rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bardzo dobry drugi tom.
Akcja drugiej części to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z końcówki pierwszego tomu - nie ma już retrospekcji z wydarzeń w dalszej przeszłości Gabriela, jedynie jego dalsza podróż z Dior.
Czy to dobrze ? Dla tempa akcji uważam, że tak ale generalnie jest to dla mnie pewna niekonsekwencja względem pierwszego tomu gdy stopniowo poznawaliśmy historię głównego bohatera i obserwowaliśmy jego rozwój. Pojawiają się oczywiście liczne wzmianki dotyczące przeszłości ( dawnych bitew, zasług etc. ) autor wprowadza również nowych bohaterów, część z nich łączy wspólna przeszłość z Gabrielem.

Wyjaśnia się kilka tajemnic, takich jak - tożsamość i los ojca głównego bohatera. Poznajemy tajemnicę przełomowych sukcesów rodu Dyvok w podbiciu Osswayu, dowiadujemy się skąd wziął się ich nagły wzrost mocy. Wreszcie dowiadujemy się skąd się wzięły pierwsze wampiry :-)
Spory udział z wydarzeniach zaczynają odgrywać tancerze zmierzchu a Celene - siostra Gabriela, przejmuje miejscami narrację.


‘Hope is for fools, Historian.’ Gabriel met the vampire’s eyes. ‘Hope gets
you killed. Hope walks into the fire. Faith leaps over it. I didn’t hope Dior
was alive. I believed it.’
‘And you were willing to risk your life for that belief?’
Gabriel shrugged. ‘What the hell else is worth dying for?’

No tak.. jest to wreszcie również opowieść o wierze - z tym, że o ile egidy Srebroświętych święcą srebrem dla Boga... to egida Gabriela świeci dla kogoś innego :-)

Z pewnością przeczytam tę książkę ponownie gdy już pojawi się wersja polska by porównać odczucia... no i chcę mieć drugi tom do kolekcji na półce :-)

Bardzo dobry drugi tom.
Akcja drugiej części to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z końcówki pierwszego tomu - nie ma już retrospekcji z wydarzeń w dalszej przeszłości Gabriela, jedynie jego dalsza podróż z Dior.
Czy to dobrze ? Dla tempa akcji uważam, że tak ale generalnie jest to dla mnie pewna niekonsekwencja względem pierwszego tomu gdy stopniowo poznawaliśmy historię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bezpośrednia kontynuacja tego cyklu to kolejne siedem tomów. Pozostaje wierzyć w wydawnictwo Initium bo o dziwo kolejny cykl nie został jeszcze wydany w języku angielskim.
Co do samej "Rady Koronnej" to nie spodziewałem się, że większe wrażenie zrobi na mnie "Sowa z Askiru" ale mimo to nie jest źle, czegoś mi tu po prostu brakowało. Nie ma co oceniać zakończenia wiedząc, że tak naprawdę to nie koniec historii, wciąż mam ochotę przekonać się co dalej :-)

Bezpośrednia kontynuacja tego cyklu to kolejne siedem tomów. Pozostaje wierzyć w wydawnictwo Initium bo o dziwo kolejny cykl nie został jeszcze wydany w języku angielskim.
Co do samej "Rady Koronnej" to nie spodziewałem się, że większe wrażenie zrobi na mnie "Sowa z Askiru" ale mimo to nie jest źle, czegoś mi tu po prostu brakowało. Nie ma co oceniać zakończenia wiedząc,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nigdy nie zostanę fanem "romantasy" ale trzeba przyznać, że do tej pory autorki tego gatunku z którymi miałem styczność wykazują się lekkością pióra i tutaj jest podobnie - czyta się przyjemnie, lektura bardzo wciąga (pomijając kilku stronnicowe przerywniki intymnych relacji między głównymi bohaterami).
Na plus oryginalnej wersji - Brak feminatywów, które totalnie zepsuły mi odbiór pierwszego tomu (gdy przeczytało się setki książek bez feminatywów to styczność z nimi mocno kłuje w oczy)
- Nieliczne kwestie humorystyczne pozwalają nieco bardziej przywiązać się do bohaterów

Drugi tom jest słabszy niż pierwszy - nie ma już tego efektu nowości i zaskoczenia. Autorka nieporadnie próbuje komplikować wątek romantyczny, żeby nie było zbyt pięknie i zbyt szybko, więc głównie "zmagamy się" z Violet, która sama również zmaga się ze swoją burzą emocjonalną.
Basgiath jako miejsce akcji jest ciekawsze niż Aretia.
W pierwszym tomie bardzo się irytowałem, że tak długo nikt nie robi porządku z Jackiem Barlowem ( Xaden mógł go zabić milion razy, jeśli Violet nie była w stanie ) tak bezwzględni wobec siebie kadeci, a nikt nie zrobił porządku z dręczycielem, mimo że wszyscy wiedzieli, że gość zrobi wszystko żeby zabić Violet - i oczywiście jakżeby inaczej skrupuły muszą dać owoce w drugim tomie... nie podobało mi się jak to zostało rozwiązane.


Nie wiem ile tomów jest przewidziane dla tej historii - mam nadzieję, że tylko trzy, bo jeśli więcej to mam obawy, że będzie to ciągnięcie historii na siłę - nie dostrzegam tutaj dostatecznie rozwiniętego świata, dobrze zarysowanego tła, które dawałoby podstawy do wiary, że autorka będzie w stanie pociągnąć historię na wysokim poziomie.

Nigdy nie zostanę fanem "romantasy" ale trzeba przyznać, że do tej pory autorki tego gatunku z którymi miałem styczność wykazują się lekkością pióra i tutaj jest podobnie - czyta się przyjemnie, lektura bardzo wciąga (pomijając kilku stronnicowe przerywniki intymnych relacji między głównymi bohaterami).
Na plus oryginalnej wersji - Brak feminatywów, które totalnie zepsuły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest lepiej niż w tomie drugim, który był katastrofalny.... Ale nie oszukujmy się wciąż nie jest to fantastyka wysokich lotów. Większość postaci jest albo przerysowana i jednowymiarowa jak Thenna i Caitlyn albo nijakie, nie budzące ani specjalnej sympatii ani antypatii - Miranda, która w pierwszym tomie zapowiadała się na ciekawą i tajemniczą, przez cały drugi tom była "zamknięta we własnym umyśle" a w trzecim tomie została zredukowana do roli "kotwicy" Caldana gdy ten tracił panowanie nad sobą - serio spodziewałem się, że po intrygującym wprowadzeniu okaże się ona kimś innym lub przynajmniej wyrazistą postacią....
Kolejna postać i kolejne rozczarowanie to Kelhak - w drugim tomie rozmawia z Felice i rozgrywa z nią partię dominionu - byłem ciekaw jego motywacji i planów. A tu nadchodzi tom trzeci i nasz główny schwarz charakter ogranicza się do szalonego śmiechu i tekstów jak z filmów klasy "C" - "Wszystkich was zniszczę", "Wszystkich was pochłonę" etc etc...
Nie bardzo rozumiem również cel wprowadzenia w tomie drugim wątków Cailtyn, cel Raua i Aidana, skoro na dobrą sprawę cała historia mogła by się bez nich obyć - ich rola w tomie trzecim jest marginalna, mimo że drugi tom wskazywał, że w jakiś sposób będą ważną częścią historii.

Brakowało mi jakości w tej książce, zarówno w dialogach jak i prowadzeniu historii.
Mój "ulubiony" fragment to rozmowa Caldana z Felice po tym gdy zabił Devenisha -"(...) a więc teraz rozumiesz już, dlaczego musiałem zabić Devenisha ?"
"Felice pokiwała głową i przełknęła ślinę"

Okay, mamy to - Felice potwierdziła że rozumie, ale to nic... bo pół strony dalej, w tej samej rozmowie mamy to: "A wracając do Davenisha: powiedz mi wreszcie, dlaczego go zabiłeś"

I tak to się ciągnie...

Wreszcie sam prolog - Po co to było ? Przecież to nie miało żadnego znaczenia, bo w całym tomie trzecim nie dowiedzieliśmy się nic ani o Indryalli ani o Indryllanach - byli tylko bezimienni żołnierze jako mięso armatnie.

Przyznam szczerze, że zmęczyła mnie ta książka ale może zbyt wiele oczekiwałem ;-)

Jest lepiej niż w tomie drugim, który był katastrofalny.... Ale nie oszukujmy się wciąż nie jest to fantastyka wysokich lotów. Większość postaci jest albo przerysowana i jednowymiarowa jak Thenna i Caitlyn albo nijakie, nie budzące ani specjalnej sympatii ani antypatii - Miranda, która w pierwszym tomie zapowiadała się na ciekawą i tajemniczą, przez cały drugi tom była...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy tom czytało się przyjemnie mimo że było bardzo chaotycznie. Dawał jednak nadzieję na ciekawą kontynuację... Niestety drugi tom to wielkie rozczarowanie. Bohaterowie zachowują się idiotycznie, dialogi są trywialne, brak tu jakiejkolwiek głębi - zdecydowanie nie jest to fantastyka wysokiej jakości. Przemęczyłem ten tom, często tylko przelatując wzrokiem po niektórych wątkach. Siłą pierwszego tomu był Caldan, natomiast tutaj autor przenosi narracje również na inne postacie ale są one tak beznadziejne, że można się tylko uśmiechać z politowaniem... Kwintesencją miałkości tego "dzieła" jest wątek Amerdana, który tak mnie irytował, że przymykałem jedno oko czytając. Nie polecam.

Pierwszy tom czytało się przyjemnie mimo że było bardzo chaotycznie. Dawał jednak nadzieję na ciekawą kontynuację... Niestety drugi tom to wielkie rozczarowanie. Bohaterowie zachowują się idiotycznie, dialogi są trywialne, brak tu jakiejkolwiek głębi - zdecydowanie nie jest to fantastyka wysokiej jakości. Przemęczyłem ten tom, często tylko przelatując wzrokiem po niektórych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorka ma bardzo przyjemny styl, książka bardzo wciąga... Jest lepiej niż w pierwszej części mimo, że wciąż jest za dużo romansu, przez co ma się wrażenie, że cykl jest skierowany do nastolatek, które będą z wypiekami na twarzy śledzić szczegółowe opisy gier erotycznych pomiędzy głównymi bohaterami.
Zakończenie z rodzaju tych, po których ma się ochotę oszaleć gdy nie ma pod ręką następnego tomu :-)

Autorka ma bardzo przyjemny styl, książka bardzo wciąga... Jest lepiej niż w pierwszej części mimo, że wciąż jest za dużo romansu, przez co ma się wrażenie, że cykl jest skierowany do nastolatek, które będą z wypiekami na twarzy śledzić szczegółowe opisy gier erotycznych pomiędzy głównymi bohaterami.
Zakończenie z rodzaju tych, po których ma się ochotę oszaleć gdy nie ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Więcej tu romansu niż fantasy, no ale co kto lubi...przynajmniej styl pisania jest przyjemny chociaż nie ma tu póki co nic zachwycającego. No i ten motyw - wilkołaki i wampiry, niesamowicie przystojny książę i piękna dziewczyna...hmm skąd ja to znam.

Więcej tu romansu niż fantasy, no ale co kto lubi...przynajmniej styl pisania jest przyjemny chociaż nie ma tu póki co nic zachwycającego. No i ten motyw - wilkołaki i wampiry, niesamowicie przystojny książę i piękna dziewczyna...hmm skąd ja to znam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wow..ale to było dobre. Może mam takie wrażenie, dlatego że tuż przed lekturą Sowy z Askiru przeczytałem Królowę Zdrajców od Trudi Canavan, i porównanie jakościowe wypada znacznie korzystniej dla Richarda Schwartza. Ogólnie nie znoszę interludiów i zwykle omijam szerokim łukiem bo zazwyczaj są pustym wypełniaczem i odciągają od głównej historii ale w tym przypadku historia Sowy z Askiru była na tyle ciekawa, że w ogóle nie brakowało mi Havalda i jego drużyny. No ale teraz po lekturze tego tomu już jestem gotowy, dawać mi tu zakończenie! ;-)

Wow..ale to było dobre. Może mam takie wrażenie, dlatego że tuż przed lekturą Sowy z Askiru przeczytałem Królowę Zdrajców od Trudi Canavan, i porównanie jakościowe wypada znacznie korzystniej dla Richarda Schwartza. Ogólnie nie znoszę interludiów i zwykle omijam szerokim łukiem bo zazwyczaj są pustym wypełniaczem i odciągają od głównej historii ale w tym przypadku historia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Saga z rodzaju tych, które po każdym kolejnym wydanym tomie trzeba zaczynać od początku z uwagi na mnogość wątków, postaci i ogólną zawiłość fabuły. Ja popełniłem błąd i uznałem, że przecież nie minęło aż tak dużo czasu od mojej ostatniej przygody z sagą Wegnera i jakoś się w tym wszystkim odnajdę.. no cóż, było ciężko :-)
Pierwsze sto stron to była próba odnalezienia się w tej skomplikowanej pajęczynie, którą utkał autor. Nie umniejszam bynajmniej niczego książce ot nie jest to po prostu lekka opowiastka, lecz monumentalne dzieło, które czyta się co prawdo lekko i przyjemnie ale ma się cały czas świadomość skomplikowania całego świata przedstawionego i bardzo wielu zazębiających się dopiero z czasem wątków.
Uznaję ten tom za przełomowy z uwagi na fakt, że wiele wcześniejszych zagadek znajduje w tej części rozwiązanie i można wreszcie powiedzieć sobie: " Zaczynam łapać o co tu chodzi"
Książkę oceniam bardzo wysoko bo wciąga bez reszty i podziwiam autora za stworzenie tak skomplikowanego świata, rozdartego intrygami i konfliktami.
Nie pozostaje nic innego tylko czekać na kolejne tomy i następnym razem z pewnością zacznę przygodę z sagą Wegnera od samego początku.

Saga z rodzaju tych, które po każdym kolejnym wydanym tomie trzeba zaczynać od początku z uwagi na mnogość wątków, postaci i ogólną zawiłość fabuły. Ja popełniłem błąd i uznałem, że przecież nie minęło aż tak dużo czasu od mojej ostatniej przygody z sagą Wegnera i jakoś się w tym wszystkim odnajdę.. no cóż, było ciężko :-)
Pierwsze sto stron to była próba odnalezienia się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wow, wow, wow... ale to było dobre!
Miarą dobrej książki fantasy jest dla mnie to jak jest ona wciągająca a nad Bożogrobiem siedziałem dzisiaj do 2 w nocy, mimo, że musiałem wcześnie wstać. Zatem nie owijając w bawełnę dwa tomy trylogii Jaya Kristoffa to póki co jazda bez trzymanki. Jestem pod bardzo dużym wrażeniem jak gładko autor prowadzi akcję, jak wciąż i wciąż potrafi zaskakiwać i trzymać w napięciu.

Polecam jedynie cierpliwym fanom fantasy bo na ostatni tom trylogii trzeba będzie poczekać przynajmniej rok, bo premiera w oryginale dopiero we wrześniu 2019, a zapewniam, że po zakończeniu drugiego tomu, jedyne na co będziecie mieli ochotę to od razu chwycić za tom trzeci :-)

Na zakończenie dodam jeszcze, że autor nie patyczkuje się z cenzurą i delikatnymi opisami zarówno w sferze seksualnej jak i w soczystych opisach walk i zbrodni, toteż na pewno nie jest to fantasy pokroju Robin Hobb lub Christophera Paoliniego.

Wow, wow, wow... ale to było dobre!
Miarą dobrej książki fantasy jest dla mnie to jak jest ona wciągająca a nad Bożogrobiem siedziałem dzisiaj do 2 w nocy, mimo, że musiałem wcześnie wstać. Zatem nie owijając w bawełnę dwa tomy trylogii Jaya Kristoffa to póki co jazda bez trzymanki. Jestem pod bardzo dużym wrażeniem jak gładko autor prowadzi akcję, jak wciąż i wciąż potrafi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy można wyobrazić sobie lepsze zwieńczenie trylogii niż 1000 stron bardzo dobrej rozrywki ?! To jest zdecydowanie to co tygryski lubią najbardziej a nie jakiś czterysta lub pięciuset stronnicowy ochłap rzucony na odczepnego ;-)
Z przyjemnością wróciłem po przerwie do świata wykreowanego przez Staveley'a i pomimo drobnych obaw odebrałem tę książkę pozytywnie. Jakie były te drobne obawy ?
Otóż w drugim tomie bardzo nie przypadł mi do gustu pomysł autora, który zrobił z Kadena rewolucjonistę, twórcę republiki - zupełnie nie takie miałem wtedy nadzieje i oczekiwania związane z wątkiem Kadena. Stąd moje obawy, że w trzecim tomie autor również trochę mnie zawiedzie. No i niestety pomimo, że wszystko jest zgrabnie poprowadzone a pomysły są oryginalne to zupełnie nie tak sobie to wszystko wyobrażałem.
Przede wszystkim wątek Valyna, który był najlepszym bohaterem w pierwszych dwóch tomach. Tym razem zostaje zupełnie zmarginalizowany, przez pierwsze bodajże 300-400 stron nie pojawia się w ogóle, a gdy już wreszcie wkracza na scenę to jest go za mało. Końcówka z jego udziałem jest dynamiczna ale uważam, że można było z postaci z takim potencjałem wycisnąć znacznie więcej.

Rampuri Tan. Każdemu kto czytał poprzednie dwie części na pewno zapadł w pamięć charyzmatyczny mentor Kadena. Po tym jak pomógł Kadenowi uciec z Kamiennego Serca trafił za to do więzienia w tymże. Ucieszyłem się bardzo jak udało się go Kadenowi wreszcie uwolnić w trzecim tomie i aż mnie ciarki przeszły jak Rampuri Tan oznajmił Kadenowi, że ten został omamiony przez Csestriimów i wszystko w co wierzył jest fałszem. Ostrzyłem sobie zęby na jakieś ciekawe momenty z Rampurim, no ale niestety Staveley postanowił go bardzo szybko uśmiercić...rozczarowanie
Liczyłem tak samo, że pozostali członkowie skrzydła Valyna odnajdą go i razem ruszą dalej a zamiast tego dostaliśmy praktycznie osobne opowiadanie o tym jak to Gwenna, Annick i Talal z pomocą odrzutków, którzy nie dostali się do Kettralu odbijają z rąk narkomana Jakoba Rallena (mistrza kadetów) pozostałości Orlego Gniazda. Wątek sam w sobie ciekawy, ale wychodzi na to, że autor po prostu nie trafił w moje oczekiwania.

Kiel. Nasz Csestriimski historyk, kolejna postać ze zmarnowanym potencjałem. W zapowiedzi książki było o powrocie złowrogich Csestriimów a co dostajemy ?
Przez całą książkę czekałem na ciekawy zwrot akcji, jakąś zdradę, ujawnienie się nowego Csestriima lub woltę Kiela... daremne oczekiwania. Jedynym "złym" Csestriimem pozostaje Ran Il Tornja i to by było na tyle... niedosyt.

Ran Il Tornja knuje po staremu, wyprzedza wszystkich o krok ale zabrakło mi to jakiegoś błysku.. przekabacenie na swoją stronę szalonego Oshiego to trochę mało.

Na dobrą sprawę mógłbym jeszcze długo pisać co mi się nie do końca podobało ale nie są to zarzuty dyskwalifikujące tą książkę. Wciąż uważam, że jest to dobre zwieńczenie trylogii, przyjemna rozrywka i rekomenduje wszystkim lekturę bo jest to mimo całego mojego "czepialstwa" świetne fantasy - ot po prostu miałem wysokie oczekiwania, które nie zostały w pełni zaspokojone.

Czy można wyobrazić sobie lepsze zwieńczenie trylogii niż 1000 stron bardzo dobrej rozrywki ?! To jest zdecydowanie to co tygryski lubią najbardziej a nie jakiś czterysta lub pięciuset stronnicowy ochłap rzucony na odczepnego ;-)
Z przyjemnością wróciłem po przerwie do świata wykreowanego przez Staveley'a i pomimo drobnych obaw odebrałem tę książkę pozytywnie. Jakie były te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szybko, lekko i przyjemnie. Na dobrą sprawę te trzy słowa by wystarczyły, jako podsumowanie po lekturze "Wiatrodzieja", ale pokuszę się jednak o kilka spostrzeżeń.
"Apetyt rośnie w miarę jedzenia", jakże to trafne również w odniesieniu do książek. Jednak rozumiem to dwuwymiarowo: z jednej strony im bardziej zagłębiam się w świat przedstawiony tym bardziej chcę żeby ta cała przygoda dłużej trwała i tu plus dla książki ale jeśli chodzi o drugi wymiar rozumienia to im więcej fantastyki czytam tym bardziej wybredny się staję i tym większe mam oczekiwania wobec nowych pozycji w mojej biblioteczce. Zatem w przypadku "Wiatrodzieja" zadziałał apetyt, który nie został do końca zaspokojony, dlaczego ?
Za dużo tu było dla mnie chaosu - bohaterowie, którzy co i rusz wpadają w opresje i za każdym razem gładko unikają śmierci - niby ok, standardowy motyw ale oczekuję od autorki trochę większej dokładności i racjonalności. Te wszystkie szaleńcze eskapady zakrawały na kandydatów do amerykańskiego kina klasy B ( ucieczka Safi z areny - biegną biegną, walczą walczą i uciekli, to samo z Iseult, Adeuanem i Sową, ciągły bieg w jedną stronę, drugą aż się w tym wszystkim gubiłem...) Brakowało w tym wszystkim pietyzmu, tak jakby autorka uznała, że nie ma co się zagłębiać w szczegóły bo najważniejsze jest to, że przedsięwzięcie się udało, ale jak i dlaczego to już marginalna kwestia...
Ci co czytali zapewne wiedzą, że Susan Dennard to przyjaciółka Sary J. Maas, zresztą ten fakt w dużym stopniu pomógł jej rozreklamować jej pierwsze dwie książki. Poruszam ten wątek ponieważ obie te autorki poza tym, że są przyjaciółkami to mają podobny styl pisania ( chodzi mi tu o lekkość pióra i prosty język ) ale też według mnie główny target ich książek to jednak młodzież, właśnie ze względu na ten lekki styl ale też bohaterów, którzy wszyscy są w młodym wieku i młodszym czytelnikom łatwiej się z nimi utożsamić ( mnie np: trochę już drażniła Safi i jej wzdychanie, tak samo jak zdarzało się, że drażniła mnie Celaena u J.Maas i jej rozterki sercowe )
Z tego powodu oceny nie obniżałem, chociaż uświadomiłem sobie, że po prostu nie jestem już czytelnikiem, na którym ta książka robi duże wrażenie.
Wciąż oceniam ją wysoko jak przymknie się oko na kilka detali, ale to po prostu dla mnie nie ten poziom co Patrick Rothfuss, Brent Weeks czy Brandon Sanderson.

Szybko, lekko i przyjemnie. Na dobrą sprawę te trzy słowa by wystarczyły, jako podsumowanie po lekturze "Wiatrodzieja", ale pokuszę się jednak o kilka spostrzeżeń.
"Apetyt rośnie w miarę jedzenia", jakże to trafne również w odniesieniu do książek. Jednak rozumiem to dwuwymiarowo: z jednej strony im bardziej zagłębiam się w świat przedstawiony tym bardziej chcę żeby ta cała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czekałem z niecierpliwością na tę książkę, bo wcześniejsze tomy bardzo mi się podobały ale nieco się zawiodłem. Odniosłem wrażenie jakby autor był w znacznie słabszej formie pisząc tę część. Niby wszystko się rozwija, sporo się wyjaśnia ale to nie jest ten sam Brent Weeks - zgadzam się z kilkoma innymi recenzjami, że miejscami wieje nudą, od siebie natomiast dodam, że za dużo jak dla mnie było chaosu, w którym łatwo się pogubić i niejasności, które utrudniają pozytywny odbiór tej książki ( autor strasznie namieszał z Dazenem/Gavinem ) Ceniłem ten cykl za niebanalne pomysły, ciekawe intrygi i wyrazistych bohaterów. W tym tomie wszystko to oceniam gorzej, Weeks próbuje tkać misterne sieci intryg ale jak dla mnie sam się w nich tym razem poplątał.
Duży minus za wątek Kipa, którego bardzo lubiłem w poprzednich tomach. Tym razem pomimo, że poświęcono mu więcej stron to kiepsko to wyszło - wielki przywódca, genialny mówca... beznadziejnie to było przedstawione ( jedna porywająca mowa i już nasz bohater zyskał wierną i oddaną armię ... rly ?! )
Kulminacją żenady były dla mnie relacje Kipa z Tisis a dokładnie próby skonsumowania przez nich małżeństwa. Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać i w efekcie jako podsumowanie można by napisać, że czeka się całą książkę by nasz niezwyciężony przywódca i Powiernik Światła, tu przepraszam za eufemizm "przeleciał" własną żonę...
Mimo wszystko wciąż są dobre momenty ( Teia ), które dają nieśmiałą nadzieję na to, że kolejny tom będzie lepszy i tej myśli będę się trzymał.

Czekałem z niecierpliwością na tę książkę, bo wcześniejsze tomy bardzo mi się podobały ale nieco się zawiodłem. Odniosłem wrażenie jakby autor był w znacznie słabszej formie pisząc tę część. Niby wszystko się rozwija, sporo się wyjaśnia ale to nie jest ten sam Brent Weeks - zgadzam się z kilkoma innymi recenzjami, że miejscami wieje nudą, od siebie natomiast dodam, że za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsze wrażenie po zakończeniu ? Zdecydowanie smutek. W przypadku przygody z Aktami Harry'ego Dresdena jest to nowe doznanie bowiem nie jest to uczucie, które, odczuwałem po przeczytaniu którejkolwiek z wcześniejszych części. No ale po kolei. Ten tom jest inny nie tylko pod tym względem. Jest poważniejszy, trochę jak odejście na chwilę od lekkiej i rozrywkowej akcji do poważnych działań, które niosą ze sobą konkretne konsekwencje. Jest groźnie, mroczno i wcale wszystko nie kończy się dobrze, są rozczarowania i łzy - i to nie tak, że giną pierwszoplanowi bohaterowie ( co nie znaczy, że nikt nie umiera ) Butcher sprawił, że nawet bez tak drastycznych działań odebrałem tą część mocniej niż wszystkie pozostałe.
Czas na spoilerowanie...
Spodobała mi się zmiana akcentów w porównaniu do poprzedniego tomu, tam mieliśmy Denarian, Michaela i Sanyę, rywalizujące dwory Lata i Zimy. Tutaj zaś zupełna zmiana frontu na zmagania z udziałem Białej Rady, Białego Dworu wampirów i enigmatycznej ale mieszającej w ogólnym porządku coraz bardziej Czarnej Rady.
Wszystko zaczyna się od tego, że na progu drzwi Dresdena pojawia się ciężko ranny Morgan, który ma czas tylko oznajmić, że jest ścigany przez strażników z Białej Rady i traci przytomność. Harry jak to Harry, nie jest osobą, która odmawia pomocy, nawet gdy pomocy wymaga osoba, której Harry szczerze nie znosi ;-) Implikacje tej pomocy, przerastają wszelkie najgorsze wyobrażenia. Bowiem okazuje się, że na Morgana poluje nie tylko Biała Rada, która oskarża go o zamordowanie członka Rady Starszych. Wszystko było by prostsze gdyby Morgan był winny, jednak Harry dostrzega we wszystkim nici spisku tkane przez tajemniczą Czarną Radę.
Wracamy do formuły klasycznego śledztwa, w którym Harry jest najlepszy, z tym, że jak zwykle w jego przypadku, w czasie śledztwa musi też unikać zamachów na swoje życie i do tego chronić i ukrywać Morgana. Jako podkreślenie powagi zmagań, tym razem jednym z przeciwników Harry'ego jest prawie nieśmiertelne, zmiennokształtne, świetnie radzące sobie z magią wcielone zło, którego sam widok w magicznym spektrum przyprawił Harry'ego o koszmary...
Podobało mi się to, że wreszcie trochę, większą rolę przyznano członkom Rady Starszych a zwłaszcza Rashidowi i Indianinowi Joe'mu, bowiem do tej pory byli dla mnie tylko statystami. Mamy również tym razem udział w całej historii wampirów z Białego Dworu, ale nie tylko Thomasa i seksownej Lary.
Śledztwo Harry'ego ostatecznie ujawnia mordercę, lecz ma to bardzo poważne konsekwencje i tak naprawdę nie zbliżamy się za bardzo do dekonspiracji głównych czarnych charakterów. Konkluzje są raczej ponure...
Mimo poważniejszego charakteru tej części, nie traci ona przez to na jakości. Wręcz przeciwnie - uważam, że taka część była potrzebna. Nie oznacza to bynajmniej, że nie ma tym razem humoru. Jest naturalnie w najlepszej formie ale nieco mniejszej dawce: rozbroił mnie Harry porównujący wielkość tylnej kanapy w Rolls Roycie do wielkości swojego mieszkania :D Trio Morgan, Molly i Myszek dają radę :-)
Ostatecznie zakończenie nie należy do szczęśliwych. Zwycięstwo nie smakuje jak zwycięstwo bo jest okraszone poważną ofiarą a przyszłość rysuje się bardzo złowieszczo.

Polecam gorąco, bo ostatecznie konkludując jest to chyba najlepsza z dotychczasowych części.

Pierwsze wrażenie po zakończeniu ? Zdecydowanie smutek. W przypadku przygody z Aktami Harry'ego Dresdena jest to nowe doznanie bowiem nie jest to uczucie, które, odczuwałem po przeczytaniu którejkolwiek z wcześniejszych części. No ale po kolei. Ten tom jest inny nie tylko pod tym względem. Jest poważniejszy, trochę jak odejście na chwilę od lekkiej i rozrywkowej akcji do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po skończeniu "Białej Nocy" miałem zbyt duży apetyt na kolejne przygody Harry'ego, więc postanowiłem spróbować kontynuować cykl czytając w oryginale by nie czekać na stopniowo wydawane przekłady... i zdecydowanie było warto :-)
Jim Butcher nie spuszcza z tonu, wciąż jest szybka akcja, zabawne wstawki i mnóstwo magii. W tym tomie jest sporo odwołań do wcześniejszych, wracają też "starzy" wrogowie Dresdena, czyli Denarianie - już samo to dla mnie było zapowiedzią świetnej zabawy.
Wszystko zaczyna się od anomalii pogodowych w Chicago, co samo w sobie co prawda uciążliwe ale dla Harry'ego zwiastuje wyjątkowe kłopoty. Królowa Mab upomina się u Dresdena o zaległą przysługę - a jest nią odnalezienie Johna Marcone ( znajomy Harry'emu szef światka przestępczego ) jako że królowej Mab się nie odmawia ;-) Harry jest zmuszony się zaangażować no i jak się zapewne domyślacie zaczyna się robić gorąco. W skrócie polują na niego zawzięcie "agenci" dworu Lata, poszukiwania Marcone prowadzą do starych znajomych naszego maga, czyli opętanych przez upadłe anioły Denarian, tym razem jeszcze groźniejszych bo nie dość, że liczniejszych to jeszcze współpracujących ze sobą ( Nicodemus z żoną, córką i stronnikami )
Nie dość tego, okazuje się, że cała sprawa ma drugie dno a porwanie Marcone było tylko wybiegiem w grze o większą stawkę. Jak zwykle Harry kilka razy ociera się o śmierć, lecz tym razem poza ratującymi go "etatowo" Thomasem i Murphy mamy również do czynienia z interwencją archanioła Uriela. Harry, któremu z Bogiem nie jest specjalnie po drodze, w tym tomie musi trochę zweryfikować swoje podejście, doświadczając kilka razy zjawisk ewidentnie związanych z Boską interwencją. Okazuje się, że miecz, który Harry przechowywał już od dłuższego czasu, czekając na właściwego kandydata do jego dzierżenia, sam wybiera sobie właściciela...
Przyjaźń Harry'ego z Michaelem zostaje wystawiona na próbę, a dla Michaela starcie z Denarianami ma fatalne konsekwencje.
W końcu mamy też skromny wątek romantyczny z Harrym w roli głównej, i całe szczęście bo już mi żal było naszego wyposzczonego maga ;-) Chociaż i tak mam cichą nadzieję, że to w końcu będzie Murphy.

Polecam gorąco wszystkim miłośnikom serii, na pewno się nie zawiedziecie. Ja natomiast zabieram się za kolejną część :-)

Po skończeniu "Białej Nocy" miałem zbyt duży apetyt na kolejne przygody Harry'ego, więc postanowiłem spróbować kontynuować cykl czytając w oryginale by nie czekać na stopniowo wydawane przekłady... i zdecydowanie było warto :-)
Jim Butcher nie spuszcza z tonu, wciąż jest szybka akcja, zabawne wstawki i mnóstwo magii. W tym tomie jest sporo odwołań do wcześniejszych, wracają...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna kontynuacja, wysoki poziom utrzymany. Akcja nie zwalnia ani na moment, i nie przeszkadza w tym nawet narracja z perspektywy różnych postaci co w wielu książkach staje się mankamentem. Aelin nadal jest główną postacią, ale w tym tomie na drugą pozycję wysuwa się Elide. Bardzo mocne zakończenie, sugerujące, że również w następnym tomie akcja nie zwolni i dużo się jeszcze wydarzy. Chociaż takie zakończenie tylko potęguje niecierpliwość w oczekiwaniu na kolejny tom ;-)
Ten tom jest w pewien sposób przełomowy, bo wyjaśnia się kilka tajemnic z przeszłości i wszystko zaczyna się ładnie zazębiać. To co mnie trochę irytowało to wątki romantyczne - w tym cyklu trochę już perypetii miłosnych było ale do tego tomu mi to nie przeszkadzało ale teraz autorka chyba się uparła, żeby wszystkich głównych bohaterów ze sobą połączyć i więcej stron poświęcić "kizianiu i mizianiu".

Świetna kontynuacja, wysoki poziom utrzymany. Akcja nie zwalnia ani na moment, i nie przeszkadza w tym nawet narracja z perspektywy różnych postaci co w wielu książkach staje się mankamentem. Aelin nadal jest główną postacią, ale w tym tomie na drugą pozycję wysuwa się Elide. Bardzo mocne zakończenie, sugerujące, że również w następnym tomie akcja nie zwolni i dużo się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zmarnowany potencjał to delikatne określenie w stosunku do tej książki. Autorka miała ciekawy pomysł ale wykonanie to już niestety literatura drugiej kategorii.
Dychotomia dobra i zła to jeden z największych mankamentów tej książki. Jared i Arontala są źli aż do szpiku kości, a Tris i jego przyjaciele niczym święci. Nie ma tu miejsca na żadne inne kolory, na żadną woltę, zaskoczenie.
Wszystko co planują sobie główni bohaterowie idzie jak po sznurku, z drobnymi przerywnikami żeby niby nie było zbyt łatwo, chociaż i tak wiadomo, że wszystko skończy się dobrze. Sprawia to, że książka staje się schematyczna, przewidywalna a przez to po prostu nudna...Aż się prosi żeby więcej stron poświęcić nauce, treningowi, opisać to dokładniej ale nic z tego w zamian dostajemy bardzo wyeksponowane aż do przesytu wątki romantyczne. Akcje powieści przesłaniają wałkowane do bólu dialogi o tym kto kogo bardziej kocha i do jakiego poświęcenia jest gotów...Nie mam nic przeciwko wątkom romantycznym jako takim w powieści, ale jeśli są prowadzone ze smakiem i w odpowiedniej proporcji do reszty wątków. Tutaj natomiast tylko budzą irytację...
Zakończenie w dobrej książce powinno wzbudzać zainteresowanie, jakiś dreszczyk emocji - tutaj tego nie było.
Pomimo, że cykl liczy jeszcze dwie kolejne części to nie mam zamiaru po nie sięgać. Autorce nie udało się podtrzymać mojego zainteresowania, zniechęciła mnie skutecznie do swojej prozy.

Zmarnowany potencjał to delikatne określenie w stosunku do tej książki. Autorka miała ciekawy pomysł ale wykonanie to już niestety literatura drugiej kategorii.
Dychotomia dobra i zła to jeden z największych mankamentów tej książki. Jared i Arontala są źli aż do szpiku kości, a Tris i jego przyjaciele niczym święci. Nie ma tu miejsca na żadne inne kolory, na żadną woltę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka niesamowita w każdym calu. Mądra, zabawna, wciągająca to mieszanka idealna, jedyne czego mi brakuje do pełni szczęścia to trzeci tom. Po raz drugi wróciłem do świata stworzonego przez Rothfussa i za drugim razem wciągnęło mnie jeszcze bardziej, jeszcze bardziej pokochałem opowieść o Kvothe, jeszcze bardziej doceniłem mądrość tej opowieści i talent autora. Jest to książka z rodzaju tych, które w pierwszej kolejności polecił bym znajomym lub wręczył jako prezent, bez wahania i bez wątpliwości, że może się nie spodobać :-)
Kilka słów zatem o tym co najbardziej lubię i cenię w "Kronikach królobójcy". Wyraziści bohaterowie, których nie da się nie lubić - Kvothe, Auri, Elodin jako pierwsi nasuwają mi się na myśl ale Wil, Sim, Devi, Denna, Fela nie pozostają w tyle, każde ze nich na swój sposób wyjątkowe i każde będące ważnym elementem opowieści. Szczerze ich polubiłem w trakcie mojej przygody z książką. Wątek romantyczny, czyli Kvothe i Denna - jednym słowem majstersztyk. Uwielbiam te liczne fragmenty, w których spotykają się w niespodziewanych miejscach, to ich przekomarzanie się, nienachalne flirtowanie, elokwencje i wrażliwość Kvothe, bystrość Denny, humor, który towarzyszy zawsze ich wymianie zdań, uczucie, które do siebie żywią ale o nim nie mówią.
Wszystkie przygody, które przeżywa Kvothe są ciekawe i wciągające, książka nie nudzi mnie ani przez chwilę co wcale nie oznacza, że akcja cały czas szalenie pędzi - tym bardziej wielki plus dla autora. Znam książki, które bardziej mnie wciągały ale żadna z nich nie była tak kompletna jak dzieło Rothfussa. Dla mnie jest to arcydzieło, stąd nie rozumiem kilku krytycznych opinii, które przeczytałem tutaj o tej książce. Zupełnie nie przekonują mnie używane przez krytyków argumenty, bardziej przypominają narzekanie dla samego narzekania niż merytoryczną krytykę. No cóż pozostaje tylko współczuć...

Nie zaznaczam całej opinii jako spoiler, więc uwaga teraz czas na spoiler :-)
Obawiam się trochę o trzecią część trylogii, bowiem druga kończy się w takim momencie,że przed nami jeszcze mnóstwo przygód do samego punktu, w którym obecnie znajdują się Kvothe, Bast i Kronikarz. Nie wyobrażam sobie bowiem by opowieść zakończyła się w karczmie "Ostaniec", liczę że po zakończeniu wspomnień Kvothe jeszcze nie jedno się zdarzy co znaczyłoby, że trzecia część będzie musiała mieć przynajmniej 1500 stron ;-) No cóż może dlatego tak długo trwa oczekiwanie na zakończenie. Mnogość rozpoczętych wątków każe mi przypuszczać, że za nami dopiero połowa opowieści. To co autor zdradził do tej pory na temat przyszłych wydarzeń oznacza, że czeka nas jeszcze konfrontacja z Ambrosem, relegacja z uniwersytetu, "rozmowa z bogami", królobójstwo, rozpętanie wojny ( zapewne jakoś powiązane z wcześniejszym ), wizyta w krainie wróżów ( poznanie Basta ). Mam kilka swoich podejrzeń i przeczuć a bardzo jestem ciekaw jak to wszystko się wyjaśni. Zostaje jeszcze sprawa czteropanelowych drzwi w Archiwach, sekret Lacklessów (zamknięte puzderko), tajemnica miecza "Szaleństwo" i ogromnej skrzyni w pokoju Kvothe, w końcu musi się wyjaśnić tajemnica Amyru i wstrząsu, który sprawił, że Kvothe zamienił się w pospolitego oberżystę. Mógłbym zapewne jeszcze dalej wymieniać różne wątki, na których wyjaśnienie z niecierpliwością oczekuję. Szkoda tylko, że autor nie zdradził żadnego znaku, kiedy należy spodziewać się ostatniej części trylogii co trochę mnie martwi. Jednakże tak pokochałem historię Kvothe, że gotów jestem czekać tak długo jak będzie trzeba.
Polecam gorąco

Książka niesamowita w każdym calu. Mądra, zabawna, wciągająca to mieszanka idealna, jedyne czego mi brakuje do pełni szczęścia to trzeci tom. Po raz drugi wróciłem do świata stworzonego przez Rothfussa i za drugim razem wciągnęło mnie jeszcze bardziej, jeszcze bardziej pokochałem opowieść o Kvothe, jeszcze bardziej doceniłem mądrość tej opowieści i talent autora. Jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niesmak i rozczarowanie to chyba dwa najlepsze słowa na określenie, tego co czuje po przeczytaniu tej trylogii...Mogła wyjść z tego ciekawa opowieść a wyszło coś sortu "kina akcji klasy C" (akcja z powrotem myśliwcem wraz z Kaede do Denver...litości...)Całkowicie zmarnowany potencjał. No ale do rzeczy - książka jest do bólu przewidywalna i naiwna, żadnych zaskoczeń, niespodzianek. Wątek romantyczny, który w pierwszej części jakoś jeszcze wyglądał to potem było już tylko gorzej, zrobiła się z tego żałosna i ckliwa historyjka, która irytowała zamiast poruszać...Podejrzewam, że tak wysokie oceny tej książki wynikają tylko z ocen dla Daya i June... jakie to typowe dla naszych czasów. Jedyny plus jaki mogę przyznać to plus za "lekkie pióro" autorki, czyta się to szybko i łatwo, o ile oczywiście ktoś ma na tyle cierpliwości by tracić czas na mierną książkę... Nie polecam

Niesmak i rozczarowanie to chyba dwa najlepsze słowa na określenie, tego co czuje po przeczytaniu tej trylogii...Mogła wyjść z tego ciekawa opowieść a wyszło coś sortu "kina akcji klasy C" (akcja z powrotem myśliwcem wraz z Kaede do Denver...litości...)Całkowicie zmarnowany potencjał. No ale do rzeczy - książka jest do bólu przewidywalna i naiwna, żadnych zaskoczeń,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobre zwieńczenie bardzo dobrej trylogii :-) Trup ściele się gęsto, Abercrombie nie cacka się z cenzurowaniem przemocy ale wcale nie epatuje przez to bezsensowną brutalnością, podejrzewam, że znajdą się osoby, które może to szokować zwłaszcza w porównaniu do wielu popularnych cyklów fantasy, które są pozbawione "ostrego pazura". Dla mnie jest to bardzo miła odmiana, bo wreszcie dostajemy coś nowego. Oceniam w ten sposób całą trylogię a nie pojedynczy tom. Szczególne pochwały należą się autorowi za wykreowanie bardzo wyrazistych postaci, każda z mocnym charakterem, czasami wręcz miałem odczucie, że aż zbyt przesadzonych w swojej wyjątkowości. Przyczepić się mogę do Ardee, która jak dla mnie mogła by w ogóle zniknąć z powieści i nikt by nie zauważył ;-) Mistrzostwem jest natomiast Glokta, który potrafił się odnaleźć świetnie w każdej sytuacji i nawet ze swojego kalectwa uczynił broń - bo kto byłby w stanie zastraszyć kogoś, kto przeżył to co nasz inkwizytor ?
Polubiłem Logena i współczułem mu jego brzemienia. Czułem, że Luthar coś ciekawego nam zaprezentuje i w sumie się nie zawiodłem, chociaż po tylu doświadczeniach i przygodach nadal był naiwnie głupi. Bardzo zgrabnie przedstawił Abercrombie również rolę Bayaza w całym tym uniwersum. Ogólnie jestem zadowolony z trylogii jako całokształtu, bo o ile męczyłem się trochę w trakcie pierwszej części, gdy długo wszystko się rozwijało to potem było już tylko lepiej. Polecam przede wszystkim fanom, którzy nie wzdragają się przed obrazowymi opisami śmierci zadawanej w tej książce na wiele sposobów :-) Ja bawiłem się bardzo dobrze

Bardzo dobre zwieńczenie bardzo dobrej trylogii :-) Trup ściele się gęsto, Abercrombie nie cacka się z cenzurowaniem przemocy ale wcale nie epatuje przez to bezsensowną brutalnością, podejrzewam, że znajdą się osoby, które może to szokować zwłaszcza w porównaniu do wielu popularnych cyklów fantasy, które są pozbawione "ostrego pazura". Dla mnie jest to bardzo miła odmiana,...

więcej Pokaż mimo to