-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-21
2024-04-21
I fabularna nitka dobiegła końca. Och, co to był za finał, tyle się działo na tak niewielu kartkach! Ale, od początku.
Spora część tomu jest poświęcona przeszłości - zarówno Shen Qingqiu jak i Luo Binche (a właściwie to jego rodzicom). I ja już podejrzewałam, że Shen miał zjebane dzieciństwo, ale nie wiedziałam, co doprowadziło go do momentu, kiedy zaczął zazdrościć ośmiolatkowi kultywacji. I fajnie to wytłumaczyła autorka i teraz te wszystkie poprzednie zdarzenia miały sens. Sens miał też nijaki poziom walki Qingqiu. A co do rodziców Luo, to jest wersja od TianlangJuna, od starego zgreda z Monastyru i żadna z nich nie wydaje mi się na prawdziwą, w każdej coś brakuje, a właściwie brakuje samej historii od Su Xiyan. No bo skoro tak bardzo nie chciała mieć dziecka, to po co je urodziła? Chyba jednak coś było na rzeczy, ale Stare Staruchy nie dopuszczały do siebie tą myślę. Tyle w tym temacie.
W innym - Shen i Binhe zaczęli ze sobą rozmawiać! Jeee, lepiej późno, niż wcale. Choć było to do przewidzenia, wszak zbliżali się do końca, i książki i świata. I Ich rozmowa z zajeździe i ta rozmowa na koniec... Chyba poszli po rozum do głowy. W ogóle zrobili się tacy, tacy 'ciągnący do siebie', takie przylepki dwie. Oczywiście z pewnymi wyjątkami fabularnymi.
I ja bym w życiu nie przypomniała sobie, albo nie wpadła na to, że winnym całej tej kołomyi jest Xin Mo. No, no, mroczny miecz, demoniczny, ale to przecież tylko miecz, w którym chyba siedzi Starszy Mo? Nadal do końca nie wiem, jak to z tym Starszym jest. Co za problem go zniszczyć czy wyrzucić, zakopcie go w ziemi i niech kwiatki wyda. Niemniej gdyby tak zrobili, to nie miałabym pod koniec sceny rodem z dual cultivation (niech ktoś mi powie, jak brzmi polska wersja tych słów). Także... tak, nie rozwalamy miecza, dajemy mu istnieć.
No i się skończyło. Tom czwarty, ostatni w serii, jest zbiorem opowiadań. Ciekawi mnie, czy są to teksty sprzed, czy w tracie czy po fabule. Miło by było trochę tego i tego, trochę poczytać o rodzicach młokosa, może o tym narwańcu Liu Qingge albo o tym, co się stało z demonami. Bo niby światy się ze sobą łączyły, ale końcówka prawie nic mi nie mówi, co w tej kwestii się stało. Ale - fajne to było. Przyjemne do czytania, do chichrania i pąsowienia. Idę czytać opowiadanka.
I fabularna nitka dobiegła końca. Och, co to był za finał, tyle się działo na tak niewielu kartkach! Ale, od początku.
Spora część tomu jest poświęcona przeszłości - zarówno Shen Qingqiu jak i Luo Binche (a właściwie to jego rodzicom). I ja już podejrzewałam, że Shen miał zjebane dzieciństwo, ale nie wiedziałam, co doprowadziło go do momentu, kiedy zaczął zazdrościć...
2023-07-28
Tym razem już bez trzymania anime za rączkę — i dlatego jest lepiej, niż w pierwszym tomie.
Więc Shen Qingqiu znalazł tego Grzyba, który nie wiem, co robi, ale coś robi i — żeby rozwiać jego żal po stracie Binghe, Liu Qingge zabiera go do miasta ogarniętego zarazą. I ja, głupia, myślałam, że ta zaraza jest klu powrotu Luo, coś a la, hej, Shizun, to moja wina ta czarna wysypka, ale nie. Twist roku — Shen zostaje oskarżony o współpracę z demonami, sprowadzenie tej zarazy i na dokładkę pojawia się panienka Qiu Haitang, co toto twierdzi, że jest z Shenem zaręczona, a z Shen, jest niewdzięcznik, nie tylko się z nią NIE ohajtał, ale też zabił jej całą rodzinę. No po prostu O-Ja-Pier-Dziu.
Ale to nie koniec. Przebijamy się przez Wodne Więzienie, przez śmierć-samozniszczenie, wskrzeszenie, masę nieporozumień (taką dziwną scenę balansującą na krawędzi nekrofili, ale spoko, to dobra nekrofilia jest ;P), jeszcze więcej nieporozumień i ukrywania się, aż dochodzimy do finału — Shen nie chciał, żeby Góry były oblegane, prawda? I dlatego próbował zmienić fabułę, co nie? No... no mu to nie wyszło.
Jak wygląda rozwój postaci? Shen Qingqiu przestał spostrzegać siebie jako tymczasowego rezydenta ciała Shizuna i wkręcił się w historię. Ratuje ludzi, ratuje Binghe, próbuje zapobiec oblężeniu. I — fanfary — dowiaduje się o pewnej krążącej plotce/piosence, jakby taki jeden podopieczny, co to jest na wpół-demonem na wpół-człowiekiem, zakochał się w swoim nauczycielu, no a ten nauczy... Wiecie, Shen dostaje obuchem z podpisem 'chyba zrobiłeś z Luo geja' w twarz i mu się trochę rozjaśnia, ale tylko troszeczkę. Na razie to jest na etapie szarpania się z koniem, ale, podejrzewam, że za niedługo będę tego konia ujeżdżał (abo na odwrót, co kto lubi).
Luo Binghe — tak gdzieś w połowie książki całkowicie się zmienia. Znaczy, jak już wylazł z tego Abbysu to uwierzyć nie mogłam, z kim się zakumplował, no takie tałatajstwo, ale nic, ważne, że wrócił. I co? I w drugiej sekundzie już napastuje Shena i każe mu pić swoją krew! W pewnych celach. Szkoda mi go w scenie na dachu, szkoda we śnie, (obie były smutne, taki żal po stracie i tęsknota), ale już to, co odwalił podczas oblężenia i to, do czego się tam przyznał! No nie wiedziałam, że wyrósł z niego wielki as wywiadu, mistrz strategii i geniusz okrucieństwa. Coś się zapowiada kiepski trzeci tom dla Shizuna... No ale, jak już dojdzie co do czego, to, nie wiem, naprawdę nie wiem, w którą stronę charakter Luo skręci, teraz jest zbyt wiele opcji.
A co z resztą? A se po prostu są. To w większości takie występy gościnne, kilka powrotów na jeden rozdział, no i jeden debiut. Debiut ten jest obiecujący o tyle, że spodziewam się, iż:
Pierwsze — chyba papa Luo weźmie i się uwolni, albo jakoś go spod tej góry uwolnią, nieważne. Ważne, że wszystko na to wskazuje i wszystko wskazuje na to, że Binghe będzie miał z nim ciężko.
Dwa — i tutaj jest naprawdę, naprawdę moja teoria, niewieloma argumentami podbudowana. Patrząc na to, że zajebali ciało, i nie wiadomo kto i niewiadomo po co, to ja się spodziewam w trzeci tomie będzie dwóch Shenów. Tyle powiem.
Wydanie takie samo, jak poprzednie; mamy obrazki odpowiednio do fabuły, glosariusz i koncepty postaci. Ładny dobór okładki, nie narzekam.
Wracając do przytyków z pierwszego tomu — Yingying spoważniała! Romans jest (no, ale...)! I nie wyjaśniono nadal istoty Systemu — może poza tym, że Binghe jakoś ten system zaktualizował. Cóż, idę do tomu trzeciego ;-)
Tym razem już bez trzymania anime za rączkę — i dlatego jest lepiej, niż w pierwszym tomie.
Więc Shen Qingqiu znalazł tego Grzyba, który nie wiem, co robi, ale coś robi i — żeby rozwiać jego żal po stracie Binghe, Liu Qingge zabiera go do miasta ogarniętego zarazą. I ja, głupia, myślałam, że ta zaraza jest klu powrotu Luo, coś a la, hej, Shizun, to moja wina ta czarna...
2023-07-21
Zaczęłam od anime, które graficznie przyprawiało o wymioty, ale rekompensowało ten odruch fascynującą fabułą. I sobie myślę, heh, ciekawe co na to pierwowzór, czyli książka.... Jak niebo, a ziemia.
Po pierwsze w książce nie ma cenzora, więc pozostawiono podteksty o charakterze seksualnym — ale nie popadajmy w euforię, dużo ich tam nie ma. Niemniej są. Tak samo przemoc oraz brutalny koniec Shen Qingqiu — w anime ląduje w kadzi z ogórkami kiszonymi, natomiast tutaj, no, już tak wesoło nie ma ;-)
Po drugie — System. Trafiały mi się książki isekai, ale nie miały one reguł gry. Nie było bytu, który kontrolował, co ma robić i jak, który nagradzał za akcję, jak i karał. A tutaj jest. System ma reguły i nie ma litości dla Shena, wymaga od niego coś, coś tak, czy tak zakończy się źle. Jasne, można te reguły nagiąć, ale nie zawsze to wychodzi na dobre.
Trzy i bohaterowie główni. Shen początkowo traktuje to dziwne 'odrodzenie' jako epizod, przez który przejdzie i potem, nie wiem, wróci do życia w swoim świecie? Coś w ten styl. I czy on naprawdę jest taki niedomyślny, czy tylko udaje? No bo wiesz, jeśli zamiast Panny Yingying jest Shen, to to sugeruje, żeee... że Luo przywiąże się do niego, a nie do swojej haremowej żony? Znaczy, dlaczego Qingqiu nie bierze pod uwagę, że jakimś dziwnym trafem może być obiektem westchnień Binghe? Shen, więcej pomyślunku.
Luo jest prostolinijny — przeprasza i przeprasza, a jak się pojawia Odrodzony Shen, to jest w niego zapatrzony i chce być przy nim i móc go obronić i, no, jeszcze chłopak nie wie, co się z nim dzieje i co to oznacza, ale ja po cichu podejrzewam co.
Zatem pierwszy tom to wprowadzenie - od pojawienia się Odrodzonego Shena po wisiorek, kultywację, polowanie sekt aż do grande finale, czyli przemiany Luo. Jest jeszcze dziwny rozdział o grzybie - po kiego grzyba ja nie wiem. Może coś w przyszłości?
Wydanie ładne i poza obowiązkowymi obrazkami ma na końcu koncepty postaci. Nice ;) Nie wiem dlaczego ten tytuł jest traktowany po macoszemu, bo co, bo za dużo trzeba by było powycinać, bo za stare, bo nie ma akcji? Chciałoby się dostać porządną adaptację tego tytułu... Ech. Ale tak, bardzo mi się podobała, jestem w szoku, że tak szybko przeczytałam (ej dwa tygodnie, i to po angielsku!) i zdecydowanie, ale to zdecydowanie zabieram się za drugi tom. Oczekuję romansu, wyjaśnienia czym System jest i spoważnienia Yingying (bo ten dzieciak mnie irytuje, jeżu, co za niedomyśla baba z niej).
Zaczęłam od anime, które graficznie przyprawiało o wymioty, ale rekompensowało ten odruch fascynującą fabułą. I sobie myślę, heh, ciekawe co na to pierwowzór, czyli książka.... Jak niebo, a ziemia.
Po pierwsze w książce nie ma cenzora, więc pozostawiono podteksty o charakterze seksualnym — ale nie popadajmy w euforię, dużo ich tam nie ma. Niemniej są. Tak samo przemoc oraz...
2022-01-01
Cały czas aktualna i znając ludzi, wciąż i wciąż będzie aktualnym przekazem, jak mocno skopiemy nasz dom i zamienimy go w rynsztok.
Także zniszczone środowisko, zwierząt prawie ni ma (ej, importujemy dżdżownice, dżdżownice, rozmiecie?!), żarcie to chyba jest jakaś kpina, a na domiar złego — choroby. Każdy na coś choruje, liszajec, zapalenie płuc, wątroby, no i popularne weneryki, bo czemu nie. Zaczyna się od tego, że w tym grajdole ktoś umiera, bojownik trainista, co to chce żyć jak człowiek, oddychać pełną piersią i ze strumienia pić. A później fabuła się kręci — dlaczego zmarł? Jak to omamy? Lawina? Wat? Że zatruto darmową żywność? Ależ nienienie, prawdziwi Amerykanie tak nie robią...
Czytałam długo, chciałam się tym tytułem raczyć najdłużej, jak się tylko dało. To dobra książka. To zajebista książka, bardziej nadająca się na lekturę niż cierpienia pana Wolskiego. Rewolucji u mnie nie przeprowadziła, w końcu wiem, że trzeba o swoje miejsce na świecie dbać, o przyrodę dbać, nawet te dziadowskie lisy, które zgryzły mi kury, dbać, ale... Jak można było do czegoś takiego dopuścić? I został niepokój, że może, może jeśli świat będzie nadal się upierał, że ogrzanie klimatu, wymieranie, zalewanie gównami konsumenta to żart, może taka będzie przyszłość? Ciulowata. Oby nie była, oby.
Cały czas aktualna i znając ludzi, wciąż i wciąż będzie aktualnym przekazem, jak mocno skopiemy nasz dom i zamienimy go w rynsztok.
Także zniszczone środowisko, zwierząt prawie ni ma (ej, importujemy dżdżownice, dżdżownice, rozmiecie?!), żarcie to chyba jest jakaś kpina, a na domiar złego — choroby. Każdy na coś choruje, liszajec, zapalenie płuc, wątroby, no i popularne...
2024-03-15
Bo ja wiem, czy to są jakieś Wielkie Sekrety Świata, ot, po prostu samo życie, a nie żadne sekrety. Ale to książka dla młodzieży, nie dla dorosłych bab.
Jest słodko, ciepło i zbyt nostalgicznie tzn. to taka ułożona książka, gdzie nawet złe rzeczy, po przeczytaniu już takie się nie wydają. Chociaż to lata 70., to nooo, dość postępowy światopogląd obu rodziców. I czy czasem ojciec Ariego za bardzo się z tą miłością nie zagalopował? Przeczytałam cały tom i ja tam przyjaźń widzę, nie miłość (no, może miłość jak do rodziny, ale zdecydowanie nieromantyczną).
Ari jest dziwny, Dante dziwniejszy, obaj dorastają i to tyle. Tylko na początku i trochę na końcu mówimy o zakazanym temacie brata Ariego, jego siostry są dodatkiem, Noga też, romans... eee, adekwatny do wieku, tu pochwalić trzeba. Nie znam żadnego nastolatka, ni nikt z mojej młodości nie interesował się poezją. I nie pamiętam, żebyśmy prowadzili tak drętwe rozmowy, ani między sobą, ani z rodzicem.
Autor rocznik '54 pisze z perspektywy nastolatka, a o nie jest łatwe. I tu tak wyszło na dwoje. Może dlatego pisze to w latach 70, bo mu było łatwiej umiejscowić, no, ale trochę wrzutek współczesności nieadekwatnej sobie nie mógł odmówić. No i takie zakończenie dać - serio? Naprawdę inaczej się nie dało, co nie? Typowe.
Ano nie porwała mnie. Recenzje ma dobre, szybko mi czytanie tej cegły poszło, ale coś nie pykło. Ciągu dalszego nie ruszę, myślę, że będzie podobnie, jak tu.
Bo ja wiem, czy to są jakieś Wielkie Sekrety Świata, ot, po prostu samo życie, a nie żadne sekrety. Ale to książka dla młodzieży, nie dla dorosłych bab.
Jest słodko, ciepło i zbyt nostalgicznie tzn. to taka ułożona książka, gdzie nawet złe rzeczy, po przeczytaniu już takie się nie wydają. Chociaż to lata 70., to nooo, dość postępowy światopogląd obu rodziców. I czy czasem...
Patrząc na to, co ostatnio przewija mi się przez ręce, to ten tomik jest w miarę dobry. Nie ma nachalnego gejowskiego romansu, gdzie pieprzą się jak króliki w co drugiej stronie. I jest fabuła, taka prawdziwa, a nie tęskne spojrzenia w stronę skoroszytu. Nie jest źle.
Patrząc na to, co ostatnio przewija mi się przez ręce, to ten tomik jest w miarę dobry. Nie ma nachalnego gejowskiego romansu, gdzie pieprzą się jak króliki w co drugiej stronie. I jest fabuła, taka prawdziwa, a nie tęskne spojrzenia w stronę skoroszytu. Nie jest źle.
Pokaż mimo to2023-08-06
Poprawność polityczna to się aż stąd WYLEWA HEKTOLITRAMI. Normalnie słodycz, aż mnie brzuch rozbolał.
Fajny pomysł z przedstawieniem, co się dzieje, jak już spełnisz przepowiednię, zabijesz Złola i zabierasz się za naprawę świata. No, bo, ile książek fantasy o tym mówi? Mało. Ale. Ale, żeby nie było tak ładnie, to tutaj spierdolili ciąg dalszy zabawą w randkę w ciemno. Ciekawe prawo tronu, nie zaprzeczę, ale już podrywy i umizgi i ten brak komunikacji i to takie 'łojojo, on mnie nie kocha"... Ugh.
No, ale szybko się czyta.
Poprawność polityczna to się aż stąd WYLEWA HEKTOLITRAMI. Normalnie słodycz, aż mnie brzuch rozbolał.
Fajny pomysł z przedstawieniem, co się dzieje, jak już spełnisz przepowiednię, zabijesz Złola i zabierasz się za naprawę świata. No, bo, ile książek fantasy o tym mówi? Mało. Ale. Ale, żeby nie było tak ładnie, to tutaj spierdolili ciąg dalszy zabawą w randkę w ciemno....
2018-07-21
Trudno jest się wkręcić w ten świat magii, kiedy człowiek nie przeczyta poprzedniego cyklu. Cóż, moje pojecie o ichanich, czarnej magii, jakiś kamieniach i krwawych obrączkach (nie wspomnieć o postaciach, nie znając ich genezy strzela się w ślepo) powiększyło się i ugruntowało dopiero pod koniec księgi pierwszej, czyli tak mniej więcej w połowie. No super no.
Podział na cztery wątki i dwa kraje uważam za plus, póki nie muszę czytać o rozterkach Sonei i przygodach Lorkina (ta pierwsza jest irytująca, a ten drugi... jeszcze bardziej irytujący). Sam język... cóż, czyta się jak fanfika. Dużo, sporo przemyśleń - czasami niepotrzebnych, i prowadzenia za rączkę w drugiej księdze (bo a nóż zapomnieliśmy, co przeczytaliśmy w pierwszej). Zdarzają się powtórzenia i przeinaczenia słów, jak choćby ta cała 'spylunka', która równie dobrze mogłaby być 'speluną', ale nie, bo ma brzmieć obco i egzotycznie.
A co z wątkami? Przygoda Lorkina jest przewidywalna do bólu, z czego jedynym zaskoczeniem jest fakt, że swojej "wybranki" w pierwszym tomie nie przeleciał. Sonea oczywiście jak to zmartwiona matka i w pełni poświęcona pracy pani uzdrowiciel miota się to tu, to tam, jedną nogą goniąc za synem, a drugą ZA KIMŚ. Dannyl chyba został tu dodany, by wnieść wątek "gejowskiego Indiany J.", ale przyznam, że cieszy mnie fakt, iż nie musiałam (jak na razie) czytać żadnej sceny seksu (widocznie chłopina bierze przykład z Lorkina i czeka na kolejny tom, by w końcu iść do łóżka). A Cery jest po prostu ciekawy. I tyle.
Czy warto przeczytać? Hm. Poszło mi w miarę szybko, spodobało się podejście do magii, historia już nie za bardzo... Nie wiem, może z braku czasu można zajrzeć...
Trudno jest się wkręcić w ten świat magii, kiedy człowiek nie przeczyta poprzedniego cyklu. Cóż, moje pojecie o ichanich, czarnej magii, jakiś kamieniach i krwawych obrączkach (nie wspomnieć o postaciach, nie znając ich genezy strzela się w ślepo) powiększyło się i ugruntowało dopiero pod koniec księgi pierwszej, czyli tak mniej więcej w połowie. No super no.
Podział na...
2018-07-13
Nadziałam się na nią, oj, nadziałam, ale to z własnej winy.
Po pierwsze - to książka dla dzieci. Tak, było w przypisach, ja nie zauważyłam i cóż, zamówiłam. Jakie było moje zdziwienie, trafiając na język bajkowy/dziecięcy, wielkie bukwy i sielankowość. I tutaj też mam zgryz - niby dla dzieci, ale pod koniec tomu niektóre ze scen (napomknę tylko, że chodzi o chirurgiczne kwestie) są przerażające. Tak, mam już swoje lata i wiem, że ludzie potrafią być okrutni i robić cuda wianki, jednak taki opis w książce dla dzieci jest trochę zbyt drastyczny. Rozumiem chęć pokazania jakie beznadziejne potrafią być dzieci i to wcale nie głupie, tylko wykonanie wyszło tak... 'krwiście i obficie'.
Autor kombinuje w temacie dwóch tatusiów, dwóch mam i 'ja jestem wiewiórką, chociaż wyglądam na żółwia'. Cóż, tolerancję dla odmienności wprowadza pełną gębą - okazuje się, że pluszaki nie mają problemu w postrzeganiu innych pluszaków tak, jak te chcą. I wszystko ładne, fajnie, niemniej jakaś granica powinna być, a tu jej nie widzę. Nie wiem, może powiecie że się nie znam i zła ze mnie baba, ale przeczytałam jak facet urodził dziecko i to dla mnie za wiele.
Nadziałam się na nią, oj, nadziałam, ale to z własnej winy.
Po pierwsze - to książka dla dzieci. Tak, było w przypisach, ja nie zauważyłam i cóż, zamówiłam. Jakie było moje zdziwienie, trafiając na język bajkowy/dziecięcy, wielkie bukwy i sielankowość. I tutaj też mam zgryz - niby dla dzieci, ale pod koniec tomu niektóre ze scen (napomknę tylko, że chodzi o chirurgiczne...
2016-07-01
Pierwsza książka, którą wygrałam w konkursie. Wow.
Nowi w blokowisku nie mają łatwego życia, a pan Rysiu to nadal ciacho :) Ja bym chyba zatłukła tego podpalacza, bynajmniej nie postąpiłabym TAK. Z resztą - cokolwiek się wydarzyło przy akcji 'złapmy wandala' nie przeszłoby w moim środowisku bez echa... sądowego. A tu? A tu jest komicznie, czasem trochę irracjonalnie, bo no przecież TAK jest, a TO widać gołym okiem. W życiu bym nie wpadła KIM jest podpalacz. Dlatego czyta się dalej i dla Rysia, bo Rysio to tak właściwie każdy z nas, tylko po trochę innych przejściach.
Pierwsza książka, którą wygrałam w konkursie. Wow.
Nowi w blokowisku nie mają łatwego życia, a pan Rysiu to nadal ciacho :) Ja bym chyba zatłukła tego podpalacza, bynajmniej nie postąpiłabym TAK. Z resztą - cokolwiek się wydarzyło przy akcji 'złapmy wandala' nie przeszłoby w moim środowisku bez echa... sądowego. A tu? A tu jest komicznie, czasem trochę irracjonalnie, bo no...
2023-07-15
Smuci mnie ogromnie, iż żadne polskie wydawnictwo nie zabrało się za wydawanie tej serii. Może, kiedyś, jakoś - jeśli do tego dojdzie, to kupuję w ciemno.
Historię znam, więc niektóre wydarzenia nie są dla mnie szczególnie zaskakujące, chociaż przyznaję, że serial+anime jest wykastrowane przez cenzorów. I to nie tylko w kwestii homoseksualnych, także usunięto 'zbędne', wątpliwe moralnie wydarzenia. I to jest ten smutny plus - bo znalazłam w książce coś, co mnie zaskoczyło.
Tom pierwszy to cały wstęp do historii, od ofiary Xuanyu, poprzez ramię, Jin Linga, zagładę sekty aż do uchlania się jedną czarką wódki Lan Zhana. Oj, ten facet ulany jest naprawdę komiczny. A jak już jesteśmy przy tym, to Wei Wuxian, choć geniusz demonicznej kultywacji, to naprawdę we flirty i romans nie dowozi. Ewidentnie jak byk młody Lan mu daje znaki, czasem świadomie a czasem nie, a ta pierdoła nie potrafi ich odczytać. Jak oni się sparują, to ja nie wiem.
No, więc o fabule tyle, nie warto się rozwodzić, skoro tom pierwszy i poznajemy ludzi. Nad czym warto się rozpływać to wydanie. Seven Seas bardzo się postarało - miła w dotyku okładka (chociaż miękka!), strony kolorowe, obrazki w środku (matko, jakie one są cudowne. Pełne detali, ale nieprzekombinowane, każde odpowiada czytanemu fragmentowi) i dodatki. Na końcu wrzucili dodatki o każdej z postaci, o miejscach, o terminach związanych ze światem kultywacji i taki ogólnik, jak czytać po chińsku.
Zamawiając (to nie reklama, chyba, ale Atom Comic, dziękuję) wrzuciłam całość do koszyka i nie żałuję, bo jest niedosyt. Niedosyt opowieści! Oczywiście, że przeczytam kolejny tom, i kolejny i kolejny. Chcę wiedzieć, co się zgadza z anime/serialem/mangą, a co się różni. I chcę też wiedzieć, czy moje domysły na temat A-Yao są trafne. Jeśli tak, to żal mi Xichena.
Smuci mnie ogromnie, iż żadne polskie wydawnictwo nie zabrało się za wydawanie tej serii. Może, kiedyś, jakoś - jeśli do tego dojdzie, to kupuję w ciemno.
Historię znam, więc niektóre wydarzenia nie są dla mnie szczególnie zaskakujące, chociaż przyznaję, że serial+anime jest wykastrowane przez cenzorów. I to nie tylko w kwestii homoseksualnych, także usunięto 'zbędne',...
2024-02-04
Po cichu cieszę się na Taniec Smoków, bo moje drzewko genealogiczne powoli zaczęło się chwiać. No bo inaczej się nie da połapać w historii kto jest kim, jak nie wsiąść zeszyt i rozrysować. Ej na okładce pisze, że to Silmarillion dla Pieśni, i choć to istotne świadectwo, to jednak trochę mu do Tolkienowskiej biblii brakuje. Ale to nic nie szkodzi, ot taki zabieg, by się więcej kopii książki sprzedało.
Nooo, co tu mówić dużo - lubię świat Gry o tron, lubię serial, zaczęłam oglądać Ród smoka i tak po pierwszym sezonie zabrałam się za tą kronikę. Pseudo-kronikę. I trochę mi żal, że nie ma ekranizacji Podboju, że sobie (przynajmniej na dziś dzień) nie popatrzę na pieprzniętego Maegora, że nie zezłoszczę się na chutliwego Jaehaerysa i że nie pośmieję się z przewrotności księżniczki Saren. Ale może pieśnią przyszłości będzie jakiś serialik o nich. I jak już jestem przy serialu, to teraz bardziej rozumiem tylko zakreślone niesnaski sezonu pierwszego. Co prawda część pozmieniano, część wywalono i Laenor skończył lepiej, jednak te zmiany jakoś mi nie przeszkadzają. Może dlatego, że czas Tańca mamy przedstawiony przed trzech kronikarzy, a każdy z nich raczy nas coraz dziwniejszą, pikantniejszą opowieścią. I nie wiadomo, który z nich miał rację, a który tylko fantazję.
Wbrew temu, co myślałam, książka mnie zeżarła i czytałam ją nadwyraz szybko i sprawnie. Chociaż pierwsze rozdziały o Aegonie i jego siostrach są tak pokorne, iż widać, że 'piszący kronikę' pisze ją z ramienia wiernego, lizusowatego poddanego. Przychylny królom dobrym, zaś Maegorowi (bo to chyba na razie jedyna postać taka zła-zła), toby najlepiej przypiął czarcie rogi i wysłał do piekła.
No, Maegor dobry toto nie był, ale żeby aż tak po nim jechać? Hitlera nie przebijał. Niemniej szczyt przesłodzenia pojawia się z Dobrą Królową Alysanne, gdzie dziwię się, że żaden z poddanych nie zaproponował włączenia jej w poczet Siedmiu, skoro była tak dobra. I tyle dziecków urodziła, idealna klacz.
I tutaj pojawiło się dziwne przejście z ojca na syna, gdzie bez fanfar Viserys obejmuje tron. Jest to takie... ubogie? Dużo o nim nie piszą, niewiele mówią o dokonaniach (chyba ich nie miał) i hm... trochę to zalatuje Aenysem. Ooo, właśnie, zaczyna powoli robić się podobnie, jak za jego czasów.
Cóż, przede mną tom drugi - walka o Żelazny Stołek, która pewnie pochłonie więcej niż pół królestwa i wyczyści porządnie moje rozrysowane drzewko. Jestem tak ciekawa, że od razu chwytam za tom i zaczynam spoilować sobie kolejne sezony Rodu smoka ;)
Po cichu cieszę się na Taniec Smoków, bo moje drzewko genealogiczne powoli zaczęło się chwiać. No bo inaczej się nie da połapać w historii kto jest kim, jak nie wsiąść zeszyt i rozrysować. Ej na okładce pisze, że to Silmarillion dla Pieśni, i choć to istotne świadectwo, to jednak trochę mu do Tolkienowskiej biblii brakuje. Ale to nic nie szkodzi, ot taki zabieg, by się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-22
2023-04-03
Teraz oficjalnie mogę przyznać, że jest to najgorsza, jak do tej pory, książka z griszaverse. Problemem jest nawał wątków, które szybko się pojawiają i szybko zostają ucięte a te, które na siłę się wloką przez rozdziały, pod koniec zostają szybciutko ukończone. Jest tu ten sam problem, który miałam z Pierścieniem Nivena - pierdoły, pierdołki, a później zostawiamy ostatnie trzy rozdziały i zapierdalamy z akcją.
Nikołaj odzyskał swoje jaja, ftu!, swój charakter i przestał być panem smutasem z pierwszej części. I ta jego zagrywka pod koniec! Brawo, za takiego Nikołaja nic nie robiłam i takiego pokochałam. Chociaż było go śmiesznie mało jak na serię, która sugeruje młodzieńca jako głównego bohatera. Myślałam, że w tym tomie pozbędziemy się cienia, no ale może faktycznie takie rozwiązanie jest lepsze.
Zmrocz natomiast nie jest sobą. Tak do połowy, do pewnego spotkania jest spoko, prawdziwy on, tylko trochę poobijany po znojach śmierci, wiadomo, rozumiem. Ale później? A już pod koniec książki? SERIO?! To o co, po co on kilka książek wstecz tak się zachowywał, mordował ludzi, Alinę, chciał władzy i co? I taki finał? To zbyt naiwne.
Jednak dobrze przewidziałam, jak zakończy się wątek Niny. Przynajmniej w romantycznej kwestii i tutaj czuję się trochę nieswojo - trochę miałam skojarzenia z Netflixem, który ma listę i odhaczają na niej reprezentacyjność. Nie mogły zostać przyjaciółkami, bo to byłoby za mało, bo każdy musi kogoś mieć. Za to dobry pomysł z wyciągnięciem informacji przy ten całej hucpie z zamążpójściem. Właściwie pomysł z ciałem księcia też dobry. Okej, denerwuje mnie tylko parowanie wszystkich, jak leci, bo biedny Joran nie dostał nikogo. I gdzie jest Trassel?
No i Zoya. Tutaj jest z niej naprawdę fajna babeczka, tylko trochę za bardzo się obwinia o Zmrocza i trochę zbyt często podkreśla się jej tragiczną przeszłość. Po tomie pierwszym uznałam, że już się z przeszłością rozliczyła i zamknęła te drzwi, ale nie. Dobrze sobie poradziła w finałowej walce. Zobaczyłam, że ma uczucia. I że w stanie wyższej konieczności potrafi je stłamsić, przedkładając nad nie dobro Ravki. Super. Jedno, co mnie kuje to smok. Ogólnie podkreśla jej wyjątkowość (którą przecież wcześniej miała), ale ostatnie wydarzenie jeszcze bardziej ją przypieczętowało. To teraz czekam na tabuny griszów-animagów.
Jest jeszcze nieszczęsny Shu Han i Mayu. Jak dla mnie to fanaberia mająca odzwierciedlenie w finałowej walce. Tamtejsza intryga i sposób jej rozwikłania jest mało ciekawy, bardziej kłopotliwy dla logiki i dzieje się na zasadzie 'ojej, co tu zrobić, a dam to i to, a teraz to i to i na tym zakończę'. To co z tymi khergudami?
No nie jest to najlepsza książka, nie jest. Może autorka miała trudny okres, zdarza się najlepszym. Zakończenie sugeruje powrót na stare śmieci. I fajnie, wróciłabym do czytania o nich, chociaż chciałabym coś nowego. Albo starego. Taką książkę o młodości Zmrocza, powstaniu Fałdy, o upokorzeniach i polowaniach na grisze. Mówiąc wprost - chciałabym poczytać o czymś sprzed czasów Aliny. Byłoby ciekawie.
Aha i uwaga do tłumacza - albo do języka autora - kolokwializmy. Nie przeszkadzają mi w mowie, ale w piśmie akurat tak. I nie wiem tutaj, czy to tłumacz spieprzył, czy edytor zasnął, czy może faktycznie aktorka tak napisała i tak ma być. No proszę was, Kaz tak nie mówi.
Teraz oficjalnie mogę przyznać, że jest to najgorsza, jak do tej pory, książka z griszaverse. Problemem jest nawał wątków, które szybko się pojawiają i szybko zostają ucięte a te, które na siłę się wloką przez rozdziały, pod koniec zostają szybciutko ukończone. Jest tu ten sam problem, który miałam z Pierścieniem Nivena - pierdoły, pierdołki, a później zostawiamy ostatnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-14
2023-12-10
Miłe uzupełnienie do wojny w Orlais. Trochę Gry, dość niskiego poziomu, jeśli chodzi o skomplikowanie, ale nie ma się czego spodziewać. To nie kryminał, to fantasy z otoczką tajemnicy, ale słabą otoczką.
Nałożono nacisk na relację Briali i Celene. I, choć zapewnia mnie książka nie raz nie dwa, że panie są w sobie zakochane, to jednak nic z tego, ja tego nie kupuję. Kochać to coś więcej niż spędzać czas razem, usługiwać, zasłaniać się kłamstwami i ta jedna rzecz, co pod koniec książki wychodzi na jaw.
Generalnie to Gaspard miał być złym złym, ale jest najciekawszą postacią w książce. Rozumiem jego pobudki, podoba mi się jego podejście do innych, takie 'na honor' i chyba przebija tym Celene. Ona stawia na miękkie umiejętności, on twarde. I chyba ich miraż byłby najlepszym, co mogłoby się trafić Orlais. Wtedy powstałoby silne państwo - i militarnie i rozwojowo, ale nie, Celene nie chce Briali jako kochanicy króla, więc mamy ten cyrk z walką o tron.
Sir Michel, Imshael oraz Felassan to takie dodatkowe postacie, mają co prawda jakieś podstawy istnienia, ale. Dwójka jest po to, by pchać fabułę, a Fel po to, by Briala miała podbudowę pod tag 'ucisk elfów'.
Grałam w Inkwizycję i się teraz zastanawiam, bo nie pamiętam, co mi tam Briala, Celene i Gaspoard szeptali na uszko podczas wizyty w Pałacu. Oj, nie pamiętam. Ale przede mną jest DLC, więc, może jakieś nawiązanko do eluvianów? Zatem czy warto? Ano szybko się czyta, fan wyłapuje nawiązana, jakoś poszło. Ale nie jest to książka, do której bym wróciła.
Miłe uzupełnienie do wojny w Orlais. Trochę Gry, dość niskiego poziomu, jeśli chodzi o skomplikowanie, ale nie ma się czego spodziewać. To nie kryminał, to fantasy z otoczką tajemnicy, ale słabą otoczką.
Nałożono nacisk na relację Briali i Celene. I, choć zapewnia mnie książka nie raz nie dwa, że panie są w sobie zakochane, to jednak nic z tego, ja tego nie kupuję. Kochać...
No wiec Suzume jest przed czterdziestką i robi sobie listę życzeń na ten rok. Jako że jest to człowiek sam, a właściwie samotny, na liście pojawia się coś takiego jak 'spędzę następne urodziny z chłopakiem'. I wiecie co? Tak, tak, macie rację. Znajduje sobie chłopaka.
Historia jest naiwna, ale nie dlatego, bo lista i nowa miłość i miło spędzony czas. Jest naiwna, bo BOHATER jest o dupę rozbić. Trzydziestodziewięcioletni facet, a zachowanie ma jak nastoletnia maiden, która pąsowieje jak powiedz przy niej słowo 'penis'. I co to za podomka? Co to za rozmowa z zabawkami? Co toto tooo? Żeby było fajniej facet jest szefem swojego kochanka i nieee, nikomu to nie przeszkadza (bo niby nikt o tym nie wie, choć wie), nie ma problemów, co z tego, że razem pracują...
Jest jeszcze wciśnięty wątek poprzednich związków, ale potraktowano go po macoszemu. Jest też, musowo, scena z zaprzeczeniem w związku i też nic nie wnosi.
Cóż, człowiek przeczytał i zmarnował czas.
No wiec Suzume jest przed czterdziestką i robi sobie listę życzeń na ten rok. Jako że jest to człowiek sam, a właściwie samotny, na liście pojawia się coś takiego jak 'spędzę następne urodziny z chłopakiem'. I wiecie co? Tak, tak, macie rację. Znajduje sobie chłopaka.
więcej Pokaż mimo toHistoria jest naiwna, ale nie dlatego, bo lista i nowa miłość i miło spędzony czas. Jest naiwna, bo...