-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2019-12-01
2019-04-29
„Ósme życie” Nino Haratischwili albo się pokochało od pierwszej strony, albo porzuciło ze złością w trakcie czytania. Osobiście należę do tej pierwszej grupy, wielokrotnie polecałam lekturę bliższym i dalszym znajomym. Kiedy w sieci pojawiły się pierwsze zwiastuny najnowszej powieści Nino „Kotka i generał” przebierałam nogami i odliczałam dni do premiery. Tym większą radość sprawiło mi Wydawnictwo Otwarte, dzięki akcji na portalu społecznościowym, wysyłając egzemplarz do recenzji. I tak nowa Nino trafiła do mnie mocno przedpremierowo.
Ulubiony i ceniony autor – to i wyższa poprzeczka.
„Może niektórym ludziom dane jest znajdować szczęście tylko w sprzeciwie wobec otoczenia”.
Tym razem nie jest to opowieść na wzór sagi rodzinnej. Mamy tu kilku bohaterów – siedemnastoletnią Czeczenkę Nurę, syna bohatera wojennego z Afganistanu Aleksandra (zwanego Oseskiem), bogatego rosyjskiego oligarchę Aleksandra Orłowa (tytułowego Generała) oraz tytułową Kotkę. Specjalnie mało zdradzam z treści książki, żeby nie odbierać Wam przyjemności z czytania. Mnogość postaci i przemieszczanie w czasie i przestrzeni sprawia, że lektura wymaga uwagi i skupienia. Razem z autorką wędrujemy od niespokojnej Czeczeni lat 90. (I wojna czeczeńska), przez Moskwę lat 90. i upadek imperium sowieckiego, po współczesny Berlin (2016 rok). Całość rozgrywa się w dość nieprzyjemnych i brutalnych czasach, bohaterów dotyka wojenna zawierucha, życiowe smutki i wielkie tragedie.
„Kotka i generał” to powieść bardziej dojrzała od „Ósmego życia”. Bardzo spójna, wielowątkowa i wielowymiarowa. Bardziej dosadna i wprost, pełna trudnych emocji. Mocno poruszająca, pełna dramatyzmu i okrucieństwa. Samo zakończenie sprawiło, że moje czytelnicze serce pękło na pół. Styl Nino jest charakterystyczny – pełen niedomówień, spraw zawieszonych, wymaga od czytelnika stawiania osądów i opowiadania się po którejś stronie. Ostatnie akapity urywają historię, nie masz pewności jak potoczyły się losy poszczególnych bohaterów. Otwarte zakończenie sprawia, że historię masz w głowie i ciągle przeżywasz ją na nowo. Ja taką formę kupuję bez wahania. Jest to opowieść obszerna, bo liczy ponad sześćset stron, ale mogę Wam zagwarantować że po lekturze pojawi się niedosyt i będziecie chcieli jeszcze.
Nino podjęła się ważnego tematu, bo jest to powieść o wojnie, winie, pokucie i zemście. To historia kilku osób, gdzie jedno zdarzenie potrafi zmienić bieg rzeczy i zdeterminować dalsze życiowe wybory. Jest to napisana dobrym językiem, mądra opowieść o świecie, w którym rządzą nie tylko politycy, ale do głosu dochodzą różne formy przemocy. Wielkie brawa należą się autorce, bo brawurowo udźwignęła temat wojny, jego skalę i siłę. Należy tu dodać, że historia Kotki i Generała została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami – historią Czeczenki Elzy Kungajewej, którą brutalnie zgwałcono i zamordowano w trakcie II wojny czeczeńskiej, a winnym tego okrucieństwa był oddział pułkownika Jurija Budanowa. O tej sprawie pisała niezależna dziennikarka rosyjska Anna Politkowska, znana z bardzo krytycznego stosunku do administracji Putina oraz wojny w Czeczenii, w 2006 roku brutalnie zastrzelona w windzie swojego mieszkania.
Nino czaruje słowem, tworząc niespotykany klimat. Dopatruję się tu również udziału tłumaczki, której to - Urszuli Poprawskiej - należą się słowa uznania. Polecam bezwzględnie, bez zastanowienia i bez wahania. Jeśli szukacie wyrazistych bohaterów, wachlarza emocji oraz historii opartej na prawdziwych wydarzeniach, pędźcie wszyscy do księgarni 15 maja, w dzień premiery książki! Pozycja obowiązkowa dla fanów Nino!
„Ósme życie” Nino Haratischwili albo się pokochało od pierwszej strony, albo porzuciło ze złością w trakcie czytania. Osobiście należę do tej pierwszej grupy, wielokrotnie polecałam lekturę bliższym i dalszym znajomym. Kiedy w sieci pojawiły się pierwsze zwiastuny najnowszej powieści Nino „Kotka i generał” przebierałam nogami i odliczałam dni do premiery. Tym większą radość...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-08
2021-01-03
Nowy rok czytelniczo rozpoczynam z przytupem – za mną lektura świetnej książki Anny Fryczkowskiej „Cyrkówka Marianna”. To prawdziwa historia Marianny Razik – akrobatki, żony atlety, i wreszcie malarki.
Marianna Razik urodziła się w 1915 roku. Tuż po II wojnie Marianna wraca boso z Prus do rodzinnej wioski. Kilka dni później do Razików zawita atleta i przedwojenny cyrkowiec – Franciszek. Oboje nie mając pomysłu na życie zakładają rodziny cyrk i ruszają w Polskę. Przez kolejnych dwadzieścia lat będą nieść ludziom radość i rozrywkę, będą odwiedzać wiejskie odpusty i występować na jarmarkach.
„Cyrkówka Marianna” to powieść wyjątkowa i oryginalna pod każdym względem. To nie tylko powieść, to duchowe przeżycie. Dużo zawdzięcza swojej bohaterce bo to kobieta barwna i nietuzinkowa. Życie Marianny wymyka się schematom. Świat się zmienia, zmieniają się obyczaje, a ona wciąż pozostaje kolorowym motylem. W dużej mierze to historia miłosna Franciszka i Marianny. Miłość dojrzała, miłość odpowiedzialna. To też opowieść o miłości do świata i dostrzegania rzeczy małych i drobnych.
Nie jest to typowa biografia, a historia stworzona na podstawie odtworzonego życiorysu Marianny. Lekturę powieści powinno się zaczynać właściwie od posłowia. To tam Fryczkowska wiele wyjaśnia. Pokuszę się o stwierdzenie, że autorka dokonała niemalże niemożliwego – na kartach powieści ożywiła Arnoldo i Marisse Boticellisse. Jestem pod wrażeniem zbadania materiału i opakowania go w tak cudną formę. Narratorką jest tutaj Marianna, całość przeplatana jest zapiskami różnych autorów czy tekstami samej Marianny, co nadaje autentyczności i powagi.
Życie pierwsze – czasy przedwojenne. Życie drugie – pierwsza praca. Życie trzecie – wojna. Czwarte – najpiękniejsze, te cyrkowe. Życie piąte – koniec wędrówek, malarstwo.
„Tak bywa, proszę pani, że czasem chwile są najważniejsze. W życiu niewiele można planować. Więc skupmy się na chwilach”.
To literacka perełka. Czytajcie. Warto.
Nowy rok czytelniczo rozpoczynam z przytupem – za mną lektura świetnej książki Anny Fryczkowskiej „Cyrkówka Marianna”. To prawdziwa historia Marianny Razik – akrobatki, żony atlety, i wreszcie malarki.
Marianna Razik urodziła się w 1915 roku. Tuż po II wojnie Marianna wraca boso z Prus do rodzinnej wioski. Kilka dni później do Razików zawita atleta i przedwojenny...
2020-07-05
2019-04-08
Genialna powieść!
Aż nie chce się przestać czytać!
Z niecierpliwością czekam na kontynuację.
Genialna powieść!
Aż nie chce się przestać czytać!
Z niecierpliwością czekam na kontynuację.
2021-06-09
Literatura skandynawska ma to do siebie, że już po pierwszym zdaniu wpadasz po uszy. Przytłacza i dusi, czaruje niepowtarzalnym klimatem. Choć kojarzona głownie z kryminalną serią Camilli Läckberg czy powieściami z Mikaelem Blomkvistem i Lisbeth Salander, z roku na roku udowadnia, że autorzy sięgają też po inne formy.
Literatura skandynawska opowiada przede wszystkim o człowieku i o tym, co w sobie nosi. Szwedzki pisarz - Alex Schulman w swojej powieści „Daleko, coraz bliżej” przybliża historię trzech braci. Nils, Benjamin i Pierre po latach wracają do miejsca z dzieciństwa, by rozsypać prochy swojej zmarłej matki, zgodnie z jej wolą. Domek nad jeziorem pełen jest wspomnień, niekoniecznie tych dobrych. To swoista podróż w czasie. Każdy z nich inaczej reaguje – dystans, bliskość, rola obserwatora, koncentrowanie na własnych potrzebach.
Jakie tajemnice kryje domek nad jeziorem? Jakie wydarzenie poróżniło braci?
„Daleko, coraz bliżej” to taka powieść, gdzie od samego początku kumulowane są emocje. Czytelnik zdaje się tkwić na przysłowiowej bombie i tylko czeka, aż ona wybuchnie. Kolejne strony sprawiają, że czujemy się coraz bardziej zaniepokojeni. I tak będzie do samego finału. Na plan główny wysuwają się zawiłe rodzinne relacje i traumy. Przeplatana chronologia wymusza na czytelniku analizowanie i umieszczanie elementów układanki na swoim miejscu, a tym samym pozwala szerzej i z perspektywy spojrzeć na całą historię. To historia o tym ile mogą znaczyć niewypowiedziane słowa i duszone w sobie dawne urazy.
Proza Schulmana jest świeża, ale też dojrzała i przemyślana. Jednocześnie wyjątkowa i boleśnie prawdziwa. Historia braci nabrzmiała od ciężkich i trudnych emocji. Intymny obraz smutnych relacji. Uwagę czytelnika koncentruje na traumach i na tym jaki wpływ mają na wybory i decyzje. Nie będzie cukierkowo, nie będzie idealnie. Całość skłania do powrotów myślami do własnego dzieciństwa, do relacji z rodzicami.
Angażuje emocjonalnie i nie pozwala się oderwać. Czytajcie, warto!
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Muza!
Literatura skandynawska ma to do siebie, że już po pierwszym zdaniu wpadasz po uszy. Przytłacza i dusi, czaruje niepowtarzalnym klimatem. Choć kojarzona głownie z kryminalną serią Camilli Läckberg czy powieściami z Mikaelem Blomkvistem i Lisbeth Salander, z roku na roku udowadnia, że autorzy sięgają też po inne formy.
Literatura skandynawska opowiada przede wszystkim o...
2022-03-18
2019-03-04
2017-12-30
„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”
„Dygot” to mistrzowski portret prowincji. Trzy pokolenia dwóch rodzin. Jako tło burzliwe dzieje XX w. II Wojna Światowa, lata po niej, odbudowa, PRL, wyjście z komunizmu, raczkująca demokracja. Małecki trzyma poziom ze „Śladów”, pierwszej części nieoficjalnej trylogii. Mam wrażenie, że nikt dotąd w Polsce nie przedstawiał w ten sposób prowincji. Jest szaro, brudno i zwyczajnie. Codzienność przytłacza.
Bohaterowie „Dygotu” Geldowie i Łabendowiczowie, zwyczajni mieszkańcy zwyczajnych domów, nie mają misji ratowania świata. Po prostu żyją. Spotykają ich niezliczone dramaty i absurdy istnienia. W Piołunowie Janek Łabendowicz konstruuje pierwsze radio, dzięki któremu pod dach trafiają wojenne fale; przychodzą Niemcy i chociaż żyje się z nimi dobrze, to jednak obcy, przeklinają rodzinę na pożegnanie wypędzenia, co skutkuje narodzinami bezbarwnego chłopca, albinosa. W pobliskim Kole Bronek Geld wystrzega się „klątwy” Cyganki, po czym jego córka zostaje okaleczona przez płomienie, a on sam z czasem traci wzrok. Losy rodzin splatają się w dość oczekiwany sposób. Im dalej, tym bardziej dramatycznie. Tak jakby demon coraz bardziej ciążył nad ich losami.
Do tego Małecki nikogo nie oszczędza. Nikt nie ma łatwiej czy wygodniej. Historie przewidziane są od początku do końca, nie ma przypadku. Każda postać pojawia się „po coś”, ma określoną rolę do zagrania. Czytelnik jest tu tylko obserwatorem, nie ma jak kibicować czy zaprzyjaźniać się z bohaterami.
Moją rolą nie jest zdradzanie fabuły i choć nie jest to thriller, książka trzyma w napięciu. Realizm przeplata się z magią.
Zakochałam się w tej książce od pierwszego akapitu: „Poznał ją na tym samym polu, na którym dwadzieścia sześć lat później umarł pod pożartym księżycem. Lało od kilku godzin. Szedł wolno, uważając, by nie poprzebijać pęcherzy na stopach. Czuł smród bijący spod koszuli.”.
Cóż dużo pisać, sponiewierała mnie ta książka. Przeżuła i wypluła. Oby takich więcej! Z niecierpliwością sięgnę po „Rdzę”.
„Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece.”
„Dygot” to mistrzowski portret prowincji. Trzy pokolenia dwóch rodzin. Jako tło burzliwe dzieje XX w. II Wojna Światowa, lata po niej, odbudowa, PRL, wyjście z komunizmu, raczkująca demokracja. Małecki trzyma poziom ze „Śladów”, pierwszej części nieoficjalnej trylogii. Mam wrażenie, że nikt dotąd w Polsce nie...
2022-09-16
Rodzina to ludzie, ale rodzinie potrzebne są też cztery ściany. Jaśmina z dwójką małych synów powraca do nowego domu w Beskidach. Kilka miesięcy temu musiała go opuścić – nie mogła znieść, że miejsce które tworzyła z pasją dla ich czwórki… stało się miejscem dla ich trójki. Bo nie ma już z nimi Konrada. Jej partnera. Ojca jej dzieci. Mimo, że upłynęło sporo czasu nie może stanąć na nogi.
Przyznaję, że do lektury zachęcił mnie tytuł powieści. Nie ma co ukrywać, że liczyłam na górski pierwiastek. Tymczasem Izabela Skrzypiec-Dagnan w „Długich beskidzkich nocach” serwuje ładunek emocjonalny większy niż Radziejowa, Jaworzyna i Dzwonkówka razem wzięte. Życie Jaśminy zmieniło się niepostrzeżenie – jednego wieczora rozpakowywała pudła po przeprowadzce, nasłuchując tupotu małych dziecięcych stóp po drewnianej podłodze, by kolejnego szukać uzasadnienia na zmianę z oskarżaniem się o zniknięcie Konrada.
W powieści mamy dwie perspektywy czasowe. Na pierwszym planie jest to co teraz, czyli bolesny powrót i próba zbudowania nowego miejsca na ziemi (oznaczone kolejnymi miesiącami). W retrospektywach wracamy do czasów poznania Jaśminy i Konrada, początków ich związku (bez skrupulatnego umiejscowienia w czasie). Naprzemienne rozdziały pozwalają nam lepiej zrozumieć bohaterów i ich wybory oraz dopasować je do obecnej sytuacji, choć bardziej koncertują się one na Jaśminie. Konrad jawi się jako wolny ptak, artysta stworzony do tworzenia. Jaśmina to romantyczna dusza, pragnąca miłości, a z drugiej strony zaborcza i oddana.
„Długie beskidzkie noce” przyciągała mnie do siebie jak magnes. Miałam obawy, że będzie to kolejna błaha historia dla mało wymagającego czytelnika, a okazała się bardzo dojrzałą opowieścią traktującą o poważnych kwestiach. Ujęły mnie metafory i szacunek dla czytelnika. Autorka niezwykle prowadzi opisy emocji, drobiazgowo (ale nie przesadnie) kreśli literacką rzeczywistość. Fabuła poprowadzona jest zgrabnie, zdania płyną gładko, gwarantując stałe tempo powieści, nie są kanciaste czy infantylne. To historia trudna, nad wyraz bolesna, która uderza w czytelnika realizmem i uczuciami. Depresja, samotne rodzicielstwo i radzenie sobie z trudami codzienności zostały przedstawione bez filtrów i upiększania, z dużą dozą goryczy i prawdy. Podobnie wady i zalety bycia matką, gdzie macierzyństwo zostało pozbawione otoczki cudu, a podkreślane są wszelkie wyrzeczenia, zwątpienia, trud i wyczerpanie, nie tylko to fizyczne. Na uwagę zasługuje również wątek społeczności lokalnej i reakcje otoczenia na przybycie Jaśminy (p.s. dobrze by było mieszkać w takiej miejscowości, z życzliwymi osobami u boku).
Jaśmina to kobieta zagubiona, która łaknie miłości, a jednocześnie się jej boi. Przez wiele lat towarzyszy jej niedojrzała i zbyt idealna wizja uczucia, a zbudowany monument idealnego związku trudno zburzyć. Życiowym zadaniem Jaśminy jest wybaczenie przede wszystkim sobie i odzyskanie poczucia wartości. Ważnym elementem w jej życiu jest przyjaciółka, która jest z nią na dobre i złe. W powieści kobieta przechodzi przez różne etapy, czytelnik jest towarzyszem dobrych i gorszych chwil, wewnętrznej przemiany.
„Długie beskidzkie noce” Izabeli Skrzypiec-Dagnan to historia, która może przydarzyć się każdej kobiecie. Na świecie nie brakuje mężczyzn z syndromem Piotrusia Pana. Choć w pewnym sensie dla czytelnika to opowieść niewygodna i przygniatająca, to wciąga od pierwszej strony. Książka z górami w tytule okazała się niezwykłą, a jednocześnie subtelną przygodą we wnętrze głównej bohaterki.
Polecam, mimo że nie była powieścią o górach.
Współpraca: sztukater.pl
Rodzina to ludzie, ale rodzinie potrzebne są też cztery ściany. Jaśmina z dwójką małych synów powraca do nowego domu w Beskidach. Kilka miesięcy temu musiała go opuścić – nie mogła znieść, że miejsce które tworzyła z pasją dla ich czwórki… stało się miejscem dla ich trójki. Bo nie ma już z nimi Konrada. Jej partnera. Ojca jej dzieci. Mimo, że upłynęło sporo czasu nie może...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-20
Od Unisławia Śląskiego w linii prostej dzieli mnie około cztery kilometry. Do Sokołowska przez osiem lat chodziłam do szkoły podstawowej, dzisiaj z sentymentem odwiedzam tamtejszą uroczą Kawiarenkę Smaków. Dlaczego o tym piszę? Te dwie miejscowości stanowią tło wydarzeń w najnowszej powieści Joanny Bator „Gorzko, gorzko”.
Pierwszy raz historia, którą proponuje autor dzieje się tuż za moją miedzą. Fakt ten sprawił mi dużo frajdy i satysfakcji kiedy próbowałam dopasować obrazki z powieści do rzeczywistych miejsc czy budynków. W „Gorzko, gorzko” Bator przedstawia historię czterech kobiet – Berty, Barbary, Violetty i Kaliny. Violetta – matka Kaliny, córka Barbary, wnuczka Berty. Początkowo akcja dzieje się głownie na terenach wiejskich Unisławia Śląskiego i Sokołowska, by później przenieść się do Wałbrzycha, i dalej…
Nowa powieść urodzonej w Wałbrzychu pisarki to czteropokoleniowa historia o sile kobiet. Każda z nich jest pełna determinacji, chociaż każdą kierują inne cele. Jest w niej jakaś nieuchwytna metafora, magia prostoty życia. Berta pragnie kochać i być kochaną. Barbara chce żyć własnym życiem. Violetta poszukuje doskonałości i swojego miejsca na ziemi. Kalina próbuje poskładać rodzinną układankę i zrozumieć.
„Gorzko, gorzko” trzeba smakować powoli i z umiarem. To powieść, która wymaga od czytelnika skupienia i uwagi, by nie zgubić poszczególnych skrawków tej patchworkowej historii. Akcja płynie dość wartko i dynamicznie – kolejne rozdziały poświęcone są innej bohaterce, brak tu zachowanej chronologii. Trzeba się przyzwyczaić, że dialogi są wplecione w tekst.
Bator czaruje słowem przenosząc czytelnika do kobiecego świata. Stosuje kilka sprytnych zabiegów dotyczących konstrukcji fabuły co sprawia, ze saga wciąga i elektryzuje. Opisy miejsc i postaci są bardzo realne i plastyczne, niekiedy przekroczone są granice realizmu. Sama historia jest zaskakująca, niekiedy nieprzewidywalna, często smutna i bardzo gorzka. Można zarzucić, że w historii dominuje pesymizm i atmosfera przygnębienia. Cóż, takie życie…
Czytajcie. Warto.
Dziękuję Pani Joanno!
Od Unisławia Śląskiego w linii prostej dzieli mnie około cztery kilometry. Do Sokołowska przez osiem lat chodziłam do szkoły podstawowej, dzisiaj z sentymentem odwiedzam tamtejszą uroczą Kawiarenkę Smaków. Dlaczego o tym piszę? Te dwie miejscowości stanowią tło wydarzeń w najnowszej powieści Joanny Bator „Gorzko, gorzko”.
Pierwszy raz historia, którą proponuje autor...
2016-07-14
W każdym drzemie pierwiastek hazardu. Jak zareagujecie na hasło „Załóżcie się ze mną o Idealną”? Co powiecie na „Niezwykle rzadko wpada w nasze ręce taka książka. Taka powieść zdarza się raz na tysiąc.”? A jak się nie spodoba, dostaniecie czekoladę?
Anita i Adam. Małżeństwo z kilkuletnim stażem. Ona dbająca o szczegóły, przywiązuje wagę do symboli, „zaręczynowa koszula”, ulubiona restauracja, magnesy na lodówce. On konkretny, mocno stąpający po ziemi, człowiek sukcesu, ambitny. Uwikłani w „projekt dziecko”.
W tle Eryk i jego obrazy, Milena i podejrzany „typ”. Marta i jej kierowana zemstą intryga. Wraz z rozwojem akcji losy tych bohaterów spotkają się w jednym punkcie.
Magda Stachula to debiut, który może „namieszać” na rynku książki. Idealna to przede wszystkim mocno przemyślany temat, barwne sylwetki bohaterów. To historia, która się dobrze rozwija, stopniowo budując napięcie – niby banalna, trąci obyczajówką, a jednak przyciąga (Uwaga! Nie można przestać czytać!). Na plus na pewno wielowątkowa narracja z perspektywy pierwszej osoby, dzięki czemu łatwiej się wciągnąć w opowieść. To też świetny przeskok na damsko-męski punkt widzenia. I gdy już zaczynasz kibicować Adamowi, w kolejnym rozdziale analizujesz przemyślenia Anity, której to argumenty zaczynają bardziej przemawiać. I przestajesz stać po którejkolwiek ze stron.
Relacja Anity i Adama jest pełna napięcia, mnóstwo w niej nieporozumień, wahania, niedopowiedzeń. Łamie stereotypy i znane mechanizmy. To też tajemnica (thiller!). Szminki i cienie do powiek, barwne i niepasujące do blondynki sukienki nagle pojawiające się w szafie. Dziwne odwiedziny w ich jakże doskonale urządzonym mieszkaniu-twierdzy. To też zarys wydarzeń współczesnych – atak terrorystyczny w Paryżu z 2015 roku, który Anita śledzi w bezsenną noc i ma wpływ na jej dalsze zachowanie.
Na okładce, w opisie książki pojawia się hasło „monitoring”. Nie jest to jednak śledzenie klatki schodowej, parkingu czy wjazdu na posesję. To swoiste uzależnienie, któremu poddaje się Anita. Paryż, Praga i Zo, mieszkanie. Kamery dyktują jej cykl dnia, zresztą jako wolny strzelec ma nienormowany czas pracy, z czasem coraz rzadziej wychodzi z domu. Przejmując kontrolę za pomocą kamerki monitoringu, przestaje mieć wpływ na swoje decyzje, nie panuje nad emocjami. Życie toczy się… samo. Do czasu.
Idealna. Wymowny tytuł. To Anita, Marta, wzór do naśladowania, sama powieść? Na pewno to mistrzowsko poprowadzona narracja, która wciąga! No i zaskakujący niebanalny finał. Wielkie brawa dla autorki. To również zasługa działań promocyjnych Wydawnictwa Znak Literanova – „Zapamiętajcie to nazwisko.”. Chętnie sięgnę po kolejne jej książki, będę polecać wszystkim znanym „czytaczom”. A czekoladę sama sobie kupię!
W każdym drzemie pierwiastek hazardu. Jak zareagujecie na hasło „Załóżcie się ze mną o Idealną”? Co powiecie na „Niezwykle rzadko wpada w nasze ręce taka książka. Taka powieść zdarza się raz na tysiąc.”? A jak się nie spodoba, dostaniecie czekoladę?
Anita i Adam. Małżeństwo z kilkuletnim stażem. Ona dbająca o szczegóły, przywiązuje wagę do symboli, „zaręczynowa koszula”,...
2023-01-01
Moja przygoda z Jakubem Małeckim rozpoczęła się od powieści „Dygot”. Choć wcześniejsze książki jeszcze przede mną, to zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne. Nie ma co ukrywać Małecki urzeka słowem i z radością, ale i z niecierpliwością wnika się w jego świat.
„Horyzont” intryguje od pierwszych stron. Już na samym początku poznajemy Mariusza Małeckiego, zwanego Mańkiem, o którym na razie wiemy niewiele. Wiemy, że był saperem na misji w Afganistanie i jak łatwo się domyślić ciągle tkwi w nim echo wojny. Jest i Zuza, dużo młodsza, która mieszka po sąsiedzku i próbuje budować życie na własny rachunek. Poznali się w trakcie prozaicznego prania, kiedy to ona prała białe ubrania, a u Mańka wypatrzyła biały element garderoby. Razem tworzą dziwny układ, spędzają razem wieczory, nierzadko zakrapiane alkoholem przy dźwiękach bułgarskiego rapu. Ciągną ku sobie i choć z czasem ich relacja przypomina przyjaźń, a tak naprawdę nie wiedzą o sobie zbyt wiele. Jeśli coś więcej napiszę o treści, zdradzę Wam za dużo, a nie o to chodzi, nie chcę Wam odbierać przyjemności z czytania.
Jak w wielu literackich przestrzeniach stworzonych przez Jakuba Małeckiego, tak i tutaj akcja biegnie niespiesznie. Kolejne rozdziały pozwalają nam zbudować historię. Tym bardziej, że głos oddawany jest naprzemiennie Mańkowi i Zuzie. Choć porusza ważne tematy, to na szczęście są one pozbawione zbędnego patosu i wyniosłości. Historia Mańka budowana jest na wspomnieniach, dużo tu smutku, wyrzutów sumienia i życiowych tragedii. Zuza musi zmierzyć się z historią rodzinną, której poznanie może mieć wpływ na relacje i wybory.
Co mnie uwiodło, to fakt że historia Mańka z czasów w Afganistanie jest bardzo realistyczna. Jakub Małecki przecież nie bazuje na swojej historii, nie jest z zawodu saperem, nie oglądał na żywo okrucieństw wojny. Okazuje się, że Kuba Małecki poznał parę żołnierzy, którzy przetrwali misję na Bliskim Wschodzie i którzy pozwolili mu poznać realia życia w czasie wojennej zawieruchy. Bazowanie na historii to jedno, trzeba jeszcze umieć to przelać na papier. Szacunek dla Małeckiego, że zrobił to w taki sposób.
Lektura „Horyzontu” jedynie umocniła mnie w przekonaniu, że Jakub Małecki pisze dobrze. I nie boję się stwierdzenia, że jest jednym z moich ulubionych polskich pisarzy. „Horyzont” to historia o samotności, poszukiwaniu samoakceptacji i swojego miejsca na ziemi. Styl pozornie prosty, ale uderza w najczulsze struny czytelnika. Nie ma sztucznie pompowanych emocji i upiększania na siłę rzeczywistości. Bohaterom wierzymy na słowo. Małeckiemu zresztą też, który z książki na książki jest coraz lepszy.
Moja przygoda z Jakubem Małeckim rozpoczęła się od powieści „Dygot”. Choć wcześniejsze książki jeszcze przede mną, to zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne. Nie ma co ukrywać Małecki urzeka słowem i z radością, ale i z niecierpliwością wnika się w jego świat.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Horyzont” intryguje od pierwszych stron. Już na samym początku poznajemy Mariusza Małeckiego, zwanego...