-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-05-05
2024-05-04
6,5/10
Callie Peterson chciała po prostu chronić i badać przyrodę. Ale czy aby na pewno? 😉
Muszę powiedzieć, że czytałam tę książkę dość długo – łatwo było mi ją odłożyć na bok i zająć się milionem innych spraw. Było tak do pewnego momentu, bo po 150 stronie nie chciałam już znajdować wymówek. Warto to wiedzieć: O’Riley masakrycznie rozwlekła początek tej historii. Chociaż miał swój unikalny klimat małomiasteczkowy, gdzie patrzy się na obcych z byka, to jednak nie to obiecywał opis okładkowy. Callie miała przecież wylądować w mrocznym świecie Fae, czemu więc czytamy tyle o zakusach kolegi, odkrywaniu grzybów i bieganiu za motylami? Tak, ten ostatni aspekt był potrzebny, ale rozłożenie tego na aż sto stron było ździebko przeciągniętym przegięciem. Można w bardziej dynamiczny sposób podkreślić to, że przez wygląd Callie często bywała skreślana i szufladkowana jako pusta Barbie.
To, co będę podkreślać: to książka dla dorosłych. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego na okładce widnieje 16+ – nijak się to ma do młodzieżowych książek! „How does it feel?” to dark–paranormal–urban–fantasy. I to dark powinno być mocno podkreślone, bo przecież trafiamy na dwór Unseelie! Kto czytał Lauren K. Hamilton czy Karen Marie Moning wie, że z Mrocznym Ludem nie ma żartów. Ta książka ma listę triggerów, dzieją się złe i smutne rzeczy. Mendax jest naprawdę mendą, wielkim mrocznym księciem fae. Kiedy czytacie, możecie mieć wrażenie, że to „Okrutny Książę” na dorosłych sterydach. Powiązania z książką Holly Black czy nawet Sarah J. Maas są widoczne, jednak O’Riley idzie swoim tempem. Także: nie dla młodzieży, naprawdę.
Mamy przeciągnięty początek, niedopasowane oznaczenie wiekowe, ale co więcej? Jest trochę głupich i naciągniętych rzeczy, momentów, gdzie śmiałam się z zachowań, które nie były śmieszne (Mendo Mendaxie, serio, zrozumiałam że jesteś wielki, mroczny i bezduszny :D), ale też trafiły się momenty, które były naprawdę świetne – przenikała się tu groza, napięcie, seksualna nienawiść. Bywało słusznie śmiesznie i czasem konfundująco. Ta książka ma swój klimat paranormal–urban fantasy z lat 2005–2012 i piszę to jako komplement, bo kocham tego typu książki.
Pomimo złego oznaczenia, ja wiedziałam co dostanę i jestem z lektury zadowolona. Tak, bez dwóch zdań jestem odbiorczynią tej książki. Przyznaję, momentami bywało ciężko, ale przymykam oko na błędy i tę dziwną końcówkę – teraz nie pozostało mi nic innego, jak czekać na kontynuację!
(Co zaskoczyło mnie językowo w tej książce? Dwie rzeczy! The human w kwestii Callie zostało przetłumaczone jako człowieka. Człowieka była paskudna. Człowieka chciała zabić księcia. Człowieka pogłaskała kota. To najbardziej niekomfortowy feminatyw do czytania ever. Dodatkowo „throbing sex” przełożono na „pulsującą wulwę”. Nie wiem skąd ta wulwa, ale od razu ją zapamiętałam 😅)
[Książka otrzymana we współpracy z Wydawnictwem Jaguar, za co serdecznie dziękuję!]
6,5/10
Callie Peterson chciała po prostu chronić i badać przyrodę. Ale czy aby na pewno? 😉
Muszę powiedzieć, że czytałam tę książkę dość długo – łatwo było mi ją odłożyć na bok i zająć się milionem innych spraw. Było tak do pewnego momentu, bo po 150 stronie nie chciałam już znajdować wymówek. Warto to wiedzieć: O’Riley masakrycznie rozwlekła początek tej historii....
2024-04-28
2024-04-24
2024-04-23
2024-04-22
Czy można jeść w kółko to samo? A i owszem, efekt finalny tylko trochę się od siebie różni!
Nie ma co ukrywać, że „Tron Królowej Słońca” to wszystko to, co już wcześniej czytaliśmy w romantasy, ale też ociupinkę przewietrzony, by wpadł do niego powiew świeżego powietrza. Baza historii faktycznie jest połączeniem „Rywalek” oraz „Dworów” – różnią się niuanse, chociaż też i niuanse niesamowicie spajają tę trójkę w jedność.
Lor od dwunastu lat siedzi w więzieniu. Ona i jej rodzeństwo robią wszystko, żeby przetrwać w tym parszywym miejscu. Gdy kolejny raz dziewczyna zostaje zesłana do Nicości – dziury przeznaczonej dla więźniów, z której niewielu wychodzi żywym – jest przekonana, że to jej koniec. Lor jednak zostaje uratowana i wpakowana w królewską rozgrywkę. Wzięcie udziału w turnieju o rękę Króla może być zbawieniem, ale też kolejnym wyrokiem śmierci…
Jest to książka bardzo podobna do tych z porównania – w głównej mierze na inne wymieniono imiona postaci, mapę i specyfikę fae. Sam worldbulding miejscami jest bardzo powierzchowny lub zabawny (dalej pośmiechuję się z kapsułek na porost włosów, wybaczcie) – mimo to jestem mega zafascynowana tym światem. Co dokładnie potrafi dany rodzaj fae? Jak manifestują się ich moce, co mogą oprócz zewnętrznego piękna i skrzydeł? Dajcie mi tego więcej, na to się piszę!
Lor jest fajną postacią – ma pazur, jest bezczelna, chociaż czasem za bardzo traci głowę dla Atlasa, Króla Słońca. Czy można ją winić za to? Nie, spędziła za dużo lat w więzieniu, by piękna fasada i dobroć jej nie uwiodły, to zrozumiałe.
Atlas, Nadir oraz Gabriel – każdy z nich orbituje koło własnych celów, niektóre klarowne jak lipcowa pogoda, inne trochę bardziej mętne. Dość często ich charakter sprowadza się wyłącznie do obranego celu, a każda inne cecha praktycznie zanika, co jest minusem. Dopada to także postacie poboczne, mam wrażenie, że z łatwością zlewają się w jedno i są takimi figurami (niekiedy okropnie stereotypowymi).
Fabuła – w gruncie rzeczy od momentu wydostania Lor z więzienia pędzimy do przodu. Mnie to ani trochę nie przeszkadza, bo kocham wartkie tempo. W przypadku tej książki może jednak utracić się właśnie budowanie świata, charakterów oraz więzi między postaciami. Poniekąd „Tron Królowej Słońca” na to cierpi.
Jest szybko, jest dynamicznie, jest wtórnie, jest romantasy okraszone spicy scenami (tutaj jest ich mniej, niż w kolejnych tomach, a przynajmniej tak zapowiada autorka…). Bawiłam się dobrze, chętnie sięgnę po drugi tom, ale nie będę rzucać wszystkiego, by się za niego zabrać 😄
Za książkę w ramach współpracy reklamowej dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
Czy można jeść w kółko to samo? A i owszem, efekt finalny tylko trochę się od siebie różni!
Nie ma co ukrywać, że „Tron Królowej Słońca” to wszystko to, co już wcześniej czytaliśmy w romantasy, ale też ociupinkę przewietrzony, by wpadł do niego powiew świeżego powietrza. Baza historii faktycznie jest połączeniem „Rywalek” oraz „Dworów” – różnią się niuanse, chociaż też i...
2024-04-07
DNF 24%
Niestety, ale bohaterka zachowuje się chwilami tak, jakby miała w głowie odcedzoną zupkę instant.
DNF 24%
Niestety, ale bohaterka zachowuje się chwilami tak, jakby miała w głowie odcedzoną zupkę instant.
2024-04-06
2024-04-02
2024-04-01
2024-03-28
6,5/10
O wiele lepsza, niż myślałam że będzie - a nie miałam za wiele oczekiwań. Oprócz magicznego momentu ✨drama time✨, to naprawdę dobrze przesłuchiwało mi się tę książkę!
6,5/10
O wiele lepsza, niż myślałam że będzie - a nie miałam za wiele oczekiwań. Oprócz magicznego momentu ✨drama time✨, to naprawdę dobrze przesłuchiwało mi się tę książkę!
2024-03-24
2024-03-06
2024-02-25
Miałam wzloty i upadki z tą książką, aż do samego końca. Emily jest świetną bohaterką, urzekającą w tym swoim specyficznym idealnie profesorsko-badaczkowym charakterze. Zaś Bambleby to dosłownie drama queen, którego pokochałam po kilku scenach - to ten typ, że mnie wystarczy jeden uśmiech. Ale... Jednak ten aspekt badawczy momentami niesamowicie wyhamowywał mój entuzjazm podczas czytania. Chociaż katalogowanie i analizowanie wszelkiego rodzaju fae jest faescynujące (musiałam)!
To nie jest książka do szybkiego czytania. Chociaż ma elementy akcyjne, przez które po prostu pędzi się na łeb na szyje, ponieważ tak fajne są, to trzeba być przygotowanym na gwałtowne przystopowanie tempa na opisach czy charakterystyce istot badanych.
Ogółem za jakiś czas zabieram się za tom 2 - ta część kończy się tak, że czytelnik jest syty, nie ma cliffhangera.
Miałam wzloty i upadki z tą książką, aż do samego końca. Emily jest świetną bohaterką, urzekającą w tym swoim specyficznym idealnie profesorsko-badaczkowym charakterze. Zaś Bambleby to dosłownie drama queen, którego pokochałam po kilku scenach - to ten typ, że mnie wystarczy jeden uśmiech. Ale... Jednak ten aspekt badawczy momentami niesamowicie wyhamowywał mój entuzjazm...
więcej mniej Pokaż mimo to
Takie naciągnięte wyżej 6,5/10
Ciągle mi czegoś w tej nowelce brakowało, ale chętnie poznałabym szerszą historię Sibby.
Takie naciągnięte wyżej 6,5/10
Pokaż mimo toCiągle mi czegoś w tej nowelce brakowało, ale chętnie poznałabym szerszą historię Sibby.