wręcz z nawiązką, dzięki czemu czytelnik ma poczucie swobody i lekkości. Na dodatek na plus zasługuje to, że przez tę książkę niemalże się płynie, dzięki czemu jest murowanym kandydatem do dobrej opowieści na letni wieczór. Oczywiście nie zabrakło tu również dramatów - życie bohaterów nie jest cukierkowe, a i oni mają swoje rozterki, ale dzięki językowi autorki udaje się to wszystko zgrabnie połączyć. W środku powieści raczej było ,,statecznie", miałam wrażenie, że działo się mało, co niestety, jest dla mnie minusem tej historii, bo się nudziłam. Z kolei już po tym, gdy bohaterowie zostają wystawieni na dużą próbę, podobało mi się zachowanie Graya, który zdobył u mnie wtedy dużego plusa. Wtedy też moim zdaniem autorka przerwała impas, który towarzyszył jej niemal przez połowę tej książki. To też nie jest tak, że mam jakieś duże zastrzeżenie do tej książki, bo czytało mi się ja przyjemnie, a i same losy głównych bohaterów są angażujące, ale jak dla mnie, w środku powieści niekiedy wiało lekką nudą, jednakże warto było czekać na to, aż w końcu w życiu bohaterów znowu coś się zadzieje, bo dostaliśmy istny rollercoaster emocji.

,,Więcej niż przyjaciel" to kolejna spod pióra Kristen Callihan powieść, którą czytało mi się naprawdę przyjemnie. Autorka całkiem dobrze poradziła sobie z wykreowaniem pozytywnych postaci, których losy chcemy śledzić od samego początku do końca. Co prawda, w kilku momentach książki nieco się nudziłam, ale autorka wynagradza nam to w końcówce - dla niektórych może nieco słodkiej lub przelukrowanej, ale dla mnie jak najbardziej zjadliwej. W każdym bądź razie, jeżeli czytaliście poprzednią część, to koniecznie sięgnijcie po tę powieść, natomiast dla tych, którzy chcieliby od razu zapoznać się z historią Graya i Ivy już teraz, również nie ma przeszkód - spokojnie odnajdziecie się w tej historii, choć są czasami małe nawiązania do pierwszego tomu. Niemniej jednak ja z pewnością będę czekać na kolejne powieści spod pióra tej autorki i oczywiście na kolejną część tej serii.

Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/kristen-callihan-wiecej-niz-przyjaciel.html Gandalf.com.pl

Niedawno miałam okazję recenzować pierwszą część serii Game On napisanej przez Kristen Callihan - autorkę romansów, z którą czytelniczki zdążyły się już bardzo dobrze zaznajomić. I choć seria Game On nie jest tak ,,nowa", jak #VIP, bowiem została wydana już ponad sześć lat temu, to muszę przyznać, że cieszę się, że wydawnictwo postanowiło ją zakupić.Tym razem, po historii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od kiedy tylko przeczytałam opis debiutanckiej powieści Anny Faltyn, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie, a sama tematyka tej historii bardzo mnie zainteresowała. Gdy więc z niecierpliwością sięgnęłam po tę wcale nie krótką powieść, poczułam, że to może być naprawdę dobra historia. Niemal od samego początku się w nią wciągnęłam. Była niczym lekki powiew czegoś nowego w mafijnych opowieściach. Pytanie tylko, czy tak zostało do końca? Hmm ... Pewne jest jedno - nie mogę doczekać się kontynuacji!

Młoda prawniczka - Lisa - która mieszka w Neapolu, po tym, jak przegrywa głośną sprawę gwałtu, postanawia odciąć się od byłego mocodawcy i rozpocząć nowe życie. Niestety, to wcale nie będzie takie proste, bowiem gdy znajduje w notatkach ojca tajemnicze zapiski, postanawia dowiedzieć się, co chciał przekazać jej ojciec. Wszystkie tropy prowadzą do Jamesa Morettiego - włoskiego miliardera, który postanawia złożyć jej propozycję nie do odrzucenia.

Od pierwszej kartki czytelnik od razu dostrzega, że Lisa to kobieta, która prze do przodu, bez względu na wszystko. Młoda prawniczka doskonale wie, na czym opierają się wszystkie biznesy w jej mieście. Opanowany przez mafię Neapol jest niemal skażony mafijnymi umowami i porachunkami. Lisa, a właściwie Elisabeth dostała dużą szansę. Ledwo co po studiach stała się głównym prawnikiem dużej firmy, nie narzekała na brak pieniędzy, mieszkała w luksusach i mogła pozwolić sobie niemal na wszystko. Oczywiście w jej łóżku nie brakuje też policjanta, którego traktuje jako ,,przyjaciela od seksu", a najlepsza przyjaciółka jest jej bratnią duszą. Za to z siostrą nie ma za dobrego kontaktu, a z bratem praktycznie się nie widzi. Na początku wydaje się, że to prawdziwa kobieta sukcesu, która patrzy tylko na czubek własnego nosa i jest bardzo pewna siebie. I choć na samym początku książki podobała mi się jej niezależność, upartość, odwaga, bezkompromisowość to doskonale wiem, że niektórzy czytelnicy mogliby odebrać jej postać nieco inaczej. Dopiero podczas kolejnych rozdziałów poznajemy ją bliżej i dowiadujemy się, że kilka lat temu straciła ojca, który był jej bliski. Również w trakcie powieści, życie jej nie oszczędza, dzięki czemu dowiadujemy się, jakie są jej reakcje na wydarzenia. Muszę przyznać, że Anna Falatyn wcale nie oszczędza Lisy, sprawiając, że z każdą kolejną przeczytaną przeze mnie stroną zastanawiałam się, co jeszcze wydarzy się w życiu głównej bohaterki. Nie chcę w swojej recenzji za dużo zdradzać, ale nie brakuje tu nawet gwałtu na głównej bohaterce. To, jak zachowała się później Lisa, pokazuje nam, że tak naprawdę jej psychika jest odporna. Pytanie tylko, kiedy w końcu ktoś przekroczy granicę jej wytrzymałości? To już zapewne pytanie na kolejną część. Natomiast mówiąc o Jamesie Morettim, nie sposób nie powiedzieć, że to - jak na prawdziwego przywódcę mafii przystało - osoba, która nie znosi sprzeciwu, doskonale wie, czego chce, dąży do wyznaczonego przez siebie celu. Oprócz tego jest bardzo mądry, studiował w najlepszych uniwersytetach we Francji, doskonale zna tajniki mafijnych porachunków, na dodatek dzięki sprytowi i powiązaniom z prominentnymi politykami, dyrektorami banków i sławami jest niemalże nietykalny. Nie brakuje mu pieniędzy, znajduje się na liście najbogatszych Włochów, ale tragedia, która rozegrała się w jego życiu kilka lat temu, naznaczyła jego życie i sprawiła, że całe jego życie zostało niemalże przekreślone. Teraz pozostało mu tylko poczucie winy i jedynie zemsta trzyma go przy życiu. Choć główni bohaterowie na pierwszy rzut oka wydają się nie być postaciami, które można polubić, to w trakcie czytania książki zaczynamy czuć już do nich dużą sympatię. Ponadto w powieści nie brakuje również plejady bohaterów drugoplanowych, którzy doskonale uzupełniają nam główny wątek.

Debiutancką powieść Anny Falatyn czytało mi się naprawdę dobrze, choć sam początek był nieco trudniejszy do przebrnięcia. Wszystko przez to, że autorka zastosowała narrację trzecioosobową, która moim zdaniem nie jest tu do końca trafiona. Co do samej fabuły, to tak, jak wspominałam, na początku ciężko było mi się w nią wciągnąć. Dopiero gdy w około jednej trzeciej książki akcja zaczęła się bardzo rozpędzać, poczułam, że ta historia to niemalże strzał w dziesiątkę. Nie będę ukrywać, że połączenie mafioso z prawniczką, to moi zdaniem bardzo dobry pomysł, a Anna Falatyn wcielając go w życie dzięki tej książce, sprawiła, że poczułam powiew czegoś nowego w literaturze mafijnej. Autorka doskonale wie, jak ma prowadzić akcję, widać, że zrobiła duży research, zanim zaczęła pisać tę powieść. Mamy tu dobrze nakreśloną siatkę powiązań włoskiej mafii, ciekawe opisy Neapolu, a i same wątki, w które wplątuje główną bohaterkę, są przemyślane. Wszystko tu ma swoje miejsce, widać, że nie jest wymyślone na poczekaniu, dzięki czemu miałam wrażenie, że cała ta seria może być naprawdę intrygująca. Co ważne, autorka wcale nie próbuje wybielać ani bezkompromisowej, niemalże zimnej Lisy, ani Jamesa, który ma wiele na sumieniu. Od początku poznajemy ich cechy, dostrzegamy ich wady, a główni bohaterowie doskonale się uzupełniają. Są mroczni, tajemniczy i zastanawiamy się, czego jeszcze o nich nie wiemy. Na dodatek, relacja pomiędzy głównymi bohaterami rozwija się wolno, co zdecydowanie odróżnia tę powieść od innych należących do tego ,,gatunku". Jednak chyba najważniejsze jest to, że autorka z każdą przeczytaną przeze mnie kartką, coraz bardziej wciągała mnie do Neapolu ogarniętego chaosem i korupcją. Cały czas jesteśmy zaintrygowani, a w książce nieustannie coś się dzieje. Jedynie na początku mamy chwilę oddechu, ale później autorka nie daje nam taryfy ulgowej, cały czas prowadząc nas do finału tej części, który pozostawia nam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi. To zdecydowanie jeden z największych plusów tej historii. Gdzieniegdzie miałam jednak wrażenie, że gdzieś coś mi się nie spinało, były małe luki, albo autorka nie do końca coś rozwinęła, a i sama już zaczęłam podejrzewać, jak rozwinie się ta historia w kolejnej części, ale ,,Skorpion" to dopiero wstęp do tej serii, więc wierzę, że autorka nie pozwoli nam się nudzić i namnoży tajemnic.

,,Skorpion" to moim zdaniem udane wprowadzenie do całej serii ,,Prawniczka Camorry". Anna Falatyn wykreowała ciekawą główną bohaterkę, która, choć z jednej strony może wydawać się zimna i bezkompromisowa, to z drugiej przykuwa uwagę i ciężko o niej zapomnieć. Na dodatek cała fabuła tej powieści jest całkiem dobrze poprowadzona. Co prawda, na początku nieco trudno było mi się w nią wciągnąć, z uwagi na zastosowaną przez autorkę narrację, ale z każdą stroną coraz trudniej było mi się od tej powieści oderwać. Jeżeli szukacie powieści, w której tajemnice piętrzą się z każdą stroną, a główni bohaterowie nie mają w życiu lekko, to jak najbardziej polecam Wam tę historię. Ja z pewnością będę wyczekiwała na kontynuację losów Prawniczki Camorry i mam nadzieję, że autorka nie pozwoli na zbyt długo na nią czekać.

http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/07/anna-falatyn-skorpion-recenzja.html

Od kiedy tylko przeczytałam opis debiutanckiej powieści Anny Faltyn, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie, a sama tematyka tej historii bardzo mnie zainteresowała. Gdy więc z niecierpliwością sięgnęłam po tę wcale nie krótką powieść, poczułam, że to może być naprawdę dobra historia. Niemal od samego początku się w nią wciągnęłam. Była niczym lekki powiew czegoś nowego w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to