rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Tyle ciepłych i pozytywnych słów ciśnie się na myśl o tej książce, że nawet nie wiem, jak zabrać się prawidłowo do tej recenzji. Książka kocyk, queer, a do tego bohaterka, której nie sposób nie lubić, więc jeśli tyle wystarczy, to, to jest właśnie moja rekomendacja.

Bo tak naprawdę ciężko mówić o tej historii bez wchodzenia w szczegóły – ponieważ to właśnie w detalach tej historii się człowiek zakochuje, gdy myśli o tej „Ophelii mimo wszystko”.

Przede wszystkim Racquel Marie wykonała kawał dobrej roboty w kreacji postaci Ophelii – przede wszystkim jej, bo jest główną bohaterką, z którą spędzamy szmat czasu – i jej przyjaciół, bo każdy z nich jest jednocześnie trochę zwyczajny, a trochę unikalny. W każdym z nich czytelnik będzie w stanie znaleźć cząstkę siebie, i z każdym z nich będzie mógł się trochę utożsamić. To, co najbardziej doceniam w tej bohaterce to, to, że ona autentycznie kocha ludzi i w każdym jest w stanie dostrzec coś dobrego, być może w każdym się trochę – w bardziej lub mniej romantyczny sposób – podkochuje i to jest właśnie najpiękniejsza cecha Ophelii.

„Ophelia mimo wszystko” to bardzo przyziemna powieść o dorastaniu; o pierwszych crushach; o pierwszej miłości, która wcale nie musi być ostatnią; o odkrywaniu samego siebie; o sile przyjaźni przede wszystkim; o ukazaniu codzienności w bardzo przyziemny sposób, ale przedstawiony tak, że wchłaniamy historię jak gąbka.

Podobało mi się przedstawienie relacji w paczce przyjaciół Ophelii. Ukazanie tego, że pewne osobie w grupce są nam bliższe niż reszta, co jest przecież bardzo życiowe; z jednymi przyjaźnimy się trochę, bo tak wyszło, ale to wcale nie znaczy, że nasza sympatia wobec tej osoby jest słabsza, że czasem pojawiają się nowe osóbki i przyjmujemy je nagle, choć wcześniej nie było okazji z nimi nawiązać głębszej relacji, że czasem się kłócimy i to mocno, i generalnie prawie rzucamy w siebie talerzami i bywamy dla siebie bucami, ale przy tym wszystkim gdzieś tam jest miłość do drugiej osoby. I bardzo podobało mi się jak w pewnym momencie jedna z bohaterek to tłumaczy.

Tyle ciepłych i pozytywnych słów ciśnie się na myśl o tej książce, że nawet nie wiem, jak zabrać się prawidłowo do tej recenzji. Książka kocyk, queer, a do tego bohaterka, której nie sposób nie lubić, więc jeśli tyle wystarczy, to, to jest właśnie moja rekomendacja.

Bo tak naprawdę ciężko mówić o tej historii bez wchodzenia w szczegóły – ponieważ to właśnie w detalach tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W momencie czytania rozrywka jest przednia. To uczucie podczas czytania zapewnia dynamiczna akcja, dobre tempo i konstrukcja fabularna. Poza tym jest to naprawdę dobrze napisane pod względem stylistycznym. Zawsze też moje serduszko bije mocniej dla motywów baletowych/szkoły baletowej, ale tutaj tego motywu znalazło się stosunkowo niewiele. Brakowało mi jednak trochę odniesienia do zaplecza "zza kulisowego", a wydaje mi się, że była na to przestrzeń w jednej z perspektyw.
Dość schematyczna i łatwo się domyśleć poszczególnych twistów czy rozwiązań, jeśli przeczytało się już kilka thrillerów czy kryminałów. Zakończenie i odsłonięcie karty "kto zabił" mnie rozczarowało. Dlatego oceniam tylko na "była okej/była spoko" i mogę polecić jako lekkie czytadło. Wydaje mi się, że na zastój czytelniczy również się sprawdzi.

W momencie czytania rozrywka jest przednia. To uczucie podczas czytania zapewnia dynamiczna akcja, dobre tempo i konstrukcja fabularna. Poza tym jest to naprawdę dobrze napisane pod względem stylistycznym. Zawsze też moje serduszko bije mocniej dla motywów baletowych/szkoły baletowej, ale tutaj tego motywu znalazło się stosunkowo niewiele. Brakowało mi jednak trochę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Stowarzyszenie Srok: Jedna to smutek... Amy McCulloch, Zoe Sugg
Ocena 6,9
Stowarzyszenie... Amy McCulloch, Zoe ...

Na półkach:

Taki trochę vibe Pretty Little Liars w Hogwarcie z wykorzystaniem podcastu.

Taki trochę vibe Pretty Little Liars w Hogwarcie z wykorzystaniem podcastu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Troszkę się rozczarowałam. Początek był bardzo obiecujący i bardzo angażujący. Ponad połowę książki pochłonęłam z niesamowitą łatwością. Ale później coś się psuje i na wierzch wychodzi cały ten niewykorzystany potencjał. Za mało wszystkiego. Za mało poruszenia aspektu kultury, za mało wkładu w wykonanie i charakteryzację postaci i nierówne tempo.

Troszkę się rozczarowałam. Początek był bardzo obiecujący i bardzo angażujący. Ponad połowę książki pochłonęłam z niesamowitą łatwością. Ale później coś się psuje i na wierzch wychodzi cały ten niewykorzystany potencjał. Za mało wszystkiego. Za mało poruszenia aspektu kultury, za mało wkładu w wykonanie i charakteryzację postaci i nierówne tempo.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Główna bohaterka – Olive – to doktorantka na wydziale biologii Uniwersytetu Stanforda, która jest ambitna i inteligentna, i generalnie nie brak jej talentu, ale przy tym wszystkim ma sporo nieprzeprocesowanych kompleksów. Ma dwójkę najlepszych przyjaciół Anh i Malcoma, uwielbia jeść i kocha wlewać w siebie różne wymyślne kawy ze Starbuksa, na które jej nie stać. Niedawno zerwała ze swoim chłopakiem Jeremym, do którego w zasadzie nic nigdy nie czuła, za to zauważyła, że jej eks podoba się jej przyjaciółce Anh. Widzi jednak, że Anh w ramach babskiego kodeksu nie zamierza umówić się z Jeremym, więc Olive okłamuje przyjaciółkę, że już przebolała Jeremy'ego i umawia się z kimś nowym. Wieczór w dniu domniemanej randki Olive spędza jednak w laboratorium, gdzie splotem przypadku widzi też Anh, i wtedy podejmuje genialną decyzję, by pocałować pierwszego mężczyznę, którego spotka na swojej drodze, tak żeby jej przyjaciółka nie nabrała podejrzeń. Dopiero po wprowadzeniu tego pomysłu w życie, Olive dostrzega, że właśnie pocałowała największych postrach całego uniwerku – doktora Adama Carlsena.

Tak wiele rzeczy było w tej książce po prostu nie w porządku.
Począwszy od tego, że Olive to patologiczny kłamca w sytuacjach stresowych i rzuca kłamstwami, które tylko pogarszają sprawę i później w nie konsekwentnie brnie (w jak prawie każdej sztampowej komedii romantycznej, które podobno tak namiętnie ogląda i powinna z nich choć trochę wyciągać wnioski!), tak, że czytelnik wręcz krzyczy do czytnika POWIEDZ MU PRAWDĘ, a kiedy Olive tego nie robi, to wówczas czytelnik (tak, to wciąż ja) krzyczy do poduszki NIEEEE, CZEMU TO ZROBIŁAŚ?!
Jakby no guys, guys, porozmawiajcie ze sobą.
A skończywszy na tym, że teksty Adama podczas seksu były niekiedy bardzo dziwne i cringe'owe i lekko niepokojące momentami, co trochę mi nie pasowało do ogólnej charakterystyki tego bohatera, więc nie wiem, jakie demony on tam w środku ukrywa, ale ok. Poza tym czasem miałam pewne wątpliwości czy on, aby na pewno zwraca uwagę na to, czego pragnie Olive i czy aby na pewno jej nie zmusza do niczego. Okej, kilka razy miałam przy tym rozdziale czerwone lampki i alerty, ale nie wiem, może to miało być kinky albo sexy, ale no... miałam pewne wątpliwości przez to jak sama Olive się zachowywała podczas tego zbliżenia. Może to kwestia przekładu? Nie wiem.

Ale to nie zmienia faktu, że uwielbiam Olive mimo wszystko – nawet jeśli chciałam nią potrząsnąć parę razy – i jej zachowanie trochę wpasowuje się w konwencję tej książki. Muszę też przyznać, że bawiłam się świetnie podczas czytania i parę razy kwiknęłam. Ta książka była dokładnie tym, czego potrzebowałam na rozluźnienie. Dialogi – uwaga – są naprawdę błyskotliwe (poza tym jednym rozdziałem, ok) i przywołują parskanie śmiechem. Wymiana zdań między Adamem a Olive albo Olive i jej przyjaciółmi jest naprawdę napisana w punkt. Podobały mi się wszystkie szpile bohaterów, nawet jeśli były powtarzane po kilka razy w przeciągu książki.

I ja wiem, że schemat goni schemat, że przewidywalna do szpiku kości, że można by odhaczać bingo..., ale pasowało mi to do konwencji! Poza tym otrzymujemy motyw fake-dating, który naprawdę lubię. Książka była lekka i zabawna, dialogi na poziomie, czytało się szybko, co może sugerować, że jest to pozycja z kategorii "czytadło", ale nawet jeśli, to całkiem przyzwoite czytadło i u mnie się sprawdziło.

Poza tym jest jeszcze jeden aspekt, który tutaj plusuje – a mianowicie przedstawienie środowiska akademickiego. Nie wiem czy śmiać się czy płakać, czy w sumie wszystko naraz, ale jeśli chodzi o cytaty, to mam pozaznaczane tylko te, które dotyczą kadry uczelnianej i generalnie uniwerku. Takie a nie inne oddanie tego aspektu wynika pewnie z tego, że środowisko akademickie jest bliskie sercu autorki, jak sama wspomina w mowie końcowej.

Główna bohaterka – Olive – to doktorantka na wydziale biologii Uniwersytetu Stanforda, która jest ambitna i inteligentna, i generalnie nie brak jej talentu, ale przy tym wszystkim ma sporo nieprzeprocesowanych kompleksów. Ma dwójkę najlepszych przyjaciół Anh i Malcoma, uwielbia jeść i kocha wlewać w siebie różne wymyślne kawy ze Starbuksa, na które jej nie stać. Niedawno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka bardzo kompleksowa. O dorastaniu, o kobiecości, z domkniętą klamrą, o byciu wyrzutkiem tak naprawdę, o miłości również. Niesamowicie klimatyczna i to wszystko z tłem Karoliny Północnej na mrocznych bagnach.
Bardzo polecam audiobook czytany przez Magdalenę Boczarską.

Książka bardzo kompleksowa. O dorastaniu, o kobiecości, z domkniętą klamrą, o byciu wyrzutkiem tak naprawdę, o miłości również. Niesamowicie klimatyczna i to wszystko z tłem Karoliny Północnej na mrocznych bagnach.
Bardzo polecam audiobook czytany przez Magdalenę Boczarską.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

DNF. 99/256
Nope. Nawet nie dotarłam do scen seksu – więc nie miałam okazji sprawdzić czy jest cringe – ale sama fabuła jest tak denna, że nawet nie chcę się przekonywać.

Pierwsze dwadzieścia stron były nawet obiecujące. Znaczy okej, śmiejmy się ze schematów gatunkowych, ale przynajmniej dano mi nadzieję, że będzie ironiczna narracja i – być może – będzie nawet lekko figlarnie? Chciałabym, żeby było figlarnie, bo to jeszcze bym zniosła. Ale pretensjonalność fabuły, dziecinne i niezrozumiałe zachowania, te głupie akcje i przede wszystkim niespójność w konstrukcji postaci (tak wiem, o jakiej konstrukcji ja mówię xd)... to wszystko mnie zmiotło i stwierdziłam, że jednak nie będzie to książka przy której się odmóżdżę i odprężę – raczej zirytuje.

To nawet nie było zabawne! ;c

DNF. 99/256
Nope. Nawet nie dotarłam do scen seksu – więc nie miałam okazji sprawdzić czy jest cringe – ale sama fabuła jest tak denna, że nawet nie chcę się przekonywać.

Pierwsze dwadzieścia stron były nawet obiecujące. Znaczy okej, śmiejmy się ze schematów gatunkowych, ale przynajmniej dano mi nadzieję, że będzie ironiczna narracja i – być może – będzie nawet lekko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Było mówione wielokrotnie, ale taka prawda, że to chyba najpiękniejsza oprawa debiutu, jaką można sobie było wymarzyć.

A środek – naprawdę satysfakcjonujący i jestem szczerze zaskoczona. Spodziewałam się, że przez tematykę nie spodoba mi się ta książka – albo, że będzie wręcz dla mnie przeciętna – i prawdę powiedziawszy miałam kilka podejść do niej, bo początek mnie w ogóle nie angażował. Ale potem… ależ się wciągnęłam od połowy książki! Zdecydowanie zyskuje jeszcze bardziej po przekroczeniu dwusetnej strony, bo dopiero tam poczułam się naprawdę zaintrygowana i zaangażowana w fabułę. Pióro autorki jest tak płynne i tak dobrze się to czyta, że właściwie pochłania się na raz rozdział za rozdziałem. U mnie problem raczej polegał na tym, że dopóki nie dobiłam do tej dwusetnej strony to w momencie odłożenia książki nie miałam wielkiej potrzeby, by do niej wrócić. Właściwie dla mnie zrobiło się ciekawiej, gdy tylko Mar i Artel się rozdzielili i poznaliśmy nowe miejsca i nowe barwne postacie. Dopiero wtedy poczułam klimat i stawkę. Zdecydowanie więcej się działo w drugiej połowie książki i ta dynamiczna, prężna akcja wzbogaciła obydwie narracje głównych bohaterów.

Troszkę nie mogę uwierzyć w to, że to naprawdę ma być jednotomówka? Naprawdę?! Przecież te wszystkie poboczne postacie zasługują na rozwinięcie i odkrycie przeszłości, i tajemnic wszelakich! ;c Przecież na tyle pytań nie dostaliśmy odpowiedzi, tyle ciekawych wątków do pociągnięcia… Sama końcówka, która jest naprawdę bezczelnym cliffhangerem, który jednocześnie mi się bardzo podoba taki jaki jest i jeśli naprawdę nie miałoby być drugiego tomu to nigdy nie uznałabym jej za minus, i już wolę takie (nie)domknięcie historii.

Na pewno będę obserwować twórczość i rozwój Hani Czaban i życzę jej samych sukcesów, bo jednak ten debiut jest naprawdę bardzo dobry i warty polecenia. Zatem sięgajcie i czytajcie

Było mówione wielokrotnie, ale taka prawda, że to chyba najpiękniejsza oprawa debiutu, jaką można sobie było wymarzyć.

A środek – naprawdę satysfakcjonujący i jestem szczerze zaskoczona. Spodziewałam się, że przez tematykę nie spodoba mi się ta książka – albo, że będzie wręcz dla mnie przeciętna – i prawdę powiedziawszy miałam kilka podejść do niej, bo początek mnie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wydaje mi się, że napotkałam kilka nieścisłości logicznych – teraz nie jestem pewna czy w tłumaczeniu, czy ogólnie i rzuciły mi się w oczy może ze dwa razy drobne błędy stylistyczne. Poza tym już na początku strzeliłam kto będzie mordercą, natomiast od (a może nawet nie) połowy wiedziałam już na 80%, a potem to utwierdzenie się w pewności tylko wzrastało.

Najbardziej absurdalne jest to, że pomimo swojej częściowej przewidywalności, i tego, że jest to najmniej nietypowa/oryginalna książka Ruth Ware – to jednak „Jedno po drugim” jest chyba najbliższa memu serduszku. Ciężko to wytłumaczyć, ale pomimo wad, które jestem teraz na świeżo wyliczyć bez mrugnięcia okiem, pomimo, iż fabuła nie jest tak unikalna jak w przypadku np. „Pod kluczem”, to jednak opowieść urzeka klimatem i podbija emocje towarzyszące czytelnikowi tym zewsząd otaczającym chłodem. Bo ta historia jest trochę klaustrofobiczna, co działa zdecydowanie na plus. I nawet jeśli sama intryga nie jest fabularnie tak dopracowana, jak w przypadku pozostałych książek tej autorki, to jednak nie sposób było się oderwać od tej opowieści.

Bardzo podoba mi się konstrukcja postaci. Zwłaszcza Erin, która pod kątem psychologicznym, jest zbudowana naprawdę dobrze. Pokochałam jej duet z Dannym i totalnie do takich gospodarzy wysoko w górach, w jakimś kurorcie narciarskim, bym wróciła. Najmniej przypadła mi do gustu postać „złola”, bo wypadałoby tutaj chyba popracować nad motywacją, aczkolwiek pewien zabieg przy tej właśnie postaci mi się podoba – choć jest on zarówno zaletą, jak i wadą. I znów… mam trochę ambiwalentny stosunek, bo choć uważam, że ta motywacja mogła być ciut, ciut lepsza to i tak fakt, że akurat ta postać jest mordercą wydaje mi się najbardziej logicznym rozwiązaniem.

Oceniam na 6, czyli najsłabiej jeśli chodzi o książki Ruth Ware. Ale jednocześnie wbrew tym wszystkim wadom i jednak niższej ocenie, chyba będę „najcieplej” wspominać właśnie „Jedno po drugim” i mimo wszystko będę polecać. Podobała mi się ze względu na niesamowity klimat, którego absurdalnie nie czułam np. w „Pod kluczem”, ale czułam już w „Śmierć Pani Westaway”.

Wydaje mi się, że napotkałam kilka nieścisłości logicznych – teraz nie jestem pewna czy w tłumaczeniu, czy ogólnie i rzuciły mi się w oczy może ze dwa razy drobne błędy stylistyczne. Poza tym już na początku strzeliłam kto będzie mordercą, natomiast od (a może nawet nie) połowy wiedziałam już na 80%, a potem to utwierdzenie się w pewności tylko wzrastało.

Najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie nazwałabym tego wakacyjnym romansem z jednego względu. Kompletnie nie czuję w nim ani grama ciepła. Tam wkrada się tyle melancholii, że ciężko mi myśleć o tej książce w kategoriach „książka na plażę” czy „książka na lato”. Rzecz w tym, że ta melancholia to dla mnie spora zaleta w tym przypadku. I gdyby siła książki była położona właśnie na ten punkt i został ten nastrój utrzymany, i gdyby na niej faktycznie oprzeć tą historię, to wydaje mi się, że opowieść ta trafiłaby do mnie znacznie bardziej, nawet pomimo marketingu tej książki. Tymczasem tematy istotne takie jak poczucie zdrady, smutek, żałoba w lwiej części książki są spychane na drugi plan bez wyraźnego wyjaśnienia – czego mi naprawdę szkoda, bo fragmenty poruszające właśnie te wspominanie tematy są naprawdę dobre i to dla ich zgłębienia chciałam czytać dalej.

Ale January… ojoj. Widzę próbę przekonania czytelnika do lubienia głównej bohaterki, ale jest to bardzo trudne. Jej zachowanie zakrawa o hipokryzję i samolubstwo, January w niektórych momentach tak bardzo nie potrafi czuć się w sytuację drugiej osoby i wykazać się zrozumieniem, choć usilnie próbuje nam się wmówić, że jest inaczej. Bardzo męcząca główna bohaterka. I autentycznie jedyną sympatię czułam w tej książce chyba tylko do Sonii.

Jest tutaj tak wiele ciekawych wątków, które w ostateczności zostały zaniedbane. Znajdziemy natomiast dobry wątek o blokadzie twórczej, który został wyegzekwowany w nawet okej sposób. Natomiast rozwiązania niektórych z wątków są… fatalne bądź brak ich wcale. Tak jak rozwiązania wątku ojca, tak jak… właściwe czy otrzymaliśmy jakieś odpowiedzi odnośnie do tego, co było inspiracją Gusa (naszego męskiego głównego bohatera) do jego nowej powieści?

Audiobook czytany przez Katarzynę Kołeczek jest podany w sposób naprawdę dobry i wydaje mi się, że tylko dzięki pani lektor przebrnęłam przez tą książkę. Bo prawdę mówiąc, gdy zostało mi 40 minut do zakończenia to miałam ochotę już nie wracać do tej powieści.

Nie nazwałabym tego wakacyjnym romansem z jednego względu. Kompletnie nie czuję w nim ani grama ciepła. Tam wkrada się tyle melancholii, że ciężko mi myśleć o tej książce w kategoriach „książka na plażę” czy „książka na lato”. Rzecz w tym, że ta melancholia to dla mnie spora zaleta w tym przypadku. I gdyby siła książki była położona właśnie na ten punkt i został ten nastrój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cztery gwiazdki, bo to debiut i nie była aż tak szkodliwe, żeby dać jej mniej gwiazdek, ale... naprawdę mi się nie podobało. Jest po prostu mocno niedopracowana i niestety, ale jedyne, co mi się nasuwa po przeczytaniu, to, że ta lektura to jeden, wielki festiwal cringe’u.

Ciężko mi być zaangażowaną w historię, skoro nie jestem w stanie polubić żadnego z bohaterów. Zwłaszcza głównego bohatera męskiego, który ma być niby to nieśmiałym typem a kozakiem w Internecie, a tymczasem wypada naprawdę kiepsko w całej swej okazałości. Jeśli to miał być bohater, który ironię i sarkazm uważa za jedyną linię obronę, który potrafi się droczyć… to chyba coś nie wyszło. Tutaj śmieszki, heheszki, droczenie się jest po prostu niesmaczne. O ile Aneta czasem ma te dobre strony i na pewno jej perspektywa jest o wiele ciekawsza, o tyle jednak postać Maćka psuje ocenę.

Cały wątek romantyczny nie ma ani trochę podbudowy – Maciek jedyne, o czym myśli, gdy myśli o Anecie to o aspekcie jej urody albo o tym co by z Anetą zrobił w tym momencie… Tak, cringe. Poza tym jego stereotypowe myślenie i postrzeganie pewnych aspektów jest takie, jakby Maciek naprawdę się urwał z choinki. Arc postaci Maćka jest tak załamujący, że ciężko to nazwać przemianą postaci.

W pewnym momencie Miłka (młodsza siostra naszego bohatera, która tak właściwie dźwiga tą książkę na swoich barkach) pyta Maćka na jakim świecie on żyje – i ja naprawdę się nad tym zastanawiałam przez cały czas podczas lektury. No i jest jeszcze matka, która ma być tą złą – wiedźmą, potworem wręcz, ale tak naprawdę… nie wiem co było tutaj celem, ale jeśli chodziło o przedstawienie toksycznej, apodyktycznej matki to ta kreacja chyba jest lekko nieudana. I tutaj przemiana postaci też zupełnie nie była podbudowana.

Mam wrażenie, że główną słabością tej książki jest niedopracowanie, brak rzetelnej redakcji i pisanie na szybcika. Wydaje mi się, że nawet młodsza ja za czasów Zmierzchu zwyczajnie nie doceniłabym tej książki i trochę mi przykro, bo myślałam, że Gra o marzenia będzie znośnym, lekkim czytadłem, a za żadne skarby nie chciałabym tego czytać ponownie.

Cztery gwiazdki, bo to debiut i nie była aż tak szkodliwe, żeby dać jej mniej gwiazdek, ale... naprawdę mi się nie podobało. Jest po prostu mocno niedopracowana i niestety, ale jedyne, co mi się nasuwa po przeczytaniu, to, że ta lektura to jeden, wielki festiwal cringe’u.

Ciężko mi być zaangażowaną w historię, skoro nie jestem w stanie polubić żadnego z bohaterów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KRZYCZ to taka urocza laurka dla klasyków horrorów. Podchodziłam niepewnie, bo jednak horrory i powieści grozy to totalnie nie moje klimaty, ale tutaj mamy do czynienia bardziej z udaną powieścią YA z dreszczykiem i moim zdaniem to stanowi siłę tej książki. Choć przyznam szczerze, że w dwóch czy trzech scenach faktycznie przeszły mnie ciarki. Wydaje mi się, że freakom horrorów książka ta spodoba się jeszcze bardziej, bo będą w stanie wyłapać w niej każdy ze smaczków i odniesień. Ale nawet dla amatorów kina/książek grozy będzie to świetna rozrywka.

Rachel Chavez po traumatycznym przeżyciu związanym z włamaniem do jej domu, musi zmienić całkowicie środowisko. Trafia do szkoły w Nowym Jorku w najbardziej zamożnej dzielnicy Upper East Side. Rachel raczej niewiele ma wspólnego z bogatymi rówieśnikami, zdecydowanie bardziej od nich woli oglądanie największych klasyków horrorów w domowym zaciszu. Splotem pewnych zdarzeń na jej drodze staje Klub Mary Shelley, którego członkowie nie tylko podzielają zainteresowania Rachel, ale również mają pewną „grę”, w ramach której organizują tajemnicze i niezwykłe testy strachu. Zasady są proste – tak jak w każdym horrorze – ale z czasem Rachel zaczyna się zastanawiać czy aby na pewno działalność klubu to tylko nieszkodliwe żarty.

KRZYCZ to powieść wciągająca i angażująca, przepełniona popkulturą i niesamowitym klimatem, a wszystko to przedstawione z dobrym smakiem. Daleko jej do schematów i przewidywalności, ponadto widać w tej książce serducho i spryt. W dodatku dostajemy bohaterkę, którą da się polubić. Bardzo dobre zakończenie, pozostawiające w czytelniku niepokój i niepewność, bo czy aby na pewno otrzymaliśmy klarowne domknięcie?

Książka w sam raz na listopad, na jesienne wieczory czy chociażby na Halloween. Polecam!

KRZYCZ to taka urocza laurka dla klasyków horrorów. Podchodziłam niepewnie, bo jednak horrory i powieści grozy to totalnie nie moje klimaty, ale tutaj mamy do czynienia bardziej z udaną powieścią YA z dreszczykiem i moim zdaniem to stanowi siłę tej książki. Choć przyznam szczerze, że w dwóch czy trzech scenach faktycznie przeszły mnie ciarki. Wydaje mi się, że freakom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Absolutnie cudowne, urocze i potrzebne.

Kelly to ten typ przyjaciela, jakiego każdy w swoim życiu potrzebuje. Zwłaszcza w wieku dziesięciu lat.

Absolutnie cudowne, urocze i potrzebne.

Kelly to ten typ przyjaciela, jakiego każdy w swoim życiu potrzebuje. Zwłaszcza w wieku dziesięciu lat.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Agnes Grey to pozornie historia prosta i w tej swej prostocie jest właśnie bardzo ujmująca. Opowieść oparta na doświadczeniach autorki Anne Bronte, w której podejmowana problematyka obejmuję pracę guwernantek, różnic klasowych, ale też krótkiej historii miłosnej.

Na próżno traktować Agnes Grey jako bohaterkę heroiczną, charakterną i daleko jej do posiadania ikry czy pazura. Agnes jest za to bohaterką pokorną, prostą i naiwną, za to inteligentną, głęboko wierzącą i cechującą się wysoką moralnością – co widoczne jest w jej czynach i próbie przekazania owej moralności swoim podopiecznym. Opowieść sama w sobie nie jest skomplikowana, wręcz niektórych może znużyć przez stateczne tempo, prostość fabuły, ale ja odnalazłam w niej urokliwość, spokój, sporo przygnębienia, sporo konwenansów wynikających z postrzegania klas niższych przez klasy wyższe. Z początku widać w bohaterce sporo naiwności, która na pewnym etapie książki przeistacza się w bierność – nie wszystkim może to odpowiadać, zwłaszcza, że Agnes jest narratorką tej opowieści, ale jakkolwiek ciężko zaprzeczyć w realność tej postaci. Widząc jaka Agnes była na początku i z jakiego domu pochodziła, nie czując ni krzty fałszu czy wyidealizowania w jej postaci. Jej czyny, jej bierność, jej brak jawnego przeciwstawienia się i bardziej zdeterminowanej próby oporu ma jak najbardziej sens w przypadku tej postaci.

Podobało mi się zakończenie. Podobała mi się klamra, jaka została zastosowana wobec Rozalii Murray; podobało mi się to, na co ostatecznie zdecydowała się Agnes i jej Agnes. Niezwykle doceniam oddanie i dobroduszność Agnes. Wydaje mi się, że ten klasyk będzie dobry na początek ze względu na nieskomplikowaną fabułę, stosunkowo niewielką obojętność i przedstawioną tematykę.

TW: Okrucieństwo wobec zwierząt.

Agnes Grey to pozornie historia prosta i w tej swej prostocie jest właśnie bardzo ujmująca. Opowieść oparta na doświadczeniach autorki Anne Bronte, w której podejmowana problematyka obejmuję pracę guwernantek, różnic klasowych, ale też krótkiej historii miłosnej.

Na próżno traktować Agnes Grey jako bohaterkę heroiczną, charakterną i daleko jej do posiadania ikry czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kurczę, fajne to było! Tylko, że czegoś zabrakło. Dość jednostajne tempo, sporo ironii i humoru. Generalnie całkiem dobra i przystępna polska fantastyka z dobrze nakreśloną fabułą i fajnymi bohaterami. Kociołek jako narrator sprawdza się naprawdę dobrze i chętnie przeczytałabym o jeszcze jakiś przygodach wesołej drużyny, ale… brakowało takiego kopa, brakowało troszkę emocji, czegoś, co trzymałoby w napięciu. Był tylko jeden moment, w którym zastanawiałam się czy autor zdecyduje się na chwilę patosu.

Podane raczej na wesoło i przystępnie. Mamy tutaj do czynienia z motywem drogi, z karczemnymi burdami, niewyszukanym językiem, walką z potworami i z bohaterami, których nie da się nie lubić. Skojarzyło mi się z takim połączeniem Wiedźmina z Hobbitem.

Kurczę, fajne to było! Tylko, że czegoś zabrakło. Dość jednostajne tempo, sporo ironii i humoru. Generalnie całkiem dobra i przystępna polska fantastyka z dobrze nakreśloną fabułą i fajnymi bohaterami. Kociołek jako narrator sprawdza się naprawdę dobrze i chętnie przeczytałabym o jeszcze jakiś przygodach wesołej drużyny, ale… brakowało takiego kopa, brakowało troszkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to tego typu pozycja, z której pomimo widocznych wad, czerpie się przyjemność z czytania.

Sam koncept był naprawdę bardzo ciekawy i oryginalny. Książka podzielona jest na trzy części; pierwsza opowiada o konkursie krawieckim, druga opowiada o pewnej podróży, a trzecia (najkrótsza) niech pozostanie niespodzianką, dla tych, którzy mają zamiar przeczytać książkę. Pierwsza część książki jest naprawdę wciągająca i pełna wrażeń. Kibicuje się głównej bohaterce, która może i jest trochę taka typowa, ale jednak w tej pierwszej części szczególnie widać jej oddanie rodzinie, jej determinację, jej wytrwałość. Przebieg konkursu i intrygi w cesarskim pałacu jest naprawdę ciekawy i aż trudno uwierzyć, że ten konkurs kończy się w tej właśnie części.

Lord Czarodziej to tak znakomita postać z ogromnym potencjałem i za każdym razem, gdy się pojawiał, tym trudniej było mi odłożyć książkę! Bohater, z którego można było naprawdę wiele wyciągnąć, ale wydaje mi się, że jego motywacje i cała jego postać zostają spłycone na przestrzeni części drugiej i trzeciej. A szkoda. Troszkę żałuję, że autorka ostatecznie zdecydowała się oprzeć jego motywację na czymś tak banalnym, jak to zostało ujęte. Momentami naprawdę ciężko było uwierzyć, że Lord Czarodziej, posiadający taki a inny bagaż doświadczeń, nie podejmuje bardziej przemyślanych i strategicznych decyzji. Liczyłam na nieco mroczniejszą i rozsądniejszą postać.

Wątek romantyczny… Proszę, nie piszmy w ten sposób wątków romantycznych. Dajmy szansę dojrzeć uczuciom na fundamentach. Nie mówmy o wielkich uczuciach tak szybko, bez podstaw, nieprzemyślanie. Zwłaszcza, że to miało szansę się rozwinąć w swoim tempie; zwłaszcza, że to będzie dylogia i uważam, że spokojnie można było to rozwlec; i zwłaszcza, że ta relacja miała podwaliny na dobry wątek romantyczny! Chociażby wizyta Orksana i Korin była urocza i jakaś taka przyjemna do czytania.

Mimo nieco feralnej drugiej części książki, myślę, że jest to dobra pozycja i jeden z ciekawiej ujętych retellingów Mulan. W samej Mai niewiele z Mulan, ale jako bohaterka wcale nie jest aż tak irytująca i tragiczna, jak mogłoby się wydawać. Trochę powinna zmienić priorytety, ale widać, że serce ma na dłoni i faktycznie czuć jej pasję, w tych fragmentach, które zostały poświęcone krawiectwu. Żałowałam, że tak szybko pożegnaliśmy się z niektórymi bohaterami pobocznymi i do końca liczyłam, że jeden z nich się jeszcze pojawi. Bardzo ciekawie przedstawiony został wątek/relacja Lorda Czarodzieja z cesarzem. I w zasadzie wiele z tych pobocznych postaci ma olbrzymi potencjał i z chęcią przeczytałabym jeszcze więcej o nich. Dlatego na pewno sięgnę po drugi tom. Zwłaszcza, że końcówka i sam finał pozostawiają nas z dobrymi wrażeniami i intryguje na tyle, by sięgnąć po kolejną część.

Jest to tego typu pozycja, z której pomimo widocznych wad, czerpie się przyjemność z czytania.

Sam koncept był naprawdę bardzo ciekawy i oryginalny. Książka podzielona jest na trzy części; pierwsza opowiada o konkursie krawieckim, druga opowiada o pewnej podróży, a trzecia (najkrótsza) niech pozostanie niespodzianką, dla tych, którzy mają zamiar przeczytać książkę....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zeszłego lata sześć osób wpłynęło do tunelu na prywatnej łodzi. Dwie i pół godziny później, wypływa tylko jeden człowiek i pies. Robert Ferringham, gdy dostaje telefon z więzienia nie bardzo rozumie, dlaczego tamto zdarzenie miałoby mieć jakikolwiek związek z zaginięciem jego żony, które miało miejsce przed trzema laty, ale jednak osoba, która do niego dzwoni, utrzymuje, że owszem ma. Dlatego Robert decyduje się na rozwiązanie obydwóch zagadek.

Lubię thrilley, ale obawiam się, że ten do mnie nie trafił. Dobrze się bawiłam przez pierwszą połowę książki, ale potem już oczekiwałam tylko połączenia kropek i rozwiązania. Sam koncept brzmi naprawdę nieźle i sprawia wrażenie całkiem świeżego. Początek zresztą jest bardzo wciągający i dobrze zbudowany. Ale gdzieś po drodze trochę się to wszystko rozmywa, aż wreszcie zakończenie staje się przewidywalne i mało oryginalne. Niektóre rozwiązania były dobre, inne znów uproszczone, jak wspomniałam sama zagadka i zamysł całkiem niezły i odświeżony, ale... wkradło się trochę wtórności.

Zeszłego lata sześć osób wpłynęło do tunelu na prywatnej łodzi. Dwie i pół godziny później, wypływa tylko jeden człowiek i pies. Robert Ferringham, gdy dostaje telefon z więzienia nie bardzo rozumie, dlaczego tamto zdarzenie miałoby mieć jakikolwiek związek z zaginięciem jego żony, które miało miejsce przed trzema laty, ale jednak osoba, która do niego dzwoni, utrzymuje, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Koreańska baśń dla dorosłych, w której życzenia mają swoje konsekwencje, a powiedzenie "uważaj, czego sobie życzysz, bo się spełni" staje się przerażająco prawdziwe. Od siebie dodam jeszcze, że jest to brawurowy przykład opowieści, która pokazuje, iż karma zawsze wraca.

Główny bohater jest szesnastoletnim chłopcem, którego we wczesnym wieku matka porzuciła na stacji kolejowej i właściwie od tego momentu zawsze musiał sobie radzić sam w życiu. Poznajemy jednak naszego bohatera w momencie, gdy ma te szesnaście lat i mieszka z macochą, ojcem i przyrodnią siostrzyczką. Nie wpasowuje się jednak w wymarzony model rodziny swojej macochy - pani Bae. Dochodzi zatem do wykluczenia go z tego obrazka rodzinnego za sprawą macochy i jej córki Muhee. Ponownie odrzucony i tym razem niesłusznie oskarżony o okropną zbrodnię chłopak musi uciekać. Znajduje schronienie u Piekarza, od którego codziennie kupował pieczywo - w tytułowej Piekarni Czarodzieja.

Podobało mi się, że pomimo uderzającego realizmu, brutalności i pewnego smutku, który niesie za sobą ta historia, wciąż odnajdujemy w niej elementy baśniowości. Czytelnikowi może się wydawać, że przechodzi przez całkiem niepozorną opowieść, tymczasem raz za razem wydarzenia uderzają w twarz niespodziewaną brutalnością. To nie jest książka dla młodszego czytelnika, jak można by oczekiwać po okładce - wiele w tej historii różnego rodzaju przemocy i przed sięgnięciem po lekturę należy mieć to na uwadze. Z drugiej strony mamy jednak mnóstwo przepisów "czarodziejskich" wypieków i podczas lektury wręcz czuć klimat tej piekarni oraz niemalże smak i zapach tych wszystkich wypieków. Ale jednak przez całą opowieść przewija się ten jeden morał: magia ma swoją cenę, za którą należy ponieść odpowiedzialność.

Jest to baśniowa opowieść, która zmusza do refleksji; w której kreacje postaci zapadają w pamięć; i która posiada dwa zakończenia - i to właściwie czytelnik może sobie wybrać, które bardziej mu odpowiada. Mi osobiście bardzo podobał się ten zabieg, bo nawet patrząc na różnorodność tych dwóch zakończeń jest trochę tak, że co w serduszko to jedno, ale jednak rozumek podpowiada coś innego.

Zdecydowanie będę polecać!

Koreańska baśń dla dorosłych, w której życzenia mają swoje konsekwencje, a powiedzenie "uważaj, czego sobie życzysz, bo się spełni" staje się przerażająco prawdziwe. Od siebie dodam jeszcze, że jest to brawurowy przykład opowieści, która pokazuje, iż karma zawsze wraca.

Główny bohater jest szesnastoletnim chłopcem, którego we wczesnym wieku matka porzuciła na stacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Odniosłam wrażenie, że ta opowieść stoi tak naprawdę tylko jednym wątkiem. I jest to wątek zmagań Azy z jej lękami, z OCD czyli zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, czy inaczej mówiąc, nerwicą natręctw oraz z wszelkimi rozprawami jestem/nie jestem prawdziwa. Poruszenie wątku dyskomfortu psychicznego pokazuje, że autor nie boi się tematów nieco cięższych w swoich młodzieżówkach i tak samo nie boi się również odsłonić rąbka własnej osoby, wkładając ją w jedną z postaci książkowych, bo sam autor przyznał, że tak jak i Aza w przeszłości cierpiał na OCD. Sama Aza jest… dla mnie była trochę trudnym do polubienia charakterem. Bo niekiedy potrafiłam stwierdzić, że utożsamiam się z jej osobą, innym razem jej współczułam i rozumiałam, ale bywały też momenty, kiedy wydawała mi się niezwykle irytująca, a jej zachowanie bardzo dziwne – i nie mam na myśli tutaj momentów stricte związanych z OCD, a raczej pewne decyzje, które zostały przez nią podjęte.

Niektóre aspekty wyszły, inne zostały położone. Brak w niej np. bohaterów, których da się polubić, czasem brak w niej naturalnych dialogów, ponieważ są to dialogi dość filozoficzne włożone w usta nastolatków, którym to… nie do końca pasuje i te wzniosłe przemyślenia nie do końca są zgodne z ich emploi. Mam wrażenie, że najbardziej realne i naturalne dialogi to te między Azą a Daisy.

Intryga/śledztwo, które tak szumnie wybrzmiewa w opisie jest takie… że w zasadzie nie ma go wcale i spokojnie mogłoby go nie być. Wydaje mi się, że książka wówczas wybrzmiałaby nawet mocniej, gdyby fragmenty ze śledztwem zwyczajnie wykreślić.

Niestety, tak jak to w młodzieżówkach, pojawił się cringe i absurdalność. Dla mnie całkowicie niezrozumiały jest wątek z otrzymaniem pieniędzy, który później na porządku dziennym przechodzi do normalności i żadna z bohaterek się nie przejmuje tym, że mogło to być nie w porządku. Nawet Aza, dla której początkowo przecież otrzymanie tego „prezentu” też było troszkę dziwaczne.

Zakończenie, a w zasadzie samo podsumowanie historii przez Azę wydawało mi się bardzo dobrą klamrą. Daje ono poczucie – a przynajmniej ja odebrałam to w taki sposób – jakby Aza mówiła „hej, nie stresuj się zanadto, bo wszystko jakoś się ułoży, będą dobre momenty, ale będą też momenty w twoim życiu, które będą koszmarne”. To spore uproszczenie, ale John Green w tych ostatnich myślach, które są niemal jak kalejdoskop w myślach Azy, przedstawia ładną puentę i wiadomość skierowaną do czytelnika. To nie jest książka, która odmieni życie. Ale jest to opowieść o potrzebie zrozumienia – w szczególności samego siebie. Również o dojrzewaniu oraz o radzeniu sobie z samym sobą. I to właśnie to najbardziej wybrzmiewa i na tym skupił się autor.

Odniosłam wrażenie, że ta opowieść stoi tak naprawdę tylko jednym wątkiem. I jest to wątek zmagań Azy z jej lękami, z OCD czyli zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, czy inaczej mówiąc, nerwicą natręctw oraz z wszelkimi rozprawami jestem/nie jestem prawdziwa. Poruszenie wątku dyskomfortu psychicznego pokazuje, że autor nie boi się tematów nieco cięższych w swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Leila nie żyje. Jej ciało jest martwe i porzucone w śmietniku. Ale jej mózg jeszcze pracuje przez tytułowe 10 minut i 38 sekund. W tym czasie powracają do niej migawki wspomnień, różne skojarzenia związane z wydarzeniami z jej życia, z obrazami i zapachami. Na bazie tych urywek wspomnień poznajemy Leilę i jej historię właściwie od samego momentu jej narodzin, przy czym sama opowieść nie kończy się wraz z jej śmiercią. Historia nie mogłaby się skończyć w tym momencie…

Od początku wiedziałam, jak się zaczyna ta książka. Znałam jej opis i przez to bałam się, że będzie mocno i konsekwentnie poruszała tematy metafizyczne oraz rozważania dotyczące śmierci i tego, co po niej, a to po prostu nie moja bajka. Ale to nie taka opowieść. Elif Shafak przedstawiła nam oryginalny i intrygujący koncept prowadzenia historii, a w zasadzie nawet wielu historii kilku żyć, które na pewnej drodze się ze sobą spotkały. Leila w tym wszystkim jest pewnego rodzaju klejem czy spoiwem, który połączył ze sobą ludzi, którzy być może w zwyczajnych okolicznościach nigdy by się nie zaprzyjaźnili. Poza tym wkraczamy w świetnie oddany klimat Stambułu, czytając czuje się ten gorąc tureckiego powietrza czy wszelkie zapachy; tutaj wyobraźnia naprawdę zostaje pobudzona. Poza tym mamy wstawki dotyczące historii kraju, rewolucji czy społecznych i kulturowych zagadnień, które po prostu wchłaniamy. Ten początek, a właściwie dobra połowa książki jest naprawdę urzekająca.

Powieść jest jednak trochę nierówna. Na początku mocno pędzimy poprzez wspomnienia Leili, po to, by ostatecznie coraz bardziej zwalniać. Wydaje mi się, że w okolicach trzy setnej strony siada trochę tempo tej opowieści. Przynajmniej na jakiś czas, bo później, od momentu zapadnięcia jednej kluczowej decyzji na powrót sporo się dzieje i znów z zapartym tchem śledzimy wydarzenia, rozgrywające się w ostatnich stu pięćdziesięciu stronach. Mimo to pewne rozdziały wydawały się zbyteczne; bardzo niewiele wnoszące do akcji czy do całości tworu (i NIE mam tutaj na myśli rozdziałów zatytułowanych „historia…” któregoś z piątku przyjaciół, bo te są naprawdę ciekawym i dobrym dopełnieniem całości). Natomiast takie obiektywne przerywniki sprawiały wrażenie wciśniętych na siłę w ramach… spojrzenia z offu? Spokojnie mogłoby ich nie być – powieść byłaby krótsza i wcale by na tym nie ucierpiała. Bo czasem miałam wrażenie, że autorka chce nam przekazać nawet najmniejszą, najdrobniejszą informację i czasami w tym całym przekazie to było już zbyt dużo.

Elif Shafak jest naprawdę wspaniała i niesamowicie inteligentna. Jeszcze przed skończeniem książki obejrzałam chyba wszystkie wywiady z nią i wszelkie TedTalks. To w jaki sposób się wysławia i operuje słowami jest hipnotyzujące. I ten jej dar czuć w sposobie, w jaki kreuje i przedstawia historię Leili. 10 minut i 38 sekund… to poruszająca opowieść o sile przyjaźni, o niesprawiedliwości, o życiu w świecie, który nas nie rozumie.

Leila nie żyje. Jej ciało jest martwe i porzucone w śmietniku. Ale jej mózg jeszcze pracuje przez tytułowe 10 minut i 38 sekund. W tym czasie powracają do niej migawki wspomnień, różne skojarzenia związane z wydarzeniami z jej życia, z obrazami i zapachami. Na bazie tych urywek wspomnień poznajemy Leilę i jej historię właściwie od samego momentu jej narodzin, przy czym sama...

więcej Pokaż mimo to