-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać30
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownikaBez dwóch zdań pozycja obowiązkowa dla wielbicieli talentu tego oryginalnego reżysera, do których się zaliczam. To coś więcej niż zbiór wywiadów - to również skarbnica wiedzy o samym Lynchu, również od strony prywatnej, ale nade wszystko zaś krytyczna analiza jego twórczości od jej początków do "Inland Empire". O ile Lynch zasadniczo nie chce mówić o swoich dziełach, zostawiając ich interpretację widzom, o tyle dużo i ciekawie opowiada o samym procesie twórczym, byciu artystą, percepcji rzeczywistości i sztuki.
Bez dwóch zdań pozycja obowiązkowa dla wielbicieli talentu tego oryginalnego reżysera, do których się zaliczam. To coś więcej niż zbiór wywiadów - to również skarbnica wiedzy o samym Lynchu, również od strony prywatnej, ale nade wszystko zaś krytyczna analiza jego twórczości od jej początków do "Inland Empire". O ile Lynch zasadniczo nie chce mówić o swoich dziełach,...
więcej mniej Pokaż mimo toJeśli jeszcze nie zaczęliście Państwo obcować z fenomenem "Fistaszków", równie dobrze możecie sięgnąć w pierwszej kolejności po ten właśnie tom, a jeśli już mieliście z nimi do czynienia, żadna rekomendacja nie będzie nawet konieczna, bo i tak to zrobicie. Uniwersalny, często nawet filozoficzny humor oraz dosadna, ale nie agresywna satyra skryte są zręcznie w dziecinnym kostiumie. Bohaterowie Schulza są ułomni, pechowi, złośliwi i małostkowi, ale nie można odmówić im niewątpliwego uroku. Tak jak właściwie nie starzeją się na komiksowych paskach pomimo kolejnych dekad (choć rysunek Schulza ewoluuje, co widać przy niektórych postaciach), tak i nie starzeją się same "Fistaszki" i czynione w nich obserwacje ludzkich ułomności. Moimi osobistymi faworytami są pies Snoopy i jego ptasi przyjaciel - Woodstock. I w tym zbiorze dostajemy całe mnóstwo ich przygód, również z ekipą ptasich skautów. Snoopy, który tak chętnie wciela się w różne role, tutaj najczęściej zajmuje się pisaniem. Całkiem sporo w tym tomie zakręconego Spike'a, brata Snoopy'ego. Plus całe mnóstwo znanych z poprzednich części motywów, o których długo można by opowiadać, bo uniwersum "Fistaszków" jest siłą rzeczy dość rozbudowane, prawda? A kto nie wiem, o czym mówię, niech czym prędzej wpadnie w sidła "Fistaszkowej" obsesji.
Jeśli jeszcze nie zaczęliście Państwo obcować z fenomenem "Fistaszków", równie dobrze możecie sięgnąć w pierwszej kolejności po ten właśnie tom, a jeśli już mieliście z nimi do czynienia, żadna rekomendacja nie będzie nawet konieczna, bo i tak to zrobicie. Uniwersalny, często nawet filozoficzny humor oraz dosadna, ale nie agresywna satyra skryte są zręcznie w dziecinnym...
więcej mniej Pokaż mimo toDzięki Naszej Księgarni otrzymujemy kolejną porcję "Fistaszków", tym razem z lat 1987-1988 (ze wstępem Tomasza Raczka, który zwraca uwagę na istotny aspekt współtworzenia "Fistaszków" w wyobraźni czytelnika). Pewnym novum (od 29.02.1988) jest co do zasady (poza niedzielnymi całoplanszówkami) ograniczenie liczby kadrów pasków z czterech do trzech kadrów (trafiają się również paski dwu- czy jednokadrowe, czy wciąż czterokadrowe). Nie ma to jednak żadnego przełożenia na jakość "Fistaszków", zdolność Schulza do budowania świetnych historii czy błyskotliwego puentowania - to, co najlepsze w tradycji "Fistaszków", zostaje tutaj z pewnością zachowane. Bohaterowie są wciąż sobą i bawią tak samo niezależnie od tego, czy ktoś rozpoczyna przygodę z "Fistaszkami" czy przeczytał już wszystkie poprzednie tomy. I trzeba pamiętać, że jest to humor tyleż uniwersalny co wielowymiarowy, adresowany w dużej mierze do dojrzałego odbiorcy (m.in. kapitalne paski, w których Snoopy udający prawnika musi stawić czoła nagonce na adwokatów czy ten, w którym Schulz wyśmiewa łatwość dostępu do broni). Ponad trzysta stron czytelniczej frajdy - na poprawę humoru, ale i przy okazji, do paru przemyśleń. Zakup na lata, bo kto pokochał "Fistaszki", ciągle będzie do nich wracał, również do przeczytanych już tomów. Polecam nieustająco.
Dzięki Naszej Księgarni otrzymujemy kolejną porcję "Fistaszków", tym razem z lat 1987-1988 (ze wstępem Tomasza Raczka, który zwraca uwagę na istotny aspekt współtworzenia "Fistaszków" w wyobraźni czytelnika). Pewnym novum (od 29.02.1988) jest co do zasady (poza niedzielnymi całoplanszówkami) ograniczenie liczby kadrów pasków z czterech do trzech kadrów (trafiają się również...
więcej mniej Pokaż mimo toKażdy kolejny tom "Fistaszków zebranych" przybliża nas do zakończenia serii - choć jest w tym stwierdzeniu coś banalnego, to jednak w ostatniej jej dekadzie odczuwamy to szczególnie boleśnie (Schulz nie chciał, żeby seria była kontynuowana po jego śmierci przez kogoś innego). Zanim jednak to się stanie a my ograniczeni będziemy do sesji powtórkowych, sporo frajdy przed nami. A taką przynosi niewątpliwie kolejny tom obejmujący paski z lat 1991 oraz 1992 wydany przez Naszą Księgarnię. W świecie "Fistaszków" niewiele się zmienia - Snoopy wciąż mnoży życiowe role m.in. będąc nieustraszonym pilotem, aspirującym pisarzem i praktykującym z różnym skutkiem adwokatem, Linus wciąż uzależniony jest od kocyka, Peppermint Patty wciąż cierpi szkolne udręki a Charlie Brown wciąż ulega podstępom Lucy, kiedy ta każe mu kopnąć piłkę. Ale w tym przewidywalnym (a przez to w gruncie rzeczy bezpiecznym) świecie czytelnicy odnajdywać się będą doskonale, bo w obfitującej w rozczarowania i obawy doli bohaterów, nie brakuje miejsca na dobre chwile, oczyszczający humor, cenną przyjaźń, niegasnącą nadzieję. Mali bohaterowie stają się nośnikami uniwersalnych przesłań i paradoksalnie pokrzepiających prawd. Dlatego warto sięgać po "Fistaszki".
Każdy kolejny tom "Fistaszków zebranych" przybliża nas do zakończenia serii - choć jest w tym stwierdzeniu coś banalnego, to jednak w ostatniej jej dekadzie odczuwamy to szczególnie boleśnie (Schulz nie chciał, żeby seria była kontynuowana po jego śmierci przez kogoś innego). Zanim jednak to się stanie a my ograniczeni będziemy do sesji powtórkowych, sporo frajdy przed...
więcej mniej Pokaż mimo toNiby o "Fistaszkach" powiedziano i napisano już wszystko, jak zresztą zauważa Michał Nogaś we wstępie (a same postacie stworzone przez Schulza są powszechnie kojarzone, zwłaszcza najsłynniejszy beagle świata Snoopy), ale wciąż pozostaje w Polsce liczne grono czytelników, które nie przeżyło na serio przygody z tym kultowym komiksem. Każdy kolejny tom zbiorczy wydany przez Naszą Księgarnię daje taką okazję, bo nie trzeba czytać ich w kolejności. A jak się przeczyta jeden, to gwarantuję, że na tym się nie poprzestanie. Tym razem dostajemy do rąk wydanie zbiorcze obejmujące lata 1997-1998 i robi się trochę smutno, bo seria nieuchronnie zmierza do finału, który nastąpił w lutym 2000 roku. Póki co jednak dostajemy ponad 300 stron przedniej zabawy - pełnej raz ciepłego, innym razem dość cierpkiego humoru, wzruszeń i filozoficznej zadumy. W "Fistaszkach" czas tradycyjnie zdaje się zatrzymywać, a my, pędząc przez życie, również powinniśmy mieć świadomość, że choć nie stoimy w miejscu, w gruncie rzeczy często powracamy do tych samych siebie, ze wszystkimi tego plusami i minusami. To jeszcze jedna nauka płynąca z czytania "Fistaszków".
Niby o "Fistaszkach" powiedziano i napisano już wszystko, jak zresztą zauważa Michał Nogaś we wstępie (a same postacie stworzone przez Schulza są powszechnie kojarzone, zwłaszcza najsłynniejszy beagle świata Snoopy), ale wciąż pozostaje w Polsce liczne grono czytelników, które nie przeżyło na serio przygody z tym kultowym komiksem. Każdy kolejny tom zbiorczy wydany przez...
więcej mniej Pokaż mimo toTrudno w to uwierzyć, ale "Fistaszki" ukazywały się przez pół wieku. Tom zbierający lata 1999-2000 zatrzymuje się na planowanym pożegnaniu Schulza z czytelnikami z dnia 13.2.2000 (tak się złożyło, że pojawiło się dzień po śmierci autora). Uzupełniono go o przedfistaszkowy etap twórczości autora - serię "Li'l Folks" (znaleźć w niej zresztą można prototypy części późniejszych postaci z "Fistaszków") wraz z wprowadzeniem do niej, którego autorem jest Gary Groth. Publikację otwiera wstęp Anny Grabek, która z ramienia wydawcy opowiada o pracach nad polskim wydaniem "Fistaszków". To była piękna przygoda, do której będzie się wracać - również dzięki profesjonalizmowi polskiego wydawcy i genialnemu tłumaczeniu serii autorstwa Michała Rusinka. A kto jeszcze nie miał okazji obcować z geniuszem Schulza, niech czym prędzej nadrobi zaległości, niezależnie od tego, czy zamierza zacząć od pierwszego czy ostatniego tomu.
Trudno w to uwierzyć, ale "Fistaszki" ukazywały się przez pół wieku. Tom zbierający lata 1999-2000 zatrzymuje się na planowanym pożegnaniu Schulza z czytelnikami z dnia 13.2.2000 (tak się złożyło, że pojawiło się dzień po śmierci autora). Uzupełniono go o przedfistaszkowy etap twórczości autora - serię "Li'l Folks" (znaleźć w niej zresztą można prototypy części późniejszych...
więcej mniej Pokaż mimo toTen łotrzykowski, pełen fabularnego rozmachu komiks jest po prostu wybitny. Wielopiętrowy scenariusz prowadzi z czytelnikiem wyrafinowaną, a zarazem zabawną grę. Błyszczy w nim zarówno świetnie prowadzona narracja jak i imponują pyszne dialogi. Poważne treści i dramatyczne wydarzenia w sposób płynny mieszają się z awanturniczymi przygodami opowiedzianymi z przymrużeniem oka - zacieranie się tych granic jest kluczem do wyjątkowości komiksu (obok postaci jego głównego bohatera). Na poziomie rysunków to również majstersztyk, któremu niczego nie brakuje. Duży format wydawniczy pozwala na podziwianie tak panoramicznych, przestrzennych scen jak i rysunkowych detali wyczarowywanych przez Guarnido - rysownika znanego z serii "Blacksad". "Indyjska włóczęga" zachwyca na każdym poziomie. Polecam.
Ten łotrzykowski, pełen fabularnego rozmachu komiks jest po prostu wybitny. Wielopiętrowy scenariusz prowadzi z czytelnikiem wyrafinowaną, a zarazem zabawną grę. Błyszczy w nim zarówno świetnie prowadzona narracja jak i imponują pyszne dialogi. Poważne treści i dramatyczne wydarzenia w sposób płynny mieszają się z awanturniczymi przygodami opowiedzianymi z przymrużeniem oka...
więcej mniej Pokaż mimo toPierwszy z długo wyczekiwanych integrali kultowej serii "Kajko i Kokosz" spełnia wszystkie pokładane w tym przedsięwzięciu nadzieje i z ufnością każe czekać na kolejne tytuły (łącznie ma ich się ukazać sześć). To piękne wydanie z twardą oprawą, którego zasadniczą częścią jest cała historia "Złoty puchar", zawiera też imponujące dodatki. Na początku, w ramach wspomnianych dodatków, dostajemy nutkę personalną - Mistrza Christę wspomina bowiem jego wnuczka Paulina, dzisiaj z powodzeniem zaangażowana w ochronę twórczego dziedzictwa i promocję twórczości słynnego dziadka. Dalej już "Złoty puchar" (znany również jako "Złote prosię" oraz "Złoto Mirmiła") - był to pierwszy komiks z serii "Kajko i Kokosz" zapoczątkowanej w 1972 roku. Kto zna, ten z pewnością pamięta perypetie dzielnych wojów zmagających się co prawda jeszcze nie ze zbójcerzami, ale z ich prototypem - Kompanią Czarnych Trójkątów, którzy kojarzą się z Krzyżakami (sama zaś intryga nawiązuje do sprowadzenia Krzyżaków do Polski przez Konrada Mazowieckiego). Kto nie zna, ten powinien poznać, bo to i dzisiaj bardzo sympatyczny, pełen humoru komiks ze sprawnie poprowadzoną akcją i całym szeregiem interesujących postaci. Na koniec Krzysztof Janicz z bloga "Na plasterki!!!" przybliża postać Christy, jego drogę do profesjonalnego rysowania i komiksową twórczość, która doprowadziła rysownika ostatecznie do "Kajka i Kokosza", jego najbardziej znanej serii. Dodatki zawierając mnóstwo interesujących zdjęć i ilustracji, w tym fragmenty mniej znanych komiksów Christy. Pozycja obowiązkowa dla fanów polskiego komiksu i to nie tylko tych sentymentalnych.
Pierwszy z długo wyczekiwanych integrali kultowej serii "Kajko i Kokosz" spełnia wszystkie pokładane w tym przedsięwzięciu nadzieje i z ufnością każe czekać na kolejne tytuły (łącznie ma ich się ukazać sześć). To piękne wydanie z twardą oprawą, którego zasadniczą częścią jest cała historia "Złoty puchar", zawiera też imponujące dodatki. Na początku, w ramach wspomnianych...
więcej mniej Pokaż mimo toW drugim tomie "Złotej kolekcji" - integrali "Kajka i Kokosza" mamy jeden z najbardziej popularnych komiksów Christy - "Szranki i konkury" plus okolicznościowy wstęp Grażyny Antoniewicz (dziennikarki "Dziennika Bałtyckiego) oraz wnikliwy tekst Krzysztofa Janicza, znawcy twórczości sopockiego rysownika. W "Szrankach i konkurach" kapryśna Fochna, córka Mszczuja, rozkochuje w sobie kolejnych mężczyzn gotowych na wszystko, by zdobyć jej względy. Dzielni woje Mirmiła zostają wplątani w intrygę, ale niekoniecznie stanowią jej centralny punkt - ciekawym i zabawnym zabiegiem jest ich rywalizacja, kiedy wspierają różnych pretendentów do ręki Fochny. Jak to zwykle u Christy bywa, mamy tu całą galerię śmiesznych postaci - ich nieudolne starania, obsesje i aspiracje są źródłem wielu zabawnych scen i motorem napędowym licznych zwrotów akcji. Czyta się to (a w przypadku osób, które mają przed sobą "Szranki i konkury" po raz n-ty - wspomina) bardzo przyjemnie. Mówiąc językiem bohatera - nieudacznika Wita - naprawdę świetna sprawa, czytajta, bo to przednia zabawa.
W drugim tomie "Złotej kolekcji" - integrali "Kajka i Kokosza" mamy jeden z najbardziej popularnych komiksów Christy - "Szranki i konkury" plus okolicznościowy wstęp Grażyny Antoniewicz (dziennikarki "Dziennika Bałtyckiego) oraz wnikliwy tekst Krzysztofa Janicza, znawcy twórczości sopockiego rysownika. W "Szrankach i konkurach" kapryśna Fochna, córka Mszczuja, rozkochuje w...
więcej mniej Pokaż mimo toZ "Kajkiem i Kokoszem" znam się od dziecka - komiksowe paski Christy zamieszczane w prasie i jego albumy sprawiały mi od zawsze wielką frajdę. "Woje Mirmiła" to dla mnie jedna z ulubionych opowieści w ramach serii, choć przecież brakuje w niej jeszcze niezapomnianych zbójcerzy. Z wielką przyjemnością wróciłem do tego komiksu po latach przy okazji wydania trzeciego integrala przygód "Kajka i Kokosza" przez Egmont w ramach "Złotej Kolekcji". "Woje Mirmiła" to jedno, ale zwróćcie Państwo uwagę na bogactwo dodatków, jakie tutaj znajdziemy. We wcześniejszych tomach już było bardzo interesująco, a tutaj jest po prostu rewelacyjnie. Mamy tu m.in. dwa krótkie, mniej znane komiksy Christy, bogato ilustrowane omówienie oraz "Wyznania spisane" (ukazały się w 2008 i dziś są trudno dostępne) - Christa jako wspaniały gawędziarz opowiada komiksowym znawcom Janiczowi i Śmiałkowskiemu o swoim życiu i meandrach twórczości. Całość - rewelacja, dlatego obiektywnie-subiektywnie-sentymentalnie-na chłodno - daję z pełnym przekonaniem 10/10.
Z "Kajkiem i Kokoszem" znam się od dziecka - komiksowe paski Christy zamieszczane w prasie i jego albumy sprawiały mi od zawsze wielką frajdę. "Woje Mirmiła" to dla mnie jedna z ulubionych opowieści w ramach serii, choć przecież brakuje w niej jeszcze niezapomnianych zbójcerzy. Z wielką przyjemnością wróciłem do tego komiksu po latach przy okazji wydania trzeciego integrala...
więcej mniej Pokaż mimo toCiąg dalszy podróży przez najlepsze karty polskiego komiksu. Czwarty tom "Złotej kolekcji" to lektura obowiązkowa nie tylko dla starych fanów serii Janusza Christy, ale również dla tych, którzy odkryli ją później, dzięki takim wydarzeniom jak wprowadzenie na listę lektur "Szkoły latania" czy powstanie serialu o przygodach dzielnych wojów Mirmiła dla Netflixa. Czwarty tom przynosi kilka krótszych opowieści niż te, do których przyzwyczaiły nas poprzednie. Jest rzeczona "Szkoła latania", w której pojawiają się Zbójcerze (główny problem naszych bohaterów), jest pamiętny "Wielki turniej" z pamiętnymi koszmarami kasztelan, a potem "Na wczasach" i wreszcie "Zamach na Milusia" z tytułowym smokiem. Wśród dodatków pojawia się wstęp Sławomira W. Malinowskiego, dziennikarza i przyjaciela Christy, autor filmu dokumentalnego o nim, a także bogato ilustrowane, jak zwykle erudycyjne, kompetentne, wielokontekstowe i arcyciekawe opracowanie tematyczne autorstwa Krzysztofa Janicza. Lektura obowiązkowa.
Ciąg dalszy podróży przez najlepsze karty polskiego komiksu. Czwarty tom "Złotej kolekcji" to lektura obowiązkowa nie tylko dla starych fanów serii Janusza Christy, ale również dla tych, którzy odkryli ją później, dzięki takim wydarzeniom jak wprowadzenie na listę lektur "Szkoły latania" czy powstanie serialu o przygodach dzielnych wojów Mirmiła dla Netflixa. Czwarty tom...
więcej mniej Pokaż mimo toPiąty tom "Złotej kolekcji" i kolejna dziesiątka, ale przecież inaczej nie mogę postąpić - wychowałem się w końcu na komiksach Janusza Christy i stanowią one dla mnie nie tylko sentymentalne dziedzictwo młodości, ale lekturę, do której wciąż z przyjemnością można wracać. Kolejny integral z przygodami dzielnych wojów otwiera wstęp Radosława Geremka, nie tylko znawcy, ale obecnie również jednego ze strażników dorobku sopockiego mistrza komiksu (działającego w ramach Fundacji "Kreska" im. Janusza Christy). W jego wspomnieniach dostrzec można doświadczenia pokoleniowe dla fanów komiksów, którzy liznęli jeszcze w swoim życiu PRL-u. Potem dostajemy krótsze opowieści z serii - na początek idzie dziwadełko "Wynalazek profesora 100-krotka", w którym dzielni wojowie zostają przeniesieni w czasie, dalej "Urodziny Milusia", "Łaźnia" i "Koncert kaprala", wszystkie niegdyś zamieszczone w porelaxowych antologiach KAW-u. Dalej, trzy albumowe opowieści - "Skarby Mirmiła", nieco baśniowy "Cudowny lek" oraz subiektywnie oczywiście rzecz biorąc, najlepszy w tym zestawieniu "Festiwal czarownic". Po tak obszernym daniu głównym, przychodzi czas na porcję ciekawostek na deser - niezawodny Krzysztof Janicz z bloga na plasterki!!! kompetentnie i porywająco zarazem mierzy się z wieloma ciekawymi tematami dotyczącymi twórczości Christy - nie zabrakło tutaj np. genezy "Gucka i Rocha" czy drażliwej w kontekście "Kajka i Kokosza" kwestii Asteriksa. Jakby tego było mało - na koniec (nomen omen) "Niespodzianka" - scenariusz do nieznanej krótkiej opowieści Christy, który został ostatecznie nieco zdyskontowany w innych jego przedsięwzięciach. No i aż żal, że został już tylko jeden tom "Złotej kolekcji", choć przecież zawsze można wypatrywać w jakiejś perspektywie ponownych opracowań (niemałej) reszty dorobku Christy.
Piąty tom "Złotej kolekcji" i kolejna dziesiątka, ale przecież inaczej nie mogę postąpić - wychowałem się w końcu na komiksach Janusza Christy i stanowią one dla mnie nie tylko sentymentalne dziedzictwo młodości, ale lekturę, do której wciąż z przyjemnością można wracać. Kolejny integral z przygodami dzielnych wojów otwiera wstęp Radosława Geremka, nie tylko znawcy, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-31
Drugi tom "Mafaldy". Postać Mafaldy gdzieś tam prześlizgnęła się w specyficzny sposób przez PRL-owski rynek wydawniczy za sprawą serii Literatura na Świecie dla Dzieci i Młodzieży / Zabawy z Alikiem, ale nie była to pełnowartościowa prezentacja. Dopiero wydawnictwo "Nasza Księgarnia" uporządkowało tę sytuację i wydało zbiorczą "Mafaldę" w formacie, jaki wcześniej uskuteczniło w zakresie kultowych "Fistaszków". Tak jak w przypadku "Fistaszków" sięgnięto po znakomitego tłumacza - przy pierwszym tytule jest to Michał Rusinek, przy drugim Filip Łobodziński. Tak się składa, że wydanie w Polsce drugiego tomu "Mafaldy" w Polsce zbiegło się ze śmiercią jej autora - Quino. To tyle tytułem wprowadzenia. O samej "Mafaldzie" można by pisać długo i w samych superlatywach. Quino, jak Schulz w przypadku "Fistaszków", stworzył w swojej serii wspaniałe postacie dzieci, które obrazują problemy i rozterki dorosłego świata przepuszczone przez obraz młodych bohaterów, łącząc w sobie ciepły i gorzki humor. Ale inaczej niż w "Fistaszkach" - są tu również dorośli, dlatego są i konfrontacje małego i dużego świata. Tytułowa Mafalda jest pyskata, ale zarazem zatroskana o kondycję świata. Jej pytania nabierają uniwersalnego wymiaru, bo komiks mimo że powstał w zupełnie innej epoce, pozostaje z większością z tych pytań zaskakująco aktualny. I tylko szkoda, że na dwóch tomach zbiorczych cała ta opowieść się kończy. Lektura obowiązkowa.
Drugi tom "Mafaldy". Postać Mafaldy gdzieś tam prześlizgnęła się w specyficzny sposób przez PRL-owski rynek wydawniczy za sprawą serii Literatura na Świecie dla Dzieci i Młodzieży / Zabawy z Alikiem, ale nie była to pełnowartościowa prezentacja. Dopiero wydawnictwo "Nasza Księgarnia" uporządkowało tę sytuację i wydało zbiorczą "Mafaldę" w formacie, jaki wcześniej...
więcej mniej Pokaż mimo toWybitny komiks, na który składają się wspomnienia z czasów podzielonych Niemiec. Te krótkie historyjki mają niesłychany ładunek emocjonalny a bywa że intelektualny, co jest o tyle godne odnotowania, że kreska Flixa kojarzyć by się mogła raczej z typowym humorem gazetowych pasków. Jeśli komiks ma edukować, to potrzeba, żeby robił to właśnie w taki sposób.
Wybitny komiks, na który składają się wspomnienia z czasów podzielonych Niemiec. Te krótkie historyjki mają niesłychany ładunek emocjonalny a bywa że intelektualny, co jest o tyle godne odnotowania, że kreska Flixa kojarzyć by się mogła raczej z typowym humorem gazetowych pasków. Jeśli komiks ma edukować, to potrzeba, żeby robił to właśnie w taki sposób.
Pokaż mimo toTo pozycja naprawdę nie do przecenienia. Jeśli czytaliście "Zrozumieć komiks" tego samego autora, nie trzeba będzie Was zachęcać do "Stworzyć komiks", bo te dwa de facto komiksy o komiksie wzajemnie się dopełniają. Jeśli zaś nie czytaliście, możecie równie dobrze zacząć lekturę od "Stworzyć komiks". Jak sugeruje tytuł, jest to dzieło zaadresowane przede wszystkim do autorów komiksów - zarówno tych, którzy w różnym stopniu zaawansowania i z różnym powodzeniem już działają na tym poletku, jak i potencjalnych twórców, którzy ze sztuką komiksową dopiero chcieliby się zmierzyć i niepewni swoich umiejętności, szukają środków wyrazu i praktycznych wskazówek. Przy czym, co ważne, McCloud adresuje swój wykład zarówno do rysowników jak i scenarzystów, a nawet opowiada o aspektach współpracy tychże w przypadku, gdy te role się rozdzielają. Nie bójcie się jednak słowa groźnie brzmiącego "wykład", bo "Stworzyć komiks" nie jest nudnym, napuszonym poradnikiem w protekcjonalnym stylu, ale bardziej przyjacielską pogadanką. Pogadanką jednakowoż pozbawioną zgrywy; bardzo kompetentną, kompleksową, odwołującą się tak do klasyki i historii sztuki komiksowej, jak i do nowych form i przestrzeni jej uprawiania. Autor sprawnie porusza się w szerokim spektrum stylów i zainteresowań, wskazując adeptom sztuki komiksowej nieograniczone wręcz możliwości wyrażania siebie i swoich pomysłów przez komiks. Jednocześnie wprowadza do tego świata potrzebną dyscyplinę. Porządek, systematyka i kategorie, i dalej - znajomość teorii, jak przekonuje (choć nie zawsze wprost) McCloud, nie mogą stać się wrogami komiksowego twórcy, bo ostatecznie usprawniają jego warsztat, nie zaś ograniczają go. Tę pozycję można polecić zresztą nie tylko komiksowym twórcom, ale również czytelnikom komiksów, którzy obserwując niuanse i zależności związane z procesem powstawania komiksu czy wytyczne zawarte w tej książce, mogą łatwiej zrozumieć komiks jako taki czy też intencje i wybory autorów, z których pracami się zetknęli. Naprawdę długo jeszcze można by komplementować McClouda za to, że wprowadza nas w arkana sztuki komiksowej z tak wielkim znawstwem i zarazem w tak interesujący sposób.
To pozycja naprawdę nie do przecenienia. Jeśli czytaliście "Zrozumieć komiks" tego samego autora, nie trzeba będzie Was zachęcać do "Stworzyć komiks", bo te dwa de facto komiksy o komiksie wzajemnie się dopełniają. Jeśli zaś nie czytaliście, możecie równie dobrze zacząć lekturę od "Stworzyć komiks". Jak sugeruje tytuł, jest to dzieło zaadresowane przede wszystkim do autorów...
więcej mniej Pokaż mimo toDla tych, którzy mieli przyjemność zobaczyć na własne oczy Wenecję - ten, znakomity literacko hołd, jaki rosyjski (i zarazem amerykański) poeta złożył temu miastu, z pewnością zrozumie i należycie doceni. Kto nie miał tej okazji, być może poczuje się zainspirowany, żeby Wenecję wreszcie odwiedzić i zgłębić jej fenomen. Ale nie jest "Znak wodny" ograniczony do rozważań o samym mieście - jest to intelektualna a miejscami filozoficzna uczta skłaniająca do ogólnych refleksji nad życiem i jego krętymi jak ulice Wenecji ścieżkami. Wysmakowany kawałek literatury pozbawiony patosu, pretensji, za to pełen wdzięku i autentyczności wyrażonych w naturalnej autorskiej ekspresji uczuć i przemyśleń.
Dla tych, którzy mieli przyjemność zobaczyć na własne oczy Wenecję - ten, znakomity literacko hołd, jaki rosyjski (i zarazem amerykański) poeta złożył temu miastu, z pewnością zrozumie i należycie doceni. Kto nie miał tej okazji, być może poczuje się zainspirowany, żeby Wenecję wreszcie odwiedzić i zgłębić jej fenomen. Ale nie jest "Znak wodny" ograniczony do rozważań o...
więcej mniej Pokaż mimo toKomiksowa adaptacja klasycznego kryminału z Herkulesem Poirot wypada doskonale - duża w tym oczywiście zasługa zajmującego i świetnie skonstruowanego pierwowzoru książkowego, ale nie należy tutaj ujmować niczego z dobrze wypełnionego zadania przez scenarzystkę i rysownika. Fabuła książki została dobrze skondensowana a postacie przedstawione w jasny i czytelny sposób. Akcja jest dynamiczna, kadry nieprzegadane a my czujemy się, jakbyśmy odbywali podróż statkiem z bohaterami komiksu wśród zapierających dech widoków przypominających o potędze starożytnego Egiptu i w narastającej atmosferze zagrożenia. Warto.
Komiksowa adaptacja klasycznego kryminału z Herkulesem Poirot wypada doskonale - duża w tym oczywiście zasługa zajmującego i świetnie skonstruowanego pierwowzoru książkowego, ale nie należy tutaj ujmować niczego z dobrze wypełnionego zadania przez scenarzystkę i rysownika. Fabuła książki została dobrze skondensowana a postacie przedstawione w jasny i czytelny sposób. Akcja...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-01
Ten integral zawiera sześć tomów cyklu "Antares" (stanowiącego z kolei fragment większej całości - uniwersum świata Aldebarana). Fanów autora nie trzeba przekonywać, ale ci, którzy nie zetknęli się wcześniej z twórczością LEO, mogą spokojnie zacząć przygodę z nim od tej właśnie opowieści o badaniach nad perspektywą kolonizacji planety Antares w ramach pewnego tajemniczego projektu. Główną bohaterką tej epickiej historii jest Kim Keller, która jest kobietą niemal idealną, rozkochującą w sobie bezradnych wobec jej uroku kolejnych mężczyzn (całość mogłaby się nazywać spokojnie "Wszyscy kochają Kim"). Ale Kim skrywa też tajemnicę, która może zaważyć na losie wyprawy, w której uczestniczy - jej córeczka nie jest zwyczajnym dzieckiem. Przesłanie całości koresponduje z "Opowieściami podręcznej" - LEO ostrzega przed (pseudo)religijnym fanatyzmem oraz tłamszeniem kobiet. Te ostatnie w jakimś sensie są tutaj zbiorowym bohaterem, pokazując swoją siłę, ambicje i aspiracje w obliczu irracjonalnego ich deprecjonowania. Ciekawy jest też wątek z spotkania z obcą cywilizacją. Sporo tutaj dialogów, ale autor nie zapomina o akcji - pasjonujące odkrycia bohaterów, ich spotkania z dziwnymi, często niebezpiecznymi stworzeniami i opresje, z których nie wszyscy z uczestników wyprawy wyjdą żywi. Naprawdę zajmująca, ciekawie zilustrowana lektura.
Ten integral zawiera sześć tomów cyklu "Antares" (stanowiącego z kolei fragment większej całości - uniwersum świata Aldebarana). Fanów autora nie trzeba przekonywać, ale ci, którzy nie zetknęli się wcześniej z twórczością LEO, mogą spokojnie zacząć przygodę z nim od tej właśnie opowieści o badaniach nad perspektywą kolonizacji planety Antares w ramach pewnego tajemniczego...
więcej mniej Pokaż mimo toDziewięć gwiazdek, pewnie nieco na wyrost, ale nie mogę inaczej, z kilku powodów. Po pierwsze, wciąż doskonale pamiętam, ile frajdy w dzieciństwie dostarczyły mi kolejne opowieści z cyklu "Binio Bill", w których zaczytywałem się, sięgając po kolejne numery "Świata Młodych". Po drugie, to - biorąc pod uwagę staranność przygotowania tego tytułu - wydawniczy majstersztyk Kultury Gniewu. Nie oszukujmy się przy tym - Binio Bill nieco się zestarzał, choć na szczęście przez to, że tego rodzaju opowieść jest na tyle uniwersalna i jednocześnie pozbawiona propagandowych wtrętów (inaczej niż wiele komiksów z dawnych lat), nie jest to starzenie jakoś szczególnie zawstydzające. Po prostu, wtedy, dzięki wszechstronnemu Jerzemu Wróblewskiemu, mieliśmy swojego rodzimego "Lucky Luke'a" na miarę naszych potrzeb i możliwości, a nikomu nie przyszło do głowy narzekać. Jest tutaj przede wszystkim humor i akcja, nie brakuje fajnych pomysłów fabularnych (vide "Binio Bill kręci western i... w kosmos", w którym dochodzi do pomieszania gatunkowego), jest wyśmienita kreska wspomnianego, nieodżałowanego Jerzego Wróblewskiego. I nie ma aż takiego znaczenia, że jest trochę westernowych klisz i przewidywalnych żartów, na które dzisiaj patrzymy nieco bardziej krytycznie, bo dzięki sile sentymentu tego typu krytycyzm ulega natychmiastowemu stępieniu. O samym wydaniu tego integrala długo można by się rozwodzić, chwaląc Kulturę Gniewu. Jest tu komplet opowieści o "Binio Billu", opracowanie tekstowe Macieja Jasińskiego zawierające liczne dodatki ilustracyjne, jest też próba zmierzenia się z tytułową postacią przez współczesnych rysowników. Nie zabrakło również kalendarium wydań. Niemal trzysta stron radości dla komiksowych zgredów (pozycja obowiązkowa dla zbieraczy tego typu pozycji - rzecz w twardej oprawie, fajnie postawić na półce), ale też szansa skonfrontowania młodszych pokoleń z tym, czym niegdyś zachwycali się ich dziadkowie i ojcowie.
Dziewięć gwiazdek, pewnie nieco na wyrost, ale nie mogę inaczej, z kilku powodów. Po pierwsze, wciąż doskonale pamiętam, ile frajdy w dzieciństwie dostarczyły mi kolejne opowieści z cyklu "Binio Bill", w których zaczytywałem się, sięgając po kolejne numery "Świata Młodych". Po drugie, to - biorąc pod uwagę staranność przygotowania tego tytułu - wydawniczy majstersztyk...
więcej mniej Pokaż mimo to
Seria "Lucky Luke" generalnie trzyma cały czas wysoki poziom, ale często jest tak, że najchętniej sięga się po albumy, które wykonali wspólnie Morris jako rysownik i Goscinny jako scenarzysta. Pośród nich jest pochodzący z 1962, dwudziesty komiks serii pt. "Billy Kid". Billy Kid to oczywiście legendarny, owiany złą sławą rewolwerowiec. W komiksie również ciągnie się za nim zła reputacja, z tym że Goscinny uczynił go dosłownie dzieckiem, nieznośnym bachorem, który terroryzuje mieszkańców Fort Weakling do tego stopnia, że poddają mu się bezwolnie. Lucky Luke postanawia stawić mu czoło, ale choć nasz bohater wzbudza w jakimś sensie podziw i ciekawość małego złoczyńcy, jest przez niego zarazem traktowany jako swoiste kuriozum. Zdesperowany Lucky Luke wraz ze swoim koniem Jolly Jumperem postanawiają sięgnąć po mało ortodoksyjne metody, żeby przywrócić prawo i porządek. "Billy Kid" pełen jest błyskotliwych gagów, zwrotów akcji, ironicznych portretów. Kiedy już cała historia zostaje zgrabnie zamknięta, dostajemy dodatkowe smaczki - najpierw pojawiają się gościnnie bracia Daltonowie a potem słynny Jesse James.
Seria "Lucky Luke" generalnie trzyma cały czas wysoki poziom, ale często jest tak, że najchętniej sięga się po albumy, które wykonali wspólnie Morris jako rysownik i Goscinny jako scenarzysta. Pośród nich jest pochodzący z 1962, dwudziesty komiks serii pt. "Billy Kid". Billy Kid to oczywiście legendarny, owiany złą sławą rewolwerowiec. W komiksie również ciągnie się za nim...
więcej Pokaż mimo to