-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać55
Biblioteczka
2021-11-02
„Kucharz” na początku pozytywnie mnie zaskoczył. Było obiecująco. Powieść wciągnęła, czytało się ją przyjemnie, szybko, a bohaterowie mi się spodobali. Na korzyść zadziałał też fakt, że akcja dzieje się w Polsce. Było ciekawie, tematy kulinarne zostały przedstawione interesująco, autorka stworzyła naprawdę fajny klimat i… w pewnym momencie wszystko „siadło”. Historia stała się bardziej przewidywalna, przestała wciągać tak jak wcześniej, a Tomasz i Amelia stracili częściowo swoje charakterki.
Relacja głównych bohaterów w moim odczuciu rozwinęła się zbyt prędko. Gdy oni sami zaczęli używać słowa „relacja”, aż się zastanowiłam, o co w sumie im chodzi, bo ledwo co się spotkali, może ze dwa czy trzy razy, o jakimś bliższym poznaniu nie wspominając. Nie przekonała mnie ich nagła miłość. Na plus z pewnością zasługują kuchenne przygody i możliwość obserwowania, co się dzieje w kuchni restauracji o ciekawej nazwie „Miód & Chilli”. Podobały mi się również podejście Tomasza i Amelii do gotowania - od razu widać, że ta praca to ich pasja - oraz atmosfera w lokalu. Niestety ogólnie miałam wrażenie, że akcja dzieje się za szybko, a niektóre rzeczy nie są tak rozwinięte, jak mogłyby być. No i od pewnego momentu wydarzenia stały się trochę… zbyt kolorowe. „Drama" oczywiście się pojawiła, ale nie trwała długo i można było się spodziewać właśnie takiej.
Na sceny erotyczne trzeba było sporo poczekać. Miałam nadzieję, że trochę pomogą tej historii, poprawią moje odczucia i że wyjaśni się dopisek „na ostro” z tytułu, niestety stało się odwrotnie. Ostro zdecydowanie nie było. Jak dla mnie seks, a raczej sposób, w jaki został przedstawiony, to jeden z minusów tej książki. Brakowało napięcia, emocji, natomiast same sceny po prostu opisano. Nie mogłam poczuć tego co główna bohaterka.
„Kucharz” mnie rozczarował, chociaż początkowo nic na to nie wskazywało. Zmiana przyszła nagle i nie mam pojęcia, z czego wynika. Serio szkoda mi tej historii. Szkoda, że nie wyszła cała tak, jak się zapowiadała. Ale może Wam spodoba się bardziej. Może dla Was będzie na równym poziomie od początku do końca. Warto sprawdzić, jeśli Was kusi.
„Kucharz” na początku pozytywnie mnie zaskoczył. Było obiecująco. Powieść wciągnęła, czytało się ją przyjemnie, szybko, a bohaterowie mi się spodobali. Na korzyść zadziałał też fakt, że akcja dzieje się w Polsce. Było ciekawie, tematy kulinarne zostały przedstawione interesująco, autorka stworzyła naprawdę fajny klimat i… w pewnym momencie wszystko „siadło”. Historia stała...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-02
„Letnie przesilenie” to bardzo dziwna powieść. Jest niestety przegadana, a początek mi się dłużył, choć prolog wyszedł całkiem interesująco. Dostrzegłam w tej historii potencjał, tyle że moim zdaniem nie został on w pełni wykorzystany. A szkoda.
Anna Langner miała dosyć oryginalny pomysł, ale zawiodło wykonanie. Zabrakło mi jednego z najważniejszych dla mnie w książkach elementów, czyli emocji. Dodatkowo bohaterowie byli słabo wykreowani, a łącząca ich relacja… wzięła się znikąd. Nie czułam napięcia ani chemii między Oliwią i Olgierdem. Nie przywiązałam się do bohaterów. Nie poznałam ich też tak dobrze, jakbym chciała.
Mocnym elementem tej powieści miały być zapewne tajemnice, przede wszystkim ta jedna, najważniejsza. I atmosfera tajemniczości rzeczywiście była, nawet podtrzymywana, jednak po jakimś czasie uznałam, że aż do przesady. Niestety nie poczułam tej historii. Za dużo rzeczy tylko opisano, za mało pokazano. Fabuła „Letniego przesilenia” nie bardzo mnie wciągnęła. Od pewnego momentu zrobiło się monotonnie. Wątek opieki nad dzieckiem był… ale go nie było. To, co zostało opisane w książce, to po prostu za mało, żeby można było mówić o poruszeniu tematu w odpowiedni sposób. Poza tym nie rozumiem, czemu hot level tej powieści jest tak wysoki. Sceny erotyczne mnie nie rozgrzały, nie przekonały, nie wydały mi się ciekawe. Nie były ani ostre, ani mroczne. No może poza jedną. Nie pojawiło się ich też za wiele.
„Letnie przesilenie” okazało się niestety męczące w odbiorze. Nie pomogły powtórzenia niektórych myśli głównej bohaterki czy sprzeczności w jej toku rozumowania. Nie udało nam się dogadać. Podczas lektury czasem coś mnie zaskoczyło, niekiedy drgnęło, ale to zdecydowanie za mało w kontekście całości. Nie polecam.
„Letnie przesilenie” to bardzo dziwna powieść. Jest niestety przegadana, a początek mi się dłużył, choć prolog wyszedł całkiem interesująco. Dostrzegłam w tej historii potencjał, tyle że moim zdaniem nie został on w pełni wykorzystany. A szkoda.
Anna Langner miała dosyć oryginalny pomysł, ale zawiodło wykonanie. Zabrakło mi jednego z najważniejszych dla mnie w książkach...
2021-10-28
„Bezczelny prezes” mnie pochłonął. Wciągnął w swój świat już po pierwszym zdaniu i nie wypuścił aż do samego końca. Rozpalił zmysły. Sprawił, że zabrakło mi słów. Czytało się wspaniale, lekko, a jednocześnie doświadczyłam wielu emocji oraz wrażeń. Meg Adams stworzyła kolejną fenomenalną powieść, choć pierwszą w takim stopniu erotyczną. I wiecie co? Poradziła sobie doskonale. Właśnie tak powinno się pisać erotyki. Jestem zachwycona!
Robert Nowicki i Olga Wysocka zostali wykreowani perfekcyjnie. Już od pierwszego spotkania powstaje między nimi wyraźnie wyczuwalne napięcie, jednak autorka odpowiednio je stopniuje. W znakomity sposób przedstawia rozwój tej znajomości oraz charaktery głównych bohaterów. A charakterki to oni mają, i to jakie! Nie tak łatwo dojść do jakiegoś porozumienia, kiedy żadne z nich nie chce odpuścić, oboje za wszelką cenę pragną postawić na swoim i ze sobą walczą. Relacja Roberta i Olgi jest jedną z lepszych, z jakimi do tej pory się spotkałam.
„Bezczelny prezes” to erotyk biurowy z prawdziwego zdarzenia. Jest tu sporo scen z firmy, które dotyczą nie tylko seksu, ale też samej pracy, co uważam za jeden z wielu plusów tej powieści. Mamy tutaj również dużo TYCH scen, moim zdaniem właśnie tyle, ile powinno być w erotyku. Dodatkowo są one na najwyższym poziomie. Intensywne, urozmaicone i niezwykle pobudzające. Rozgrzewają do czerwoności. Wyszło piekielnie gorąco!
W „Bezczelnym prezesie” nie brakuje też sensacji, zresztą jak w każdej powieści autorki. Mamy tajemnice, skrywane, pilnie strzeżone… jednak czy skutecznie i na długo? Jeśli ujrzą światło dzienne, mogą skomplikować stosunki między Robertem a Olgą. Pytanie brzmi, czy sekrety dotyczą tylko tych dwojga, czy jedynie oni mogą zdecydować o ich ujawnieniu i czy ktoś poza nimi także może ucierpieć, jeżeli wyjdą na jaw. Meg Adams w swoim stylu powoli odkrywa karty, zaplątuje akcję i miesza, ile się da, by zaskakiwać i wzmagać ciekawość. Tej książki nie da się odłożyć aż do ostatniego zdania. Czytałam ją z zapartym tchem. Na uwagę zasługują także postacie drugoplanowe, przede wszystkim Hubert oraz Daria. Ogromnym plusem są napisane po mistrzowsku dialogi. I fakt, że akcja w dużej mierze dzieje się w Polsce, w Krakowie, co dodaje klimatu.
„Bezczelny prezes” hipnotyzuje. Uzależnia. Zostaje w pamięci jeszcze długo po lekturze. Jest idealnie wyważony – zmysłowy oraz subtelny, ale też ostry i mroczny. Pokochałam go całym sercem i chętnie przygarnęłabym kolejny tom. A najlepiej dwa. Pokochałam też Roberta, jednego z najlepiej wykreowanych męskich bohaterów, jakich do tej pory poznałam. Jestem pod wrażeniem i gorąco polecam Wam tę powieść!
„Bezczelny prezes” mnie pochłonął. Wciągnął w swój świat już po pierwszym zdaniu i nie wypuścił aż do samego końca. Rozpalił zmysły. Sprawił, że zabrakło mi słów. Czytało się wspaniale, lekko, a jednocześnie doświadczyłam wielu emocji oraz wrażeń. Meg Adams stworzyła kolejną fenomenalną powieść, choć pierwszą w takim stopniu erotyczną. I wiecie co? Poradziła sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-06
Kiedy zaczęłam czytać tę historię, byłam pozytywnie zaskoczona, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że „Devil” to debiut. Naprawdę dobry styl autorki i świetny prolog zachęciły do dalszej lektury. Ucieszyłam się, że wreszcie nie męczy mnie powieść z gatunku romans czy erotyk pisana w 3. osobie. Czytało się lekko i przyjemnie, zrobiło się mrocznie oraz tajemniczo i... nagle zaczęło być coraz nudniej. Niestety nastąpiło to dosyć szybko i trwało do końca książki.
Pomysł autorki był ciekawy, ale wykonanie gorsze. Przeczytałam kilkaset stron i nie mam pojęcia, dlaczego główny bohater zyskał miano diabła. Co prawda pojawiło się wyjaśnienie – a przynajmniej tak mi się wydaje – jednak to zdecydowanie za mało. Z kolei nawiązania w treści, typu „spojrzenie diabła”, „uśmiech diabła” czy „był wściekły niczym diabeł” z czasem zaczęły męczyć, nie pasowały do kontekstu i dla mnie nie stanowią żadnego uzasadnienia dla tytułu powieści czy określenia dla Victora Sharmana, który ani razu nie zrobił ani nie powiedział nic, co mogłoby przywodzić na myśl „diabła”. A jedna ze związanych z nim tajemnic moim zdaniem nie została przedstawiona tak, jak powinna. Przy tego typu sprawach nie wystarczy napisać kilku zdań. Trzeba odpowiednio pokazać problem, czego tutaj nie zauważyłam.
W powieści zabrakło mi przede wszystkim emocji. W zasadzie ich nie odczuwałam. Niezależnie od sytuacji. Miał na to wpływ fakt, że autorka opisywała zamiast pokazywać, przez co nie pozwoliła mi wczuć się w historię i poznać bohaterów. Atmosfera mroku w końcu zaczęła nużyć, bo mam wrażenie, że więcej miejsca poświęcono opisowi półmroku panującego w rezydencji Sharmana niż tego mroku, który teoretycznie towarzyszył Victorowi.
Zbyt słabego napięcia oraz braku chemii między bohaterami nie uratowało nawet kilka scen erotycznych. Okazały się niemal takie same i nie zagwarantowały mi żadnych doznań. Było monotonnie. Nie tylko w tym przypadku, ale niestety ogólnie.
Dostałam zdecydowanie za mało, żeby ocenić „Devila” wyżej i napisać pozytywną opinię. Po prostu się rozczarowałam. Nie mogę polecić tej książki i na pewno nie sięgnę po kolejne tomy serii „Inferno”.
Kiedy zaczęłam czytać tę historię, byłam pozytywnie zaskoczona, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że „Devil” to debiut. Naprawdę dobry styl autorki i świetny prolog zachęciły do dalszej lektury. Ucieszyłam się, że wreszcie nie męczy mnie powieść z gatunku romans czy erotyk pisana w 3. osobie. Czytało się lekko i przyjemnie, zrobiło się mrocznie oraz tajemniczo i... nagle...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-02
“Lilianna” to pierwsza powieść Anny Szafrańskiej, jaką miałam okazję czytać, a zarazem początek trylogii “PInk Tatoo”. Zapowiadała się intrygująco, dosyć niebanalnie oraz ciekawie. Duży plus należy się przede wszystkim za poruszenie ważnego i trudnego tematu (w zasadzie pojawiło się kilka istotnych, niemniej ten był taki przewodni). O tym trzeba mówić, najlepiej głośno, i nie można dawać przyzwolenia na takie traktowanie ludzi. Bardzo dobrze, że autorka postanowiła przedstawić czytelnikom historię skrzywdzonej kobiety, która przeszła przez piekło, uświadomić pewne rzeczy, dać nadzieję oraz pokazać siłę przyjaźni i bliskości, potrzebę akceptacji, walkę z traumą, a także próbę rozpoczęcia od nowa. Moim zdaniem jednak potencjał tej historii nie został w pełni wykorzystany. Miałam problem, żeby ją doczytać, i od pewnego momentu czułam się już zmęczona lekturą.
Autorka w świetny sposób przedstawiła codzienne życie głównej bohaterki, wypełnione bólem, strachem i cierpieniem. Dała czytelnikom wgląd do jej psychiki, pozwoliła przynajmniej częściowo zrozumieć, co przeżywała Lilka. Niestety później, kiedy sytuacja się normuje, emocje są właśnie tym, czego brakuje – po tych silnych z początku, które co jakiś czas powracały w mniejszej dawce, nie pozostało zbyt wiele. Sam romans nie zrobił na mnie wrażenia. Nie mógł, skoro nie mogłam poczuć tego, co bohaterowie. Chociaż w jakimś stopniu. Chciałabym mieć lepszy wgląd w ich relację, obserwować rozwój znajomości i uczuć, a tutaj... Nie wiem, skąd się wzięła miłość. Wszystko działo się za szybko. Trudno było mi się wciągnąć w tę historię, nie czekałam z niecierpliwością na kolejne rozdziały czy rozwój akcji. Niestety nie spodobał mi się też styl autorki.
Nie mogłam odpowiednio poznać Mateusza – trochę się o nim dowiedziałam, mogłam go poobserwować, ale to, co dostałam, to dla mnie za mało. Czegoś zabrakło. Z kolei 22-letnia Lilianna momentami myślała lub zachowywała się tak, jakby miała 14 lat. Rozumiem, że wiele przeszła, ma problemy i pewnych rzeczy musi się nauczyć, ale... było to trochę irytujące. Nie zżyłam się z bohaterami.
Na minus także słabo wyczuwalna, przynajmniej dla mnie, chemia pomiędzy Lilianną a Matem. Miałam poczucie, jakby autorka bardziej próbowała ją opisać niż pokazać. Jeśli chodzi o sceny erotyczne, liczyłam na dużo więcej. Nie było mi gorąco, nie miałam wypieków ani dreszczy ;) Pod koniec książki jednak jest taka istotna i potrzebna scena erotyczna, która była trochę lepsza niż pozostałe.
Podsumowując, zawiodłam się na tej pozycji. Ogólnie historia jest ważna i nawet piękna, ale jak dla mnie – mimo oryginalnego pomysłu – dosyć przewidywalna i za mało emocjonująca. Nie przekonała mnie, nie udało mi się w nią zaangażować. Z pewnością nie sięgnę po kolejne tomy. Warto jednak wyrobić sobie własne zdanie na temat tej powieści.
“Lilianna” to pierwsza powieść Anny Szafrańskiej, jaką miałam okazję czytać, a zarazem początek trylogii “PInk Tatoo”. Zapowiadała się intrygująco, dosyć niebanalnie oraz ciekawie. Duży plus należy się przede wszystkim za poruszenie ważnego i trudnego tematu (w zasadzie pojawiło się kilka istotnych, niemniej ten był taki przewodni). O tym trzeba mówić, najlepiej głośno, i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-28
“Negatyw szczęścia. Fine” to kontynuacja losów Saszy Woźniackiej i Alessandra di Volpe. W drugiej części tej wspaniałej, klimatycznej dylogii autorka zdecydowała się na nieco mniej elementów powieści obyczajowej, które ustąpiły miejsca rozwiniętemu wątkowi sensacyjnemu oraz większej dawce gorących scen. Zwróciła też uwagę na ważne sytuacje w relacjach międzyludzkich, zachęcając do chwili refleksji nie tylko bohaterów, lecz także czytelników. Na plus należy zaliczyć również fakt, że znajomość Saszy i Alessandra rozwija się płynnie, a ich emocje zostały odpowiednio przedstawione. Cały czas są pomiędzy nimi sprzeczki, iskry, wybuchy oraz nieporozumienia, więc nie nastąpiło nagłe przejście od hate love do wielkiej ilości lukru. Nie, tu nie ma przesady w żadną stronę. Wyszło prawdziwie, życiowo i pięknie. W tekstach Ludki Skrzydlewskiej podoba mi się wiele rzeczy, a jedną z nich jest właśnie pokazywanie problemów oraz uczuć przez rozmaite sytuacje, w jakich znajdują się bohaterowie. W drugiej części “Negatywu szczęścia” też możemy na to liczyć.
Powrót do Mediolanu był dla mnie dużą przyjemnością. Zaskakujące zwolnienie Saszy z Di Volpe wyjaśnia się dosyć szybko, ale zaraz potem pojawiają się kolejne pytania, wątpliwości i podejrzenia. Autorka za pomocą wciągającej fabuły i odpowiednio prowadzonej akcji utrzymuje u czytelników napięcie oraz ciekawość. Pozwala im także tworzyć własne koncepcje odnośnie do tego, kto i dlaczego może być poszukiwanym szpiegiem.
Sasza jednak nie zamierza poprzestać na hipotezach. Nic z tych rzeczy! Pomimo wyraźnych zakazów Alessandra i świadczących na jej niekorzyść dowodów, postanawia rozwiązać zagadkę na własną rękę. Nie przewidziała jedynie, że przystojny Włoch o orzechowych oczach tak czy inaczej dowie się o jej nieposłuszeństwie. W jaki sposób? Jak mężczyzna zareaguje? Jak cała ta sytuacja wpłynie na relację głównych bohaterów? Odpowiedzi na te pytania (i nie tylko) poznacie, sięgając po “Negatyw szczęścia. Fine”, do czego gorąco Was zachęcam. Dowiecie się również, czy Sash udało się zdemaskować szpiega, a także, kto się nim okazał. Przyznam, że ja byłam zaskoczona. Mimo że takie rozwiązanie w pewnym momencie przemknęło mi przez myśl, autorka skutecznie uśpiła moją czujność. I bardzo dobrze, że tak się stało.
Podczas lektury towarzyszyło mi wiele emocji. Jednymi z tych, które pojawiały się najczęściej, były… irytacja i złość. Doszłam jednak do wniosku, że ukazane sytuacje oraz reakcje są takie... typowo ludzkie. Czasem warto spróbować spojrzeć z boku na to, jak się zachowujemy, żeby sprawdzić, czy przypadkiem sami nie komplikujemy sobie życia. Autorka doskonale pokazuje, jak ważna jest spokojna rozmowa, słuchanie drugiego człowieka czy poświęcanie mu uwagi. Kontynuuje również wątek relacji Saszy z jej matką, ukazując, jak trudno może być odkupić winy i odzyskać zaufanie. Ta część dotyczy właśnie między innymi zaufania. Tego, że wcale nie tak łatwo je zdobyć ani kogoś nim obdarzyć. Tego, do czego doprowadzają problemy z nim. Często chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę, jak jest cenne, ile nam daje i o czym świadczy. Czytając tę powieść, zobaczymy również, że podejmowanie ważnych życiowych decyzji absolutnie nie musi być proste. Zwłaszcza jeśli wiele od nich zależy. A co, jeśli w jakikolwiek sposób są związane z miłością?
“Negatyw szczęścia. Fine” to świetne połączenie intryg z romansem, z dodatkiem erotyki, mody i fotografii. Możecie liczyć na to, że będzie klimatycznie, zabawnie, interesująco, sensacyjnie, gorąco i romantycznie. Lekko, wzruszająco, nieco dramatycznie, a przede wszystkim wartościowo. Polecam całą dylogię!
“Negatyw szczęścia. Fine” to kontynuacja losów Saszy Woźniackiej i Alessandra di Volpe. W drugiej części tej wspaniałej, klimatycznej dylogii autorka zdecydowała się na nieco mniej elementów powieści obyczajowej, które ustąpiły miejsca rozwiniętemu wątkowi sensacyjnemu oraz większej dawce gorących scen. Zwróciła też uwagę na ważne sytuacje w relacjach międzyludzkich,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-18
Krótkie opowiadanie, które stanowi bardzo dobre wprowadzenie do świata Tessy Brown. Cieszę się, że przeczytałam je na początku, a jeszcze bardziej, że lektura całej trylogii dopiero przede mną 😊 Zapowiada się interesująca seria łącząca w sobie kilka gatunków, z ciekawymi bohaterami oraz wciągającą fabułą ❤ Teraz zdecydowanie mam apetyt na więcej! Nie mogę się doczekać, aż otrzymam swoje egzemplarze 😍
Krótkie opowiadanie, które stanowi bardzo dobre wprowadzenie do świata Tessy Brown. Cieszę się, że przeczytałam je na początku, a jeszcze bardziej, że lektura całej trylogii dopiero przede mną 😊 Zapowiada się interesująca seria łącząca w sobie kilka gatunków, z ciekawymi bohaterami oraz wciągającą fabułą ❤ Teraz zdecydowanie mam apetyt na więcej! Nie mogę się doczekać, aż...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-15
“Kolacja z Tiffanym” to moje pierwsze spotkanie z Agnieszką Lingas-Łoniewską. Kusząca okładka i zachęcający opis sprawiły, że zainteresowałam się tą powieścią, na której niestety się zawiodłam. Po lekturze “Kolacji z Tiffanym” nie rozumiem, dlaczego autorka jest nazywana “dilerką emocji”, ponieważ emocji naprawdę mi tutaj brakowało. A właśnie to stanowi jeden z ważniejszych elementów powieści. Kiedy ich zabraknie, historia wiele traci.
Zapowiadało się nietypowo, zabawnie, ciekawie, romantyczno-erotycznie oraz nieco niebezpiecznie. Jak wyszło? Humor rzeczywiście tu znalazłam, czasem się uśmiechnęłam, niekiedy pośmiałam. Powieść czytało się bardzo szybko, co akurat jest plusem. Jak dla mnie jednak było za szybko, zbyt łatwo, za przyjemnie i zbyt lekko. Niekoniecznie interesująco. Nie pomogły również za duża przewidywalność ani sposób pisania przypominający bardziej relację niż narrację. Wydarzenia zostały przedstawione jako migawki, co utrudniło wczucie się w historię, utożsamienie z bohaterami oraz uczestniczenie w akcji. Jako czytelniczka nie lubię mieć poczucia, że stoję gdzieś obok, jestem jedynie obserwatorką. To zdecydowanie za mało, a tutaj właśnie do tego doszło.
Książka ma potencjał, jednak moim zdaniem nie został on wykorzystany. Wpływ na to z pewnością miał fakt, że... chyba miałam nad niczym się nie zastanawiać, bo autorka podała rozwiązanie w zasadzie na tacy. Nawet jeśli pewne elementy zasiały ziarno niepewności, inaczej po prostu być nie mogło. Po prostu było wiadomo, kto jest tajemniczym złodziejem. Może tak miało być, a może nie dla każdego będzie to takie oczywiste ;) Co do romantyzmu i niebezpieczeństwa – w obu przypadkach było to według mnie na siłę. A dialogi momentami wydawały się takie... suche. Bohaterowie nie zostali wykreowani na tyle dobrze, abym mogła ich odpowiednio poznać. Nie wyczuwałam chemii pomiędzy Natalią a Maciejem, a głębsze uczucia między nimi... Naprawdę nie wiem, skąd się wzięły, jakie wydarzenia do nich doprowadziły.
“Kolacja z Tiffanym” to powieść, która może się okazać miłym przerywnikiem. Odskocznią od bardziej wymagających lektur. Może to być dobry pomysł na letni wieczór czy popołudnie – albo dwa – jeśli chcecie się pośmiać, czytając o Natalii, której towarzyszy pech, w dodatku w najmniej odpowiednich sytuacjach, oraz skrywającym sekrety Macieju, który w wyniku pomyłki zostaje szefem kobiety. Jeśli zechcecie sięgnąć po “Kolację z Tiffanym”, pamiętajcie, że to pierwszy tom serii, choć historia tych dwojga głównych bohaterów zdaje się zakończona. Wszystko kończy się jednak w takiej chwili, że prawdopodobnie będziecie chcieli jak najszybciej poznać ciąg dalszy. Być może Wam ta książka się spodoba, będzie bardziej w Waszym stylu, może w tym momencie właśnie czegoś takiego potrzebujecie. Mnie niestety nie przekonała.
“Kolacja z Tiffanym” to moje pierwsze spotkanie z Agnieszką Lingas-Łoniewską. Kusząca okładka i zachęcający opis sprawiły, że zainteresowałam się tą powieścią, na której niestety się zawiodłam. Po lekturze “Kolacji z Tiffanym” nie rozumiem, dlaczego autorka jest nazywana “dilerką emocji”, ponieważ emocji naprawdę mi tutaj brakowało. A właśnie to stanowi jeden z...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-08
“Negatyw szczęścia. Inizio” autorstwa utalentowanej Ludki Skrzydlewskiej to historia, dzięki której przyjemnie spędzicie czas, dowiecie się ciekawych rzeczy, będziecie mieli okazję pospacerować po ulicach Mediolanu, zobaczyć kilka świetnych miejsc i przyjrzeć się, jak wygląda praca w domu mody. Powieść jest zaskakująca, świeża oraz interesująca, a jej klimat sprawi, że będzie Wam bardzo trudno oderwać się od lektury. Wpływ na to będzie miał również humor – odpowiedni, na poziomie, stosowany z umiarem, a co ważniejsze, zrozumiały. W pewnych sytuacjach nie byłam w stanie powstrzymać wybuchów śmiechu ;)
Ludka Skrzydlewska wybrała naprawdę ciekawe wątki. I rzeczywiście są one obecne w tekście, istotne dla fabuły, wykorzystane oraz opisane we właściwy sposób, nie tylko wspomniane od niechcenia. Możemy choć trochę poznać świat mody od kuchni, a także sprawdzić, czy jest on tak piękny, jak mogłoby się wydawać. Mamy też okazję poznać trudną relację głównej bohaterki z jej matką. A Ludka Skrzydlewska przygotowała jeszcze więcej, żeby ta podróż do Włoch okazała się cudowna.
Autorka świetnie wykreowała bohaterów – zadbała o to, by również ci drugoplanowi mieli znaczenie dla fabuły. Wszyscy są wiarygodni, zachowują się naturalnie i przypominają ludzi. Relacje międzyludzkie zostały pokazane wspaniale, bywają skomplikowane, jak w życiu. Możemy dobrze poznać postaci, a co za tym idzie, wyrobić sobie zdanie na ich temat. Główni bohaterowie bardzo do siebie pasują. Chociaż Ludka Skrzydlewska buduje ich relację powoli, na pewne rzeczy każe czekać naprawdę długo, testując w ten sposób cierpliwość czytelników, między Saszą i Alessandrem iskrzy niemal od samego początku, chemia także jest wyczuwalna, dzięki czemu nie ma wątpliwości, że ich do siebie ciągnie. A wspomniane oczekiwanie można uzasadnić.
Aleksandra Woźniacka vel Sasha Wozniacki to młoda Polka (tak, w tej pięknej Italii mamy naszą rodaczkę!), która wyrusza do Mediolanu, aby rozpocząć pracę w bardzo znanym tamtejszym domu mody. To kobieta, która nie boi się walczyć o swoje, właściwie odpowiedzieć, a nawet przyłożyć. Nie daje sobie w kaszę dmuchać ;) Jej upór i zachowanie mogą momentami nieco irytować. Alessandro di Volpe – słyszycie, jak to brzmi? Tak światowo, poważnie oraz seksownie ;) – to Włoch z krwi i kości, który wzbudza respekt, potrafi zdenerwować, ale też intryguje i sprawia, że nie chce się odrywać wzroku od jego orzechowych oczu. Ten facet zdecydowanie ma coś w sobie.
Na uwagę zasługuje rewelacyjne hate love, za które autorce należą się duże brawa. To bardzo mocna strona tej powieści. Potyczki słowne, złośliwe komentarze, kąśliwe uwagi czy sprzeczki są tu na porządku dziennym. Połączenie dwóch silnych charakterów stanowi mieszankę wybuchową! Kolejnym plusem historii są opisy i styl Ludki Skrzydlewskiej. Jestem nimi oczarowana! Bez problemu przeniosłam się do wykreowanego świata. Choćby w wyobraźni miałam okazję zobaczyć Mediolan oraz ciekawe, charakterystyczne dla niego miejsca. Efekt starań Ludki Skrzydlewskiej jest taki, że chciałabym odwiedzić stolicę mody (i jeszcze takie jedno malownicze włoskie miasto, o którym dowiecie się z lektury), z czego wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy ;) Nie mogło zabraknąć też intryg, które trzymają w napięciu i zachęcają do dalszej lektury. Co prawda nie spodziewałam się, że częściowo otrzymam powieść obyczajową, ale wyszło naprawdę interesująco.
A gdy już myślałam, że wiem, o co chodzi, i przewidziałam, co się stanie, nastąpiło... zaskakujące zakończenie. Zamiast cokolwiek wyjaśnić, Ludka Skrzydlewska namieszała tak, że pytań pojawiło się jeszcze więcej. No cóż, pozostaje mi sięgnąć po drugi tom.
“Negatyw szczęścia. Inizio” to powieść idealna na wakacje (i nie tylko) <3 Gorąco polecam!
“Negatyw szczęścia. Inizio” autorstwa utalentowanej Ludki Skrzydlewskiej to historia, dzięki której przyjemnie spędzicie czas, dowiecie się ciekawych rzeczy, będziecie mieli okazję pospacerować po ulicach Mediolanu, zobaczyć kilka świetnych miejsc i przyjrzeć się, jak wygląda praca w domu mody. Powieść jest zaskakująca, świeża oraz interesująca, a jej klimat sprawi, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-03
Są takie książki, które zostają w sercu i pamięci na zawsze. Taką wyjątkową powieścią jest dla mnie właśnie “Ochroniarz”, którego miałam przyjemność przeczytać przedpremierowo. Ta historia pochłonęła mnie bez reszty, a gdy zbliżałam się do końca, uznałam, że... chętnie zaczęłabym od początku ;) O tej powieści powinno być głośno! Meg Adams oczarowała mnie już swoim debiutem. I wiecie co? O ile “Architektura uczuć” okazała się genialna, o tyle “Ochroniarz” po prostu rozwalił system. Jestem pod dużym wrażeniem! To romans z dużą dawką sensacji oraz elementami kryminału i erotyki. Niebezpieczeństwo, namiętność, pożądanie, strach, a także miłość i przyjaźń - niczego nie jest ani za dużo, ani za mało. Nie brakuje tajemnic czy zaskakujących zwrotów akcji. Autorka połączyła te wszystkie elementy po mistrzowsku, sprawiając, że na nudę nie można narzekać, a “Ochroniarz” wyróżnia się na tle innych książek. Moim zdaniem to jedna z lepszych premier nie tylko maja, lecz także tego roku :)
Uwagę przykuwa już znakomity, tajemniczy, trzymający w napięciu prolog. Według mnie stanowi on idealne rozpoczęcie tej historii i zachęca do dalszej lektury. Mimo że w całej powieści została zastosowana narracja 1-osobowa, prolog jest napisany w trzeciej osobie, co uważam za mądrą decyzję. W “Ochroniarzu” od samego początku coś się dzieje, a jednocześnie nie ma zbędnego rozwlekania akcji - rozwija się ona w doskonałym tempie. Meg Adams potrafi przekazać maksimum treści w minimum słów, a oprócz tego lubi wodzić czytelnika za nos ;) Podczas lektury towarzyszy nam idealnie stopniowane napięcie, co rusz pojawiają się nowe, jakże istotne pytania, na które poznajemy odpowiedzi... w swoim czasie ;) Nie ma tak łatwo - najważniejsze rzeczy nie zostają zdradzone zbyt wcześnie, dzięki czemu z zapartym tchem czekamy na rozwój sytuacji. A uwierzcie, jest na co czekać!
Na uwagę zasługuje niesamowita relacja między rewelacyjnie wykreowanymi głównymi bohaterami. Widać, że Nikolaja i Lenę do siebie ciągnie. Mężczyzna próbuje co prawda zachowywać dystans, czego Lena wcale nie ułatwia, prowokując go i testując jego cierpliwość. Oj, mówię Wam, dzieje się! Postacie - również te drugoplanowe - zachowują się jak ludzie, naturalnie i wiarygodnie. Możemy odnieść wrażenie, że one naprawdę żyją. Dużym plusem są też wstawki z przeszłości Nikolaja oraz prowadzenie narracji z obu perspektyw.
Z Leną się polubiłam, natomiast na punkcie Nikolaja totalnie zwariowałam ;) To jeden z najlepiej wykreowanych męskich bohaterów, jakich kojarzę. Jeszcze żaden nie działał na mnie do tego stopnia. Powiem Wam, że chciałabym poznać takiego mężczyznę w rzeczywistości <3 Pierwsze spotkanie Leny z Nikolajem zapada w pamięć. To jedna z moich ulubionych scen - zaskakująca, trzymająca w napięciu i oryginalna. Chemia pomiędzy bohaterami jest wyczuwalna od razu, choć na początku nie pałają oni do siebie sympatią, często się przekomarzają - oboje są uparci, silni i umieją postawić na swoim. Lecą iskry!
Sceny erotyczne w “Ochroniarzu” są... takie, jak powinny być. Gorące i dość ostre. Zapierają dech w piersi, rozgrzewają do granic możliwości, sprawiając, że nie da się ich tak łatwo wyrzucić z głowy. Wręcz przeciwnie - chce się do nich wracać, aby przeżyć na nowo te intensywne doznania. Nie tak łatwo po nich ochłonąć ;) Pojawiają się we właściwych momentach, idealnie pasują do Leny i Nikolaja oraz sytuacji, w jakich się oni znajdują.
Warto wspomnieć również o świetnych dialogach, humorze i wątku męskiej przyjaźni. Ten ostatni pojawia się za sprawą relacji łączącej Nikolaja z Igorem, których rozmowy dodają tej powieści uroku. Autorka przedstawiła to bardzo wiarygodnie.
Podsumowując, “Ochroniarz” to książka, którą po prostu musicie przeczytać! Meg Adams napisała wartościową, interesującą, niebanalną powieść. Podczas lektury będą Wam towarzyszyć rozmaite emocje i poczujecie to, co bohaterowie, przeżywając razem z nimi różne sytuacje. Gorąco polecam Wam “Ochroniarza”, ja przepadłam! “Architektura uczuć” skradła moje serce, “Ochroniarzowi” sama je oddałam <3
Są takie książki, które zostają w sercu i pamięci na zawsze. Taką wyjątkową powieścią jest dla mnie właśnie “Ochroniarz”, którego miałam przyjemność przeczytać przedpremierowo. Ta historia pochłonęła mnie bez reszty, a gdy zbliżałam się do końca, uznałam, że... chętnie zaczęłabym od początku ;) O tej powieści powinno być głośno! Meg Adams oczarowała mnie już swoim debiutem....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02
2020-01-25
2020-01-11
Pierwsza książka Melissy Darwood, którą miałam niezwykłą przyjemność przeczytać, stanowi pierwszy tom romantycznej serii górskiej. To znakomita powieść - bardzo ciekawa i wciągająca już od pierwszych stron. To wspaniały romans z ogromną dawką humoru. Powiem Wam, że “(Nie)zdobyta” to taki... powiew świeżości. Jestem po prostu zachwycona! Tytuł intryguje, przepiękna, porządnie wykonana okładka przyciąga wzrok, natomiast opis jak najbardziej zachęca do lektury. Powieść jest klimatyczna, interesująca, zabawna, a jednocześnie autorka porusza w niej ważne tematy i pięknie ukazuje rozwój relacji między bohaterami. Wyszło po prostu naturalnie, wiarygodnie oraz życiowo, za co duży plus :) Mimo że narracja pierwszoosobowa jest prowadzona tylko z perspektywy Julki, Jeremiego Jansona (zwanego JJ) również można dobrze poznać. Oczywiście chętnie przeczytałabym rozdziały czy chociaż wstawki z jego punktu widzenia, lecz nie przeszkadzał mi brak męskiej perspektywy.
Nasza główna bohaterka, Julia Kabat, pisze do niezbyt popularnego czasopisma dla kobiet. Pewnego dnia redaktorka naczelna namawia Julkę, by napisała o celebrycie, szejku arabskim, milionerze lub alpiniście. Gdy kobieta zaczyna szukać inspiracji, dość szybko dochodzi do wniosku, że najbardziej interesują ją himalaiści. Okazuje się jednak, że osoba, która najbardziej ją zafascynowała, jest... niedostępna. Zaintrygował ją JJ, który wspina się sam, ma na koncie sporo sukcesów, a teraz planuje zimą zdobyć K2 (również solo). Dzięki temu może przejść do historii, gdyż jeszcze nikomu się to nie udało. Ale mężczyzna nie chce, aby o nim pisano. Nie pragnie sławy ani rozgłosu. I trzeba przyznać, że jest uparty, nijak nie idzie go przekonać do zmiany zdania. Dlaczego tkwi w tym postanowieniu? Jak potoczy się ta historia? Tego dowiecie się, czytając książkę.
Melissa Darwood rewelacyjnie wykreowała głównych bohaterów. Powiem Wam, że chętnie bym ich poznała. Są tak odmienni, a jednak pojawia się między nimi przyciąganie. Ale to nie oznacza, że napięcie zostanie szybko rozładowane. W powieści nie ma zbyt wiele erotyki, ale między bohaterami jest chemia i nawet te pozornie niewinne sceny mogą rozpalić zmysły (nie tylko Julki) ;) Czy w drugim tomie zrobi się goręcej? Chętnie się dowiem - najlepiej jak najszybciej ;)
Bardzo dużym plusem tej historii jest tematyka górska. Można dowiedzieć się trochę o sprzęcie, technikach wspinaczki (są przypisy!), a także psychologicznych aspektach uprawiania tej aktywności. W powieści nie brakuje też różnych przemyśleń dotyczących codzienności, życia czy świata, w którym żyjemy. Świetne dialogi oraz lekki styl autorki sprawiają, że książkę czyta się szybko. Gorąco polecam Wam “(Nie)zdobytą”! Nie mogę się doczekać drugiego tomu :)
Pierwsza książka Melissy Darwood, którą miałam niezwykłą przyjemność przeczytać, stanowi pierwszy tom romantycznej serii górskiej. To znakomita powieść - bardzo ciekawa i wciągająca już od pierwszych stron. To wspaniały romans z ogromną dawką humoru. Powiem Wam, że “(Nie)zdobyta” to taki... powiew świeżości. Jestem po prostu zachwycona! Tytuł intryguje, przepiękna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01-02
“Karuzela życia” stanowi połączenie romansu z powieścią sensacyjną, pojawiają się w niej nawet elementy kryminału. Trzeba przyznać, że to całkiem dobra powieść, niestety czegoś mi w niej zabrakło. Ciekawa fabuła i nieźle poprowadzona akcja sprawiły, że czytało się ją dość dobrze, co jest dla mnie zaskakujące ze względu na zastosowaną narrację 3-osobową. Nie przeszkadzała ona co prawda aż tak, jak się tego obawiałam, lecz nadal uważam, że w powieściach z gatunku “romans” i “erotyk” lepiej jej unikać - dużo lepiej sprawdza się w nich narracja 1-osobowa. Pomaga ona czytelnikowi utożsamić się z bohaterami, zrozumieć ich, więcej poczuć i bardziej się zaangażować. Pozwala wczuć się w historię, a nawet stać się jej częścią. Tutaj mi tego zabrakło. To, co otrzymałam, to po prostu za mało. Sceny erotyczne były przyjemne w odbiorze, ale prędzej lekko ciepłe niż gorące ;) Wątek sensacyjny był niezły, jednak nie czekałam z zapartym tchem na rozwiązanie zagadki, bo zaczęłam się domyślać, kto jest za wszystko odpowiedzialny. Plus za to, że nie byłam tego pewna i nie pozbyłam się wszystkich wątpliwości, a także nie znałam motywu tej osoby.
Karolina Ozińska (nazywana Karo) to silna, niezależna, potrafiąca postawić na swoim kobieta. Prowadzi sklep z bielizną, a po śmierci ojca stała się także właścicielką klubu nocnego. Gdy ją poznajemy, poszukuje menadżera, ponieważ wie, że sama sobie nie poradzi. Okazuje się to trudniejsze, niż myślała, pracownikom nie udaje się nikogo znaleźć, a ona szybko musi zatrudnić kogoś na to stanowisko. Nieoczekiwanie otrzymuje SMS-a. Nadawca informuje, że jest zainteresowany podjęciem pracy i prosi o kontakt. Pierwsze spotkanie z Wiktorem zdecydowanie nie należy do standardowych i zupełnie nie przypomina rozmowy kwalifikacyjnej ;) To jedna z najzabawniejszych scen w tej powieści. Trzeba przyznać, że J. B. Grajda zadbała o elementy humorystyczne w “Karuzeli życia”, co należy zaliczyć na plus :)
W życiu Karo od dawna jest Lukas - jej ochroniarz oraz przyjaciel. Tym razem to mężczyzna jest pracownikiem u kobiety, nie na odwrót ;) Później pojawia się Wiktor, dla którego Karo również będzie szefową. Wtedy zmieni się wiele, a los nieraz ją zaskoczy. Zrobi się niebezpiecznie, a jej codzienność stanie się pełna niespodzianek, również pod względem uczuć oraz doznań. Czasem również powieje grozą.
“Karuzela życia” to całkiem udany debiut, ale po opisie spodziewałam się czegoś lepszego. Nie porwała mnie ta historia. Emocje były, akcja tym bardziej, lecz miałam problem, aby się bardziej zaangażować. Bohaterowie nie byli mi obojętni, ale też nie poczułam do nich niczego więcej. Zakończenie zaś jest dość emocjonujące i zaskakujące. Ostatnie kilka zdań wręcz zdumiewa, a może raczej dezorientuje, przynajmniej mnie. Jeżeli autorka nie planuje pisać kontynuacji, to nie bardzo wiem, jak mam je interpretować. Zwykle nie mam problemu z zakończeniami otwartymi, tutaj też mogę spróbować sobie dopowiedzieć, o co chodziło, tylko że to, co przychodzi mi do głowy, niezbyt ma sens. Czy polecam “Karuzelę życia”? Cóż, mnie nie zachwyciła, ale może z Wami będzie inaczej :) Myślę, że warto dać jej szansę, tym bardziej że jest naprawdę krótka.
“Karuzela życia” stanowi połączenie romansu z powieścią sensacyjną, pojawiają się w niej nawet elementy kryminału. Trzeba przyznać, że to całkiem dobra powieść, niestety czegoś mi w niej zabrakło. Ciekawa fabuła i nieźle poprowadzona akcja sprawiły, że czytało się ją dość dobrze, co jest dla mnie zaskakujące ze względu na zastosowaną narrację 3-osobową. Nie przeszkadzała...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-28
“Smak pokusy” to bardzo udany debiut polskiej autorki, piszącej pod pseudonimem Riva Scott. To romans z nutą erotyki oraz szczyptą humoru, połączony z pewnego rodzaju dramatem rodzinnym i powieścią sensacyjną - oj, dzieje się tu naprawdę wiele i na brak wrażeń, a także emocji, nie można narzekać! Momentami odnosiłam wrażenie, że jest tego nawet trochę za dużo, natomiast niektóre rzeczy dzieją się zbyt szybko. Jednak tej pokusie zdecydowanie warto ulec, można na tym jedynie skorzystać i przyjemnie spędzić czas :)
Maria Reyes to piękna, niezależna, bardzo silna, walcząca o swoje i uparta kobieta. Musiała szybko dorosnąć, by stać się matką dla swojego młodszego rodzeństwa - brata Marcusa i siostry Victorii. Teraz jest zastępcą szefa kuchni w restauracji La Comida Buena w San Francisco, gdzie radzi sobie znakomicie. Jest ambitna, chciałaby awansować, a także ma jeszcze jedno, większe, marzenie związane z branżą gastronomiczną. Jej plany na ten dzień wyglądały inaczej, lecz telefon od szefa sprawił, że musiała je zmodyfikować. To właśnie tego dnia, zupełnie niespodziewanie, w lokalu pojawia się...
...Carter Green, biznesmen. Zamożny, niezwykle atrakcyjny i równie pewny siebie mężczyzna. Prezes firmy Green Corp., którą założył w młodym wieku. Z rodziny został mu tylko dziadek Stanley, z którym łączy go silna więź. Tego dnia Carter odbiera telefon, po którym znajduje się w sytuacji wymagającej od niego zmiany planów. Ostatecznie przybywa do La Comida Buena, zamawia stek i... zobaczycie, co dalej :D Sami musicie się przekonać, jak potoczy się ta historia i w wyniku jakich okoliczności Ria i Carter znaleźli się w restauracji La Comida Buena.
Do czego może doprowadzić zamówienie steku? ;) Do wielu zwrotów akcji, rozbawienia, podniecenia i wzruszenia. Do tajemnic, intryg, niepewności, zbliżeń i uniesień oraz miłości. Do przyjaźni, żartów, poruszenia ważnych tematów i uświadomienia.
“Smak pokusy” to piękna, wielowątkowa powieść z dreszczykiem i pieprzykiem. Dużym plusem tej historii jest... prostota. Swobodne dialogi, bardzo przypominające rozmowy, sytuacje z życia wzięte i czysto ludzkie przemyślenia. Riva Scott wykreowała cudownych, charakternych głównych bohaterów, których jak najbardziej można polubić, a Cartera nawet pokochać ;) Postacie drugoplanowe również są wspaniałe, bez wątpienia dodają kolorytu całej historii! To powieść o miłości, przyjaźni, spełnianiu marzeń oraz szczęściu. Jak również o trudnych sytuacjach życiowych i wpływie przeszłości na nasze życie. O tym, że dobro powraca i warto mieć wokół siebie dobrych, życzliwych ludzi. O tym, że nie warto oceniać drugiego człowieka, nie poznając go choć trochę, a także o tym, że choć nie zawsze postępujemy prawidłowo, bardzo ważne jest umieć przyznać się do błędu. Często mamy swoje powody, by zachować się tak, a nie inaczej. Po prostu warto ze sobą rozmawiać i próbować zrozumieć siebie nawzajem.
Polecam Wam “Smak pokusy” i czekam na drugi tom serii - “Smak tajemnicy” :) Warto przeczytać ten debiut!
“Smak pokusy” to bardzo udany debiut polskiej autorki, piszącej pod pseudonimem Riva Scott. To romans z nutą erotyki oraz szczyptą humoru, połączony z pewnego rodzaju dramatem rodzinnym i powieścią sensacyjną - oj, dzieje się tu naprawdę wiele i na brak wrażeń, a także emocji, nie można narzekać! Momentami odnosiłam wrażenie, że jest tego nawet trochę za dużo, natomiast...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-14
"Wszystko, czego pragnę w te święta" to zaskakujący, emocjonujący, rozgrzewający i rozpalający wyobraźnię debiut Anny Langner, który przyprawia o szybsze bicie serca, a także wywołuje refleksje i uśmiech na twarzy :) Całość dopełniają tajemnice, z którymi będą musieli się zmierzyć nasi bohaterowie, oraz grożące im niebezpieczeństwo. Te elementy idealnie wpisują się w całkiem oryginalną, wcale nie taką banalną fabułę. Dużym plusem są bardzo ciekawe postaci, towarzyszące nam podczas lektury napięcie, a także świąteczna atmosfera. Jak najbardziej można wczuć się w klimat Świąt Bożego Narodzenia, w dodatku białych ;) Narracja jest prowadzona głównie z punktu widzenia Ewy, lecz dzięki ciekawemu zabiegowi czytelnik może poznać też myśli i uczucia Brunona, a co za tym idzie, lepiej go zrozumieć. Cieszę się, że pojawiła się również męska perspektywa :)
"Wszystko, czego pragnę w te święta" to interesująca, wciągająca od pierwszych stron powieść, od której bardzo trudno się oderwać. To naprawdę niegrzeczny romans. Scen erotycznych jest sporo, ale zostały napisane po prostu świetnie! Czytałam je z dużą przyjemnością i wypiekami na twarzy - rozgrzewały do tego stopnia, że nie pomagało nawet wyłączenie kaloryfera :D
Wspaniały styl Anny Langner pozwala się zanurzyć w tej przyjemnej, interesującej, życiowej powieści i przemyśleć, co tak naprawdę jest dla nas w życiu ważne. Czego chcemy, nie co powinniśmy, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Poznawanie siebie i odkrywanie tego, co chcielibyśmy zmienić, wcale nie jest takie łatwe i nie musi przebiegać tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Czasem dowiadujemy się o sobie czegoś ważnego lub zauważamy coś, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy, w najmniej spodziewanych momentach. Czasem coś musi nami wstrząsnąć. Może być też tak, że uświadomią nam to osoby, po których byśmy się tego nie spodziewali.
Ewa to przepracowana, przemęczona kobieta, która wiele osiągnęła ciężką pracą i wieloma wyrzeczeniami. Kosztem życia prywatnego ma bardzo dobrą pracę i wysoką pensję. Poznajemy ją kilka dni przed jej 30. urodzinami, kiedy postanawia wyjechać na święta do rodziców, aby przemyśleć, co zmienić w swoim życiu, bo sama widzi, że to najwyższy czas na podjęcie działań. Całkiem szybko, w dość nietypowych okolicznościach, okazuje się, że na ciszę i spokój nie ma co liczyć. A to za sprawą tajemniczego, niespodziewanego i niezwykle atrakcyjnego gościa, Brunona, który przyjechał na święta do jej rodzinnego domu w Jastrowie. Tego bohatera nie musicie od razu polubić, może Wam się wydawać niedojrzały, jego zachowanie nie musi Wam się podobać. Ale nawet jeśli początkowo Was nie przekona, nie skreślajcie go. Kto wie, może Was zaskoczy? Nie można oderwać od niego wzroku, to nie ulega wątpliwości, lecz warto też wysłuchać, co ma do powiedzenia. Jego wygląd, działania i słowa... oj, robią swoje ;)
“Wszystko, czego pragnę w te święta” to bardzo udany debiut Anny Langner. Zastanawiam się, czy nastąpi ciąg dalszy historii Ewy i Brunona... Zakończenie daje na to nadzieję, a ja z przyjemnością sięgnęłabym po kontynuację :) Gorąco polecam tę powieść!
"Wszystko, czego pragnę w te święta" to zaskakujący, emocjonujący, rozgrzewający i rozpalający wyobraźnię debiut Anny Langner, który przyprawia o szybsze bicie serca, a także wywołuje refleksje i uśmiech na twarzy :) Całość dopełniają tajemnice, z którymi będą musieli się zmierzyć nasi bohaterowie, oraz grożące im niebezpieczeństwo. Te elementy idealnie wpisują się w...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-02
2019-11-30
2019-11-28
Kontynuacja „Ochroniarza” to niesamowita historia, od której nie można się oderwać. Mroczna, niebezpieczna, ciekawa i zaskakująca. Pełna emocji, wrażeń oraz rewelacyjnych dialogów. Dopełniona pragnieniami, namiętnością, humorem i zwrotami akcji. Tu niczego nie brakuje. Nie ma też ani jednego zbędnego fragmentu. Nie zauważyłam ani jednej niepotrzebnej sceny. Wszystko jest na swoim miejscu. Przepadłam. Zatraciłam się. Zakochałam. Ciągle potrzebowałam więcej i nie nudziłam się choćby przez chwilę. Powieść trzyma w napięciu już od mocnego prologu. Czegoś takiego absolutnie bym nie przewidziała. A dalej jest tylko lepiej. Mamy wiele sytuacji, które powodują dreszcze, ciarki na skórze i mnóstwo różnych doznań. Tej książki się nie czyta. Ją się pochłania… albo nawet to ona pochłania czytelnika.
Styl autorki, który oczarowuje mnie od jej debiutu, sprawia, że przez tekst się płynie, a cudowny klimat pozwala czerpać z lektury jeszcze większą przyjemność. Aż chciałoby się polecieć do tej gorącej Hiszpanii, gdzie toczy się większa część akcji. Zresztą czułam się, jakbym była w tej historii, niezależnie od tego, w jakim miejscu znajdowali się bohaterowie. Przeżywałam wydarzenia razem z nimi, a Meg Adams wykreowała ich doskonale. Dla mnie są prawdziwi. Fantastycznie było spotkać nie tylko Konrada oraz Inés, ale też Nikolaja, Lenę i… jeszcze paru innych. W tej książce zdecydowanie można spodziewać się niespodziewanego.
Świat „Wilka” absolutnie nie jest idealny. Trzeba mierzyć się w nim z przeciwnościami i dylematami. Nie każdy problem da się rozwiązać w kilka minut. Bardzo się cieszę, że historia jest wiarygodna. A także z tego, że wiarygodnie została przedstawiona relacja Konrada i Inés. Skomplikowana od samego początku, bo nie dość, że każde z nich chce osiągnąć konkretny cel według ułożonego przez siebie planu, to jeszcze bohaterka ma narzeczonego. Brawa dla autorki, że gdzieś w trakcie o tym nie zapomniała i świetnie przemyślała fabułę.
Na sceny erotyczne trzeba trochę poczekać, ale gdy już do nich dochodzi… Oj, jest ogień! Są fenomenalne, rozpalają zmysły i mocno pobudzają. Dominujący i stanowczy Wilk sprawia, że brakuje tchu. Jest ostro, mrocznie, intensywnie. Warto było poczekać, żeby to wszystko poczuć. Jednak napięcie i chemia między Konradem a Inés pojawiają się już wcześniej. Tych dwoje szybko zaczyna do siebie ciągnąć, pożądanie stopniowo rośnie, a wszelkie uczucia nie biorą się znikąd. Oboje są silni, twardzi, z trudną przeszłością. Oboje walczą z własnymi demonami i skrywają pewne tajemnice. Uwielbiają też stawiać na swoim. I oboje potrzebują tego, co mogą sobie dać. Są po prostu wspaniali i bardzo do siebie pasują.
„Wilk” to intrygujący romans z ciekawym tłem sensacyjnym, który jest godną kontynuacją „Ochroniarza”. Meg Adams ponownie udowodniła, że jest tu, gdzie być powinna, i wie, co robi. Książki tej autorki działają na mnie jak narkotyk. Teraz też pragnę więcej. Konrada Wilka pokochałam z całego serca i nie oddam go nikomu. Jak najbardziej mógłby zostać moim ochroniarzem. Najlepiej na zmianę z Nikolajem. Chciałabym już dostać kolejną część. Po takim zakończeniu z dużą niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów. To najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku. Gorąco polecam!
Kontynuacja „Ochroniarza” to niesamowita historia, od której nie można się oderwać. Mroczna, niebezpieczna, ciekawa i zaskakująca. Pełna emocji, wrażeń oraz rewelacyjnych dialogów. Dopełniona pragnieniami, namiętnością, humorem i zwrotami akcji. Tu niczego nie brakuje. Nie ma też ani jednego zbędnego fragmentu. Nie zauważyłam ani jednej niepotrzebnej sceny. Wszystko jest na...
więcej Pokaż mimo to