rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Thorgal: Tupilaki Frédéric Vignaux, Yann le Pennetier
Ocena 6,3
Thorgal: Tupilaki Frédéric Vignaux,&n...

Na półkach:

Lubię Thorgale- te nowe również.
Choć to nie jest to samo, co było na początku, nie zamierzam dołączać do grona malkontentów, którzy wieszają psy na tej serii, choć w sumie czytają ją dalej w imię jakiegoś pokręconego chyba masochizmu. Wiele osób zapomina też, że wcześniejsze albumy Thorgala ocenialiśmy z perspektywy dziecka (większość osób rozpoczęła swoją przygodę z tą serią jednak w czasach dzieciństwa). Spojrzenie jest wówczas zupełnie inne, jako dorośli jesteśmy bardziej surowi w ocenach i wymagający.

Jeśli można powiedzieć coś o nowych Thorgalach, to na pewno to, że są nierówne. Zdarzają się perełki, ale jest też sporo słabszych albumów (w odczuciu każdego będzie to coś innego).
Jednak również w starszych albumach zdarzały się słabsze historie. Pamiętam, że Wyspa Lodowych Mórz nie należała do moich ulubionych.
Ten album ma klimatem nawiązywać właśnie do "Wyspy Lodowych Mórz", z tą różnicą, że historia zrobiła się jeszcze bardziej zagmatwana.
Gdybym miała naprawdę się do czegoś przyczepić, to do sposobu rysowania w tym albumie Slivii. Duża bura dla rysownika Vignaux! Usta Slivii wyglądają jak u fanek medycyny estetycznej, które przesadzają z wypełniaczami. Normalnie Kardashianka po 10 botoxach, kwasach, czy co tam jeszcze jest w użyciu...bo inaczej tego nie można nazwać. Slivia miała naprawdę wyjątkową, oryginalną urodę, a to, co zrobił Vignaux, to nawet ciężko mi powiedzieć co to jest!
Dodatkowo rysownik zaczyna bazgrać. Postaci są narysowane tak rozchwianą, "artystycznie" rozmazaną kreską, że ciężko tam już w ogóle cokolwiek dostrzec. Starał się w Pustelniku, Selkie i Neokorze. A teraz już zaczynają się bazgroły.
Czyli dzieje się dokładnie to samo co z De Vita w serii o Kriss. Najpierw ok- później bazgroły.
Chyba najlepiej byłoby gdyby Surżanko przejął główną serię.

Lubię Thorgale- te nowe również.
Choć to nie jest to samo, co było na początku, nie zamierzam dołączać do grona malkontentów, którzy wieszają psy na tej serii, choć w sumie czytają ją dalej w imię jakiegoś pokręconego chyba masochizmu. Wiele osób zapomina też, że wcześniejsze albumy Thorgala ocenialiśmy z perspektywy dziecka (większość osób rozpoczęła swoją przygodę z tą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest lepiej niż w ostatnim, trzecim tomie serii Anioła Nocy, który był dla mnie fatalnym zakończeniem całej serii, ale wciąż jednak kiepsko.
Nie przepadam za stylem pisania Brenta Weeksa (przynajmniej w tej serii, bo nie czytałam jeszcze "Powiernika Światła"). Autor raz próbuje pisać jak nonszalancki "badass", a innym razem robi się tak pompatyczny, że jest to totalnie niestrawne. Niektóre zdania kompletnie nie mają żadnego sensu.
Bohaterowie w tym prequelu (bo tak chyba można nazwać "Cień Doskonały") są wręcz antypatyczni. Mama Ka to wyrachowana, knująca intrygi w celu pozbycia się Sa Kage odpychająca baba, bez krztyny jakichkolwiek skrupułów, a Durzo Blint nie jest od niej ani trochę lepszy.
Dla autora to jest takie "cool"? Dla mnie nie.
Niestety nie polubiłam się ani z bohaterami, ani z tą serią, ani ze stylem pisaniem Brenta Weeksa.
Szkoda, bo nowe wydanie tych książek Wydawnictwa Mag jest wizualnie przecudowne, ale będzie to chyba ich pierwsza seria fantasy, której nie kupię w tym przepięknym wydaniu. Męczyłam się z audiobookami tej serii (zwłaszcza ostatnim, trzecim tomem) i z mieszanymi uczuciami przebrnęłam przez ten prequel, który akurat miałam wcześniej kupiony w starym wydaniu, więc postanowiłam go przeczytać.
Nie dla mnie. Po stokroć bardziej wolałabym aby w pięknych wydaniach byli wznawiani tacy pisarze jak Gene Wolfe, czy np. Tad Williams. No cóż.

Jest lepiej niż w ostatnim, trzecim tomie serii Anioła Nocy, który był dla mnie fatalnym zakończeniem całej serii, ale wciąż jednak kiepsko.
Nie przepadam za stylem pisania Brenta Weeksa (przynajmniej w tej serii, bo nie czytałam jeszcze "Powiernika Światła"). Autor raz próbuje pisać jak nonszalancki "badass", a innym razem robi się tak pompatyczny, że jest to totalnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest lepiej niż w ostatnim, trzecim tomie serii Anioła Nocy, który był dla mnie fatalnym zakończeniem całej serii, ale wciąż jednak kiepsko.
Nie przepadam za stylem pisania Brenta Weeksa (przynajmniej w tej serii, bo nie czytałam jeszcze "Powiernika Światła"). Autor raz próbuje pisać jak nonszalancki "badass", a innym razem robi się tak pompatyczny, że jest to totalnie niestrawne. Niektóre zdania kompletnie nie mają żadnego sensu.
Bohaterowie w tym prequelu (bo tak chyba można nazwać "Cień Doskonały") są wręcz antypatyczni. Mama Ka to wyrachowana, knująca intrygi w celu pozbycia się Sa Kage odpychająca baba, bez krztyny jakichkolwiek skrupułów, a Durzo Blint nie jest od niej ani trochę lepszy.
Dla autora to jest takie "cool"? Dla mnie nie.
Niestety nie polubiłam się ani z bohaterami, ani z tą serią, ani ze stylem pisaniem Brenta Weeksa.
Szkoda, bo nowe wydanie tych książek Wydawnictwa Mag jest wizualnie przecudowne, ale będzie to chyba ich pierwsza seria fantasy, której nie kupię w tym przepięknym wydaniu. Męczyłam się z audiobookami tej serii (zwłaszcza ostatnim, trzecim tomem) i z mieszanymi uczuciami przebrnęłam przez ten prequel, który akurat miałam wcześniej kupiony w starym wydaniu, więc postanowiłam go przeczytać.
Nie dla mnie. Po stokroć bardziej wolałabym aby w pięknych wydaniach byli wznawiani tacy pisarze jak Gene Wolfe, czy np. Tad Williams. No cóż.

Jest lepiej niż w ostatnim, trzecim tomie serii Anioła Nocy, który był dla mnie fatalnym zakończeniem całej serii, ale wciąż jednak kiepsko.
Nie przepadam za stylem pisania Brenta Weeksa (przynajmniej w tej serii, bo nie czytałam jeszcze "Powiernika Światła"). Autor raz próbuje pisać jak nonszalancki "badass", a innym razem robi się tak pompatyczny, że jest to totalnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Thorgal: Aniel Grzegorz Rosiński, Yann le Pennetier
Ocena 5,7
Thorgal: Aniel Grzegorz Rosiński,&...

Na półkach: , ,

Czytając recenzje tego tomu przygotowałam się na spotkanie z mega gniotem, który jak twierdzi większość osób: całkowicie zakopał Thorgala, stając się zdecydowanie jego najgorszym albumem.
I być może właśnie to moje nastawienie sprawiło, że w sumie pozytywnie się zdziwiłam. Bo wcale nie jest aż tak źle jak się spodziewałam.
Dla mnie najgorszym albumem Thorgala niezmiennie pozostaje „Królestwo pod piaskiem”, które było całą feerią bezsensownych wydarzeń, z jakimiś „kosmitami” w piramidach i różnymi bzdurnymi rozwiązaniami fabularnymi, których „Aniel” w bitwie o najgorszy album jednak nie zdołał pokonać.

Ok, wiadomo, że „Aniel” to nie poziom Alinoe, czy Łuczników (ale tego już od dawna nie ma), lecz przynajmniej cała ta wydumana historia stworzona przez Sante, w którą jeszcze wmieszany był ojciec Kriss i jakieś dziwne przepowiednie, w końcu została domknięta.
To, że na końcu wszyscy razem nagle się zeszli też wcale nie jest takie dziwne: jeśli ktoś zna wydarzenia z pobocznej serii o Kriss, to tam jest dokładnie wyjaśnione w jaki sposób dotarła do Aniela i skąd nagle wzięła się na końcu tego albumu.
Temu spotkaniu „rodzinnemu” raczej daleko do ideału, pada wiele przykrych słów, więc „ckliwym” zakończeniem raczej też bym tego nie nazwała.
Podsumowując- wiadomo, że magiczny klimat z pierwszych tomów tej serii, gdzieś po drodze uleciał (czy to za sprawą ciągle zmieniających się reżyserów, czy udziwnień fabularnych), ale może należałoby zdać sobie sprawę, że my też jednak jesteśmy już starsi i nie mamy już 7 lat. Nasz odbiór pierwszych albumów czytanych w dzieciństwie mógł być kiedyś zupełnie inny.

Czytając recenzje tego tomu przygotowałam się na spotkanie z mega gniotem, który jak twierdzi większość osób: całkowicie zakopał Thorgala, stając się zdecydowanie jego najgorszym albumem.
I być może właśnie to moje nastawienie sprawiło, że w sumie pozytywnie się zdziwiłam. Bo wcale nie jest aż tak źle jak się spodziewałam.
Dla mnie najgorszym albumem Thorgala niezmiennie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Korriganie Emmanuel Civiello, Thomas Mosdi
Ocena 7,3
Korriganie Emmanuel Civiello, ...

Na półkach: ,

Rewelacyjny komiks, przepięknie ilustrowany (Civello to prawdziwy mistrz). Klimat opowieści przywodzi na myśl stare fantasy, takie jak np. film Willow do którego mam wielki sentyment jeszcze z czasów dzieciństwa. Historia może stanowi klasyczną opowieść walki dobra ze złem i nie ma tu zbyt wielu zaskoczeń, ale to właśnie ten klimat i nastrojowość całego komiksu robią robotę. No i oczywiście ilustracje, z których każda jest osobnym dziełem sztuki.

Rewelacyjny komiks, przepięknie ilustrowany (Civello to prawdziwy mistrz). Klimat opowieści przywodzi na myśl stare fantasy, takie jak np. film Willow do którego mam wielki sentyment jeszcze z czasów dzieciństwa. Historia może stanowi klasyczną opowieść walki dobra ze złem i nie ma tu zbyt wielu zaskoczeń, ale to właśnie ten klimat i nastrojowość całego komiksu robią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo dobra kontynuacja pierwszej części, w której intryga i tajemnice zaczynają się rozkręcać.
Jak słusznie zauważyli niektórzy czytelnicy- wadą jest tutaj sposób tworzenia przez autorkę kobiecych bohaterek, które w przeważającej części zajmują się wzdychaniem do głównego bohatera, rumienieniem się, bądź "trzepotaniem rzęsami", co jest lekko mówiąc irytujące. Możliwe jednak, że w kolejnych częściach się to zmieni i autorka odejdzie od takiego stylu narracji.
Ogólnie- książka ma swoje wady, ale jest bardzo wciągająca i pozostawia w czytelniku niedosyt: "co dalej".

Bardzo dobra kontynuacja pierwszej części, w której intryga i tajemnice zaczynają się rozkręcać.
Jak słusznie zauważyli niektórzy czytelnicy- wadą jest tutaj sposób tworzenia przez autorkę kobiecych bohaterek, które w przeważającej części zajmują się wzdychaniem do głównego bohatera, rumienieniem się, bądź "trzepotaniem rzęsami", co jest lekko mówiąc irytujące. Możliwe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Całkiem porządna opowieść z gatunku epic fantasy/ high- fantasy, która- chociaż ma kilka niedociągnięć- to jednak w dalszym ciągu jest to kawał dobrego czytadła, w które bardzo łatwo się wciągnąć.

Najbardziej spodobał mi się tutaj wątek psychologiczny głównego bohatera.

Mamy do czynienia z wojownikiem wychowywanym z dala od świata zewnętrznego, na zupełnym odludziu, szkolonego przez specjalnych nauczycieli na maszynę do zabijania. Chociaż młody wojownik jest przeszkolony w swoim fachu perfekcyjnie, to kiedy trafia do świata ludzi okazuje się, że nie rozumie on najprostszych uczuć i emocji, którymi kierują się ludzie. Obce są mu relacje międzyludzkie, nie rozumie znaczenia słowa ”przyjaciel”. W zasadzie działa on prawie jak robot- według zaprogramowanych zasad. Chłopak krok po kroku zaczyna się uczyć co znaczy być człowiekiem.

Nie jest to może dzieło na miarę G. R. Martina, albo Tada Williamsa, ale rzeczą, która ujęła mnie najbardziej jest właśnie ten wątek psychologiczny bohatera i jego zagubienie w świecie ludzi.
Jestem ciekawa jak autorka dalej pociągnie rozwój głównej postaci, w którą stronę to wszystko pójdzie.

Całkiem porządna opowieść z gatunku epic fantasy/ high- fantasy, która- chociaż ma kilka niedociągnięć- to jednak w dalszym ciągu jest to kawał dobrego czytadła, w które bardzo łatwo się wciągnąć.

Najbardziej spodobał mi się tutaj wątek psychologiczny głównego bohatera.

Mamy do czynienia z wojownikiem wychowywanym z dala od świata zewnętrznego, na zupełnym odludziu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pomysł ciekawy, wykonanie średnie. Książka ma całą masę niedociągnięć.
Sama idea genialnych dzieci (mówimy o trójce wyjątkowo inteligentnego rodzeństwa), która dzięki swoim ponadprzeciętnym zdolnościom zdobywa władzę nad światem jest dla mnie lekko mówiąc mocno naciągana.
Ok, zdarzają się dzieci geniusze, których inteligencja przekracza już w bardzo młodym wieku inteligencję osób dorosłych, ale powiedzmy sobie szczerze: na poziomie emocjonalnym w dalszym ciągu są to dzieci.
Mogą posiąść wiedzę z zakresu fizyki kwantowej i objąć umysłem teorię względności Einsteina niczym tabliczkę mnożenia, ale emocjonalnie- są to kilkuletnie dzieci. I nic tego nie przeskoczy.
Rozwój inteligencji emocjonalnej związany jest z wiekiem i niejednokrotnie- bagażem doświadczeń życiowych, oraz tym w jaki sposób przepracujemy w sobie te emocje i jakie wyciągniemy z nich wnioski.
I tego autor najwyraźniej pojąć nie potrafił i kompletnie nie dopracował w swojej książce, bo nawet konstruując dialogi tych dzieci, czy pisząc o ich zachowaniu, po prostu nie potrafił stworzyć wiarygodnej postaci ponadprzeciętnie inteligentnego dziecka, ale wciąż jednak- dziecka.
Postać Endera, a tym bardziej jego siostry Valentine i brata Petera jest dla mnie niewiarygodna. Trochę jak bajka z serii: „kaszojady przejmują władzę nad światem”.
W zasadzie najbardziej intrygujący w całej tej historii był wątek tajemniczych „robali”.

Na plus: świetny lektor, o przyjemnym głosie, który dobrze czyta dialogi, w odpowiedni sposób intonując czytaną treść. Warto to podkreślić, zwłaszcza, że trafił mi się już wcześniej inny lektor z fatalną intonacją, przez co ciężko było mi czerpać radość z książki. Tutaj jest bez zarzutu.

Polecam do poczytania, jako lekką historię sci-fi, ale nic więcej. Patrząc na oceny spodziewałam się czegoś więcej.

Pomysł ciekawy, wykonanie średnie. Książka ma całą masę niedociągnięć.
Sama idea genialnych dzieci (mówimy o trójce wyjątkowo inteligentnego rodzeństwa), która dzięki swoim ponadprzeciętnym zdolnościom zdobywa władzę nad światem jest dla mnie lekko mówiąc mocno naciągana.
Ok, zdarzają się dzieci geniusze, których inteligencja przekracza już w bardzo młodym wieku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabuła, która w 1 i 2 tomie jeszcze miała jakiś sens i cel (ok, dość schematyczny sens, ale czytelnik może dać się wciągnąć w akcję) tutaj szybuje w sumie nie wiadomo gdzie. Autor po prostu się pogubił. A na końcu totalnie odleciał.

Bezsensowne wątki naszpikowane niepotrzebnymi historiami, dziwnymi zbiegami okoliczności, dzięki którym bohaterowie cudownie znajdują wyjście z każdej sytuacji, do tego pełno błędów logicznych przeczących temu co było w poprzednich tomach, przeładowanie treści, bez większego sensu.

Cała masa nie kończących się opisów piersi i tyłków, które u autora potrafią ciągnąć się przez (nie żartuję) dosłownie pół rozdziału. Czuję się przez to tak, jakby książkę napisał nie dorosły facet, tylko 13 letnie chłopiec, który w życiu nie widział cycka na oczy, no chyba że w kolorowej gazetce i jara się każdym kawałkiem odsłoniętego ciała.

Miałam wrażenie, że większość kobiet jest przez autora sprowadzanych do chodzących cycków i tyłków, które jakimś cudem posiadły zdolność mowy.
A to nie wszystko, bo dochodzą do tego jeszcze czarno-białe postacie, gdzie wszyscy pozytywni bohaterowie są piękni i super umięśnieni, a jak zdarza się jakaś godna pożałowania postać- tchórzliwa, słaba, etc.- to oczywiście musi to być grubas, brzydal, itd. Przerysowanie na maxa, normalnie jak w starych kreskówkach Disneya. Dziecinne przypisywanie grubszym ludziom wszystkich z najgorszych, możliwych cech.
Postać Vi – stereotyp nawróconej ladacznicy.
Postać Ellen- stereotyp idealnej, nieskalanej świętej, w kółko gadającej o dobru, o wypełnianiu woli Boga, itp.
Kylar- bohater, który działa na zasadzie: najpierw robię, później myślę. A biorąc pod uwagę jak idiotycznie się zachowuje, to można dojść do wniosku, że raczej: „najpierw robię, nie myślę w ogóle”.

Sposób czytania lektora nie pomaga. Już myślałam podczas lektury drugiego tomu, że przywykłam, ale jednak nie. Najgorzej prezentują się w dalszym ciągu dialogi kobiece, wszystkie siostry w Oratorium brzmią jakby były nie wiadomo jak sztucznymi kukłami. Chociaż przyznam, że w tej części chyba po raz pierwszy zrobiło mi się żal lektora, że takie żenujące głupoty musi czytać.

Przykładowo (uwaga, spoiler alert!):
Sposób w jaki Logan uśmierca przyjaciela w czasie i tak już okrutnej egzekucji łamania kołem i jeszcze wykorzystuje to, żeby zrobić wrażenie na jakimś ambasadorze jest po prostu chory. A to wszystko w imię jakiegoś mocno zwichrowanego w umyśle autora poczucia honoru i sprawiedliwości. Skazaniec kręcił się na kole 12 godzin, jak zauważyli, że nie może umrzeć, to nie mogli go już zdjąć z tego koła i dobić w bardziej humanitarny sposób? Dostał już przecież swoją karę, a umrzeć w ten sposób i tak nie może, bo jego ciało się regeneruje. Ale nie. Nie według autora. Tutaj trzeba było wszak „poprężyć muskuły” i popisać się przed ambasadorem. Albo inny przykład: 11 letni chłopiec zabił w pojedynku ojca, bo ten splamił honor.

I takich głupot jest pełno. Serio, nie wiem co Brett Weeks ma w głowie, ale mówiąc kolokwialnie- nieźle nasrane.
O ile 2 pierwsze części mi się podobały, o tyle ta pikuje w dół na łeb, na szyję, facet nieźle odjechał.
700 stron opisów prężących muskuły, otumanionych testosteronem wojowników i kobiecych biustów. Przetykane momentami niepotrzebnego okrucieństwa- a piszę to jako osoba, która nie jest przewrażliwiona na punkcie okrutnych scen w literaturze, po prostu nie lubię niespójności w fabule, czy wręcz głupoty i całkowitego braku logiki.
Sporo „filozoficznych” fragmentów o życiu, sprawiedliwości, itp., które w założeniu autora miały chyba dodać głębi książce, a wyszło z tego mdłe klepanie frazesów.
Dodajcie do tego całą masę wątków rodem z harlequina, nie mających nic wspólnego z fantasy.
I gdyby chociaż te wątki erotyczne były dobrze napisane- ale nie.
Niektóre sceny naprawdę żenujące.
Na chwilę obecną chyba najgorsze fantasy jakie w życiu przeczytałam/odsłuchałam. Nie wiem jakim cudem ma taką wysoką ocenę.
Mam jeszcze u siebie na półce serię Powiernika Światła tego autora i żywię gorącą nadzieję, że będzie to lepsze niż Anioł Nocy, ale chyba nie będę miała siły żeby się za to szybko zabrać, jeżeli w ogóle.

Fabuła, która w 1 i 2 tomie jeszcze miała jakiś sens i cel (ok, dość schematyczny sens, ale czytelnik może dać się wciągnąć w akcję) tutaj szybuje w sumie nie wiadomo gdzie. Autor po prostu się pogubił. A na końcu totalnie odleciał.

Bezsensowne wątki naszpikowane niepotrzebnymi historiami, dziwnymi zbiegami okoliczności, dzięki którym bohaterowie cudownie znajdują wyjście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pod płaszczykiem baśni, kryje się opowieść o manipulacji i zdradzie, a także o toksycznych relacjach i zaufaniu.
Nie czytuję YA, ale ta książka nie zalicza się do sztampowych YA.
Dlaczego? Bo gdyby usunąć wszystkie fantastyczne elementy ,to dostalibyśmy bardzo "ludzką" historię z całym szeregiem rozmaitych socjopatycznych zachowań, które z powodzeniem na co dzień funkcjonują w rzeczywistym świecie.
Nie jest to bajka z czarno- białymi charakterami. Bardzo polecam.

Pod płaszczykiem baśni, kryje się opowieść o manipulacji i zdradzie, a także o toksycznych relacjach i zaufaniu.
Nie czytuję YA, ale ta książka nie zalicza się do sztampowych YA.
Dlaczego? Bo gdyby usunąć wszystkie fantastyczne elementy ,to dostalibyśmy bardzo "ludzką" historię z całym szeregiem rozmaitych socjopatycznych zachowań, które z powodzeniem na co dzień...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla mnie to mega pozytywne zaskoczenie, jako że young adult nie czytam i nie przepadam za tym gatunkiem. Jednak ta książka nie jest takim typowym YA. Tutaj nic nie jest takie, jakim na pozór się być wydaje, brak też podziału na bohaterów typowo "złych" i "dobrych", nic nie jest tak naprawdę czarno- białe, co jest już charakterystyczne dla bardziej dojrzałych książek. Ok, mamy elfy i pełno mitycznych stworzeń, ale tak naprawdę to tylko tło dla przedstawionych w książce wydarzeń.
Polecam :)

Dla mnie to mega pozytywne zaskoczenie, jako że young adult nie czytam i nie przepadam za tym gatunkiem. Jednak ta książka nie jest takim typowym YA. Tutaj nic nie jest takie, jakim na pozór się być wydaje, brak też podziału na bohaterów typowo "złych" i "dobrych", nic nie jest tak naprawdę czarno- białe, co jest już charakterystyczne dla bardziej dojrzałych książek. Ok,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hugo: Zaklęcie w fasolę Luce Daniels, Bernard Dumont
Ocena 7,8
Hugo: Zaklęcie... Luce Daniels, Berna...

Na półkach:

Mój ukochany komiks z czasów dzieciństwa. Mam tak pozytywne wspomnienia związane z tą pozycją, że pokusiłam się ostatnio o zakup nowo wydanego przez Egmont zbiorczego wydania w twardej oprawie. Zobaczymy jak przetrwa próbę czasu.

Mój ukochany komiks z czasów dzieciństwa. Mam tak pozytywne wspomnienia związane z tą pozycją, że pokusiłam się ostatnio o zakup nowo wydanego przez Egmont zbiorczego wydania w twardej oprawie. Zobaczymy jak przetrwa próbę czasu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Coś w stylu mixu Neila Gaimana z naprawdę ciekawym weird fiction. Książka jest naprawdę wciągająca, nie można się od niej oderwać. Takie weird to ja mogę czytać. :)

Coś w stylu mixu Neila Gaimana z naprawdę ciekawym weird fiction. Książka jest naprawdę wciągająca, nie można się od niej oderwać. Takie weird to ja mogę czytać. :)

Pokaż mimo to

Okładka książki Long John Silver, t.2: Neptun Xavier Dorison, Mathieu Lauffray
Ocena 7,1
Long John Silv... Xavier Dorison, Mat...

Na półkach: ,

Rewelacja! Przyznam, że zaczynając czytać nie spodziewałam się aż tak wciągającej historii. Komiks jest dopracowany w każdym szczególe. Na uwagę zasługuje idealne odwzorowanie klimatu epoki XVIII wieku, łącznie z dialogami i sposobem wypowiedzi bohaterów. Autorzy zadbali o język, co w większości książek nawiązujących do konkretnych epok zdarza się już niestety coraz rzadziej i potem dostajemy takie "koszmarki" gdzie bohaterowie opowieści dziejących się np. w średniowieczu mówią językiem rodem ze współczesnego, amerykańskiego serialu. Long John Silver został pod tym względem dopracowany niemalże idealnie.
Dodatkowo bohaterowie, niejednoznaczni moralnie, nieidealni w swoich wadach, sprawiają że próżno szukać tu płytkiego podziału na "dobry"- "zły", co jeszcze bardziej dodaje uroku całej opowieści.
Ilustracje szczegółowe i malarskie. Idealnie oddają klimat.
Komiks rewelacyjny, mam nadzieję, że Taurus Media wznowi go kiedyś w integralu, bo niestety jest już niedostępny w sprzedaży.

Rewelacja! Przyznam, że zaczynając czytać nie spodziewałam się aż tak wciągającej historii. Komiks jest dopracowany w każdym szczególe. Na uwagę zasługuje idealne odwzorowanie klimatu epoki XVIII wieku, łącznie z dialogami i sposobem wypowiedzi bohaterów. Autorzy zadbali o język, co w większości książek nawiązujących do konkretnych epok zdarza się już niestety coraz...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Long John Silver, t.1: Lady Vivian Hastings Xavier Dorison, Mathieu Lauffray
Ocena 7,1
Long John Silv... Xavier Dorison, Mat...

Na półkach: ,

Rewelacja! Przyznam, że zaczynając czytać nie spodziewałam się aż tak wciągającej historii. Komiks jest dopracowany w każdym szczególe. Na uwagę zasługuje idealne odwzorowanie klimatu epoki XVIII wieku, łącznie z dialogami i sposobem wypowiedzi bohaterów. Autorzy zadbali o język, co w większości książek nawiązujących do konkretnych epok zdarza się już niestety coraz rzadziej i potem dostajemy takie "koszmarki" gdzie bohaterowie opowieści dziejących się np. w średniowieczu mówią językiem rodem ze współczesnego, amerykańskiego serialu. Long John Silver został pod tym względem dopracowany niemalże idealnie.
Dodatkowo bohaterowie, niejednoznaczni moralnie, nieidealni w swoich wadach, sprawiają że próżno szukać tu płytkiego podziału na "dobry"- "zły", co jeszcze bardziej dodaje uroku całej opowieści.
Ilustracje szczegółowe i malarskie. Idealnie oddają klimat.
Komiks rewelacyjny, mam nadzieję, że Taurus Media wznowi go kiedyś w integralu, bo niestety jest już niedostępny w sprzedaży.

Rewelacja! Przyznam, że zaczynając czytać nie spodziewałam się aż tak wciągającej historii. Komiks jest dopracowany w każdym szczególe. Na uwagę zasługuje idealne odwzorowanie klimatu epoki XVIII wieku, łącznie z dialogami i sposobem wypowiedzi bohaterów. Autorzy zadbali o język, co w większości książek nawiązujących do konkretnych epok zdarza się już niestety coraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sanderson pogłębił postać Wayne'a, który w poprzednich częściach był bardziej przedstawiany jako taki dość płytki żartowniś. Podobało mi się w jaki sposób autor to zrobił.

Co do samej książki, nastąpiło tu pomieszanie tak dużej ilości stylów, że z wiadomych względów nie każdemu to się będzie podobać. Autor w podziękowaniach wyjaśnia, że chciał zrobić właśnie coś takiego i nie wie jak to się przyjmie, bo czytelnicy lubią wyraźne granice między gatunkami.

Ogólnie co do książek Sandersona, to już od jakiegoś czasu zauważyłam, że w czasie czytania jest to dla mnie w sumie takie 6- 7 (opisy walk i dialogi między bohaterami nie zawsze mi odpowiadają), a potem autor nadrabia zwrotami akcji i niesamowitym zakończeniem i w sumie ta ocena zawsze jest wyższa. Sanderson jest z pewnością mistrzem zwrotów akcji i nieprzewidywalnych zakończeń.
Niestety, jeśli chodzi o warsztat pisarski i chociażby przedstawienie klimatu danej epoki, to nie George Martin, Tad Williams czy chociażby Robin Hobb. Tu jest już trochę gorzej.
Już czytając pierwszą serię "Z Mgły Zrodzonego" czułam wiele niedociągnięć, jak chociażby: akcja rozwijająca się w epoce bliżej nieokreślonego "średniowiecza", a bohaterowie używają współczesnych odzywek i tekstów., tak że mam wrażenie jakbym oglądała współczesny serial. Brak różnicy w sposobie mowy i budowy zdań między biednymi Ska, a bogatą szlachtą. Najlepszy przykład: Vin, która wychowywała się na ulicy jako żebraczka i złodziejka, używa tak samo wysublimowanego języka jak Elend z najbardziej wpływowej, szlacheckiej rodziny. Podczas ich pierwszego spotkania nie czuć praktycznie różnicy w konstrukcji dialogów(!) Krótkie szkolenie Sazeda to jednak za mało żeby nadrobić taką życiową przepaść.
W tej części też sporo takich niedociągnięć. Jak ktoś uwielbia wczuwać się w klimat danej epoki i dostrzega takie niuanse, to będzie mu to przeszkadzać.
Sporo tego. Ale Sanderson zawsze potrafi nadrobić zwrotem akcji i zakończeniem. Po prostu.

Sanderson pogłębił postać Wayne'a, który w poprzednich częściach był bardziej przedstawiany jako taki dość płytki żartowniś. Podobało mi się w jaki sposób autor to zrobił.

Co do samej książki, nastąpiło tu pomieszanie tak dużej ilości stylów, że z wiadomych względów nie każdemu to się będzie podobać. Autor w podziękowaniach wyjaśnia, że chciał zrobić właśnie coś takiego i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak dotąd najlepsza historia z II ery "Z Mgły Zrodzonego". Zaczynam coraz większą sympatią darzyć Steris, która na początku była dla mnie postacią nieco odpychającą, teraz natomiast zaczyna się to zdecydowanie zmieniać.
Sporo osób narzeka na "poczucie humoru" Wane'a. Cóż, wystarczy powiedzieć, że Brandon Sanderson nie ma takiej zdolności tworzenia przezabawnych postaci i błyskotliwie komediowych dialogów jak chociażby Abercrombie i jego mistrzowska postać Glokty.
No, ale nie można być dobrym we wszystkim, a ten autor raczej mistrzem komedii nie zostanie...Sanderson posiada natomiast całą masę innych skilsów, które sprawiają, że jego książki wciągają i czyta się je bardzo szybko. Dialogi między Waxem, a Wanem są i tak bardziej zabawne niż rozmowy Breeza i Hammonda, które były znacznie bardziej żenujące. Ogólnie, seria wciągająca, można powiedzieć, że II era "Z Mgły Zrodzonego" to coś w stylu steam punka. Fajnie oddany klimat końcówki XIX wieku z mocnymi elementami fantastyki.

Jak dotąd najlepsza historia z II ery "Z Mgły Zrodzonego". Zaczynam coraz większą sympatią darzyć Steris, która na początku była dla mnie postacią nieco odpychającą, teraz natomiast zaczyna się to zdecydowanie zmieniać.
Sporo osób narzeka na "poczucie humoru" Wane'a. Cóż, wystarczy powiedzieć, że Brandon Sanderson nie ma takiej zdolności tworzenia przezabawnych postaci i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Thorgal - Kriss de Valnor: Góra Czasu Xavier Dorison, Mathieu Mariolle
Ocena 6,7
Thorgal - Kris... Xavier Dorison, Mat...

Na półkach: ,

Jedna z ciekawszych historii w całej serii o Kriss. Łapie klimat "starego" Thorgala, co w tych nowszych komiksach niestety zdarza się już coraz rzadziej. Jest tym samym sporym osiągnięciem na tle reszty. Kreska rewelacyjna- Kriss wygląda tutaj przynajmniej jak "prawdziwa" Kriss z pierwszych tomów- bez żadnych udziwnień i zniekształceń postaci. Dla mnie na plus.

Jedna z ciekawszych historii w całej serii o Kriss. Łapie klimat "starego" Thorgala, co w tych nowszych komiksach niestety zdarza się już coraz rzadziej. Jest tym samym sporym osiągnięciem na tle reszty. Kreska rewelacyjna- Kriss wygląda tutaj przynajmniej jak "prawdziwa" Kriss z pierwszych tomów- bez żadnych udziwnień i zniekształceń postaci. Dla mnie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oceniam książkę, bo gdybym miała ocenić lektora czytającego treść, to byłoby znacznie, znaaaaaacznie gorzej.
Jestem fanką papierowych wydań, ale w tym przypadku miałam trudności ze zdobyciem wersji papierowej „Drogi Cienia”, więc zaliczyłam swojego pierwszego ever audiobooka.
Bardzo długo nie mogłam przyzwyczaić się do sposobu czytania lektora. Niektóre fragmenty intonował w taki sposób, że słuchając tego doskonale wiedziałam, że gdybym czytała tę książkę w wersji papierowej, to w mojej głowie brzmiałoby to zupełnie inaczej. A tym samym efekt byłby zupełnie inny.
W pewnym momencie zaczęłam się wkurzać, że lektor niszczy mi całą radość z tej lektury, bo tego po prostu nie da się słuchać!

O co dokładnie chodzi?
Lektor w pewnym momencie za mocno przyspiesza, potem nagle zwalnia. Niektóre fragmenty są czytane bardzo beztroskim, wręcz frywolnym tonem, a nie powinny być, bo autor wyraźnie zaznacza, że bohater zrobił coś „z ciężkim sercem”, albo powiedział „lodowatym tonem głosu”. Lektor w ogóle nie zwraca na to uwagi, czyta jak mu się podoba. Inne fragmenty z kolei (takie, które powinny być przeczytane zupełnie spokojnym, normalnym tonem) są przez lektora czytane z jakąś dziwną, przegiętą manierą, tak że zupełnie nie pasuje to do treści.

Miałam duży orzech do zgryzienia, z oceną tej książki, bo wiem, że gdybym czytała ją w wersji papierowej to bawiłabym się znacznie lepiej. Musiałam kompletnie oddzielić swoje emocje, które wywołała treść sama w sobie od tego sposobu czytania. Ponieważ w czasie słuchania audiobooka lektor staje się w pewnym sensie nierozerwalną częścią treści (jej „głosem”) to było to dla mnie niesamowicie trudne.

Ostatecznie (po dość długim skołowaniu, wywołanym wrażeniami akustycznymi) doszłam do wniosku, że książka sama w sobie faktycznie jest wciągająca.
Zobaczymy jak będzie dalej, bo to dopiero pierwsza część. Mam nadzieję też, że poprawi się jakość czytania.

Oceniam książkę, bo gdybym miała ocenić lektora czytającego treść, to byłoby znacznie, znaaaaaacznie gorzej.
Jestem fanką papierowych wydań, ale w tym przypadku miałam trudności ze zdobyciem wersji papierowej „Drogi Cienia”, więc zaliczyłam swojego pierwszego ever audiobooka.
Bardzo długo nie mogłam przyzwyczaić się do sposobu czytania lektora. Niektóre fragmenty intonował...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdolność autora do tworzenia niesamowitych zwierząt i fantastycznych krajobrazów odległych planet jest imponująca. Sam komiks zyskałby znacznie gdyby pozbyć się wszystkich wątków matrymonialnych, które w moim odczuciu są dość infantylne. Możnaby powiedzieć, że relacje bohaterów są na poziomie takich niewyżytych nastolatków, ale mówiąc szczerze nawet nastolatki nie rozmawiają ze sobą w taki sposób. Autor popłynął mocno w uwikłanie głównej bohaterki w najróżniejsze romanse. Mimo wszystko bawiłam się przednio, bo sama intryga i tajemnica niezwykłej planety sprawia, że ma się ochotę czytać dalej. Betelgeza ze swoimi pustyniami i głębokimi kanionami porośniętymi bujną roślinnością, siecią podziemnych rzek, oraz z tajemniczymi yumami spodobała mi się nawet bardziej niż Aldebaran. Można w tym wypadku przymrużyć oko na ten nadmiar romansów.

Zdolność autora do tworzenia niesamowitych zwierząt i fantastycznych krajobrazów odległych planet jest imponująca. Sam komiks zyskałby znacznie gdyby pozbyć się wszystkich wątków matrymonialnych, które w moim odczuciu są dość infantylne. Możnaby powiedzieć, że relacje bohaterów są na poziomie takich niewyżytych nastolatków, ale mówiąc szczerze nawet nastolatki nie...

więcej Pokaż mimo to