-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
47/2024 (audiobook 34/2024)
Och, wspaniała rzecz!
Krzysztof Bochus z każdym kolejnym tomem poświęconym Abellowi staje się coraz ciekawszym Autorem.
Kryminał retro w najlepszym wydaniu.
Misterne śledztwo, soczysta akcja i efektowne jej zwroty, charakterni bohaterowie, koronkowa intryga, wielopiętrowa, zagmatwana sprawa, wręcz idealne proporcje pomiędzy wątkiem kryminalnym a obyczajowym, a wszystko to z uniknięciem zarówno patosu, jak i banału.
Plus ogromny walor: klimat i koloryt epoki. Bochus prowadzi czytelnika przez rzeczywistość połowy lat trzydziestych, czuć już plecach odór oddechu rosnącego w siłę nazizmu. Autor ciekawie opowiada o losach mennonitów w tamtym okresie rozwoju III Rzeszy, z widocznym przygotowaniem merytorycznym na tle funkcjonowania tego specyficznego wyznania rysuje swą fikcyjną, kryminalną opowieść. A przy okazji edukuje nas w zakresie… ówczesnej gospodarki bursztynem, sposobami jego pozyskiwania, transportem i handlem, a przede wszystkim – towarzyszącej temu wszystkiemu korupcji.
Znać tu mocne inspiracje Ebim Mockiem z Breslau: w osobie Christiana Abella znajdujemy sporo cech jego kolegi po fachu, nawet Kukulka staje się tu odpowiednikiem Wirtha i Zupitzy (“cyngli” Mocka), czyli takim człowiekiem od tzw. mokrej roboty.
Zresztą Bochus – tak jak Krajewski Breslau – stara się osobnym bohaterem swej powieści uczynić ówczesny Gdańsk, z jego klimatem przedwojennym, zabierając nas w miejsca, które zniknęły potem z powierzchni ziemi.
Ciekaw jestem, jak Abell poradzi sobie w ciągu kilku najbliższych lat, jakie dzielą go od wystrzałów pewnego pancernika, który zawinie do gdańskiego portu w ramach wizyty mającej uczcić pamięć poległych na Bałtyku i pochowanych w sierpniu 1914 roku w Gdańsku marynarzy z krążownika “Magdeburg”…
Lektor: Mateusz Weber
47/2024 (audiobook 34/2024)
Och, wspaniała rzecz!
Krzysztof Bochus z każdym kolejnym tomem poświęconym Abellowi staje się coraz ciekawszym Autorem.
Kryminał retro w najlepszym wydaniu.
Misterne śledztwo, soczysta akcja i efektowne jej zwroty, charakterni bohaterowie, koronkowa intryga, wielopiętrowa, zagmatwana sprawa, wręcz idealne proporcje pomiędzy wątkiem kryminalnym...
46/2024 (audiobook 33/2024)
Gdybym był… drinkiem – James Bond by mnie nie pijał. Bo w przeciwieństwie do jego smakowych preferencji – po lekturze książki Kate Alice Marshall jestem zmieszany, w żadnym wypadku nie wstrząśnięty :P
Moje mieszane uczucia wiążą się z rozczarowaniem i żalem, że najważniejsze składowe tej opowieści nie za bardzo ze sobą współgrają.
Oto bowiem – największym walorem tej historii jest ów, zawarty w tytule, gąszcz kłamstw. Okazuje się, że dosłownie każdy w tej powieści ma swoje tajemnice, coś ukrywa, czegoś strzeże. Czyli – kłamie. Sobie i innym.
I ten gęsty, zawiesisty, klimat zakłamania, półprawd czy niedopowiedzeń udało się Autorce sugestywnie wykreować, co pozwala zaangażować czytelnika emocjonalnie.
Niestety starania te, nie chce napisać, że niweczy, ale zdecydowanie osłabia ich siłę – nieco absurdalna fabuła oraz zupełnie nieprzekonujące portrety psychologiczne bohaterek.
Może po prostu jestem “za duży”, a może przeczytałem za dużo poważniejszych i ciekawszych książek na podobny temat – nie wiem. Wiem za to, iż nie dałem się Autorce przekonać. Nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu Autorka nie pozwoliła mi tych zamiarów zrealizować. :)
Lektorka: Jagoda Małyszek
46/2024 (audiobook 33/2024)
Gdybym był… drinkiem – James Bond by mnie nie pijał. Bo w przeciwieństwie do jego smakowych preferencji – po lekturze książki Kate Alice Marshall jestem zmieszany, w żadnym wypadku nie wstrząśnięty :P
Moje mieszane uczucia wiążą się z rozczarowaniem i żalem, że najważniejsze składowe tej opowieści nie za bardzo ze sobą współgrają.
Oto bowiem –...
45/2024 (audiobook 32/2024)
Po lekkim wynudzeniu lekturą cyklu z aspirantem Przeworskim w roli głównej z ulgą sięgnąłem po tom poświęcony innemu bohaterowi.
Autor dokonał ciekawego zabiegu czyniąc bohaterem książki postać epizodyczną pojawiającą się w jednej z poprzednich powieści.
I był to strzał w dziesiątkę: Vogel jest postacią o wiele ciekawszą, intrygującą, tajemniczą niż Dominik Przeworski.
Zresztą wszystko jest w tej książce ciekawsze niż we wspomnianym cyklu: lepsze twisty, atrakcyjniejsza fabuła, bardziej wyraziste postacie, bardziej pogmatwana intryga. Mówiąc kolokwialnie: Vogel ma większe jaja niż Domiś.
Z nieskrywaną frajdą czytam, że Autor zamierza uczynić Henryka/Heinricha bohaterem większej serii. Rad jestem, że Autor znów powraca do mocniejszych rzeczy niż grzeczne, familijne wręcz, kryminały jakim poświęcał się ostatnio.
Ciągle jednak tęsknię za Suderem – najciekawszym, jak dotąd, bohaterem wykreowanym przez Marka Stelara.
Lektor: Mateusz Drozda
45/2024 (audiobook 32/2024)
Po lekkim wynudzeniu lekturą cyklu z aspirantem Przeworskim w roli głównej z ulgą sięgnąłem po tom poświęcony innemu bohaterowi.
Autor dokonał ciekawego zabiegu czyniąc bohaterem książki postać epizodyczną pojawiającą się w jednej z poprzednich powieści.
I był to strzał w dziesiątkę: Vogel jest postacią o wiele ciekawszą, intrygującą,...
44/2024 (audiobook 31/2024)
Istnieje w muzyce taka teoria, że dopiero trzeci album w dyskografii świadczy o prawdziwym potencjale zespołu. W debiucie – wiadomo – zapał, podniecenie, chęć podzielenia się ze światem własnym pomysłem na sztukę. Druga płyta to już wyciągnięcie wniosków z błędów debiutu, rozwinięcie pewnych pomysłów, wprowadzenie jakiegoś nowego składnika.
A trzeci album – to już przemyślana koncepcja, wynik wcześniejszych rozczarowań ale i sukcesów, chęć nie tylko utrzymania wypracowanej pozycji ale i przejścia do kontrataku.
Nowa powieść Sławomira Gortycha idealnie wpisuje się w tę gradację.
“Schronisko, które spowijał mrok” jest – jak dotąd – najlepszym albumem w jego dyskografii ;)
Autor konsekwentnie kroczy obraną drogą (notabene, ciekaw jestem, kiedy wyczerpie się ta formuła) zarówno jeśli chodzi o wybór miejsc akcji, konstrukcji fabuły i ogólnej koncepcji świata przedstawionego.
Co stanowi o wyższości trzeciego tomu nad poprzednimi dwoma? Otóż nie tylko to, co w nim jest, ale także to, czego w nim nie ma :)
Autor buduje intrygę splatając wydarzenia sprzed sześćdziesięciu lat ze współczesnością. Ale tym razem czyni to, rzekłbym, głębiej, ciekawiej, sugestywniej. Już nie dzierga fabuły na szydełku, ale snuje piękny ażurowy ścieg.
Wykorzystując fakty z przeszłości regionu (niektóre przekształcając) przemyślanie kreuje mocną fikcyjną opowieść, w której znaki zapytania uderzają z siłą lawiny.
Wielkim walorem powieści jest niesamowity klimat karkonoski, jaki udaje się Autorowi wytworzyć na kartach książki. Da się wręcz poczuć chłód śniegu i smagnięcia wiatru w pewnych momentach.
Spora porcja wiedzy geograficzno-historycznej o tym niezwykłym regionie staje się już właściwie charakterystyczną składową książek Gortycha. I to jest wspaniałe – Autor inspiruje podrzucając czytelnikowi ciekawe historie mogące być przyczynkiem do własnych poszukiwań.
Pobrzmiewają tu – zwłaszcza jeśli chodzi o część akcji poświęconej sylwestrowej nocy – echa Agathy Christie, a nawet, rzekłbym, Quentina Tarantino :) Hermetyczne miejsce, zamknięty krąg towarzyski, niespodziewana zbrodnia, wszyscy podejrzani.
Mam wrażenie, że i pod względem kompozycji fabuły Autor się rozwija: żongluje retrospekcją coraz bardziej, dzieląc akcję na kawałki i rozrzucając je przed czytelnikiem.
No dobrze, a co z tym, czego nie ma, a co także stanowi o wyższości tego tomu nad pozostałymi?
Otóż tym razem, ku mej uldze, Autor nie raczy nas żenująco-licealno-kiczowatym wątkiem miłosnym. To były największe słabości dwóch poprzednich książek i tego obawiałem się przy trzeciej. Na szczęście, jak widać, Autor dojrzał zarówno jako pisarz, jak i pewnie człowiek, i tym razem postawił na poważniejszy rodzaj namiętności – taki, który prowadzi nawet do zbrodni.
Cieszę się, że “sprawy idą w dobrym kierunku”, mam nadzieję, że kolejne części opowieści karkonoskich będą jeszcze lepsze.
Lektor: Aleksander Orsztynowicz-Czyż
44/2024 (audiobook 31/2024)
Istnieje w muzyce taka teoria, że dopiero trzeci album w dyskografii świadczy o prawdziwym potencjale zespołu. W debiucie – wiadomo – zapał, podniecenie, chęć podzielenia się ze światem własnym pomysłem na sztukę. Druga płyta to już wyciągnięcie wniosków z błędów debiutu, rozwinięcie pewnych pomysłów, wprowadzenie jakiegoś nowego składnika.
A...
W ósmej księdze przygód Tytus i spółka zdobywają sprawność astronoma, co staje się pretekstem do lekcji historii – głównie tej z czasów Mikołaja Kopernika. Lekcja to dosłowna - ancymony stają się jej aktywnymi uczestnikami, gdyż… przenoszą się w czasie!
Oto bowiem w życiu naszych harcerzy oraz czytelników pojawia się postać wyjątkowa i wyjątkowo ważna: profesor T.Alent z Centralnego Ośrodka Wybryków Kosmicznych, szalony naukowiec, konstruktor i wynalazca. Dzięki aparacikowi zmajstrowanemu w pracowni profesora – ananasy wędrują w czasie, przeżywając masą przygód i poznając, oczywiście, słynnego astronoma.
Całość tej opowieści, niczym ambitna narracja, ujęta jest w fabularną klamrę kompozycyjną, udowadniającą, że podróże w czasie bywają ryzykowne – zwłaszcza powroty ;)
Reminiscencje Polski Ludowej (pierwsze wydanie księgi pochodzi z roku 1973), jakie wyłapałem tym razem dotyczą pracy i… włosów:
“Dobra organizacja pracy to zwiększone efekty produkcyjne, więc: Romek ładuje, Tytus wozi, a ja… liczę taczki” - cudna konfrontacja motywujących haseł z typową polskim kombinowaniem ;)
“- Na jutro macie mieć długie włosy, jak na żaków przystało. Wiadomo: ”krótkie włosy – krótki rozum.
- Chi, chi, Odwrotnie jak u nas!” - słynne problemy naszych, wówczas nastoletnich, ojców, którzy walczyli o dłuższe czupryny w domach i szkołach :)
Z ulubionych tekstów w tej książeczce wynotowałem:
“- Stać! Polskich chudopachołków nie wpuszczamy.
- Nie jesteśmy chudzi. Spójrzcie, panowie, na A`Toma”
I absolutnie kultowy dialog bandziorów przygotowujących napad:
“ - Jak Zefiryn ciach, to Pafnucy bum! Wtedy Makary bęc, a Kapistran ryms…
- A ja bym radził odwrotnie. Niech Kapistran bęc, a Makary ryms!”
“Astronomiczną” księgę wspominam z jakimś szczególnym sentymentem, była jedną z moich ulubionych w okresie dziecięcych lektur.
W ósmej księdze przygód Tytus i spółka zdobywają sprawność astronoma, co staje się pretekstem do lekcji historii – głównie tej z czasów Mikołaja Kopernika. Lekcja to dosłowna - ancymony stają się jej aktywnymi uczestnikami, gdyż… przenoszą się w czasie!
Oto bowiem w życiu naszych harcerzy oraz czytelników pojawia się postać wyjątkowa i wyjątkowo ważna: profesor T.Alent z...
43/2024 (audiobook 30/2024)
Jedna z moich ulubionych serii fantasy, po dłużącej się przerwie, znów odżyła w kolejnym tomie.
Z radością konstatuję, że cykl nie stracił na atrakcyjności, formuła się nie wyczerpała, konwencja się nie sprała i zachowuje swoje kolory. 😊
Zmierzam do tego, że moje zadowolenie wynika z faktu, iż otrzymałem dokładnie to, czego oczekiwałem, czyli – kawał świetnej, soczystej historii, opowieść z mocnymi zwrotami akcji, z bohaterami, których indywidualne losy ściśle sprzęgnięte są z polityką w wymiarze lokalnym i globalnym.
Virion, co prawda, się postarzał, ale magia jego miecza nie utraciła swej mocy, a nowe pokolenie bohaterów dobrze rokuje na przyszłość.
Może tylko – to jedynie moje subiektywne odczucie – za dużo tym razem humoru w tej opowieści. Lubię humor w stylu, ale i w proporcji, Sapkowskiego – jest go tam tyle, ile być powinno.
Ziemiański tym razem śmieszkuje, mam wrażenie, bardziej i częściej niż zwykle, i to mi nieco niweluje napięcie oraz obniża jakość lubianego przeze mnie dreszczyku emocji.
Mam nadzieję, że Autorowi nie zabraknie ani czasu, ani chęci, ani pomysłów na kontynuowanie tej serii. Mógłbym ją czytać do końca świata i jeden dzień dłużej 😉
Lektor: Grzegorz Pawlak – oczywiście!
43/2024 (audiobook 30/2024)
Jedna z moich ulubionych serii fantasy, po dłużącej się przerwie, znów odżyła w kolejnym tomie.
Z radością konstatuję, że cykl nie stracił na atrakcyjności, formuła się nie wyczerpała, konwencja się nie sprała i zachowuje swoje kolory. 😊
Zmierzam do tego, że moje zadowolenie wynika z faktu, iż otrzymałem dokładnie to, czego oczekiwałem, czyli –...
42/2024 (audiobook 29/2024)
Pozostając w nieutulonej żałobie po Eberhardzie Mocku – szukam choć części niegdysiejszych emocji w innych kryminałach retro. Powróciłem więc do serii Krzysztofa Bochusa. I dobrze zrobiłem.
Pyszna historia!
Tym razem Autor naprawdę mi zaimponował!
“Martwy błękit” to majstersztyk intrygi, Autor rewelacyjnie poprowadził opowieść o tropieniu zabójców, rozwiązywaniu zagadki zza grobu oraz odnalezieniu kolekcji obrazów.
Autor prowadzi czytelnika przez zawiłe meandry okultyzmu i kabały a przy okazji udziela lekcji z zakresu historii sztuki -konkretnie malarstwa.
A skoro akcja toczy się w Gdańsku i okolicach w coraz bardziej mrocznych latach trzydziestych – wszystko to rozgrywa się w oparach duszonego na wolnym ogniu nazizmu, wśród narastającej psychozy, nietolerancji i przemocy.
Główny bohater to – oczywiście – tzw. dobry Niemiec (nie może być inaczej, skoro to seria kierowana do polskiego czytelnika), owca wśród coraz większego stada wilków. Do wybuchu wojny pozostaje kilka lat – mam nadzieję, że Autor doprowadzi historię do momentu konieczności konfrontacji ideałów Abella z twardą rzeczywistością.
Bardzo ciekawe i sugestywne są właśnie te momenty opowieści, w których dramatycznie ściera się niemieckość z polskością, pokazujące trudną sytuację społeczną w Gdańsku tamtego okresu.
Parszywe to były czasy.
Całkiem możliwe, że książkę tę odebrałem jeszcze mocniej czując w sobie niedawne emocje związane z wizytą Gdańsku, kiedym to stanął m. in. przez gmachem słynnej Poczty Gdańskiej i pokłoniłem się bohaterstwu jej obrońców.
Lektor: Mateusz Weber
42/2024 (audiobook 29/2024)
Pozostając w nieutulonej żałobie po Eberhardzie Mocku – szukam choć części niegdysiejszych emocji w innych kryminałach retro. Powróciłem więc do serii Krzysztofa Bochusa. I dobrze zrobiłem.
Pyszna historia!
Tym razem Autor naprawdę mi zaimponował!
“Martwy błękit” to majstersztyk intrygi, Autor rewelacyjnie poprowadził opowieść o tropieniu...
W siódmej księdze przygód sprytnych harcerzy, wydanej w roku 1972, Tytus musi poprawić dwójkę z geografii, co staje się pretekstem do wakacyjnej podróży po kraju połączonej ze zdobywaniem wiedzy na temat ówczesnej Polski.
Trójka gagatków przeżywa oczywiście szereg perypetii, z których, rzecz jasna, wychodzi cało i z humorem, ale najciekawsze w tym wydaniu były dla mnie ślady minionej Polski Ludowej, które dzięki podróży po kraju tych ancymonów tym łatwiej wyłapać.
I tak – Papcio Chmiel odhacza dumne zdobycze PRL: poucza, iż “przemysł chemiczny jest drugim przemysłem po przemyśle węglowym”, posyła bohaterów do zakładów (AZOTY w Puławach oraz Kombinat Siarkowy Tarnobrzeg). Jednocześnie wyraźnie mruga okiem kpiąc z ówczesnej szkolnej edukacji geograficznej: “podaj wysokość plonów owsa w kwintalach z roku 1960” oraz rysując dwójkę staruszków-emigrantów na wycieczce: “Look, Stanley, tu gdzie przed emigracją paśliśmy krowy teraz stoi huta szkła” ;)
Jeden moment w tej historii okazał się dla mnie szczególnie bliski, gdyż trójka ananasów zawędrowała do Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt w… Popielnie, którą to miejscowość znam i wspominam czule, jako bazę wypadową podczas naszych mazurskich rejsów. :)
Tytus, rzecz jasna, zdaje egzamin poprawkowy i może rozpocząć kolejne etapy uczłowieczania. Ja natomiast zapamiętam “tytusolek polihumorku” oraz dialog Tytusa z przodkiem:
– To może pokażę kuzynowi, jak zrobić koło?
- E, zacznie się od jednego koła, dojdzie drugie, potem cztery kółka i o wypadek nietrudno” :)
W siódmej księdze przygód sprytnych harcerzy, wydanej w roku 1972, Tytus musi poprawić dwójkę z geografii, co staje się pretekstem do wakacyjnej podróży po kraju połączonej ze zdobywaniem wiedzy na temat ówczesnej Polski.
Trójka gagatków przeżywa oczywiście szereg perypetii, z których, rzecz jasna, wychodzi cało i z humorem, ale najciekawsze w tym wydaniu były dla mnie...
41/2024
Tym razem moje oczekiwania rozminęły się z propozycjami Autorek.
Tytuł tej publikacji zasugerował mi spotkanie z ciekawymi, mrocznymi właśnie, faktami związanymi z burzliwą historią Dolnego Śląska. Naiwnie wyobrażałem sobie, że poczytam coś np. o okresie wojen husyckich.
Nic z tych rzeczy.
Autorki historii sensu stricto dotykają w niewielkim stopniu, skupiają się natomiast na różnych podaniach, legendach i tym podobnych przekazach ginących w pomroce dziejów.
Poddają te treści analizom, z których często wynika, iż z realną historią wspólnego mają niewiele. Są za to ściśle związane z pasjami Autorek, które nie żałują sobie snucia własnych teorii na ich temat, jednych – ciekawszych, innych – mniej.
Nawet jako dziecko nie “wierzyłem” w istnienie smoków, gryfów, wampirów, bazyliszków i im podobnych wytworów ludzkiej wyobraźni sprzed wieków. Trudno więc, aby współczesne tropienie jednorożców na Dolnym Śląsku wywołało we mnie jakieś emocje ;)
Najciekawsza cześć książki to ta poświęcona mieszkańcom regionu uznanych wieki temu przez lokalną społeczność za wampiry, co zwykle kończyło się tragedią. Dość solidne oparcie w dokumentach pozwala dziś w miarę dokładnie poznać kulturowy i urzędowy aspekt tych oskarżeń, procesów oraz zwyczajów pogrzebowych panujących w faktycznie mrocznym okresie totalnego zabobonu.
Pozostałe rozdziały przykuły moją uwagę, mówiąc delikatnie, w stopniu umiarkowanym.
Być może swój wpływ miał na to styl narracji: literackiej odmiany języka tu niewiele, dominuje raczej styl, luźny, potoczny (“autor popełnił opracowanie”, “polubiłam gościa” itp.) charakterystyczny dla blogosfery.
Głębia i przenikliwość refleksji w stylu: “Istnieje wiele rodzajów miłości. Ci, którzy mają szczęście, kochają ze wzajemnością, a żywione przez nich uczucie jest budujące. Mniej szczęście mają zakochani jednostronnie lub miłujący w sposób niezrozumiały dla dużej części społeczeństwa. Jakoś tak wyszło, że nasz gatunek od wieków wykazuje się niepojętym dla mnie brakiem tolerancji wobec inności” - również nie pomagały mi w poważniejszym potraktowaniu tej publikacji.
Na koniec ciekawostka: książka poświęcona jest wedle tytułu tajemnicom Dolnego Śląska. Tymczasem na okładce widzimy fragment panoramy… Pragi, czeskiej stolicy.
Celowy zabieg (jeśli tak, to czym powodowany?), czy zwykła ignorancja? To taki kolejny sekrecik z “Dolnego Śląska” ;)
41/2024
Tym razem moje oczekiwania rozminęły się z propozycjami Autorek.
Tytuł tej publikacji zasugerował mi spotkanie z ciekawymi, mrocznymi właśnie, faktami związanymi z burzliwą historią Dolnego Śląska. Naiwnie wyobrażałem sobie, że poczytam coś np. o okresie wojen husyckich.
Nic z tych rzeczy.
Autorki historii sensu stricto dotykają w niewielkim stopniu, skupiają...
40/2024
Zachciało mi się sprawdzić, czy tego typu literatura jeszcze na mnie jakoś działa, czy wzbudzi we mnie jakieś emocje. A jeśli tak – to jakie?
Czy będzie to ekscytacja nastolatka, który wieki temu pochłaniał za jednym podejściem pierwsze polskie wydania „Twierdzy” F. Paula Wilsona czy „Manitou” Mastertona?
A może będzie to boomerskie poczucie zażenowania doświadczonego sceptyka realisty?
Okazało się, że ani jedno, ani drugie.
Oczywiście nie odnalazłem w sobie tamtych emocji. Ale chyba nie mogło być inaczej: w moim wieku wie się doskonale, że najstraszliwszym potworem w tym potwornym świecie jest, po prostu, człowiek.
Z ulgą jednak odnotowałem fakt, iż nie poczuwszy się oczarowany – nie odczułem też rozczarowania.
„Przysionek wieczności” to całkiem sprawnie napisana książka, w której Autor – na szczęście – z niczym nie przesadza, nie stara się epatować przemocą i nie potrzebuje hektolitrów krwi, bo osiągnąć efekt. Oczywiście czerpie pełnymi garściami, w zasadzie – wyłącznie, z wielekroć sprawdzonych patentów. Niczego nie odkrywa, kroczy wytartymi do połysku ścieżkami gatunkowej konwencji.
Ale całkiem poprawnie zabawia się narracją, dzieląc opowieść na części rozrzucone w różnych planach czasowych.
Rozumiem, że to debiut Autora, więc można tę książkę zaliczyć do grupy takich młodzieńczych wprawek. Może kiedyś powstanie coś mocniejszego?
40/2024
Zachciało mi się sprawdzić, czy tego typu literatura jeszcze na mnie jakoś działa, czy wzbudzi we mnie jakieś emocje. A jeśli tak – to jakie?
Czy będzie to ekscytacja nastolatka, który wieki temu pochłaniał za jednym podejściem pierwsze polskie wydania „Twierdzy” F. Paula Wilsona czy „Manitou” Mastertona?
A może będzie to boomerskie poczucie zażenowania...
39/2024 (audiobook 28/2024)
Motto:
“Spokojnie, zaraz się rozkręci”
(Bolec, “Chłopaki nie płaczą”)
Niestety, nie rozkręciło się.
“Bastard”, jak rozumiem, miał w założeniu być historyczną przygodówką, taką chłopacką powieścią łotrzykowską z akcją osadzoną we wczesnym średniowieczu.
Chyba na założeniu się skończyło, bo pomysłu najwyraźniej zabrakło.
“Bastard” jest książką nudną, nieciekawą oraz infantylną.
Jak na powieść przygodowo-historyczną coś mało w nim przygód, a te, które się bohaterowi przydarzają – są nijakie, nie wzbudzają emocji i nie przykuwają uwagi (zresztą – podobne jak sam bohater…)
Dominuje płycizna i mizeria fabularna. Autor wydaje się mieć tzw. lekkie pióro, ale stylizację językową narracji traktuje tyleż umownie, co swobodnie.
Srogi zawód.
Przebrnąłem przez te uschłe chaszcze, żebyście Wy nie musieli.
Lektor: Jakub Kamieński
39/2024 (audiobook 28/2024)
Motto:
“Spokojnie, zaraz się rozkręci”
(Bolec, “Chłopaki nie płaczą”)
Niestety, nie rozkręciło się.
“Bastard”, jak rozumiem, miał w założeniu być historyczną przygodówką, taką chłopacką powieścią łotrzykowską z akcją osadzoną we wczesnym średniowieczu.
Chyba na założeniu się skończyło, bo pomysłu najwyraźniej zabrakło.
“Bastard” jest książką...
38/2024 (audiobook 27/2024)
Robert Małecki trzyma poziom: NADAL nie potrafi sprawić, bym polubił Marię Herman i Borewicza Zero Siedem (tego drugiego nawet zdołał mi jeszcze bardziej obrzydzić: skala patologii w jego rodzinie wychodzi tym razem poza skalę), ale też NADAL pozwala mi uważać go za naprawdę świetnego pisarza.
“Zapadlina” - jak to u Małeckiego – to chyba bardziej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym niż kryminał jako taki.
Autor kolejny raz udowadnia, że ma talent w ukazywaniu atmosfery zatęchłej prowincji, w malowaniu lokalnych animozji.
Ów lokalny teatr zdarzeń okazuje się być całkiem dynamiczny, bohaterowie wyraziści, wzbudzający emocje. Nawet podoba mi się, że para głównych postaci to raczej antybohaterowie – z jednej strony próbują naprawiać świat, z drugiej – z premedytacją psują wokół siebie, co się tylko da. Zwłaszcza Borewicz.
Ale przede wszystkim podoba mi się talent narracyjny Małeckiego.
Jego proza jest sugestywna, przykuwająca uwagę, plastyczna.
Autor, co prawda, nie żongluje twistami, ale umie tak poplątać intrygę, że czytelnicza ciekawość nie pozwala przerwać lektury w dowolnym momencie – czego doświadczyłem podczas jazdy na rowerze z audiobookiem w uszach: przejechałem kilka kilometrów więcej, żeby tylko posłuchać, jak potoczyły się wydarzenia.
I to chyba najlepszy komplement dla Autora.
Lektor: Andrzej Ferenc
38/2024 (audiobook 27/2024)
Robert Małecki trzyma poziom: NADAL nie potrafi sprawić, bym polubił Marię Herman i Borewicza Zero Siedem (tego drugiego nawet zdołał mi jeszcze bardziej obrzydzić: skala patologii w jego rodzinie wychodzi tym razem poza skalę), ale też NADAL pozwala mi uważać go za naprawdę świetnego pisarza.
“Zapadlina” - jak to u Małeckiego – to chyba...
48/2024 (audiobook 35/2024)
Chyba mi wstyd.
A dokładnie: nieco wstydzę się przyznać, że to najsłabsza książka Małeckiego z dotychczas przeze mnie przeczytanych.
Ale miejmy to już za sobą, zatem otwarcie przyznaję: najsłabsza.
Zacznę od tego, że “Wstyd” nie jest kryminałem, ani tym bardziej thrillerem, jak próbuje nas zwodzić wydawca.
Owszem, morderstwo, a nawet dwa, są ważną składową fabuły, ale powieść zdecydowanie lokuję w nurcie obyczajowym.
Jest też intryga, dwa śledztwa – oficjalne - policyjne i prywatne, prowadzone przez bohaterkę.
Wszystko co najważniejsze – skupia się jednak wokół relacji rodzinnych, sąsiedzkich, pracowniczych. A przede wszystkim – uczuciowych, zarówno w sensie erotycznych namiętności, jak i macierzyńskich wątpliwości.
“Wstyd” jest powieścią a nie reportażem, nie wymagam więc od fabuły stuprocentowej wiarygodności i prawdopodobieństwa.
Lubię jednak, kiedy fabuła i akcja noszą znamiona tychże.
Tymczasem Małecki kreuje tak absurdalną opowieść, że nawet całkiem ciekawa intryga nie jest w stanie jej uratować.
Nie chcę tu udowadniać stężenia owego absurdu, musiałbym bowiem solidnie spojlerować, a jestem wrogiem streszczania opiniowanych książek, co jest niestety plagą, istną zarazą, toczącą opinie na portalu “Lubimy czytać”.
Mrugnę tylko okiem, że Autor chyba podpisał jakiś kontrakt reklamowy z… producentem martensów (kto przeczyta/ł – ten zrozumie w czym rzecz).
Największe pretensje mam chyba do Autora jednak za pójście “pod publiczkę”, podążanie za modnymi dziś, “netflixowymi” trendami, za potrzebę (lub poddanie się konieczności) dołączenia do prawilnego chóru – w tym wypadku pisarzy – podejmującego konkretną tematykę, poruszającego problemy konkretnych grup społecznych. Żeby było jasne: ja te problemy dostrzegam i rozumiem. Ba! Nawet jestem przeciwnikiem milczenia na ten temat!
Ale bycie rzecznikiem pewnej sprawy w takim stężeniu, w jakim czyni tu Autor – powoduje u mnie jakiś rodzaj zgagi po wypiciu silnego koncentratu.
Jest coś w teorii, że Autorzy powieści ujętych w ramach serii – nieszczególnie zachwycają, kiedy napiszą jakąś powieść “osobną”.
Daleki jestem od uznania tego za regułę, ale – fakt faktem – muszę zgodzić się przynajmniej ze zdaniem, iż zdarza się to nader często.
Lektor: Danuta Stenka
48/2024 (audiobook 35/2024)
więcej Pokaż mimo toChyba mi wstyd.
A dokładnie: nieco wstydzę się przyznać, że to najsłabsza książka Małeckiego z dotychczas przeze mnie przeczytanych.
Ale miejmy to już za sobą, zatem otwarcie przyznaję: najsłabsza.
Zacznę od tego, że “Wstyd” nie jest kryminałem, ani tym bardziej thrillerem, jak próbuje nas zwodzić wydawca.
Owszem, morderstwo, a nawet dwa, są...