-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać69
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2024-05-23
2024-05-04
2024-04-29
2024-03-14
2024-03-06
2024-01-28
2023-12-31
2023-12-31
2023-12-30
2023-12-30
2023-12-30
2023-12-26
2023-12-26
2023-12-25
2023-12-25
2023-12-09
2023-11-22
2023-11-19
2023-11-13
Rewelacyjny komiks, przepięknie ilustrowany (Civello to prawdziwy mistrz). Klimat opowieści przywodzi na myśl stare fantasy, takie jak np. film Willow do którego mam wielki sentyment jeszcze z czasów dzieciństwa. Historia może stanowi klasyczną opowieść walki dobra ze złem i nie ma tu zbyt wielu zaskoczeń, ale to właśnie ten klimat i nastrojowość całego komiksu robią robotę. No i oczywiście ilustracje, z których każda jest osobnym dziełem sztuki.
Rewelacyjny komiks, przepięknie ilustrowany (Civello to prawdziwy mistrz). Klimat opowieści przywodzi na myśl stare fantasy, takie jak np. film Willow do którego mam wielki sentyment jeszcze z czasów dzieciństwa. Historia może stanowi klasyczną opowieść walki dobra ze złem i nie ma tu zbyt wielu zaskoczeń, ale to właśnie ten klimat i nastrojowość całego komiksu robią...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-17
Czytając recenzje tego tomu przygotowałam się na spotkanie z mega gniotem, który jak twierdzi większość osób: całkowicie zakopał Thorgala, stając się zdecydowanie jego najgorszym albumem.
I być może właśnie to moje nastawienie sprawiło, że w sumie pozytywnie się zdziwiłam. Bo wcale nie jest aż tak źle jak się spodziewałam.
Dla mnie najgorszym albumem Thorgala niezmiennie pozostaje „Królestwo pod piaskiem”, które było całą feerią bezsensownych wydarzeń, z jakimiś „kosmitami” w piramidach i różnymi bzdurnymi rozwiązaniami fabularnymi, których „Aniel” w bitwie o najgorszy album jednak nie zdołał pokonać.
Ok, wiadomo, że „Aniel” to nie poziom Alinoe, czy Łuczników (ale tego już od dawna nie ma), lecz przynajmniej cała ta wydumana historia stworzona przez Sante, w którą jeszcze wmieszany był ojciec Kriss i jakieś dziwne przepowiednie, w końcu została domknięta.
To, że na końcu wszyscy razem nagle się zeszli też wcale nie jest takie dziwne: jeśli ktoś zna wydarzenia z pobocznej serii o Kriss, to tam jest dokładnie wyjaśnione w jaki sposób dotarła do Aniela i skąd nagle wzięła się na końcu tego albumu.
Temu spotkaniu „rodzinnemu” raczej daleko do ideału, pada wiele przykrych słów, więc „ckliwym” zakończeniem raczej też bym tego nie nazwała.
Podsumowując- wiadomo, że magiczny klimat z pierwszych tomów tej serii, gdzieś po drodze uleciał (czy to za sprawą ciągle zmieniających się reżyserów, czy udziwnień fabularnych), ale może należałoby zdać sobie sprawę, że my też jednak jesteśmy już starsi i nie mamy już 7 lat. Nasz odbiór pierwszych albumów czytanych w dzieciństwie mógł być kiedyś zupełnie inny.
Czytając recenzje tego tomu przygotowałam się na spotkanie z mega gniotem, który jak twierdzi większość osób: całkowicie zakopał Thorgala, stając się zdecydowanie jego najgorszym albumem.
I być może właśnie to moje nastawienie sprawiło, że w sumie pozytywnie się zdziwiłam. Bo wcale nie jest aż tak źle jak się spodziewałam.
Dla mnie najgorszym albumem Thorgala niezmiennie...
Jest lepiej niż w ostatnim, trzecim tomie serii Anioła Nocy, który był dla mnie fatalnym zakończeniem całej serii, ale wciąż jednak kiepsko.
Nie przepadam za stylem pisania Brenta Weeksa (przynajmniej w tej serii, bo nie czytałam jeszcze "Powiernika Światła"). Autor raz próbuje pisać jak nonszalancki "badass", a innym razem robi się tak pompatyczny, że jest to totalnie niestrawne. Niektóre zdania kompletnie nie mają żadnego sensu.
Bohaterowie w tym prequelu (bo tak chyba można nazwać "Cień Doskonały") są wręcz antypatyczni. Mama Ka to wyrachowana, knująca intrygi w celu pozbycia się Sa Kage odpychająca baba, bez krztyny jakichkolwiek skrupułów, a Durzo Blint nie jest od niej ani trochę lepszy.
Dla autora to jest takie "cool"? Dla mnie nie.
Niestety nie polubiłam się ani z bohaterami, ani z tą serią, ani ze stylem pisaniem Brenta Weeksa.
Szkoda, bo nowe wydanie tych książek Wydawnictwa Mag jest wizualnie przecudowne, ale będzie to chyba ich pierwsza seria fantasy, której nie kupię w tym przepięknym wydaniu. Męczyłam się z audiobookami tej serii (zwłaszcza ostatnim, trzecim tomem) i z mieszanymi uczuciami przebrnęłam przez ten prequel, który akurat miałam wcześniej kupiony w starym wydaniu, więc postanowiłam go przeczytać.
Nie dla mnie. Po stokroć bardziej wolałabym aby w pięknych wydaniach byli wznawiani tacy pisarze jak Gene Wolfe, czy np. Tad Williams. No cóż.
Jest lepiej niż w ostatnim, trzecim tomie serii Anioła Nocy, który był dla mnie fatalnym zakończeniem całej serii, ale wciąż jednak kiepsko.
więcej Pokaż mimo toNie przepadam za stylem pisania Brenta Weeksa (przynajmniej w tej serii, bo nie czytałam jeszcze "Powiernika Światła"). Autor raz próbuje pisać jak nonszalancki "badass", a innym razem robi się tak pompatyczny, że jest to totalnie...