-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2016-01-17
2013
2015-12
Znowu wyjdę na zrzędę, ale... Ta książka miała niewątpliwie dobry pijar: Lisa Gardner stwierdziła, że nie mogła domyślić się zakończenia do ostatniej strony. No cóż... akurat to jaki będzie finał wiedziałam w połowie akcji. Opinia samego Kinga na okładce zwabiała ludzi jak lep muchy. Mnie też, ale na bezsenność nie cierpiałam z powodu powieści Hawkins. Czytało mi się ją bardzo dobrze i szybko; uważam, że postać Rachel została skrupulatnie przemyślana, przez co psychologizm postaci został oddany bardzo dogłębnie i za to ogromny plus. Sama główna bohaterka jest nieszablonowa, niestereotypowa, próżno w niej szukać tendencyjności. Fabuła ciekawa, kompozycja oryginalna. Ale mam mały niedosyt. Spodziewałam się czegoś bardziej mrocznego, nieprzewidywalnego... Dużo szumu wokół tej powieści, ale uważam, że np. Streig Larsson ze swoją trylogią zasługuje na większe peany niż autorka "Dziewczyny z pociągu".
Znowu wyjdę na zrzędę, ale... Ta książka miała niewątpliwie dobry pijar: Lisa Gardner stwierdziła, że nie mogła domyślić się zakończenia do ostatniej strony. No cóż... akurat to jaki będzie finał wiedziałam w połowie akcji. Opinia samego Kinga na okładce zwabiała ludzi jak lep muchy. Mnie też, ale na bezsenność nie cierpiałam z powodu powieści Hawkins. Czytało mi się ją...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09
Po książce, która dostała Nagrodę Nobla spodziewałabym się duchowej erupcji wulkanu, a opowiadania Munro okazały się totalnym niewypałem. Dla mnie nagroda za wybitne osiągnięcia literackie to książka na miarę "Chłopów" Reymonta! Młodopolska powieść jest dla mnie znakomitym i ponadczasowym dziełem, do którego wracam z ochotą tak często jak się da! Próżno szukać takich epitetów w "Uciekinierce". Męczyłam kolejne opowiadania i z każdą przeczytaną stroną zastanawiałam się na czym polega fenomen tej książki? Przesadne kombinowanie w chronologii zdarzeń, powodowało, że opowieść stawała się dla mnie mało klarowna i na siłę zagmatwana. Poza tym raziło mnie bardzo słownictwo: jałowe, bardzo oszczędne, w którym rzekomo miała znaleźć się głębia i uniwersalizm postaci. Niestety, bohaterki wykreowane przez Munro bardziej mnie irytowały niż wzbudzały sympatię, nie mogłam utożsamić się z żadną z nich, chociaż, wierzcie mi, bardzo się starałam. Te opowiadania dla mnie są kompletnie o niczym. Nie wyniosłam z tej lektury żadnej mądrości życiowej... Miałam wrażenie, że zamierzeniem pisarki było, by przedstawione sytuacje i postacie miały wymiar symboliczny (chociażby koza w pierwszym opowiadaniu), ale niestety wyszło jej to nieudolnie.
Po książce, która dostała Nagrodę Nobla spodziewałabym się duchowej erupcji wulkanu, a opowiadania Munro okazały się totalnym niewypałem. Dla mnie nagroda za wybitne osiągnięcia literackie to książka na miarę "Chłopów" Reymonta! Młodopolska powieść jest dla mnie znakomitym i ponadczasowym dziełem, do którego wracam z ochotą tak często jak się da! Próżno szukać takich...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-19
Książka wtórna. Kiedy przeczytałam, że Grey oświadcza się Anie, myślałam, że będę rzygać tęczą...
Książka wtórna. Kiedy przeczytałam, że Grey oświadcza się Anie, myślałam, że będę rzygać tęczą...
Pokaż mimo to2015-04-12
Zarzekałam się, że tego gniota nie przeczytam za nic w świecie. A jednak - koleżanka wyjęła dwa tomy z torebki i zapytała mnie: "Chcesz?" Ja na to skinęłam głową, myśląc "no dobra, zobaczymy o co tyle szumu". Powieść James to uwspółcześniona wersja Kopciuszka, o fabule równie prawdopodobnej jak fakt, że za chwilę urośnie mi kaktus na dłoni. Postaci tendencyjne - jak to przystało na literaturę popularną, a sam główny bohater ma tyle cech, iż swobodnie obdarowałby nimi wszystkich mężczyzn zamieszkujących Seattle, i jeszcze by dla niego zostało. Sam Grey nie dość, że jest obrzydliwie bogaty, nieziemsko przystojny, piękny, wysportowany, to do tego czuły, hojny, uczciwy, na dodatek posiadający multum talentów: tańczy, gra na fortepianie, steruje śmigłowcem, szybowcem, jachtem, szkoda, że ponadto nie śpiewa arii operowych i nie stepuje. A Ana? Dinozaur wśród kobiet XXI wieku - dwudziestojednoletnia dziewica, która przez całą książkę wprowadzana jest w tajniki seksu, osiąga orgazm za orgazmem, oczywiście na zawołanie Chrystiana "Ana, dojdź dla mnie", a ta za sprawą czarodziejskiej, Greyowskiej różdżki rozpada się na miliony kawałków, tylko po to, by jej kochanek doszedł zaraz po niej, krzycząc wniebogłosy jej imię. Nie wspomnę już o wewnętrznej bogini, która robi potrójne salta i wydyma usta siedząc w pozycji kwiatu lotosu. I może nie byłoby to takie straszne, jakby nie fakt, że za 737462 razem czytamy w kółko jedno i to samo. Książka banalna, napisana przystępnym językiem, ale z licznymi błędami fleksyjnymi i składniowymi, czyta się szybko i łatwo, momentami nawet pojawił się grymas uśmiechu na mojej twarzy, co nie znaczy, że to majstersztyk jeśli chodzi o humor. Zastanawiające jest to, że na rynku literackim pojawiało się już mnóstwo książek, w których motywem przewodnim jest seks (chociażby "Emmanuelle", "Pamiętniki Fanny Hill"), więc nie mam pojęcia dlaczego "Pięćdziesiąt twarzy Greya" odniosło taki sukces.
Zarzekałam się, że tego gniota nie przeczytam za nic w świecie. A jednak - koleżanka wyjęła dwa tomy z torebki i zapytała mnie: "Chcesz?" Ja na to skinęłam głową, myśląc "no dobra, zobaczymy o co tyle szumu". Powieść James to uwspółcześniona wersja Kopciuszka, o fabule równie prawdopodobnej jak fakt, że za chwilę urośnie mi kaktus na dłoni. Postaci tendencyjne - jak to...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-21
Niestety wielkie rozczarowanie! Na odwrocie książki napisane jest, że to dzieło na miarę Kodu Leonarda. Oprócz tematyki religijnej nic jej nie łączy z thrillerem Browna. Książka ciągnie się jak przysłowiowe flaki z olejem. Nagminne retardacje w postaci rozmów bohaterów, charakterystyk osób, które nie mają większego wpływu na rozwój akcji, wreszcie niedorzeczny romans Angeli i Steva, opisy ich zbliżeń na miarę taniego harlequina, w końcu irytujący sam Randall, cyniczny cwaniak o naiwności dziesięcioletniego dziecka. Gdyby autor się postarał, mogłby ścisnąć fabułę w 200 stronicach. Czytałam, czytałam i czekałam, aż wydarzy się coś fascynującego, ale na próżno. Akcja zamiast się rozkręcać to jak na złość stała w miejscu, a autor raczył nas opisami o metodach badania C-14, różnicach między aramejskim a hebrajskim, konstrukcji próbowek, sejfu itp. Ironizuję, ale z powodu irytacji.
Niestety wielkie rozczarowanie! Na odwrocie książki napisane jest, że to dzieło na miarę Kodu Leonarda. Oprócz tematyki religijnej nic jej nie łączy z thrillerem Browna. Książka ciągnie się jak przysłowiowe flaki z olejem. Nagminne retardacje w postaci rozmów bohaterów, charakterystyk osób, które nie mają większego wpływu na rozwój akcji, wreszcie niedorzeczny romans Angeli...
więcej mniej Pokaż mimo toBaśnie to kopalnia mądrości. Są cudowne, ponieważ wprowadzają dziecko w nieznany mu dotąd świat i pozwalają doświadczyć tego, co ulubieni bohaterowie. Pożytek z baśni wynika z tego, że dzięki nim, dziecko nieświadomie wkracza w dorosłość i potrafi radzić sobie z problemami jakie napotyka na swojej drodze. Wszystkie lęki i obawy znikają, ponieważ widzi, że mali i pozornie słabi bohaterowie, z którymi się utożsamia, potrafią zgładzić smoka, przechytrzyć olbrzyma, czyli umieją stawiać czoło przeciwnościom losu. Wtedy dziecko wie, że i ono będzie zdolne, do radzenia sobie w trudnych sytuacjach i może im podołać. Wg mnie majstersztyk i każdy powinien przeczytać tę pozycję. Pomaga ona zrozumieć jakie emocje kryją się w dziecięcej nieświadomości i dlaczego dziecko uwielbia jedną, konkretną baśń, którą chce codziennie słuchać na zakończenie dnia. Polecam!
Baśnie to kopalnia mądrości. Są cudowne, ponieważ wprowadzają dziecko w nieznany mu dotąd świat i pozwalają doświadczyć tego, co ulubieni bohaterowie. Pożytek z baśni wynika z tego, że dzięki nim, dziecko nieświadomie wkracza w dorosłość i potrafi radzić sobie z problemami jakie napotyka na swojej drodze. Wszystkie lęki i obawy znikają, ponieważ widzi, że mali i pozornie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-01
2013-08-01
2013-01-01
2013-05-23
Nie będę tutaj streszczać powieści, bo zrobili to z największą skrupulatnością moi poprzednicy. Książkę przeczytałam, a właściwie pożarłam, jednym haustem! Czyta się ją bardzo szybko, lekko i przyjemnie, wciąga do tego stopnia, że nie można przestać, odłożyć na potem. Muszę przyznać, że mitologie świata, a w szczególności nasza rodzima, od zawsze mnie fascynowały. Uwielbiam świat demonów i duchów słowiańskich, dlatego tak bardzo książka przypadła mi do gustu; niewiele jest pozycji poruszających w oryginalny sposób ten wątek. Utwór Agnieszki Kaźmierczyk jest fantastyczną alternatywą do zalewających nas zewsząd wampirów. Czas urzeczywistnić nasze topielice, wodniki, rusałki. Muszę także stanąć w obronie autorki, bo doczytałam się w wielu recenzjach, że książka jest uboga w opisy, że akcja toczy się nazbyt wartko. Nie zapominajmy, że "Księżyc nad Świtezią" jest powieścią przeznaczoną dla młodego odbiorcy. Gimnazjaliści czy uczniowie szkół średnich po uszy mają opisów przyrody w "Panu Tadeuszu", retardacji w postaci kunsztownego wywodu na temat wyglądu tarczy Achillesa czy zbroi Hektora. Umówmy się, oni zasypiają nad takimi tekstami, są dla nich przez to mało atrakcyjne, nudne, niezrozumiałe. "Księżyc..." ma być zachęceniem młodzieży do sięgnięcia w ogóle po książkę, bo statystki zatrważają i biją na alarm : młodzi ludzie nie czytają!!! Wolą siedzieć przez TV, grać na komputerze, czy czatować na fb. Książka napisana jest w bardzo przystępny sposób, językiem bliskim młodym ludziom, świetnie wprowadza w świat białoruskiej tajemniczej i magicznej rzeczywistości, zapoznaje czytelnika z mitologią słowiańską, tym samym zachęcając do sięgnięcia po literaturę naukową związaną z okolicami Nowogródka. Świteź już nie będzie się tylko kojarzył ze balladami Mickiewicza, ale i powieścią Kaźmierczyk. Jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić, to na pewno do tego, że książka jest... za krótka. Z miłą chęcią przeczytałabym kolejne 200 stron, albo kontynuację, bo Svetlana rozsierdziła mnie niemiłosiernie traktując Wojtka w sposób "murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść". Poza tym jestem bardzo ciekawa co z Anką, liczyłam na wyjaśnienie, a tu autorka postanowiła zostawić niedomówienie, niedosyt. Mam nadzieję, że celowo, by móc wyjaśnić losy matki Marii Lach w następnej części powieści.
Nie będę tutaj streszczać powieści, bo zrobili to z największą skrupulatnością moi poprzednicy. Książkę przeczytałam, a właściwie pożarłam, jednym haustem! Czyta się ją bardzo szybko, lekko i przyjemnie, wciąga do tego stopnia, że nie można przestać, odłożyć na potem. Muszę przyznać, że mitologie świata, a w szczególności nasza rodzima, od zawsze mnie fascynowały....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-01
2013-01-01
Z przykrością stwierdzam, że jest to jak dotąd najsłabsza książka Cobena, a miałam nadzieję, że każda będzie na miarę "Nie mów nikomu". Przesadna retardacja niemająca powiązania z akcją, zanudzała momentami do tego stopnia, że z powodzeniem opuszczałam fragmenty na temat zasad gry w golfa. Tytuł mylący, nie powiązany z fabułą w dostatecznym stopniu. Sytuacja w garażu mało prawdopodobna, nierealna, naciągana. Książka pisana na siłę. Niestety.
Z przykrością stwierdzam, że jest to jak dotąd najsłabsza książka Cobena, a miałam nadzieję, że każda będzie na miarę "Nie mów nikomu". Przesadna retardacja niemająca powiązania z akcją, zanudzała momentami do tego stopnia, że z powodzeniem opuszczałam fragmenty na temat zasad gry w golfa. Tytuł mylący, nie powiązany z fabułą w dostatecznym stopniu. Sytuacja w garażu mało...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-10-01
Uważam, że to godny następca Larssona. Wiadomo, Lagercrantz nigdy nie będzie Steigiem, ale uznanie należy się mu za to, że podjął wyzwanie, by choć trochę się do niego upodobnić. Świetnie wstrzelił się w klimat powieści swojego poprzednika. W niczym nie odstaje w kreowaniu postaci, sposobie pisania, zamyśle kompozycyjnym, a to nie lada wyzwanie. Gratuluję!
Uważam, że to godny następca Larssona. Wiadomo, Lagercrantz nigdy nie będzie Steigiem, ale uznanie należy się mu za to, że podjął wyzwanie, by choć trochę się do niego upodobnić. Świetnie wstrzelił się w klimat powieści swojego poprzednika. W niczym nie odstaje w kreowaniu postaci, sposobie pisania, zamyśle kompozycyjnym, a to nie lada wyzwanie. Gratuluję!
Pokaż mimo to