Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kontynuacja „Ochroniarza” to niesamowita historia, od której nie można się oderwać. Mroczna, niebezpieczna, ciekawa i zaskakująca. Pełna emocji, wrażeń oraz rewelacyjnych dialogów. Dopełniona pragnieniami, namiętnością, humorem i zwrotami akcji. Tu niczego nie brakuje. Nie ma też ani jednego zbędnego fragmentu. Nie zauważyłam ani jednej niepotrzebnej sceny. Wszystko jest na swoim miejscu. Przepadłam. Zatraciłam się. Zakochałam. Ciągle potrzebowałam więcej i nie nudziłam się choćby przez chwilę. Powieść trzyma w napięciu już od mocnego prologu. Czegoś takiego absolutnie bym nie przewidziała. A dalej jest tylko lepiej. Mamy wiele sytuacji, które powodują dreszcze, ciarki na skórze i mnóstwo różnych doznań. Tej książki się nie czyta. Ją się pochłania… albo nawet to ona pochłania czytelnika.
Styl autorki, który oczarowuje mnie od jej debiutu, sprawia, że przez tekst się płynie, a cudowny klimat pozwala czerpać z lektury jeszcze większą przyjemność. Aż chciałoby się polecieć do tej gorącej Hiszpanii, gdzie toczy się większa część akcji. Zresztą czułam się, jakbym była w tej historii, niezależnie od tego, w jakim miejscu znajdowali się bohaterowie. Przeżywałam wydarzenia razem z nimi, a Meg Adams wykreowała ich doskonale. Dla mnie są prawdziwi. Fantastycznie było spotkać nie tylko Konrada oraz Inés, ale też Nikolaja, Lenę i… jeszcze paru innych. W tej książce zdecydowanie można spodziewać się niespodziewanego.
Świat „Wilka” absolutnie nie jest idealny. Trzeba mierzyć się w nim z przeciwnościami i dylematami. Nie każdy problem da się rozwiązać w kilka minut. Bardzo się cieszę, że historia jest wiarygodna. A także z tego, że wiarygodnie została przedstawiona relacja Konrada i Inés. Skomplikowana od samego początku, bo nie dość, że każde z nich chce osiągnąć konkretny cel według ułożonego przez siebie planu, to jeszcze bohaterka ma narzeczonego. Brawa dla autorki, że gdzieś w trakcie o tym nie zapomniała i świetnie przemyślała fabułę.
Na sceny erotyczne trzeba trochę poczekać, ale gdy już do nich dochodzi… Oj, jest ogień! Są fenomenalne, rozpalają zmysły i mocno pobudzają. Dominujący i stanowczy Wilk sprawia, że brakuje tchu. Jest ostro, mrocznie, intensywnie. Warto było poczekać, żeby to wszystko poczuć. Jednak napięcie i chemia między Konradem a Inés pojawiają się już wcześniej. Tych dwoje szybko zaczyna do siebie ciągnąć, pożądanie stopniowo rośnie, a wszelkie uczucia nie biorą się znikąd. Oboje są silni, twardzi, z trudną przeszłością. Oboje walczą z własnymi demonami i skrywają pewne tajemnice. Uwielbiają też stawiać na swoim. I oboje potrzebują tego, co mogą sobie dać. Są po prostu wspaniali i bardzo do siebie pasują.
„Wilk” to intrygujący romans z ciekawym tłem sensacyjnym, który jest godną kontynuacją „Ochroniarza”. Meg Adams ponownie udowodniła, że jest tu, gdzie być powinna, i wie, co robi. Książki tej autorki działają na mnie jak narkotyk. Teraz też pragnę więcej. Konrada Wilka pokochałam z całego serca i nie oddam go nikomu. Jak najbardziej mógłby zostać moim ochroniarzem. Najlepiej na zmianę z Nikolajem. Chciałabym już dostać kolejną część. Po takim zakończeniu z dużą niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów. To najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku. Gorąco polecam!

Kontynuacja „Ochroniarza” to niesamowita historia, od której nie można się oderwać. Mroczna, niebezpieczna, ciekawa i zaskakująca. Pełna emocji, wrażeń oraz rewelacyjnych dialogów. Dopełniona pragnieniami, namiętnością, humorem i zwrotami akcji. Tu niczego nie brakuje. Nie ma też ani jednego zbędnego fragmentu. Nie zauważyłam ani jednej niepotrzebnej sceny. Wszystko jest na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kucharz” na początku pozytywnie mnie zaskoczył. Było obiecująco. Powieść wciągnęła, czytało się ją przyjemnie, szybko, a bohaterowie mi się spodobali. Na korzyść zadziałał też fakt, że akcja dzieje się w Polsce. Było ciekawie, tematy kulinarne zostały przedstawione interesująco, autorka stworzyła naprawdę fajny klimat i… w pewnym momencie wszystko „siadło”. Historia stała się bardziej przewidywalna, przestała wciągać tak jak wcześniej, a Tomasz i Amelia stracili częściowo swoje charakterki.
Relacja głównych bohaterów w moim odczuciu rozwinęła się zbyt prędko. Gdy oni sami zaczęli używać słowa „relacja”, aż się zastanowiłam, o co w sumie im chodzi, bo ledwo co się spotkali, może ze dwa czy trzy razy, o jakimś bliższym poznaniu nie wspominając. Nie przekonała mnie ich nagła miłość. Na plus z pewnością zasługują kuchenne przygody i możliwość obserwowania, co się dzieje w kuchni restauracji o ciekawej nazwie „Miód & Chilli”. Podobały mi się również podejście Tomasza i Amelii do gotowania - od razu widać, że ta praca to ich pasja - oraz atmosfera w lokalu. Niestety ogólnie miałam wrażenie, że akcja dzieje się za szybko, a niektóre rzeczy nie są tak rozwinięte, jak mogłyby być. No i od pewnego momentu wydarzenia stały się trochę… zbyt kolorowe. „Drama" oczywiście się pojawiła, ale nie trwała długo i można było się spodziewać właśnie takiej.
Na sceny erotyczne trzeba było sporo poczekać. Miałam nadzieję, że trochę pomogą tej historii, poprawią moje odczucia i że wyjaśni się dopisek „na ostro” z tytułu, niestety stało się odwrotnie. Ostro zdecydowanie nie było. Jak dla mnie seks, a raczej sposób, w jaki został przedstawiony, to jeden z minusów tej książki. Brakowało napięcia, emocji, natomiast same sceny po prostu opisano. Nie mogłam poczuć tego co główna bohaterka.
„Kucharz” mnie rozczarował, chociaż początkowo nic na to nie wskazywało. Zmiana przyszła nagle i nie mam pojęcia, z czego wynika. Serio szkoda mi tej historii. Szkoda, że nie wyszła cała tak, jak się zapowiadała. Ale może Wam spodoba się bardziej. Może dla Was będzie na równym poziomie od początku do końca. Warto sprawdzić, jeśli Was kusi.

„Kucharz” na początku pozytywnie mnie zaskoczył. Było obiecująco. Powieść wciągnęła, czytało się ją przyjemnie, szybko, a bohaterowie mi się spodobali. Na korzyść zadziałał też fakt, że akcja dzieje się w Polsce. Było ciekawie, tematy kulinarne zostały przedstawione interesująco, autorka stworzyła naprawdę fajny klimat i… w pewnym momencie wszystko „siadło”. Historia stała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Letnie przesilenie” to bardzo dziwna powieść. Jest niestety przegadana, a początek mi się dłużył, choć prolog wyszedł całkiem interesująco. Dostrzegłam w tej historii potencjał, tyle że moim zdaniem nie został on w pełni wykorzystany. A szkoda.
Anna Langner miała dosyć oryginalny pomysł, ale zawiodło wykonanie. Zabrakło mi jednego z najważniejszych dla mnie w książkach elementów, czyli emocji. Dodatkowo bohaterowie byli słabo wykreowani, a łącząca ich relacja… wzięła się znikąd. Nie czułam napięcia ani chemii między Oliwią i Olgierdem. Nie przywiązałam się do bohaterów. Nie poznałam ich też tak dobrze, jakbym chciała.
Mocnym elementem tej powieści miały być zapewne tajemnice, przede wszystkim ta jedna, najważniejsza. I atmosfera tajemniczości rzeczywiście była, nawet podtrzymywana, jednak po jakimś czasie uznałam, że aż do przesady. Niestety nie poczułam tej historii. Za dużo rzeczy tylko opisano, za mało pokazano. Fabuła „Letniego przesilenia” nie bardzo mnie wciągnęła. Od pewnego momentu zrobiło się monotonnie. Wątek opieki nad dzieckiem był… ale go nie było. To, co zostało opisane w książce, to po prostu za mało, żeby można było mówić o poruszeniu tematu w odpowiedni sposób. Poza tym nie rozumiem, czemu hot level tej powieści jest tak wysoki. Sceny erotyczne mnie nie rozgrzały, nie przekonały, nie wydały mi się ciekawe. Nie były ani ostre, ani mroczne. No może poza jedną. Nie pojawiło się ich też za wiele.
„Letnie przesilenie” okazało się niestety męczące w odbiorze. Nie pomogły powtórzenia niektórych myśli głównej bohaterki czy sprzeczności w jej toku rozumowania. Nie udało nam się dogadać. Podczas lektury czasem coś mnie zaskoczyło, niekiedy drgnęło, ale to zdecydowanie za mało w kontekście całości. Nie polecam.

„Letnie przesilenie” to bardzo dziwna powieść. Jest niestety przegadana, a początek mi się dłużył, choć prolog wyszedł całkiem interesująco. Dostrzegłam w tej historii potencjał, tyle że moim zdaniem nie został on w pełni wykorzystany. A szkoda.
Anna Langner miała dosyć oryginalny pomysł, ale zawiodło wykonanie. Zabrakło mi jednego z najważniejszych dla mnie w książkach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Bezczelny prezes” mnie pochłonął. Wciągnął w swój świat już po pierwszym zdaniu i nie wypuścił aż do samego końca. Rozpalił zmysły. Sprawił, że zabrakło mi słów. Czytało się wspaniale, lekko, a jednocześnie doświadczyłam wielu emocji oraz wrażeń. Meg Adams stworzyła kolejną fenomenalną powieść, choć pierwszą w takim stopniu erotyczną. I wiecie co? Poradziła sobie doskonale. Właśnie tak powinno się pisać erotyki. Jestem zachwycona!
Robert Nowicki i Olga Wysocka zostali wykreowani perfekcyjnie. Już od pierwszego spotkania powstaje między nimi wyraźnie wyczuwalne napięcie, jednak autorka odpowiednio je stopniuje. W znakomity sposób przedstawia rozwój tej znajomości oraz charaktery głównych bohaterów. A charakterki to oni mają, i to jakie! Nie tak łatwo dojść do jakiegoś porozumienia, kiedy żadne z nich nie chce odpuścić, oboje za wszelką cenę pragną postawić na swoim i ze sobą walczą. Relacja Roberta i Olgi jest jedną z lepszych, z jakimi do tej pory się spotkałam.
„Bezczelny prezes” to erotyk biurowy z prawdziwego zdarzenia. Jest tu sporo scen z firmy, które dotyczą nie tylko seksu, ale też samej pracy, co uważam za jeden z wielu plusów tej powieści. Mamy tutaj również dużo TYCH scen, moim zdaniem właśnie tyle, ile powinno być w erotyku. Dodatkowo są one na najwyższym poziomie. Intensywne, urozmaicone i niezwykle pobudzające. Rozgrzewają do czerwoności. Wyszło piekielnie gorąco!
W „Bezczelnym prezesie” nie brakuje też sensacji, zresztą jak w każdej powieści autorki. Mamy tajemnice, skrywane, pilnie strzeżone… jednak czy skutecznie i na długo? Jeśli ujrzą światło dzienne, mogą skomplikować stosunki między Robertem a Olgą. Pytanie brzmi, czy sekrety dotyczą tylko tych dwojga, czy jedynie oni mogą zdecydować o ich ujawnieniu i czy ktoś poza nimi także może ucierpieć, jeżeli wyjdą na jaw. Meg Adams w swoim stylu powoli odkrywa karty, zaplątuje akcję i miesza, ile się da, by zaskakiwać i wzmagać ciekawość. Tej książki nie da się odłożyć aż do ostatniego zdania. Czytałam ją z zapartym tchem. Na uwagę zasługują także postacie drugoplanowe, przede wszystkim Hubert oraz Daria. Ogromnym plusem są napisane po mistrzowsku dialogi. I fakt, że akcja w dużej mierze dzieje się w Polsce, w Krakowie, co dodaje klimatu.
„Bezczelny prezes” hipnotyzuje. Uzależnia. Zostaje w pamięci jeszcze długo po lekturze. Jest idealnie wyważony – zmysłowy oraz subtelny, ale też ostry i mroczny. Pokochałam go całym sercem i chętnie przygarnęłabym kolejny tom. A najlepiej dwa. Pokochałam też Roberta, jednego z najlepiej wykreowanych męskich bohaterów, jakich do tej pory poznałam. Jestem pod wrażeniem i gorąco polecam Wam tę powieść!

„Bezczelny prezes” mnie pochłonął. Wciągnął w swój świat już po pierwszym zdaniu i nie wypuścił aż do samego końca. Rozpalił zmysły. Sprawił, że zabrakło mi słów. Czytało się wspaniale, lekko, a jednocześnie doświadczyłam wielu emocji oraz wrażeń. Meg Adams stworzyła kolejną fenomenalną powieść, choć pierwszą w takim stopniu erotyczną. I wiecie co? Poradziła sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy zaczęłam czytać tę historię, byłam pozytywnie zaskoczona, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że „Devil” to debiut. Naprawdę dobry styl autorki i świetny prolog zachęciły do dalszej lektury. Ucieszyłam się, że wreszcie nie męczy mnie powieść z gatunku romans czy erotyk pisana w 3. osobie. Czytało się lekko i przyjemnie, zrobiło się mrocznie oraz tajemniczo i... nagle zaczęło być coraz nudniej. Niestety nastąpiło to dosyć szybko i trwało do końca książki.
Pomysł autorki był ciekawy, ale wykonanie gorsze. Przeczytałam kilkaset stron i nie mam pojęcia, dlaczego główny bohater zyskał miano diabła. Co prawda pojawiło się wyjaśnienie – a przynajmniej tak mi się wydaje – jednak to zdecydowanie za mało. Z kolei nawiązania w treści, typu „spojrzenie diabła”, „uśmiech diabła” czy „był wściekły niczym diabeł” z czasem zaczęły męczyć, nie pasowały do kontekstu i dla mnie nie stanowią żadnego uzasadnienia dla tytułu powieści czy określenia dla Victora Sharmana, który ani razu nie zrobił ani nie powiedział nic, co mogłoby przywodzić na myśl „diabła”. A jedna ze związanych z nim tajemnic moim zdaniem nie została przedstawiona tak, jak powinna. Przy tego typu sprawach nie wystarczy napisać kilku zdań. Trzeba odpowiednio pokazać problem, czego tutaj nie zauważyłam.
W powieści zabrakło mi przede wszystkim emocji. W zasadzie ich nie odczuwałam. Niezależnie od sytuacji. Miał na to wpływ fakt, że autorka opisywała zamiast pokazywać, przez co nie pozwoliła mi wczuć się w historię i poznać bohaterów. Atmosfera mroku w końcu zaczęła nużyć, bo mam wrażenie, że więcej miejsca poświęcono opisowi półmroku panującego w rezydencji Sharmana niż tego mroku, który teoretycznie towarzyszył Victorowi.
Zbyt słabego napięcia oraz braku chemii między bohaterami nie uratowało nawet kilka scen erotycznych. Okazały się niemal takie same i nie zagwarantowały mi żadnych doznań. Było monotonnie. Nie tylko w tym przypadku, ale niestety ogólnie.
Dostałam zdecydowanie za mało, żeby ocenić „Devila” wyżej i napisać pozytywną opinię. Po prostu się rozczarowałam. Nie mogę polecić tej książki i na pewno nie sięgnę po kolejne tomy serii „Inferno”.

Kiedy zaczęłam czytać tę historię, byłam pozytywnie zaskoczona, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że „Devil” to debiut. Naprawdę dobry styl autorki i świetny prolog zachęciły do dalszej lektury. Ucieszyłam się, że wreszcie nie męczy mnie powieść z gatunku romans czy erotyk pisana w 3. osobie. Czytało się lekko i przyjemnie, zrobiło się mrocznie oraz tajemniczo i... nagle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Lilianna” to pierwsza powieść Anny Szafrańskiej, jaką miałam okazję czytać, a zarazem początek trylogii “PInk Tatoo”. Zapowiadała się intrygująco, dosyć niebanalnie oraz ciekawie. Duży plus należy się przede wszystkim za poruszenie ważnego i trudnego tematu (w zasadzie pojawiło się kilka istotnych, niemniej ten był taki przewodni). O tym trzeba mówić, najlepiej głośno, i nie można dawać przyzwolenia na takie traktowanie ludzi. Bardzo dobrze, że autorka postanowiła przedstawić czytelnikom historię skrzywdzonej kobiety, która przeszła przez piekło, uświadomić pewne rzeczy, dać nadzieję oraz pokazać siłę przyjaźni i bliskości, potrzebę akceptacji, walkę z traumą, a także próbę rozpoczęcia od nowa. Moim zdaniem jednak potencjał tej historii nie został w pełni wykorzystany. Miałam problem, żeby ją doczytać, i od pewnego momentu czułam się już zmęczona lekturą.
Autorka w świetny sposób przedstawiła codzienne życie głównej bohaterki, wypełnione bólem, strachem i cierpieniem. Dała czytelnikom wgląd do jej psychiki, pozwoliła przynajmniej częściowo zrozumieć, co przeżywała Lilka. Niestety później, kiedy sytuacja się normuje, emocje są właśnie tym, czego brakuje – po tych silnych z początku, które co jakiś czas powracały w mniejszej dawce, nie pozostało zbyt wiele. Sam romans nie zrobił na mnie wrażenia. Nie mógł, skoro nie mogłam poczuć tego, co bohaterowie. Chociaż w jakimś stopniu. Chciałabym mieć lepszy wgląd w ich relację, obserwować rozwój znajomości i uczuć, a tutaj... Nie wiem, skąd się wzięła miłość. Wszystko działo się za szybko. Trudno było mi się wciągnąć w tę historię, nie czekałam z niecierpliwością na kolejne rozdziały czy rozwój akcji. Niestety nie spodobał mi się też styl autorki.
Nie mogłam odpowiednio poznać Mateusza – trochę się o nim dowiedziałam, mogłam go poobserwować, ale to, co dostałam, to dla mnie za mało. Czegoś zabrakło. Z kolei 22-letnia Lilianna momentami myślała lub zachowywała się tak, jakby miała 14 lat. Rozumiem, że wiele przeszła, ma problemy i pewnych rzeczy musi się nauczyć, ale... było to trochę irytujące. Nie zżyłam się z bohaterami.
Na minus także słabo wyczuwalna, przynajmniej dla mnie, chemia pomiędzy Lilianną a Matem. Miałam poczucie, jakby autorka bardziej próbowała ją opisać niż pokazać. Jeśli chodzi o sceny erotyczne, liczyłam na dużo więcej. Nie było mi gorąco, nie miałam wypieków ani dreszczy ;) Pod koniec książki jednak jest taka istotna i potrzebna scena erotyczna, która była trochę lepsza niż pozostałe.
Podsumowując, zawiodłam się na tej pozycji. Ogólnie historia jest ważna i nawet piękna, ale jak dla mnie – mimo oryginalnego pomysłu – dosyć przewidywalna i za mało emocjonująca. Nie przekonała mnie, nie udało mi się w nią zaangażować. Z pewnością nie sięgnę po kolejne tomy. Warto jednak wyrobić sobie własne zdanie na temat tej powieści.

“Lilianna” to pierwsza powieść Anny Szafrańskiej, jaką miałam okazję czytać, a zarazem początek trylogii “PInk Tatoo”. Zapowiadała się intrygująco, dosyć niebanalnie oraz ciekawie. Duży plus należy się przede wszystkim za poruszenie ważnego i trudnego tematu (w zasadzie pojawiło się kilka istotnych, niemniej ten był taki przewodni). O tym trzeba mówić, najlepiej głośno, i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

“Negatyw szczęścia. Fine” to kontynuacja losów Saszy Woźniackiej i Alessandra di Volpe. W drugiej części tej wspaniałej, klimatycznej dylogii autorka zdecydowała się na nieco mniej elementów powieści obyczajowej, które ustąpiły miejsca rozwiniętemu wątkowi sensacyjnemu oraz większej dawce gorących scen. Zwróciła też uwagę na ważne sytuacje w relacjach międzyludzkich, zachęcając do chwili refleksji nie tylko bohaterów, lecz także czytelników. Na plus należy zaliczyć również fakt, że znajomość Saszy i Alessandra rozwija się płynnie, a ich emocje zostały odpowiednio przedstawione. Cały czas są pomiędzy nimi sprzeczki, iskry, wybuchy oraz nieporozumienia, więc nie nastąpiło nagłe przejście od hate love do wielkiej ilości lukru. Nie, tu nie ma przesady w żadną stronę. Wyszło prawdziwie, życiowo i pięknie. W tekstach Ludki Skrzydlewskiej podoba mi się wiele rzeczy, a jedną z nich jest właśnie pokazywanie problemów oraz uczuć przez rozmaite sytuacje, w jakich znajdują się bohaterowie. W drugiej części “Negatywu szczęścia” też możemy na to liczyć.
Powrót do Mediolanu był dla mnie dużą przyjemnością. Zaskakujące zwolnienie Saszy z Di Volpe wyjaśnia się dosyć szybko, ale zaraz potem pojawiają się kolejne pytania, wątpliwości i podejrzenia. Autorka za pomocą wciągającej fabuły i odpowiednio prowadzonej akcji utrzymuje u czytelników napięcie oraz ciekawość. Pozwala im także tworzyć własne koncepcje odnośnie do tego, kto i dlaczego może być poszukiwanym szpiegiem.
Sasza jednak nie zamierza poprzestać na hipotezach. Nic z tych rzeczy! Pomimo wyraźnych zakazów Alessandra i świadczących na jej niekorzyść dowodów, postanawia rozwiązać zagadkę na własną rękę. Nie przewidziała jedynie, że przystojny Włoch o orzechowych oczach tak czy inaczej dowie się o jej nieposłuszeństwie. W jaki sposób? Jak mężczyzna zareaguje? Jak cała ta sytuacja wpłynie na relację głównych bohaterów? Odpowiedzi na te pytania (i nie tylko) poznacie, sięgając po “Negatyw szczęścia. Fine”, do czego gorąco Was zachęcam. Dowiecie się również, czy Sash udało się zdemaskować szpiega, a także, kto się nim okazał. Przyznam, że ja byłam zaskoczona. Mimo że takie rozwiązanie w pewnym momencie przemknęło mi przez myśl, autorka skutecznie uśpiła moją czujność. I bardzo dobrze, że tak się stało.
Podczas lektury towarzyszyło mi wiele emocji. Jednymi z tych, które pojawiały się najczęściej, były… irytacja i złość. Doszłam jednak do wniosku, że ukazane sytuacje oraz reakcje są takie... typowo ludzkie. Czasem warto spróbować spojrzeć z boku na to, jak się zachowujemy, żeby sprawdzić, czy przypadkiem sami nie komplikujemy sobie życia. Autorka doskonale pokazuje, jak ważna jest spokojna rozmowa, słuchanie drugiego człowieka czy poświęcanie mu uwagi. Kontynuuje również wątek relacji Saszy z jej matką, ukazując, jak trudno może być odkupić winy i odzyskać zaufanie. Ta część dotyczy właśnie między innymi zaufania. Tego, że wcale nie tak łatwo je zdobyć ani kogoś nim obdarzyć. Tego, do czego doprowadzają problemy z nim. Często chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę, jak jest cenne, ile nam daje i o czym świadczy. Czytając tę powieść, zobaczymy również, że podejmowanie ważnych życiowych decyzji absolutnie nie musi być proste. Zwłaszcza jeśli wiele od nich zależy. A co, jeśli w jakikolwiek sposób są związane z miłością?
“Negatyw szczęścia. Fine” to świetne połączenie intryg z romansem, z dodatkiem erotyki, mody i fotografii. Możecie liczyć na to, że będzie klimatycznie, zabawnie, interesująco, sensacyjnie, gorąco i romantycznie. Lekko, wzruszająco, nieco dramatycznie, a przede wszystkim wartościowo. Polecam całą dylogię!

“Negatyw szczęścia. Fine” to kontynuacja losów Saszy Woźniackiej i Alessandra di Volpe. W drugiej części tej wspaniałej, klimatycznej dylogii autorka zdecydowała się na nieco mniej elementów powieści obyczajowej, które ustąpiły miejsca rozwiniętemu wątkowi sensacyjnemu oraz większej dawce gorących scen. Zwróciła też uwagę na ważne sytuacje w relacjach międzyludzkich,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Krótkie opowiadanie, które stanowi bardzo dobre wprowadzenie do świata Tessy Brown. Cieszę się, że przeczytałam je na początku, a jeszcze bardziej, że lektura całej trylogii dopiero przede mną 😊 Zapowiada się interesująca seria łącząca w sobie kilka gatunków, z ciekawymi bohaterami oraz wciągającą fabułą ❤ Teraz zdecydowanie mam apetyt na więcej! Nie mogę się doczekać, aż otrzymam swoje egzemplarze 😍

Krótkie opowiadanie, które stanowi bardzo dobre wprowadzenie do świata Tessy Brown. Cieszę się, że przeczytałam je na początku, a jeszcze bardziej, że lektura całej trylogii dopiero przede mną 😊 Zapowiada się interesująca seria łącząca w sobie kilka gatunków, z ciekawymi bohaterami oraz wciągającą fabułą ❤ Teraz zdecydowanie mam apetyt na więcej! Nie mogę się doczekać, aż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“Kolacja z Tiffanym” to moje pierwsze spotkanie z Agnieszką Lingas-Łoniewską. Kusząca okładka i zachęcający opis sprawiły, że zainteresowałam się tą powieścią, na której niestety się zawiodłam. Po lekturze “Kolacji z Tiffanym” nie rozumiem, dlaczego autorka jest nazywana “dilerką emocji”, ponieważ emocji naprawdę mi tutaj brakowało. A właśnie to stanowi jeden z ważniejszych elementów powieści. Kiedy ich zabraknie, historia wiele traci.
Zapowiadało się nietypowo, zabawnie, ciekawie, romantyczno-erotycznie oraz nieco niebezpiecznie. Jak wyszło? Humor rzeczywiście tu znalazłam, czasem się uśmiechnęłam, niekiedy pośmiałam. Powieść czytało się bardzo szybko, co akurat jest plusem. Jak dla mnie jednak było za szybko, zbyt łatwo, za przyjemnie i zbyt lekko. Niekoniecznie interesująco. Nie pomogły również za duża przewidywalność ani sposób pisania przypominający bardziej relację niż narrację. Wydarzenia zostały przedstawione jako migawki, co utrudniło wczucie się w historię, utożsamienie z bohaterami oraz uczestniczenie w akcji. Jako czytelniczka nie lubię mieć poczucia, że stoję gdzieś obok, jestem jedynie obserwatorką. To zdecydowanie za mało, a tutaj właśnie do tego doszło.
Książka ma potencjał, jednak moim zdaniem nie został on wykorzystany. Wpływ na to z pewnością miał fakt, że... chyba miałam nad niczym się nie zastanawiać, bo autorka podała rozwiązanie w zasadzie na tacy. Nawet jeśli pewne elementy zasiały ziarno niepewności, inaczej po prostu być nie mogło. Po prostu było wiadomo, kto jest tajemniczym złodziejem. Może tak miało być, a może nie dla każdego będzie to takie oczywiste ;) Co do romantyzmu i niebezpieczeństwa – w obu przypadkach było to według mnie na siłę. A dialogi momentami wydawały się takie... suche. Bohaterowie nie zostali wykreowani na tyle dobrze, abym mogła ich odpowiednio poznać. Nie wyczuwałam chemii pomiędzy Natalią a Maciejem, a głębsze uczucia między nimi... Naprawdę nie wiem, skąd się wzięły, jakie wydarzenia do nich doprowadziły.
“Kolacja z Tiffanym” to powieść, która może się okazać miłym przerywnikiem. Odskocznią od bardziej wymagających lektur. Może to być dobry pomysł na letni wieczór czy popołudnie – albo dwa – jeśli chcecie się pośmiać, czytając o Natalii, której towarzyszy pech, w dodatku w najmniej odpowiednich sytuacjach, oraz skrywającym sekrety Macieju, który w wyniku pomyłki zostaje szefem kobiety. Jeśli zechcecie sięgnąć po “Kolację z Tiffanym”, pamiętajcie, że to pierwszy tom serii, choć historia tych dwojga głównych bohaterów zdaje się zakończona. Wszystko kończy się jednak w takiej chwili, że prawdopodobnie będziecie chcieli jak najszybciej poznać ciąg dalszy. Być może Wam ta książka się spodoba, będzie bardziej w Waszym stylu, może w tym momencie właśnie czegoś takiego potrzebujecie. Mnie niestety nie przekonała.

“Kolacja z Tiffanym” to moje pierwsze spotkanie z Agnieszką Lingas-Łoniewską. Kusząca okładka i zachęcający opis sprawiły, że zainteresowałam się tą powieścią, na której niestety się zawiodłam. Po lekturze “Kolacji z Tiffanym” nie rozumiem, dlaczego autorka jest nazywana “dilerką emocji”, ponieważ emocji naprawdę mi tutaj brakowało. A właśnie to stanowi jeden z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

“Negatyw szczęścia. Inizio” autorstwa utalentowanej Ludki Skrzydlewskiej to historia, dzięki której przyjemnie spędzicie czas, dowiecie się ciekawych rzeczy, będziecie mieli okazję pospacerować po ulicach Mediolanu, zobaczyć kilka świetnych miejsc i przyjrzeć się, jak wygląda praca w domu mody. Powieść jest zaskakująca, świeża oraz interesująca, a jej klimat sprawi, że będzie Wam bardzo trudno oderwać się od lektury. Wpływ na to będzie miał również humor – odpowiedni, na poziomie, stosowany z umiarem, a co ważniejsze, zrozumiały. W pewnych sytuacjach nie byłam w stanie powstrzymać wybuchów śmiechu ;)
Ludka Skrzydlewska wybrała naprawdę ciekawe wątki. I rzeczywiście są one obecne w tekście, istotne dla fabuły, wykorzystane oraz opisane we właściwy sposób, nie tylko wspomniane od niechcenia. Możemy choć trochę poznać świat mody od kuchni, a także sprawdzić, czy jest on tak piękny, jak mogłoby się wydawać. Mamy też okazję poznać trudną relację głównej bohaterki z jej matką. A Ludka Skrzydlewska przygotowała jeszcze więcej, żeby ta podróż do Włoch okazała się cudowna.
Autorka świetnie wykreowała bohaterów – zadbała o to, by również ci drugoplanowi mieli znaczenie dla fabuły. Wszyscy są wiarygodni, zachowują się naturalnie i przypominają ludzi. Relacje międzyludzkie zostały pokazane wspaniale, bywają skomplikowane, jak w życiu. Możemy dobrze poznać postaci, a co za tym idzie, wyrobić sobie zdanie na ich temat. Główni bohaterowie bardzo do siebie pasują. Chociaż Ludka Skrzydlewska buduje ich relację powoli, na pewne rzeczy każe czekać naprawdę długo, testując w ten sposób cierpliwość czytelników, między Saszą i Alessandrem iskrzy niemal od samego początku, chemia także jest wyczuwalna, dzięki czemu nie ma wątpliwości, że ich do siebie ciągnie. A wspomniane oczekiwanie można uzasadnić.
Aleksandra Woźniacka vel Sasha Wozniacki to młoda Polka (tak, w tej pięknej Italii mamy naszą rodaczkę!), która wyrusza do Mediolanu, aby rozpocząć pracę w bardzo znanym tamtejszym domu mody. To kobieta, która nie boi się walczyć o swoje, właściwie odpowiedzieć, a nawet przyłożyć. Nie daje sobie w kaszę dmuchać ;) Jej upór i zachowanie mogą momentami nieco irytować. Alessandro di Volpe – słyszycie, jak to brzmi? Tak światowo, poważnie oraz seksownie ;) – to Włoch z krwi i kości, który wzbudza respekt, potrafi zdenerwować, ale też intryguje i sprawia, że nie chce się odrywać wzroku od jego orzechowych oczu. Ten facet zdecydowanie ma coś w sobie.
Na uwagę zasługuje rewelacyjne hate love, za które autorce należą się duże brawa. To bardzo mocna strona tej powieści. Potyczki słowne, złośliwe komentarze, kąśliwe uwagi czy sprzeczki są tu na porządku dziennym. Połączenie dwóch silnych charakterów stanowi mieszankę wybuchową! Kolejnym plusem historii są opisy i styl Ludki Skrzydlewskiej. Jestem nimi oczarowana! Bez problemu przeniosłam się do wykreowanego świata. Choćby w wyobraźni miałam okazję zobaczyć Mediolan oraz ciekawe, charakterystyczne dla niego miejsca. Efekt starań Ludki Skrzydlewskiej jest taki, że chciałabym odwiedzić stolicę mody (i jeszcze takie jedno malownicze włoskie miasto, o którym dowiecie się z lektury), z czego wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy ;) Nie mogło zabraknąć też intryg, które trzymają w napięciu i zachęcają do dalszej lektury. Co prawda nie spodziewałam się, że częściowo otrzymam powieść obyczajową, ale wyszło naprawdę interesująco.
A gdy już myślałam, że wiem, o co chodzi, i przewidziałam, co się stanie, nastąpiło... zaskakujące zakończenie. Zamiast cokolwiek wyjaśnić, Ludka Skrzydlewska namieszała tak, że pytań pojawiło się jeszcze więcej. No cóż, pozostaje mi sięgnąć po drugi tom.
“Negatyw szczęścia. Inizio” to powieść idealna na wakacje (i nie tylko) <3 Gorąco polecam!

“Negatyw szczęścia. Inizio” autorstwa utalentowanej Ludki Skrzydlewskiej to historia, dzięki której przyjemnie spędzicie czas, dowiecie się ciekawych rzeczy, będziecie mieli okazję pospacerować po ulicach Mediolanu, zobaczyć kilka świetnych miejsc i przyjrzeć się, jak wygląda praca w domu mody. Powieść jest zaskakująca, świeża oraz interesująca, a jej klimat sprawi, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są takie książki, które zostają w sercu i pamięci na zawsze. Taką wyjątkową powieścią jest dla mnie właśnie “Ochroniarz”, którego miałam przyjemność przeczytać przedpremierowo. Ta historia pochłonęła mnie bez reszty, a gdy zbliżałam się do końca, uznałam, że... chętnie zaczęłabym od początku ;) O tej powieści powinno być głośno! Meg Adams oczarowała mnie już swoim debiutem. I wiecie co? O ile “Architektura uczuć” okazała się genialna, o tyle “Ochroniarz” po prostu rozwalił system. Jestem pod dużym wrażeniem! To romans z dużą dawką sensacji oraz elementami kryminału i erotyki. Niebezpieczeństwo, namiętność, pożądanie, strach, a także miłość i przyjaźń - niczego nie jest ani za dużo, ani za mało. Nie brakuje tajemnic czy zaskakujących zwrotów akcji. Autorka połączyła te wszystkie elementy po mistrzowsku, sprawiając, że na nudę nie można narzekać, a “Ochroniarz” wyróżnia się na tle innych książek. Moim zdaniem to jedna z lepszych premier nie tylko maja, lecz także tego roku :)
Uwagę przykuwa już znakomity, tajemniczy, trzymający w napięciu prolog. Według mnie stanowi on idealne rozpoczęcie tej historii i zachęca do dalszej lektury. Mimo że w całej powieści została zastosowana narracja 1-osobowa, prolog jest napisany w trzeciej osobie, co uważam za mądrą decyzję. W “Ochroniarzu” od samego początku coś się dzieje, a jednocześnie nie ma zbędnego rozwlekania akcji - rozwija się ona w doskonałym tempie. Meg Adams potrafi przekazać maksimum treści w minimum słów, a oprócz tego lubi wodzić czytelnika za nos ;) Podczas lektury towarzyszy nam idealnie stopniowane napięcie, co rusz pojawiają się nowe, jakże istotne pytania, na które poznajemy odpowiedzi... w swoim czasie ;) Nie ma tak łatwo - najważniejsze rzeczy nie zostają zdradzone zbyt wcześnie, dzięki czemu z zapartym tchem czekamy na rozwój sytuacji. A uwierzcie, jest na co czekać!
Na uwagę zasługuje niesamowita relacja między rewelacyjnie wykreowanymi głównymi bohaterami. Widać, że Nikolaja i Lenę do siebie ciągnie. Mężczyzna próbuje co prawda zachowywać dystans, czego Lena wcale nie ułatwia, prowokując go i testując jego cierpliwość. Oj, mówię Wam, dzieje się! Postacie - również te drugoplanowe - zachowują się jak ludzie, naturalnie i wiarygodnie. Możemy odnieść wrażenie, że one naprawdę żyją. Dużym plusem są też wstawki z przeszłości Nikolaja oraz prowadzenie narracji z obu perspektyw.
Z Leną się polubiłam, natomiast na punkcie Nikolaja totalnie zwariowałam ;) To jeden z najlepiej wykreowanych męskich bohaterów, jakich kojarzę. Jeszcze żaden nie działał na mnie do tego stopnia. Powiem Wam, że chciałabym poznać takiego mężczyznę w rzeczywistości <3 Pierwsze spotkanie Leny z Nikolajem zapada w pamięć. To jedna z moich ulubionych scen - zaskakująca, trzymająca w napięciu i oryginalna. Chemia pomiędzy bohaterami jest wyczuwalna od razu, choć na początku nie pałają oni do siebie sympatią, często się przekomarzają - oboje są uparci, silni i umieją postawić na swoim. Lecą iskry!
Sceny erotyczne w “Ochroniarzu” są... takie, jak powinny być. Gorące i dość ostre. Zapierają dech w piersi, rozgrzewają do granic możliwości, sprawiając, że nie da się ich tak łatwo wyrzucić z głowy. Wręcz przeciwnie - chce się do nich wracać, aby przeżyć na nowo te intensywne doznania. Nie tak łatwo po nich ochłonąć ;) Pojawiają się we właściwych momentach, idealnie pasują do Leny i Nikolaja oraz sytuacji, w jakich się oni znajdują.
Warto wspomnieć również o świetnych dialogach, humorze i wątku męskiej przyjaźni. Ten ostatni pojawia się za sprawą relacji łączącej Nikolaja z Igorem, których rozmowy dodają tej powieści uroku. Autorka przedstawiła to bardzo wiarygodnie.
Podsumowując, “Ochroniarz” to książka, którą po prostu musicie przeczytać! Meg Adams napisała wartościową, interesującą, niebanalną powieść. Podczas lektury będą Wam towarzyszyć rozmaite emocje i poczujecie to, co bohaterowie, przeżywając razem z nimi różne sytuacje. Gorąco polecam Wam “Ochroniarza”, ja przepadłam! “Architektura uczuć” skradła moje serce, “Ochroniarzowi” sama je oddałam <3

Są takie książki, które zostają w sercu i pamięci na zawsze. Taką wyjątkową powieścią jest dla mnie właśnie “Ochroniarz”, którego miałam przyjemność przeczytać przedpremierowo. Ta historia pochłonęła mnie bez reszty, a gdy zbliżałam się do końca, uznałam, że... chętnie zaczęłabym od początku ;) O tej powieści powinno być głośno! Meg Adams oczarowała mnie już swoim debiutem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pierwsza książka Melissy Darwood, którą miałam niezwykłą przyjemność przeczytać, stanowi pierwszy tom romantycznej serii górskiej. To znakomita powieść - bardzo ciekawa i wciągająca już od pierwszych stron. To wspaniały romans z ogromną dawką humoru. Powiem Wam, że “(Nie)zdobyta” to taki... powiew świeżości. Jestem po prostu zachwycona! Tytuł intryguje, przepiękna, porządnie wykonana okładka przyciąga wzrok, natomiast opis jak najbardziej zachęca do lektury. Powieść jest klimatyczna, interesująca, zabawna, a jednocześnie autorka porusza w niej ważne tematy i pięknie ukazuje rozwój relacji między bohaterami. Wyszło po prostu naturalnie, wiarygodnie oraz życiowo, za co duży plus :) Mimo że narracja pierwszoosobowa jest prowadzona tylko z perspektywy Julki, Jeremiego Jansona (zwanego JJ) również można dobrze poznać. Oczywiście chętnie przeczytałabym rozdziały czy chociaż wstawki z jego punktu widzenia, lecz nie przeszkadzał mi brak męskiej perspektywy.
Nasza główna bohaterka, Julia Kabat, pisze do niezbyt popularnego czasopisma dla kobiet. Pewnego dnia redaktorka naczelna namawia Julkę, by napisała o celebrycie, szejku arabskim, milionerze lub alpiniście. Gdy kobieta zaczyna szukać inspiracji, dość szybko dochodzi do wniosku, że najbardziej interesują ją himalaiści. Okazuje się jednak, że osoba, która najbardziej ją zafascynowała, jest... niedostępna. Zaintrygował ją JJ, który wspina się sam, ma na koncie sporo sukcesów, a teraz planuje zimą zdobyć K2 (również solo). Dzięki temu może przejść do historii, gdyż jeszcze nikomu się to nie udało. Ale mężczyzna nie chce, aby o nim pisano. Nie pragnie sławy ani rozgłosu. I trzeba przyznać, że jest uparty, nijak nie idzie go przekonać do zmiany zdania. Dlaczego tkwi w tym postanowieniu? Jak potoczy się ta historia? Tego dowiecie się, czytając książkę.
Melissa Darwood rewelacyjnie wykreowała głównych bohaterów. Powiem Wam, że chętnie bym ich poznała. Są tak odmienni, a jednak pojawia się między nimi przyciąganie. Ale to nie oznacza, że napięcie zostanie szybko rozładowane. W powieści nie ma zbyt wiele erotyki, ale między bohaterami jest chemia i nawet te pozornie niewinne sceny mogą rozpalić zmysły (nie tylko Julki) ;) Czy w drugim tomie zrobi się goręcej? Chętnie się dowiem - najlepiej jak najszybciej ;)
Bardzo dużym plusem tej historii jest tematyka górska. Można dowiedzieć się trochę o sprzęcie, technikach wspinaczki (są przypisy!), a także psychologicznych aspektach uprawiania tej aktywności. W powieści nie brakuje też różnych przemyśleń dotyczących codzienności, życia czy świata, w którym żyjemy. Świetne dialogi oraz lekki styl autorki sprawiają, że książkę czyta się szybko. Gorąco polecam Wam “(Nie)zdobytą”! Nie mogę się doczekać drugiego tomu :)

Pierwsza książka Melissy Darwood, którą miałam niezwykłą przyjemność przeczytać, stanowi pierwszy tom romantycznej serii górskiej. To znakomita powieść - bardzo ciekawa i wciągająca już od pierwszych stron. To wspaniały romans z ogromną dawką humoru. Powiem Wam, że “(Nie)zdobyta” to taki... powiew świeżości. Jestem po prostu zachwycona! Tytuł intryguje, przepiękna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“Karuzela życia” stanowi połączenie romansu z powieścią sensacyjną, pojawiają się w niej nawet elementy kryminału. Trzeba przyznać, że to całkiem dobra powieść, niestety czegoś mi w niej zabrakło. Ciekawa fabuła i nieźle poprowadzona akcja sprawiły, że czytało się ją dość dobrze, co jest dla mnie zaskakujące ze względu na zastosowaną narrację 3-osobową. Nie przeszkadzała ona co prawda aż tak, jak się tego obawiałam, lecz nadal uważam, że w powieściach z gatunku “romans” i “erotyk” lepiej jej unikać - dużo lepiej sprawdza się w nich narracja 1-osobowa. Pomaga ona czytelnikowi utożsamić się z bohaterami, zrozumieć ich, więcej poczuć i bardziej się zaangażować. Pozwala wczuć się w historię, a nawet stać się jej częścią. Tutaj mi tego zabrakło. To, co otrzymałam, to po prostu za mało. Sceny erotyczne były przyjemne w odbiorze, ale prędzej lekko ciepłe niż gorące ;) Wątek sensacyjny był niezły, jednak nie czekałam z zapartym tchem na rozwiązanie zagadki, bo zaczęłam się domyślać, kto jest za wszystko odpowiedzialny. Plus za to, że nie byłam tego pewna i nie pozbyłam się wszystkich wątpliwości, a także nie znałam motywu tej osoby.
Karolina Ozińska (nazywana Karo) to silna, niezależna, potrafiąca postawić na swoim kobieta. Prowadzi sklep z bielizną, a po śmierci ojca stała się także właścicielką klubu nocnego. Gdy ją poznajemy, poszukuje menadżera, ponieważ wie, że sama sobie nie poradzi. Okazuje się to trudniejsze, niż myślała, pracownikom nie udaje się nikogo znaleźć, a ona szybko musi zatrudnić kogoś na to stanowisko. Nieoczekiwanie otrzymuje SMS-a. Nadawca informuje, że jest zainteresowany podjęciem pracy i prosi o kontakt. Pierwsze spotkanie z Wiktorem zdecydowanie nie należy do standardowych i zupełnie nie przypomina rozmowy kwalifikacyjnej ;) To jedna z najzabawniejszych scen w tej powieści. Trzeba przyznać, że J. B. Grajda zadbała o elementy humorystyczne w “Karuzeli życia”, co należy zaliczyć na plus :)
W życiu Karo od dawna jest Lukas - jej ochroniarz oraz przyjaciel. Tym razem to mężczyzna jest pracownikiem u kobiety, nie na odwrót ;) Później pojawia się Wiktor, dla którego Karo również będzie szefową. Wtedy zmieni się wiele, a los nieraz ją zaskoczy. Zrobi się niebezpiecznie, a jej codzienność stanie się pełna niespodzianek, również pod względem uczuć oraz doznań. Czasem również powieje grozą.
“Karuzela życia” to całkiem udany debiut, ale po opisie spodziewałam się czegoś lepszego. Nie porwała mnie ta historia. Emocje były, akcja tym bardziej, lecz miałam problem, aby się bardziej zaangażować. Bohaterowie nie byli mi obojętni, ale też nie poczułam do nich niczego więcej. Zakończenie zaś jest dość emocjonujące i zaskakujące. Ostatnie kilka zdań wręcz zdumiewa, a może raczej dezorientuje, przynajmniej mnie. Jeżeli autorka nie planuje pisać kontynuacji, to nie bardzo wiem, jak mam je interpretować. Zwykle nie mam problemu z zakończeniami otwartymi, tutaj też mogę spróbować sobie dopowiedzieć, o co chodziło, tylko że to, co przychodzi mi do głowy, niezbyt ma sens. Czy polecam “Karuzelę życia”? Cóż, mnie nie zachwyciła, ale może z Wami będzie inaczej :) Myślę, że warto dać jej szansę, tym bardziej że jest naprawdę krótka.

“Karuzela życia” stanowi połączenie romansu z powieścią sensacyjną, pojawiają się w niej nawet elementy kryminału. Trzeba przyznać, że to całkiem dobra powieść, niestety czegoś mi w niej zabrakło. Ciekawa fabuła i nieźle poprowadzona akcja sprawiły, że czytało się ją dość dobrze, co jest dla mnie zaskakujące ze względu na zastosowaną narrację 3-osobową. Nie przeszkadzała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“Smak pokusy” to bardzo udany debiut polskiej autorki, piszącej pod pseudonimem Riva Scott. To romans z nutą erotyki oraz szczyptą humoru, połączony z pewnego rodzaju dramatem rodzinnym i powieścią sensacyjną - oj, dzieje się tu naprawdę wiele i na brak wrażeń, a także emocji, nie można narzekać! Momentami odnosiłam wrażenie, że jest tego nawet trochę za dużo, natomiast niektóre rzeczy dzieją się zbyt szybko. Jednak tej pokusie zdecydowanie warto ulec, można na tym jedynie skorzystać i przyjemnie spędzić czas :)
Maria Reyes to piękna, niezależna, bardzo silna, walcząca o swoje i uparta kobieta. Musiała szybko dorosnąć, by stać się matką dla swojego młodszego rodzeństwa - brata Marcusa i siostry Victorii. Teraz jest zastępcą szefa kuchni w restauracji La Comida Buena w San Francisco, gdzie radzi sobie znakomicie. Jest ambitna, chciałaby awansować, a także ma jeszcze jedno, większe, marzenie związane z branżą gastronomiczną. Jej plany na ten dzień wyglądały inaczej, lecz telefon od szefa sprawił, że musiała je zmodyfikować. To właśnie tego dnia, zupełnie niespodziewanie, w lokalu pojawia się...
...Carter Green, biznesmen. Zamożny, niezwykle atrakcyjny i równie pewny siebie mężczyzna. Prezes firmy Green Corp., którą założył w młodym wieku. Z rodziny został mu tylko dziadek Stanley, z którym łączy go silna więź. Tego dnia Carter odbiera telefon, po którym znajduje się w sytuacji wymagającej od niego zmiany planów. Ostatecznie przybywa do La Comida Buena, zamawia stek i... zobaczycie, co dalej :D Sami musicie się przekonać, jak potoczy się ta historia i w wyniku jakich okoliczności Ria i Carter znaleźli się w restauracji La Comida Buena.
Do czego może doprowadzić zamówienie steku? ;) Do wielu zwrotów akcji, rozbawienia, podniecenia i wzruszenia. Do tajemnic, intryg, niepewności, zbliżeń i uniesień oraz miłości. Do przyjaźni, żartów, poruszenia ważnych tematów i uświadomienia.
“Smak pokusy” to piękna, wielowątkowa powieść z dreszczykiem i pieprzykiem. Dużym plusem tej historii jest... prostota. Swobodne dialogi, bardzo przypominające rozmowy, sytuacje z życia wzięte i czysto ludzkie przemyślenia. Riva Scott wykreowała cudownych, charakternych głównych bohaterów, których jak najbardziej można polubić, a Cartera nawet pokochać ;) Postacie drugoplanowe również są wspaniałe, bez wątpienia dodają kolorytu całej historii! To powieść o miłości, przyjaźni, spełnianiu marzeń oraz szczęściu. Jak również o trudnych sytuacjach życiowych i wpływie przeszłości na nasze życie. O tym, że dobro powraca i warto mieć wokół siebie dobrych, życzliwych ludzi. O tym, że nie warto oceniać drugiego człowieka, nie poznając go choć trochę, a także o tym, że choć nie zawsze postępujemy prawidłowo, bardzo ważne jest umieć przyznać się do błędu. Często mamy swoje powody, by zachować się tak, a nie inaczej. Po prostu warto ze sobą rozmawiać i próbować zrozumieć siebie nawzajem.
Polecam Wam “Smak pokusy” i czekam na drugi tom serii - “Smak tajemnicy” :) Warto przeczytać ten debiut!

“Smak pokusy” to bardzo udany debiut polskiej autorki, piszącej pod pseudonimem Riva Scott. To romans z nutą erotyki oraz szczyptą humoru, połączony z pewnego rodzaju dramatem rodzinnym i powieścią sensacyjną - oj, dzieje się tu naprawdę wiele i na brak wrażeń, a także emocji, nie można narzekać! Momentami odnosiłam wrażenie, że jest tego nawet trochę za dużo, natomiast...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Wszystko, czego pragnę w te święta" to zaskakujący, emocjonujący, rozgrzewający i rozpalający wyobraźnię debiut Anny Langner, który przyprawia o szybsze bicie serca, a także wywołuje refleksje i uśmiech na twarzy :) Całość dopełniają tajemnice, z którymi będą musieli się zmierzyć nasi bohaterowie, oraz grożące im niebezpieczeństwo. Te elementy idealnie wpisują się w całkiem oryginalną, wcale nie taką banalną fabułę. Dużym plusem są bardzo ciekawe postaci, towarzyszące nam podczas lektury napięcie, a także świąteczna atmosfera. Jak najbardziej można wczuć się w klimat Świąt Bożego Narodzenia, w dodatku białych ;) Narracja jest prowadzona głównie z punktu widzenia Ewy, lecz dzięki ciekawemu zabiegowi czytelnik może poznać też myśli i uczucia Brunona, a co za tym idzie, lepiej go zrozumieć. Cieszę się, że pojawiła się również męska perspektywa :)
"Wszystko, czego pragnę w te święta" to interesująca, wciągająca od pierwszych stron powieść, od której bardzo trudno się oderwać. To naprawdę niegrzeczny romans. Scen erotycznych jest sporo, ale zostały napisane po prostu świetnie! Czytałam je z dużą przyjemnością i wypiekami na twarzy - rozgrzewały do tego stopnia, że nie pomagało nawet wyłączenie kaloryfera :D
Wspaniały styl Anny Langner pozwala się zanurzyć w tej przyjemnej, interesującej, życiowej powieści i przemyśleć, co tak naprawdę jest dla nas w życiu ważne. Czego chcemy, nie co powinniśmy, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Poznawanie siebie i odkrywanie tego, co chcielibyśmy zmienić, wcale nie jest takie łatwe i nie musi przebiegać tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Czasem dowiadujemy się o sobie czegoś ważnego lub zauważamy coś, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy, w najmniej spodziewanych momentach. Czasem coś musi nami wstrząsnąć. Może być też tak, że uświadomią nam to osoby, po których byśmy się tego nie spodziewali.
Ewa to przepracowana, przemęczona kobieta, która wiele osiągnęła ciężką pracą i wieloma wyrzeczeniami. Kosztem życia prywatnego ma bardzo dobrą pracę i wysoką pensję. Poznajemy ją kilka dni przed jej 30. urodzinami, kiedy postanawia wyjechać na święta do rodziców, aby przemyśleć, co zmienić w swoim życiu, bo sama widzi, że to najwyższy czas na podjęcie działań. Całkiem szybko, w dość nietypowych okolicznościach, okazuje się, że na ciszę i spokój nie ma co liczyć. A to za sprawą tajemniczego, niespodziewanego i niezwykle atrakcyjnego gościa, Brunona, który przyjechał na święta do jej rodzinnego domu w Jastrowie. Tego bohatera nie musicie od razu polubić, może Wam się wydawać niedojrzały, jego zachowanie nie musi Wam się podobać. Ale nawet jeśli początkowo Was nie przekona, nie skreślajcie go. Kto wie, może Was zaskoczy? Nie można oderwać od niego wzroku, to nie ulega wątpliwości, lecz warto też wysłuchać, co ma do powiedzenia. Jego wygląd, działania i słowa... oj, robią swoje ;)
“Wszystko, czego pragnę w te święta” to bardzo udany debiut Anny Langner. Zastanawiam się, czy nastąpi ciąg dalszy historii Ewy i Brunona... Zakończenie daje na to nadzieję, a ja z przyjemnością sięgnęłabym po kontynuację :) Gorąco polecam tę powieść!

"Wszystko, czego pragnę w te święta" to zaskakujący, emocjonujący, rozgrzewający i rozpalający wyobraźnię debiut Anny Langner, który przyprawia o szybsze bicie serca, a także wywołuje refleksje i uśmiech na twarzy :) Całość dopełniają tajemnice, z którymi będą musieli się zmierzyć nasi bohaterowie, oraz grożące im niebezpieczeństwo. Te elementy idealnie wpisują się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na polskim rynku wydawniczym brakuje takich bardziej erotycznych powieści świątecznych. Co roku jest wysyp obyczajówek, często wielowątkowych, które mimo wszystko są do siebie całkiem podobne. Romans można trafić, ale coś chociaż trochę pikantniejszego? Niekoniecznie. Cieszę się więc, że w tym roku sytuacja nieco się zmieniła. Jedną z książek, która być może zapoczątkuje nowy trend lub przynajmniej sprawi, że "niegrzeczne" powieści ze świętami w tle zaczną się ukazywać, jest właśnie "Świąteczna gorączka" ☺
Pisząca pod pseudonimem autorka (jestem bardzo ciekawa, kto się pod nim kryje), Maja Damięcka, napisała bardzo dobrą powieść. Historia Mikołaja Dębskiego i Sary Zalewskiej jest ciekawa od samego początku, praktycznie od razu wciąga i naprawdę trudno się od niej oderwać ☺ Podczas lektury absolutnie nie można się nudzić, nie da się też przysnąć, a czyta się z wypiekami na twarzy, uśmiechem na ustach, od czasu do czasu wybuchając śmiechem, z szybciej bijącym sercem, łzami wzruszenia w oczach, a czasem także się irytując 😉 To wszystko nie dzieje się jednocześnie, pojawia się w odpowiednich momentach, niczego nie jest za dużo, lecz i tak stanowi niezłą mieszankę wybuchową 😉 Autorka stara się, aby proporcje były właściwe, i całkiem dobrze jej to wychodzi.
Maja Damięcka świetnie wykreowała bohaterów - zdecydowanie można ich polubić, a jeśli chodzi o Mikołaja, może nawet uda się coś więcej 😉 Nie są oni jednoznaczni, tylko... prawdziwi w tym, co robią, jak się zachowują. Sara to piękna, silna, ambitna, niezależna kobieta, która nie od razu ulega Mikołajowi, lecz to nie oznacza, że jest całkowicie odporna na jego urok. Natomiast co do Mikołaja... Jeśli myślicie, że bardzo przystojny, seksowny, bogaty pan prezes jest draniem bez serca, który lubi przygodny seks, bo taki ma kaprys, to... musicie przeczytać "Świąteczną gorączkę", aby się przekonać, czy na pewno macie rację 😉
Czy bohaterów połączy coś więcej? On nie chce się angażować, ona szuka czegoś więcej. On pragnie ją zdobyć, ona... no właśnie, czy Sara tego chce? Jej opór sprawia, że Mikołaj postanawia poznać odpowiedź na to pytanie, gdyż nie jest przyzwyczajony do odmowy, a poza tym pani doktor bardzo go intryguje 😉 Jak ostatecznie rozwinie się ich relacja? Zachęcam do sprawdzenia 😉
W "Świątecznej gorączce" nie brakuje scen erotycznych, które zostały napisane wspaniale, rozgrzewają i rozpalają wyobraźnię 😊 Bardzo podoba mi się styl autorki (nie jest ani za prosto, ani zbyt skomplikowanie, czyta się szybko i przyjemnie, ale towarzyszą nam przy tym emocje), klimat świąt (w końcu to powieść świąteczna), a także humor (w odpowiedniej dawce) 😉 Autorka poruszyła kilka trudniejszych tematów i zachęciła do zastanawionienia się nad niektórymi sprawami. Ma parę asów w rękawie, z których nie omieszkała skorzystać, z korzyścią dla historii 😉
Gorąco polecam Wam powieść Mai Damięckiej! Zdecydowanie warto spędzić z nią jeden czy kilka wieczorów i poznać tę całkiem ciekawą historię oraz wspaniałych bohaterów, a także dowiedzieć się, co oboje ukrywają, i miło spędzić czas, wczuwając się pomału w świąteczny klimat 😊 Jest gorąco, namiętnie, zabawnie, wzruszająco i dość niebanalnie. Bywa też smutno. Uwaga: można dostać świątecznej gorączki - tyczy się to również nas, czytelników 😉

Na polskim rynku wydawniczym brakuje takich bardziej erotycznych powieści świątecznych. Co roku jest wysyp obyczajówek, często wielowątkowych, które mimo wszystko są do siebie całkiem podobne. Romans można trafić, ale coś chociaż trochę pikantniejszego? Niekoniecznie. Cieszę się więc, że w tym roku sytuacja nieco się zmieniła. Jedną z książek, która być może zapoczątkuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Zbrodnia w wielkim mieście" to pierwsza powieść Alka Rogozińskiego, którą przeczytałam, i tym samym moje tegoroczne odkrycie. Spotkanie uważam za bardzo udane, zdecydowanie chętnie je powtórzę - już zacieram rączki na kolejne książki ;) Po zaledwie 30. stronach wiedziałam, że ten autor stanie się jednym z moich ulubionych, a to naprawdę coś. Cieszę się, że przygodę z jego twórczością rozpoczęłam, co prawda nieświadomie, od pojedynczej książki, zamkniętej historii, bo uniknęłam ryzyka przeczytania np. drugiego tomu jakiejś serii.
"Zbrodnia w wielkim mieście" to fenomenalna, wspaniale napisana powieść, którą czyta się błyskawicznie! Jestem zachwycona i chcę więcej! ;) To naprawdę komedia kryminalna, w dodatku rewelacyjna! Dla mnie taki gatunek stanowi nowość, gdyż do tej pory nie czytałam nic podobnego, więc takie zrealizowanie, jakby nie było, kryminału zrobiło na mnie wrażenie oraz było zdecydowanie niecodziennym doświadczeniem. Dość szybko zauważyłam, iż jest to powieść przeznaczona bardziej dla kobiet - one po prostu lepiej się w niej odnajdą :) Urzekło mnie to, tym bardziej, że to kobiety odgrywają tu najważniejsze role, zatem one same, ich zachowanie oraz myśli zostały opisane przez mężczyznę, ujęte jednak z jego punktu widzenia, a nawet niekoniecznie to czuć, co oznacza tylko tyle, że Alek Rogoziński odwalił kawał dobrej roboty - należą mu się brawa :) To taki lekki kryminał na wesoło, ale niepozbawiony sensu. Oryginalny pomysł, niesamowite wykonanie oraz barwne postacie, a także ogromna dawka humoru, nawet wtedy, kiedy zostaje popełnione morderstwo. Nie sposób się nie śmiać, co następuje właściwie co chwilę. A poza tym, ta książka to przykład tego, co jest dobre, bo polskie. Historia naprawdę mocno osadzona w polskich realiach, za co bardzo duży plus. Autor dodatkowo nawiązuje do znanych osób oraz dzieł. Niby nic takiego, lecz idealnie wkomponowało się w fabułę i zdecydowanie miało sens. To wszystko oraz świetny, trudny do podrobienia styl autora wpływa na cudowną atmosferę tej powieści :)
Trzy przyjaciółki - Sandra, Iwona i Martyna - pracują w redakcji pewnego magazynu. Niedawno ich szefem został Waldemar Kuczyński - nieciekawy typ, mężczyzna, z którym mało która kobieta chciałaby pracować i w ogóle obcować w jakikolwiek sposób. Głównie ze względu na jego podejście do przedstawicielek płci pięknej, ale też skąpstwo czy zwalanie wszelkiej odpowiedzialności na pracownice. Nic więc dziwnego, że nasze bohaterki chciałyby odejść z pracy, by nie mieć nic wspólnego z takim szefem. Niestety jest jeden problem natury finansowej, a z sytuacji nie ma żadnego realnego wyjścia, co sprawia, że mężczyzna trzyma je pod tym względem w garści. Pewnego wieczoru przy grze planszowej, wielu lampkach wina oraz dodatkowym towarzystwie "nowoczesnej" ciotki Alicji dochodzą do wniosku, że wyjście, owszem, istnieje - trzeba zamordować szefa. Tworzą plan, omawiając go w najdrobniejszych szczegółach. Nie mają jednak zamiaru wprowadzać go w życie. Tymczasem... kilka dni później ktoś dokonuje morderstwa na Waldemarze Kuczyńskim, realizując obmyślony przez kobiety scenariusz właściwie co do joty. Jak to możliwe? A warto wspomnieć, że jeszcze kilku osobom zależało na jego śmierci, więc krąg podejrzanych się powiększa. Kto z nich jest mordercą? I jak to możliwe, że ktoś wykorzystał pomysł kobiet? Przecież powinny o nim wiedzieć tylko one...
"Zbrodnia w wielkim mieście" gwarantuje ciekawą, wciągającą fabułę, oryginalną, złożoną intrygę, świetne wątki kryminalne, porządną warstwę obyczajową, potężną dawkę humoru oraz galerię barwnych postaci, wobec których nie pozostajemy obojętni. Alek Rogoziński rewelacyjnie ukazuje relacje międzyludzkie - zarówno kobiecą przyjaźń, związki, jak i więź łączącą rodzeństwo. A język, którym posługuje się ta para nastolatków, to doprawdy jakiś tajemny szyfr - naprawdę ciekawy i udany zabieg ;) Uwielbiam i polecam wszystkim!

"Zbrodnia w wielkim mieście" to pierwsza powieść Alka Rogozińskiego, którą przeczytałam, i tym samym moje tegoroczne odkrycie. Spotkanie uważam za bardzo udane, zdecydowanie chętnie je powtórzę - już zacieram rączki na kolejne książki ;) Po zaledwie 30. stronach wiedziałam, że ten autor stanie się jednym z moich ulubionych, a to naprawdę coś. Cieszę się, że przygodę z jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Po co się martwić czymś, czego nie możesz zmienić? Czemu tego nie przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza?" (s. 59*).
"Wskazówki zegara, cyfry na wadze łazienkowej, czy to nie są tylko niedoskonałe sposoby mierzenia niewidzialnych sił, powodujących widzialne skutki? Mizerne próby ujarzmienia jakiejś większej rzeczywistości leżącej za tym, co zwykli ludzie postrzegają jako rzeczywistość?" (s. 20).
* - numery stron w wydaniu elektronicznym Legimi.
To moje pierwsze i największe tegoroczne rozczarowanie czytelnicze. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, pomysł był oryginalny, opis tajemniczy, autor to Stephen King, a cykl "Castle Rock" - nic, tylko czytać. Zaczęło się dobrze, zrobiło się intrygująco, ale... niestety na tym się skończyło. Im dalej, tym gorzej. Akcja stanęła w miejscu, wypełniona wydarzeniami, które w zamierzeniu miały zapewne prowadzić do wniosków i być interesujące, zachęcać do dalszej lektury, a okazały się zwyczajnie nudne. Książka jest krótka, lecz nie tak łatwo było przez nią przebrnąć. Można by zadać pytanie: "Ale o co chodzi?", a przede wszystkim: "Po co to?". Nie wiem bowiem, czemu ta opowieść miała służyć. Nie rozumiem także, dlaczego została zaliczona do kategorii "horror", ponieważ nie zawiera żadnego elementu grozy.
Główny bohater, Scott Carey, pewnego dnia zaczyna tracić na wadze, chociaż wcale się o to nie starał. I na tym kończą się plusy jego sytuacji. Jego waga spada szybko, a wygląd się nie zmienia. Nie odczuwa również skutków tej tajemniczej przypadłości. Ponadto waży tyle samo, niezależnie od tego, czy jest ubrany, czy nie, a wszystko, co trzyma w rękach, stojąc na wadze, w żaden sposób nie wpływa na to, ile waży. To wszystko jest oczywiście bardzo dziwne, więc nic dziwnego, że nasz bohater z jednej strony się niepokoi. Tak, tylko z jednej, bo ogólnie twierdzi, że nigdy nie czuł się lepiej, zatem zaczyna żyć pełnią życia. Podejrzewa, że nie zostało mu wiele czasu. Pojawiają się u niego rozważania natury egzystencjalnej, jedne bardziej, inne mniej trafne. Jako czytelnicy towarzyszymy mu w codziennym życiu i obserwujemy jego zmagania z tą tajemniczą utratą wagi, obserwujemy ten niepokojący proces. Wiemy tyle, ile on, czyli tak naprawdę nic. I niestety, tak samo jak Scott, nawet po zakończeniu niczego się nie dowiemy. Dlaczego przytrafiło mu się coś takiego? Skąd się wzięło? Co to w ogóle było? Nie otrzymujemy wyjaśnienia, pozostają domysły. Zakończenie... w sumie jedyne słuszne, pasujące do fabuły, ale niezbyt mnie przekonało. Plus za wątek homoseksualizmu i dyskryminacji na tym tle oraz za całkiem dobrą warstwę językową. To wszystko jednak po prostu za mało.
"Uniesienie" jest bez wątpienia pozycją słabą. Chyba po prostu niepotrzebną. Moim zdaniem został zmarnowany potencjał, bo mogła powstać naprawdę ciekawa, oryginalna oraz trzymająca w napięciu powieść, mająca cokolwiek wspólnego z horrorem. Szkoda. Pierwsza książka od dawna, której nie polecam, nawet pomimo tego, że ma niedużo stron (około 170). Cóż, nawet wielkim autorom zdarzają się gorsze powieści. Oby tylko King nie szedł w tę stronę ;)

"Po co się martwić czymś, czego nie możesz zmienić? Czemu tego nie przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza?" (s. 59*).
"Wskazówki zegara, cyfry na wadze łazienkowej, czy to nie są tylko niedoskonałe sposoby mierzenia niewidzialnych sił, powodujących widzialne skutki? Mizerne próby ujarzmienia jakiejś większej rzeczywistości leżącej za tym, co zwykli ludzie postrzegają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Warte uwagi są tylko te rzeczy, które istnieją tu i teraz. Nawet nie te, które będą, bo są jeszcze płynne, może się wcale nie wydarzą. Przyszłość to niewiadoma, a przeszłość już nie żyje" (s. 109).
"Czasem z daleka widzi się lepiej - niekiedy rozmowa z kimś z zewnątrz sprawiała, że udawało się spojrzeć na problem pod innym kątem i nagle otwierały się nowe możliwości interpretacji" (s. 153).
"Mów szeptem" Agnieszki Olejnik to bardzo dobra, interesująca powieść. Bez wątpienia oryginalna, wartościowa, taka... świeża i wyróżniająca się. Zostało w niej poruszonych kilka naprawdę istotnych tematów, do których należy przede wszystkim wszelka inność wynikająca z różnych powodów, w tym przypadku traumy oraz, szczególnie, zaburzeń psychicznych. Autorka postanowiła uświadomić czytelnikom, jak wygląda życie tych osób, opisała ich codzienność w taki sposób, aby pozostali mogli spróbować zrozumieć, co przeżywają, chociaż w pewnym stopniu. To bardzo ważny temat i po prostu trzeba o tym mówić oraz pisać. Stereotypy czy plotki mogą jedynie zaszkodzić, ale... w środowisku liceum są one na porządku dziennym. Tak, to powieść młodzieżowa, przeznaczona raczej dla starszych nastolatków, myślę, że 15+, chociaż oczywiście nie tylko. Do nich chyba najlepiej trafi przekaz, lecz zdecydowanie każdy powinien przeczytać tę książkę. Nigdy nie jest za późno, by się uświadomić i stać bardziej tolerancyjnym czy rozwinąć swoją empatię.
Magda i Witek. Dwie osoby, które połączy właśnie inność. Oboje są samotni, mimo że na swój sposób wyjątkowi. Nie potrafią, a nawet nie chcą nawiązywać kontaktów z ludźmi, chociaż potrzebują towarzystwa. Nie da się ich nie zauważyć, a jednak pozostają poniekąd niewidzialni dla rówieśników, zwłaszcza Witek. Magda robi bowiem wszystko, by się wyróżnić, lecz tak naprawdę nie zależy jej na korzystaniu z tego, że znajduje się w centrum zainteresowania. Pewnego dnia tych dwoje połączy coś niespodziewanego...
"Mów szeptem" to opowieść o odmienności, konieczności radzenia sobie z nią i ograniczeniach z niej wynikających. To historia o uczuciach. O miłości przedstawionej w bardzo nietypowy sposób, od zupełnie innej strony. Relacja łącząca bohaterów jest... inna, dość dziwna, specyficzna, ale ważna, pełna znaczeń dla obojga. Atmosfera tajemnicy oraz wątek kryminalny potęgują napięcie. Czyta się szybko, powieść wciąga i ma swój klimat. Staranność językowa razem ze stylem autorki dodatkowo zachęcają do lektury. Narracja, mimo że 3-osobowa, może być nieraz zinterpretowana jako 1-osobowa. Mamy wgląd w psychikę postaci, a jednocześnie obserwujemy wszystko z zewnątrz.
Agnieszka Olejnik pokazuje, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami, lecz inność nie oznacza, że ktoś przestaje być człowiekiem. Uczy zrozumienia odmiennych zachowań, uświadamia, że one z czegoś wynikają i przestrzega przed wydawaniem bezpodstawnych osądów. Ukazuje znane relacje od innej strony - z perspektywy ludzi z zaburzeniami psychicznymi czy tych, którzy przeżyli traumatyczne wydarzenia, a także pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych. Odnoszę jednak wrażenie, że chciała zmieścić zbyt wiele na tych 320 stronach. Nie wiem, czy przypadek Wita nie jest za bardzo skomplikowany, szczególnie dla młodego czytelnika. Nie wiedziałam, że w ogóle jest możliwe, by jeden człowiek cierpiał na tak złożone zaburzenie składające się z elementów wielu innych, łącznie ze wszelkimi talentami oraz ograniczeniami z nich wynikającymi. Trudno mi w to uwierzyć, nie słyszałam nigdy o czymś takim, ale być może rzeczywiście istnieją takie osoby. Jedno jest pewne - dzięki tej powieści można je lepiej zrozumieć, to cenna umiejętność we współczesnym świecie. Szkoda, że autorka przy tak mocnym wątku psychologicznym nie zamieściła na końcu żadnego wyjaśnienia, nawet krótkiej notatki odnośnie do przypadku Wita. Brak podziękowań jest jeszcze bardziej zastanawiający... Niestety to wszystko, a także kilka rzeczy związanych już ściśle z fabułą (z kategorii "Czy to rzeczywiście możliwe?"), może negatywnie wpłynąć na wiarygodność. Nie do końca przekonało mnie również zakończenie.
"Mów szeptem", mimo pewnych minusów, jest powieścią godną polecenia. Warto poświęcić jej trochę czasu, otworzyć umysł i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Inny nie oznacza gorszy. Pamiętajmy o tym. Polecam! :)

"Warte uwagi są tylko te rzeczy, które istnieją tu i teraz. Nawet nie te, które będą, bo są jeszcze płynne, może się wcale nie wydarzą. Przyszłość to niewiadoma, a przeszłość już nie żyje" (s. 109).
"Czasem z daleka widzi się lepiej - niekiedy rozmowa z kimś z zewnątrz sprawiała, że udawało się spojrzeć na problem pod innym kątem i nagle otwierały się nowe możliwości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Nie skupiaj się na tym, co może się stać. Skupiaj się na tym, co jest teraz" (s. 279*).
"Gdy się boisz, ale patrzysz strachowi w oczy i żyjesz dalej, jesteś odważna" (s. 99).
"Czasami nie wiesz, czego ci brakuje, dopóki tego nie znajdziesz" (s. 87).
* - numery stron w wydaniu elektronicznym (Legimi).
Jestem pod ogromnym wrażeniem. To niesamowita, po prostu piękna powieść! Całkowicie przepadłam, mimo że na początku byłam niespecjalnie zachwycona. Zastanawiam się tylko, dlaczego nie ma więcej stron - naprawdę chciałabym czytać dalej, tym bardziej, że zakończyło się w takim momencie... ;) Vi Keeland totalnie mnie zaskoczyła. Zdecydowanie nie spodziewałam się czegoś takiego, co wynika po części ze schematów tego typu historii, ale przede wszystkim okładka jest nie do końca adekwatna, a nawet może wprowadzić w błąd. Nie mam na myśli walorów estetycznych (jakbym mogła? ;)) ani podobieństw pomiędzy panem na okładce a głównym bohaterem. Gdy na nią spojrzycie, możecie dojść do wniosku, że książka składa się głównie ze scen erotycznych. I to na niezbyt wysokim poziomie. Otóż, to nie tak. Jest dość nietypowo, bardzo zabawnie, niezwykle wciągająco oraz emocjonalnie, a także refleksyjnie i, oczywiście, podniecająco. Rzadko kiedy przyznaję maksymalną ocenę powieściom obyczajowo-erotycznym. Tym razem jednak nie potrafiłam inaczej, gdyż ta pozycja zwyczajnie na to zasługuje. Właśnie na coś takiego czekałam, tego potrzebowałam, jestem naprawdę zadowolona, moje potrzeby zostały zaspokojone :)
Reese Annesley poznajemy, gdy przebywa na koszmarnej randce. Właśnie oddaliła się od stolika, by zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki i się wyżalić. Nagle słyszy, jak jakiś obcy facet zwraca uwagę, iż jej zachowanie jest nieuprzejme wobec czekającego towarzysza. W pierwszej chwili wydaje się, że ten arogancki mężczyzna nie ma żadnych zalet. Poza jedną - jest niesamowicie przystojny. Nie, to nie takie proste. Nie zabiera jej do domu, by zaprezentować swoje talenty, a ona nie od razu marzy o tym, by tak się stało. Mężczyzna zachowuje się bardzo dziwnie i właściwie trudno go polubić, lecz... ratuje Reese przed nudną randką, opowiadając wymyślone historie o ich rzekomej znajomości. Nie, kobieta nie wpada mu w ramiona, zachwycona jego pomysłowością i nie opuszczają razem restauracji. O nie, to bardziej skomplikowane, na szczęście :)
Scen erotycznych, wbrew pozorom, nie ma wcale tak wiele, ale zdecydowanie warto na nie czekać, na długo zostają w pamięci. Oj, dzieje się wtedy, zupełnie jakby nagle temperatura znacznie wzrosła ;) O to chodzi! Przez całą powieść czuć intensywne napięcie seksualne, a aluzje i sugestie, szczególnie ze strony Chase'a, pojawiają się co i rusz. Te elementy budują klimat. Tu aż kipi od erotyki! Ale to wszystko nie oznacza, że co kilka stron bohaterowie uprawiają seks. Za to duży plus :) Muszą się wzajemnie poznać, autorka kładzie duży nacisk na ich relację, w której chodzi o coś więcej niż samo zaspokojenie. A decyzja należy do Reese. Mężczyzna, owszem, kusi ją i namawia, ale niczego na niej nie wymusza. A Reese dostrzega jedną, ale niestety ogromną przeszkodę...
Chase Parker to bowiem jej szef. Właściciel firmy Parker Industries, w której młoda specjalistka od marketingu właśnie została zatrudniona. Jest zaintrygowana, facet jej się podoba (i walczy o jej uwagę, a to nie bardzo w jego stylu), ale nie ma ochoty na biurowe romanse. Tym bardziej z przełożonym. Jak potoczy się ich relacja? Co postanowią? Co ich ostatecznie połączy? A może nie będą mogli ze sobą być? Dowiecie się, jak przeczytacie :)
"Bossman" to absolutnie genialna powieść! Autorka wykreowała naprawdę ciekawe postaci. Bardzo polubiłam szczególnie dwoje głównych bohaterów, lecz pozostali również są barwni. Całość wyszła po prostu cudownie! Na uwagę zasługuje narracja - przede wszystkim z perspektywy Reese, ale co jakiś czas pojawia się też punkt widzenia Chase'a (doceniam), a w dużej mierze są to retrospekcje (kolejny plus). Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie rozbudowany wątek psychologiczny, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Zatrzymajmy się na chwilę, pomyślmy, poczujmy. To, co zrobiła autorka, jest ważne i świetnie zrealizowane.
Czym jest miłość? Ile znaczy dla nas wsparcie drugiego człowieka? Jak ważne jest dla nas poczucie bezpieczeństwa, zaufanie i bycie zrozumianym? Jak żyć dalej, kiedy nie można ruszyć z miejsca? Z całego serca polecam "Bossmana" :)

"Nie skupiaj się na tym, co może się stać. Skupiaj się na tym, co jest teraz" (s. 279*).
"Gdy się boisz, ale patrzysz strachowi w oczy i żyjesz dalej, jesteś odważna" (s. 99).
"Czasami nie wiesz, czego ci brakuje, dopóki tego nie znajdziesz" (s. 87).
* - numery stron w wydaniu elektronicznym (Legimi).
Jestem pod ogromnym wrażeniem. To niesamowita, po prostu piękna powieść!...

więcej Pokaż mimo to