-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać348
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2017-12-16
2017-12-16
2017-11-17
2017-10-02
Pisanie opinii o kontynuacji Millenium jest trudne, ponieważ nie da się uniknąć porównania z orginałem.
Spotykam się z tym zdaniem w każdej opinii krytyka.
Tylko zastanawia mnie, czy to takie złe? Podejrzewam, że sam pan David Lagercrantz doskonale o tym wiedział i teraz bierze całą krytkę "na klatę". Ponadto, orginalnemu tryptykowi spod pióra Stiega Larssona niewiele (w każdym razie według mnie) można zarzucić. To świetnie przemyślane, dopracowane w każdym calu, wciągające powieści. Porównanie z nimi nie jest wcale ujmą na honorze.
Po zastanowienu się na spokojnie, postanowiłam napisać opinię na tyle obiektwną, na ile jestem w stanie.
Nadając ogólne tło, "Mężczyzna, który gonił swój cień" dalej opowiada o perypetiach Lizbeth i Mikaela, dalej odsłaniają niesamowite intrygi a wokoło nich jest pełno barwnch postaci. Jednakże... I tu zacznę wyliczać problemy:
- Już na pierwszych stronach przeżyłam zawód, ponieważ zdałam sobie sprawę z... dziury fabularnej. Osoby zaznajomione z czwartą częścią wiedzą, że Lisbeth uratowała w niej chłopca. A od pierwszych stron piątej cczęści, siedzi za to w więzieniu. Dlaczego? Wytłumaczenie w kilku linijkach i dawaj, jedziemy dalej! Kogo obchodzi genialne dziecko, tylko Lizbeth Salander! Ech... Możliwe, że autor chciał tym nadrobić boleśnie odczuwalny brak Lisbeth w poprzedniej części. O chłopcu jest jedna linijka w całej książce, o jego ojcu, jednej z ważniejszych postaci z poprzedniej części, ani słowa. Zupełnie jakby ten temat został kompletnie zapomniany. I może pozwalam sobie na zbyt duże pofolgowanie fantazji, ale wątpię, czy Stieg Larsson przepuściłby okazję, aby znowu skonfrontować Lizbeth z prokuratorem Ekstromem.
- Coś, co odbieram najboleśniej: próżno w częściach Lagercrantza doszukać się pogłębionej psychologii postaci. Na tym braku cierpi najważniejsza persona Millenium: Lisbeth Salander. Bez swoich trafnch analiz jest ona pozbawiona elementu, który tak bardzo ją wyróżniał w całej powieści: tajemniczości. Orginalna Lizbeth potrafiła wciągnąć czytelnika w swój tok myślenia, potrafiła sprawić, żeby się z nią zgadzał, kibicował jej, był ciekaw każdej jej akcji i myśli, by później chłonąć każde wypowiedziane przez nią słowo, nawet jeśli był to bukiet k***w. Teraźniejsza Lisbeth dużo biega i nieporównywalnie więcej gada. Jej długi cień już nie jest taki ostry.
- Rzuca się w oczy również nierówność akcji. Być może wynika to z potrzeby oddania ksiązki w terminie, ale jednak widać, że w połowie fabuła nagle gwałtownie przyśpiesza. Nie ma wtedy miejsca na myśli postaci, czy charakterystykę. Wydarzenia następują szybko po sobie i nagle wszystko się rozwiązuje. Na dodatek jest drobny problem z postaciami trzecioplanowymi, a mianowicie: pojawiają się, coś tam zrobią i znikają, jakby ich w ogóle nie było i później nie ma o nich choćby słowa, choćby siostra Lizbeth - Camilla.
Jednak, trzeba oddać Davidowi Lagercrantzowi, że pomimo tych wad, widocznych również w poprzedniej części potrafił stworzyć bardzo ciekawą powieść kryminalną.
Charaktery wciąż są zróżnicowane, plastyczne i żywe, choć już nie możemy ich tak dobrze poznać. Powróciły główne postacie kryminału, takie jak Mikael, których było stanowczo za mało w "Co nas nie zabije". Intryga jest doskonale zbudowana, trudno mi było dopatrzeć się w niej dziur.
Przede wszystkim jednak, widać, że druga powieść w serii Millenium Lagercrantza jest lepiej napisana i bardziej przemyślana.
Z tą myślą będę oczekiwać kolejnej, bo na tej z pewnośćią się nie skończy. Nieważne, czy chodzi o pieniądze, czy nie.
Podsumowanie jest przyziemne: gdyby to nie było Millenium, powiedziałabym, że książka jest bardzo dobra... ale jednak jest, dlatego tylko dobra.
Klimatu, jaki wprowadził Stieg Larsson jak dla mnie nie da się oddać. Reaktywacja jego dzieła to niewdzięczna praca.
Pisanie opinii o kontynuacji Millenium jest trudne, ponieważ nie da się uniknąć porównania z orginałem.
Spotykam się z tym zdaniem w każdej opinii krytyka.
Tylko zastanawia mnie, czy to takie złe? Podejrzewam, że sam pan David Lagercrantz doskonale o tym wiedział i teraz bierze całą krytkę "na klatę". Ponadto, orginalnemu tryptykowi spod pióra Stiega Larssona niewiele (w...
Dostojewski fascynował mnie zawsze, głównie przez to, jak tworzyl swojej postacie. Z jednej strony dziwne i impulsywne, a jednocześnie tak ludzkie, że realne. "Biesy" przeczytałam trzhy razy, aby jak najlepiej poznać i zrozumieć tę książkę i bohaterów.
Szkoda tylko, że w najnowszym wydaniu postanowiono wyciąć 40% orginalnej fabuły... Odebrało mi to zupełnie radość czytania a przedewszystkim uczyniło całość mniej zrozumiałą.
Dostojewski fascynował mnie zawsze, głównie przez to, jak tworzyl swojej postacie. Z jednej strony dziwne i impulsywne, a jednocześnie tak ludzkie, że realne. "Biesy" przeczytałam trzhy razy, aby jak najlepiej poznać i zrozumieć tę książkę i bohaterów.
więcej Pokaż mimo toSzkoda tylko, że w najnowszym wydaniu postanowiono wyciąć 40% orginalnej fabuły... Odebrało mi to zupełnie radość czytania...