Po serię "Siedem Pieczęci" postanowiłam sięgnąć po przeczytaniu książki Kaia Mayera pt. "Merle i Królowa Laguny". Spodziewałam się czegoś napisanego w podobnym stylu.

Ociupinkę się rozczarowałam. Ale tylko ociupinkę, bo ogólnie "Powrót Czarnoksiężnika" był dobry. Denerwowało mnie tylko to, że książka (a może powinnam powiedzieć książeczka) była taka krótka. Zabrakło mi też w tej opowieści realności. Lubię czytać powieści fantastyczne, w których świat przedstawiony sprawia wrażenie, iż mógłby istnieć naprawdę. W tym wypadku tak nie było. Latające ryby, mieszkające w torebkach z krokodylej skóry oraz trzy ładne wiedźmy budzące do życia kamiennego czarnoksiężnika nie bardzo mi tu pasują. Muszę jednak przyznać, że podziwiam i szanuję odwagę autora. Bo czy jakiś inny pisarz ośmieliłby się zacząć pierwszą książkę swojej nowej serii od wzmianki o latającej rybie wyskakującej z torebki z krokodylej skóry?
Oby tak dalej! Uważam oryginalność tej książki (choć może nieco przesadzoną) za jej zaletę.

Po za tym podobała mi się fabuła i bohaterowie, a szczególnie Kira i jej ciotka. Moim zdaniem nie brakowało tu akcji. Była ona na tyle wartka, że przebiegłam przez całą książkę w błyskawicznym tempie.

Teraz nie mogę wyhamować, więc jedyne, co mi pozostaje, to sięgnąć po kolejną część.

Po serię "Siedem Pieczęci" postanowiłam sięgnąć po przeczytaniu książki Kaia Mayera pt. "Merle i Królowa Laguny". Spodziewałam się czegoś napisanego w podobnym stylu.

Ociupinkę się rozczarowałam. Ale tylko ociupinkę, bo ogólnie "Powrót Czarnoksiężnika" był dobry. Denerwowało mnie tylko to, że książka (a może powinnam powiedzieć książeczka) była taka krótka. Zabrakło mi...