-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2023-12-28
2023-11-28
Bardzo się cieszę, że kończę "przygodę" z Diuną. Z pewnością nie tknę pozostałych książek z serii spisanych przez innych autorów. Naczytałam się nieprzychylnych recenzji i wcale nie mam ochoty przekonywać się, czy moje zdanie uległoby zmianie...
W "Kapitularzu..." już pierwsze strony mocno mieszają: co, gdzie, kto, kiedy? Narracja wprowadza taki chaos, że niejednokrotnie przez całą książkę wracałam do poprzednich stron skonfundowana, czy czegoś nie przeoczyłam. Wspomnienia wprowadzane równocześnie z bieżącą narracją sieją zamęt i odbierają całą przyjemność z czytania.
Tej przyjemności też nie za wiele. Bene Gesserit są męczące, a ich głębokie przemyślenia aż nazbyt "głębokie". Myślałam, że nie może być gorzej, ale Dostojne Matrony je zdetronizowały...
Tendencja spadkowa zapoczątkowana w trzecim tomie tu odnajduje swój finał. Szkoda, bo pierwsze były prawdziwie świeże i rewelacyjne. Kolejne to fantazje na temat seksualnego zniewalania i okruszki planu eugenicznego z gholą męczennika Idaho na piedestale.
Podobał mi się natomiast zabieg, jakim było prowadzenie opisów w formie dialogu. Sprytne, nie powiem, aczkolwiek na dłuższą metę uciążliwe, przez co zdarzyło mi się nieraz odpłynąć myślami ku innym, niezwiązanym z lekturą sprawom.
A teraz fabuła w dużym skrócie!
Adam (Idaho) + Ewa (Murbella) = Zakazany Owoc (Miłość)
P.S. Zakończenie tak słabe, że zapomniałam o nim wspomnieć...
Bardzo się cieszę, że kończę "przygodę" z Diuną. Z pewnością nie tknę pozostałych książek z serii spisanych przez innych autorów. Naczytałam się nieprzychylnych recenzji i wcale nie mam ochoty przekonywać się, czy moje zdanie uległoby zmianie...
W "Kapitularzu..." już pierwsze strony mocno mieszają: co, gdzie, kto, kiedy? Narracja wprowadza taki chaos, że niejednokrotnie...
2023-08-24
Przeczytałam "Heretyków Diuny" wyłącznie dla stylu pisania autora. To już nawet nie jest ciekawość kontynuacji, kiedy fabuła mocno napina nerwy, a bohaterowie odstręczają. Proponuję zmianę nazwy kronik z Diuny na "Sagę o Nieszczęśliwym Duncanie Idaho i Jego Nieskończonej Rozpłodowej Niedoli"! Może jestem małostkowa, ale ile można to ciągnąć? Ile można ciągnąć plan eugeniczny oparty na ustawicznie wskrzeszanym bohaterze i jego rozlicznych, wyselekcjonowanych partnerkach? To był ciekawy smaczek i część intrygi, a od dwóch tomów stał się męczącym wątkiem głównym. Już sam motyw wskrzeszania bohaterów skutecznie zniechęca mnie do dalszego czytania...
Podobnie hodowla ludzi w wykonaniu szowinistek żeńskich Bene Gesserit i szowinistów męskich Bene Tleilax - jedno i to samo, hegemonia niewoląca tak resztę, jak i siebie, jednocześnie krytykująca oraz konspirująca przeciwko sobie. Już pomijam "dziwki" Rozproszonych. Zabawne, że gesseritki wyrażają się tak niepochlebnie o swoich konkurentkach, podczas gdy same robią to samo...
Akcji w książce jest niewiele, rozkręca się jakoś w połowie, często urywa, a momentami staje się wręcz przesadzona. Kilka scen zmusiło mnie do ponownego przeczytania paru akapitów, a mimo to nadal nie rozumiem co zaszło i w jaki sposób do tego doszło. Ostatnie sto stron to już standardowe przyspieszenie fabuły z przeskokami czasowymi, pominięciem znaczących treści i istotnych informacji.
I tak na zakończenie moja osobista refleksja: świat, w którym nie ma muzyki ani miłości jest światem smutnym. Tu nie ma muzyki, bo według Bene Gesserit niebezpiecznie wpływa na ludzi. Tu nie ma miłości, bo według Bene Gesserit nie jest do niczego potrzebna. Jest za to Głos. I prokreacja...
Przeczytałam "Heretyków Diuny" wyłącznie dla stylu pisania autora. To już nawet nie jest ciekawość kontynuacji, kiedy fabuła mocno napina nerwy, a bohaterowie odstręczają. Proponuję zmianę nazwy kronik z Diuny na "Sagę o Nieszczęśliwym Duncanie Idaho i Jego Nieskończonej Rozpłodowej Niedoli"! Może jestem małostkowa, ale ile można to ciągnąć? Ile można ciągnąć plan...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-14
Uwielbiam styl pisania Franka Herberta, jest inspirujący i obrazowy. I w sumie chyba tylko to podobało mi się w czwartej części Diuny...
Z Bogiem Imperatorem (Jabbą Huttem) nie było mi po drodze, a z Idaho zrobiła się kompletna, rozchwiana emocjonalnie lebioda. Kobiet natomiast były całe haremy podzielone na dwa typy rozpłodowe - piękne i mordercze oraz schwarzeneggerowate i mordercze. Ach, zapomniałam o boskim uosobieniu cnót, choć nie bez dodatku hipokryzji, którą polane było tu dosłownie wszystko - od bohaterów, przez fabułę, po otoczenie. Zgroza.
3/4 książki to dialogi, a kwestie bohaterów były niemalże cały czas urywane trzykropkami, które główny bohater dokańczał potoczystymi wypowiedziami i filozoficznymi mądrościami. Diatryba goniła diatrybę, co stało się męczące. Grecka tragedia, w której podczas jednej sceny bohaterowie na przemian płaczą, wściekają się i śmieją.
Rozprawki o seksie jako narzędziu kontroli nad mężczyznami i jedyna scena miłosna mocno mnie zażenowały, choć nie jestem pruderyjna. Zresztą, wiele było scen, w których odczuwałam niesmak, bo najzwyczajniej nie pasowały mi do Franka Herberta z poprzednich tomów.
Srogo się zawiodłam. Mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy...
Uwielbiam styl pisania Franka Herberta, jest inspirujący i obrazowy. I w sumie chyba tylko to podobało mi się w czwartej części Diuny...
Z Bogiem Imperatorem (Jabbą Huttem) nie było mi po drodze, a z Idaho zrobiła się kompletna, rozchwiana emocjonalnie lebioda. Kobiet natomiast były całe haremy podzielone na dwa typy rozpłodowe - piękne i mordercze oraz...
2023-05-02
Jak zwykle zawczasu przeczytałam kilka recenzji i nastawiłam się na upadek z piedestału... Jakże słodko się "zawiodłam"! Wątek wiodący, czyli dalsze losy bliźniąt atrydzkich kontynuujących dzieło Paula Muad'Diba, był rewelacyjny, choć końcówka skondensowała całą akcję, zamykając ją w stu stronach. Najwyraźniej autor miał taki zwyczaj, co poradzić. Natomiast Alia i Jessika były dla mnie niestrawne, zupełnie jak całe nieszczęsne żeńskie zgromadzenie Bene Gesserit, które Leto II trafnie określił, kupując tym sobie moją przychylność (nie będę przytaczać, sami przeczytajcie).
Powieść sprzed pięciu dekad, a doskonale wpasowuje się w obecne realia, co świadczy o jej wybitnej ponadczasowości. Jestem tym urzeczona. Wprost korci mnie, żeby pominąć kolejkę i złapać za "Boga Imperatora Diuny", bo to, co nawyczyniały przednarodzone bliźnięta, jest niepojęte. Dawno nie musiałam walczyć z tak silną pokusą!
Niestety, nie wszystko mnie zachwycało. Niektóre dialogi były przydługie i sięgały tak głębokiej filozoficznej polemiki, że stawały się zwyczajnie nużące. Taki był zamysł autora, zapewne wielu czytelnikom rzeczone mankamenty przypadły do gustu, wzbudzając ich ciekawość. Trochę nie pasowało mi również zderzenie bardziej "science" z gwałtownym fantasy... ale z czasem zaczęło mnie intrygować, co z tego wyniknie, więc czy to na pewno in minus...?
Jak zwykle zawczasu przeczytałam kilka recenzji i nastawiłam się na upadek z piedestału... Jakże słodko się "zawiodłam"! Wątek wiodący, czyli dalsze losy bliźniąt atrydzkich kontynuujących dzieło Paula Muad'Diba, był rewelacyjny, choć końcówka skondensowała całą akcję, zamykając ją w stu stronach. Najwyraźniej autor miał taki zwyczaj, co poradzić. Natomiast Alia i Jessika...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-04-01
Co prawda trzysta stron bez mała, ale pochłonięte w dwa dni. Ta część zrobiła na mnie ogromne wrażenie, w trakcie lektury cały czas oscylowałam między skrajnymi wrażeniami: albo Muad'Dib umyślnie pchał się w czerń przyszłości, albo tak lawirował między prawdopodobieństwami, że nieświadomie podążył do spełnienia swoich ponurych wizji. Przez ten sprytny wybieg każdorazowe odłożenie książki skutkowało prędkim po nią sięgnięciem, co nie zdarza mi się często. Ponadto jestem dziwnym typem, lubię spojlery. A spojler fabuły w fabule to już w ogóle szczyt szaleństwa.
Trochę żałuję, że autor zaniedbał relacje między bohaterami, wyszczególniając wyłącznie spiski i intrygi. Nic nie pozostało dla Alii, Chani i Irulany, przez co dramaty i miłostki stały się dla mnie raczej wymuszonym dodatkiem do całości.
Co prawda trzysta stron bez mała, ale pochłonięte w dwa dni. Ta część zrobiła na mnie ogromne wrażenie, w trakcie lektury cały czas oscylowałam między skrajnymi wrażeniami: albo Muad'Dib umyślnie pchał się w czerń przyszłości, albo tak lawirował między prawdopodobieństwami, że nieświadomie podążył do spełnienia swoich ponurych wizji. Przez ten sprytny wybieg każdorazowe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-21
Wiele różnych słów słyszałam na temat tej książki, ale najbardziej zaciekawiła mnie "myśl ekologiczna". Z początku nie rozumiałam, jak można oddać nurt ekologiczny w literaturze sci-fi, w jaki sposób można przemówić do czytelnika, ale Frank Herbert zrobił to wyśmienicie. Obmyślił najdrobniejsze szczegóły, które naturalnie wychwytywało się na kolejnych przewracanych stronach.
Bohaterów może nie pokochałam, ale rozumiałam motywy, za które mogłam - lub nie - darzyć ich sympatią. Już teraz czuję niedosyt ich towarzystwa. Rewelacyjnie wykreowana nacja Fremenów stanowiła dla mnie smaczek, zwłaszcza ich mnogość nazw własnych, słowotwórczość, kultura, stosunek do życia i przetrwania. Bajeczne, pełne opisy sprawiały, że moją wyobraźnię bez ustanku zalewały kolejne wizualizacje konkretnych miejsc, osób czy zjawisk. Bardzo mi tego brakowało po ostatnich miałkich lekturach.
Na uznanie zasługuje również tłumacz, który fenomenalnie oddał bełkot pijanego Idaho. Zwróciłam na to uwagę, ponieważ jak dotąd nie przeczytałam tak realistycznej pijackiej mowy! Rozbawiło mnie to.
Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to przeskoki fabularne. Lubię wiedzieć, co się dzieje w międzyczasie, a zdawkowo wspominane wydarzenia nie zaspokajały mojej ciekawości. Ponadto historia dość szybko mknie do finału, co wywołuje wrażenie braku czegoś istotnego. Samo zakończenie niespecjalnie zachęca do kontynuacji, sprawia, że przygodę na Arrakis zamknąć można w tym miejscu. Ale ja idę dalej.
Wiele różnych słów słyszałam na temat tej książki, ale najbardziej zaciekawiła mnie "myśl ekologiczna". Z początku nie rozumiałam, jak można oddać nurt ekologiczny w literaturze sci-fi, w jaki sposób można przemówić do czytelnika, ale Frank Herbert zrobił to wyśmienicie. Obmyślił najdrobniejsze szczegóły, które naturalnie wychwytywało się na kolejnych przewracanych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-27
2018-04-28
2013-10-03
2018-08-04
2018-05-07
2018-04-22
2018-04-19
2018-01-09
2017-12-11
2017-10-18
2017-09-03
2017-08-24
Tytułowego Thrawna pamiętałam z oryginalnej serii Gwiezdnych Wojen. Zrobił wówczas na mnie wrażenie i stał się jedną z ulubionych postaci, toteż sięgnęłam po trylogię i jeśli o niego chodzi - nie zawiodłam się. To wciąż ten sam lekko autystyczny, nieprzeciętnie inteligentny strateg.
Sama historia nie jest porywająca. Bywały momenty nudne, przez które z ledwością brnęłam, ale też ciekawe i właściwie to one napędzały fabułę, zniechęcając do odstawienia książki na dłużej.
Brakowało mi jednak opisów. Nawet nie szczegółowych, po prostu: opisów. Nie wiem kto, co i jak wygląda, a ras Chaosu jest całkiem sporo. Posiłkowałam się Internetem, ale i tam nie znalazłam wszystkiego, czego potrzebowałam podczas lektury. Przez cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że czytam książkę na podstawie serialu zakładającą, że każdy go już widział i wie, w czym rzecz. Niemniej ogromny plus za wyobraźnię przy tworzeniu imion Chissów. Rewelacyjna systematyka odpowiadająca niebanalnej hierarchii Rodzin.
Miałam nie pisać o literówkach, ale niestety za bardzo rzucały się w oczy, by je zignorować...
Tytułowego Thrawna pamiętałam z oryginalnej serii Gwiezdnych Wojen. Zrobił wówczas na mnie wrażenie i stał się jedną z ulubionych postaci, toteż sięgnęłam po trylogię i jeśli o niego chodzi - nie zawiodłam się. To wciąż ten sam lekko autystyczny, nieprzeciętnie inteligentny strateg.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSama historia nie jest porywająca. Bywały momenty nudne, przez które z ledwością brnęłam,...