-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyTrendy maja 2024: w TOP ponownie Mróz, ekranizacje i bestsellerowe „Chłopki”Ewa Cieślik4
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Do usług szanownej pani”LubimyCzytać10
-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać25
Biblioteczka
2012-11-24
2013-04-21
Na samym początku pragnę zaznaczyć, że niefortunny zbieg okoliczności zadecydował, iż książkę w rękę wzięłam dopiero po obejrzeniu słynnej ekranizacji - taka sytuacja zdarzyła mi się po raz pierwszy. Hannibal stał się dla mojej wyobraźni odwzorowaniem wcielającego się w jego rolę Anthony Hopkinsa, przez co zablokowane zostało u mnie tworzenie własnego obrazu akcji. Błąd, jaki popełniłam, dawał się odczuć z każdą stronicą. Uratowała mnie jedynie niepamięć - gdybym pamiętała każdy szczegół przebiegu akcji, a w szczególności zakończenie przedstawione w filmie, sięganie po lekturę ową okazałoby się pozbawione większego sensu.
Spodziewałam się wartkiej akcji i dobrze skonstruowanej fabuły - nie zawiodłam się w tym przypadku. Książkę pochłonęłam w 2 dni, z trudem odrywając się w celu zrobienia krótkiej przerwy między kolejnymi rozdziałami. Hannibal jest z pewnością jednym z najgenialniejszych pomysłów na postać w historii thrillera, wręcz ikoną gatunku, toteż główną uwagę czytelnik kieruję na niego, nie na główną bohaterkę - Clarise. Nie zdobyła ona mojej sympatii, jednakże, jak w każdym takim przypadku, to odczucie subiektywne.
Chociaż fabuła stanowi ogromny plus, narracja jest godna pożałowania. Niestety, bądź co bądź, nie da się nie porównywać jej z uprzednio przeczytanymi przeze mnie dziełami "fachowców" gatunku. Język jest prosty, co należy uwzględnić rozważając chęć przeczytania książki. Harris częstuje nas mało profesjonalnymi opisami, które dla weterana thrillerów mogą momentami wydawać się wręcz niedorzeczne z racji silnie emocjonalnego zabarwienia. Nie opuszczało mnie wrażenie, iż autor, mówiąc kolokwialnie, przedobrzył - jego usilne starania przebrały miarkę czyniąc tekst momentami ciężkim do przełknięcia, aczkolwiek swoją burzliwość narracji oddawała niekiedy charakter głównej bohaterki. Wiele opisów w końcu skupia się na jej emocjonalnych rozterkach i to formę tych najtrudniej mi było przełknąć.
To nie Clarise była jednak powodem, dla którego jak zahipnotyzowana brnęłam przez kolejne kartki. Elementem, który napędzał mój silnik entuzjazmu, była chęć poznania większej ilości szczegółów odnośnie bijącego niesamowitą inteligencją i przewyższającego wszystkich wokół przebiegłością mordercy. Nie było mi dane dowiedzieć się tyle, ile pragnęłam, co z jednej strony świadczy dobrze o filmie (zawarte w nim zostało dosłownie wszystko, co trzeba), jak również zachęca do zagłębienia się dalej w serię kolejnych książek skupiających się na Hannibalu. Z pewnością sięgnę po następną, ogromna fascynacja nie da mi długo na to czekać.
Chciałoby się rzecz - aż szkoda, że Hannibal to postać fikcyjna. Zresztą... może to i na szczęście?
Na samym początku pragnę zaznaczyć, że niefortunny zbieg okoliczności zadecydował, iż książkę w rękę wzięłam dopiero po obejrzeniu słynnej ekranizacji - taka sytuacja zdarzyła mi się po raz pierwszy. Hannibal stał się dla mojej wyobraźni odwzorowaniem wcielającego się w jego rolę Anthony Hopkinsa, przez co zablokowane zostało u mnie tworzenie własnego obrazu akcji. Błąd,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-11-29
Wystawiając powyższą ocenę nie wahałam się ani przez chwilę. Dziś jest mi dane pożegnać się z Uciekinierem, którego pochłonęłam w dwa dni. Ta jakże niepozorna, lecz niesamowita, pozostająca na długo w pamięci powieść jest jedną z najdoskonalszych w całym dorobku Stephena Kinga.
Tematyka przedstawiona w dziele nie jest czytelnikowi obca - dobrze wie to każdy, kto zagłębił się choć trochę w twórczość autora natrafiając na wcześniejsze dzieła: "Wielki Marsz", czy też "Bastion". Po raz kolejny King, wtedy jeszcze piszący pod pseudonimem Richard Bachman, ukazuje nam swoją wizję zdewastowanego świata, którego mieszkańcy powoli lecz skutecznie wyniszczają swe otoczenie, a także siebie samych. Doskonale daje się wyczuć niebywałą fascynację pesymistyczną ziemską przyszłością, jaka ujawniła się w pierwszych latach jego obcowania z pisarstwem. Owa fascynacja dała narodziny kilku dziełom uwydatniającym i tak ogromny już geniusz Kinga, dziełom nie mogącym pozostać pominięte przez zagorzałych wielbicieli, lecz także nowicjuszy, dopiero zaznajamiającymi się z pisarzem.
Morderstwa jako rozrywka mas, wszechobecna telewizja, społeczeństwo dzielące się na obrzydliwie bogatych i skrajnie biednych - to jedynie niektóre elementy wplecione w świat przedstawiony. Mimo nader małej objętości książki, mamy możliwość poznania realiów życia w roku 2025 z najdociekliwszymi szczegółami. Czytelnik nie zostaje wdrożony głębiej w ludzkie uczucia z tym związane, co sprawia, że interpretacja jest w pełni pozostawiona właśnie jemu. We fragmentach, kiedy opisywane jest środowisko, narracja skupia się na wydarzeniach, realiach, mentalności społeczeństwa, lecz nie teatralnych przeżyciach wewnętrznych. Każdy, kto po przeczytaniu powieści zauważył ten fakt, zgodzi się ze mną, że książkę z powodzeniem nazwać można przemyślaną w każdym detalu.
Elementem zasłużenie przyciągającym największą uwagę jest główny bohater - Ben Richards. Rewolucjonista, odmieniec, który gardzi najwyższymi warstwami społecznymi, tym samym wzbudzając w nas poparcie i uczucia pozytywne, tak przynajmniej było w moim przypadku. Analizując postać jego oraz osób, z jakimi obcuje, nie trudno zaobserwować normy społeczne panujące w tym zepsutym, godnym jedynie pogardy świecie. Trudno w nim o sprawiedliwość, godność, czy jakiekolwiek inne ludzkie wartości. Rządzi pieniądz i manipulacja służąca do ustawienia ludzkości w jednym szeregu, stojącym u podnóża rządzących. Richards doskonale zdaje sobie z tego sprawę, wierząc, że poprzez udział w prestiżowej grze emitowanej w telewizji, o jakże wdzięcznej nazwie "Uciekinier", może zarówno wesprzeć finansowo rodzinę, jak i uporządkować ten cały chaos. Uciekając przed polującymi na niego łowcami, odkrywa w sobie zdolność do spontanicznego działania, a przez presję jaką jest obarczony jest w stanie chwycić się każdej brzytwy. Pragnie rewolucji, podczas gdy społeczeństwo, powoli zatruwane przez toksyczne substancje zawarte w powietrzu, pozostaje całkowicie bezradne. Dane nam jest poznanie go dogłębnie, co skłania do zawiłych refleksji i głębokich analiz, wywołuje wczucie się w fabułę i wrażenie, że jest się częścią akcji. Chociaż dotarłam do końca, świat ten nadal wydaje mi się niesamowicie bliski.
Jestem, tu się szczerze przyznam, bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczona tą książką. Aż wstyd, że przez dobry miesiąc ozdabiała ona jedynie moją półkę i zbierała kurz czekając, aż któregoś dnia po nią sięgnę. Niepotrzebnie zwlekałam, bowiem jest ona pozycją zasługującą na zaszczytne miano arcydzieła. Udowadnia, jak bardzo korzystne jest umożliwienie samodzielnej interpretacji odbiorcy, poprzez umiejętne przedstawienie faktów. W dwóch słowach, po prostu - kwintesencja geniuszu. Z dumą zajmie teraz miejsce zarówno na mym regale, jak i w mojej pamięci.
Wystawiając powyższą ocenę nie wahałam się ani przez chwilę. Dziś jest mi dane pożegnać się z Uciekinierem, którego pochłonęłam w dwa dni. Ta jakże niepozorna, lecz niesamowita, pozostająca na długo w pamięci powieść jest jedną z najdoskonalszych w całym dorobku Stephena Kinga.
Tematyka przedstawiona w dziele nie jest czytelnikowi obca - dobrze wie to każdy, kto zagłębił...
2012-11-21
"Czyściciel" był pierwszą w historii książką, którą rzuciłam o podłogę po przeczytaniu ostatnich słów. Tak. Ja, na ogół osoba spokojna, do tego miłośniczka i niesamowita pedantka jeśli o książki chodzi, cisnęłam mym egzemplarzem prosto na ziemię. Dlaczego? Bowiem główny bohater zdobył u mnie sympatię tak wielką, że gdy dotarło do mnie zakończenie, czułam się, jakbym straciła przyjaciela.
Joe - jak można go nie pokochać? Ze strony na stronę wzbudza coraz większą sympatię w czytelniku, który ma wrażenie, iż jest uczestnikiem każdego z wykonywanych przez niego działań na bieżąco. To właśnie powód dla którego sięgnęłam po książkę - niespotykana często narracja pierwszoosobowa i perspektywa przedstawiająca świat z punktu widzenia seryjnego mordercy. Nazwisko autora było mi kompletnie nieznane, aczkolwiek przymierzałam się do kupna "Czyściciela" długi, długi czas. Nie żałuję. Była to jedna z tych wartych zainteresowania pozycji, jakie miałam okazję pochłonąć.
Niestety pamiętna i naprawdę ciekawa forma zdecydowanie przewyższa treść, która jest z kolei bardzo, ale to bardzo uboga. Cała fabuła skupia się jedynie na jednym wątku, nie mamy do czynienia z mistrzowsko skonstruowaną intrygą odznaczającą thrillery i kryminały pisarzy znanych i kochanych przez tłumy, na co przykładem może być Harlan Coben. Wiem, wiem, nie powinnam porównywać dwóch tak różnych światów, jednakże podczas przewracania stron i przemierzania wzrokiem przez kolejne linijki, miałam nieodparte wrażenie, że obcuję z kompletną amatorszczyzną. Być może faktycznie po Cleavie nie można spodziewać się więcej, a ja niepotrzebnie porównuję go z autorami z wyższych półek, którzy są w branży pół swego życia.
Tak czy inaczej, książka owa zasługuje na obiektywną ocenę i wymienienie wszystkich jej plusów, sprawiających, iż tak bardzo nie chce się z nią żegnać, kiedy zbliża się nieuchronnie do ostatnich kartek. I z tego miejsca muszę przekazać wyrazy szacunku autorowi, gdyż stworzył on przecudownego, przesympatycznego bohatera. Dał nam możliwość spojrzenia na otoczenie z innej perspektywy, gdzie możemy wniknąć w myśli Joe'go i podziwiać jego geniusz i inteligencje. Książka ma w sobie coś, co sprawia, iż do każdej osoby działającej na niekorzyść Joe lub wyrządzającej mu krzywdę, pałamy nienawiścią, zaś on sam wzbudza prawdziwą fascynację. Czekamy na jego kolejne kroki z niecierpliwością.
Chociaż łatwo przewidzieć ogólny bieg akcji, to jednak brutalność i dokładny opis sytuacji potrafi zaskoczyć. Mnie osobiście podobała się kapka erotyki, jaka została wprowadzona do dzieła. Pozwala poznać skryte pragnienia fanatyków, często do tego stopnia nietypowe, iż przez ogół nazywane "nieludzkimi". Wydarzenia także obfitują w pikanterię i perwersyjność - i za tą właśnie perwersyjność uwielbiam tę książkę.
Przez więź, jaką zawarłam z Joe, smutno mi było rozstać się z lekturą. Naprawdę smutno. Sądzę, iż wrócę kiedyś do niej, by jeszcze raz w jakiś sposób (choć oczywiście już nie tak intensywny) przeżyć kilka chwil razem z seryjnym mordercą. Z dumą odkładam dziś "Czyściciela" na półkę i mimo, iż nie jest genialnym dziełem, to zajmuje zaszczytne miejsce wśród kryminałów Cobena - albowiem tak oto został jednym z moich ulubieńców.
"Czyściciel" był pierwszą w historii książką, którą rzuciłam o podłogę po przeczytaniu ostatnich słów. Tak. Ja, na ogół osoba spokojna, do tego miłośniczka i niesamowita pedantka jeśli o książki chodzi, cisnęłam mym egzemplarzem prosto na ziemię. Dlaczego? Bowiem główny bohater zdobył u mnie sympatię tak wielką, że gdy dotarło do mnie zakończenie, czułam się, jakbym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-01-01
2012-09-01
2011-01-01
2012-01-01
2012-01-01
2012-01-01
2011-01-01
2012-08-01
2012-01-01
2012-01-01
2012-10-14
2012-01-01
W biografii aż roi się od ciekawostek, które zaskoczą niejednego największego fana Iron Maiden. To kopalnia wiedzy i ogrom informacji, do którego często się wraca.
W biografii aż roi się od ciekawostek, które zaskoczą niejednego największego fana Iron Maiden. To kopalnia wiedzy i ogrom informacji, do którego często się wraca.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dean Koontz - Nieznajomi
Kiedy podniosłam książkę z księgarnej półki, przeczytawszy opis nie mogłam tak po prostu odłożyć jej na miejsce. Koontz, zajmujący zaszczytne miejsce na regale obok Stephena Kinga, od dłuższego czasu jak magnes przyciągał mnie swoją twórczością. Usiadłam i zabrałam się do czytania i dziwię się, jak to się stało, że nie zostałam grzecznie wyproszona z Empiku. Spędziłam tam bowiem niemal trzy godziny, nie będąc w stanie oderwać się od lektury. Jakiś czas później kupiłam własny egzemplarz i muszę otwarcie, wszem i wobec przyznać, iż "Nieznajomi" byli największą książkową niespodzianką, z jaką miałam kiedykolwiek styczność.
"Kilkoro nieznajomych łączy tylko jedno - paraliżujący strach"- brr. Idealna zachęta dla miłośników dobrych dreszczowców. Tego właśnie można się spodziewać, zaczynając podróż przez pachnące stronice. Zapoznajemy się z kilkorgiem bohaterów, z których każdy ma niewyjaśnione przypadłości. Fugi, somnabulizm, czy nyktofobia ujawniają się u nich w najmniej spodziewanych momentach. Z początku nie wiedzą dlaczego, nie znają źródła zmian. Narracja wzbudza fascynację i chęć poszukiwania przyczyny tych zjawisk razem z bohaterami. Mistrzowskie budowanie napięcia, liczne zmiany perspektyw, dokładnie, aczkolwiek nie nużące opisy wydarzeń i przeżyć to to, co Koontz w swej powieści podaje nam na talerzu.
Brnąc coraz dalej, odkrywamy kolejne skrawki tajemnicy, małymi kroczkami zbliżamy się do sedna. A im wieża kartek po lewej stronie staje się wyższa, tym bardziej ciekawość rośnie. Spodziewamy się wszystkiego, czyli tak naprawdę nie możemy się spodziewać niczego. Ja, jako ogromny pasjonat książek, nie byłam w stanie ni kszty przewidzieć jak będzie wyglądał punkt kulminacyjny. Sekret, tak samo jak przed ludzkością w przedstawionym świecie, jest również ukrywany przed odbiorcą.
Dopiero, gdy przebrnie on przez 600 stron, będzie mu dane go poznać i tym samym przeżyć szok. Szok wydaję się być tu słowem najodpowiedniejszym. Uświadamiamy sobie wtedy bowiem, jak bardzo się myliliśmy, kiedy myśleliśmy, że książka to mocny, przerażający thriller z elementami horroru. "Nieznajomi" okazują się piękną powieścią o przyjaźni, postępie cywilizacji, błędnych przekonaniach i strachem przed tym, co nieznane. Zakończenie nakłania do reflekcji nad własną egzystencją, do zrozumienia, jak bardzo boimy się iść na przód, boimy się nowych rzeczy. Rząd i wojsko w powieści chroniło ludzi przed "złem", podczas gdy wyłącznie oni działali na niekorzyść świata.
Ostatnie 80 stron przeczytałam na jednym tchu. Poprzez wzruszenie, niepokój, fascynację i szczęście, dotarłam w końcu do wyjaśnienia, które naprawdę wstrząsnęło mną do głębi. Nie da się obojętnie odłożyć na bok tej lektury, bez przemyślenia tego, co właśnie się pochłonęło. To była moja pierwsza książka Deana Koontza, lecz jestem pewna, że nie ostatnia. Pisarz ten ma bowiem system wartości, których brakuje większości jego konkurencji. Nie skupia się na wywoływaniu bez uzasadnionego strachu, tylko daje światu pozytywne przesłanie, mogąc chociaż w ten sposób w maleńkim stopniu przyczynić się do jego zmiany na lepsze.
Dean Koontz - Nieznajomi
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKiedy podniosłam książkę z księgarnej półki, przeczytawszy opis nie mogłam tak po prostu odłożyć jej na miejsce. Koontz, zajmujący zaszczytne miejsce na regale obok Stephena Kinga, od dłuższego czasu jak magnes przyciągał mnie swoją twórczością. Usiadłam i zabrałam się do czytania i dziwię się, jak to się stało, że nie zostałam grzecznie...