Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

“Wojna światów” była i jest eksploatowana przez popkulturę (głównie gatunek sf), ale również popularyzatorów nauki, czy nawet nauczycieli z taką intensywnością, że zdawało mi się jakbym doskonale znał tę książkę zanim jeszcze po nią sięgnąłem. Jednak w momencie kiedy faktycznie to zrobiłem okazało się, że potrafi mnie ona zaskoczyć, a wręcz zawstydzić.

Po pierwsze wiedza na temat czerwonej planety przeciętnego mieszkańca Ziemi obecnie, może nie przewyższać w znacznym stopniu tej, którą posiadał H.G. Wells i to na długo przed wysłaniem w kierunku Marsa pierwszej sondy. Ponadto, gdyby z książki usunąć fragmenty zdradzające faktyczny rok jej powstania, myślę że śmiało można by ją sprzedać jako dzieło współczesne, oczywiście osobom, które oryginału nie czytały. Nie będzie też chyba zbytnią przesadą, jeżeli nazwiemy “Wojnę światów” pierwszą powieścią science fiction. Nawet wydanym dwadzieścia lat później opowiadaniom Lovecrafta bliżej do gotyckich horrorów niż do gatunku sf jaki znamy dzisiaj. Nie można tego powiedzieć o książce Wellsa, z której całymi garściami czerpali twórcy gatunku przez cały wiek XX, aż po dziś dzień. Nic w tym dziwnego, bowiem pojedyncze wybrane wątki mogą stanowić inspirację dla kolejnych postapokaliptycznych utworów: o tym jak ludzie starają się odbudować cywilizację po upadku, o moralnych dylematach jednostki, która musi walczyć o przetrwania, czy w końcu o próbie kontaktu z rasą tak odmienną jak to tylko możliwe. A to wszystko zawarte w książce, którą lektor może przeczytać w mniej niż sześć godzin!

Podczas słuchania audiobooka naszły mnie jeszcze dwie refleksje. Mniej lub bardziej świadomie H.G. Wells alegorycznie przedstawił prawdziwy konflikt między dwoma światami, który miał wkrótce wybuchnąć - pomiędzy Imperium Brytyjskim i Rzeszą Niemiecką. Ponadto powieść może być dla nas cenną lekcją i przestrogą jak stosunkowo niewielka przewaga technologiczna może zaważyć na losach całych narodów. Według mnie siła militarna współczesnego imperium jakim są Stany Zjednoczone Ameryki byłaby w stanie przeciwstawić się inwazji opisanej przez Wellsa, podczas gdy militarna potęga z początku XX wieku, czyli Imperium Brytyjskie, było zupełnie bezbronne wobec ataku Marsjan. Wellsa należy uznać za wizjonera swoich czasów z jeszcze jednego powodu. Kosmiczna broń siejąca śmierć w książce jaką był gaz bojowy, została naprawdę użyta na Ziemi niecałe dwadzieścia lat po pierwszym wydaniu “Wojny światów”.

Na militarne zastosowanie laserów wciąż czekamy, ale myślę, że to tylko kwestia czasu. Wobec tych wszystkich superlatyw, które wymieniłem mógłbym ocenić książkę wyżej, jednak przyznam, że nie było mi łatwo przebrnąć przez jej pierwszą połowę, głównie ze względu na archaiczny język i sceny batalistyczne nie trafiające do mojej wyobraźni. Nie zmienia to jednak mojego zdania o H.G. Wellsie jako autorze pierwszej prawdziwej powieść sf oraz jednym z najważniejszych pisarzy w historii literatury.

“Wojna światów” była i jest eksploatowana przez popkulturę (głównie gatunek sf), ale również popularyzatorów nauki, czy nawet nauczycieli z taką intensywnością, że zdawało mi się jakbym doskonale znał tę książkę zanim jeszcze po nią sięgnąłem. Jednak w momencie kiedy faktycznie to zrobiłem okazało się, że potrafi mnie ona zaskoczyć, a wręcz zawstydzić.

Po pierwsze wiedza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko kiedy powiedzenie: “Cudze chwalicie, swego nie znacie” sprawdza się tak dobrze jak w przypadku “Solaris” Stanisława Lema. Jako miłośnik fikcji naukowej, od lat z pasją poszukiwałem historii z gatunku hard science-fiction. Kiedy stwierdziłem, że żaden z nakręconych filmów już mnie raczej nie zaskoczy sięgnąłem po literaturą spod znaku s-f - teraz wiem, że za późno. Okazało się bowiem, że już 60 lat temu nasz rodak miał do zaoferowania nie tylko to co mogłem zobaczyć w klasykach gatunku, ale o wiele więcej. “Solaris” to najlepsza książka jaką do tej pory przeczytałem, nie tylko z gatunku science-fiction. Po lekturze uważam, że obiektywnie zasługuje ona na szeroką uwagę, nie tylko patrząc na nią przez pryzmat gatunku. Nie można nie docenić bowiem wizjonerstwa Stanisława Lema, który na długo przed odkryciem pierwszej planety pozasłonecznej i rozpoczęciem poszukiwań innych inteligentnych form życia w galaktyce, stawiał niezwykle ważne pytania, które nie straciły na swej aktualności, a jednocześnie ubrał je we wciągającą prozę z pogranicza s-f, dreszczowca, dramatu psychologicznego, a momentami nawet horroru. Przedstawione przez Lema opisy podróży międzygwiezdnych nie odbiegają za bardzo od tych proponowanych przez współczesnych twórców, z tą różnicą, że powstały one zanim człowiek postawił stopę na Księżycu. Z kolei czytanie przez bohaterów powieści tradycyjnych książek na pozaziemskiej stacji wynika z tego, że w czasach Lema książka była wciąż najbardziej kompaktowym nośnikiem danych i trudno winić go, że nie przewidział rewolucji cyfrowej, bo nikomu się to nie udało. Zawiodło mnie jedynie to, że nie doczekałem się rozwiązania jednego wątku z retrospekcji, lecz nie można traktować tego jako zarzutu, a wręcz przeciwnie. Zawód mój wynika wszak z tego, że po prostu nie chciałem, żeby książka się już skończyła.

Rzadko kiedy powiedzenie: “Cudze chwalicie, swego nie znacie” sprawdza się tak dobrze jak w przypadku “Solaris” Stanisława Lema. Jako miłośnik fikcji naukowej, od lat z pasją poszukiwałem historii z gatunku hard science-fiction. Kiedy stwierdziłem, że żaden z nakręconych filmów już mnie raczej nie zaskoczy sięgnąłem po literaturą spod znaku s-f - teraz wiem, że za późno....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Problem trzech ciał” to książka pełna kontrastów. Zaczyna się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Historia tkana z dbałością o najdrobniejsze szczegóły, pełna działających na wyobraźnię opisów, naprawdę wciąga. Liu Cixin wykazuje się rozległą wiedzą i przez większość powieści nie udało mi się przyłapać go na żadnej poważnej ignorancji naukowej. Mało tego – sądzę że nawet wieloletni fani s-f mogą dowiedzieć się czegoś nowego.


Niestety autorowi nie udaje się dowieźć tego do ostatniej strony. Z czasem teorie naukowe ustępują miejsca egzotycznym, a wręcz naciąganym hipotezom i najbardziej szurowym teoriom spiskowym. Czy oznacza to, że przekroczył on cienką linię między fikcją naukową, a fantastyką? Dla mnie jest to tak samo trudne do rozstrzygnięcia jak ocena "wynalazków" Micho Kaku - brak mi odpowiedniej wiedzy.

Najmocniejszą stroną książki nie są też postacie, a przynajmniej większość z nich. Część bohaterów nie przypominają siebie samych z początku powieści i bynajmniej nie mam tu na myśli przemiany bohatera. Ponadto niektórzy znikają z fabuły tak samo szybko jak się pojawiają nie zmieniając zasadniczo biegu wydarzeń. Autor nie uniknął też stereotypów i dość czarno-białego przedstawienia postaci.

Tym nie mniej, dobrze bawiłem się słuchając „Problemu Trzech Ciał” i polecam tę książkę właśnie jako świetny sposób nauki przez zabawę. Ze względu na kilka brutalnych scen raczej odradziłbym czytanie książki dzieciom, ale nastolatków może ona w pozytywny sposób zainteresować naukami ścisłymi. Można wręcz odnieść wrażenie, że pisarz stara się za wszelką cenę umieścić w swoim dziele wszystkie znane mu zagadnienia z zakresu fizyki i astronomii, a tak jak wspomniałem wcześniej - w większości przypadków są one solidnie osadzone w aktualnej wiedzy naukowej. Po skończeniu książki mam ochotę na więcej, dlatego za jakiś czas na pewno sięgnę po drugi tytuł z cyklu.

„Problem trzech ciał” to książka pełna kontrastów. Zaczyna się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Historia tkana z dbałością o najdrobniejsze szczegóły, pełna działających na wyobraźnię opisów, naprawdę wciąga. Liu Cixin wykazuje się rozległą wiedzą i przez większość powieści nie udało mi się przyłapać go na żadnej poważnej ignorancji naukowej. Mało tego – sądzę że nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy raz wstąpiłem do "Klubu walki" kilkanaście lat temu za sprawą fantastycznej ekranizacji Davida Finchera. Bez przesady mogę napisać, że moje życie nie było już takie samo. Przez lata tylko utwierdzałem się w tym, że świat przedstawiony filmu wbrew pozorom jest bardziej realny niż prawdziwy świat skrywający się za milionem pozorów, Tyler Durden zaś to niegorsz źródło życiowych mądrości niż starożytni myśliciele. Wreszcie zapragnąłem na nowo odkryć dobrze znaną mi historię i sięgnąłem po literacki pierwowzór. Ku mojemu zaskoczeniu książka nie wniosła tak dużo nowego jak bym tego oczekiwał. Jednocześnie zrozumiałem, że o sukcesie filmu zadecydowało wierne trzymanie się powieści Palachniuka. Książkę potraktowano niczym gotowy scenariusz, z którego oprócz usunięcia kilku scen, zmieniono jedynie zakończenie. Mi osobiście bardziej podoba się optymistyczna interpretacja Finchera, ale pewnie dlatego, że jestem do niej po prostu przyzwyczajony. Zawsze gdy o niej myślę w uszach rozbrzmiewa mi "Where is my mind?" i raczej nigdy się to już nie zmieni. Pomimo, że Fight Club był odpowiedzią na kryzys wieku średniego mężczyzn z pokolenia X to moim zdaniem stał się nie tylko prywatną biblią niejednego przedstawiciela tej generacji, ale i kolejnych. Myślę, że od teraz oprócz regularnego powracania do filmu, jeszcze nie raz zajrzę do książki. Jedna z nielicznych 10/10 w mojej biblioteczce.

Pierwszy raz wstąpiłem do "Klubu walki" kilkanaście lat temu za sprawą fantastycznej ekranizacji Davida Finchera. Bez przesady mogę napisać, że moje życie nie było już takie samo. Przez lata tylko utwierdzałem się w tym, że świat przedstawiony filmu wbrew pozorom jest bardziej realny niż prawdziwy świat skrywający się za milionem pozorów, Tyler Durden zaś to niegorsz źródło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z autorem można sie zgadzać lub nie, ale nie można zaprzeczyć, że jest ważną postacią starej gwardii polskiego YouTube'a. Pierwszy "Piątek" ogladałem jeszcze w gimnazjum w latach dwutysięcznych. Obecnie jest to chyba najstarszy serial internetowych na YT, który w dodatku wciąż ma się dobrze i stał się kanwą dla książki. Fani "Piatku" znajdą w niej sceny z poszczególnych odcinków, z których utkana została całkiem ciekawa historia nasączona, a momentami wręcz przesączona, charakterystycznymi dla Dakaana czarnym humorem i metaforami niczym z tekstów starego O.S.T.R.-a. Z resztą, gdyby ktoś jakimś cudem tego nie zauważył narrator sam nieskromnie pisze o swojej inteligencji i błyskotliwym humorze. Oprócz tego dzięki książce możemy poznać inne szczegóły z życia znanego twórcy internetowego, bo trudno uwierzyć, żeby wszystko było zmyślone. Jest to też pewnego rodzaju głos swojego pokolenia, którego słuchając z jednej strony ogarnia nas nostalgia, a z drugiej strony delikatne przerażenie, że wszystko zawarte w książce nie jest dla człowieka tak zupełnie obce... . Nie wiem tylko dlaczego autor zrobił z braci Strugackich rosyjskich meneli, ciekawe jakie ma zdanie na temat "Pikniku na skraju drogi" i "Stalkera"?

Z autorem można sie zgadzać lub nie, ale nie można zaprzeczyć, że jest ważną postacią starej gwardii polskiego YouTube'a. Pierwszy "Piątek" ogladałem jeszcze w gimnazjum w latach dwutysięcznych. Obecnie jest to chyba najstarszy serial internetowych na YT, który w dodatku wciąż ma się dobrze i stał się kanwą dla książki. Fani "Piatku" znajdą w niej sceny z poszczególnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiedzieć, że “Nowy Wspaniały Świat” dobrze się zestarzał to za mało. Jego przesłanie było aktualne sto lat temu, jest dziś i będzie za kolejne sto lat - z biegiem lat będziemy tylko raz po raz zbliżać się i oddalać od wizji przedstawionej w książce Aldusa Huxleya. Książce, która jest uniwersalną przypowieścią o tym jak bezsensowne są wszelkie spory społeczno-kulturowe, gdyż każdy z nas jest przecież uwarunkowanym dzieckiem innej kultury, której jest gotów mniej lub bardziej zaciekle bronić. Jednocześnie powieść wykłada jak kawę na ławę niełatwą prawdę na temat ceny ludzkiego szczęścia i postępu, o której na co dzień staramy się nie myśleć, ale z którą osobiście nie mogłem się nie zgodzić co mnie samego w pewnym momencie nawet zdziwiło. Oznacza to, że “Nowy Wspaniały Świat” funduje niezły fitness dla naszego mózgu, który chcąc ustosunkować się do tego co czytamy, wpada w swoisty dysonans poznawczy.

Przy okazji autor okazał się błyskotliwym wizjonerem. Oczywiście Aldus Huxley nie był jasnowidzem i nie opisał jeden do jednego osiągnięć technologicznych współczesnego świata, ale dość trafnie przewidział w jakim kierunku będziemy podążać w gonitwie za spełnianiem naszych pragnień.

Podsumowując - jest to jedna z ważniejszych dla mnie książek,, która może nie dokonała przewrotu mojego światopoglądu, ale zaimponowała swoją błyskotliwością i trafnością jak na powieść napisaną prawie sto lat temu stanowiąc dowód, że pewne mechanizmy społeczne są niezmienne.

Pokuszę się jeszcze o porównanie “Nowego Wspaniałego Światu” z “Rokiem 1984” Orwela. Nie będę w tym oryginalny, gdyż obie powieści często są ze sobą zestawiane, co wcale mnie to nie dziwi, gdyż mają ze sobą wiele wspólnego.

Mnie wizja Huxleya mniej przeraża, ale może tak być dlatego, że sam częściowo w niej żyję i do niej przyzwyczaiłem. “Rok 1984” odebrałem jako nocny koszmar, z którego nie można się obudzić, a “Nowy wspaniały świat” pozostawia otwartą furtkę na zmianę i to, że ona nie następuje nie jest tak naprawdę decyzją sadystycznych członków wewnętrznej partii, a samej ludzkiej natury. Jest to przyczynkiem do większej liczby pogłębionych refleksji niż powieść Orwella, która de facto jest obrazem III Rzeszy lub ZSRR podniesionymi do entej potęgi. Nie można przy tym pominąć wyraźnych inspiracji Huxleya “osiągnięciami” komunistów.

Wspomniałem, że według mnie Huxley był wielkim wizjonerem. Nie sposób przewidzieć wszystkiego z detalami, ale chciałbym zwrócić uwagę na kilka przykładów:

- czuciofilmy - rozszerzona rzeczywistość
- utylizacja zwłok na potrzeby rolnictwa - już teraz po śmierci można zostać drzewem,
- polecam zapoznać się z pojęciem capsula mundi
- taxikopter - w Dubaju już latają drony pasażerskie
- proces Bokanowskiego - klonowanie
- butlowanie - zapłodnienie in vitro już jest, a sztuczne łona to kwestia czasu
- i na koniec - dlaczego w książce z 1932 roku pada zwrot komory gazowe? Chyba że to błąd polskiego tłumaczenia?

Powiedzieć, że “Nowy Wspaniały Świat” dobrze się zestarzał to za mało. Jego przesłanie było aktualne sto lat temu, jest dziś i będzie za kolejne sto lat - z biegiem lat będziemy tylko raz po raz zbliżać się i oddalać od wizji przedstawionej w książce Aldusa Huxleya. Książce, która jest uniwersalną przypowieścią o tym jak bezsensowne są wszelkie spory społeczno-kulturowe,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z pominięciem kilku wyjątków nie jestem w stanie zaufać opowieściom fantasy, a ja alternatywne wersje historii, czy rzeczywistości za takie uznaję. Z tego powodu po “Człowieka z wysokiego zamku” pewnie nigdy bym nie sięgnął, gdyby nie nazwisko autora, pozytywne recenzje i… serial Amazona 🙂 Niestety, ku mojemu rozczarowaniu w książce nie znalazłem niewiele więcej niż kilka, tylko delikatnie zazębiających się historii, prowadzących do bliżej nieokreślonego celu i osadzonych w świecie, w który nie potrafię się wczuć. Napisałem - niewiele więcej - bo jednak od Philipa K. Dicka dostajemy coś ekstra - oryginalny pomysł na korespondowanie z czytelnikiem i odpowiadanie mu bezpośrednio na fundamentalne pytania takie jak chociażby: “O czym jest ta książka?” bez przebijania czwartej ściany. Swoiste zwierciadło, w którym odbijają się odpowiedzi na wszystkie pytania, tylko że odwrócone - doprawdy niezwykły zabieg. Jednak dla mnie to za mało, a odpowiedzi udzielane w ten sposób przez autora nie usatysfakcjonowały mnie tak jak tego oczekiwałem.

Z pominięciem kilku wyjątków nie jestem w stanie zaufać opowieściom fantasy, a ja alternatywne wersje historii, czy rzeczywistości za takie uznaję. Z tego powodu po “Człowieka z wysokiego zamku” pewnie nigdy bym nie sięgnął, gdyby nie nazwisko autora, pozytywne recenzje i… serial Amazona 🙂 Niestety, ku mojemu rozczarowaniu w książce nie znalazłem niewiele więcej niż kilka,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Piknik na skraju drogi Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 7,7
Piknik na skra... Arkadij Strugacki, ...

Na półkach:

Cały świat to g***o z wyjątkiem moczu - cytując klasyka. Taki obraz wyłania się z kart powieści. Co prawda przedstawiona w niej zostaje jedna z oryginalniejszych wizji kontaktu z pozaziemską cywilizacją to właśnie jej nihilistyczny charakter rozlewa się na wszystkie strony książki, która w znacznej mierze jest analizą kondycji ludzkiego gatunku i co tu dużo mówić - wnioski nie napawają optymizmem. Jednak przede wszystkim “Piknik na skraju drogi” to historia Reda, która mi osobiście do gustu nie przypadła. Jak w zwierciadle odbija się w nim problematyka świata wykreowanego przez Strugackich, ale sama postać mnie denerwuje. Oczywiście nie chodzi o to, żeby głównego bohatera polubić, można go szczerze nienawidzić i to jest sukces autora, jeśli wywoła w czytelniku takie emocje, ale mnie zachowanie Reda po prostu frustruje i sprawia, że w pewnym momencie zaczyna mnie mało interesować co się z nim stanie. Częściowo rekompensuje to dobrze prowadzona narracja, dzięki której książka mimo wszystko nie nudzi, a przynajmniej nie tak bardzo i pozwala wytrwać do końca. “Piknik na skraju drogi” to nie powieść z gatunku moich ulubionych. Oczywiście doceniam jej walory literackie i to co wniosła do fikcji naukowej, ale wystawiana przeze mnie ocena jest subiektywna i odejmuję kilka punktów z wymienionych wyżej powodów.

Poniżej dodaję jeszcze kilka przemyśleń dotyczących fabuły “Pikniku na skraju drogi”, dlatego do podjęcia tematu zapraszam osoby, które są już po lekturze.

To co zaraz po skończeniu książki powodowało mój niedosyt, a nawet budziło pewną irytację to urwana historii Reda, ale również brak szczegółów dotyczących samych obcych, jak wyglądało ich przybycie i pobyt na Ziemi? Jednak po dłuższym zastanowieniu zrozumiałem, a tak mi się przynajmniej wydaje, że to jest właśnie kwintesencja przesłania Strugackich. To symbol znalezienia dowodu na istnienie pozaziemskich istot rozumnych. W książce wylądowali nam oni przed samym nosem, żeby czytelnik nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Prawdopodobnie w realnym życiu, jeśli w ogóle do tego dojdzie, będzie to miało bardziej subtelny charakter, a cały kontakt może być jednostronny i na odległość. Jednak nawet w takim przypadku wydaje się, że dla ludzkiej cywilizacji będzie mieć to znaczenie przynajmniej tak wielkie jak odkrycie Ameryki. Jednak czy na pewno? Dla świata naukowego bez wątpienia, ale jakie miałoby to implikacje dla pojedynczych jednostek w 99,9 procentach nie związanych z pracą naukową? Bracia Strugaccy odpowiadają: żadne lub prawie żadne i to do mnie przemawia. Jeżeli byłby to kontakt jednorazowy, tak jak w książce, to po pierwszej fali entuzjazmu opinia publiczna wróciłaby do tematów nomen omen bardziej przyziemnych, a “obcy” pozostaliby w kręgu zainteresowań naukowców i całej rzeszy ludzi, którzy chcieliby na nich zbić kapitał - może nie konkretnie na nich, ale na samym fakcie ich istnienia, począwszy od branży rozrywkowej na rozmaitych i groźnych sektach kończąc. Zatem “Piknik na skraju drogi” to nie tylko oryginalne spojrzenie na nasze potencjalne relacje z przedstawicielami cywilizacji znacznie bardziej rozwiniętej od nas, ale jednocześnie znakomita analiza tego, czego już niedługo możemy być świadkami.

To co mnie osobiście jeszcze trochę raziło w książce to dość niedorzeczne anomalie związane ze strefą i stalkerami, ale później zorientowałem się, że wpadłem w kolejną zasadzkę przygotowaną przez pisarzy. Właśnie o to chodziło, żeby pokazać przepaść technologiczną tak dużą, że nie tylko nie wiemy jak pewne zjawiska działają, ale podświadomie przeczymy możliwość ich zajścia. Śmiem przypuszczać, że starożytni Grecy podobnie zupełnie naturalnie wykluczyliby możliwość np. wykonania zdjęcia powierzchni Marsa, bo:
- nie wiedzieli, że Mars tak naprawdę jest ciałem niebieskim, na którym można wylądować,
- nieznane było im pojęcie zdjęcia,
- byli przekonani, że latanie jest zarezerwowane tylko dla bogów.

Ostatnia pytanie, które nasunęło mi się w czasie lektury to: czy Strugaccy chcąc oszukać cenzurę umiejscowili akcję powieści w Anglii cały czas mając na myśli ZSRR? Znamienny wydaje się tu fragment, w którym mowa jest o tym jak Rosja sprawnie poradziła sobie ze stalkerami co nie udało się na zachodzie. Czy tylko dla mnie jest to oczywista ironia autorów?

Cały świat to g***o z wyjątkiem moczu - cytując klasyka. Taki obraz wyłania się z kart powieści. Co prawda przedstawiona w niej zostaje jedna z oryginalniejszych wizji kontaktu z pozaziemską cywilizacją to właśnie jej nihilistyczny charakter rozlewa się na wszystkie strony książki, która w znacznej mierze jest analizą kondycji ludzkiego gatunku i co tu dużo mówić - wnioski...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku zaznaczę, że jest to książka, po którą sięgnąłem ze względu na nazwisko autora i okazało się, że jego popularność jest w pełni zrozumiała. "Monachium" to opowieść jakie lubię - po mistrzowsku miesza fakty historyczne z wyobrażeniami pisarza do tego stopnia, że granica między prawdą, a fikcją przestaje być zauważalna, przynajmniej dla osób z elementarnym wykształceniem historycznym jak ja. Zwięzła i jednowątkowa historia nie pozwala na chwilę nudy.

Ponadto dla mnie oprócz pierwszorzędnej rozrywki książka była cenną lekcją historii, która zmieniła w moich oczach obraz Naville'a Chamberlain'a do tego stopnia, że Układ Monachijski postrzegam teraz podobnie jak ewakuację z Dunkierki czy Bitwę o Anglię, czyli jedno z wydarzeń, które przesądziły o losach II wojny światowej, pomimo że miało miejsce jeszcze przed jej oficjalnym rozpoczęciem .

Jednak, żeby nie było tak kolorowo, mam kilka czysto subiektywnym uwag względem samej fabuły, które zamykam w klamry, bo nie każdego muszą interesować.
_________________________________________
Delikatny twist fabularny nie może równać się np. z tym, który dostaliśmy w Autorze Widmo, i na który czekałem do ostatniej minuty audiobooka. Widać, że Robert Harris tym razem chciał pozostać wierny faktom najbardziej jak się da, wciąż jednak pisząc powieść, a nie książkę historyczną. Po za tym sam pomysł na siłę napędową akcji osobiście przypominał mi ten z "Vaterland'u". Niektóre rozwiązania fabularne jak i zachowanie bohaterów, w szczególności Hartmana i Laili sprawiały wrażenie jakby autor poszedł trochę na łatwiznę.
_________________________________________

Tym niemniej książka jest godna polecenia, choć zdaję sobie sprawę, że najwięcej frajdy przyniesie ona fanom twórczości Harrisa i jemu podobnym autorom thrillerów politycznych.

Na początku zaznaczę, że jest to książka, po którą sięgnąłem ze względu na nazwisko autora i okazało się, że jego popularność jest w pełni zrozumiała. "Monachium" to opowieść jakie lubię - po mistrzowsku miesza fakty historyczne z wyobrażeniami pisarza do tego stopnia, że granica między prawdą, a fikcją przestaje być zauważalna, przynajmniej dla osób z elementarnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Grecy mają "Iliadę i Odyseję", Rosjanie "Wojnę i Pokój", a Polacy "Pana Tadeusza", jednak mieszkańcy stolicy naszego kraju mogą dodatkowo poszczycić się swoją własną epopeją, jaką jest "Zły" L. Tyrmanda. Autor powieści już w pierwszym zdaniu książki podkreśla, że jest ona hołdem jaki składa Warszawie. W rzeczy samej - pieczołowitość i poetyka z jaką zostały napisane barwne opisy oddające z detalami życie powojennej Warszawy można postawić w jednym rzędzie z obrazami przedwojennej Warszawy namalowanymi przez Canalleta i stanowią one nie mniejszą, a może nawet większą wartość historyczną niż Kroniki Filmowe z tamtych czasów.

Jednak to co możemy uznać za niezaprzeczalną wartość dzieła Tyrmanda, jednocześnie może od niego odstraszać, gdyż opisy, adegdoty, epizodyczne historie, poboczne wątki i postacie stanowią większość treści przepastnej książki przez co czasami zapominamy o głównym wątku. Z drugiej strony, gdyby ten główny wątek wykestrahować z powieści np. na potrzeby scenariusza filmowego mogłoby się okazać, że historia, która z pozoru może nam się wydawać polskim pierwowzorem "V jak Vendeta" okaże się tak naprawdę... Moja recenzja ma być bez spoilerów, więc w tym miejscu postawię kropkę, a zainteresowanych odeślę do lektury.

Grecy mają "Iliadę i Odyseję", Rosjanie "Wojnę i Pokój", a Polacy "Pana Tadeusza", jednak mieszkańcy stolicy naszego kraju mogą dodatkowo poszczycić się swoją własną epopeją, jaką jest "Zły" L. Tyrmanda. Autor powieści już w pierwszym zdaniu książki podkreśla, że jest ona hołdem jaki składa Warszawie. W rzeczy samej - pieczołowitość i poetyka z jaką zostały napisane barwne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor w oparach absurdu kpi z ludzkich ułomności i przywar serwując nam jednocześnie romans i powiastkę filozoficzną. Jedynie zakończenie jak dla mnie zbyt banalne wobec tego co Bułhakow budował od początku powieści.

Autor w oparach absurdu kpi z ludzkich ułomności i przywar serwując nam jednocześnie romans i powiastkę filozoficzną. Jedynie zakończenie jak dla mnie zbyt banalne wobec tego co Bułhakow budował od początku powieści.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Już po pierwszych rozdziałach wsiąknąłem w świat wykreowany przez Herberta i zrozumiałem co przyniosło sadze o Diunie taki rozgłos. Po pierwsze ciekawy sposób narracji - niby od początku wiemy co się wydarzy, ale historia trzyma w napięciu, a mnogość wątków w błyskotliwy sposób znajduje swoje ujście w punkcie kulminacyjnym.

Po drugie sprawne i wiarygodne połączenie elementów typowych dla literatury s-f z klimatem niczym z "Baśni tysiąca i jednej nocy". No i sama Diuna - planeta zagadka dopracowana w najmniejszym szczególe, która nie jest tylko tłem wydarzeń, ale pełnoprawnym bohaterem powieści.

Ponadto fani s-f i fantasy zauważą bez problemu w "Diunie" inspiracje dla takich twórców jak: George R.R. Martin czy George Lucas.

Podsumowując: obiektywnie laury dla powieści jak najbardziej zasłużone, natomiast subiektywnie po pierwszej części nie zdecyduję się na kontynuowanie serii. Preferuję w opowieści bardziej "science" niż "fiction", a w "Diunie" jest jednak odwrotnie.

Już po pierwszych rozdziałach wsiąknąłem w świat wykreowany przez Herberta i zrozumiałem co przyniosło sadze o Diunie taki rozgłos. Po pierwsze ciekawy sposób narracji - niby od początku wiemy co się wydarzy, ale historia trzyma w napięciu, a mnogość wątków w błyskotliwy sposób znajduje swoje ujście w punkcie kulminacyjnym.

Po drugie sprawne i wiarygodne połączenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Druzgocąca wizja końca historii odebrana przeze mnie bardziej jak horror, niż s-f czy political fiction.

Druzgocąca wizja końca historii odebrana przeze mnie bardziej jak horror, niż s-f czy political fiction.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To jeden z tych tytułów, które są w stanie zmienić twój pogląd na świat i życie.

To jeden z tych tytułów, które są w stanie zmienić twój pogląd na świat i życie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do momentu przeczytania książki zapewne minąłem tysiące drzew, a większości nawet nie zauważyłem. Dziś widząc drzewo zastanawiam się jak się czuje, czy jest szczęśliwe i czym w danej chwili jest zajęte :)

Do momentu przeczytania książki zapewne minąłem tysiące drzew, a większości nawet nie zauważyłem. Dziś widząc drzewo zastanawiam się jak się czuje, czy jest szczęśliwe i czym w danej chwili jest zajęte :)

Pokaż mimo to